22 lutego 1999
Draco Malfoy jest raczej zdeterminowany, by umrzeć.
To jasne już po pięciu minutach procesu. Porusza się w swojej klatce, kiedy odczytywana jest obszerna listę zarzutów. Parska, kpi i wywraca swoimi przenikliwymi oczami. Sposób, w jaki jego ciało kołysze się za każdym razem, gdy odpycha się od jednej strony krat ku drugiej, prowadzi Hermionę do przekonania, że jakimś cudem udało mu się upić. Co wydaje się zarówno niemożliwie głupie, jak i niemożliwie malfoyowe.
Ale jeśli Teo zdołał przekupić strażnika, to jest to całkiem prawdopodobne.
Hermiona zdaje sobie sprawę, że wbija paznokcie w dłonie, kiedy ręka Harry’ego opada na jej kolana, zakrywając zaciśnięte pięści.
— Oddychaj — mówi chłopak, ledwo poruszając ustami. — I pamiętaj, że patrzą na ciebie.
Hermiona natychmiast sztywnieje, odwracając myśli od rojów prasy i próbując skupić się wyłącznie na jednym pręcie klatki. Starając się nie patrzeć nigdzie poza to.
Bardzo szybko staje się jasne, że ten proces będzie przebiegać podobnie jak u Pansy. Godzinami. Godziny i godziny oskarżeń przeciwko Draco. Dowodów. Relacji świadków – wszystkie przeciw, żadnej za.
Wyciągają naszyjnik, który przeklął w szóstej klasie – najwyraźniej nie został zniszczony – i Hermiona musi ukryć swój gwałtowny wdech, udając kaszel.
Przypominają mu, że jego ojciec jest w Azkabanie, a matka równie dobrze również mogłaby tam być oraz oczywiście „wiesz, niedaleko pada jabłko od jabłoni”.
Kiedy przechodzą do tematu tej cholernej Szafki Zniknięć, Hermionie robi się niedobrze.
Przez cały czas Malfoy tępo wpatruje się w swoich oskarżycieli. Oczy ma szkliste. Prawie jakby zasnął, co jest ostatnią rzeczą, jakiej Hermiona teraz od niego potrzebuje.
Bez ręki Harry’ego w swojej dłoni nie sądzi, by nadal była wyprostowana – a kiedy inni prowadzą masową sprawę przeciwko Draconowi, ona po prostu przypomina sobie, że jest to wykonalne. To dyskusyjne. Do obronienia. Może to obalić. Potrafi chwycić za wodze i odciągnąć je od całej tej potępiającej retoryki.
Powtarza to w głowie jak mantrę, aż do momentu, gdy wszystko zostaje wywrócone do góry nogami.
— Jak rozumiem, ten rok również był dla pana dość burzliwy, panie Malfoy — mówi Burbage.
Hermiona popełnia błąd, patrząc na niego. Ciągle to robi – nie sądzi, że będzie w stanie przestać.
Wyraz twarzy Malfoya pozostaje bez emocji.
— Otrzymaliśmy dość przekonujący dowód od twojego rówieśnika, którym chciałby się on teraz z nami podzielić. — Burbage przechyla głowę na bok, aby spojrzeć na nowo przybyłą postać, zajmującą miejsce na krześle świadka.
Hermiona czuje, że podłoga osuwa się spod jej nóg. Ściska dłoń Harry’ego, aż ten jęczy z bólu.
— Proszę podać swoje imię i nazwisko do protokołu.
— Zachariasz Smith.
— Kurwa — szepcze Hermiona pod nosem. Ponieważ wiedziała. Wiedziała. Była tak pewna, że to wróci i będzie ją prześladować, a potem miała absolutnie idiotyczną czelność, żeby o tym zapomnieć. Sądzić, że to wszystko się skończyło, jakby nigdy się nie wydarzyło.
A teraz on jest tutaj. Gotowy wyrządzić więcej szkód, niż ona może sobie wyobrazić.
— Jakie masz dzisiaj dla nas dowody?
— Dziennik — mówi Zachariasz, a Hermiona dosłownie czuje, jak krew odpływa z jej twarzy. — Ten, który należał do Malfoya. — Chłopak unosi ten niewątpliwie fioletowy dziennik, aby cała sala sądowa go zobaczyła.
Jak on go zdobył?
Jak on go zdobył?
Miałam go jako ostatnia. Jak on go, kurwa, zdobył?
Nie, nie, nie. To niewyobrażalnie złe.
Musiała dokonać wyboru, czy włączyć pamiętnik jako dowód do części swojej obrony, i zdecydowała, że na tych stronach jest zbyt wiele wewnętrznej przemocy – zbyt wiele, by te małe okruchy jego człowieczeństwa mogły się przebić.
I właśnie tym zamierza grać Zachariasz.
Hermiona rzuca desperackie spojrzenie na Malfoya, zamieniając dłoń Harry’ego w papkę w swojej pięści – a Malfoy jest po prostu…
Chłopak nadal nie reaguje. Jakby nawet nie był obecny za swoimi własnymi oczami. Niczym oszołomiony posąg.
Zachariasz odchrząkuje, a Hermiona kieruje swój wzrok w jego kierunku.
— Zawiera kilka wpisów, które moim zdaniem sugerują kruchość jego stanu psychicznego.
— Był na terapii — syczy dziewczyna, czując, jak Harry spogląda w jej stronę. Musiał być. Szuka wzrokiem w tłumie Dawlisha – nie ma szansy go odnaleźć, zanim Zachariasz kontynuuje.
— Czy powinienem… przeczytać je teraz?
I on tam jest. Ten nieśmiały głupiec. Och, jak bardzo ona chce patrzeć, jak krztusi się trucizną. Chce go zrzucić z osiemdziesięciu pięter. Chce go zabić na milion sposobów.
— Miona, proszę. — Harry prawie jęczy. — Przepraszam, ale nie czuję już palców.
Uwolnienie jego dłoni jest jak zerwanie mechanicznego zacisku, ale udaje jej się to zrobić, nadal nie odrywając oczu od zdradzieckiej twarzy Zachariasza.
— Tak, proszę — mówi surowo Burbage.
Chłopak znowu odchrząkuje. Otwiera dziennik w miejscu, w którym została dodana zakładka.
— Przepraszam za… hm… język — mruczy.
Malfoy budzi się z oszołomienia na tyle, by parsknąć śmiechem. W tym momencie musi majaczyć, czy coś w tym stylu.
— Dobrze. Ja... ekhm... po prostu przejdę do wyróżnionych fragmentów.
Hermiona musi powstrzymać warknięcie. Oczywiście. Oczywiście, że zamierzają wyrwać jego słowa z kontekstu.
— 8 września 1998… Pieprzona Granger… nie znasz jej, ale byłoby ci przykro, gdybyś jednak znał… eee, przeskakując trochę do przodu, uch. Miałem taką nadzieję, że rozkażą mi ją zabić podczas wojny. Miałem nadzieję…
Tłum otwarcie wstrzymuje oddech, a Hermiona po prostu zaciska oczy, bo wie, że wszyscy teraz na nią patrzą.
— Uch… Ale ty też byś ją zabił, gdybyś miał szansę. Skręciłbyś tę śmieszną, ptasią szyję, zanim wydusiłaby z siebie całe zdanie. Um. Dobrze. Następny wpis. Ehem, uch. 18 września 1998… czy nie byłoby raczej cudownie, gdyby ta szlamowata Granger nie istniała? Jedną wszechwiedzącą na świecie mniej… hm… — Przewraca kilka stron.
Oczywiście – oczywiście że upewni się, że są to najgorsze wpisy, ponieważ to ona będzie go, kurwa, bronić.
— 2 października 1998… cofam to, co powiedziałem. Nic nie działa. Po prostu chcę odejść. Pozwól mi odejść. Bardzo chciałbym odejść… a potem zobaczmy... tak, myślę, że ważne jest, aby wspomnieć, że zostało to napisane mniej więcej w tym czasie, gdy fizycznie zaatakował pannę Granger na terenie szkoły…
Hermiona gwałtownie podskakuje, ale Harry tak szybko szarpie ją z powrotem w dół, że prawie nikt tego nie zauważa.
— Więc to jest, tak... to on, eee, jego komentarz do tego. 6 października 1998… Kurwa, zaatakowałem ją… uch… ona sprawia, że jestem cholernie popieprzony… Nazwałem ją… — Zachariasz wyraźnie się wierci. — Pizdą. Pieprzoną, szlamowatą pizdą.
A tłum – do cholery, oni po prostu wzdychają. Tak zniesmaczeni tą obrazą. Tak głodni krwi.
— Chcę ją, kurwa, zabić… no tak, idąc dalej…
— Skończ to zdanie — żąda Hermiona. Nie może się powstrzymać.
Wszystkie oczy kierują się ku niej, jak wygłodniałe wilki patrzące na przynętę.
— Panno Granger, dobrze będzie, jeśli pozostaniesz cicho podczas zezn…
— Każ mu skończyć to zdanie — mówi ponownie, teraz głośniej, wyszarpując się z uścisku Harry’ego i wstając. — Nie możesz przyjąć zeznania o czymś tak skróconym. Nie możesz pozwolić mu zmieniać faktów. Przeczytałam ten wpis, a on… — Wskazuje szorstko na Zachariasza. — On musi skończyć to zdanie.
Burbage mruży na nią oczy. Warga kobiety drga, ściągnięta do tego stopnia, że wygląda to wręcz boleśnie. Ale spogląda ona na Zachariasza i unosi brew.
— Czy jest coś więcej w tym zdaniu?
Zachariasz porusza się niespokojnie. Wraca do strony i odchrząkuje po raz czterdziesty.
— Chcę ją, kurwa, zabić prawie tak samo, jak chcę ją pocałować.
Hermiona oczekuje od tłumu więcej. Jakiegoś zmiękczenia – czegokolwiek. Sposobu, w jaki złagodnieli dla Pansy.
Ale spojrzenia rzucane dookoła są ostrożne. Nieprzekonane.
A Burbage praktycznie się uśmiecha, gdy odwraca się do Hermiony.
— Zadowolona, panno Granger?
Hermiona wypuszcza z ust gorący oddech.
— Usiądź — nakazuje kobieta.
Harry ciągnie Hermionę z powrotem w dół.
A Zachariasz po prostu głupio mruga, patrząc dookoła, dopóki Burbage nie kiwnie głową, by kontynuował.
— Więc, um, tak… 1 listopada 1998… Chcę wyrwać jej pieprzone włosy… Czuję, że moja krew wrze… Myślę o zrobieniu czegoś głupiego. Potem jest 12 listopada 1998… eee, za każdym razem, gdy zamykam oczy, widzę ją krzyczącą. Wijącą się na podłodze. Widzę białka jej oczu i nie naturalną krzywiznę kręgosłupa i nie mogę przestać marzyć o…
Hermiona zrywa się z powrotem na równe nogi i… teraz krzyczy. Nawet jej to nie obchodzi.
— Nie. NIE. Nie możesz tego wyrywać z kontekstu!
— Panno Granger, wykracza pani poza linię.
— Wystarczy! — Hermiona praktycznie płacze. — Dość! Prawo nie jest jednostronne. To nie jest sprawiedliwe przedstawienie tego chłopca… — Dźga palcem w stronę klatki, jednocześnie świadoma i zaprzeczająca wilgoci, którą czuje na policzkach. — Nie będę tutaj stała i pozwalała wam to robić.
— Usiądź.
Żarówki migają gorączkowo. Dziewczyna wpatruje się w Burbage, aż pieką ją oczy.
— Miona… — słyszy błagalny szept Harry’ego, gdy ten szarpie ją w dół. — Miona, proszę. To nie pomoże.
Dziewczyna praktycznie opada z powrotem na swoje miejsce, a Burbage pozwala na chwilę przerwy, aby w sali mogła ponownie zapaść cisza. Następnie kobieta mówi z westchnieniem:
— Panie Smith, przyspieszmy to trochę. Jakieś końcowe wpisy, które uważa pan za szczególnie zastanawiające?
Zachariasz przez chwilę wygląda jak jeleń w świetle reflektorów, po czym gwałtownie przewraca strony do przodu – kilka razy do tyłu, mrucząc do siebie, jakby próbował wydobyć z notesu najbardziej potępiające zdanie, jakie może znaleźć.
I znajduje to. O, na Boga, znajduje to.
Hermiona zaciska zęby tak mocno, że boli ją szczęka.
— 7 grudnia 1998… Wskazówka: Jeśli mógłbyś zmienić jeden wybór dokonany w ciągu ostatniego roku, co by to było?… A potem pisze, erm… Prawie za łatwe. Moja apelacja. Matka nalegała na nią, ale gdybym mógł cofnąć czas, przyznałbym się do winy i zaakceptował wszystkie początkowe zarzuty. — Zachariasz milknie, by spojrzeć w górę i przemknąć wzrokiem po sali rozpraw, uderzając w ostatnie zdanie z całym naciskiem, na jaki może się zdobyć. — Azkaban brzmi jak samotny raj.
Oczy Hermiony zamykają się.
— Dobrze — zapowiada Burbage. — Dziękuję, panie Smith. Możesz odejść. Przekażemy dziennik do zbioru dowodów procesu. Po krótkiej przerwie, obrona może przejąć stanowisko.
Huk młotka w uszach Hermiony staje się niemożliwie głośny.
***
Kiedy Harry wpycha filiżankę herbaty między jej trzęsące się ręce, płyn rozlewa się i parzy palce. Hermiona jednak ledwo to czuje.
— Po prostu… spróbuj się zrelaksować — mówi słabo Harry, siadając obok niej w pobliżu fontanny w atrium. — To nie koniec. Teraz masz szansę.
— Jaką szansę? — pyta beznamiętnie, patrząc prosto przed siebie.
— Absolutnie jest jakaś szansa. Nie dawaj…
— Zachariasz wykopał mu grób, Harry. Nie jestem głupia.
— Panno Granger!
— Panno Granger!
— Czy zechce pani to skomentować, panno Granger?
Żarówki błyskają Hermionie prosto w twarz, na chwilę oślepiając ją, a ona wylewa na kolana jeszcze więcej parzącej herbaty. Niewyraźnie zauważa, że Harry staje przed nią, mówiąc grzecznie do reporterów:
— Nie teraz, proszę. Dziękuję wam. Dziękuję wszystkim, ale nie teraz…
I, och, sposób, w jaki kłaniają się swojemu bohaterowi, uciekając z jego imieniem na ustach jak z pełną czci modlitwą.
— Chciałabym móc to zrobić — mamrocze Hermiona do swojej filiżanki.
— Co zrobić?
— Poprosić o oddech, a następnie dostać na niego przestrzeń.
— Miona…
Rozlega się ostry trzask, a potem kolejne szalone „Panno Granger!”.
Harry wzdycha. Znowu się odwraca.
— Proszę, powiedziałem nie... och! — Waha się. — Ekhm, Hermiono?
Dziewczyna odwraca wzrok od mętnej herbaty i dostrzega nadzwyczaj małego skrzata domowego stojącego przed nimi. Jej pierwsza myśl dotyczy Zgredka, ale ten skrzat nie jest aż tak brudny. Albo posiniaczony. Ma na sobie ładny, mały zestaw czarnych szat i wpatruje się w nią i Harry’ego dużymi, lśniącymi oczami, ściskając w dłoni list.
— Cześć — mówi Hermiona.
— Panienko Granger, panienko! Niechlujka ma dla pani pilną wiadomość, panienko.
Hermiona zmusza do przybrania lekkiego, uprzejmego uśmiechu.
— Cześć, Niechlujko. Od kogo, jeśli możesz mi powiedzieć?
— Od mojej pani, panienko Granger. Ona nie powinna tego wysyłać, panienko. Nie powinna, ale powiedziała Niechlujce, że musi. — Niechlujka niecierpliwie wciska dziewczynie list do ręki.
Koperta jest grubsza i cięższa niż oczekiwała Hermiona. Jakby w środku było coś więcej niż pergamin. Na odwrocie widnieje ciemna, woskowa pieczęć, ale nigdzie nie ma adresu.
— Kto jest twoją panią, Niechlujko?
Niechlujka kołysze się w przód i w tył na piętach, wyglądając na zdenerwowaną.
— Pani Narcyza Malfoy, panienko.
Pieprzony Zachariasz Smith! Ty mały gównojadzie! Jak Cię gnoju dorwę, to Ci nogi z dupy powyrywam konfidencie! Wstyd mi za takich ludzi w Hufflepufie! To jest ta życzliwość i dobroć dla innych?! A Żeby Cię kurwiu mały stado Centaurów stratowało! Skąd ta mała gnida wgl wytrzasnęła ten dziennik? Co za gnój z Gryffindoru mu go przyniósł, bo przecież sam się tam nie dostał, czy coś mi umknęło i Hermiona sama zgubiła ten dziennik... Wywlec na światło dzienne takie rzeczy i jeszcze mały gnojek tak umiejętnie tym wszystkim operował nie przytaczając kontekstu wypowiedzi, że jak nie uwierzyć w to, co faktycznie przez tego kretyna zostało wypowiedziane...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że dojadą jakoś tego Zachariasza aż mu w pięty pójdzie skurwiel jeden 😤 ale co narcyza na pisała do Herm 🤔
OdpowiedzUsuńJak tu wytrzymać do kolejnego rozdziału 😶
OdpowiedzUsuńZachariasz ty szujo jak tak możesz! I ktoś na pewno ktoś z Gryfonow musiał mu dać ten dziennik. Oboje zabije, rzucę centaurom albo cokolwiek bo tak się nie robi!
Ciekawe co Narcyza wysłała Hermionie, oby to jakoś pomogło.
Serio? Serio? W takim momencie?
OdpowiedzUsuńNie masz serca. Czekam z niecierpliwością!
:*
Tak mi sie cos wydaje, ze w tym wystepie Zachariasza bral udzial Draco, bo niby skad Smith mialby go miec? A patrzac na chec Draco do samoukrzyzowania sie (nie calkiem moze nieslusznego) to moje podejrzenia padaja na niego 🤔 List od Narcyzy!? O matko i corko, wyczekuje kolejnego rozdzialu! 😁
OdpowiedzUsuńNie no ja dostanę zawału! Mój oddech i szybkość czytania jednostajnie przyspieszają z każdym kolejnym rozdziałem. Zachariasz Ty dupku, ty gnoju, ty padalcu, ty frajerze, ty kupo łajna!!! Narcyzie to chyba modlitwami z poprzedniego rozdziału ściągnęłam. Niech ona da jakieś asy w rękawie błagam.
OdpowiedzUsuńTen proces to jedno wielkie nieporozumienie! Przyjmując dowód powinni zapoznać się z całością, albo calos odczytać a nie kierować się wyrwanymi z kontekstu zdaniami. Poza tym to jakby nie było dokumentacja medyczna będąca objęta ochrona wrrr czy oni przepisów nie mają 😭