11 lutego 1999

Kiedy Pansy słyszy słowa „w zawieszeniu”, jej stalowa maska opada.

Hermiona patrzy, jak dziewczyna luźno opiera się o ścianę klatki, a cały strach, którego tak stanowczo nie chciała pokazać, teraz wyraźnie maluje się na jej twarzy. A potem ich oczy się spotykają.

I Hermiona czuje się tak, jakby po raz pierwszy w swoim życiu widziała prawdziwą Pansy Parkinson.

Ponieważ przekrwione oczy, które wpatrują się w Gryfonkę, uważają ją za równą. Po raz pierwszy Hermiona czuje, jak to jest znać Pansy Parkinson. Stać we wnętrzu jej otoczonego murem życia.

A słowa z przeszłości nagle brzmią tak prawdziwie.

Ona ją widzi.

Pansy Parkinson to więcej niż zimna, ładna twarzyczka.

Gdy klatka z dziewczyną zaczyna opadać z powrotem na dół, do cel, z których wkrótce zostanie wypuszczona, milczący członkowie tłumu zaczynają szeleścić, zbierając swoje rzeczy. Kolana Hermiony są sztywne – odrętwiałe. Jej twarz jest pusta.

Szczęście. Czyste szczęście – to było tylko to.

Gdyby z jej ust wyszło choćby jedno niewłaściwe słowo, jedno źle sformułowane pytanie, atmosfera w sali byłaby teraz zupełnie inna.

Faith Burbage rzuca jej z podium miażdżące spojrzenie, po czym znika za drzwiami górnego wyjścia. Bez wątpienia, by odzyskać opanowanie przed kolejną rozprawą.

I kiedy Harry pojawia się u boku Hermiony, wyprowadzając ją z sali – wciąż zbyt oszołomioną i oniemiałą, by mogła poczuć ulgę – John Dawlish wpatruje się w jej plecy.

Odtąd będzie tylko trudniej.

— Dwadzieścia minut to wszystko, co mogłam ci zapewnić — mówi McGonagall, gdy docierają do atrium, wręczając Hermionie kolejną przepustkę dla gości. — Przepraszam, panno Granger.

I nagle dziewczyna przypomina sobie, że jej dzień jeszcze się nie skończył.

Musi porozmawiać z Milicentą Bulstrode.

— Dziękuję, pani dyrektor — szepcze Hermiona. — Dwadzieścia minut powinno wystarczyć.

Wilgotnymi od potu dłońmi zapina na ubraniu plakietkę i wchodzi do windy.

***

12 lutego 1999

NIESZCZĘŚLIWI KOCHANKOWIE MROCZNEGO REŻIMU

Jak miłość zmusiła Pansy Parkinson do udziału w idei Sami Wiecie Kogo

Artykuł Skeeter jest pełen kwiecistych, zdecydowanie mniej dokładnych szczegółów. Pełen fragmentów o Pansy ocierającej „lśniące ślady tragicznych łez” i „lamentującej nad konsekwencjami tej brutalnej miłości”. O Hermionie, która podaje jej chusteczki do nosa i namawia Wizengamot do „odnalezienia swojego człowieczeństwa” – co jest całkowicie sfabrykowanym cytatem.

Ale w ten bałagan jest wplecione jednak trochę prawdy.

A kiedy nasza Złota Dziewczyna spytała o naturę tego związku, Parkinson – wzdychając tęsknie – określiła go jako „czysto jednostronny”.

Zatrzymam się tutaj, aby raz jeszcze przypomnieć moim kochanym czytelnikom, że panna Parkinson była w tym czasie pod wpływem Veritaserum.

„O czym myślisz, kiedy mowa o Teodorze Nottcie?” – naciskała na nią nasza Bohaterka Wojenna, na co Parkinson odpowiedziała z rozgwieżdżonymi oczami: „O wielu rzeczach. Głównie o jego głosie. To najbardziej pocieszający dźwięk, jaki znam. Jedyne, co mnie uspokaja. Sprawia, że czuję się bezpiecznie”.

„Czy [(Sama Wiesz Kto) – nasza Złota Dziewczyna zaniedbała użycie tego przyjaznego dla czytelnika określenia] zmusił cię do robienia rzeczy?” Panna Parkinson mogła tylko przytaknąć. „Złych rzeczy?” – zapytała panna Granger. „Okropnych rzeczy” – odpowiedziała Parkinson. „A dlaczego zrobiłaś te rzeczy?” Na co Parkinson odpowiedziała: „Dla Teo”.

W swoim oświadczeniu końcowym, Najbystrzejsza Czarownica Naszych Czasów zadała pannie Parkinson ostatnie pytanie: „Co byś zrobiła dla Teodora Notta?” Słyszalne westchnienie rozległo się po całej sali sądowej – a nawet kilka łamiących serce okrzyków oburzenia – bo jak ujawniła Parkinson: „Wszystko”.

Na dobre czy na złe, prasa stanęła po ich stronie.

Pod spodem widnieje tylko krótki przypis dotyczący procesu Milicenty. Był on szybki i raczej bezbolesny, zwłaszcza w porównaniu z innymi. Milicenta załamała się niemal natychmiast i wykonała większość pracy za Hermionę – płacząc, przepraszając, wybierając Veritaserum, a następnie spędzając pół godziny na zalewaniu sali rozpraw rzewnymi łzami, bo zawsze czuła się „całkowicie bezużyteczna”. Wyśmiewana i wykluczana, dopóki nie została zaakceptowana przez Voldemorta i jego zwolenników. Chciała tylko czuć się uwzględniana.

Na szczęście Milicenta nigdy nie użyła żadnego zaklęcia Niewybaczalnego. Została ukarana grzywną. Nie było nawet mowy o wyroku w zawieszeniu.

Ale Hermiona ma przygnębiające przeczucie, że to najlepszy wynik, jaki od tej pory zobaczy. Nic nie będzie łatwiejsze.

Dziś dzień Tracey Davis i Dafne Greengrass.

Cela Tracey jest gdzieś pośrodku korytarza, ale Hermiona zostaje zatrzymana, zanim zdąży do niej dotrzeć.

— Granger.

Jej buty szurają o kamienną podłogę, kiedy się odwraca. Siniaki Notta powoli się goją, ale większość jego twarzy nadal pokrywa cętkowany odcień fioletu. Chłopak stoi przy kratach, jakby na nią czekał, z egzemplarzem Proroka Codziennego zaciśniętym w dłoni.

— Jak go zdobyłeś? — wyrywa jej się bez namysłu. Z pewnością są ważniejsze pytania, które powinna mu teraz zadać.

— Przekupiłem strażnika — mówi otwarcie Teo, ale zanim Hermiona zdąży zapytać, co chłopak mógł mu za to zaoferować, on przysuwa papier do krat, żeby mogła zobaczyć nagłówek. — Co to, kurwa, jest?

— Dzisiejsza gazeta — mruczy Hermiona.

Oczy Notta zwężają się. 

Granger. — Chłopak ponownie wyciąga gazetę do przodu i uderza nią o kraty. — Co to jest?

Hermiona stara się nie myśleć o tym, co Pansy chciałaby, żeby powiedziała w tej chwili. Próbuje nie zastanawiać się, co dziewczyna jej zrobi. Ale Pansy jest już z powrotem w Hogwarcie. W zamku – wraz z Blaise’em, Milicentą i Adrianem – w najlepszym miejscu, w jakim może być. Tylko, że teraz Pansy ma Hermionę na oku.

Mimo to jest bezpieczna.

Może wybaczyć Hermionie.

— Prawda — odpowiada w końcu, starając się bez wahania utrzymać jego wzrok. Czuje, jakby się narzucała. Jakby wkraczała w bardzo prywatny aspekt dwóch bardzo prywatnych żyć. Żyć, w których nie ma żadnego interesu, nawet kiedy próbuje je uratować.

— Czyli to nie jest typowe pieprzenie Skeeter? — Oczy Notta stają szersze i bardziej zdesperowane, niż sądziła, że mogą być. — To jest to, co się stało?

— Przez większość czasu — mruga i spuszcza oczy. — Bez tych wszystkich łez i chusteczek.

Nagle słychać głośny huk.

Jej oczy wracają do góry – Nott szarpnął za swoje kraty tak mocno, że aktywował ich ochronne totemy. Chłopak zatacza się do tyłu, porażony przez żelazo, a Prorok Codzienny opada na podłogę u jego stóp. 

— Jasna cholera — syczy Teo, krocząc w tę i z powrotem.

— Przykro mi, że dowiedziałeś się w ten sposób. — To wszystko, co może powiedzieć. Nie ma pojęcia, co dzieje się w jego głowie. — Pansy nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział. Ale to jedyne, co mogliśmy zrobić.

Jego otoczone siniakami oczy znów ją odnajdują. Spojrzenie chłopaka jest ostre, a jednocześnie w jakiś sposób miękkie. 

— Jest idiotką — mówi cicho.

Hermiona nie może się powstrzymać, ale robi krok w tył. Coś kłuje ją w piersi. Nie jest pewna co.

— Jest pieprzoną idiotką — mówi ponownie Teo, prychając i potrząsając głową.

— Jak możesz tak mówić? — wzdycha. — Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiła?

— Dla mnie? Kurwa, nie prosiłem jej o to! — Chłopak znowu jest przy kratach, potrząsając nimi, wytrącając kolejny odrzucający czar z totemów. Wyciąga ręce i krzyczy: — Nigdy, kurwa, nie prosiłem jej o to! Kto jej powiedział, że musi dla mnie zabijać? Prawie umrzeć, dla mnie?

— Nikt jej tego nie powiedział — mówi Hermiona, niemal automatycznie. — Zrobiła to, co uważała za słuszne.

Następuje chwila napiętej ciszy. Kiedy Hermionie udaje się ponownie spojrzeć mu w twarz, jest ona przepełniona bardzo znajomym wyrazem wściekłości. Wściekłości, którą widziała już w pewnych jaśniejszych i zimniejszych oczach. 

— Ty wiesz o tym wszystko, prawda? To właśnie myślisz, że dla niego robisz, co? — Chłopak kiwa głową w dół korytarza, ale ona nie musi patrzeć.

— Próbuję — szepcze.

On też szepcze. Tylko, że jego ton jest zabójczy. 

— Nic dziwnego, że on cię, kurwa, nienawidzi.

Hermiona powoli mruga. Znowu spogląda w dół.

Musi zmusić się do przejścia ku celi Tracey.

***

22 lutego 1999

To było piekło na ziemi.

Ale przynajmniej wyjce przestały przychodzić. Albo Ministerstwo w końcu odebrało Malfoyowi jego prawa do pióra i pergaminu, albo nareszcie się zmęczył. W końcu musiał używać magii bezróżdżkowej. Jego różdżka jest zamknięta w skarbcu Ministerstwa.

Bez względu na powód, jest temu wdzięczna. Bo dziś, ze wszystkich możliwych dni, nie byłaby w stanie sobie z tym poradzić.

To jest ukartowane. Jest tego pewna.

Wściekła z powodu swojego głupiego szczęścia – i w jakiś sposób zaskakującej umiejętności utrzymania każdego nazwiska z listy McGonagall z dala od Pocałunku Dementora – Ministerstwo zachowało najcięższe procesy na sam koniec.

Dwie najtrudniejsze sprawy, zaplanowane na ten sam dzień.

Malfoy i Nott.

Rankiem od chwili, gdy otworzyła oczy, poczuła mdłości. Jakby połknęła pijawkę, powoli pożerającą jej trzewia.

W jakiś sposób jest lepiej przygotowana na te dwie rozprawy, niż na jakiekolwiek inne, a jednocześnie znacznie mniej niż na wszystkie pozostałe razem wzięte.

Ponieważ ona zna Malfoya – a przynajmniej lubi uważać, że go zna. W tylnej kieszeni ma garść przydatnych informacji.

Ale odmówił spotkania z nią. Odwrócił się.

Jego ostatni wyjec był datowany ponad tydzień temu.

Nie mają więc strategii. Planu. Nie wiedzą, jak oszczędzić jego duszę – jego życie. Jak ocalić chłopaka, wobec którego Ministerstwo posiada najwięcej dowodów. Jest on zdecydowanie najbardziej znienawidzony ze wszystkich.

Hermiona zawsze kochała wyzwania, ale to nie jest wyzwanie. To ustawiona gra.

I jeszcze dodając do tego Teo na dokładkę. Kolejny proces, zaledwie godzinę później.

Jeśli jej się nie uda, nie będzie nawet w stanie utrzymać się w pionie – nie mówiąc już o obronie innego, prawie równie znienawidzonego przez społeczeństwo chłopca przed niemal tak samo obciążającymi dowodami.

Została wystawiona na porażkę.

Wydaje się, że Harry również to wie, ponieważ kiedy Hermiona wychodzi ze swojego dormitorium, kompulsywnie wygładzając spódnicę, on wręcza jej butelkę.

Dziewczyna próbuje wymusić choć odrobinę humoru. 

— Płynne szczęście? — Jej uśmiech jest jak namalowany.

Harry zaciska usta – pojawia się na nich smutny uśmiech, gdy potrząsa głową. 

— Whisky.

Jej nos się marszczy. 

— Ognista Whisky?

— Nie, mugolska. Na twoje nerwy.

Hermiona nie potrzebuje więcej zachęty. Wypija całą zawartość, która musi być równoznaczna około dwóm szotom. Oddaje mu pustą butelkę. 

— Dziękuję.

I wychodzi z kwater Gryffindoru.

***

Krąży plotka, że bilety na dzisiejsze rozprawy faktycznie są sprzedawane. Szczególnie na proces Malfoya.

Ludzie opróżniają kieszenie, aby zobaczyć, jak Draco Malfoy otrzymuje wyrok śmierci.

A Hermiona musi udać się do toalety na pięć minut przed rozpoczęciem procesu, by swobodnie zwymiotować, gdy ta cenna whisky powraca z jej żołądka.

Brwi Harry’ego są na linii jego włosów, kiedy dziewczyna wychodzi z kabiny, a pytające oczy chłopaka mrugają za okularami. 

— W porządku? — pyta Harry.

Hermiona ociera usta. Szczypie się za policzki, żeby nadać im koloru. 

— W porządku. Już w porządku.

Ale nie jest przygotowana na tak wielki tłum na sali sądowej. Ledwo zostaje wystarczająco miejsca dla prawdziwych członków Wizengamotu.

Żarówki aparatów migają z każdej strony, a pytania wykrzykiwane są przez dziesiątki głosów, gdy porusza się, by zająć swoje zwykłe – teraz już aż nazbyt znajome – miejsce w wiecznie pustej ławie świadków. Spogląda w bok, żeby ujrzeć, jak Harry siada obok McGonagall. Ale jej wzrok przyciągnięty jest w miejsce dwa rzędy nad nimi, na Blaise’a i Pansy, siedzących razem.

Nie sądziła, że przyjdą. To zarówno zachęta, jak i dodatkowy zastrzyk nerwów.

Ponieważ podczas gdy na sali są jeszcze dwie osoby, które nie przyszły, by zobaczyć jej porażkę, są też o dwie więcej, które mogą ją zobaczyć.

Hermiona skubie swoje skórki, trzymając ręce złożone na kolanach, podczas gdy pytania odbijają się od ścian, a każdy reporter w sali próbuje znaleźć jakikolwiek soczysty szczegół, zanim Faith Burbage zajmie swoje miejsce na podium.

A potem robi się tak cicho, że Hermiona przysięga, że słyszy, jak w żyłach buzuje jej krew.

— Widzę, że mamy dzisiaj komplet — mówi Burbage, zerkając na Hermionę, by rzucić jej zwykłą dawkę spojrzenia pełnego zimnej pogardy. Potem kobieta wraca wzrokiem do tłumu. — Mam nadzieję, że wszyscy zdajecie sobie sprawę, iż na mojej sali sądowej zawsze oczekuję ciszy.

Po chwili słychać setki mruknięć na zgodę.

— W takim razie zróbmy to szybko i bezboleśnie. Wprowadzić oskarżonego.

Do tej pory Hermiona co najmniej dwa tuziny razy słyszała, jak klatka grzechocze, gdy się podnosi. A jednak teraz czuje się tak, jakby słyszała to po raz pierwszy. Myślała, że jest przygotowana na jego widok w środku.

Ale kiedy te jasne blond włosy wpadają w światło sali sądowej, Hermiona czuje się tak, jakby wielka przemysłowa igła wbiła się w jej żołądek. Nie jest na to gotowa.

A jeśli nie zdoła tego zrobić?

Ona… Ona nie jest…

— Panie Malfoy — warczy Burbage, jakby była bardziej niż świadoma, że słowa mają wielką wagę. — Zostałeś oskarżony jako współwinny oraz czynnie biorący udział w działaniach na rzecz Śmierciożerców. Czy rozumiesz te zarzuty?

Jego twarz jest blada. Oczy pokryte sińcami spowodowanymi wyczerpaniem lub przemocą. Minął dopiero tydzień, odkąd go ostatnio widziała, a jednak tyle się zmieniło. Widzi u niego większą utratę wagi, zauważalny spadek siły.

Jeszcze mniej światła w tych szarych tęczówkach.

Ale on stoi prosto. Sztywno. Bez uczuć. Jego już popękane, spierzchłe usta wydają się  świeżo krwawić, kiedy rozchyla je, by przemówić.

— Tak. — Jego ton jest urywany. Nie okazujący żadnych emocji.

— Czy przed rozpoczęciem postępowania chcesz coś zadeklarować?

— Tak. — Draco robi krok do przodu w swojej klatce, a oddech Hermiony urywa się, gdy chłopak owija ręce wokół krat. Mówi płaskim, doskonale poważnym tonem: — Wojnę na kciuki.

Zapada długa, pełna dezorientacji cisza.

Raz, dwa, trzy, cztery… – szepcze głos w głowie Hermiony.

Twarz Burbage ciemnieje, a powieki się zaciskają. 

— Przypuszczam, że uważasz to za zabawne.

— Och, myślę, że to przezabawne. — Draco ociera swoje zakrwawione usta, uśmiechając się do niej, z twarzą opartą o kraty. — Raz, dwa, trzy, cztery… — Blondyn mruczy głosem osoby, która nie ma nic do stracenia.

Raz, dwa, trzy, cztery…

Burbage prawie warczy. 

— Zaczynajmy.

Wypowiadam wojnę na kciuki.


6 komentarzy:

  1. Malfoy, czy Ciebie to do kurwy nędzy bawi w jak głębokiej dupie jesteś? Mam wrażenie, że tak. Nie robi absolutnie nic, żeby jakoś pomóc samemu sobie, tylko jeszcze bardziej się pogrąża.... No mam ochotę mu wyjebać! Bardzo mądrze ze strony jebanego Wizengamotu! Dwie tak poważne rozprawy jednego dnia, żeby wyprowadzić linię obrony z równowagi. Jak coś z Malfoyem by poszło nie tak, to i większe szanse na niepowodzenie w sprawie Theo. Dobrze, że z Pansy chociaż się udało, no i Hermiona zdobyła jej szacunek. Pansy się w życiu nie spodziewała, że swoje własne życie będzie mogła zawdzięczać dziewczynie, której szczerze przez tyle lat nienawidziła. Za to szkoda Theo, że musiał się dowiedzieć o uczuciach Pansy w taki sposób. To na pewno za wiele między nimi nie ułatwiło. Był wściekły na nią, że ryzykowała własne życie dla niego. Ale Nottie się myli co do Hermiony i Draco. On jej wcale nie nienawidzi. Udaje, że tak jest licząc, że ona odpuści sobie jego obronę

    OdpowiedzUsuń
  2. Malfoy no do cholery! Stoisz po przegranej stronie tak ze bardziej się nie da, to łaskawie byś chociaż bardziej nie utrudniał. Chyba, że to kurwa jakiś znak dla Hermiony. Bardzo się cieszę, że z Pansy się udało i zaowocowało poprawa relacji a nawet zaufaniem względem Granger. Jedynie szkoda, że Nott się tak dowiedział, co może skomplikować jego relacje z Hermioną i wpłynąć na ich mam nadzieje współpracę przy obronie. On na pewno się myli albo i nawet za namową Draco chce odciągnąć Granger od ich zdaniem przegranej sprawy. A to, że oba procesy są jednego dnia to skurwysyństwo, do tego idealnie zaplanowane by wykończyć psychicznie jedynego świadka. Jeszcze ten cały ogrom gapiów . Trzymaj się Hermiona!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niee w takim momencie niee ja chcę jego rozprawę 🥺 Malfoy ogarnij się to nie są żarty tu chodzi o twoje życie no i jeszcze Herm trzymaj się tyle robi tyle poświęca biedna 🥺

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie się to czyta. Ale jak sobie pomyślę, że miałabym się użerać z takim typem to niech go sobie Dementor całuje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Troche liczylam, ze Teo tez cos wyzna wzgledem Pansy, a on zdobyl sie na jakies nic nie znaczace warkniecia, bez sensu. I troche tez myslalam, ze to on bedzie przed Draco, i to jego bedzie w tym rozdziale bronic Hermiona 🤔 No nic, teraz za to boje sie klikac kolejny rozdzial. Wojna na kciuki? Serio? O rany 🙈

    OdpowiedzUsuń
  6. Serce zaraz mi wyskoczy albo dostanę zawału. Mam taki poziom stresu w sobie jakbym to ja była oskarżona, jakbym jednocześnie była świadkiem. Wojna na kciuki? Wyczuwam tu sarkazm okraszony spora ironią, bo takie są te zasrane procesy.
    Nott nie powinien się dowiedzieć w taki sposób, rozumiem jego reakcje. Poświęcenie drugiej osoby w taki sposób może zaboleć. Tym bardziej że tego nie widział i nie zrobił prawdopodobnie nic aby jej pomóc przez to przejść... Mam nadzieję, że sobie to wyjaśnia po wyroku w zawieszeniu, bo innej opcji jak uratowanie dwójki ostatnich oskarżonych nie widzę.
    Zastanawia mnie Narcyza zamknięta w domu, w końcu oona nie ma kolejnego procesu, czy sama też wie co obecnie dzieje się z jej synem...
    To jak traktują oskarżonych, zawsze jest domniemanie niewinności, więc przemoc i zaniedbanie, głodzenie powinno być dogłębnie zbadane!
    Trzymaj się Hermiona, lecimy z tym dalej i ogarniemy. Tylko niech Draco zachowuje się jak dorosły i przez chwilę zapomni że jest niestabilny...

    OdpowiedzUsuń