Minął prawie tydzień, odkąd Hermiona została pozostawiona sama w posiadłości. Po tym czasie wydawało jej się, że już zbadała każdy jej cal. Umysł dziewczyny zajęty był katalogowaniem każdego pokoju, szukaniem wskazówek lub możliwej broni. W miarę upływu dni zdała sobie sprawę, że nie może mieć pewności, że to Malfoyowie będą pierwszymi twarzami, które w końcu zobaczy.
Hermiona codziennie rano zabierała książkę o oklumencji i udawała się do oranżerii, chłonąc woń rosnących tam roślin i doskonaląc swoje umiejętności medytacyjne. W nocy korytarze wydawały się skrzypieć ze względu na wiekowość całego Dworu, więc po zachodzie słońca Hermiona pozostawała w obrębie swojej sypialni. Posiłki również jadała w swoim pokoju i nikt nie był z tego faktu bardziej szczęśliwy niż Remka, która wydawała się całkiem zadowolona, widując Hermionę w zakresie absolutnego minimum.
Drugiego dnia swojej samotności Hermiona odkryła, gdzie mieściły się kuchnie. W pomieszczeniu wraz z Remką pracowały jeszcze trzy inne skrzaty, sprzątając i przygotowując obiad dla nikogo.
— Cześć.
Cztery pary rąk zamarły w bezruchu, a cztery pary oczu o różnych odcieniach fioletu i zieleni zwróciły ku niej.
Dziewczyna odchrząknęła.
— Jestem Hermiona.
Remka podeszła do niej, marszcząc brwi.
— Panienka jest głodna? Już?
— Eee, nie. — Spróbowała się uśmiechnąć. — Chciałam się tylko przedstawić. I poznać was wszystkich. — Skrzaty z pewnością posiadały najwięcej informacji o tajemnicach rodziny Malfoyów. Nie sądziła więc, by złym pomysłem było zaprzyjaźnienie się ze skrzatami.
Stworzenia wpatrywały się w nią. W kuchni panowała cisza, z wyjątkiem słabego odgłosu siekania warzyw przez zaczarowane noże. Najbliżej Hermiony stał skrzat, który pierwszej nocy dostarczył jej herbatę.
— Witaj ponownie — zaćwierkała Hermiona. — Pluczek, prawda?
Starszy skrzat zmarszczył brwi i powiedział:
— Przetyczek.
— O tak — odparła, czując falę gorąca sunącą po szyi.
Wszyscy wpatrywali się w siebie z konsternacją.
— Panienka życzy sobie teraz kolację? — zapytała Remka, patrząc na nią wściekle.
— Nie? Nie. — Hermiona spróbowała swobodnie usiąść na małym, skrzacim krzesełku. Mebel zachwiał się lekko, a ona znów się wyprostowała. — Eee, jak długo pracujesz dla Malfoyów?
— Przetyczek się tutaj urodził.
— Och, naprawdę? — zapytała unosząc brwi i kierując swoją twarz w stronę Przetyczka. — Ależ to musi być naprawdę bardzo długo! Czytałam, że skrzaty domowe mogą dożyć nawet dwustu lat.
Przetyczek spojrzał na nią groźnie.
— Przetyczek ma czterdzieści sześć lat.
— Jasne. — Zarumieniła się. — No cóż, zatem wszyscy musicie pamiętać Zgredka! Był moim drogim przyjacielem.
Skrzat stojący z tyłu wydał z siebie zgrzytliwy jęk, a wyraz twarzy Remki nawet nie drgnął. Wyglądało na to, że Hermiona nie zyskała żadnej sympatii, wspominając tutaj imię Zgredka.
— Proszę, mówcie dalej. — Niejasnym gestem wskazała na skrzaty. — Chciałam was tylko odwiedzić. Może trochę porozmawiać.
Skrzaty patrzyły na nią. Noże przestały siekać warzywa. Hermiona otworzyła usta, po czym natychmiast je zamknęła.
— Tak, w porządku… To ja może jednak teraz zjem.
I tego dnia zjadła kolację o czternastej.
Później ruszyła w kierunku gabinetu Lucjusza, przekonana, że zaklęcie nadal będzie ją blokować, ale mimo wszystko zadowolona, że może spróbować to sprawdzić. Gałka klamki obróciła się pod jej palcami i ku swojemu zaskoczeniu Hermiona zdołała nawet pchnąć drzwi do końca. Jednak jej ręka przylgnęła do bariery – wciąż zablokowana.
Wpatrywała się w ciemny pokój, na który z okna za biurkiem padały złote promienie popołudniowego słońca. Hermiona spojrzała na Monitor Wrogów stojący na półce, czekając, by zobaczyć, czy jej twarz ukaże się w falującej mgle. Powierzchnia szkła zawirowała, przechodząc w pustkę, ale Monitor nie rozpoznał jej jako wroga. Ciekawe, biorąc pod uwagę, że przyszła tu węszyć.
Przylgnęła twarzą do niewidzialnej bariery, przechylając się na bok, aby zobaczyć wewnętrzne ściany pokoju. Po lewej stronie wisiały rzędy półek z książkami, od patrzenia na które aż swędziały ją palce. Czy nie byłoby interesujące móc zobaczyć, jakie książki Lucjusz Malfoy trzymał tu tylko do swojej dyspozycji? Z dala od głównej biblioteki?
Po dziesięciu minutach wpatrywania się w tytuły na półce, powędrowała do biblioteki, gotowa rozwiązać jeden z wielu swoich problemów. Przeanalizowała w umyśle wszystkie pytania, które się w nim zrodziły, a następnie uszeregowała ja według priorytetów, próbując znaleźć praktyczne rozwiązania.
Odpowiedź na najpilniejsze pytanie była uzależniona od zdrowia Draco. Gdyby umarł, co by się z nią stało? W swojej obecnej sytuacji ufała dobroci Narcyzy, ale nie była pewna, jak daleko mogła ona sięgać. Gdyby nie mogła dłużej mieszkać w Dworze Malfoyów, to dokąd by ją odesłali?
Czy wróci na Aukcję?
Otwierając drzwi biblioteki, odrzuciła z serca ulotną, tęskną nadzieję, że ujrzy przy regałach Draco, odwracającego się do niej i unoszącego brew.
Z rękami na biodrach, stojąc przed ogromną biblioteką, która była całkowicie dostępna do jej dyspozycji, Hermiona uszeregowała swoje priorytety.
Nie było precedensu dla Aukcji, o którym by wiedziała, co oznaczało, że nie istniał sens by badać, jakie zasady ustalali Śmierciożercy w sytuacji śmierci Posiadacza. Odsunęła więc to pytanie na bok, nie mogąc znaleźć na nie odpowiedzi.
Horkruksy, tatuaże lub środki tłumiące magię. Na czym powinna się dzisiaj skupić? Mroczna myśl ogarnęła jej umysł, gdy oczy przemknęły po rzędach ksiąg. Czy cokolwiek z tego miało znaczenie? Przegrali. Ona przegrała.
Zacisnęła usta. Wzięła głęboki oddech.
Tłumienie magii. Właśnie temu przyjrzy się dzisiaj.
Nie zważając na nic, odwróciła się w stronę magicznego katalogu bibliotecznego i powiedziała:
— Wskaż mi wszystkie książki o tłumieniu magii. — A potem po namyśle dodała jeszcze: — Proszę.
Rozległ się dziwny dźwięk szurania na półkach. Hermiona spojrzała na kilka książek wysuwających się ze swoich miejsc i unoszących się w przejściach między regałami.
— Dobrze — powiedziała. — No to do roboty.
***
Uczyła się do późnego wieczora, rozkładając na wielkim stole wszystkie znalezione teksty i gryzmoląc notatki. To mogła być jej jedyna okazja podczas pobytu w Dworze, kiedy nie musiała się martwić, że zostanie przez kogokolwiek złapana. W końcu cała trójka Malfoyów przebywała daleko poza posiadłością. Badanie działania eliksiru tłumiącego magię było dla niej oczywistym wyborem. W końcu odzyskanie swojej magii znacznie ułatwiłoby jej ucieczkę, o ile znajdzie sposób na obejście działania tatuaży. A nawet jeśli zostałaby złapana, zwykła akademicka ciekawość zasad działania eliksiru tłumiącego magię nie była czymś, za co zostałaby zabita.
A przynajmniej taką miała nadzieję.
Istniało kilka rodzajów ziół i kruszywa, które mogły odpędzać złe duchy, jednak nie mogła poznać ich dokładnych kombinacji, chyba że udałoby się jej zbadać je w laboratorium eliksirów. Będzie potrzebowała fiolki z tym miętowym eliksirem. I kociołka. Hermiona zapisała wszystkie informacje i schowała do kieszeni listę potencjalnych składników.
Rano wróciła do kuchni. Skrzaty podejrzliwie podniosły na nią wzrok znad stert prania. Remka prawie przewróciła oczami.
— Panienka jest głodna?
— Nie, dziękuję. — Hermiona uśmiechnęła się. — Miałam tylko ochotę na filiżankę herbaty?
Przetyczek zeskoczył ze stołka, załamując ręce.
— Panienka wzywała Przetyczka? Przetyczek nie słyszał!
— Nie, nie. Nie wzywałam. — Machnęła dłonią, mając nadzieję, że Przetyczek nie zacznie zaraz walić sobie czajnikiem w głowę. — Zdecydowałam się przyjść tu sama i poprosić, żebyś zrobił ją tutaj, na miejscu.
Tam, gdzie mogę cię obserwować.
Przetyczek ruszył do pracy, rozpalając ogień pod czajnikiem.
— To może ja chociaż podam ci cukier — powiedziała, ruszając w stronę półek. Otwierając szafki, szukała fiolek z eliksirami trzymanych w miejscach wygodnych do nalewania herbaty.
— Panience nie smakuje taka, jaką robi Przetyczek?
Hermiona odwróciła się i zobaczyła załzawionego czterdziestosześcioletniego skrzata splatającego dłonie.
— Eee, nie. Chciałam ci tylko pomóc! — Otworzyła kolejną szafkę, nie znajdując w niej jednak niczego podejrzanego.
— Panienka chce cukru? Nie woli miodu?
Ręce Hermiony zamarły. Miód.
Zwróciła się do Przetyczka. Remka stał tuż za nim, sprytnie wykrzywiając usta.
— Myślałam, że może nie będę pijać jej już z miodem. — Spróbowała, obserwując minę Remki. Gdyby polecano skrzatom podawać jej miód z dodatkiem środka tłumiącego magię, mogłyby wpaść w panikę.
— Panienka nie lubi miodu?! — Perliste łzy potoczyły się po drżących policzkach Przetyczka. — Ale Przetyczek od tygodni podaje panience miód!
Oczy Hermiony rozszerzyły się. Nie czuła się przygotowana na dramaty skrzatów domowych.
— Nie! Nie, lubię miód. Bardzo go lubię!
Z fioletowych oczu Przetyczka wypłynęły kolejne dwie łzy.
— Zawsze robię miodową herbatę dla Panienki i dla panicza Draco. Czy panicz Draco też jej nie lubi?
Hermiona zmarszczyła brwi. Draco. Tak. Substancja tłumiąca magię nie mogła znajdować się w miodzie. Chyba, że trzymano specjalny słoik tylko dla niej…
— Macie może inny rodzaj miodu? — spytała Hermiona, a jej umysł pracował.
— MIÓD SIĘ ZEPSUŁ?
Remka prychnęła i zrobiła krok do przodu, kładąc uspokajająco dłoń na drżącym ramieniu Przetyczka.
— Mamy jeden rodzaj miodu. Przetyczek zawsze dodaje trzy łyżki miodu do herbaty panienki i panicza Draco. Czy panienka chce czegoś innego?
Przetyczek zaszlochał teraz w niekontrolowany sposób w swoje dłonie. W żołądku Hermiony zawirowało poczucie winy. Z tym po prostu nie mogła wygrać. Uklękła przed fioletowookim skrzatem i delikatnie odsunęła jego malutkie dłonie od zapłakanej twarzy.
— Przetyczku? Z przyjemnością wypiłabym filiżankę herbaty z trzema łyżkami miodu. Czy mógłbyś mi w tym pomóc?
Przetyczek skinął głową tak gwałtownie, że jego małe uszy musnęły twarz Hermiony. Skrzat pobiegł po czajnik, a Hermiona zwróciła się do marszczącej brwi Ramki.
— Czy pojawiły się jakieś wieści o paniczu Dra… ee, o Draco? Jakieś wieści o tym, kiedy wszyscy wrócą?
Zmarszczka zniknęła z twarzy Remki, a skrzatka również zaczęła drżeć od łez, które jeszcze nie wypłynęły.
— Nie. Mistrz Draco jest bardzo poważnie ranny.
Hermiona przełknęła ślinę, czując szum pulsu w swoich uszach.
— Co się stało? Coś ci powiedzieli?
— Nie — powiedziała smutno Remka, kręcąc głową. — Wszystko, co wiemy, pochodzi z tego. — Wskazała na wąski blat, gdzie Hermiona z zaskoczeniem ujrzała świeży egzemplarz Proroka Codziennego.
Zbliżyła się, spoglądając w dół na zdjęcie przedstawiające spalony do ziemi zamek w Dover.
REBELIA STŁUMIONA W DOVER
autorstwa Rity Skeeter
Dziewczyna chwyciła za gazetę, z dudniącym sercem szybko przemykając oczami przez tekst.
Czarny Pan znów zwycięża!
W poniedziałek wieczorem w zamku Dover wybuchła mała rebelia pod przewodnictwem powstańców i sympatyków Starego Porządku. Skalista plaża w Dover zapewniła buntownikom niewielką osłonę, podczas gdy siły Czarnego Pana zebrały się i pokonały wrogów.
Hermiona wyszła z kuchni, przełknęła ciężar nowych informacji i wybiegła na świeże powietrze. Przemknęła przez frontowe drzwi Dworu, dysząc od porannego wiatru, i oparła się plecami o zewnętrzną ścianę. Jej klatka piersiowa była napięta, a palce drżały, gdy czytała artykuł dalej.
W poniedziałkowej potyczce Śmierciożercy ponieśli niewielkie straty, w porównaniu z rebeliantami, którzy z podkulonymi ogonami z powrotem ukryli się w swoich norach.
W następstwie nowego ustawodawstwa dotyczącego Aportacji i Blokad Terenów, rebelianci – dowodzeni przez Wroga Numer 1, George'a Weasleya – próbowali przekroczyć Cieśninę Dover łodzią, omijając linię ograniczeń teleportacji w sposób niemagiczny. Niedawno awansowany na stanowisko generała Lucjusz Malfoy, jako pierwszy pojawił się na miejscu, bezlitośnie odcinając dostawy łodzi i eliminując kilka istotnych twarzy frontu buntu, w tym starszego brata przywódcy rebelii, Charliego Weasleya.
Hermiona oderwała oczy od artykułu, palcami zgniatając kartki i próbując poskładać w całość swoje wirujące myśli.
Charlie nie żył.
Lucjusz go zabił.
Istniały granice aportacji, które ograniczały podróże do Wielkiej Brytanii. Chociaż aportowanie się przez kraje i duże zbiorniki wodne należało do rzadkości, nie było całkowicie niespotykane. Z tego rodzaju wyzwaniem mogli poradzić sobie ludzie o wyjątkowo potężnej mocy. Ale jeśli istniały faktyczne, magiczne ograniczenia aportacji, to rzeczywiście utrudniało ludziom wydostanie się poza granice kraju.
Czy ucieczka była planem dla pozostałych strzępów Zakonu? Bez walki? Czy inne magiczne społeczności przyjmowały uchodźców? Co MACUSA miała do powiedzenia na temat tego wszystkiego? W końcu oni zawsze mieli coś do powiedzenia…
Jeśli Voldemort zablokował Wielką Brytanię, czy to oznaczało, że nie poszerzał swojej władzy?
Niedawno awansowany na generała Lucjusz Malfoy.
George był Wrogiem Numerem 1, a Lucjusz zabił Charliego Weasleya.
Oparła dłoń o zewnętrzną ścianę posiadłości, czując, jak ciężki oddech ściska jej płuca.
Zaledwie kilka dni temu jadła z nim kolację. Zbiegł za nią w dół wzgórza i niósł ją w ramionach jak dziecko z powrotem do bezpiecznego miejsca.
Przystojna twarz Charliego promieniała ze wspomnień wirujących w jej umyśle. W pewnym momencie uklękła na ziemi, wbijając kolana w szorstkie kamyki ścieżki. Skupiając się na bólu, zmusiła swoje płuca do oddychania.
Ilu z nich jeszcze zginęło? Artykuł mówił tylko o Charliem.
I przy tym wszystkim słowa „niewielkie straty po stronie Śmierciożerców” przemknęły przed jej oczami jak urwany film. Czy Draco był jedną z tych „niewielkich strat”?
Wzięła drżący oddech i zwróciła twarz ku niebu, pozwalając promieniom słońca zatopić się w jej zimnej panice. Kilka chwil później obok niej pojawiła się parująca filiżanka herbaty. Dziewczyna siedziała i popijała, ściskając filiżankę drżącymi palcami i obserwując słońce wznoszące się ku wierzchołkom drzew. Pomimo szoku i bólu, poza strachem i niepewnością, wysunęła na pierwszy plan swojego umysły jedną konkretną myśl i skupiła na niej cały swój gniew.
Rita Pieprzona Skeeter żyła, cała i zdrowa, wciąż pisząc dla Proroka.
***
Przez resztę dnia badała teren posiadłości. Jednak szybkie marsze i medytacja nie pomogły w wyzbyciu się przerażającego lęku zalegającego w jej żołądku, więc ponownie znalazła granicę, wyciągając w jej kierunku rękę, by przetestować swój tatuaż. Efekt ją zaszokował – nieprzyjemny, ale nie aż tak bolesny. Spacerując po obwodzie bariery, próbowała w różnych miejscach wystawiać przez nią rękę, aż jej palce zdrętwiały i wszystkie paniczne myśli zostały zapomniane. Ta sama bariera, przez którą spadła kilka tygodni temu, bez bólu przepuszczała na drugą stronę jej nogi, głowę i drugie ramię, jednak nie to, które zostało naznaczone tatuażem.
Bezpiecznie było stwierdzić, że mogłaby odciąć sobie rękę i prawdopodobnie wyjść z tego żywa. Nie, żeby Malfoyowie posiadali jakikolwiek przedmiot, który mógłby jej w tym pomóc.
Był już wieczór, kiedy w końcu wróciła do wschodniego skrzydła, stąpając na palcach przed każdym rogiem, zawsze wypatrując za nimi intruzów i powracających mieszkańców.
Powiedzieli jej, że Bellatriks została wykluczona z dostępu do posiadłości, ale co to dokładnie oznaczało? Czy zostało jej to ustnie zakazane? A może magicznie? Czy bez obecności Malfoyów na terenie Dworu, miałaby do niego dostęp?
Myśl o powrocie Bellatriks zamroziła ją. Tym razem Draco do niej nie przybiegnie.
Przypominając sobie jego widok w samych bokserkach i skarpetkach uśmiechnęła się, a ciasny węzeł w jej brzuchu lekko się rozluźnił.
Zatrzymała się, spoglądając na drzwi u szczytu schodów w jej korytarzu. Nigdy nie zastanawiała się, gdzie znajduje się sypialnia Draco, będąc po prostu szczęśliwa, że już pierwszego dnia nie została do niej wciągnięta i przykuta do łóżka. Ale jeśli szykował się do spania, kiedy usłyszał jej krzyk, to z pewnością jego pokój musiał znajdować się w pobliżu.
Przeszła już przez wszystkie pokoje na tym piętrze i nie znalazła wśród nich takiego, który wyglądałby, jakby należał do Draco Malfoya. Może musiała go poszukać.
Sięgnęła ręką do klamki pierwszych drzwi, ale nagle zamarła.
Narcyza powiedziała jej, że Dwór stoi dla niej otworem. Po prostu musiała szanować osobiste kwatery innych domowników.
Ale Narcyzy tutaj nie było. A Hermiona musiała pamiętać, że była tak naprawdę jeńcem wojennym w przebraniu gościa tego domu.
Spróbowała otworzyć drzwi, a klamka z łatwością przekręciła się pod jej palcami. Czysty i niezamieszkany pokój gościnny, mniejszy niż jej własny. Kiedy już przeszukała całość pomieszczenia i sprawdziła, czy nie ma w nim broni, wyszła.
Sprawdziła każdy apartament i pokój na piętrze, niestety nic nie znajdując. Marszcząc brwi w stronę własnych drzwi znajdujących się niecałe kilka kroków dalej, zaczęła się zastanawiać, czy Draco jedynie przypadkiem nie przechodził tamtej nocy obok. Może pomyślał, że dobrze byłoby się przejść i sprawdzić co u niej.
Westchnęła i pogodziła się z wizją porannego przeszukania pozostałych skrzydeł Dworu. Odwróciła się, by wrócić do swojej sypialni i położyć się do łóżka, mijając rzeźbione drewniane drzwi. Nagle coś na obrzeżach jej wizji błysnęło, odbijając światło. Zatrzymała się i odwróciła, by dostrzec smoka, mrugającego do niej swoim szmaragdowym okiem.
Ona również zamrugała, zaskoczona. Kiedy przechodziła tędy wczoraj, tych drzwi tu nie było. I była święcie przekonana, że zaledwie kilka minut temu sprawdziła wszystkie pokoje obok.
Urok maskujący. Nie znalazłaby tych drzwi, gdyby rzeczywiście ich nie szukała albo nie wiedziałaby, gdzie są.
Jej palce z łatwością odnalazły chłodną, mosiężną klamkę, obracając ją. Smok ją obserwował
To była niewątpliwie sypialnia Draco Malfoya. Nie dało się temu zaprzeczyć. Zielenie, szarości i srebro. Na ścianie naprzeciwko drzwi widniał herb Slytherinu. Ciemne, drewniane łóżko z baldachimem i masywnymi zielonymi zasłonami. Półki na książki, choć nie tak liczne jak w jej pokoju.
Wpatrując się w pomieszczenie, Hermiona zdała sobie sprawę, że jej pokój był znacznie większy niż ten. Chociaż sypialnia Draco była apartamentem narożnym, jej własna wydawała się być połączeniem dwóch mniejszych pokoi.
Uwagę Hermiony zwróciły drzwi na balkon. Długimi krokami przeszła przez pokój i, otwierając je na oścież, wyszła na zewnątrz, wprost w chłodne nocne powietrze.
Brak bariery.
Nie, żeby to miało znaczenie. Nie musiała rzucać się z trzeciego piętra, by uciec z Dworu – przecież mogła bez problemu wyjść frontowymi drzwiami.
Podeszła do krawędzi balkonu, opierając ręce o kamienną balustradę i pochylając się, by spojrzeć na skąpaną w świetle księżyca trawę i zieleń ogrodu. Kiedy Draco wróci, będzie musiała go ładnie poprosić o dostęp do swojego własnego balkonu. W świetle księżyca posiadłość wyglądała tak pięknie.
O ile wróci.
Poczuła ucisk w piersi i przełknęła ślinę.
Odwróciwszy się, by spojrzeć na swój balkon, zdała sobie sprawę, jak blisko jego balustrady się znajdował. Jak blisko była jej własna sypialnia. Że Draco Malfoy umieścił ją w apartamencie będącym fizycznie jak najbliżej niego, a mimo to nie tknął jej nawet palcem.
Dlaczego?
Wróciła do jego sypialni, skupiając uwagę na półkach i stojących na nich bibelotach, szukając odpowiedzi.
Tuż obok oprawionej w ramkę fotografii Draco z Crabbem i Goylem znajdowała się rzeźbiona figurka smoka. Żaden przedmiot nie dawał jej jednak żadnych konkretnych informacji.
Zbliżając się do zasłon łóżka, poddała się pokusie przeciągnięcia palcami po materiale. Łóżko było zasłane, ale coś jej mówiło, że to nie skrzaty dbały tutaj o porządek. Otworzyła szuflady jego szafki nocnej, nie znajdując w środku nic poza czekoladkami, zapasowymi zwojami pergaminu, chusteczkami i kilkoma drobiazgami. Półka na książki obok jego łóżka była wypełniona znajomymi tytułami, a Hermiona pozwoliła swoim palcom muskać grzbiety tomów tak bliskich chłopakowi, zauważając rzucającą się w oczy wolną przestrzeń na jednej z półek, w którą idealnie wpasowałoby się siedem książek…
W łazience była wanna podobna do jej własnej, a także schludny blat i lustro, w którym mogła go sobie wyobrazić, zaczesującego włosy do tyłu żelem lub decydującego się pozostawić je luźnymi.
Po półsekundowym wahaniu otworzyła szuflady szafek, znajdując w nich wspomniany żel i pasujący do niego grzebień. Obejrzała wszystkie jego kosmetyki, niektóre naznaczone nazwami wysokopółkowych, francuskich marek. Wyobraziła sobie, jak chłopak wychodzi z wanny, owinięty w puszysty ręcznik, pielęgnując swoją bladą skórę kremami i produktami schowanymi w szufladach. Jej uśmiech zniknął, gdy zaczęła rozmyślać, czy Draco jeszcze kiedykolwiek dopełni te rytuały. Wychodząc z łazienki, potrząsnęła głową, tłumiąc strach i niepewność.
Ogień słabo tlił się w kominku, a ona spędziła kilka chwil, szukając proszku Fiuu, zanim jednak się poddała, niepewna, czy tatuaż w ogóle wpuściłby ją do środka.
Otworzyła drzwi szafy, znajdując ogromną przestrzeń wypełnionę wszystkimi odcieniami czerni, szarości i kobaltów tak charakterystycznych dla Draco Malfoya. Uśmieszek rozciągnął jej usta, gdy musnęła palcami jego koszulki, zastanawiając się, jak wyglądałby w różu i pomarańczu. Miał zapasowy komplet szat dla Śmierciożerców zawieszony na jego starym mundurku z Hogwartu. Sprawdziła ich kieszenie w poszukiwaniu czegoś interesującego, jednak nic nie znalazła.
Chociaż grzebanie w jego szufladach było wyraźnym naruszeniem prywatności i zdecydowanie wbrew temu, czego zażądała od niej Narcyza, to Hermiona miała większe problemy, którymi musiała się martwić. Odsunęła na bok poczucie winy i otworzyła następną szufladę.
Na kolejnych warstwach szarości i czerni leżał niebieski sweter, który chłopak miał na sobie kilka tygodni temu, kiedy popijał zimną herbatę w jej sypialni, podczas gdy ona dochodziła do siebie po porażeniu prądem. Był miękki.
Otworzyła rząd szuflad pod ścianą i zarumieniła się, znajdując tam jego bokserki. Czarne. Oczywiście. Następna szuflada była wypełniona skarpetami. Wręcz nadmierną ilością skarpetek. Przewróciła oczami.
W dolnej szufladzie były dodatkowe koce i czarne pudełko na buty. Podważyła górę i odkryła, że z głębi pudełka wpatruje się w nią jej własna twarz.
Palce Hermiony zamarły. Serce zadrżało. Zimny chłód przeszył ją od ramion po plecy.
MUGOLACY POSZUKIWANI DO PRZESŁUCHAŃ
Był to artykuł opublikowany w Proroku rok wcześniej, podczas gdy wraz z przyjaciółmi żyła w ciągłym biegu, poszukując horkruksów. Tekst wyznaczał ją za osobę priorytetową do przesłuchania przez Komisję Rejestracji Mugolaków.
Patrzyła, jak obraz jej twarzy się zmienia. Używali starego zdjęcia, zrobionego tej nocy w Departamencie Tajemnic, kiedy przybyła tam prasa. Była pokryta krwią, potem i brudem. Wyglądała dziko.
Jej umysł zawirował, ale próbowała się skupić.
W sypialni Draco Malfoya znajdowała się szuflada, w której schowano pudełko po butach. A w pudełku po butach było jej zdjęcie.
Ścisnęła wieczko pudełka między palcami, próbując to zrozumieć.
Pod spodem leżały inne skrawki papieru. Sięgnęła do nich drżącą ręką.
— Panienka czegoś potrzebuje?
Podskakując i uderzając głową o brzeg komody, Hermiona odwróciła się i zobaczyła postawnego skrzata stojącego w drzwiach szafy i trzymającego pościel.
— Eee, nie, ja tylko… — wyjąkała, szybko zamykając pudełko i szufladę. Skrzat patrzył na nią, czekając na odpowiedź. Hermiona skupiła się na trzymanej przez niego pościeli. — Czy już wrócili?
Pucołowaty, mały skrzat spojrzał ze smutkiem w dół.
— Nie. Ale Łzawka poprosiła Bobka o przyniesienie świeżej pościeli.
Hermiona wstała.
— Czy Łzawka jest tutaj?
Bobek ponownie pokręcił głową.
— Wezwała tylko Bobka.
— Widziałeś ich? — zapytała nagle zdesperowana. — Czy on wracał do zdrowia? Czy…?
— Bobek widział tylko Łzawkę. Panicz i Pani są za drzwiami.
— Jakimi drzwiami? Gdzie?
Skrzat spojrzał na nią swoimi łzawiącymi oczami.
— Bobek nie wie. Bobek tylko zmienia pościel. — Przeskakując z nogi na nogę w swojej małej poszewce na poduszkę, dodał: — Czy panienka potrzebuje w czymś pomocy?
Hermiona zacisnęła usta, a umysł wirował od tych wszystkich nowych informacji.
— Nie, nie. Po prostu… wrócę do swojego. To znaczy... do mojego pokoju.
Wychodząc, zmusiła się do posłania bladego uśmiechu w stronę Bobka, skręcając w lewo i wpadając prosto do swojej sypialni, by chwilę później z ulgą oprzeć się o drzwi. Tak, jej pokój był zdecydowanie większy niż ten Draco. Podążyła w stronę przejścia łączącego sypialnię i część dzienną. To musiałyby być wcześniej dwa pokoje, a ktoś zburzył między nimi ścianę.
Zamrugała, porządkując myśli.
W sypialni Draco Malfoya była szuflada, w której znajdowało się pudełko po butach. W tym pudełku po butach było jej zdjęcie.
A właściwie artykuł z gazety. Sprzed prawie roku. Mianujący ją poszukiwaną.
Przeczesując umysł w poszukiwaniu wszystkiego, co zapamiętała z tego artykułu, wyjrzała przez duże okna pokoju na staw. Lupin mówił im o Komisji Rejestracji Mugolaków w zeszłym roku, zanim wyruszyli na polowanie na horkruksy. Ten artykuł informował o jej znaczeniu. Ogłaszał światu, że jest poszukiwana – że ktokolwiek ją zdobędzie, będzie szanowany, a może nawet zostanie za to sowicie opłacony.
A Draco Malfoy trzymał tego kopię ukrytą w swoim pokoju, w miejscu, w którym można przetrzymywać albo drobiazgi, albo ckliwe, stare wspomnienia.
Poczuła chłodne drewno drzwi na plecach, a jej rozgrzana skóra zaczęła się uspokajać. Liczyła palce, oddechy, a nawet drzewa, które widziała w oddali. Odepchnęła niepokój związany z przyłapaniem na węszeniu. Odsunęła na bok troskę o drzwi, za którymi Narcyza i Lucjusz strzegli swojego syna.
Odsunęła na bok poczucie znajomości. Wspomnienie wycięcia tamtego artykułu z Proroka z jego uśmieszkiem i szarymi oczami, jasnymi w czarno-białym nadruku, i włożenia go do jej kufra w Hogwarcie.
Bo to była wojna. A na wojnie nie było żadnego miejsca na jej dziecięce fantazje.
Co więc zyskaliby Malfoyowie, kupując ją na Aukcji? Oczywiście była cenna. Dla obu stron i to z różnych powodów. Znała postrzeganie siebie w oczach Śmierciożerców: rozrywka, upokorzenie, symbol nadziei zredukowany do dziwki. Ale dla Zakonu… nadal była niesamowicie cenna. Czy to możliwe, że Malfoyowie byli przygotowani do gry po obu stronach tej wojny?
Dobroć Narcyzy, informacje Lucjusza, troska Draco o nią.
Chcieli, żeby nauczyła się oklumencji. Chcieli ją żywą, nietkniętą i bezpieczną. Chcieli, żeby zagrała swoją rolę, kiedy przybędzie Voldemort.
Ale Malfoyowie nie mogli grać po obu stronach. Lucjusz Malfoy właśnie zabił dziesiątki rebeliantów pod zamkiem w Dover, w tym Charliego. Kręcąc głową i uderzając jej tyłem o drzwi, ponownie się skupiła. Próbowała pomyśleć tak, jak Lucjusz Malfoy.
Jeśli reżim Śmierciożerców upadnie, a Zakon ponownie powstanie, czy będzie musiała zeznawać na temat tego, jak ją traktowali?
Zdjęcie jej twarzy schowane w szufladzie, jakby było cenną własnością. Nawet teraz sama była ukryta w apartamencie, w fortecy, bezpieczna jak jej własny obraz w tamtej szufladzie.
Skupiła się na jednej myśli, odpychając wszystkie inne obawy dotyczące magicznych środków tłumiących, tatuaży i horkruksów. Tygiel jej umysłu zaczął bulgotać, a nowe pytania wypłynęły z niego jak z kotła.
Jak długo Malfoyowie to dla niej planowali? I czego oczekiwali?
***
Następnego ranka drzwi do pokoju Draco były zamknięte. Przewróciła oczami.
— Oczywiście — szepnęła do siebie.
Zastanawiała się, czy Bobek w ogóle musiał przynosić tam świeżą pościel.
Każdego dnia przez resztę tygodnia próbowała przejść przez drzwi do pokoju Draco. Kiedy klamka jednak ani drgnęła, schodziła na dół, by zajrzeć do gabinetu Lucjusza. Zaczęła szukać sypialni Lucjusza i Narcyzy w drugim skrzydle Dworu, ale czuła się mniej skłonna do wkraczania w osobistą przestrzeń Narcyzy.
Siódmego dnia ich nieobecności puściła swoją ostrożność w niepamięć i zaczęła ponownie przeglądać księgę o horkruksach. Nie znalazła w niej jednak nic nowego. Już dobrze znała wszystkie aspekty tworzenia horkruksów, a kwestia niszczenia ich wciąż obejmowała ten sam przedział odpowiedzi. W nocy, kiedy jej myśli płynęły w kierunku Charliego lub Draco, recytowała w swoim umyśle wszystkie etapy i kroki, dopóki nie zasnęła.
Wskazówka wyobrażania sobie wody z księgi o oklumencji zachęciła ją do bliższego zbadania stawu mieszczącego się na terenie posiadłości Malfoyów.
Myśl o spokojniej powierzchni jeziora.
Po tygodniu stania w oknach i wpatrywania się w staw, w końcu zdecydowała się owinąć w szatę chroniącą przed popołudniowym wiatrem i ruszyła przez teren wprost do porośniętego zielenią brzegu sadzawki. Usiadła na trawie, rzucając obok siebie kilka książek.
Wpatrując się w powierzchnię wody, Hermiona wypchnęła z umysłu otaczające ją dźwięki i zapachy, skupiając się tylko na obrazie przed jej oczami.
Pawie przerwały jednak jej koncentrację, kracząc o uwagę. Podskoczyła, odwracając się, by zobaczyć jednego stojącego na trawniku kilka kroków dalej, obserwującego ją z drgającą głową.
— Czyżbym cię podsiadła? — zapytała z uśmiechem.
Ptak pochylił głowę w jej stronę, a potem podszedł do wody, zanurzając w niej głowę, żeby się napić. Patrzyła, jak dwa pozostałe również podchodzą do brzegu, jednocześnie przysuwając się bliżej niej.
Zupełnie jak ktoś z Malfoyów — pomyślała. Rujnując swoją koncentrację i skupiając uwagę na sobie.
Zebrała z trawnika swoje książki, zostawiając brzeg dla pawi i ruszyła dalej, okrążając altanę. Była tak duża jak jej sypialnia z dzieciństwa, jeśli nawet nie większa. Kolumny z rzymskiego marmuru podtrzymywały kopułę z misternie złączonego szkła i żelaza, zapewne stworzoną magicznie, jeśli musiałaby zgadywać.
Weszła po schodach do środka, przysiadła na ławce z widokiem na wodę i otworzyła trzeci tom serii Niepożądani. Dziś postanowiła zrobić sobie przerwę od swojego zwykłego, naukowego czytania. Strony książki otworzyły się dokładnie na zakładce, ale Hermiona wpatrywała się w staw.
Myśl o spokojnej powierzchni jeziora.
Powiew wiatru musnął powierzchnię sadzawki, tworząc na niej jednolite zmarszczki. Hermiona skupiła się jednak na głębinach, wciąż niewidocznych nawet przy delikatnych podmuchach powietrza.
Słońce powoli sunęło ku linii horyzontu, podczas gdy ona medytowała, z palcami wsuniętymi między kartki, z umysłem odpływającym daleko od rzeczywistości.
— Rozumiem, że opanowałaś już medytację.
Zamrugała, tępo wpatrzona w powierzchnię stawu, a głos przyciągnął jej umysł z powrotem do rzeczywistości. Odwracając się, ujrzała Draco stojącego pośrodku altany, obserwującego ją. Wzdrygnęła się, a książka Gainswortha spadła jej z kolan. Szybkim ruchem podniosła ją z podłogi, a on zrobił krok w przód.
Zamarła wyprostowana i, trzymając książkę mocno w dłoniach, napotkała jego oczy.
— Wróciłeś.
— Tak, zaledwie dwadzieścia minut temu.
Przemknęła po nim wzrokiem. Nie był w szatach Śmierciożercy. Miał na sobie wygodne spodnie i koszulę zapinaną na guziki. Każdy włos znajdował się dokładnie na swoim miejscu. Nie dostrzegła najmniejszego zadrapania, drżenia mięśni ani krwawej plamki. Jednak jego lewe ramię – trzymał je oparte na brzuchu, jakby znajdowało się w temblaku.
— Twoje ramię. — Podeszła do niego i zatrzymała się. Patrzyła, jak jego gardło podskakuje. — Co się nim stało?
— Drobny uraz — odparł szybko. — Przepraszam, że musiałaś zostać sama…
— Jaki to rodzaj urazu.
Spojrzał na swoje ramię.
— Klątwa kwasowa, która przebiła się do środka. Moje kości muszą odrosnąć. Jestem już prawie wyleczony. Po prostu przez kilka dni nie powinienem przeciążać tej ręki.
Klątwa kwasowa. Hermiona przełknęła, wyobrażając sobie, jak blisko jego serca mogło to trafić. A potem przypomniała sobie o Dover. I o ludziach, których zabił tam jego ojciec.
Natychmiast odepchnęła od siebie troskę i radość, że widzi go żywego.
— Czyżby zdarzyło się to w Dover?
Chłopak podniósł wzrok, odrywając go od linii jej obojczyków. Obserwował ją, przetwarzając to, co powiedziała i wtedy coś do niego dotarło.
— Panna Skeeter znowu publikuje?
— Tak — warknęła. — To była chyba najbardziej treściwa informacja, jaką otrzymałam od tygodni.
Uniósł na nią brew.
— Jestem pewien, że zaledwie niecała połowa tego była względną prawdą. Chociaż bardziej prawdopodobne, że była to tylko jedna czwarta teraz, kiedy Czarny Pan praktycznie siedzi jej na karku.
— Czy to prawda, że Charlie Weasley nie żyje? — Hermiona zaczęła słyszeć krew pulsującą jej w uszach. — A może to też kłamstwo?
— Nie żyje. — Odpowiedź była szybka i bezlitosna. Jego oczy były zimne.
W jej piersi osiadł surowy ciężar.
— I to twój ojciec go zabił?
— Mamy wojnę, Granger. — Zbliżył się do niej, a Hermiona zauważyła, że zachwiał się lekko na lewej nodze. — A może o tym zapomniałaś?
— Wojna została wygrana — syknęła. — Wy ją wygraliście. Ale oczywiście nie przestaniecie, dopóki każdy z nas nie skończy albo martwy, albo zakuty w kajdany.
— Racja. Pozwól, że odwołam moje armie, Granger. — Pokręcił głową, krzywiąc się. — Naprawdę myślałaś, że Czarny Pan pozwoli komukolwiek na ucieczkę z Wielkiej Brytanii?
— Tak, jak głupio z mojej strony — zakpiła. — W końcu nie jesteś za nic odpowiedzialny. A już przede wszystkim za swoje własne działania.
— Jakim cudem, na Merlina, to jest moja wina? To mój ojciec posłał Klątwę Zabijającą…
— Tylko dlatego, że kilka osób próbowało uciec…
— Nie, żeby zabić człowieka, który próbował zamordować jego syna.
Hermiona zamarła z otwartymi ustami. Po chwili jednak szybko je zamknęła.
Charlie Weasley rzucił na niego śmiertelną klątwę kwasową?
— Nie zrobiłby tego — powiedziała, słysząc, jak jej głos drży.
— Już nawet go nie znasz — prychnął Draco. — Nie znasz już żadnego z nich. Nigdy nie widziałem aż tyle czarnomagicznych zaklęć naraz. Nawet podczas bitwy o Hogwart.
Przełknęła ślinę, czując, jak jej żołądek skręca się i wiruje. Zaczęła wbijać palce w grzbiet trzymanej książki. Poczuła rozpaczliwą potrzebę zmiany kierunku tej rozmowy.
— A ty ilu ludzi zabiłeś w Dover?
— Pewnie ucieszy cię fakt, że udało mi się rzucić w kogoś zaklęciem galaretowatych nóg, zanim sam zostałem trafiony. — Zmarszczył brwi i poruszył się niepewnie na nogach.
— Powinnam być zadowolona, że nie miałeś szansy na zwiększenie liczby ofiar śmiertelnych? — powiedziała. — Jakby to było jakieś chlubne osiągnięcie?
— Zabiłem tylko jedną osobę — warknął. — I miało to miejsce podczas ostatecznej bitwy.
Zamrugała zaskoczona, przyswajając nowe informacje, zanim znów zesztywniała.
— A jakie to uczucie? Jak to jest rzucać zabójczymi klątwami w swoich kolegów z klasy i nauczycieli?
Prychnął.
— Dziwię się, że twoje usta w ogóle się poruszają, Granger, kiedy jest jasne, że gadasz jak popieprzona.
Jego oczy praktycznie wbiły się w nią, a ona aż sapnęła z frustracji.
— Proszę, oświeć mnie, Malfoy. Skoro jest tyle rzeczy, których nie jestem świadoma…
Nachylił się nad nią z błyskiem w oczach i gorącym oddechem muskającym jej twarz.
— Przeciąłem Thorfinna Rowle'a na pół i patrzyłem, jak wykrwawia się u moich stóp. Upewniłem się, że moja twarz była ostatnią rzeczą, jaką widział. — Jego pierś uniosła się, a wiatr zaczął smagać ich twarze. Oczy Hermiony zatrzymały się wpatrzone w jego, bez najmniejszego mrugnięcia. — I z chęcią zrobiłbym to jeszcze raz — powiedział.
Wydobywające się z niego ciepło było wręcz namacalne i czuła smak ciemności, którą na nią pluł.
— Dlaczego? — Jej głos się załamał.
Zwilżył usta i spojrzał jej w twarz, zanim odpowiedział:
— Stwarzał dla mnie zagrożenie.
Jej umysł wirował przepełniony możliwościami. Jeśli chłopak był gotów zabić innego Śmierciożercę, co to oznaczało? Czy nie był aż tak wierny czystokrwistym zasadom, jak sądziła – czy może był nawet bardziej bezwzględny, niż mogła sobie wyobrazić? A może był to po prostu instynkt samozachowawczy, jako jakaś niesławna cecha Malfoyów?
— Czy masz jeszcze jakieś pytania, Granger? — zapytał z sarkazmem, ale zabrzmiało to między nimi niczym szept.
Tak właściwie, to miliony.
— Co by się ze mną stało, gdybyś umarł? — zapytała, obserwując, jak chłopak marszczy brwi, a jego oczy się rozjaśniają. — Czy wróciłabym na Aukcję?
Jego twarz drgnęła gwałtownie, jakby został spoliczkowany. Odsunął się od Hermiony, śledząc ją wzrokiem od góry do dołu, po czym gwałtownie wypuścił powietrze. Kiedy jednak mrugnął, jego maska wróciła na swoje miejsce.
— Moja matka by się tobą zajęła…
— Dlaczego twoja zrozpaczona matka miałaby poświęcać mi swój czas? — Uniosła na niego brew, czekając, aż chłopak potwierdzi jej najlepszą teorię. Aż przyzna, że była tylko pionkiem. Zabezpieczeniem.
Przełknął.
— Nie pozwoliłaby ci wrócić na Aukcję — odparł, ale nie brzmiał na przekonanego. Spojrzał przez ramię na staw, a jej pewność siebie osłabła.
— Czy zostałabym zwrócona w ręce Dołohowa?
Odwrócił głowę do niej, a jego oczy stały się twarde jak kamień.
— Nie. On nie ma już do ciebie żadnych roszczeń. — Hermiona poczuła dreszcz sunący po jej ramionach, a z Draco znów wypłynęła ta sama fala ciemności. — O niego nie musisz się już martwić.
Spojrzała w jego ciemne oczy, szukając w nich źródła tego całego mroku.
— Co mu dałeś w zamian za mnie?
Chłopak zacisnął szczękę. Pociąg, który do niego czuła, niczym wibrujący sznurek, szarpał za jej emocje, gdy czekała, aż odpowie jej prawdą lub kłamstwem.
— Jedyną rzecz, której pragnął bardziej od ciebie.
Serce Hermiony zadudniło, a oddech opuścił jej płuca, gdy umysł zaczął gwałtownie pracować nad wszystkimi możliwościami.
— Dlaczego? Po co mnie kupiłeś? Po co licytowałeś?
Draco wziął głęboki oddech, a ona przygotowała się na szereg odpowiedzi, których mógł jej udzielić. Pomyślała o zdjęciu swojej twarzy w jego szufladzie, o swojej sypialni blisko jego, o tym, jak własnymi ustami wysysał truciznę z jej ramienia. Pomyślała o szacunku, w jaki traktowali ją Malfoyowie, o tym, jak zachichotał Voldemort, kiedy Draco pochwalił się pieniędzmi wydanymi na jej zdobycie.
Ale pomyślała też o odpowiedzi, na której usłyszenie najbardziej liczyła, nawet pomimo całej jej pokrzywionej logiki. Nagle jego spojrzenie zwróciło się ku punktowi ponad jej ramieniem, a usta zacisnęły się mocno.
— To był słuszny wybór — powiedział.
Jego szare oczy przesunęły się wprost na Hermionę, a ona przyglądała się im, gdy słowa wirowały w jej uszach i klatce piersiowej. To nie była prawdziwa odpowiedź, a kolejny unik.
Zacisnęła zęby.
— Od kiedy zaczęło cię obchodzić to, co jest słuszne?
Jego lewe oko nieznacznie drgnęło, ale reszta ciała pozostała nieruchoma.
— Jakiego rodzaju odpowiedzi oczekujesz, Granger?
— Wolałbym prawdę, ale zakładam, że w najbliższym czasie z pewnością jej od ciebie nie dostanę. — Chwyciła za swoje książki leżące na ławce i przeszła obok niego.
Jej krew wrzała, a kiedy zbliżyła się do schodów altany, usłyszała:
— Granger…
Odwróciwszy się do niego, warknęła:
— Robiąc to, co słuszne, na szóstym roku zwróciłbyś się do Zakonu, Malfoy. — Jego szczęka zacisnęła się, a oczy zmieniły w kamień. — Słusznym byłoby przeciwstawienie się swojemu ojcu w każdym z milionów razy, kiedy popełnił zło w imię tego potwora. — Poczuła wrzenie w swoich żyłach. Znowu podeszła do niego, obserwując, jak chłopak ostro oddycha przez nos. — Słusznym byłoby całkowite wstrzymanie Aukcji, pomoc w ucieczce albo wykupienie Luny…
Głos Hermiony się załamał i przełknęła ślinę. Chłopak uniósł brew, a wyniosłe spojrzenie, które jej posłał, rozdrażniło jej zakończenia nerwowe, jeszcze bardziej rozgrzewając krew.
— A gdybym przyjął całą winę na siebie, Granger — zakpił — kto umieściłby cię w prywatnym apartamencie? — Ruszył do przodu, a jego zranione ramię bezużytecznie zwisało mu przy piersi. Hermiona poczuła, jak jej skóra nabrzmiewa. — Kto pozwoliłby ci na prywatność, przynosiłby ci książki i karmił cię zupą dyniową…
— O nic z tego się nie prosiłam, Malfoy…
— …na pewno nie Dołohow.
Rozchyliła usta, obnażając przed nim zęby.
— Czyżbyś oczekiwał ode mnie wdzięczności? Chcesz, żebym powiedziała dziękuję?
— To byłby dobry, pieprzony początek.
Poczuła jego oddech na swojej twarzy. Spojrzał na nią, a jego oczy błyszczały. Palce świerzbiły ją, żeby go uderzyć, odepchnąć. Praktycznie drżała.
— Nie będę dziękować ci za coś umotywowanego taką samolubnością. Najwyraźniej nic, co zrobiłeś, nie było dla większego dobra, jeśli chciałbyś wiedzieć.
— Chcesz zobaczyć coś, co jest „umotywowane samolubnością”? — Jego oczy przemknęły bezwzględnie po jej ustach i ramionach, aż do klatki piersiowej. — Zawsze możemy zabrać ci ten apartament. Słyszałem, że znalazłaś moją sypialnię, Granger. Chciałabyś spędzać tam więcej czasu?
Zadrżała, przepełniona chęcią zranienia go. Szarpał za wszystkie struny jej nerwów, aż zacisnęła dłonie w pięści, zdecydowana nie podnosić na niego ręki, a cała energia uderzyła w jej nogi. Gotowa na niego warknąć, tupnęła nogą o ziemię, uwalniając iskrę…
Draco szarpnął się do tyłu, odlatując w tył, jakby był zaczepiony o coś na sznurku, a jego usta rozchyliły się w cichym westchnieniu. Ciało chłopaka uderzyło z chrzęstem o ścianę altany, po czym upadł na ziemię.
Hermiona wstała z ławki z szeroko otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami, szukając źródła magii. Szukając powodu…
Jej palce drżały, a życie praktycznie w nich iskrzyło.
Jej magia.
Nie została stłumiona. Czyżby nigdy? Czy tylko odkąd Malfoyowie opuścili Dwór?
Spojrzała z powrotem na Draco, skulonego w sobie i dyszącego ciężko.
— Draco, ja… — wyjąkała. — Ja nie chciałam…
Chłopak westchnął, a jego oddech zagrzechotał. Oczy stały się blade, a skóra szara. Jego zranione ramię wciąż opierało się o ścianę, ale cała lewa ręka wydawała się zniekształcona.
Moje kości muszą odrosnąć.
Podbiegła do niego, zanim zdążyła pomyśleć co robi. Opadła na kolana, sięgając do niego dłońmi, jednak nagle zamarła, nie wiedząc, gdzie go dotknąć.
Odwrócił od niej głowę, zamykając oczy. Pojedyncza zagubiona łza wypłynęła spod jego zaciśniętej powieki. Zaczął charczeć.
— Draco, czy możesz… — jej głos drżał, a palce się trzęsły. — Czy możesz wstać?
Zakaszlał, a strużka krwi wypłynęła z jego ust wprost na podłogę altany.
Hermiona szybko zwróciła głowę w stronę Dworu.
— Pomocy!
Zdławiony chichot zwrócił jej uwagę ponownie ku jego poszarzałej twarzy. Szkliste oczy chłopaka wpatrywały się w nią uważnie, a on sam uśmiechał się smutno.
— Od zawsze wiedziałem, że pewnego dnia w końcu mnie zabijesz, Granger — wychrypiał.
Głos blondyna był pusty, a jego głowa opadła, gdy znów się do niej uśmiechnął.
Hermiona przycisnęła dłoń do jego szczęki, by ją podtrzymać, po czym krzyknęła:
— ŁZAWKO!
Po sekundzie obok niej rozległ się głuchy trzask.
— Panicz Draco!
— Ja… to był wypadek, ja… — Nie mogła oddychać, nie mogła oddychać. — Myślę, że jego nowe kości są złamane. Jego… jego płuca są przebite i…
Mała, skrzacia dłoń sięgnęła do rękawa Draco, po czym zniknęli. Po blondynie zostały tylko szkarłatne krople krwi.
Została w altanie sama. Była sama i skrzywdziła go.
Obracając się, spojrzała na okno jego sypialni – narożnego apartamentu na trzecim piętrze.
W środku zapalono świece.
Chwyciła za książki, które upuściła i zaczęła biec. Nogi niosły ją przez ogród, a potem po schodach aż do wejścia. Marmurowe stopnie stukały pod jej stopami, gdy wbiegała na górę do ich wspólnego skrzydła, pędząc w kierunku drzwi z rzeźbą smoka. Klamka jednak nawet nie drgnęła. Musiała go zobaczyć. Naprawić to, co zrobiła.
Stała tam, dysząc, wpatrując się w szmaragdowe smocze oko. Wyciągając rękę, spróbowała naśladować ruchy różdżki przy zaklęciu Alohomory, szepcząc formułę czaru. Nic.
Nagle do jej uszu dobiegło żwawe stukanie kroków na marmurze. Odwróciła się, by zobaczyć udręczoną Narcyzę Malfoy pędzącą w jej stronę.
— Cześć, kochanie — ucięła. — Herbatki napijemy się później, dobrze? — A potem kobieta szybko otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka z sykiem: — Mówiłam ci, że to za wcześnie, Draco — dodała, znikając w środku, zanim Hermiona zdążyła choćby mrugnąć.
Drzwi się zamknęły, a Hermionę przeszyła fala paniki. Ponownie spróbowała szarpnąć za klamkę. Zablokowana. Oczywiście, że nie chcieli, by była w środku. Była niebezpieczna. Niestabilna.
Zamrugała, a jej wzrok się zamazał. Przycisnęła ucho do drzwi i czekała na jakiś dźwięk wskazujący na to, co dzieje się w środku. Cokolwiek na wzór otuchy.
Nagle drzwi się otworzyły, a Hermiona prawie wpadła w klatkę piersiową Lucjusza Malfoya. Cofnęła się, tonąc w poczuciu winy i wpatrując w twarz mężczyzny, który zabił Charliego Weasleya i niezliczoną ilość innych osób.
— Ty głupia dziewczyno — warknął na nią.
Jego gniew zamroził ją, jednak szybko odetchnęła:
— To był wypadek. Ja…
Draco krzyknął chrapliwie za uchylonymi drzwiami, a ona wzdrygnęła się, wyciągając szyję, żeby zajrzeć do środka. Lucjusz jednak przesunął się przed nią i przyłożył palec do jej twarzy.
— Jeszcze raz skrzywdzisz mojego syna, a osobiście zaciągnę cię do lochów. — Wyprostował się, górując nad nią. — Panuj nad swoją magią — syknął. — Albo ci ją odbiorę.
Obrócił się na pięcie i zniknął w sypialni Draco. Drzwi zatrzasnęły się z głuchym brzękiem, a ona zaczęła wsłuchiwać się w ich echo odbijające się od portretów, których szepty i szlochy przemykały przez jej umysł.
Wróciła do swojego pokoju, zamknęła drzwi i osunęła się na podłogę. Wzięła głęboki oddech, a potem kolejny, jeden po drugim, aż jej ramiona przestały się trząść, a obraz Draco za jej powiekami zniknął. Wyprostowała palce, patrząc jak paznokcie wbiły się w jej dłonie. Miała nową zagadkę do rozwiązania.
Posiadała magię.
A Malfoyowie o tym wiedzieli. I nie obchodziło ich to.
Jak ten czynnik wpływał na jej najnowsze teorie?
Wpatrywała się tępo w ścianę, która łączyła jej pokój z pokojem Draco, przy dźwięku ognia trzaskającego wesoło w kominku. Zastanawiała się, czy po powrocie Malfoyów okoliczności staną się dla niej lepsze czy gorsze.
Draco żyje! Nie, żebym wątpiła, w końcu jeszcze trochę rzeczy musi się między nimi wydarzyć, prawda? 😊 No ale mimo wszystko i tak mi ulżyło, że nic mu nie jest. Nie wiedzieć czemu miałam takie podejrzenia, że Draco nie byłby nikogo zabić z tej dobrej strony. Samo to, jak bardzo przeżywał to, że miałby zabić Dumbledore'a… On taki nie jest, Hermiona chce wyobrażać sobie go jako potwora, ale on nie jest złym człowiekiem. Może mu zarzucać, że się nie postawił ojcu, że nie zwrócił się do Zakonu, ale nie każdy ma taką możliwość, jeśli jest się wychowanym w takiej rodzinie jak Malfoyowie. A Hermiona serio nie ma na co narzekać. Ma prywatne komnaty, zabezpieczone tak, że nikt nie może zrobić już jej krzywdy, każdy traktuje ją z szacunkiem, no może oprócz Lucjusza, ale i tak niech się cieszy, że jakąś namiastkę dobrego traktowania od niego otrzymuje. Szkoda mi Charliego, no ale w tym przypadku był ofiarą konieczną. Już wolę, żeby to on zginął, niż Draco. No i znów, nie wiem czego spodziewała się Hermiona… Przecież Malfoyowie nie mogą nagle się odwrócić od Voldemorta i stanąć po stronie rebeliantów, jeśli działają na dwa fronty faktycznie, to chyba lepiej nie wzbudzać podejrzeń… No i kolejne słuszne podejrzenie, jakoś czułam, że magia Hermiony wcale nie jest tłumiona, po prostu bez różdżki nie może czarować i tyle. Ona wcale nie jest tu wrogiem i więźniem jak jej się wydaje, szkoda tylko, że nie potrafi zmienić myślenia póki co. No ale gdyby Draco powiedział jej prawdę… tego jeszcze bardziej by nie zniosła. Nie jest na to gotowa by usłyszeć, że on kocha ją od kilku lat. Wtedy by go dopiero wyśmiała. No i Hermiona chyba nie do końca zaskarbiła sobie przyjaźń skrzatów domowych 😅 A już w szczególności tej jednej skrzatki, chciała dobrze, ale wyszło jak zawsze. No i jeszcze to węszenie po posiadłości. Ma szczęście, że Draco ją kocha, a Narcyza lubi, bo podejrzewam że inaczej serio mogłaby zostać ukarana.
OdpowiedzUsuńDobrze że Draco żyje. Rozumiem Herm że nie wie o co w tym wszystkich chodzi ale nie powinna tak reagować na Draco on stara się pomóc 🥺 ale jak by wszystko było dobrze to by nie było opowiadania. Mam nadzieję że niedługo coś zacznie się między nimi dziać 🙄
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, co tu się wydarzy dalej, ale jak mam wybrać, czy wolę tę część czy Słuszny Wybór to nie jestem w stanie podjąć decyzji! I nawet nie wiem, od czego mam zacząć komentowanie, mózg mi paruje! Może jakoś względnie po kolei, hm. No dobrze, Hermiona w końcu przeszła się po posiadłości na tyle, żeby wybadać potencjalne granice. Mnie samą by korciło, żeby zrobić to jak najszybciej, chociaż trochę bym się bała, czy któreś z drzwi albo przedmiotów mnie nie przeklną. Jak się okazało, nic jej nie zabiło poza samym faktem, że praktycznie dzieli ścianę z sypialnią Draco! O masakra, byłam raczej przekonana, że ma on swój apartament nad/pod jej kwaterą, ale nigdy nie myślałam, że jest tak blisko! O rany, aż mi serce zabiło mocniej. A już zaczęło łupać, kiedy Hermiona odkryła pudełko na buty z wycinkami z gazet? Ze swoją podobizną? Umrę chyba z ciekawości co więcej było w środku! Czy to oznacza, że on jednak pała jakimś uczuciem do Granger?! I to, jak potraktował Śmierciożercę, aż się wzdrygnęłam. Czy tylko mój mózg zaczął sobie wyobrażać, że jakimś cudem zrobił to dla Hermiony? Hope so! Za to najbardziej rozwaliła mnie Narcyza i jej tekst, że herbaty napiją się jutro XD Kobieto! To chyba nie jest teraz najważniejsze, nie...? Ale widzę, że nawet w takiej sytuacji maniery są najważniejsze ;) Chyba, że Draco sekretnie kocha Hermione, o czym wiedzą jej rodzice i kochają ją tak samo :D To by było dopiero...! Aczkolwiek w Lucjuszu to i tak widzę raczej jakiś ukryty motyw typu gra na dwa fronty tylko po to, żeby się ustawić na końcu przy korzystniejszej stronie. Jeśli wojna nadal trwa, bo wygląda, że niby się skończyła, a toczy się dalej...? Uhh, mam chyba taki sam mętlik w głowie, jak Hermiona! I Charlie, och, biedny Charlie :( Jeśli Lucjusz zabił go, bo ten próbował zabić Draco, to nie można chyba nikogo winić... Ależ to trudne :(
OdpowiedzUsuńJa już skończyłam czytać Słuszny Wybór w oryginale, bo nie mogłam się powstrzymać, także wiem co czujesz w tym momencie, bo nie wiem czy teraz lecieć z Aukcją czy czytać perspektywę Draco 🙈
UsuńAni mi nic nie mów, bo samą mnie korci, żeby sięgnąć po oryginał 🙈 Ale póki co, to klikam jak opętana "odśwież" 😅
UsuńJa się złamałam xD Nie mogłam się powstrzymać i nie mogę uwierzyć, że już to skończyłam, ale o tak będę czytać raz jeszcze po polsku, ale jak czytam to jeszcze raz, widzę jeszcze więcej szczegółów na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. Teraz lecę z Aukcją w oryginale 🙈
UsuńO, właśnie, mam to samo - jak czytam w oryginale, a potem mam okazję poczytać tłumaczenie to nagle się okazuje, że wiele mi umknęło :D
UsuńNadal jestem jeszcze cierpliwa, haha :D
Przeczytałam w oryginale Słuszny wybór i te wzmianki, te odniesienia do tego aż mnie skręca z ekscytacji! Z Aukcja postanowiłam poczekać na rozdziały w tłumaczeniu mam nadzieje ze się nie złamanie.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawi mnie magia Hermiony. Nie czuła jej wcześniej? Czy jednak była blokowana, ograniczana? I tez ta sprawa z Gazeta i jej zdjęciem! Wiadomo, że Draco czuje do niej miętę i chciał ją ochronić na pewno przed ogólna aukcją. A i on nie jest jej obojętny. Już czuje jak mózg Granger będzie parował od namiaru myśli!
Te słowa Narcyzy do Draco i szybkie do Hetmiony. Reakcja Lucjusza! Smierć Charliego i to że używali taki zaklęć! Ja chce już więcej!
Draco wiedziałam, że wróci, musiał. Nie spodziewałam się, że to Hermiona będzie tą która zrobi mu krzywdę. Zakon chyba już nie patrzy w jaki sposób wygrają, aby tylko wygrać, może to dobre rozwiązanie, ale nie w Draco!
OdpowiedzUsuńZdjęcie HErmiony w szafce Draco, sama kiedyś tak ukryte pudełko miałam, aż wspomnienia wracają.
Magia Hermiony, taka nieposkromiona, jakby się kumulowała od dłuższego czasu, dziwne że wcześniej jej nie czuła.
Badanie posiadłości było ryzykowne wiedząć, że są skrzaty, ale z drugiej strony myślę, że warto było zaryzykować.
Wiedziałam po wzmiankach w słusznym wyborze, po nawiązywaniach, że to będzie ciekawe opowiadanie, ale jest arcyciekawe :)