We wtorek rano wszyscy na Poziomie 4 już wiedzieli, że nie powinni szukać żadnego pierścionka, pytać Hermiony o zbliżające się zaślubiny, czy nawet zerkać w jej stronę. Reszta poniedziałku minęła w biurze w bardzo napiętej atmosferze po tym, jak dziewczyna nakrzyczała na Aidena za nieprawidłowe wypełnienie akt sprawy tak bardzo, że Matylda prawdopodobnie była zmuszona rozesłać po wszystkich jakąś notatkę. Wieść musiała dotrzeć aż na Poziom 2, bo w środę Harry pojawił się w jej boksie, tuż przed lunchem.
— Jak tam przyszła panna młoda? — zapytał z uśmiechem.
Hermiona spojrzała na niego spod byka i kontynuowała układanie akt w tylko sobie znanej kolejności.
— No weź, chodźmy do kawiarni.
— Nie jestem głodna — odgryzła się ostrym tonem.
— Cóż, ja jestem i liczę na twoje towarzystwo. — Uśmiechnął się do niej. — Poza tym, akta nie zając, nie uciekną. Za pół godziny nadal będą tu na ciebie czekać.
Spojrzała w dół i zdała sobie sprawę, że każda teczka, której dotknęła, była teraz pognieciona, podarta lub wygięta. Westchnęła i chwyciła za portfel.
Kiedy znaleźli się już sami w windzie, Harry odwrócił się do niej.
— Więc na kogo tak naprawdę się wściekasz? Na Rona czy Skeeter?
— Na ich oboje, ale głównie na samą siebie. — Zamknęła oczy i przycisnęła dłonie do skroni. — Jestem wściekła, że pozwoliłam mu się pocałować.
Między przyjaciółmi zapadła cisza. Kraty windy rozsunęły się, wpuszczając do środka kilka papierowych samolocików.
— Chcesz zejść się z Ronem?
Spojrzała na przyjaciela. Twarz Harry'ego była dla niej całkowicie otwarta. Nie liczył na odpowiedź. Pytał ją ze szczerej ciekawości. Próbowała odpowiedzieć mu tak szczerze, jak tylko mogła.
— Nie sądzę, chyba nie. A może jeszcze „nie teraz”? Nie jestem pewna. — Podciągnęła rękawy szaty. — Po prostu nie lubię czuć, że ten wybór został mi odebrany. I to przez cholerną Ritę Skeeter!
Winda dotarła do Atrium. Harry wyszedł na zewnątrz, rzucając przez ramię:
— Każdy rozsądny człowiek wie, że Rita przez większość czasu publikuje absolutne bzdury. To znaczy... spójrz na przykład na to, co napisała o Malfoyu w ostatni weekend! Ten artykuł też był totalnym wymysłem jej chorej wyobraźni!
Hermiona zatrzymała się, pozwalając na przepchnięcie się obok pracownikom Ministerstwa chcącym dostać się do windy. Jej myśli przemknęły przez wszystkie wydarzenia minionego weekendu, nie przypominając sobie żadnego artykułu dotyczącego Malfoya.
— Który to był artykuł? — zapytała, ruszając za nim.
Harry odwrócił się, cofając nieznacznie.
— Wiesz, ten o tym, że odwiedził swojego ojca? I te jej domysły, dlaczego się spotkali? Przecież jej tam nawet nie było. Nie mogła wiedzieć. Stek bzdur.
Hermiona nie zawracała sobie głowy przypomnieniem Harry’emu, że w sumie kobieta mogła tam być, choćby jako żuczek na ścianie.
— Co to był za dzień?
— Odwiedził go w sobotę, chyba po naszym treningu Quidditcha — powiedział Harry, zniżając głos, gdy weszli do kawiarni i stanęli na końcu kolejki. — Artykuł został opublikowany w niedzielę.
Jak przez mgłę przypomniała sobie zdjęcie pewnych blond włosów na pierwszej stronie, a potem Ginny, która nie pozwoliła jej przeczytać artykułu… Hermiona zanotowała w pamięci, żeby przejrzeć później kosz na śmieci w poszukiwaniu niedzielnej gazety.
— Co w nim było? Co znowu wymyśliła?
Harry odwrócił się do niej. Teraz widziała u swojego przyjaciela ten sam wyraz twarzy, jak wtedy, gdy Ginny powiedziała mu, żeby nie dzielił się z nią gazetą.
— Tylko... dlaczego mógł odwiedzać Lucjusza. — Chwycił tacę, wpatrując się w Hermionę.
— Harry, i tak go potem znajdę i przeczytam.
Harry westchnął i podrapał się po szczęce. Rozejrzał się po kawiarni, upewniając się, że nikt nie będzie ich podsłuchiwać.
— Wspomniała o dziedzictwie Draco i o tym, czy mógłby próbować je wcześniej przejąć.
Hermiona zerknęła na przyjaciela.
— I musiał porozmawiać o tym z Lucjuszem? Czy wszystkie jego pieniądze nie powinny zostać udostępnione Narcyzie?
Dotarli na początek kolejki i Hermiona musiała poczekać, aż Harry zamówi herbatę i dwa rogaliki, którymi wcześniej tak bardzo ją męczył. Potem, kiedy odsunął się na bok, żeby sama mogła zamówić, zdała sobie sprawę, że oba rogaliki są dla niego. Stłumiła uśmiech, po czym zamówiła jeden dla siebie.
— Niektóre rodziny czystej krwi strzegą swoje pieniądze za pomocą starożytnej magii — powiedział Harry. Hermiona skinęła głową. Wiedziała o tym co nieco, ale najwyraźniej Harry wiedział więcej. Kontynuował: — Najprawdopodobniej, w przypadku Malfoya dziedzictwo zostanie mu przekazane dopiero w dniu ślubu, po tym, jak Lucjusz wykona rytuał przekazania majątku odprawiany przez mężczyzn Malfoyów.
Powieka Hermiony drgnęła na słowa „dzień ślubu”. Harry znalazł dla nich mały stolik, który w tajemniczy sposób stał się dostępny w chwili, gdy Chłopiec-Który-Przeżył-i-Umarł-i-Przeżył-Ponownie tylko na niego spojrzał. Uśmiechnął się w podziękowaniu do pań, które opuściły swoje miejsca, najwyraźniej nie kończąc swoich obiadów.
— Więc chce wcześniejszego dostępu do pieniędzy? To wszystko, co miała do powiedzenia Rita? — Hermiona obserwowała, jak Harry pochłania swojego pierwszego rogalika, przypominając jej Rona podczas kolacji.
Harry otarł usta.
— Mniej więcej. — Popijał herbatę, wpatrując się w jakiś punkt ponad jej ramieniem. Hermiona zmarszczyła brwi.
— Co jeszcze, Harry.
Jego ramiona opadły.
— Cóż, tego wieczora wybrał się też na randkę.
Hermiona zachowała neutralny wyraz twarzy.
— I to wszystko?
Harry przyglądał się jej.
— Tak. Chyba po prostu nie chcieliśmy, żebyś o tym wszystkim czytała i oglądała ich zdjęcia w swoje własne urodziny. — Zerknął tęsknym wzrokiem na drugiego rogalika. Hermiona zanotowała w myślach, żeby zwrócić uwagę na towarzyszące artykułowi zdjęcia.
— Cóż, myślę, że tak było najlepiej. Spędziłam z wami cudowny dzień, dopóki mój narzeczony nie zdecydował się mnie pocałować. — Wsunęła do ust rogalika, dając Harry'emu pozwolenie, którego potrzebował, by móc dalej rozkoszować się swoim posiłkiem. — Więc pewnie był niezbyt zadowolony? Malfoy?
Harry z pełnymi ustami odpowiedział:
— Był nękany praktycznie przez cały tydzień.
— Co masz na myśli?
— Kartki, kwiaty, liściki… wszystko od potencjalnych żon. Jakby to był jakiś okres godowy. Artykuł Rity prawie dał pozwolenie na licytowanie się o niego. Podpalał wszystkie rzeczy z sercami, które pojawiały się w biurze.
— Ale to nie ma sensu — powiedziała Hermiona. — Od tygodni figuruje jako kawaler do wzięcia. Dlaczego dopiero teraz wszystkie te szalone czarownice zaczęły się tak zachowywać?
Harry szybko dokończył swój ostatni kęs i podczas zbierania okruszków pozostawionych na talerzu powiedział:
— Wydaje mi się, że jeśli majątek został mu przekazany w sobotę, wtedy mógłby teraz poślubić czarownicę półkrwi, mugolaczkę… Na Merlina, nawet mugolkę, i nadal mieć pieniądze. Lucjusz nie mógłby trzymać majątku poza jego zasięgiem, wymuszając ultimatum. — Harry odchylił się na krześle, uśmiechając się. — A teraz jest prawdopodobnie najbogatszym kawalerem wśród czarodziejów w swoim wieku.
— Jeśli pieniądze zostały mu przepisane — stwierdziła, dźgając paznokciem wierzchnią warstwę swojego ciastka.
— No tak. Jeśli.
Hermiona ze spokojem skończyła swojego rogalika, podczas gdy Harry zaczął opowiadać o pracy.
***
Kiedy Hermiona przeszukała wszystkie kosze na śmieci w domu, niczego w nich nie znajdując, chwyciła za proszek Fiuu i udała się do Głównej Redakcji Proroka Codziennego, prosząc o gazetę wydrukowaną w jej urodziny jako „pamiątkę”. Po tym, jak starsza ciemnoskóra kobieta wręczyła jej gazetę – ściskając Hermionę za dłoń dłużej niż było to konieczne i dziękując za wszystko, co dziewczyna zrobiła podczas wojny – była Gryfonka zdała sobie sprawę, że błysk blond włosów, który widziała na pierwszej stronie gazety należał do nikogo innego, jak samego Lucjusza Malfoya. Poczuła, jak opuszcza ją oddech, kiedy po raz pierwszy od półtora roku ujrzała jego twarz. Podobieństwo do Draco było tak uderzające, że nawet w więziennych szatach. Patrząc w jego ruchome oczy wydrukowane na papierze, wciąż czuła na sobie zimny chłód społecznej niższości.
Wróciła do domu i przerzuciła strony gazety, trafiając na artykuł ze zdjęciami randki Draco. Para udała się na kolację do jednej z bardziej wyszukanych kawiarni w Czarodziejskim Londynie. Dziewczyna miała falowane blond włosy i idealnie równe zęby, a Draco szeroko się do niej uśmiechał. Według Rity była ona czystokrwistą, francuską dziewczyną, co w opinii Hermiony z pewnością nie pomagało w zalotach tym wszystkim dziewczynom półkrwi i mugolaczkom. Rita nawet nie wspomniała w artykule, czy „preferencje” Draco zmieniły się od czasu wojny, ale praktycznie rzuciła oficjalnym „Śmiało, do roboty!” wszystkim grupom wiekowym, wagowym czy społecznym. Dość zachęcające, jeśli było się na tyle głupią, by w to uwierzyć.
Hermiona zauważyła, że Rita w żadnym artykule nie potwierdziła, że spotkanie ojca z synem zakończyło się sukcesem i przepisaniem spadku. Nie skomentowała też zdjęcia, na którym Draco opuszcza Azkaban ze spuszczoną głową, grymasem i zaciśniętymi ustami.
***
W piątek Hermiona znów założyła swoje rozsądne obcasy. Naprawdę potrzebowała, żeby Ginny zabrała ją na zakupy. Miło byłoby znaleźć buty, których nie musiałaby się wstydzić, ale dzisiaj kompletnie nie miała na to czasu. Czekała na spotkanie z Wizengamotem w sprawie wyroku Antonina Dołohowa.
Według Harry'ego Wizengamot od dłuższego czasu kłócił się o los najgorszych Śmierciożerców, szczególnie tych, którzy byli wcześniej uwięzieni, ale uciekli. Słyszała w biurze pogłoski, że w zeszłym tygodniu schwytano Dementora i, chociaż Aiden lubił rozważać nawet najgłupsze scenariusze, Hermiona wiedziała, że szybki termin procesu Dołohowa był mocno podejrzany.
Nie żywiła ani krzty litości wobec Dołohowa, ale jeśli Pocałunek zostałby ponownie wprowadzony jako możliwość wyroku, to gdzie kończyła się moralność?
Hermiona wyszła z windy, kiedy ta zatrzymała się na parterze i zastygła w miejscu, gdy dostrzegła znajomą blond głowę niecałe dwadzieścia metrów dalej. Chłopak opierał się o kamienną ścianę i wpatrywał w swoje buty. Nie widziała go od swojego poniedziałkowego załamania nerwowego w windzie, choć Rita Skeeter pilnie opisywała w gazecie jego ostatnie poczynania. Dla jasności, dzień wcześniej był na randce w porze lunchu z tą samą Bułgarką, co ostatnio. Dziewczyna zdecydowanie dużo się uśmiechała.
O ile mogła stwierdzić, Draco jeszcze jej nie zauważył. Miała ochotę odwrócić się i wrócić na górę. Stopy Hermiony zaczęły jednak nieść ją w jego stronę. Chłopak usłyszał stukanie butów i spojrzał na nią. Przez krótką chwilę widziała w jego oczach wyraz otwartej ciekawości, zanim została ona zastąpiona nieufnością.
— Malfoy — przywitała go, przypominając sobie, że ostatnim razem, gdy rzeczywiście ze sobą rozmawiali, nazwała go Draco.
— Co ty tutaj robisz? — Zerknął na nią. Dziewczyna zatrzymała się około dwa metry od niego.
— Zeznaję przed Wizengamotem. Zakładam, że ty też, prawda?
Zacisnął usta i ponownie spojrzał w podłogę. Kiedy stało się jasne, że nie powie Hermionie nic więcej, dziewczyna usadowiła się po przeciwległej stronie korytarza. Założyła, że stanie z nim pod jedną ścianą byłoby niezręczne, ale teraz żałowała, że tak zrobiła, ponieważ musieli stawiać sobie czoła z obu stron szerokiego pomieszczenia. Skupiła wzrok na dębowych drzwiach majaczących w głębi korytarza, wyciągając wysoko szyję, żeby nie musieć na niego patrzeć.
— Powiedz mi, Granger — zaczął, a Hermiona starała się zrobić, co w jej mocy, by dać radę spojrzeć w jego stronę. Nie patrzył na nią. — Czy uważasz za swój największy priorytet uwolnienie wszystkich Śmierciożerców? — Zamrugała zdziwiona, podczas gdy on kontynuował: — Czy „zeznawanie w imieniu oskarżonego” jest stałym, piątkowym wpisem w twoim kalendarzu?
Spojrzał na nią z na wpół znudzonym, na wpół zirytowanym wyrazem twarzy, który tak często u niego widywała. Był dla niej taki miły w ostatni piątek, nawet postawił jej drinka, rozmawiał z nią. I niczym przez mgłę pamiętała, jakby wspominał coś o tym, że była złota…. Czuła się tak, jakby sobie to wszystko wyobraziła i zamiast tego oboje wciąż byli tylko dwunastolatkami na boisku do Quidditcha.
— Tak właściwie, to dzisiaj zeznaję przeciwko oskarżonemu — oznajmiła, wytrzymując jego przeszywające spojrzenie. Oczy chłopaka zamigotały i przez chwilę wydawało jej się, że powiedziała mu wystarczająco, jednak jej usta miały inny pomysł. — Nie martw się, Malfoy, nadal jesteś wyjątkiem od reguły. — Uniosła na niego brew dokładnie tak, jak on sam zwykł robić, patrząc na nią.
— Wyjątkiem… — mruknął, lekko mrużąc oczy, patrząc na podsadzkę między nimi. Nagle dodał: — A kto oczekiwał, żebyś mnie ratowała, Granger? — Odepchnął się od ściany, napinając kark i ramiona. Hermiona wstrzymała oddech. — Bo ja nie przypominam sobie, żebym prosił o twoją litość. Nie potrzebuję „obrońcy” — prychnął. Tak bardzo przypominało jej to czasy Hogwartu, że potrzebowała chwili, zanim była w stanie odpowiedzieć.
— Nigdy nie zgłaszałam się na ochotnika, by być twoim „obrońcą” — zakpiła Hermiona.
Podszedł bliżej.
— Więc po co to zrobiłaś? — W jego oczach pojawił się błysk, a w kącikach ust krył się uśmieszek. Hermiona czuła się mała i cicha, jednak ponad wszystko zaczęło robić jej się gorąco. Odniosła wrażenie, jakby ktoś przestawił jakiś przełącznik i nagle zmienił całą atmosferę korytarza.
— Po n-nic. — Skupiła się na zniesmaczonym wyrazie własnej twarzy, starając się go powstrzymać i zmienić w zakłopotanie. — Na Merlina, Malfoy! Nie możesz po prostu zaakceptować faktu, że ktoś jest dla ciebie miły? To… to był słuszny wybór.
Uśmieszek spłynął z jego ust, jednak oczy wciąż błyszczały. Źrenice chłopaka błądziły tam i z powrotem między jej oczami z determinacją, którą pamiętała z obserwowania go podczas zajęć z Numerologii.
— A więc mam Dług Życia? — zapytał.
Hermiona nie musiała nawet udawać, że poczuła się całkowcie zdezorientowana.
— Dług Życia?
— Uratowałaś mnie przed gniciem w Azkabanie do końca moich dni, więc teraz jestem ci coś winien, Granger? Czyż nie tak to działa?
Hermiona była naprawdę zszokowana.
— Nie. Nie, to kompletnie nie była moja intencja. — Potrząsnęła głową i skupiła się, patrząc w dół na przestrzeń między czubkami ich butów. Dzieliły ich zaledwie dwa kroki. Przełknęła. — A nawet jeśli, Malfoy, Dług został już spłacony. — Spojrzała spod rzęs. Chłopak zerknął na nią. — Mówiłam na poważnie to, co zeznałam na twoim procesie. Gdybyś zidentyfikował nas wtedy we Dworze…
— Przestań! — warknął, a Hermiona aż podskoczyła. — Przestań gloryfikować tę noc.
Odsunęła się od niego, badawczym wzrokiem obserwując jego twarz. Znowu na nią patrzył. Rumienił się.
— Nie obchodziło mnie ratowanie świata, czy powstrzymanie Czarnego Pana… Ani ciebie i twoich idiotycznych przyjaciół, jeśli o to chodzi! — Część jego grzywki opadła mu na czoło, ale szybko odrzucił ją z powrotem na miejsce.
— Wiem, że mnie rozpoznałeś — powiedziała, potrząsając głową. — Wiem, że mnie widziałeś, tak samo jak Rona i mogłeś z łatwością…
— Wydać was Śmierciożercom? Podobałoby ci się to Granger? Czy to by wyjaśniło wszystkie wątpliwości w twoim nader logicznym mózgu?
— Oczywiście, że nie! — Prawie roześmiała się z absurdu jego słów.
Nachylił się do przodu, by móc napotkać jej wzrok na wysokości jej oczu. Hermiona czuła na plecach chłód kamiennej ściany tuż za sobą.
— Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, do czego oni są zdolni? Dołohow? Śmierciożercy?
Zdławiła lekką radość, słysząc, jak mówi o Śmierciożercach – jakby nie był ich częścią – i wyprostowała się.
— Oczywiście, że tak! Byłam tam! — Nie mogła się powstrzymać od sięgnięcia po swoje ramię, wciąż naznaczone bliznami słowa, które zostanie tam na zawsze.
— Nie Bella. Prawdziwi Śmierciożercy.
Nie rozumiała. Coś w wyrazie jej twarzy musiało mu o tym powiedzieć.
Kontynuował:
— Niektórzy z nich są całkowicie zdrowi na umyśle, ze sprawnymi mózgami i zdolnością wyobrażania sobie przyszłości, w której Harry Potter i Zakon zostają pokonani, a Lord Voldemort panuje nad światem. A jak myślisz, co w takim świecie może dziać się z ludźmi takimi jak ty, co? Granger? — Stalowoszare oczy Draco wwiercały się w jej własne, a cień ukrytego uśmieszku powrócił na jego usta. W coś właśnie wygrywał. Po prostu nie wiedziała jeszcze w co.
— Rozumiem, Malfoy. — Hermiona przewróciła zuchwale oczami. — Wszyscy jesteśmy torturowani. Wszyscy umieramy. Wszyscy mugolacy dostają „szlamę” wyrytą na…
— Tak, wszyscy mugolacy. — W jego oczach znów pojawił się ten błysk. Zrobił kolejny krok w jej stronę, a plecy Hermiony oparły się o ścianę. — Ale nie „Złota Dziewczyna” Pottera. — Zadrżała na te słowa. — Albo ta jego Weasleyówna, jeśli o to chodzi. — Skrzywiła się na wzmiankę o Ginny. Położył dłoń na ścianie obok jej głowy, uśmiechając się. Jedyne, o czym mogła w tej chwili myśleć, to ile razy w swoim życiu podczas obchodów Hogwartu po ciszy nocnej widziała go w podobnej sytuacji z Pansy Parkinson.
— Widzisz — kontynuował. — Macnair wpadł na pomysł Aukcji. To genialny biznesmen. — Zaśmiał się lekko z jakiegoś ukrytego żartu, który znany był najwidoczniej tylko jemu, a Hermiona poczuła oddech chłopaka na swojej twarzy.
— Aukcji? — Zamrugała zdziwiona. Uśmiechnął się do niej.
— Jako sposób na… dzielenie łupów wojennych. Ktokolwiek wszedłby w posiadanie jakichkolwiek mugolaków, zdrajców krwi lub członków Zakonu, pod koniec wojny miałby prawo wystawić ich na licytację i sprzedać najwyższemu oferentowi… w dowolnym celu, jaki tylko by mu się uwidział.
Hermiona poczuła nagłą pustkę w swojej klatce piersiowej. Prawie nie oddychała, ale on nadal mówił.
— I uwierz mi, Granger. — Ponownie uśmiechnął się do niej. — To nie twoje umiejętności sprzątania byłyby najbardziej przez nich pożądane.
Czuła, jak żółć podchodzi jej do gardła, a łzy kłują w kącikach oczu. Odchrząknęła.
— W takim razie zakładam, że podziękowanie jest nadal aktualne, Malfoy — wycedziła. — Gdybyś zidentyfikował mnie tamtej nocy, „Złota Dziewczyna” należałaby do Greybacka i Szmalcowników… na tej ich Aukcji. Dziękuję za umożliwienie mi przeżycia reszty wojny w lochach Malfoyów! Jeśli stajesz się łupem wojennym, najlepiej zrobić to w dobrym stylu! — Niemal wypluła te słowa w jego stronę, widząc, jak jej oddech znów omiata blond kosmyki, które opadły mu na czoło.
— Och, nie ma za co, Granger — syknął. — Z tego co słyszałem, Greyback nie był jakoś specjalnie zainteresowany czekaniem na Aukcję. Wolał zatrzymywać wszystkie swoje „łupy”.
Czuła ciepło jego oddechu tańczące na swojej szyi i szczęce. Przełknęła i spojrzała wprost w jego okrutne oczy.
— No i oczywiście bycie bystrym biznesmenem, o ile nim jesteś, nie wystarczy. Dlaczego miałbyś pozwolić Greybackowi mnie mieć, skoro sam mógłbyś skorzystać z okazji, by po wojnie zarobić kilkaset galeonów. Czy o to ci właśnie chodzi, Malfoy?
Roześmiał się, a dźwięk ten wstrząsnął jej żebrami.
— Kilkaset galeonów? No, Granger, musisz wiedzieć, że twoje... umiejętności byłyby warte znacznie więcej. Byłabyś główną nagrodą.
— Przestań — syknęła do niego.
— Cena wywoławcza za ciebie i dziewczynę Weasleyów wstępnie zaczynałaby się od dziesięciu tysięcy galeonów za każdą, ale pamiętam też, że najwyższa omawiana oferta wynosiła dwadzieścia tysięcy za Rudą…
— Jesteś obrzydliwy. — Musiała wyjść, zanim się rozpłacze. Zaczęła go omijać, odsuwając się od ściany, ale chłopak przyszpilił ją do niej drugą ręką.
— … I trzydzieści tysięcy galeonów za Najjaśniejszą Czarownicę Naszych Czasów.
Jej oddech opuścił płuca z cichym, przepełnionym paniką śmiechem. Chłopak uśmiechał się do niej zadowolony, drażniąc się z nią i bacznie obserwując jej reakcję.
— Nie możesz mówić poważnie — powiedziała. Czuła, że zaraz będzie płakać, albo wymiotować. Albo jedno i drugie. I żadnej z tych rzeczy nie chciała robić przy nim.
— Nie zapominajmy o mojej ulubionej części. — Przysunął swoją twarz jeszcze bliżej jej własnej, jeśli było to w ogóle możliwe. — Do ceny wywoławczej dodano by kolejne pięć tysięcy, gdyby zdołano udowodnić, że byłaś „nietknięta”.
Jej płuca błagały o powietrze, ale kompletnie nie chciały współpracować.
— Zatem powiedz mi, Granger. Bo jestem ciekaw — wyszeptał. — Gdyby zeszłej wiosny losy wojny potoczyły się kompletnie inaczej, czy mógłbym stać się bogatszy o trzydzieści pięć tysięcy galeonów?
Jej ręka poruszyła się, zanim zdołała pomyśleć co robi. Uderzyła go. Szlamowata krew zawrzała w jej żyłach, gdy zadyszała. Twarz Draco ledwo drgnęła, gdy dłoń dziewczyny zderzyła się z jego skórą. Jednak mimo wszystko, uderzenie dało jej moc satysfakcji. Spojrzeli sobie w oczy.
— Panie Malfoy — zawołał czyjś głos, jakby z odległości tysiąca mil. — Czekają na pana.
Chłopak wyprostował się, a kiedy zerknął w stronę dębowych drzwi, Hermiona odwróciła się na pięcie i ruszyła z powrotem do windy, która zabrała ją do Atrium. Jej obcasy stukały o kamienną posadzkę, kiedy niemal podbiegła do pierwszego kominka po prawej i wymówiła swój adres sieci Fiuu. Podczas gdy ostre płomienie wzbiły w powietrze szary kurz, a Ginny zeskoczyła z kanapy, rozsypując popcorn po całej podłodze, Hermiona pobiegła prosto do toalety, czując w gardle kwaśną zawartość swojego żołądka.
Ginny przez kilka następnych godzin siedziała z nią na podłodze łazienki, nic nie komentując.
***
Tej nocy śniła o Dworze Malfoyów. Leżała na podłodze w salonie, pamiętała żyrandol i wzory, jakie tworzyły się na suficie od padającego z niego światła. Coś szarpało ją za ramię, ale nic nie widziała.
— Skąd masz miecz?
— Znaleźliśmy go… Przysięgam! — Jej własny głos dotarł do jej uszu. Nie pamiętała, by coś mówiła.
— Jesteś kłamczuchą, prawda, Granger?
Ból w ramieniu. Jej własny krzyk. Spojrzała w lewo. Draco Malfoy wyrył jej na ramieniu słowo „szlama”.
Ginny była obok, kiedy się obudziła, oblana zimnym potem.
Ok, po Aukcji miałam ciary po całej tej sytuacji z Bellą i wgl, ale to co tu się podziało… Nie wiem, skąd nagle taka zmiana w zachowaniu Draco, czemu nagle stał się wobec niej taki chamski, czemu powiedział jej te wszystkie okropne rzeczy. Kiedy wspomniałaś o nawiązaniu do Aukcji nie spodziewałam się czegoś takiego. Znaczy ok, to że Śmierciożercy mogli by coś takiego odwalić mnie nie dziwi bo już doświadczyliśmy tego w Aukcji właśnie, co się stało po zwycięstwie Voldemorta, ale że Draco przez chwilę pomyślał o tym, że to on mógłby być jej właścicielem a potem ją sprzedać za na pewno gwarantowane ponad trzydzieści tysięcy galeonów… Tego się nie spodziewałam. Dlatego się teraz zastanawiam, czy on serio miał to na myśli, czy może to był jakiś jego sposób na zranienie jej czy coś w tym stylu. Ale jaki miał w tym cel? Czyżby aż tak wpłynęła na niego wieść o tym, że Hermiona może potencjalnie zejść się z Ronem? No to jest bardzo wątpliwe, on sam przecież sobie teraz używa i szuka idealnej kandydatki na żonę… Czemu nagle teraz wyskoczył do niej z pretensją, że wyciągnęła go z Azkabanu i ocaliła życie? Czy on naprawdę się spodziewa, że teraz będzie go ścigać za ten Dług Życia? Domyślam się, że może nie został nauczony bezinteresowności i czystej życzliwości ze strony innych i wszędzie węszy podstęp, no ale to jest lekka przeginka. Za to jednak dobrze myślałam, że w tym artykule z niedzieli coś było i dlatego Ginny nie chciała, żeby Hermiona go przeczytała😌
OdpowiedzUsuńO co Draconowi chodź ze tak potraktował Hermionę. No i to że nagle wszystkie się na niego rzucają i ta laska 🤔
OdpowiedzUsuńDraco 😳 co cię ugryzło? Aż tak coe zdenerwował artykuł Rity i głupie plotki o Hermionie i Ronie? Ale to nawiązanie do Aukcji 😥
OdpowiedzUsuńMalfoy to sie ewidentnie pcha w gips! Co mu odwalilo, do cholery? Randka z blondwlosa Bulgarka sie nie udala czy zabolalo go, ze Ron pocalowal Hermione? No normalnie taki gnoj, ze az brak mi slow! Mogl tez oczywiscie byc poirytowany, ze Hermiona moze chciec umoralniac tych, ktorzy zdecydowaliby o Pocalunku dla Dolohowa, ale jednak dalsza czesc rozdzialu skutecznie mnie przekonala, ze to nie moglo byc to... Ech, chlopy sa naprawde glupie! Ciekawe, co sie zdarzylo podczas jego spotkania z ojcem, bo moze i to mialo wplyw na jego zachowanie...?
OdpowiedzUsuńSwoja droga, bardzo mi sie podoba to zakochanie Hermiony i jej analizowanie wszystkiego, co sie wiaze z Draco - mam doslownie wrazenie, jakbym czytala jakas wiadomosc od przyjaciolki, to jest niesamowite :)
Mała
Nie wiem jak skomentować ten rozdział, jakoś analizuje co tu się wydarzyło w ogóle. Zmiana zachowania Draco musi z czegoś wynikać i zastanawiam się czy z tego, że zaraz będzie musiał wrócić myślami do czasów gdzie był śmierciożercą czy dlatego, że spotkał się z ojcem, a na deser to, że pojawił się Rudy.
OdpowiedzUsuńOpis w tym rozdziale Aukcji, jeszcze nie czytałam, bo zawsze czekam na koniec, a wiem, że tu się powoli zbliża, chyba ;) Cóż, to może być mocne...