8 lutego 1999

— Cóż… — Seamus robi krótką pauzę, aby uzyskać zamierzony efekt. — Nareszcie cisza i spokój.

Słychać rozproszone śmiechy. Kilka spojrzeń pada na prawie pusty stół Slytherinu. Hermiona łapie się na tym, że zgrzyta zębami, zaciskając dłoń na piórze. Próbuje nie spuszczać wzroku – skupić się.

Nie ma na to czasu.

W zwodniczo długiej jeździe windą wracając z cel Ministerstwa, w zaciętym milczeniu McGonagall i jej własnej nieobecnej postawie stało się jasne, że może zrobić tylko jedno.

I zrobi to najlepiej.

Ostrzeżenie Malfoya nie pozostało niezauważone. Ale z pewnością nie zyskał odpowiedzi, na którą liczył.

Ponieważ nie jest onieśmielona. Nie boi się.

Jest wściekła.

Na Ministerstwo. Na uśmiechniętą twarz Seamusa. I na niego.

Bo jak śmiał prosić ją o tak wiele? Jak śmiał prosić ją, by działała wbrew swojej naturze? Wbrew wszystkiemu, za czym się opowiada i w co wierzy…

Poproszenie, żeby to porzuciła, nie różni się niczym od poproszenia jabłka żeby smakowało brzoskwinią.

Więc zagłębia się w badania. Nawet nie próbuje tego ukryć przed resztą stołu Gryffindoru, chociaż wydaje się, że nie zwracają na to uwagi. Nie na tyle, aby zauważyć co czyta, a następnie zapisuje.

O ile wie, widzą tylko Hermionę Granger pilnie uczącą się na zajęcia. Jak zawsze.

Tylko Ginny wie, że studiuje właśnie rodowody uczniów Slytherinu. Historyczne wydarzenia z udziałem rodzin Parkinson i Nott, które zapamiętała.

Tylko Ginny wie, co wypełnia dolną szufladę jej szafki nocnej.

Ginny, która po raz pierwszy od tamtego ranka w Trzech Miotłach sprawia wrażenie zaniepokojonej. Wygląda na to, że żałuje, że ją zachęciła i wsparła.

Hermiona zastanawia się, czy rudowłosa myślała, że to tylko faza przejściowa.

Fragment Proroka Codziennego Harry’ego wciąż błyska twarzą Malfoya – niepożądane rozproszenie. Blondyn spogląda z czerni i bieli papieru na świat. Na nią.

Prawie zbyt doskonale. Prawie tak, jakby mówił: „Nie waż się. Nie waż się tego robić."

Ale niebezpieczeństwo nie przyszło jej do głowy ani razu, odkąd o tym wspomniał. Jej głowa jest raczej pełna intelektualnego wyzwania. Bronienia produktów pokoleń fanatyków i morderców.

Sprawienia, żeby wyglądali na możliwych do odkupienia, nawet jeśli więzy rodzinne zabarwiają ich los na czarno.

Nott jest szczególnie ciężkim przypadkiem. Jego przodkowie byli wplątani w taką ilość ludobójstw i przestępstw, że mugolscy mordercy mogą się przy tym schować.

Ale Hermiona nie marnuje czasu. Bo procesy zaczynają się za kilka dni, a ona złożyła uroczystą obietnicę, że zamknie w sobie starą Hermionę. Tę bezpieczną, rozsądną Hermionę.

A w chwili, gdy wróciła do Hogwartu z Ministerstwa, bez słowa oddzieliła się od McGonagall. Znalazła pierwszą, najbardziej giętką i sprzedajną Ślizgonkę, jaką mogła – jedną z nielicznych reprezentantek tego Domu, którzy w nim pozostali – i przekupiła ją galeonami, zakazanymi zaklęciami i ukończonymi esejami na cały rok.

W zamian Hermiona ma teraz wysoki na stopę stos pastelowych i neonowych dzienników ukrytych w swojej szafce nocnej, a jeden z nich jest znajomo fioletowy.

Studiuje je każdej nocy przed snem jak Biblię. Pozwala sobie na wstyd. Na uczucie perwersji. Jakby się narzucała, chociaż tak nie jest.

Konieczne zło.

Musi znać te czarownice i czarodziejów lepiej niż swoich najlepszych przyjaciół, jeśli ma mieć jakiekolwiek nadzieje na ich obronę.

Niektórzy z nich nie mają nawet dzienników do opisywania swoich komplikacji – i są to ci, którzy nie zostali skazani na leczenie psychiatryczne – co znacznie ułatwia ich obronę.

A potem jest Malfoy.

Wysoki status jest jednym z najpotężniejszych czynników, które działają przeciwko niemu. Prawie nikt nie zawahałby się przed uderzeniem w imię Malfoyów, gdyby tylko miał okazję. To jego obrona wymaga największej dbałości o szczegóły – a mimo to, nawet nie będąc obok, w jakiś sposób udaje mu się jeszcze bardziej ingerować w jej skupienie. Hermiona stale przyłapuje się na zatrzymywaniu przy jego wpisach. Wpisach całkowicie nieistotnych dla procesu, ale w pełni związanych z pulsowaniem w jej piersi.

-

Pamiętniku,

Moja pieprzona Amortencja pachnie teraz cienką, gorącą czekoladą i, kurwa, nie podoba mi się to.

-

Pamiętniku,

Wiktor Krum i jego miotła niech się rucha obok kotła.*

-

Pamiętniku,

Czytam jebanego Shakestaffa czy inne bzdury w celu indeksowania. Zapisuję cytaty, by móc ją nimi obrazić, kiedy mówi, że nic nie wiem o mugolach.

Gówno wiem o mugolach.

Ale chcę, żeby myślała inaczej.

-

Pamiętniku,

Mówiąc hipotetycznie, jak myślisz, jak trudno byłoby przekonać kogoś, że nie jestem już dupkiem?

-

Pamiętniku,

Ona jest pizdą.

Myślę, że jej potrzebuję.

Merlinie, co za pizda.

 -

Ręce jej się trzęsą, kiedy zamyka go każdej nocy – zawsze jest to ostatni dziennik, który czyta. Najtrudniejszy do odłożenia.

I te chwile – kiedy jej głowa uderza w poduszkę, tuż przed zamknięciem oczu, gdy wpatruje się w głęboką, makabryczną czerwień zasłon…

Wtedy się boi.

***

— Miona?

Harry znajduje ją w bibliotece w noc poprzedzającą pierwszą serię procesów. Zabiniego i Puceya.

Blaise’a i Adriana – przypomina sobie. Blaise i Adrian.

Nie może używać nazwisk. Nie w sądzie. Nie, jeśli próbuje ich uczłowieczyć.

— Cześć, Harry — mówi z roztargnieniem, nie podnosząc wzroku. Przegląda stare artykuły z Proroka. Czyta akapit lub dwa, zanim zauważa, że chłopak nic nie powiedział. Że po prostu tam tkwi, przeskakując z nogi na nogę. To ją denerwuje. — Co jest?

— Ja, ehm… — Jego oczy przemykają między nią a podłogą. — Wiem, co robisz.

Hermiona przygryza wewnętrzną stronę policzka. 

— Cóż, tak, szukam informacji…

— Wiem, że ich bronisz.

Następuje pełna napięcia cisza. Mrugają do siebie, a on wierzy, iż oboje są w pełni świadomi, że będzie to dla nich decydujący moment. Dla ich przyjaźni. Dla ich przyszłości.

— Nie kłam — mówi wreszcie cichym i słabym głosem.

— Nie zamierzam cię znowu okłamywać, Harry. — Jest zaskoczona powściągliwością swojego tonu. — Nie widzę sensu.

— Dobrze.

Kiwa głową. 

— Dobrze.

Mimo to Hermiona zwleka. Wzdycha, przekładając kilka arkuszy pergaminu. 

— Powiedz to, co przyszedłeś mi powiedzieć. — Jego palce drgają przy boku. Harry. Jej Harry, zawsze mający takie problemy z ustaniem w miejscu.

— Nie powinnaś tego robić — oznajmia. Nie spodziewała się niczego innego.

— Wiem.

— Ale nadal zamierzasz… — To nie jest pytanie.

— Tak.

Harry odchrząkuje. Porusza się niezgrabnie, a potem zagłębia dłoń w kieszeni. 

— W takim razie dobrze. Ekhm. Mam ci to przeczytać.

Oczekiwania Hermiony wyskakują przez okno, gdy dostrzega aż nazbyt znajome pismo w rogu kartki, którą chłopak rozkłada. Wysycha jej w ustach. 

— Co ty…

— Pamiętaj tylko, że to nie ja mówię to wszystko, tak? Po prostu czytam, co napisał. — Harry nie patrzy jej w oczy. Jego twarz jest zarumieniona, ale Hermiona nie wie, czy jest zdenerwowany, czy zawstydzony. Nie może się na tym wystarczająco skoncentrować, aby mieć pewność.

Harry ponownie odchrząkuje i zaczyna.

— Przeczytaj jej to, jeśli wciąż zdecyduje się być upartą kosą. I do diabła, Potter, niczego nie cenzuruj, bo ona ci, kurwa, nie uwierzy.

Hermiona wzdycha gwałtownie.

— Granger, choć raz w życiu nie bądź pieprzoną idiotką. Tak, nazywam cię idiotką. Jesteś idiotką, myśląc, że jestem na tyle głupi, by myśleć, że jesteś na tyle elastyczna, by posłuchać kogokolwiek innego niż siebie. — Harry walczy z tym zdaniem. — A jesteś idiotką, bo jesteś tak cholernie uparta. To całkowicie twoja wina, że muszę zaangażować Świętego Kurwa Pottera. Wiem już, że nigdy nie robisz tego, co ci się mówi. Wiem, że mnie nie posłuchałaś. Wiem, że jutro spróbujesz pójść do Ministerstwa.

Zrób sobie jednak przysługę i po prostu staraj się nie być pizdą przez dwie pieprzone sekundy i, kurwa, posłuchaj mnie.

Wysłałbym to bezpośrednio do ciebie, ale wiem, że spaliłbyś to, zanim skończyłabyś czytać, i jaki jest, kurwa, sens? Ufam Potterowi – Merlinie, co za pieprzona koncepcja – że zmusi cię do wysłuchania całej pieprzonej sprawy. Cierpię z tego powodu na pieprzony skurcz ręki, więc ty też będziesz cierpieć.

Ta rzecz? Ty i ja? Było dobrze, tak?

Mogę to przyznać. Mogę. Dobrze się bawiłem. Nie, żeby mówić za ciebie, ale – rumieniec Harry'ego znacznie się pogłębia – sądząc po dźwiękach, jakie z siebie wydawałaś, powiedziałbym, że też dobrze się bawiłaś.

Ona również się rumieni. Niezgrabnie poprawia się na bibliotecznym krześle.

— Ale w tym rzecz, Granger. Możemy się tym cieszyć, ile tylko chcemy, ale to nadal nie czyni nas odpowiednimi dla siebie. A siedzenie tutaj, nie mając nic do roboty poza myśleniem, stawia mnie w dość gównianej perspektywie. Na przykład, poważnie, ile pierdolonych razy musi wydarzyć się katastrofalne gówno, żebyśmy zrozumieli tę pieprzoną wskazówkę? Jesteśmy niestabilni. Toksyczni. Bezcelowi.

Jej dłonie zaciskają się pod stołem w pięści.

— Upraszczając, cała ta sprawa między nami była tylko ćwiczeniem samookaleczania i nie jest tego, kurwa, warta. Jestem pewien, że z czasem się ze mną zgodzisz. Mam więc nadzieję, że pomoże ci to uwolnić się od tego absurdalnego przekonania, że musisz mnie bronić. Wyrządzisz więcej szkody niż pożytku. Mam nowego prawnika, który jest bardzo polecany i to wszystko, czego potrzebuję. Nie potrzebuję ciebie.

Zaciska oczy. Myśli o tych chaotycznych bazgrołach w jego dzienniku, które mówią dokładnie odwrotnie.

— Więc proszę, przestań wtykać nos w nie swoje sprawy i trzymaj się z daleka. Jasne? Teraz udaję, że przytakujesz. W porządku. Możesz teraz przestać czytać na głos, Potter, ty chuj… och, erm. Dobrze. — Harry milknie. Krzywi się, ponieważ wie, że musi spojrzeć jej w oczy.

Ale ona to czuje. Wyraz jej twarzy stał się pusty, bierne spojrzenie. Przez chwilę Harry wygląda na uspokojonego, ale potem zdaje sobie sprawę, że jest to tym bardziej niepokojące.

— Przykro mi, Miona — mówi. — Wiem, że to było trudne i większość z tego była niepotrzebna, ale to Malfoy do… no cóż, to on. W każdym razie przepraszam. Ale myślę, że ma rację.

Hermiona mruga. 

— Tak uważasz?

— Tylko o tym, żebyś nie szła do Ministerstwa — rzuca. — Nie chodzi o to, że jesteś stratą czasu albo…

— Dziękuję, Harry — mówi beznamiętnie, spoglądając z powrotem na swoje notatki.

— Miona…

— Och, wychodząc… — Gryzmoli coś szybko na wolnym skrawku pergaminu. Składa go i podaje mu. — Czy mógłbyś zabrać to ze sobą, proszę? Odesłać? — W jakiś cudowny sposób udaje jej się zachować zupełnie obojętny wyraz twarzy. Jej głos pozostaje bezbarwny.

Harry patrzy na nią, jakby wyrosła jej druga głowa. Przerażony, jakby była cała we krwi czy coś w tym rodzaju.

Jakby jej nie znał.

— Eee… — udaje mu się wydusić po długiej ciszy. — Tak. Jasne, jasne.

— Dziękuję.

Patrzy, jak chłopak odchodzi, a jego kroki są trochę chwiejne, oczy lekko oszołomione. Wie już na pewno, że rozwinie list, kiedy tylko zniknie jej z oczu.

Ale już jej to nie obchodzi.

Jakie to ma znaczenie, jeśli zobaczy? Co to zmieni?

Nic. Odpowiedź brzmi: nic. Zobaczy tylko:

Masz rację. Nigdy nie robię tego, co mi się mówi. Następnym razem bardziej się postaraj.

____

*Oryginalnie: Viktor Krum can go fuck himself with his own broom. – za tłumaczenie tej rymowanki dziękuję Camille_1909 i Martynce. 


5 komentarzy:

  1. No cóż, Draco jeszcze nie poznał Hermiony na tyle, żeby nie wiedzieć, że ona zawsze działa na opak. Zabroń jej czegoś, a ona tym bardziej będzie chciała to zrobić. Jak już coś sobie wbije do główki, to jej się tego nie wyperswaduje z głowy. Zależy jej na nim i na jego przyjaciołach i nie zostawi ich w potrzebie. Nie ma szans. Zresztą nie po to zaczęła się w tym babrać, żeby teraz miała odpuścić. Powinna utrzeć nosa cholernemu Seamusowi i jego nienawiści. Kuźwa, byli w złym miejscu i czasie swojego życia, w złych rodzinach z takimi przekonaniami jakie mieli. No bądźmy szczerzy, to mogłoby trafić na każdego tak naprawdę. Gdyby cholerny Finnigan sam się urodził w rodzie czystej krwi o takich zasadach jak ród Malfoyów, Zabinich czy Nottów, nie wykluczone, że sam byłby taki jak oni...No ja pierdziele, nie każdy może decydować aż tak o swoim życiu, a im te przekonania były wpajane od malutkiego...
    A tłumaczenie tego fragmentu było czystą przyjemnością 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać że Draco robi to specjalnie aby nie wplątała się w te sprawy no ale cóż to jest Herm ona robi to co uważa za słuszne 🤷🏽‍♀️

    OdpowiedzUsuń
  3. Malfoy, to Ty chcesz tej pomocy czy nie, bo na razie wyglada to tak, ze niby nie chcesz, ale wypisujesz do Swietego Kurwa Pottera, wiedzac, zs Hermiona i tak cie nie poslucha, wiec to dla mnie jakby ktos mowil "nie", a myslal "TAAAK!" 🤦‍♀️ Naprawde, brak slow.
    A co do Hermiony... Hmm... Podziwiam, ze przebrnela przez te dzienniki, ja bym chyba nie mogla 🙈 I ten czas, poswiecony na studiowanie historii rodziny kazdej z tych osob? Szalona kobieto! Oby to pomoglo!

    Mała

    OdpowiedzUsuń
  4. Oni się nigdy nie naucza ... starając się zniechęcić Hermione jeszcze bardziej ją do czegoś przekonują 🙄 ale to ze Malfoy napisał do Pottera no nie spodziewałam się.

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę ta zbolala mine Draco kiedy pisze do Pottera. W jednym miał rację Hermiona słucha siebie i bardzo dobrze. Jest uparta, a on cóż zniechęcając ją tylko utwierdza ja w przekoniu że to zrobi. Miał rację pisząc o toksycznym związku, ale tacy są i po prostu będąc razem pasują do siebie w tym całym popieprzeniu.
    Jutro praca, ale zaraz proces Zabiniego... Cóż jutro przewiduję dużo kawy i energetyczka na śniadanie, lecę dalej i tak nie zasnę z przejęcia.

    OdpowiedzUsuń