Przez noc cała trucizna została wydalona przez jej organizm, pozostawiając następnego ranka jedynie ospały szum w żyłach. Gdy adrenalina związana z początkowym szokiem odpłynęła, ciało Hermiony przez kilka następnych dni odczuwało skutki zatrucia jak ciężar ołowiu.
Łzawka nadal regularnie pojawiała się z eliksirami bez etykiet. Kiedy zapytała skrzatkę, co jest w małej fiolce, ta odpowiedziała tylko: „Dla panienki!”.
Trzeciego dnia swojego przygnębiającego i powolnego powrotu do zdrowia Hermiona odmówiła przyjęcia eliksiru. Możliwe, że powolny powrót do zdrowia nie był spowodowany trucizną, ale antidotum, które przyjmowała. Łzawka podskakiwała przy łóżku badając dziewczynę od stóp do głów, nieustannie wymyślając nowe powody i powtarzając je w kółko, jak zdarta płyta.
— Ale panienko! Panienka była ranna! Eliksir poprawia panienki stan!
— Ale panienka jest słaba! To uczyni ją silną!
— Czy panienka chce poczuć się lepiej? Niech pije!
— Mistrz Draco robi go specjalnie dla panienki. Aby wyzdrowiała!
To przykuło uwagę Hermiony. Spojrzała na małą skrzatkę, trzymającą jej fioletowy, wirujący w fiolce eliksir. Czy Draco go przyrządził? A może czymś go tylko podrasował?
— Nie, dziękuję. — Odwróciła głowę, odrywając wzrok od szerokich oczu skrzatki i myśląc o tym, jak łatwo byłoby wrzucić gałązkę asfodelusa do niemal każdego eliksiru. Albo…
Tamten miętowy, magiczny środek tłumiący magię, który pielęgniarki podały jej w Ministerstwie. Ten, który kazano podać wszystkim niewolnikom.
Malfoyowie muszą jej go jakoś dawkować, ale… może sprawili, że środek jest bez smaku? Próbowała sobie przypomnieć, czy coś, co zjadła, miało dziwny, miętowy posmak.
Być może dlatego jej powrót do zdrowia był tak trudny. Mikstury lecznicze zmieszane z dużą dawką środków tłumiących magię.
Łzawka zniknęła wraz z fiolką niewypitego eliksiru, a Hermiona nie zdecydowała się tego wieczoru na kolację.
Obudziła się w środku nocy, trzymając za ramię, spocona, z tępym bólem łomoczącym w głowie. Przeszła przez gorsze rzeczy. Wiedziała, że może to przeżyć. Po dziesięciu minutach jej krew zaczęła się gotować, a pot zalewał skórę i wsiąkał w pościel. Cokolwiek robił eliksir od Draco, był zdecydowanie lepszy niż to. Cierpiała przez niecałe dwie godziny, zanim wreszcie wyszeptała drżące „Łzawko” do cichego pokoju. Skrzatka pojawiła się niemal natychmiast, po czym pomogła jej wypić eliksir.
***
Bezwładne leżenie przez cały dzień i noc, podczas gdy toksyna przedzierała się przez jej krew, było zbyt wyzwalające dla umysłu. Godzinami patrzyła w sufit, przypominając sobie oddech Bellatriks na swojej twarzy, ten ostry, wysoki śmiech. A potem poskładała w całość to, co pamiętała o Draco. Fragmenty myśli pozornie pojawiające się jakby znikąd. Wciąż tak opanowany, nawet kiedy jego ciotka opuściła pokój, a potem jego nierówne, pospieszne ruchy, gdy ją leczył.
Uzdrowił ją.
Zależało mu na tym, żeby wyzdrowiała.
W sposób, którego Czarny Pan nie mógłby tolerować.
W sposób, który kazał jej sądzić, że jest warta więcej niż sześćdziesiąt pięć tysięcy galeonów.
Oczyścił jej krew własnymi ustami, plując na nieskazitelny dywan, jakby od tak mógł kupić nowy. Wysysał truciznę ze swojej dziwki, jakby nie mógł kupić kolejnej.
Jego nietkniętej dziwki. W jej własnym, eleganckim apartamencie.
Zamknęła oczy, odpływając, przypominając sobie otaczającą ją ciepłą skórę.
***
Narcyza często ją odwiedzała. Kobieta proponowała, że poda Hermionie książki z półek, przyszykuje świeże ubrania do spania, czy przyjmie prośby o obiad.
Czwartego dnia Narcyza odwróciła się od łóżka i powiedziała:
— Dziś jest taki piękny dzień. Może po południu mogłybyśmy się przespacerować.
Wzrok kobiety powędrował niepewnie w dół, a potem w górę ramienia Hermiony, gdzie dwukrotnie pocięła ją jej własna siostra.
— Nie — odparła Hermiona. — Nie mam ochoty na spacer. Ale dziękuję. — Patrzyła, czekając na reakcję Narcyzy. Zastanawiając się, jak daleko sięgała jej iluzja wolności.
Narcyza uśmiechnęła się uprzejmie.
— W takim razie zostawię cię, byś mogła odpocząć.
Zebrała książki, które Hermiona skończyła czytać, po czym odniosła je na półki i ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymała się z ręką na klamce.
— Mojej siostry… nie można usprawiedliwić. Ale to moja krew, więc czuję, że zawsze muszę jej wybaczyć. — Narcyza odwróciła się do Hermiony. — Już dawno przestałam aprobować jej działania. A ona przestała aprobować moje. Jednak jej zachowanie nie jest odzwierciedleniem tego domu ani jego mieszkańców.
Narcyza skinęła głową i wyszła.
W jakiś sposób, zaskakująco, Hermiona coraz mniej opornie zmagała się z tą koncepcją.
***
Rankami zaczęła wstawać z łóżka, by poruszać się po swoim pokoju. Bolały ją mięśnie, ale z każdym dniem było coraz łatwiej.
Minęło dziesięć dni, odkąd została praktycznie porażona prądem, a potem otruta, i zarazem dziesięć dni, odkąd widziała któregokolwiek z mężczyzn Malfoyów. Ubrała się powoli, zamierzając wstać z łóżka i opuścić swój pokój.
Portrety syczały na nią, gdy przechodziła obok, mamrocząc coś o jej brudnej krwi. Starszy mężczyzna z takimi samymi długimi blond włosami jak te Lucjusza, jednak z bardziej zaokrągloną twarzą i wielkim brzuchem, prychnął na nią, gdy minęła jego portret:
— Co za wstyd. Za moich czasów zamknęlibyśmy ją w lochach.
Hermiona odpowiedziała na słowa mężczyzny podobnym prychnięciem, przeciągając palcami po jego ozdobnej sylwetce, gdy sapnął z oburzenia.
Trudno było jej przywyknąć do braku zajęcia. Odkąd skończyła jedenaście lat, Harry jej potrzebował. Wiedziała tak wiele różnych rzeczy. Znała odpowiedzi na tak wiele pytań. A jeśli nawet na coś nie znała odpowiedzi, zawsze mogła to sprawdzić.
Ale teraz nie była w stanie odpowiedzieć na wszystkie swoje pytania za pomocą książek. Przeżyła i była chroniona z niezrozumiałych dla siebie powodów. Wydawało się, że wszyscy jej oprawcy prosili ją, by po prostu istniała. W ciągu ostatnich kilku dni przemyślała ponad tuzin możliwych motywów, z których każdy był jeszcze bardziej niedorzeczny niż poprzedni. Może byli sympatykami Zakonu. Albo podwójnymi agentami. Chyba, że planowali użyć jej jako karty przetargowej na wypadek, gdyby Voldemort został pokonany.
Bez względu na powody, dla których dbali o jej bezpieczeństwo, jedno było pewne: ludzie umierali. Jej przyjaciele umierali. Straciła już za dużo czasu.
Otwierając drzwi biblioteki, natychmiast ruszyła do alejek z tekstami o czarnej magii.
Wychodziło na to, że miała kilka problemów do rozwiązania.
Po pierwsze, Voldemort miał Czarną Różdżkę – coś, w co nigdy nie wierzyła tak bardzo, jak Harry. Zawsze bardziej interesowały ją horkruksy. Były namacalne i nie zakorzenione w bajkach.
Co wiązało się z drugim problemem: Nagini. Żyły tylko dwie osoby, które wiedziały o ostatnim horkruksie Voldemorta: ona i Ron. Pamiętała Neville'a biegnącego za wężem na dziedzińcu, ale nie była pewna, czy chłopak znał jego znaczenie. Jeśli ktoś był w stanie pokonać Voldemorta, ona lub Ron musieliby upewnić się, że wąż nie żyje. Wydawało się to jednak bardzo odległą kwestią.
Medalion, puchar, tiara, pierścień i pamiętnik zniknęły. Nieproszona fala wspomnień przepłynęła przez jej świadomość. Wężoustość, wspólne sny, połączenia umysłów. Kiedy myślała, że może Harry jest… Otarła wilgotne ręce o spodnie i odrzuciła tę myśl. Nic z tego już nie miało znaczenia.
Czy Nagini naprawdę była ostatnim? A może stworzył ich więcej? Czy jego dusza była wystarczająco stabilna na kolejne rozdarcia?
Hermiona sięgnęła po książkę, wyciągając swoją zabandażowaną lewą rękę wysoko w górę, przypominając sobie o trzecim problemie. Tatuaże. Nie byłaby w stanie opuścić posiadłości bez Draco. Mogłaby przeprowadzić wszystkie możliwe badania na świecie, odpowiedzieć na wszelkie pytania, a mimo to nic nie miałoby sensu, jeśli nie mogła opuścić Dworu, by komuś o tym powiedzieć.
Gdyby tylko mogła skontaktować się z George’em. Wymyślić jakiś sposób komunikowania się z nim, nawet jeśli nie mogła uciec. Ale jeśli Voldemort ponownie zajrzałby do jej umysłu…
Otworzyła książkę o horkruksach, którą przeglądała w zeszłym tygodniu, szukając fragmentu o Szatańskiej Pożodze, który chciała ponownie przeczytać…
I zatrzasnęła książkę. Jej umysł… obrazy, które widziała… rzeczy, które czytała…
Voldemort widział je wszystkie.
Miał dostęp nie tylko do jej ważnych wspomnień. Widział wszystko, co robiła, bez względu na to, jak przyziemne by to nie było. Strony, słowa i informacje. Jej ulubione rzeczy.
Drżącymi palcami odłożyła książkę, wiedząc, że badanie horkruksów wystarczyło, by ją obciążyć. Nigdy wcześniej nie bała się własnego umysłu. Ale jej wiedza zdradziłaby wszystko, gdyby Voldemort ponownie użył na niej legilimencji.
Wpatrując się w książki i półki biblioteki tak ciemnej i potężnej, że mogłaby z łatwością pokonać Voldemorta i jego Czarną Różdżkę, gdyby tylko jej strony znalazły się w rękach właściwej osoby, Hermiona zdała sobie sprawę, że nie może ich użyć.
Cofnęła się, oddychając ciężko. Nic nie mogła zbadać. Nic nie było bezpieczne. Zamrugała szybko, patrząc na stosy ksiąg, skupiając się na równomiernym oddechu i czując ostry ból w żebrach.
Jej umysł nie był jej własnym. Poczuła w środku śliską jak olej obecność Voldemorta. Minęły prawie dwa tygodnie, odkąd wtargnął do jej świadomości. Może nie zrobi tego ponownie. Ale czy rzeczywiście mogła na to liczyć?
Oparła się o półki, zamykając oczy. Próbując znaleźć jakieś wyjście.
Dźwięk szurania po lewej stronie sprawił, że otworzyła oczy. Zaraz obok, z jednej z półek wysunęła się książka, po czym zawisła w powietrzu, jakby została nagle przywołana. Mrugając, Hermiona odwróciła się, żeby zobaczyć, czy ktoś stoi przy katalogu obok wejścia.
Nikt.
Książka nadal wisiała w powietrzu. Hermiona przeszła wzdłuż alejki, ostrożnie podchodząc do tomu. Wystarczająco blisko, by ją uchwycić i móc odczytać tytuł wypisany na grzbiecie.
Sztuczki umysłowe dla początkujących.
Serce zabiło jej w piersi, gdy wyciągnęła dłoń, sięgając po cienką książkę. Ta wpadła w jej ręce niczym jabłko spadające z drzewa. Przez minutę dziewczyna tępo wpatrywała się w okładkę, po czym wychyliła głowę za róg alejki – może ktoś z rodziny Malfoyów płatał jej figle? Ale nadal nikogo tam nie było. Hermiona cofnęła się, ukrywając za regałem, po czym drżącymi palcami przerzuciła strony książki aż do spisu treści.
Oklumencja i Legilimencja.
Książka o nauce ochrony własnych myśli. Hermiona zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy katalog biblioteczny potrafił oferować pomoc nawet bez pytania.
Oklumencja byłaby najlepszą ochroną przed ingerencją Voldemorta w jej umysł, ale była to przecież magiczna umiejętność. A ona nie miała żadnej magii. Nie miała też czasu na lata nauki, które zajęłoby jej pełne nauczenie się wyrzucania Voldemorta ze swojej głowy.
Przeczytała tytuły rozdziałów:
Medytacja
Oczyszczanie umysłu
Ściany i drzwi
Z tego, co wiedziała o oklumencji z własnych, pobieżnych badań i lekcji Harry'ego, sztuka ta wymagała w pełni skupionego umysłu. Kiedyś, gdy Harry jęczał na temat metod Snape'a, odgryzała mu się, pewna, że jej umysł – jej niesamowicie zdyscyplinowany umysł – mógł odnieść pełny sukces przy znacznie mniejszej ilości narzekania.
Ponownie rozejrzała się po bibliotece w poszukiwaniu innych unoszących się książek, w połowie spodziewając się, że Harry wyjdzie spod swojej peleryny-niewidki, drwiąc z niej z rozbawieniem, że spędza cały dzień wśród książek.
Przestrzeń pod jej powiekami płonęła. Hermiona przełknęła, szybko mrugając. Znowu spojrzała w dół zamglonym wzrokiem. Pierwsze rozdziały brzmiały dość prosto, prawdopodobnie opisując sposoby nauki niemagicznej medytacji.
Hermiona wsunęła cienką książeczkę do grubego tomu jakiejś fikcyjnej powieści i rozpoczęła powolną podróż z powrotem do swojego pokoju.
Właśnie mijała kilka par drzwi, o których wiedziała, że prowadzą do prywatnych gabinetów członków rodziny, kiedy usłyszała czyjeś głosy. Melodyjny pomruk głosu Narcyzy przebił się przez szczelinę w drzwiach, a Hermiona znieruchomiała, nasłuchując z wstrzymanym oddechem słów kobiety.
— Dlaczego to musisz być ty? — zapytała ostro Narcyza.
— Dlaczego to musi być ktokolwiek z nas? — odpowiedział Lucjusz. — Pewnie zasnął gdzieś na kolacji. Albo miał atak serca z jedną ze swoich płatnych, mugolskich dziwek.
— Lucjuszu, to może być coś poważnego.
Hermiona przylgnęła bliżej drzwi, nadstawiając uszu, gdy Lucjusz mamrotał coś niskim i uspokajającym tonem.
— Jak długo? — spytała Narcyza.
— Tydzień — powiedział Lucjusz, jego głos zabrzmiał trochę bliżej drzwi. Hermiona odskoczyła, zastygając w przerażeniu, jednak wyglądało na to, że Lucjusz najwyraźniej krążył po pokoju. Jego głos znów stał się odległy, gdy powiedział: — Zignorował już trzy wezwania.
Hermiona otworzyła szerzej oczy, mocniej przyciskając trzymane książki do piersi. Śmierciożerca ignorował Voldemorta?
— Coś mu się stało, Lucjuszu. Nigdy z własnej woli nie zignorowałby wezwania Czarnego Pana — odparła kobieta, po czym dodała pod nosem: — Nie byłby na tyle głupi.
Lucjusz prychnął.
— Nie sądzę. Nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić.
Zapadła długa chwila ciszy. Potem Narcyza westchnęła.
— Jak długo cię nie będzie?
— Tylko tę jedną noc.
— Nie możesz kogoś ze sobą zabrać? Yaxleya?
— Wszyscy inni martwią się o posiadłość Macnaira.
Umysł Hermiony zawirował. Posiadłość Macnaira była miejscem, w którym przebywał Ron. W końcu to Macnair kupił Rona, Angelinę Johnson i Lunę.
Gdyby wszyscy Śmierciożercy koncentrowali swoją uwagę na posiadłości Macnairów… Jeśli któryś z nich całkowicie zapadł się pod ziemię… Coś się działo.
— Potrzebuję… — odchrząknęła Narcyza. — Muszę sprawdzić jak tam lunch. — Rozległo się słabe szuranie nóżek mebli. — Dołączysz do mnie przy herbacie przed swoim wyjazdem?
— Ja… mam kilka rzeczy…
— Nie obchodzi mnie to. Zobaczymy się przy herbacie.
Nastąpiła lawina kroków. Hermiona szybko schowała się za popiersiem Lucjusza Malfoya i w chwili, gdy drzwi się otworzyły. Przylgnęła mocno do ściany, by nikt jej nie widział.
Obcasy Narcyzy stukały po kamieniach posadzki, a kiedy kobieta skręciła za róg prowadzący do kuchni, Hermiona wysunęła się zza popiersia i cicho obróciła na pięcie, by pobiec z powrotem do swojego pokoju.
— Panno Granger — zawołał Lucjusz ze swojego gabinetu.
Hermiona zamarła z dudniącym sercem. Czym się zdradziła? Zmusiła swoje nogi, by się poruszyć, podchodząc przed wejście i zastając w środku Lucjusza skrobiącego coś piórem przy biurku w naprawdę imponującym gabinecie. Mężczyzna nie podniósł na nią wzroku.
— Rozumiem, że masz zwyczaj podsłuchiwania innych pod drzwiami jak dziecko? — odparł lirycznym tonem.
Napięcie w ramionach Hermiony zelżało. Najwyraźniej nie zamierzał jej zabić za to, co usłyszała. Po prostu z niej kpił. Zebrała się w sobie, zakładając, że grzecznym posunięciem byłoby wejście do pokoju i…
Potknęła się, odlatując lekko do tyłu. W progu pokoju była bariera. Podobna do tej na jej balkonie. Nie mogła podnieść stopy, żeby przejść.
— O nie — powiedział, odchylając się w swoim skórzanym fotelu. — To nie było zaproszenie. — Przeciągnął pióro między czubkami palców i spojrzał na nią. — Przypuszczam, że przyszłaś mi podziękować za wciągnięcie twoje trzęsącego się i śliniącego ciała na wzgórze, a potem z powrotem za granicę bariery.
Zmrużyła oczy, jej temperament wyostrzył się jak nóż na kamieniu.
— Tak, byłam zaskoczona, że mnie niosłeś…
— Na niebiosa, ależ skąd. — Uniósł na nią brew. — Złapałem cię za ramię i pociągnąłem za sobą jak psa.
Spojrzała na niego, wiedząc, że to nieprawda. Ale celowo starał się ją rozdrażnić. Zastanawiała się, jak bardzo mogła nadszarpnąć jego nerwy.
— Kto zaginął?
Pochylił w jej stronę głowę, a ona spodziewała się ciszy, kolejnej zniewagi lub szyderczego „słucham?”.
— Gregory Goyle — powiedział, dodając: — Senior.
Zamrugała, zaskoczona tą szczerą odpowiedzią. Albo pozornie szczerą.
Jeśli jednak mówił prawdę, dlaczego Goyle miałby być nieposłuszny Voldemortowi? Należał do tych, którzy natychmiast się do niego udali, kiedy powrócił. Był na cmentarzu w Little Hangleton. Czy mieli pewność, że żyje?
Spoglądając ponownie na Lucjusza, Hermiona wiedziała, że mężczyzna z łatwością odczytuje wyraz jej twarzy. Umysł dziewczyny wirował.
— Możesz zadać mi jeszcze jedno pytanie — powiedział z błyszczącymi oczami. — Lepiej, żeby było warte mojej uwagi.
Poczuła, jak serce zaczyna dudnić jej w piersi. Chciał zagrać w jakąś grę? Próbując wybrać właściwe pytanie, Hermiona stała nieruchomo, niczym wrośnięta w podłogę,
Dlaczego Draco mnie kupił?
Kto ma dostęp do Nagini?
Co zrobił George, że aż tak rozzłościł Voldemorta?
— Dlaczego Śmierciożercy zbierają się w posiadłości Macnaira? — zapytała chrapliwym głosem. Nie wiedziała, czy wybrała właściwe pytanie spośród tysięcy wirujących w jej umyśle.
Lucjusz złączył palce i spojrzał na nią ponad nimi.
— By przeprowadzić dochodzenie w sprawie niedawnego morderstwa Waldena Macnaira i późniejszej ucieczki jego więźnia.
Jej oczy rozszerzyły się. Ron. Albo… więzień, liczba pojedyncza?
Otworzyła usta.
— Możesz pytać, ale w granicach rozsądku, panno Granger – wtrącił, skutecznie ją uciszając. — Jednak skradanie się jak mysz jest niestosowne. — Jego oczy wbiły się w nią, ześlizgując się aż do książki w jej ramionach i z powrotem. — Miłej lektury. Mam nadzieję, że będzie to coś… pouczającego.
Patrzyła na niego, a jej skóra była niesamowicie napięta. Twarz Lucjusza wydawała się kompletnie beznamiętna.
Jej palce zacisnęły się mocniej na książce do oklumencji, wciśniętej w większy tom jakiejś fikcyjnej powieści. Czy wiedział? Czy on…?
— Dziękuję, z pewnością tak będzie — odpowiedziała.
Odwrócił wzrok, odrywając od niej swoje spojrzenie.
— Czy mógłbyś zamknąć drzwi przed swoim wyjściem? — zapytał, a Hermiona zmrużyła na niego oczy. Klamka była za barierą, której nie mogła przekroczyć. Usta Lucjusza nieznacznie drgnęły. — Och tak, oczywiście.
I z szybkim machnięciem jego ręki drzwi zatrzasnęły się przed twarzą dziewczyny.
Zmarszczyła brwi, patrząc na drewno, które zatrzymało się o niecały cal od jej nosa. Analizowanie tej rozmowy bez wątpienia zajmie jej całe tygodnie.
Spacerując z powrotem do swojego pokoju i powoli wspinając się po schodach ze względu na obolałe mięśnie, Hermiona zaczęła swoje rozmyślania od najnowszego faktu numer jeden.
Zaginął ojciec Goyle'a. Nie wiedziała nic więcej, poza tym, że Voldemort wysłał Lucjusza Malfoya, by ten zbadał sprawę. Być może mężczyzna został zamordowany, a Lucjusz miał znaleźć jego ciało.
Fakt drugi: Walden Macnair nie żyje. I jeden z jego więźniów uciekł. Ostatnio słyszała, że Ron został wezwany przez Voldemorta, więc możliwe, że to Angelina się wydostała. Czy George maczał w tym palce? Czy przyszedł po brata?
I dlaczego Lucjusz Malfoy bez wahania jej to wszystko powiedział? Co mógł zyskać na przekazywaniu jej informacji? Czy to była prawda? W jaką chorą gierkę grał?
Dotarła do szczytu schodów. Książka wciskała się w jej żebra, a Hermiona zaczęła zastanawiać się nad podręcznikiem do oklumencji, który unosił się w bibliotece jakby czekając, by go znalazła. Czy Lucjusz go tam podłożył? Jaką korzyść mogłaby dać jej oklumencja, skoro nie miała magii?
Zatrzymując się przed drzwiami, Hermiona odetchnęła głęboko z wysiłku.
A może miała magię?
Czy rzeczywiście podawano jej tę miętową miksturę?
Pchnęła drzwi i stanęła na środku swojego pokoju. Odwróciła się do regału z książkami i wyciągnęła rękę, skupiając całą energię na przywołaniu do siebie książki z niebieskim grzbietem.
Nic.
Wyobrażając sobie, że trzyma w dłoni różdżkę, Hermiona skoncentrowała się na magii, z którą się urodziła. Magii, która sprawiła, że unosiła w powietrze kota sąsiada, kiedy miała siedem lat. Magii, którą podpaliła włosy Becky Tracker, gdy była czwartej klasie.
Wydało jej się, że poczuła, jak coś buzuje w jej żyłach.
Ale nic się nie stało.
Opuściła rękę. Wyglądało na to, że Malfoyowie mimo wszystko przestrzegali niektórych zasad dotyczących posiadania niewolników. Może to jednak tylko zaczarowany katalog biblioteczny wybrał dla niej tę lekturę.
Wzdychając, usadowiła się na fotelu zwróconym w stronę okien i otworzyła cienką książkę.
Rozdział pierwszy: Medytacja.
***
Trzy dni później po raz szósty zaczynała od nowa czytać „Sztuczki umysłowe dla początkujących”. Bardzo trudno było jej poznawać teorie i techniki oklumencji bez możliwości ich praktycznego zastosowania. Czuła się jak na rok przed Hogwartem, kiedy to jako dziesięciolatka pochłonęła wszystkie magiczne książki, które udało jej się dostać w swoje ręce, jednak nie była w stanie przećwiczyć niczego bez różdżki.
Może mimo wszystko nie nadawała się do oklumencji i w przeszłości była dla Harry’ego zbyt surowa. Oczyszczenie własnego umysłu nie było jej mocną stroną. Nieustannie nasuwające się pytania i wątpliwości szkodziły medytacji.
Istniała jednak cała masa wystarczająco interesujących technik. Chłodne, niebieskie jezioro ze spokojną wodą, rozciągające się poza horyzont. Mroczne głębiny o spokojnych i nienaruszonych powierzchniach. A nawet skupianie się na ruchomym celu, aż rozmyją się krawędzie wszystkiego innego.
Spoglądała za okno na ogród, próbując skupić swój umysł jedynie na samotnym pawiu przemierzającym spokojnie trawnik, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Zamrugała. Niespodziewany dźwięk przywrócił jej umysł do teraźniejszości.
Odstawiła filiżankę, wzięła głęboki oddech i powiedziała:
— Proszę.
Kiedy zza drzwi wyłonił się Draco, oddech uwiązł jej w gardle. Nie widziała go od niemal dwóch tygodni. Przestała potrzebować eliksirów kilka dni temu, więc od jakiegoś czasu nawet o nim nie myślała. W jej ostatnich wspomnieniach nie przewijało się nic poza cudownym Dworem, uroczą matką chłopaka i miękką, świeżą pościelą.
Znowu był w zwykłych ubraniach. Bez munduru. W szarej koszuli zapinanej na guziki i czarnych spodniach. Zarumieniła się na wspomnienie ostatniego razu, kiedy go widziała. Wtedy nie miał na sobie praktycznie żadnego ubrania. Nadal nie zapomniała o pieprzyku na jego lewym ramieniu ani o tym, jak skóra chłopaka drżała przy jej własnej.
Stał w drzwiach, jakby powstrzymywało go jakieś zaklęcie. Hermiona patrzyła, jak jego oczy przemykają do kącika jej ust, gdzie niedawny siniak zdążył już wyblaknąć i się zagoić.
— Moja mama chciałaby zaprosić cię dziś wieczorem do jadalni na wspólną kolację.
Dziewczyna patrzyła, czekając, aż powie coś więcej. Aż wyjaśni, dlaczego ją uratował i od tamtej pory trzymał się z daleka. Przeszukała twarz Draco, ale jego rysy niczego nie zdradzały. A więc nadal brak przełomu. Nawet po gorączkowym odsysaniu własnymi ustami trucizny z jej żył.
Zacisnęła szczękę, a rozczarowanie wykrzywiło jej wnętrzności.
— Więc dlaczego jej tu nie ma?
Draco zamrugał i spojrzał na dywan.
— Moja mama chciałaby, żebyś zeszła dziś na kolację do jadalni.
— Powiedz jej, że dziękuję za zaproszenie, ale nie. — Wróciła do popijania swojej do herbaty. — Będę dziś niezmiernie szczęśliwa, spożywając kolację w swoim własnym pokoju.
Skierowała się do łazienki, zabierając filiżankę z herbatą, po czym zamknęła za sobą drzwi, odprawiając go. Gdyby chciał, żeby jadła kolację w jadalni, porozmawiała z nim czy... zrobiła cokolwiek innego, musiałby ją zmusić.
Wpatrywała się w lustro i swoje blade odbicie, pragnąc uspokoić serce i temperament. Było już jasne, że chłopak się nią nie przejmuje. Dlaczego musiała tworzyć w swojej głowie kolejne urojenia?
Kiedy po kilku minutach wyłoniła się zza drzwi, spodziewała się, że ujrzy pusty pokój. Jednak Draco nadal tam był, przeglądając zawartość jej regału z książkami. Patrzyła, jak przesuwa palce po ich grzbietach.
— Przeorganizowałaś je — oznajmił, patrząc na nią.
— Tak. — Odchrząknęła, ignorując nagłe trzepotanie w żołądku. — Były uszeregowane od autorów mugolskich po czarodziejów, potem według gatunku, a potem według jakiegoś dziwnego systemu, którego nie rozumiałam…
— Względem daty publikacji — odparł.
Hermiona zamrugała zaskoczona, wpatrując się w jego profil.
— Brontë została uszeregowana po dziełach Joyce’a.
Draco zmarszczył brwi. Jego wzrok przemknął w kierunku górnej półki, na której Hermiona ustawiła wszystkie dzieła Brontë w porządku alfabetycznym według nazwiska autora. Złapał za pierwszy zielony grzbiet i otworzył książkę na pierwszej stronie.
— To dodruk z 1931. — Jego brwi złączyły się ze sobą. — Oryginał musi zatem być w bibliotece. Myślałem, że jest tutaj.
Tylko Draco Malfoy mógłby ją rozproszyć, elokwentnie opowiadając o książkach.
Stała obok łóżka, gdy jego palce muskały delikatnie pierwszą stronę Jane Eyre.
— Tak to właśnie jest, kiedy wszystko załatwia się za pomocą magii – powiedziała sztywno.
Kącik jego ust drgnął. Zastanawiała się, czy właśnie sprawiła, że Draco Malfoy się uśmiechnął.
— Poproszę skrzaty o dostarczenie tutaj oryginału.
Prychnęła.
— Nie potrzebuję oryginału.
Draco zacisnął usta i skinął głową. Patrząc na półki z książkami, powiedział:
— Czy jest coś, czego potrzebujesz?
Hermiona westchnęła. Nie potrzebowała niczego poza jego szczerością, ale przypuszczała, że na razie nie mogła na nią liczyć.
Chłopak czekał na odpowiedź, a ona rozejrzała się po pokoju, szukając w myślach czegoś, o co mogłaby go poprosić. Podążyła za jego spojrzeniem w kierunku książek, podczas gdy on pochylił głowę i dotknął mankietu rękawa.
— Tak właściwie — zaczęła. — Istnieje… seria Niepożądanych.
Oczy Draco zwróciły się ku niej, szare i ciepłe. Zachęcając, by kontynuowała.
— Znalazłam w bibliotece egzemplarze kolekcjonerskie... Ale zastanawiałam się, czy posiadasz inne, które mogłabym pożyczyć?
— Możesz wziąć te z biblioteki — powiedział, niemal przeszywając ją wzrokiem.
— Och, ale one... — Próbowała dobrać właściwe słowa, starając się pominąć fakt, że przeczytała dedykację od Lance'a Gainswortha. — Wydawały się… dość osobiste.
Chłopak zamrugał i uniósł brwi kiedy zdał sobie sprawę, o co jej chodziło. Przełknął ślinę i odwrócił wzrok.
— Mam jeszcze jeden komplet. Dostarczę je do twojego pokoju.
— Dziękuję — wyszeptała. Zastanawiała się, czy głęboki wdech, który wziął Draco, miał coś wspólnego z przypomnieniem sobie ostatniego razu, kiedy mu podziękowała. Z ręką Hermiony na nagim ramieniu chłopaka i jego wargami splamionymi jej krwią.
— Czy są jakieś inne książki, które ci się spodobały? — zapytał, a jego oczy zaszkliły się, odwracając się od Hermiony. Dziewczyna zmarszczyła brwi na tę próbę pogawędki, ale on kontynuował. — Uczysz się czegoś nowego?
Poczuła, jak jej ciało przeszywa dreszcz.
Sztuczki umysłowe dla początkujących.
Wszyscy byli w to zamieszani. Razem.
Ale oczywiście, że tak. Hermiona przełknęła. Zostaliby ukarani znacznie surowiej niż ona, gdyby niewłaściwi ludzie usłyszeli o jej uleczeniu. Zastanawiała się, czy można liczyć, że Bellatriks zachowa swoje uwagi dla siebie.
Wzięła głęboki oddech i powiedziała:
— Znalazłam kilka nowych pozycji wartych przeczytania. Ale wygląda na to, że brakuje mi pewnych narzędzi do rzeczywistej edukacji.
Z pewnością wiedzieli, że bez magii niewiele zdziała. Draco ściągnął razem brwi. Skierował swój wzrok ku podłodze, myśląc, jak zwykł robić niegdyś na lekcjach Numerologii, kiedy równania stawały się skomplikowane i nużące.
— Temu też mogę się przyjrzeć — powiedział. I już wiedziała, że w tym momencie oboje tańczą bardzo blisko pewnej krawędzi. Gdyby czuł, że mógłby od razu przejść do meritum, pewnie już dawno porozmawiałby z nią o oklumencji.
Obserwowała, jak chłopak przesuwa wzrokiem po biblioteczce, z rękami splecionymi za plecami. Materiał szarej koszuli naciągnął się przy jego obojczykach. Hermiona zaczęła zastanawiać się, ile Draco Malfoy wiedział o oklumencji. Bywał zimny i zamknięty… z pewnością musiał coś wiedzieć. Ale czy był wystarczająco uzdolniony, by powstrzymać Czarnego Pana przed zniszczeniem jego myśli i wspomnień?
Odwrócił się do Hermiony, przerywając strumień jej nagłych myśli.
— Kolacja jest o szóstej.
Uniosła brew.
— Już mówiłam, że nie przyjdę.
Chłopak zmrużył na nią oczy.
— Jeśli nie dołączysz do mnie i mojej mamy na dole, ta kobieta chyba urwie mi głowę.
Hermiona parsknęła, kierując się ku stolikowi z serwisem do herbaty.
— Nie rozumiem, dlaczego to ma być moim problemem.
Pauza.
— Bez głowy nie będę mógł przynieść ci tych książek.
— Jestem przekonana, że w tym zakresie Łzawka okaże się równie przydatna. W takim wypadku w ogóle nie będę cię potrzebować. — Uniosła podbródek, rzucając Draco wyzywające spojrzenie, by kontynuował. Na jego policzkach wykwitły różowe plamy.
Podszedł dumnie do drzwi i powiedział:
— Cóż, skoro Łzawka przygotowuje dziś kolację, jestem pewien, że stanie się mniej skłonna do posłuszeństwa, jeśli urazisz ją swoją nieobecnością.
— Łzawka jest skrzatem kuchennym? — zapytała zaskoczona.
— Nie — powiedział, sięgając do klamki. — Po prostu lubi gotować.
Gdy wychodził, dostrzegła na jego ustach blady cień uśmiechu. Kierując się ku swojej garderobie, zaczęła rozmyślać, co powinna ubrać na kolację z Malfoyami.
***
O 17:57 zeszła w dół marmurowych schodów i skierowała się tam, gdzie, jak przypuszczała, znajdowała się jadalnia. Narcyza machnęła ręką w kierunku tamtego pomieszczenia pierwszego dnia Hermiony w posiadłości i nie drążyła więcej tematu, tak jak w przypadku wielu innych szczegółów układu Dworu.
Świece wzdłuż ścian długiego pokoju emanowały słabym, ciepłym blaskiem. Długi stół w odcieniu głębokiej czerni zajmujący większość wąskiej sali jadalnej, nie miał jednak żadnych nakryć ani nawet obrusu. W pomieszczeniu czuć było natomiast słabe brzęczenie czarnej magii, jakby wniknęła w ściany.
Czy została oszukana? Czy jednak nie było żadnej kolacji?
Zadrżała, gdy jej oczy wędrowały po niknącym w mroku suficie. Nie podobał jej się ten pokój. Był jak śmierć.
— Mamy dwie jadalnie.
Odwróciła się i ujrzała Draco, stojącego dziesięć kroków od niej, na rogu korytarza prowadzącego w zupełnie innym kierunku.
— Oczywiście, że tak — mruknęła. — Wszystko musicie mieć zapasowe.
Oczy Draco błysnęły, a kącik ust drgnął.
— Tam jest mniejsza jadalnia. — Machnął lekko dłonią, dając jej znak, żeby poszła za nim, jednak Hermiona stała w miejscu niczym zamrożona.
Przed wyjściem musiała go o to zapytać. Woń czarnej magii lgnęła do jej ubrania jak dym.
— Co się tutaj stało? — zapytała, wpatrując się w jadalnię i czekając na odpowiedź. — Tu jest sama czarna magia.
Spojrzała na niego. Chłopak patrzył w ściany pokoju, jakby mógł dostrzec coś w jego wnętrzu. Jakby widział jakąś scenę rozgrywającą się tuż przed jego oczami.
Przemknął wzrokiem w bok, by spotkać się z jej własnym spojrzeniem.
— Nie używamy już tego pokoju.
I Hermiona już wiedziała, że ta rozmowa została zakończona. A przynajmniej na razie wstrzymana. Chłopak skinął głową, żeby poszła za nim, po czym zniknął za rogiem.
Poszła za nim do innego pokoju, mieszczącego się na pierwszym piętrze, mijając po drodze bibliotekę i szereg okien z pięknym widokiem na staw i altanę. Musieli być w części skrzydła mieszczącej się gdzieś pod jej sypialnią.
Zatrzymał się w drzwiach i gestem nakazał jej wejść do środka. Hermiona odwróciła się i ujrzała Narcyzę, siedzącą u szczytu znacznie mniejszego, ale nie mniej okazałego stołu jadalnego.
— Hermiono, kochanie — powiedziała ciepło kobieta. — Tak się cieszę, że dołączyłaś do nas przy dzisiejszej kolacji. — Narcyza machnęła dłonią, wskazując na najbliższe krzesło po swojej lewej.
Hermiona skinęła głową i zmusiła się do uśmiechu. Podeszła do wskazanego krzesła i usiadła, obserwując, jak Draco zajmuje miejsce naprzeciwko. Wspaniale. Teraz będzie zmuszona siedzieć z nim twarzą w twarz przez całą kolację.
— Cieszymy się, że poczułaś się wystarczająco dobrze, by do nas dołączyć. Wszyscy niezmiernie się o ciebie martwiliśmy. A niektórzy z nas nawet bardziej niż pozostali.
Hermiona oderwała wzrok od grymasu Draco i zobaczyła, że Narcyza promienieje w jej kierunku uśmiechem i sugestywnym spojrzeniem.
— Dziękuję za zaproszenie — odparła słabo Hermiona, zastanawiając się, jakie towarzyskie uprzejmości będzie musiała znosić przez następną godzinę.
Narcyza ledwo zdołała wyciągnąć rękę, by poklepać dziewczynę po dłoni, kiedy do pokoju wkroczył Lucjusz, zatrzymując się na jej widok. Zamrugał powoli i powiedział:
— Zgubiłaś się?
Hermiona rzuciła mężczyźnie sztyletujące spojrzenie, podczas gdy Draco zesztywniał na swoim miejscu.
— Cicho — warknęła Narcyza. — Zaprosiłam ją — oznajmiła, odwracając się w stronę Hermiony. — Będziesz musiała wybaczyć Lucjuszowi. Obawiam się, że żyje ostatnio w dużym stresie. — Rzuciła mężowi lodowate spojrzenie.
Lucjusz uniósł brew i odsunął dla siebie krzesło u szczytu stołu.
— Ona jest niewolnicą, a nie gościem, Narcyzo.
— Nie widzę w tym najmniejszej różnicy. — Narcyza chwyciła za serwetkę, po czym ułożyła ją na kolanach. — Dopóki tu jest, nie ma powodu, dla którego musiałaby pozostać zamknięta w swoim pokoju, mając do towarzystwa tylko książki.
— Ojcze — wtrącił Draco ostrożnym tonem.
Lucjusz ukłonił się synowi z gorzkim uśmiechem, po czym zajął swoje miejsce.
— Jak dobrze, że dziś do nas dołączyłeś, Draco.
Dziewczyna wpatrywała się w nich, a jej umysł pędził. Bellatriks nie znosiła sposobu, w jaki Hermiona była traktowana przez Malfoyów i wydawało się, że Lucjusz też się z tym nie zgadza. Nie było przesadą sądzić, że od początku jej tam nie chciał. Podskoczyła, gdy Łzawka pojawiła się nagle u jej łokcia z karafką.
— Wina, panienko?
— Łzawko — mruknął Lucjusz, krzywiąc się. — Najpierw powinnaś obsłużyć Pana Dworu.
Łzawka spuściła oczy i podeszła z winem do Lucjusza. Hermiona spojrzała na Narcyzę uśmiechającą się do szklanki z wodą i Draco pocierającego czoło, jakby czuł zbliżający się ból głowy.
Siedzieli w gęstej ciszy, gdy Łzawka nalewała każdemu z nich wino. Minęły chyba wieki, odkąd Hermiona miała okazję wypić kieliszek wina. Chociaż rozsądek podpowiadał, że nie powinna pić w towarzystwie ludzi, którym nie może ufać, umysł szeptał jej również, że bez niego może nie dać rady przeżyć godziny w towarzystwie Lucjusza.
— Hermiono, kochanie — powiedziała Narcyza, gdy Łzawka zniknęła. — Czy miałaś okazję odwiedzić oranżerię przy zachodnim skrzydle? O tej porze roku jest tam naprawdę cudownie.
Dziewczyna lekko drgnęła na swoim miejscu.
— Eee… Nie, nie miałam jeszcze okazji.
— Sądzę, że byłaś zbyt zajęta badaniem reszty terenu — powiedział Lucjusz, uśmiechając się chłodno w kierunku Hermiony.
Jej policzki zarumieniły się, gdy spojrzała na niego.
— Tak, cóż, przypuszczam, że mam raczej duszę praktyka. Nie jestem osobą, która przyjmuje wszystko za pewnik.
Lucjusz powoli nachylił się do przodu, nie odrywając od niej swoich oczu. Hermiona odważnie uniosła brodę.
— Czyż uważasz, że twoja sytuacja jest aż tak ograniczająca, panno Granger? — Przechylił lekko głowę. — Mając własny apartament i możliwość swobodnego poruszania się po terenie posiadłości? Czy wpadasz w panikę, gdy doświadczasz kontaktu ze światem zewnętrznym?
— Wystarczy, Lucjuszu — powiedziała surowo Narcyza. Mężczyzna po krótkiej chwili w końcu ustąpił, rozsiadając się wygodnie na krześle. Jego usta wykrzywił niewielki uśmieszek.
Draco odchrząknął, po czym pociągnął z kielicha głęboki łyk.
Na całe szczęście, na stole pojawiło się pierwsze danie, wypełniając miski gorącą zupą, a Łzawka ponownie zmaterializowała się u boku Hermiony.
— To ulubiona zupa Łzawki! Zupa dyniowa! Łzawka zrobiła ją specjalnie dla panienki…
— Czy planujesz ogłaszać każde danie? — rozległ się stalowy ton głosu Lucjusza.
— Lucjuszu — ostrzegła go Narcyza, po czym zwróciła się do swojej skrzatki. — Dziękuję, Łzawko.
Łzawka okręciła palec wokół ucha i zniknęła.
Hermiona wzięła głęboki oddech. Im bardziej się odgryzała, tym bardziej mogli utrudnić jej życie. Odsunęła na bok cały swój gniew i zerknęła, którą łyżkę wybrała przed chwilą Narcyza, sięgając po taką samą. Spróbowała zupy z największą gracją, na jaką mogła się zdobyć, zauważając, że każdy z Malfoyów siedział wyprostowany jak struna. Wszyscy zanurzali łyżki w zupie z taką samą elegancją i równowagą ruchów.
Zupa przynajmniej chwilowo przyćmiła jej skwaszony nastrój. Była… wręcz wybitnie dobra.
Narcyza całkiem nieźle prowadziła dyskusję jak na kogoś, kto potrafił opowiadać jedynie o tym, co działo się w obrębie samego Dworu. W jakiś niesamowity sposób udało jej się włączyć w rozmowę wszystkie trzy dość niechętne strony siedzące przy stole, zadając pytania czy komentując ich codzienne zajęcia.
Ale bez względu na to, co zrobiła Narcyza, nie mogła nakłonić Draco do pełnego zaangażowania się. Podczas gdy Lucjusz niemal przy każdej okazji silił się na sarkastyczny komentarz, Draco wydawał się pozostawać myślami tak odległy, jak to tylko możliwe.
— Cóż, tak się składa, że uwielbiam spacerować o poranku po terenach posiadłości — powiedziała Narcyza do Hermiony, po tym, jak po raz kolejny nie udało się zaangażować syna w rozmowę. — Jest tu wtedy tak spokojnie. Ogród praktycznie budzi się do życia wraz z tobą.
— Granger już raz poszła sobie na poranny spacer, mamo — rozległ się zgryźliwy głos chłopaka. — Możesz już przestać jej to reklamować. Ostatnim razem prawie zginęła.
Hermiona spojrzała na Draco. Jego dłoń zamarła nad łyżką do zupy, gdy patrzył na Narcyzę z posępnymi rysami irytacji wymalowanymi na twarzy. Dziewczyna zmrużyła oczy.
Nie doszłoby do tego, gdyby był wobec niej bardziej otwarty. Gdyby nie trzymał jej w niewiedzy od chwili, w której postawiła swoją stopę na marmurowej posadzce Dworu.
— Ani trochę nie żałuję tego „spaceru”. Był on poniekąd dość pouczający — powiedziała ostro. Draco spojrzał na nią. — A tak nawiasem mówiąc, chciałbym ponownie móc wychodzić na swój balkon.
Lucjusz wymamrotał:
— Twój balkon…
Narcyza szybko chwyciła za kieliszek z winem i ukryła się za jego brzegiem.
— A niby dlaczego miałbym ci na to pozwolić, skoro tak bardzo lubisz robić sobie krzywdę? — powiedział Draco, ocierając usta serwetką.
Hermiona wyprostowała ramiona.
— Prawdopodobieństwo śmierci w wyniku upadku z wysokości trzech pięter jest tak niskie…
Spojrzenie Draco stwardniało.
— Jak cię znam, zapewne i tak tego dokonasz.
— Cóż, ledwo widzę jakąkolwiek różnicę — powiedziała, czując, jak krew w jej żyłach zaczyna wrzeć. — Jest tak samo prawdopodobne, że może stać mi się krzywda w moim pokoju, jak i poza nim.
Nagle poczuła, jak atmosfera w pokoju napina się jak struna. Wibruje. Oko Draco drgnęło. Wziął głęboki oddech, jednak żadne słowa nie opuściły jego ust.
Hermiona spojrzała na Lucjusza, unoszącego brew nad kieliszkiem wina, a potem na Narcyzę, wpatrującą się w swoją pustą miskę po zupie, dziwnie zagubioną na wspomnienie nagłego pojawienia się jej siostry w Dworze.
— To się więcej nie powtórzy — szepnął Draco, wpatrując się intensywnie w Hermionę. — Zakazano jej wstępu na tereny posiadłości.
Hermiona zamrugała, oszołomiona. Draco rozchylił usta, by kontynuować…
Nagle szarpnął się z jękiem bólu. Upuszczona przez niego łyżka zabrzęczała w pustej misce. Wstał, a odsunięte przez niego krzesło niemal odskoczyło pod ścianę.
Lucjusz również w mgnieniu oka znalazł się na nogach, pocierając przedramię.
— Musimy iść.
Mężczyzna podszedł szybko do boku Narcyzy, składając pocałunek na jej kości policzkowej, zanim wybiegł z pokoju. Draco również ucałował matkę, po czym pobieżnie spojrzał na Hermionę i ruszył za ojcem.
Zostali wezwani. I to nagle, co prawdopodobnie odzwierciedlało nastrój Voldemorta.
Nie było ich już kilka długich chwil, zanim Hermiona przypomniała sobie, żeby znów zacząć oddychać. Jej żołądek skręcił się w ciasny supeł, chociaż w głębi umysłu czuła, że powinna się radować, skoro coś było nie tak.
Narcyza złożyła ręce na stole, zaciskając usta. Hermiona czekała, nie odważając się przemówić pierwsza.
— Zupełnie jak dawniej — powiedziała Narcyza niskim i ponurym głosem. — Kiedy wychodził, a ja mogłam się jedynie zastanawiać, czy jeszcze kiedyś znów go zobaczę. — Przycisnęła palce do ust i powiedziała: — A teraz oni obaj…
Hermiona siedziała nieruchomo jak posąg. Wpatrywała się w puste krzesło, na którym jeszcze przed chwilą siedział Draco, myśląc o swoich zaginionych przyjaciołach.
Narcyza zwróciła się do niej.
— Czy twoi rodzice są bezpieczni? — Kobieta wyciągnęła rękę i ujęła dłoń Hermiony. — Nigdy nie wiedziałam, jak cię o nich zapytać.
Hermiona przełknęła ślinę ze łzami w oczach.
— Tak — zdołała wydusić. — Są bezpieczni. Są daleko stąd.
Narcyza skinęła głową i ponownie spojrzała na miskę zupy Draco.
Pozostały w takiej ciszy, dopóki nie przyszła Łzawka, aby zapowiedzieć następne danie.
***
Przed pójściem spać Hermiona znalazła na swojej szafce nocnej wszystkie siedem tomów powieści z serii Gainswortha. Poczuła coś w rodzaju ukłucia winy, kiedy zobaczyła je po raz pierwszy, jednak odepchnęła emocje na bok, pozwalając sobie zagubić się w stronach powieści. Pierwszy tom przeczytała jeszcze przed zaśnięciem. Tej nocy zamiast zwykłego koszmaru, w którym Harry lub Luna prześlizgiwali się Hermionie przez palce i znikali w bezdennej czeluści, dziewczynie śniła się jej ulubiona historia.
Obudziła się następnego ranka dość późno. Było już po dziewiątej, kiedy w końcu zdecydowała się zawołać:
— Łzawko?
Nic się jednak nie stało. Zmarszczyła brwi.
O 9:20 zza drzwi dobiegło ją pukanie. Otworzyła je i zobaczyła na korytarzu skrzywioną Remkę z tacą ze śniadaniem.
— Cześć.
Remka nic nie odpowiedziała, odsyłając zaklęciem tacę na jej stolik.
— Czy pani Malfoy dziś do mnie dołączy? — zapytała Hermiona.
— Pani nie ma.
Dziewczyna zamrugała zaskoczona.
— Och. Wyjechała?
Remka skinęła głową, marszcząc twarz w smutku, co było najwyraźniejszym okazem emocji, jaki Hermiona ujrzała u skrzatki.
— Pan Malfoy jest ranny.
Hermiona poczuła, jak puls zaczyna dudnić jej w uszach.
— Który pan Malfoy? — zapytała.
Remka zmarszczyła brwi, a w jej oczach błysnęły łzy.
— Panicz Draco.
Hermiona przełknęła i spojrzała na swoje ramię, oczekując… czegoś.
— Dziękuję, Remko.
Remka wyszła z pokoju. Hermiona wpatrywała się w zamknięte drzwi.
Draco był ranny. I to na tyle poważnie, że Narcyza opuściła Dwór, by do niego dołączyć.
Dziewczyna spoglądała na tacę ze śniadaniem, zastanawiając się, co by się z nią stało, gdyby Draco umarł. Czy gdyby tak się stało, tatuaż by ją zaalarmował?
Nagłe, niewytłumaczalne przerażenie ścisnęło jej żebra z mocą tak przytłaczającą, że panicznie zaczęła łapać powietrze. Zacisnęła powieki i zaczęła ćwiczyć medytację, aż panika minęła.
Przylgnęła do półki z książkami, delektując się uczuciem drewnianych półek wbijających się w kręgosłup i wyjrzała przez okno.
Jeśli Draco umrze, czy zostanie zwrócona w ręce Dołohowa?
Zmusiła się do oddychania.
Bezskutecznie próbowała znaleźć odrobinę radości myśląc o tym, że doszło do jakiegoś buntu i zwycięstwa kogoś z Zakonu. Poczucie winy zatrzepotało jej w trzewiach, gdy czekała na wieści o zdrowiu Draco, obserwując, jak słońce wznosi się coraz wyżej na niebie, a potem znów zaczyna opadać.
Przeszył ją chłodny dreszcz, gdy uświadomiła sobie, że została w Dworze Malfoyów kompletnie sama, na czas praktycznie nieokreślony, bez różdżki, mając za towarzystwo jedynie skrzaty.
Herm nie bądź taka surowa dla Draco on chce się tobą opiekować 😌 ale żeby nic mi się poważnego nie stało 🥺 nie wiem jak ocenić zachowanie Lucjusza 🤔
OdpowiedzUsuńMatulu! Co się stało Draco? Czemu jest ranny i to musi być serio poważne, skoro Narcyza do niego dołączyła. A Hermiona została sama, Merlin jeden wie, czy w czasie tej nieobecności nic się jej nie stanie. Nie ma nikogo, kto mógłby ją ochronić.
OdpowiedzUsuńDalej nie wiem, co sądzić o Lucjuszu. Jest zgryźliwy i niemiły wobec Hermiony, to jak się do niej odzywa wskazuję na to, że faktycznie może nie być do końca zadowolony z tego, jak choćby Narcyza traktuje Hermione. Ale z drugiej strony tą rozmowa w jego gabinecie. Dlaczego powiedział jej to wszystko? Przecież nawet nie powinien tego robić, bo to są jakby ich wewnętrzne sprawy, a on od tak powiedział jej to wszystko…
Narcyza za to jest tutaj taka kochana i taka wspaniała, że marzę o takiej teściowej! Traktuje Hermionę z taką życzliwością, tak jakby już należała do rodziny. No i nie da się nie zauważyć tych sugestii co do Draco, że on coś czuję do Hermiony. To jak mówiła, że ktoś się znacznie bardziej martwił i wgl. Naprawdę widać, że ogromnie zależy jej na szczęściu syna. I ogromnie współczuję jej tego, że tak bardzo musi cierpieć zastanawiając się, czy jeszcze zobaczy swojego męża i Draco…
Za to samo Draco… Zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Nie wie do końca jak ukrywać swoje uczucia, przy niej traci swoją maskę. Zwykła rozmowa o książkach, ale wzbudziła w nim pozytywne emocje. On po prostu nie wie jeszcze, jak ma zacząć z nią rozmawiać. Byli przecież przez tyle lat wrogami, on traktował ją okropnie, że teraz nie tak łatwo zapomnieć o tym wszystkim. Ale wydaje mi się, że ten mur między nimi kruszeje. Ah, bo i jestem ciekawa, czy ta pierwsza jadalnia jest nie używana właśnie z powodu tego, co mogliśmy oglądać w książkach, śmierć tej nauczycielki i reszta scen z Voldemortem i jego wesołą kompanią.
Zastanawia mnie jeszcze jedno. Czy Hermiona faktycznie nie ma magii. Czy może na razie jest jakoś zablokowana. I ciekawi mnie też to, kto faktycznie podsunął jej tę książkę, czy to był Draco czy Lucjusz. Obydwaj wiedzieli o jej lekturze, więc któryś z nich musiał być w to zaangażowany. Draco też musi być dobry w oklumencji, gdyby tak nie było, to Voldemort by go tak łagodnie nie potraktował wtedy, gdy byli się z nim zobaczyć.
Ah, no i komu udało się uciec od Macnaira? Czyżby to jednak był Ron, a George faktycznie maczał w tym palce?
Z każdym rozdziałem nasuwa się coraz więcej pytań🤔Jestem zaintrygowana postawą Lucjusza, jego podejście do Hermiony jest bardzo niejednoznaczne. Narcyza za to bardzo imponuje mi w tej historii. Traktuje Hermione z życzliwością i szacunkiem, ma w sobie tyle taktu i klasy. Mam nadzieję że uda jej się nawiązać z Hermioną więź.
OdpowiedzUsuńDraco również bardzo mi imponuje. Widać że stara się nawiązać z nią porozumienie i chce dla niej jak najlepiej. Mam nadzieję że nic tragicznego się mu nie stało...
Coraz bardziej podoba mi się Draco. Stara się bardzo ukrywać swoje uczucia choć nie bardzo wie jak. Rozmowy z Hermiona dają uczucie naturalnych lekkich przekomarzanek być może dajac radość im obojgu. Lucjusz bardzo słucha się Narcyzy co jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Jego podejście jednak do całej tej sprawy i samej Hermiony wciąż jest dla mnie zagadka.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Draco nic poważnego nie jest .... będę siedziała jak na szpilkach do kolejnego rozdziału.
Jakie to opowiadanie jest wciągające! Siedzę jak na szpilkach, kiedy je czytam!
OdpowiedzUsuńA najbardziej podoba mi się "trzeźwość" opowiadania - nieufność Hermiony, w pełni uzasadniona. Uprzejma aż do przesady Narcyza, nieprzenikniony Lucjusz i Draco, niby przyjazny, a jednak, cóż, cały on. I to, że Hermiona wpadła na to, że jej umysł jest otwartą ksiegą dla Voldemorta - to takie oczywiste! Ech, skręca mnie z ciekawości, czy to faktycznie Lucjusz podrzucił jej tę księgę i w sumie po co? Wierci mi to taką samą dziurę w głowie, jak Hermionie! I ten obiad... To najdziwniejsze, co się mogło przydarzyć. Sama bym się bała iść... I jeszcze ranny Draco na koniec. Mam dreszcze!
Mała
Mam tyle teorii w głowie, że nie wiem, która będzie tu, a może coś mnie zaskoczy, zagnieżdża mi się to opowiadanie głęboko w głowie. Mam problem z Lucjuszem, właściwie to duży problem, nie wiem co o nim myśleć, zgryźliwy i sarkastyczny to brzmi jak on, ale w tym wszystkim jest jakaś nutka nie wiem... Nie wiem czego, może dobroci, może to złe słowo, ale nie wydaję się taki zły na jakiego pozuje... W końcu on jako Pan Dworu pewnie zabronił Belli wejścia na teren dworu - zapewne o tym Draco musiał z nim porozmawiać po uratowaniu Hermiony.
OdpowiedzUsuńCo się stało Draco?! Oby nic poważnego !