Wybudzała się powoli. Jej ciało przez kilka minut uparcie próbowało wciągnąć umysł z powrotem w stan snu. Nie pamiętała, kiedy ostatnio spała w prawdziwym łóżku. Te polowe nie były tak wygodne jak to, a Harry potrafił chrapać tak głośno, że bała się, że kiedyś dźwięk przeniknie przez Zaklęcia Ochronne…

Otworzyła oczy, wpatrując się w nieznaną jej ścianę naprzeciw nieznanego jej łóżka. Nie poruszyła się w nocy ani o cal i nadal leżała na boku, zwrócona twarzą do pustej fiolki po eliksirze Bezsennego Snu. Poderwała się, przeszukując wzrokiem pokój. Była w nim sama. Przez duże okna i kremowe zasłony przebijał się ciepły blask światła dnia.

Wyślizgnęła się z łóżka, wyglądając zza rogów sypialni, aby mieć pewność, że nikt się za nimi nie ukrywa. Przemknęła do łazienki, skorzystała z toalety i opłukała twarz wodą. Duża wanna na lwich łapach stojąca pośrodku marmurowej podłogi kusiła ją by zatopić się w pianie i odpłynąć.

Potrząsnęła głową, wyrzucając z umysłu zachwyt elegancją apartamentu i koncentrując się na czymś kompletnie innym. Potencjalna broń. Wyjścia.

Szuflady toaletki wypełniały puszyste ręczniki i eliksiry do włosów. W jednej z szafek znalazła grzebień z ostrym końcem do stylizacji i schowała go do kieszeni.

Mimo wszystko nikt nie próbował naruszyć jej prywatności, kiedy wychodziła z łazienki. Spojrzała na zegar na półce z książkami. Zaledwie siódma rano.

Szafa przywołała ją do siebie, gdy Hermiona przypomniała sobie wczorajszy wyraz twarzy Narcyzy po jej otwarciu. Swojego rodzaju akceptację z dozą niezadowolenia. Dziewczyna otworzyła podwójne drzwi mebla, znajdując w środku rzędy wieszaków pełnych ubrań – które z pewnością udało się tam pomieścić dzięki solidnym zaklęciom wydłużającym, rozszerzającym i pogłębiającym przestrzeń. Po lewej stronie dostrzegła drugi zestaw piżamy, takiej jak ta, którą miała na sobie, tylko że flanelowej. Kilka długich koszul nocnych, a obok parę krótszych. Żadna nie była zbyt jaskrawa. Zaraz obok wisiały szaty czarodziejskie o różnych kolorach, długościach, fasonach i tkaninach. Na końcu swetry i inne tego typu nieformalne stroje. Wysunęła jedną z szuflad u podstawy szafy, znajdując w jednej z nich dżinsy.

Hermiona zmarszczyła brwi. Jakiego typu osobistości zwykli gościć w tym pokoju Malfoyowie? Z pewnością nie były to osoby potrzebujące dżinsów. Otworzyła górną szufladę po prawej. Rząd bawełnianych fig o jasnych, neutralnych odcieniach. Kilka staników utrzymanych w tej samej gamie kolorystycznej. Parę sportowych topów.

Kimkolwiek była osoba, która zwykle tu przebywała, przygotowano ją na wszystko. Dolną szufladę wypełniały buty na każdą możliwą pogodę. Od trampek, po zimowe botki.

Pozwoliła swoim palcom musnąć materiały kilku szat, po czym zasunęła kilka szuflad. Nagle prawie odskoczyła, gdy przyszła jej do głowy pewna myśl.

Czy to był pokój Pansy?

Spojrzała na łóżko pełne tkanin o kremowych i złotych odcieniach. Przeniosła wzrok na regał z mugolskimi książkami. Zerknęła na wiszące przed nią szaty i równo ułożone majtki.

Nic z tego nie krzyczało „Należę do Pansy Parkinson”. Pansy nosiła czerwoną szminkę już do śniadania, przez cały dzień nie musząc jej nawet poprawiać. Pansy nigdy nie dałaby się przyłapać odziana w blade kolory, zwłaszcza jeśli chodzi o majtki. Na trzecim roku Pansy zapytała nawet Dafne Greengrass, czy mugole umieją czytać. I Hermiona wiedziała, że mówiła wtedy poważnie. Nie, to z pewnością nie był pokój Pansy.

Zamknęła szuflady, zapamiętując tę, w której znalazła komplet skórzanych pasków i podeszła do jednego z okien, w końcu odpychając miękki materiał zasłon na boki i spoglądając na rozciągający się za nim widok. Jak się domyślała, z łatwością mogła obserwować stąd lśniący staw. Altana przyciągała poranną mgłę, która osadzała się na niej jak bąbelki na szklance. Tuż za bramą otaczającą Dwór widziała wschodzące słońce, które swoim blaskiem powoli oświetlało majaczące w oddali pola i pagórki. Po swojej lewej stronie dostrzegła balkon przylegający do okien jej salonu.

Hermiona zamrugała. Jeśli jest balkon, to muszą być też do niego jakieś drzwi. Jak daleko było stąd do ziemi? Jaką długość mogły mieć wszystkie te zasłony i prześcieradła złączone razem?

Klamka zadźwięczała, a Hermiona obróciła się, gdy Lucjusz Malfoy wszedł do jej apartamentu, wpatrując się w nią stojącą przy oknie. Ścisnęła zasłony wbijając w nie palce, drugą ręką powoli sunąc do grzebienia ukrytego w kieszeni.

Lucjusz gwałtownie oderwał od niej oczy, po czym rozejrzał się po pokoju, wpatrując się w półki z książkami oraz część wypoczynkową. Zatrzymał się na łóżku i prześcieradle wymiętym od snu. Jego szare oczy ponownie skierowały się na nią.

Uniósł usta w subtelnym uśmiechu. 

— Witamy w Dworze Malfoyów, panno Granger.

Poczuła bicie swojego serca przenikające przez zwiewne zasłony, na których zaciskała palce. Mężczyzna stał między nią a drzwiami. A jeśli w ogóle istniała jakakolwiek droga na ten balkon, jak szybko zdołałaby wybiec i rzucić się przez jego krawędź? Ciekawe, co jej ciało napotka na dole, trawę czy kamienie?

Przechylił głowę, przyglądając się dziewczynie, czekając na odpowiedź, która nie nadchodziła. Jego oczy przesunęły się od jej satynowej piżamy aż po pomiętą pościel.

— Widzę, że już całkiem się zadomowiłaś.

Przeszedł przez pokój, przechadzając się między fotelami, oglądając dywany i podchodząc do zasłon.

Podczas gdy Narcyza była ostrożna i ciepła, Lucjusz sprawiał wrażenie stanowczego i zimnego. Nieodgadnionego. Wślizgnął się do sypialni, spoglądając na zasłony łóżka i lądując wzrokiem na szafie, wciąż uchylonej po wcześniejszych oględzinach Hermiony. Otworzył szeroko drzwi i podobnie jak u Narcyzy, na jego ustach pojawił się wyraz swego rodzaju zaskoczenia połączonego ze zniesmaczeniem. Nigdy nie widziała, żeby ktoś krzywił się z uśmiechem.

— Podejrzewam, że wszystko jest w odpowiednim rozmiarze — mruknął.

Hermiona domyśliła się, że Lucjusz Malfoy nie był typem człowieka, który przez przypadek mamrotał coś zbyt głośno.

Zamknął szafę z trzaskiem, po czym odwrócił się do Hermiony, stając między nią a łóżkiem. Zęby grzebienia zgrzytnęły między jej palcami.

— Sześćdziesiąt pięć tysięcy galeonów — powiedział, manierycznie wyciągając tę liczbę, jakby było to pytanie. Jednak wiedziała, że nim nie było. — No, no, no, panno Granger... Cóż za pokaźną nagrodę stanowisz.

Chciał, żeby weszła z nim w jakąś interakcję. Stłumiła przerażenie i zdecydowała się zagrać w jego grę. 

— Czy był pan obecny na wczorajszym wydarzeniu, panie Malfoy?

Wciągnął głęboki oddech przez nozdrza, na ustach pojawił się wyraz czystego szyderstwa. 

— Nie interesuje mnie handel niewolnikami. Mam wystarczająco skrzatów domowych. — Splótł dłonie za plecami i wyjrzał przez okno na widok, którym jeszcze kilka minut temu się cieszyła.

Pamiętała silne ramiona, które chwyciły ją w talii i uniosły w górę, odciągając od reszty walczących dziewcząt. Jeśli Lucjusza tam nie było, to musiał być to Draco. Gdzie chciał ją zabrać?

I dlaczego w ogóle chciał jej? Jak ją zdobył?

Wyrwała się z zamyślenia, odciągając wzrok od dywanu na który patrzyła, by skierować spojrzenie na Lucjusza Malfoya, który wciąż stał przed nią, bacznie ją obserwując. Jego oczy przesunęły się po jej ciele, a ona zadrżała, w głębi duszy całkiem zadowolona z faktu, ​​że ​​pozbyła się złotej sukienki, stojąc przed nim w bezkształtnej piżamie.

— Jak podoba ci się apartament, panno Granger? — Przeszył wzrokiem jej ciało, a słowa wbiły się w skórę.

Zastanawiała się, czy czekał, aż mu odpyskuje. Czy chciał, żeby na niego splunęła i powiedziała, że ​​wolałaby mieszkać w lochu? Zachowywać się jak szlamowata, zdziczała bestia. Spojrzała w jego szare oczy. Te same, które stale szydziły z niej przez ostatnie siedem lat.

Może i znajdowała się pod ochroną Narcyzy Malfoy, ale była też pod dachem Lucjusza Malfoya.

— Jest uroczy, panie Malfoy — odpowiedziała lodowato. — Dziękuję za gościnę. — Uniosła brew.

Odwzajemnił jej sceptyczny wyraz twarzy, powoli wykrzywiając usta. 

— Żaden problem, panno Granger. Jesienią pogoda jest tu naprawdę rozkoszna — odpowiedział łagodnym, lekko kpiącym tonem. Potem zamilkł, a jego rysy stwardniały. — Mam nadzieję, że wtedy nadal tu będziesz.

Dreszcz przeszył jej skórę, ale uważała, by nawet nie mrugnąć. Paliła ją głęboka potrzeba zadawania mu pytań. Dlaczego tu jestem? Dlaczego Dołohow mnie oddał? Co powinnam robić? Wiedziała jednak, że nie uzyska od niego żadnych odpowiedzi, których tak bardzo pragnęła. Tylko jeszcze więcej gier i podchodów.

Zbliżył się do niej, stając jedynie o kilka kroków dalej, po czym wyciągnął rękę. 

— Czy mogę zobaczyć to, co trzymasz teraz w swojej kieszeni?

Przełknęła, a on to zauważył. Uśmiechnął się.

Wyciągnęła grzebień i włożyła go do jego wyczekującej, wyciągniętej ręki. Uśmiechnął się, a potem odłamał jego zaostrzoną rączkę. Oddał Hermionie kawałek z zębami, spojrzał na jej włosy i powiedział:

— Tej części będziesz potrzebować.

Skrzywiła się. Takie uderzające podobieństwo do syna i nietuzinkowy sposób, w jaki potrafił wyrzucać z siebie obelgi. Owinęła palce wokół grzebienia tak mocno, że jego zęby wbiły się w jej dłoń.

— Mój syn zapłacił wysoką cenę, żeby cię zdobyć, panno Granger. — Jego oczy powędrowały w dół jej szczęki, szyi. Zadrżała. — Spróbuj okazać swoją… wdzięczność — wyszeptał ostatnie słowo w powietrze tak subtelnie, że osiadło ono na jej skórze niczym najdelikatniejszy pocałunek. Uśmiechnął się złośliwie i ruszył do drzwi.

Sztyletowała jego plecy spojrzeniem, myśląc o Parvati. O tej dziewczynie, Baxter. O Penelopie Clearwater zwijającej się w kącie, odmawiając jedzenia. O podwiązywaniu jajowodowód. O ostatnim spojrzeniu na Ginny, gdy została ściągnięta ze sceny.

Nie mogła powstrzymać opuszczających jej usta słów. Były niczym podchodząca do gardła żółć.

— Moją wdzięczność?

Zatrzymał się, z jedną ręką ułożoną na klamce. 

— W rzeczy samej, panno Granger. — Uniósł brew. — Zostałaś uratowana.

Wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

***

Poleganie na rzekomej ochronie Narcyzy Malfoy nigdzie jej nie zaprowadzi. To nie ochrony potrzebowała, ale wyjścia.

Kiedy miała już pewność, że ​​Lucjusz nie wróci, ściągnęła Historię Hogwartu z jednej z półek i usiadła na fotelu przodem do drzwi, czytając z roztargnieniem i jednocześnie obserwując wejście.

Punkt ósma rozległo się pukanie do drzwi. Zanim Hermiona zdążyła rozluźnić spięte ramiona lub zastanowić się, jakie okropności mogą na nią czekać, wysoki głos powiedział: 

— Remka przyniosła panience śniadanie!

Hermiona zamrugała. Wstała, delikatnie odkładając książkę na fotel.

— Proszę... wejść? — Brzmiało to o wiele bardziej pytająco, niż sądziła, że zabrzmi.

Drzwi się otworzyły i do środka weszła starsza skrzatka z tacą unoszącą się za nią. Remka zmarszczyła brwi. 

— Pani mówi, że Remka musi pukać.

Hermiona patrzyła na nią, zastanawiając się, co powinna odpowiedzieć. Remka jeszcze bardziej zmarszczyła brwi i skierowała lewitującą tacę w stronę stolika stojącego obok jej fotela. Obróciła się i wygramoliła przez drzwi. Zanim jednak zdążyła je zamknąć, Hermiona powiedziała: 

— Dziękuję, Remko.

Remka odwróciła się, zmrużyła oczy i skinęła głową, po czym zamknęła za sobą drzwi.

Fasola i tosty. Jajka, sok, boczek, grillowane pomidory. Ciastka i tarty. I serwis do herbaty.

Żołądek Hermiony skręcił się i zaburczał. Nie jadła od wczoraj – nie licząc kawałka jabłka, który rano podała jej Luna. Zeszłej nocy Narcyza twierdziła, że ​​nie zamierzają jej otruć, ale Hermiona wiedziała o co najmniej siedmiu miksturach, jakie można było dodać do ciasta lub wymieszać z herbatą, a które mogłyby wpłynąć na jej percepcję, rozluźnić umysł i mięśnie lub stworzyć luki we wspomnieniach – wszystkie bez jakiegokolwiek smaku i zapachu.

Weszła do łazienki, żeby ukryć się przed cudownym zapachem jedzenia powoli wypełniającym salon, po czym spojrzała na wannę. Miała kilka magicznych kranów do wytwarzania mydlanych bąbelków i dodawania zapachowych płynów do mycia. Wanna była dość głęboka i szeroka oraz o wiele bardziej luksusowa od wszystkich, które Hermiona widziała w ciągu ostatniego roku. Jej ostatnia porządna kąpiel miała miejsce zeszłego lata, tuż przed ślubem Billa i Fleur.

Ale pomyślała o sposobie, w jaki Lucjusz Malfoy wkroczył do apartamentu. Jakby jej prywatność znaczyła dla niego tyle, co zeszłoroczny śnieg.

Szybko zwróciła się do dużego prysznica, zarzuciła ręcznik na jedną z jego przeszklonych ścian i rozebrała się. Woda natychmiast osiągnęła idealną temperaturę, a Hermiona spędziła w środku dokładnie trzydzieści sekund, szorując i myjąc tylko najważniejsze obszary swojego ciała, pomijając włosy. Zakręciła wodę, chwyciła ręcznik i mocno się nim owinęła. Stała, ociekając na dywanik, czekając, aż coś się wydarzy.

Wsunęła głowę do sypialni, dostrzegając, że nikt się w niej nie zjawił. Wytarła się do sucha, ponownie owinęła ręcznikiem i podeszła do szafy. Założyła, że ​​właścicielka szat, swetrów i dżinsów nie będzie miała nic przeciwko pożyczeniu sobie przez nią kilku rzeczy, chyba, że…

Chyba, że… nie wiedziała co. Dopóki nie otrzyma nowego ubrania? Może jakiegoś mundurka, żeby dołączyć do skrzatów w kuchni? Tak, jeśli wierzyć słowom Narcyzy o jej ochronie „gości”.

Wyjęła z szuflady parę jasnych dżinsów i przeciągnęła palcami po swetrach, aż znalazła materiał, który niemal krzyczał sobą słowo „wygoda”. Biały, miękki i puszysty. Zastanawiała się przez chwilę, a potem wyjęła jedną parę bawełnianych majtek z szuflady po prawej stronie.

Wsunęła się za drzwi szafy, opuściła ręcznik na podłogę, wciągnęła na siebie majtki, naciągnęła puchaty sweter na głowę i wskoczyła w dżinsy. Była zadowolona, ​​gdy zamek i guzik zapięły się bez trudu, idealnie dopasowując się do jej bioder.

Obróciła się, by spojrzeć w lustro wiszące na przeciwległej ścianie, widząc w nim zgrabną, młodą kobietę z brudnymi włosami w czyichś dżinsach i swetrze. To musiało wystarczyć.

Pochyliła się, żeby zebrać porzucony ręcznik, ale ten zniknął, tak jak działo się to w Hogwarcie. Magia skrzatów.

Hermiona pościeliła łóżko, umyła pustą fiolkę po eliksirze spożytym poprzedniej nocy, złożyła i schowała piżamę oraz odłożyła na półki wszystkie książki, które z nich zdjęła. Przyglądając się ponownie drzwiom balkonowym, niepewnie dotknęła klamki. Ta się obróciła. Drzwi otworzyły się na świat, a ona wystawiła jedną nogę przez ich próg, niepewnie próbując wyjść.

Przeszła przez nie bez żadnych problemów. A kiedy światło poranka musnęło jej skórę, zdała sobie sprawę, że nie widziała słońca od dnia poprzedzającego Ostateczną Bitwę. Zamykając oczy i biorąc głęboki oddech, cieszyła się światłem dnia.

Kilka skrzatów podlewało żywopłot, spacerując wzdłuż trawnika. Pomyślała o Zgredku i o tym, jak wyglądało tutaj jego życie. Opierając ramiona o barierkę, zastanawiała się, czy któryś z pozostałych skrzatów chciał być wolny. Może mogłaby to wykorzystać.

Po swojej lewej stronie dostrzegła kolejny zaokrąglony balkon. Nie był połączony z jej własnym, ale znajdował się wystarczająco blisko. Przechyliła się przez balustradę, patrząc na to, co powitałoby ją na dole, gdyby spróbowała związać razem prześcieradła, chcąc wydostać się z apartamentu. Kilka bezlitośnie wyglądających krzewów i ozdobnych kamieni. Jeśli byłoby to konieczne, mogłaby zeskoczyć.

Odwróciła się do drzwi, stając twarzą do wnętrza apartamentu, ciesząc się słońcem rozgrzewającym kark. Ignorując ponownie talerz z jedzeniem, zerknęła na ściany. Zdała sobie sprawę, że w pokoju nie było ani jednego portretu. Kilka pejzaży i artystycznych wariacji, ale żadnych nieśmiertelnych plotkar, mogących obserwować każdy jej ruch.

Prywatność.

Zastanawiała się, jak długo potrwa taki stan rzeczy.

Dwa szybkie stuknięcia w drzwi. Poczuła jak przeszywają jej ciało, kiedy zacisnęła dłonie na framudze okna. Żaden głos skrzata się jednak nie zapowiedział.

Hermiona zamknęła okno prowadzące na balkon i szybko podeszła do drzwi, otwierając je z bijącym sercem.

Po drugiej stronie ujrzała Narcyzę Malfoy w zwiewnych, niebieskich szatach, falujących niczym woda w jeziorze, i z uśmiechem na ustach.

— Dzień dobry, panno Granger.

Dziewczyna spojrzała na nią.

— Dzień dobry.

Narcyza przemknęła wzrokiem po ciele Hermiony, spoglądając na dżinsy i bose stopy. Dziewczyna zarumieniła się.

— Zastanawiałam się, czy masz ochotę na spacer. Może małe zwiedzanie Dworu?

Hermiona zamrugała. Przez dwanaście godzin spędzonych w tym pokoju ani razu nie pomyślała, że kiedyś ​​zostanie z niego wypuszczona. Apartament posiadał wszystko, czego potrzebowała. Złota klatka.

— Spacer? Ja… hm, tak — wyjąkała pod przenikliwym spojrzeniem Narcyzy. Wycieczka wydaje się być dobrym pomysłem. Może mogłaby przeszukać teren pod kątem jego słabych punktów. — Czy mam przebrać się w coś bardziej odpowiedniego?

Coś błysnęło w oczach Narcyzy, a kącik jej ust lekko drgnął. 

— Nie, kochanie. Możesz iść w czymkolwiek ci wygodnie. — Hermiona ponownie zamrugała. Wydawało się, że zrobiła coś dobrze, podczas gdy w rzeczywistości nie zrobiła kompletnie nic. W jakąkolwiek grę grała Narcyza, Hermiona była dziesięć kroków za nią. Będzie musiała to zmienić.

Pobiegła szukać skarpet i butów, zanim Narcyza zdąży zmienić zdanie. Wszystkie trampki w szafie były w jej rozmiarze – zaskakujące, choć fortunne. Miesiące biegania nauczyły ją, jak wkładać i sznurować tenisówki w mniej niż pięć sekund i dziś dziękowała za to w myślach Merlinowi, podczas gdy Narcyza Malfoy czekała w drzwiach, jakby była gościem we własnym domu.

Narcyza uśmiechnęła się, kiedy Hermiona pojawiła się u jej boku, ale zanim zdążyły odejść, wzrok kobiety zatrzymał się na tacy z jedzeniem. Zacisnęła usta i po chwili powiedziała: 

— Skończyłaś już śniadanie, panno Granger?

Hermiona przełknęła i skinęła głową.

— Nie miałam apetytu… — Jej żołądek zawarczał jak na zawołanie.

Narcyza przechyliła głowę w stronę tacy.

— Czy nie miałabyś nic przeciwko, gdybyśmy zabrały ze sobą te tartaletki z dżemem? To moje ulubione.

Hermiona potrząsnęła głową i poszła zabrać kilka ciastek z patery, zawijając je w serwetkę. Narcyza odebrała jej od niej, wspominając coś o świetnym przepisie, ale Hermiona wpatrywała się w słodkie kąski, starając się powstrzymać kolana przed ugięciem. Była taka głodna.

Hermiona patrzyła, jak Narcyza przeżuwa. Zastanawiała się, czy to jakaś sztuczka. Jakiś sposób na zdobycie jej zaufania. Narcyza wskazała na jeden ze swoich ulubionych obrazów, po chwili podsuwając tartaletki niemal pod nos Hermiony.

— Weź jedną, kochanie. — Hermiona sięgnęła po truskawkową tartaletkę drżącą dłonią. Nie miała zamiaru jej jeść. Zrobiła to z czystej uprzejmości. Ale wtedy Narcyza dodała: — Doskonały wybór. W tej nie ma ani kropli trucizny.

Podniosła wzrok i zobaczyła, jak Narcyza uśmiecha się do niej złośliwie, wsuwając do ust malinową tartaletkę. I może to był pełen satysfakcji pomruk jej ust wypełniony dźwiękami chrupania, a może sprytny sposób, w jaki nakłoniła Hermionę do przyjęcia od niej jedzenia, a może to, że dziewczyna była po prostu tak niesamowicie głodna. Ale Hermiona ugryzła brzeg tarty, wiedząc, że nie powinna. Jednak zrobiła to również wiedząc, że nie pożyje zbyt długo, jeśli nie zacznie choć odrobinę ufać jedzeniu.

Słodycz owoców tańczyła na jej języku, kiedy w milczeniu mijały duże okno z widokiem na staw. I chociaż Hermiona miała podobny krajobraz za szybami własnego apartamentu, nadal nie mogła oderwać od niego wzroku.

— Matka Lucjusza uprawiała te ogrody. — Hermiona odwróciła się i zobaczyła Narcyzę podążającą za jej własnym wzrokiem. Zatrzymały się przed oknem, a Narcyza wskazała ręką na rozciągający się przed nimi krajobraz. — Altanka została zbudowana na dzień jej ślubu. Z dużą uwagą dbała o to, by okoliczne tereny wyglądały jak najpiękniej, pielęgnując staw, opiekując się pawiami. Była bardzo stanowcza, by ​​wszystkie przyszłe śluby Malfoyów odbywały się w ogrodach Dworu, kontynuując tradycję.

Hermiona przełknęła, starannie dobierając swoje następne słowa. 

— Jestem pewna, że pani ślub był piękny, pani Malfoy.

Narcyza wyjrzała przez okno. 

— Taki był — zanuciła. — Odbył się w Chateau de Chambord. — Jej usta wykrzywiły się nieznacznie, a brwi uniosły. — Moja rodzina też ma swoje tradycje.

Drżący oddech wypłynął z płuc Hermiony, gdy słowa Narcyzy do niej dotarły. Starsza kobieta posłała zadowolony uśmiech w kierunku altanki i gestem nakazała Hermionie kontynuować spacer u jej boku. Schodząc po schodach, Hermiona zastanawiała się, czy Lucjusz Malfoy napotkał kogoś równego sobie. Być może Lucjusz nie miał takiej mocy, jak mu się wydawało.

Narcyza wyprowadziła ją frontowymi drzwiami na zewnątrz, wprost w świeży majowy poranek. Po zejściu w dół szerokimi, kamiennymi schodami, skręciły w prawo, sunąc spokojnym krokiem po obwodzie Dworu, podczas gdy Narcyza pokazywała jej kwiaty, które sprowadziła z Norwegii, drzewo, które przetrwało Bitwę o Dwór w 1643 roku, linię na jednej ze ścian w miejscu, gdzie rozpoczęto ekspansję i rozbudowę budynku.

Natknęły się na starego, zgarbionego skrzata plewiącego dzwonki po północnej stronie Dworu. Narcyza się zatrzymała. 

— Hix, kochanie. To jest panna Granger. Będzie u nas mieszkać.

Hix skinął głową na powitanie. 

— Będziemy się starać robić wszystko, co w naszej mocy, by uczynić jej pobyt jak najwygodniejszym.

Brwi Hermiony złączyły się, a usta zacisnęły. Być może Narcyza chciała ją uspokoić, żartując z planów ślubnych, nucąc o krzakach i częstując herbatą na wygodnych fotelach. Ale w jej słowach było echo „nieokreślonego”, któremu towarzyszył dreszcz „opieki” w głosie. Przypominając jej dokładnie o tym, gdzie była. Kim była.

Oddaliły się od Hixa i dzwonków, a Hermiona zmarszczyła brwi. Musiała się skupić. Musiała znaleźć sposób, by Narcyza pokazała jej jakąś granicę. Dotarły do brzegu jeziora w niezręcznej ciszy. I właśnie gdy otworzyła usta, by zapytać o to Narcyzę, kobieta przemówiła.

— Cała Europa to w tej chwili jedna, wielka katastrofa.

Spojrzała na blondynkę, zaskoczona. Narcyza rozejrzała się, szukając potencjalnych podsłuchujących, zanim zdecydowała się kontynuować.

— Nie mogę cię uwolnić, panno Granger. — Hermiona wstrzymała oddech. — Nawet gdybym uważała, że ucieczka będzie dla ciebie bezpieczna... nie mogłabym. Gdybyś zdołała… „uciec”, Draco zostałby za to ukarany.

Narcyza Malfoy zacisnęła usta, patrząc tępo w żywopłot, a Hermiona poczuła wewnątrz siebie zimny wiatr, kumulujący się wokół żeber.

— Więc — westchnęła Narcyza, prostując się. — Będziemy trzymać cię pod naszą opieką i zapewnimy ci wszelką wygodę. Przykro mi z powodu wszystkiego, co straciłaś, ale nie mogę zaoferować nic więcej niż zapewnienie, że Dwór Malfoyów jest dla ciebie obecnie najbezpieczniejszym miejscem.

To nie był pierwszy raz, kiedy usłyszała te słowa. Za drugim razem nie zrozumiała ich nawet o krztynę lepiej.

Nawet gdyby miała w to wierzyć, dlaczego była jedyną, która miała być bezpieczna? Dlaczego była wyjątkowa?

Wzięła głęboki oddech, serce waliło jej w uszach.

— Dlaczego?

Narcyza spojrzała na Hermionę, przeszywając jej ciało swoimi niebieskimi oczami. 

— Ponieważ widziałam te zwierzęta w moim domu, warczące, sikające i grasujące. Wiem, co robią. Wiem, jak myślą. — Kobieta pociągnęła nosem, a Hermionie przypomniała się Narcyza Malfoy, którą poznała wcześniej. Zawsze z wysoko uniesioną głową, ponad wszystkimi innymi. — Zapewniam, że nie grozi ci takie niebezpieczeństwo. Mężczyźni Malfoyów mogą nie być święci, ale żarliwie czczą swoje kobiety.

Hermiona zwalczyła chęć prychnięcia. Ich kobiety? Czy to właśnie tym teraz była?

Być może Narcyza źle zrozumiała całą tę sytuację. Być może kobieta pomyślała, że ​​jest w tym coś więcej niż… cokolwiek, co w tym jest. Ale wydawała się naprawdę wierzyć, że Hermionie nie groziło tutaj żadne niebezpieczeństwo. Że nie została kupiona z zamiarem splugawienia i poniżania.

Ale z drugiej strony Lucjusz… Jej wcześniejsza rozmowa z nim również nie dała żadnych odpowiedzi, a jedynie sprawiła, że zaczęła się jeszcze bardziej czuć jak kupna dziwka niż przez cały poprzedni tydzień.

Hermiona zatrzymała się przed krzewem róży, pełnym najdoskonalszych, białych kwiatów, jakie kiedykolwiek widziała. Przygryzła wargę, zastanawiając się, czy powiedzieć Narcyzie prawdę: że nie ma pojęcia, dlaczego Draco ją kupił. Ale kobieta przemówiła, zanim Hermiona zdążyła zebrać się na odwagę. 

— Możesz przychodzić tutaj, kiedy tylko zechcesz. W tym domu nie musisz mieć przy sobie przyzwoitki.

Hermiona obróciła głowę w jej stronę. 

— To… To bardzo miłe z pani strony, pani Malfoy. Czy jest jakieś miejsce, które powinnam omijać?

— Oprócz zwykłej przyzwoitości przebywania z dala od prywatnych kwater innych osób… Którą, jestem pewna, że posiadasz, cóż, żadne miejsce nie jest ci zabronione. Nie mamy szalonych byłych żon poukrywanych na strychach.

Hermiona potknęła się o kamyk, a może o coś wyimaginowanego. 

— Zna pani Brontë?

— Ależ tak. — Narcyza uśmiechnęła się. — Biblioteka rezydencji jest zbyt duża, by mieścić tylko książki czarodziejów.

Narcyza ruszyła dalej. Serce Hermiony uniosło się delikatnie po raz pierwszy, odkąd na jej ramieniu wytatuowano imię kogoś innego.

— Właśnie — szepnęła, jakby to był szczegół, o którym zapomniała. — Dwór ma bibliotekę.

***

Hermiona nie była pewna, czy w ciągu ostatniego roku choć raz się uśmiechnęła. Czy to prosto z serca. Czy to ze swojego wnętrza, jakby radość rozbłysła w niej, niczym rozpadająca się gwiazda.

Biblioteka Dworu Malfoyów była wielkości małej księgarni. Chociaż być może raczej dużej księgarni, bo stojąc pomiędzy rzędami regałów, Hermiona nie była w stanie dostrzec tylnej ściany pomieszczenia. Wysoka jak wielka sala balowa, z rzędami półek sięgającymi aż po sam sufit. Hermionie ciężko było wręcz oddychać z powodu miłości, jaką poczuła do tego pomieszczenia. Ile czasu minęło, odkąd postawiła stopę w bibliotece?

— Ojej. Wygląda na to, że chyba cię właśnie straciłam.

Hermiona odwróciła się, będąc o cal od przeciągnięcia palcami po półce i zobaczyła uśmiechającą się do niej Narcyzę. 

— Przepraszam. Bardzo lubię książki.

— Tak, słyszałam. — Narcyza przechyliła głowę. Hermiona była zaskoczona, że ​​ten szczegół dotarł do kobiety zapewne po latach narzekania i zrzędzenia ze strony jej syna. Zanim jednak zdołała się mocniej nad tym zastanowić, Narcyza kontynuowała: — Czy mogę ci coś przynieść, byś mogła umilić sobie czas podczas przeglądania? Herbaty?

W pomieszczeniu rozbrzmiał cichy trzask, kiedy Łzawka znalazła się przy biodrze Hermiony.

— Łzawka przyniesie panience herbatę i ciastka. Jaką panienka życzy sobie herbatę? — Łzawka okręciła ucho wokół swojego szczuplutkiego palca, jak niegdyś miał to w zwyczaju robić też Zgredek.

Hermiona mimo wszystko lekko się uśmiechnęła.

— Z mlekiem i miodem poproszę.

— Czy panienka życzy sobie trzy łyżki miodu? — Łzawka zamrugała, a jej długie rzęsy zafalowały.

— Tak, taka będzie idealna. Dziękuję, Łzawko. — Hermiona odwróciła się ponownie przodem do regału.

— Łzawka wie, jak taką zrobić. Panicz Draco również pija taką herbatę!

Palce Hermiony ześlizgnęły się po okładce książki, którą odkładała.

Kurwa.

— Naprawdę? Ciekawe.

Poczuła spojrzenie Narcyzy na swoim karku. Chciała, żeby pierwsza lepsza książka z półki po prostu się otworzyła i ją połknęła.

— Łzawko — zabrzmiał głos Narcyzy. — Przynieś ciastka i więcej tartaletek z dżemem dla panny Granger. — A potem teatralnym szeptem dodała: — Te nie zatrute.

Hermiona zarumieniła się, gdy mała skrzatka wrzeszczała i bełkotała: 

— Zatrute? Panienko? Jak to zatrute?

— Czy mam cię zostawić, byś na spokojnie sobie wszystko poprzeglądała? — zapytała Narcyza.

Zostawić ją? Samą? Tak na wolności?

— To byłoby wspaniałe. Jeśli oczywiście mogę.

— Panno Granger, już ci mówiłam — powiedziała uprzejmie kobieta. — Możesz swobodnie poruszać się po całej rezydencji.

Hermiona skinęła głową. 

— Dziękuję, pani Malfoy.

— Proszę, kochanie, mój mi Narcyza.

Hermiona patrzyła z twarzą wykrzywioną ze zdziwienia, jak Narcyza Malfoy odwraca się i kieruje do drzwi biblioteki.

— Eee, możesz mówić mi Hermiona. Jeśli chcesz.

Narcyza uśmiechnęła się, delikatnie wykrzywiając usta. Drzwi zamknęły się za nią z głuchym trzaskiem.

Stała gdzieś pośrodku dolnego piętra pokoju, przez kilka minut okręcając się powoli w kółko, czekając, aż coś wyskoczy na nią z ukrycia. Wypatrując, czy książki zbuntują się i ruszą w jej stronę, by pożreć Szlamę żywcem.

Wzięła głęboki oddech, wdychając woń książek, woń zaradności, przydatności i użyteczności.

Narcyza sprawiła, że ​​brzmiało to tak, jakby mogła tu wrócić, ale mimo wszystko Hermiona chciała przeszukać wszystkie regały, by wycisnąć z biblioteki Malfoyów jak najwięcej informacji.

W rogu pokoju znajdował się katalog, który można było zapytać o poszukiwany temat lub tytuł, a książki same się organizowały lub też prowadziły poszukiwacza do siebie bajkowymi światłami, a czasami nawet dryfowały w powietrzu bezpośrednio do zainteresowanego. Hogwart posiadał podobny system, ale pani Pince wyłączyła go wiele lat temu, kiedy zdała sobie sprawę, że uczniowie używali go, by uderzać się nawzajem po głowach, prosząc książki o przylot.

Skręciła w alejkę z dala od katalogu, nie chcąc pozostawiać po sobie najmniejszych śladów i podpowiedzi na temat tego, czego szukała.

Zanim zdążyła dotrzeć do działu pełnego ksiąg o Czarnej Magii, znalazła półkę, na której znajdowało się tylko siedem książek ułożonych razem na samym środku. Ich grube grzbiety lśniły kuszącą czerwienią, a Hermiona wyciągnęła rękę, przyciągając pierwszą z nich do siebie.

Lance Gainsworth

Niepożądani TOM I

Westchnęła. Odwróciła pozostałe książki do siebie, odkrywając w nich resztę swojej ulubionej, współczesnej serii książek z gatunku fikcji dla czarodziejów. Czerwone grzbiety pochodziły z edycji kolekcjonerskiej. Przesunęła palcami po okładce pierwszej części i otworzyła ją. W środku, na pierwszej stronie widniała osobista notatka od autora.

 

Draco Malfoyu,

Bardzo dziękuję za Twój list. Wiadomość od Ciebie wiele dla mnie znaczy. Proszę, przyjmij pięć pierwszych części, z obietnicą dostarczenia ostatnich dwóch niezwłocznie po ich zakończeniu.

Nie poddawaj się,

Lance Gainsworth

 

Ostrożnie zamknęła książkę i odłożyła ją na półką, zanim wypuściła ją ze swoich drżących palców.

Draco Malfoy był fanem jej ulubionej serii książek. Bardzo dużym fanem, biorąc pod uwagę fakt, że napisał list do samego autora. Nie była tym zbytnio zszokowana. W końcu znajdowała jego nazwisko na kartach bibliotecznych więcej niż kilku książek, które miała okazję wypożyczyć ze szkolnej biblioteki. Jednak to było…

Miała ochotę ponownie je przeczytać. Ale nie miała najmniejszej odwagi ruszyć czerwonych egzemplarzy z serii kolekcjonerskiej. Były zbyt cenne. Mogłaby przez przypadek połamać grzbiety i wypalcować lakierowane okładki…

Cofnęła się, zwracając w stronę górnego piętra biblioteki. Nadal nie była w stanie dostrzec tylnej ściany pomieszczenia, ale po jej prawej stronie znajdowało się duże okno, przez które wpadały ciepłe promienie wiosennego słońca ogrzewające cały pokój. Hermiona wspięła się po sześciu schodach i obróciła w kierunku pierwszego regału, znajdując przed sobą kolejne rzędy książek. Westchnęła w cichym zachwycie.

Miała wrażenie, że przeglądała książki od wielu godzin. Łzawka w pewnym momencie wróciła do niej z tacą, na której niosła imbryk z herbatą, kanapkami i herbatnikami. Wyczarowała pomiędzy rzędami regałów mały stolik i położyła na nim tacę.

— Pani powiedziała Łzawce, żeby Łzawka powiedziała panience Hermionie, żeby wzięła ze sobą tyle książek, ile tylko zechce.

Łzawka wyszła. Hermiona ściągnęła z półek do tej pory tylko dwie książki, więc położyła je na małym stoliku obok ciastek. Próbowała ograniczyć swój wybór, bojąc się nadużywania gościnności, i pomimo tego, co powiedziała Łzawka, założyła, że wybranie sobie ​​„tylu książek, ile tylko zechce” nie jest tym, co rzeczywiście powinna zrobić. Prawdopodobnie prędzej poprosiłaby ich o ustawienie między tymi regałami łóżka, gdyby naprawdę zdecydowała się wziąć tyle książek, ile tylko by zechciała.

Chwyciła z tacy jedną truskawkową tartaletkę, skubiąc ją ostrożnie, zastanawiając się, co pani Pince pomyślałaby o serwowaniu tart, ciastek i herbaty w obecności tylu książek.

Chociaż pani Pince prawdopodobnie nie żyła. A Hermiona egzystowała obecnie w swego rodzaju małej fantazji.

Tartaletka nagle zaczęła smakować jak popiół. Hermiona odstawiła ją na talerzyk.

Co ona wyprawiała? Przegrzebywała się przez bezcenne pierwsze wydania, przewracając strony dawno zaginionych kopii, gdy jej przyjaciele i członkowie Zakonu nie żyli lub może właśnie umierali. Hermiona spojrzała na swoją filiżankę. Może jednak mimo wszystko było coś w tej herbacie. Jakiś rodzaj leku na spokój ducha.

Hermiona odwróciła się do półek, swojego jedynego źródła pocieszenia i prawdy, po czym zanurkowała w głąb alejki, ściągając z regałów czarnomagiczne księgi, których nigdy w życiu nie widziała. Każdy tom mruczał pod jej palcami, próbując zmusić Hermionę do oderwania od ich okładek swoich plugawych, szlamowatych rąk.

W rekordowo krótkim czasie udało jej się odnaleźć w większości z nich kilka rozdziałów o horkruksach. Pierwsza książka, którą złapała w swoje dłonie, była cytowana w większości pozostałych publikacji horkruksowych. Żałowała, że ​​nie mogła znaleźć pozostałych odnośników za pomocą katalogu do wyszukiwania książek, ale nie chciała, aby ktokolwiek zorientował się, czego szukała. Nie wiedziała dokładnie, na jakim poziomie poinformowania znajdowali się Malfoyowie. Ile wiedzieli o planach Voldemorta i jego mocy?

I jak mogłaby się dowiedzieć, czy Nagini nadal żyje?

Hermiona właśnie odwróciła się, żeby zbadać ostatni regał w alejce, kiedy usłyszała, jak drzwi biblioteki otwierają się z cichym skrzypieniem. Narcyza musiała do niej wrócić. Zastanawiała się, która to już godzina.

Odłożyła na półkę trzy czarnomagiczne książki, które wcześniej ściągnęła, zapamiętując ich położenie, po czym podeszła do filiżanki, przeglądając książki z gatunku czarodziejskiej fikcji i zerkając zza brzegu regału na ​​drzwi biblioteki.

Para ramion i wąska talia okryte czarnym swetrem, czarne spodnie i buty oraz krótkie blond loki, które z pewnością nie należały do ​​Narcyzy Malfoy. Zakryła usta dłonią, patrząc, jak Draco mruczy coś pod nosem do wyszukiwarki książek.

Nie widziała go z tak bliska od czasu wizyty w Pokoju Życzeń. Od podsłuchiwania z wnęki korytarza tuż po śmierci Harry'ego. Włosy opadły mu lekko na oczy, gdy czekał, aż lokalizator książek zacznie działać, odnajdując poszukiwane pozycje. Książka na półce leżąca trzy stopy od niej powoli się wysunęła, unosząc się w powietrzu, czekając na odebranie. Hermiona zerkała spomiędzy półek, jak Draco odwraca się w stronę górnego piętra biblioteki, a jego długie nogi niosą go szybko w jej kierunku.

Przycisnęła trzymane książki do piersi, czekając i oddychając nerwowo. To było jak nieuniknione, czołowe zderzenie samochodowe. Samolot pikujący w dół, o sekundy od upadku i eksplozji. Powinna coś powiedzieć. Ukazać swoją obecność. Może coś upuszczając…

Skręcił za róg, zwracając się w jej stronę, a ona z niemal precyzyjną dokładnością dostrzegła moment, w którym zarejestrował jej obecność. To było niczym porażenie prądem, które przeszyło wszystkie jego mięśnie. Poczuła suchość w ustach, gdy jego własne otworzyły się w cichym westchnieniu. Oparł się o najbliższy regał.

A potem to wszystko bardzo szybko minęło. Zacisnął usta, opuścił ramiona i przymknął lekko rozwarte oczy. Jednak nadal patrzył na nią.

Poczuła, jak jej płuca błagają o powietrze, a okładki książek wbijają się w palce.

— Twoja matka mnie tu przyprowadziła — wydyszała ledwo słyszalnym głosem.

Zlustrował biały sweter i dżinsy, które miała na sobie, ale potem jego wzrok wrócił do jej oczu.

— Skończyłaś już wszystkie inne swoje książki? — zapytał głuchym i niskim tonem. Uniósł szyderczo brew.

Przez chwilę nie wiedziała, co miał na myśli. Nie przyniosła ze sobą żadnych rzeczy. Najwyraźniej on sam również o tym pamiętał.

— Książki w twoim pokoju — wyjaśnił, posyłając jej spojrzenie, które pamiętała z Hogwartu, pojawiające się u niego ilekroć musiał coś wyjaśniać Crabbe'owi lub Goyle'owi.

— N-nie. — To było wszystko, co powiedziała, patrząc, jak chłopak się do niej krzywi. Poruszył się, jakby był gotowy do ucieczki. Szybko przeszedł do środkowej alejki, chwycił książkę czekającą na niego w powietrzu i obrócił się w stronę schodów. Zanim jednak zniknął, wydusiła z siebie: — Co mam robić?

Odwrócił się do niej. Jego palce drgnęły.

— Robić?

— Tak — powiedziała sztywno, czując kiełkujący za oczami znajomy ból głowy, który tylko Draco Malfoy potrafił u niej wywołać. — Powinnam… dołączyć do skrzatów w kuchni? Pracować w ogrodzie? A może pomagać twojej matce w… czymkolwiek, co ona robi?

Wymieniła wszystkie rzeczy, na które liczyła. Rzeczy, które mogłaby znieść, robiąc je do końca życia. Wciąż się na nią gapił, a ona zastanawiała się, czy miała zasugerować inne zadania, które mogłaby wykonywać.

— Chcesz pracy domowej, Granger?

Poczuła ciepło rozpalające jej policzki, po czym zmrużyła na niego oczy. 

— Nie — warknęła.

— Chcesz sprzątać po pawiach? Gotować mi posiłki?

Prychnęła. 

— Nie. Chcę narzucić kołdrę na głowę i udawać, że wcale nie przeżywam tego koszmaru, ale…

— Świetnie — powiedział. — Więc zrób to. — Nie spoglądając na nią ani razu więcej, obrócił się i wyszedł z alejki.

Patrzyła, jak chłopak schodzi po schodach dwoma długimi krokami, ostro sunie w stronę drzwi i szarpie za klamkę, po czym znika.

Ze wszystkich idiotycznych…! Hermiona prychnęła. Sprzątanie po pawiach? Naprawdę?

Wzięła głęboki oddech, wracając myślami do siebie i do swojej sytuacji. Nie warto się rozdrażniać z powodu takiej błahostki. Biorąc pod uwagę okoliczności, jej pierwsza interakcja z nowym panem mogła wyglądać zupełnie inaczej. Powinna uważać się za prawdziwą szczęściarę.

Ale jaki był sens kupowania jej, skoro nie obchodziło go ani trochę, jak będzie spędzać swoje dni? Dlaczego nikt nie powiedział jej, czemu tu była? Wyglądało na to, że każdy z Malfoyów miał na to inny plan, a jej umysł przegrzewał się pod presją tych wszystkich zagadek.

Około pół godziny później Narcyza przyszła sprawdzić, co u niej. Drażniła się lekko, że Hermiona wybrała sobie tylko trzy książki i zaproponowała, że ​​pokaże jej drogę powrotną na górę.

Naprawdę powinna była zwracać uwagę na zapamiętanie drogi. Pozwolono jej ponownie odwiedzać bibliotekę, już na własną rękę, ale żołądek Hermiony skręcił się na samą myśl, że znowu mogłaby wpaść tam na Draco.

Narcyza powiedziała jej, że każe skrzatom za jakiś czas przysłać do apartamentu obiad. Zadała Hermionie jakieś pytanie, ale dziewczyna kompletnie się na nim nie skoncentrowała, pozwalając swemu umysłowi meandrować między tym, co powiedział do niej Draco.

Narcyza zamknęła drzwi, a Hermiona spojrzała na półki z książkami.

Twoje książki.

Przejechała palcami po ich grzbietach.

Twój pokój.

Spojrzała na sypialnię. Na niesamowicie wygodne łóżko. Na półki z książkami. Na szafę pełną ubrań dokładnie w jej rozmiarze.

Hermiona poczuła się głupio, bo oczekiwała, że w pewnym momencie ten pokój zostanie jej odebrany. Myślała, że czyjeś ubrania przypadkowo idealnie na nią pasują. Było tak wiele rzeczy, których wciąż nie wiedziała, ale przynajmniej udało jej się rozwiązać jeden zasadniczy problem. Weszła do łazienki i spojrzała na wannę.

Jej wannę.

Miała co najmniej dwie godziny, zanim skrzaty przyniosą obiad, o którym wspominała Narcyza.

Hermiona zdjęła dżinsy, układając je ładnie na blacie, ściągnęła sweter i położyła ręcznik na krawędzi wanny. Uruchomiła krany z ciepłą wodą. Włączyła magiczną pianę.

I zmyła to wszystko z siebie w swojej wannie, w swoim apartamencie w Dworze Malfoyów.


8 komentarzy:

  1. Wszyscy we dworze są dla Hermiony bardziej mili i dobrze że to na koniec zaakceptowała że są to jej rzeczy 😏 myślałam że trochę inne będzie ich spotkanie ale może następne 😏

    OdpowiedzUsuń
  2. To “Kurwa” mnie po prostu rozwaliło xD Tu już wszystko cacy, biblioteka i te sprawy, czyli Hermiona w siódmym niebie i nagle się dowiaduje, że Draco piję tą samą herbatę i to soczyste “kurwa” xD Czy aż tak bardzo to dziwne, czy wkurzające, że ktoś może pić taką samą herbatę jak ona? Znaczy podejrzewam, że tu akurat nie jest to przypadkiem i Draco przejął taki nawyk właśnie od niej, bo podpatrzył to w Hogwarcie, no ale… xD A w bibliotece to i ja się zakochałam! Tyle tytułów i możliwości, żeby wyszukać interesujące pozycje… Jezu, ja chcę tam być! Jezu, tyle książek! I też bym chyba pomyślała to samo, co Hermiona, że lepiej byłoby tam wstawić łóżko, jakby faktycznie miała wziąć tyle książek, ile chciała xD Ale czekaj, czekaj… Gainsworth… Czy to nie nazwisko tego samego autora książek z TRTTD? Autora tej serii, którą tak “pięknie” zgasił Draco? On też był jej fanem? Wszystko się jakoś ze sobą wiążę, no ale wiemy, że to jest jakby alternatywa świata, co by było gdyby… Ale i tak jestem tym wszystkim zaskoczona. Najbardziej na plus dla mnie Nacyza! Chciałabym normalnie taką teściową mieć! Jest tak kochana i tak urocza, że nie sposób jej nie lubić. Widać, że jej zachowanie względem Hermiony jest prawdziwe i rozumiem, że Hermiona jest nieufna, bo znalazła się w domu “wroga”, ale Narcyza naprawdę nie pozwoli jej skrzywdzić. Co do Lucjusza… Lekko mieszane uczucia mam, ale zaczynam się chyba do niego przekonywać, zobaczymy, jak się dalej sprawy potoczą. Za to Draco… No cóż, o nim nie wiem co myśleć… Wydaje się mniej sympatyczny, niż w TRTTD, może dlatego, że po prostu był też zmieszany tym spotkaniem z nią i nie wiedział, jak ma sie zachować, no ale nie tędy droga! Nie mówię, że ma jej miłość wyznawać od razu, bo bym facepalma zaliczyła z miejsca, no ale jak na kogoś, kto kupił ją, bo chciał ją uratować zachowuje się najmniej przyjaźnie z całej trójki Malfoyów. No a Hermiona w końcu ogarnęła, że to wszystko jest “jej”. Długo jej to zajęło, ale ważne, że wgl xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam zawsze odczuwając strach ze zaraz się coś wydarzy coś dramatycznego. A tu jest jakoś spokojnie na ile można tak określić spotkanie z Lucjuszem. Narcyza jak to Narcyza można powiedzieć kochana osóbka. Draco chyba był zaskoczony jej widokiem dlatego tak się zachował. Hermiona w końcu zrozumiała ze to jej pokój jej rzeczy i względnie nic nie powinno jej się tu stać. Oby tak zostało. Tez zwróciłam uwagę na nazwisko autora ulubionej serii Hermiony 🤔

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczęłam grzebać 🤭 i chyba sobie wszystko zepsułam 😫😫

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczęłam grzebać 🤭 i chyba sobie wszystko zepsułam 😫😫

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakas jestem podskornie zaniepokojona, ze zaraz tu sie cos wydarzy niedobrego, chyba mi sie udzielilo od Hermiony. Ale w sumie nie ma sie co dziwic - nikt jej niczego nie tlumaczy, dostaje tylko strzepy informacji, i ciezko jest pojac, ze nikt nie czyha na jej zycie. Balabym sie za rog zagladac, tak nieuzbrojona, a co dopiero z przyjemnoscia sluchac o rzekomych udogodnieniach, bardziej oczekiwalabym, ze ktos mi wlasnie czegos dosypie albo zaatakuje, niz kaze skrzatom mi uslugiwac... I to spotkanie, najpierw z jednym Malfoyem, a potem drugim! Nie bardzo rozumiem, co Lucjusz mial na mysli, ale pewnie za jakis czas sie dowiemy. Za to Draco, hmm... To dopiero niespodzianka ;)
    Ciekawi mnie, co sie stalo z Ginny i reszta? Mam nadzieje, ze przezyja...

    Mała

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy Lucjusz przyszedł w odwiedziny do Hermiony, miałam wstrzymany oddech, zastanawiałam się co się wydarzy za chwilę, co zrobi, jak ją potraktuje. Moje wszystkie zmysły się wyostrzyły momentalnie. Jej chęć ucieczki, nie dziwię się, ale z drugiej strony sama przeciwko Śmierciojadom? Cały czas mnie zastanawia gdzie trafili inni i jak sobie radzą.
    Narcyza jest w tym opowiadaniu bezbłędna, "te ciastka bez trucizny" - padłam. Chce ją przekonać, no przecież na pewno zauważyła że piją tę samą herbatę "czczą swoje kobiety" - romantyczne.
    Draco, hmm, jakby nie zrobił takiego kroku, jakiego się spodziewałam, ale może w ten sposób chce ją delikatnie przyzwyczaić do obecności, nie osaczać jej.
    Hermiona szuka informacji o horkruksach - pocieszające jest to, że mimo wszystko się nie poddała.
    Zachwyca mnie ta precyzja Hermiony szukającej potencjalnych zagrożeń, o wszystkim pomyśli, wszystko analizuje, na wszystko zwraca uwagę. To taka prawdziwa Hermiona, aczkolwiek jej odwaga została lekko podkopana, mam nadzieję, że z czasem wróci do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hermiona najpierw przeżyła traumę, straciła najbliższych, teraz nie można się dziwić, że nie potrafi nikomu zaufać. A Draco? Chyba nie potrafi z nią jeszcze porozmawiać w cztery oczy.

    OdpowiedzUsuń