OSTRZEŻENIE: Nawiązania i wzmianki dotyczące gwałtu. Bez opisów.
W dniu, który, jak przypuszczała, był czwartkiem, Śmierciożercy znowu zdecydowali się je umyć. Została zabrana z pokoju jako pierwsza. Sama. Dołohow znów patrzył, jak się rozbiera i myje pod prysznicem. Oczyścił zaklęciem ubrania Hermiony, oddając jej każdą część pojedynczo. Zaczynając od majtek.
Uśmiechnął się i przesunął palcami po bawełnie jej bielizny, kiedy stała przed nim, ociekająca wodą i owinięta białym ręcznikiem.
— Doceniaj te chwile, Szlamo — powiedział. — Jutro nie będziesz już potrzebować żadnych majtek.
W żaden sposób nie zareagowała na jego słowa. Wciąż nie mogąc mówić, skupiła się na tym, by nie okazywać żadnych emocji. Wciągnęła pod ręcznikiem swoje majtki i szarpnęła za resztę ubrań, zakładając je na wciąż mokre ciało.
Kiedy odprowadzono ją do pokoju, zabrano z niego pięć dziewczyn, a potem kolejne pięć. I żadna z nich nie narzekała na brak prywatności pod prysznicami. Założyła więc, że jako jedyna jest specjalnie traktowana.
Wśród dziewcząt rozeszła się wieść, że rzekoma Aukcja odbędzie się w piątek wieczorem. Ten piątek. Podsłuchały wystarczająco dużo szeptów i plotek, by można było tak przypuszczać. Ginny zaczęła chodzić w zamyśleniu po pokoju, próbując rozwikłać jak najwięcej szczegółów. Hermiona siedziała w kącie z Luną, podczas gdy ta zajmowała się jej włosami, zaplatając je z roztargnieniem.
— Czy powinniśmy znowu spróbować ich zaatakować? — Ginny zadała pytanie wszystkim siedzącym w pokoju dziewczynom. — Nie mamy magii, ale przewaga liczebna może zadziałać na naszą korzyść. Zamiast pięć na dwóch, proporcje to jakieś pięćdziesiąt nas na ich garstkę.
Zapadła przytłaczająca cisza, a po chwili ktoś powiedział:
— Po tym, co stało się… z Parvati i Lydią… to po prostu…
— Na waszym miejscu bardziej bałabym się życia niż śmierci — powiedziała Pansy, wpatrując się w zamyśleniu w swoje paznokcie.
— Czyżbyś zgłaszała się na ochotniczkę, Parkinson? — zapytała Ginny.
Pansy uśmiechnęła się złośliwie.
— Nie. Nie zgłaszam się na żadną ochotniczkę.
Ginny spojrzała na swoją przyjaciółkę.
— Hermiono? Co o tym myślisz? Nie zwiększyli liczby strażników. To nadal tylko Dołohow i jeszcze jeden Śmierciożerca. Kiedy następnym razem weszliby do pokoju, mogłybyśmy… Nie wiem. — Ginny opuściła bezsilnie ramiona.
Ginny wpatrywała się w nią oczami pełnymi nadziei i ekscytacji. Hermiona odwzajemniła spojrzenie.
Ginny od pięciu dni miała prywatność pod prysznicem. Nie widziała, jak Lydia Baxter wykrwawia się przed nią na śmierć. Nie słyszała agonicznych krzyków Luny. Nie czuła ciepła dłoni Dołohowa między swoimi nogami, ani jego cuchnącego oddechu, gdy szeptał jej do ucha opis tego, co chciałby zrobić z jej ciałem.
Ginny nadal posiadała własny głos.
I było to wspaniałe, że wciąż chciała go używać. Naprawdę. Ale Hermiona i tak już miała problemy z nawiązywaniem kontaktu wzrokowego z innymi ludźmi. Wiedziała wystarczająco dużo o szoku, uległości i torturach, by móc stwierdzić, że nie była w dobrym stanie, by teraz o tym rozmawiać. Że ludzie umrą, a fakt ten będzie żył w duszy Hermiony jak pasożytniczy grzyb.
Ginny czekała na odpowiedź. Cały pokój nasłuchiwał.
Hermiona nadal nie odzyskała głosu. Zamiast tego jedynie wzruszyła ramionami.
Potem dostrzegła, jak Ginny mruga, patrząc na nią. Ujrzała, jak kilka młodszych dziewcząt odwraca swój wzrok, z oczami wypełnionymi łzami. Widziała, jak oczy Pansy zwężają się, a spojrzenie Penelopy Clearwater opada na podłogę.
Luna ujęła ją za rękę, splotła razem ich palce, nucąc cicho pod nosem.
— Nic? — Ginny zmarszczyła brwi. — Tylko — wzruszyła ramionami, imitując odpowiedź Hermiony. — Kompletnie nic? — Zaśmiała się głucho. — Merlinie, Hermiono! Zastanów się! Wyraź swoje zdanie! Czy nie w tym jesteś najlepsza?
Oczy Ginny były rozszerzone i płonęły żywym ogniem. Kilka dziewcząt poruszyło się, spoglądając na nią z zainteresowaniem.
— Ginny… — zaczęła niepewnie Cho.
— Nie! Ona zawsze ma wszystko przemyślane. Zawsze ma jakiś plan i zawsze jest o dwa kroki przed wszystkimi, planując bohaterskie eskapady, na które nikt inny nie jest zaproszony, i ratując świat, kiedy Harry ją o to poprosi. Ale teraz Harry nie żyje i nagle Hermiona nie chce się już niczym przejmować? — Ginny wciągnęła ostry oddech, a jej głos drżał. Hermiona poczuła rumieniec rozlewający się po policzkach i łzy napływające do oczu. — Ona już nie walczy!
— Walczyła! I przegrała! — wrzasnęła Mortensen.
— Powinna nadal walczyć! — warknęła Ginny. — Jeśli nie… — Ginny ponownie zwróciła się do niej. — Jeśli ty nie walczysz, to co, kurwa, ma zrobić reszta z nas?! — Wskazała na pokój pełen dziewcząt. Hermiona poczuła nieprzyjemne brzęczenie w uszach. — Kingsley i McGonagall nie żyją. Zostałaś tylko ty, Hermiono! Gdyby Harry tu był, on…
Jej głos załamał się, jakby został czymś odcięty. Poruszała ustami nie wydając z siebie ani słowa, piszcząc.
— Jeśli Harry… — spróbowała ponownie, łamiącym się tonem. Zakryła usta dłonią, a z jej rozszerzonych oczu wypłynęły łzy.
Luna puściła dłoń Hermiony, szturchając ją, by się ruszyła. Hermiona podniosła się z podłogi, podchodząc do Ginny, wtulając jej twarz w swoje ramiona, gdy Rudowłosa rozpadała się na miliony kawałeczków. Jej szloch odbijał się echem od pokrytych płytkami ścian pokoju.
Szeptała słowa pocieszenia przy uchu Ginny, mówiąc, jak bardzo jest jej przykro i jak bardzo chciałaby, żeby było inaczej. Wszystkie te frazesy, które zawsze brzmiały okropnie, gdy były wypowiadane na głos. Jednak kiedy szeptała je w ogniste włosy Ginny, nabierały sensu. Opowiedziała Ginny o Dołohowie. Jego dłoniach i oczach oraz o tym, że bardzo żałowała, że nie zabiła go, kiedy miała na to okazję.
Ginny ucichła, a Hermiona odsunęła się, ujmując jej twarz między dłonie i patrząc jej głęboko w oczy, gdy bezdźwięcznie chciała przekazać ruchem ust: Przeżyjemy to. Znajdę cię.
Ginny skinęła głową.
Hermiona odsunęła się, czując na sobie spojrzenie każdej osoby w pokoju. Obróciła się, napotykając spojrzenia innych dziewczyn, dostrzegając w nich strach i wyczerpanie. W końcu zatrzymała swój wzrok na ostatniej osobie w pokoju – Pansy Parkinson, która patrzyła jej prosto w oczy.
Nie mogła przemówić własnym głosem. Nie potrafiła w żaden inny sposób wyrazić tego, co chciała im przekazać. Spojrzała w dół – może mogłaby ponownie spróbować to przeliterować.
Znów winogrona. W misce u jej stóp. Hermiona schyliła się, zrywając jedno z kiści, patrząc prosto w czerwone oczy Ginny, gdy wyciągnęła do niej dłoń z owocem.
Nie jesteśmy same.
Ginny skinęła głową, ujmując winogrono z jej palców.
Poczuła, jak cały pokój wzdycha z ulgą.
Nagle dobiegł do nich dźwięk otwieranych drzwi.
Odskoczyła od Ginny, chwytając za więcej winogron, jakby dla pokazania, że specjalnie po to wyszła na środek pokoju.
Nasłuchiwała ciężkich kroków Dołohowa, jednak nie należału one do niego. Spojrzała w kierunku drzwi.
— Cóż, witam was wszystkie. — Wysoki, młody mężczyzna wszedł do środka, posyłając im wszystkim olśniewający uśmiech.
Marcus Flint. Z naprawionymi zębami.
— Granger. — Skinął na nią głową. — Miło cię znowu zobaczyć. — Spojrzał na jej tors, przechylając głowę, gdy skanował wzrokiem jej biodra i nogi. Spojrzał w dół na kartkę zaciśniętą w swojej dłoni, sunąc wzrokiem w dół strony. Zmarszczył brwi. — Ach. Oczywiście, że nie. — Ponownie spojrzał na nią, wzdychając dramatycznie. — To byłoby zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe — mruknął z krzywym uśmiechem.
Hermiona wpatrywała się w niego, powoli wracając na swoje miejsce przy ścianie pokoju.
Podnosząc głos, oznajmił:
— Niech na środek wystąpią Mortensen, Fawcett, Jimenez i… — Uniósł brwi. — Parkinson.
Dwie dziewczyny powoli wyszły z tłumu. Hermiona zerknęła na otwarte drzwi, dostrzegając buty Yaxleya przy ich ramie.
— Po co? — warknęła Pansy.
Flint przeskanował wzrokiem, dostrzegając dziewczynę w zwykle zajmowanym przez nią kącie. Uśmiechnął się.
— Och, upadli możni… — mruknął. — Mamy nowy eliksir do przetestowania — oznajmił. Rozejrzał się po pokoju, ponownie wpatrując się w Hermionę. — Coś, co mogłoby być dość dochodowe przy obecnym... rynku. Potrzebuję kilku obiektów testowych. A wy wszystkie akurat przypadkiem jesteście tutaj…
Hermionę przeszył ostry dreszcz, sunący wzdłuż jej ciała od ramion po same czubki palców.
— Więc te cztery dziewczyny, proszę, ustawcie się w szeregu…
— Co to za mikstura? — zawołała Pansy. Coś musiało łączyć ją z Marcusem w przeszłości, co widać było w sposobie, w jaki na nią patrzył.
Yaxley wyłonił się zza drzwi, stając w progu i warcząc:
— No już.
Mortensen dołączyła do pozostałych dwóch, a Pansy dotarła do grupy jako ostatnia. Flint zlustrował Mortensen od góry do dołu i kazał jej opuścić kolejkę. Spojrzał na listę i wywołał Nelson, a kiedy blada dziewczyna o wychudzonej twarzy zachwiała się na nogach, odprawił ją, zanim jeszcze stanęła w kolejce.
— Jimenez cofnij się. Zobaczmy... Sandhu? — Wysoka dziewczyna o ciemnych włosach, szczupłej figurze i długich nogach wystąpiła naprzód. Flint ocenił ją wzrokiem i uśmiechnął się. Ponownie spojrzał na listę. — Zobaczmy, zobaczmy…
— Co to za lista? — powtórzyła Pansy.
Flint uśmiechnął się do niej.
— Mogę wybrać dowolną Partię z tej listy. Każda inna kosztowałaby mnie z góry pięć tysięcy galeonów.
Hermiona zbladła. Miał listę nie-dziewic. Więc cokolwiek to było, miało kontekst seksualny.
— Partii? — zapytała Ginny. Flint spojrzał na nią.
— Partii na sprzedaż. Tym właśnie jesteście.
Cały pokój zamilkł, jakby zalany falą lodowatej ciszy.
Po raz pierwszy ktoś wspomniał im o Aukcji. Potwierdził to.
Flint spojrzał na Ginny od góry do dołu, po czym sprawdził listę, marszcząc brwi.
— Naprawdę Weasley? Nie mów mi, że biedny Potter musiał umrzeć jako prawiczek. — Spojrzał na nią. — Coś nie pykło?
Nawet bez magii Hermiona poczuła, jak powietrze wokół Ginny zaczyna drżeć.
Ginny ruszyła naprzód z wrzaskiem, rzucając się na Flinta i drapiąc go po twarzy, sięgając do jego gardła.
TRZASK!
Ginny odleciała do tyłu, a jej ciało uderzyło w ścianę naprzeciwko drzwi, podtrzymywane w powietrzu przez różdżkę Yaxleya.
Flint wyprostował się, uśmiechając się pod nosem.
Dziewczyny odsunęły się od zwisającego ciała Ginny niczym karaluchy przed światłem. Ruda miotała nogami w powietrzu.
— Och, już ją lubię — zagruchał Flint. — Należy do Dołohowa? Jestem pewien, że nie miałby nic przeciwko, gdybyśmy się z nią trochę zabawili…
— Czarny Pan chce, żeby pozostała nienaruszona — rozkazał Yaxley.
Hermiona oparła się o ścianę, znowu znajdując się obok Luny. To pierwszy raz, kiedy ktoś wspomniał im o Voldemorcie.
Ginny zachichotała szaleńczo.
— Czyżby Tom za mną tęsknił?
Yaxley przewrócił oczami, nadal utrzymując ją w powietrzu, podczas gdy Marcus Flint wrócił na środek sali.
— W porządku, kogo my tu jeszcze mamy. — Flint ponownie przejrzał listę, chodząc po pokoju. Nagle przystanął. — Penelopa Clearwater.
Z kąta pokoju dobiegło ciche szuranie i Penelopa wystąpiła z tłumu z uniesioną brodą.
— Huh. — Flint uśmiechnął się złośliwie. — Myślałem, że nigdy się nie złamiesz. — Chodził wokół niej w kółko, ale Penelopa nawet się nie wzdrygnęła. — Och, pamiętasz, kiedy zaprosiłem cię na Bal Bożonarodzeniowy, a ty zamiast mnie wybrałaś tego pedałka Weasleya?
Jej szczęka drgnęła.
— Czy już skończyłeś? — zapytał Yaxley. Flint nadal nie odrywał oczu od Penelopy.
— Tak. Wezmę Clearwater i zaprowadzę Parkinson do Macnaira. Sądzę, że będzie wolał dziwkę czystej krwi.
Penelopa i Pansy zostały wyprowadzone z pokoju. Drzwi zatrzasnęły się, a ciało Ginny spadło ze ściany na posadzkę.
Dwie godziny później wróciła Penelopa. Spuściła wzrok, nic nie mówiąc, kładąc się w kącie twarzą do ściany.
Kilka dziewcząt próbowało ją nakarmić, zmusić do wypicia choć łyka wody, albo skłonić do rozmowy o tym, co jej zrobili. Dziewczyna nawet nie drgnęła. Zostawiły dla niej porcję winogron w nadziei, że je zje, kiedy poczuje się na to gotowa.
Kiedy Hermiona dodawała winogrono do porcji dla Penelopy, spojrzała w stronę drzwi, zastanawiając się, dlaczego Pansy z nią nie wróciła.
***
Obudziła się w piątek rano, a obok siedziała Pansy Parkinson, wpatrując się w nią z otwartym wyrazem twarzy, jakby zasnęła z uchylonymi oczami, obserwując ją. Dziewczyna zamrugała, widząc obudzoną Hermionę, a znajomy uśmieszek i grymas powróciły na jej usta. Hermiona usiadła powoli, z szybko bijącym sercem, jak wtedy, gdy żyli w wiecznym biegu, w każdym miejscu wypatrując czyhających wrogów.
Wszyscy inni spali, z wyjątkiem kilku dziewcząt w odległym kącie, o których wiedziała, że nie są w stanie zasnąć w swojej niedoli.
Hermiona spojrzała z powrotem na Pansy, a dziewczyna odrzuciła swoje włosy przez ramię w sposób, który przypomniał Hermionie jej zachowanie na zajęciach z Zaklęć. Nigdy nie znajdowały się tak blisko siebie. Gdyby się skoncentrowała, nadal mogłaby poczuć zapach perfum Pansy. Wyczuć kwiatową nutę, która zawsze w jakiś sposób przylegała do szat Draco.
Pansy uniosła swoją idealnie wyregulowaną brew i spojrzała na pokój pełen śpiących dziewcząt.
— Kiedyś ci zazdrościłam.
Hermiona czekała. Czekała na dowód, że wypowiedział to ktoś inny. Czekała, aż jej umysł w jakiś magiczny sposób nagle rozumie znaczenie tych słów.
— W dniu, w którym wyjechałam do Hogwartu, mój ojciec powiedział mi, żebym skoncentrowała się na nauce, bo nie byłam wystarczająco ładna, by łatwo znaleźć sobie męża. Pomyślałam, że to dziwne mówić coś takiego jedenastolatce, ale… — Pansy przełknęła. Hermiona wstrzymała oddech, obserwując idealny wykrój ust Ślizgonki i jej ciemne rzęsy. — Kiedy pod koniec trzeciej klasy zobaczył moje oceny, oznajmił mi, że spodziewa się, że do końca czwartego roku będę najlepsza w swoim roczniku, a ja powiedziałam: „To niemożliwe. Jest taka jedna szlama, której nie da się przebić. Ale nie martw się, tato. Znajdę sobie męża. Owinęłam sobie chłopca Malfoyów wokół małego palca”.
Zaśmiała się. Nisko i samokrytycznie. Spojrzała w sufit, odchylając głowę do tyłu i potrząsając nią, jakby małe dziecko właśnie powiedziało do niej coś niesamowicie słodkiego i niewiarygodnie głupiego.
Hermiona tylko patrzyła, nie mogąc się odezwać ani poruszyć.
— I oto jesteśmy tutaj — ciągnęła Pansy — kiedy świat się wali, a my czekamy w kolejce na sprzedaż, zgwałcenie i wykorzystanie. A mimo to nie mogę spać, wciąż przepełniona zazdrością o ciebie. O to, jak będzie wyglądało twoje życie.
Głowa Pansy znów zwróciła się w kierunku Hermiony, by na nią spojrzeć. Hermiona patrzyła na Ślizgonkę szeroko otwartymi oczami, pragnąc ponad wszystko zapytać ją, co takiego miała na myśli.
Hermiona obserwowała, jak oczy Pansy skanują każdy cal jej twarzy, zatrzymując się na ustach i policzkach, omijając szybko skronie i skupiając na rozczochranych włosach. Pansy rozchyliła usta, biorąc głęboki wdech, by znów przemówić…
— Co ty robisz? Odejdź od niej!
Ginny również nie spała, szarpiąc Hermionę za ramiona, odciągając ją w bok, by stanąć między nią a Pansy.
Pansy przewróciła oczami.
— Zluzuj cipę, Weasley. To tylko mała, dziewczyńska pogadanka. — Szyderczy uśmiech powrócił na jej usta.
Wstała i przeszła z powrotem na drugą stronę pokoju, zwracając się twarzą do ściany.
Hermiona obserwowała ją, dopóki drzwi pokoju nagle się nie otworzyły.
Do środka wszedł wątły staruszek. Przypominał jej Ollivandera. Szczególnie po oczach. Jego brwi drgnęły, gdy ujrzał przed sobą pomieszczenie pełne dziewcząt.
Odchrząknął i spojrzał na swoje buty, po czym odwrócił się do Yaxleya stojącego w progu.
— Czy to wszyscy, panie Yaxley?
— Na korytarzu jest jeszcze około dwudziestu mężczyzn — odparł Yaxley.
Ginny drgnęła obok niej, prawdopodobnie zastanawiając się, ilu z jej braci znajdowało się we wspomnianej grupie.
— Cóż — odparł mężczyzna, zdejmując okulary, aby je wyczyścić, marszcząc przy tym brwi. — Najlepiej byłoby zrobić to indywidualnie, ale obawiam się, że zabraknie nam czasu. Wydarzenie zaczyna się koło ósmej? — Nasunął okulary z powrotem na nos i Hermiona zdała sobie sprawę, że nie chciał nawiązywać kontaktu wzrokowego z którąkolwiek z nich. Nie chciał uznawać ich obecności.
— Punkt ósma.
Mężczyzna pokiwał głową.
— W takim razie niech się umyją, a ja zacznę szacowanie od mężczyzn. Być może będziemy musieli podzielić je na grupy. — Popatrzył na swoje buty i wyszedł.
Yaxley zwrócił się do niej.
— Szlamo. Wstawaj.
W pokoju było prawdopodobnie ze dwadzieścia innych mugolskich dziewcząt, ale mimo to wszyscy rozumieli, że zwrócił się do Hermiony. Wstała, chwiejnym krokiem, przechodząc przez drzwi i idąc za nim pod prysznic. Nie siedział przy niej jak Dołohow. Nie patrzył, jak się rozbiera. Przypuszczała, że gdyby chciał ja przelecieć, to nie wystawiałby jej na sprzedaż.
Stała pod prysznicem, ciesząc się prawdopodobnie ostatnimi chwilami prywatności i względnego bezpieczeństwa w swoim życiu.
Zastanawiała się, czy Ron był gdzieś w tłumie chłopców na korytarzu. Albo czy próbował walczyć. Czy rzuciłby się w ogień jak prawdziwy Gryfon, próbując stłumić płomienie reżimu Voldemorta od wewnątrz.
Co powiedziałby Harry, gdyby mógł ją teraz zobaczyć?
Po dwóch minutach Yaxley zaczął walić pięścią w drzwi, a Hermiona szybko opłukała włosy z szamponu, umyła się między nogami i otarła ręcznikiem. Drzwi otworzyły się, gdy tylko się zakryła, a Yaxley i drugi Śmierciożerca wprowadzili do środka pięć dziewcząt. Sięgnęła po swoje ubrania leżące na podłodze, a Yaxley ją zatrzymał.
— Ach — zbeształ ją, machając dłonią. Usunął szybkim zaklęciem jej ubrania i wyczarował zamiast nich szlafrok. Przyjęła go ostrożnie, narzuciła na siebie i zrzuciła ręcznik, gdy już cała się okryła. Pięć dziewcząt stało pod ścianą, cierpliwie czekając, aż skończy. Jakby była to ich wyuczona rutyna.
Znów machnął różdżką, a ręcznik zniknął. Złapał ją za łokieć, wyprowadzając ją z łazienki. Dołohow stał na straży przed drzwiami, mrugając do niej, kiedy go mijała.
— Upewnij się, żeby reszta też tak wyglądała, Corban. Lubię je gołe.
— Tak, tak — mruknął pod nosem Yaxley.
Skręcił w inny korytarz, zbaczając ze zwykłej trasy do pokoju i prowadząc ją w nowe miejsce. Jeden ze Śmierciożerców stał na straży drzwi. Młody chłopak, którego Hermiona rozpoznała z Hogwartu. Mógł być Szukającym drużyny Slytherinu przed Draco.
Otworzył drzwi Yaxleyowi, a Hermiona ujrzała za nimi trzy czarownice w jasnoniebieskich szatach, obok trzech wyściełanych stołów i towarzyszących im krzeseł. Jedna z nich, o jasno rudych włosach, sapnęła na widok Hermiony, przykładając palce do ust. Hermiona jej nie rozpoznała.
— Masz jakiś problem? — syknął Yaxley.
Dziewczyna odpowiedziała z lekkim, francuskim akcentem:
— Nie, monsieur.
Pozostałe kobiety spuściły swój wzrok, a jedna załamała ręce.
— Nie wolno ci się z nią komunikować — warknął, szarpiąc za zasłonę otaczającą stół i krzesło, stojące najbliżej niego.
Dziewczyny zaczęły mówić coś cicho po francusku, szeroko otwierając oczy i podchodząc do niej. Hermiona tylko się na nie gapiła.
— Lepiej żebyście rozmawiały o lokówkach — ryknął Yaxley.
Dziewczyny zamilkły i wskazały, by Hermiona usiadła na pierwszym stole. Rudowłosa dziewczyna dotknęła jej ramienia i gestem nakazała zdjęcie szlafroka.
Hermiona zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami. W sumie czemu nie. Kobiety zerwały z niej szlafrok i natychmiast zaczęły nasmarowywać jej ciało balsamem. Spięła się lekko pod dotykiem ich dłoni. Jedna z nich podniosła jej ramię ponad głowę, przyciskając różdżkę do jej pachy. Hermiona drgnęła, gdy skóra zdrętwiała, spoglądając na czubek różdżki z niepokojem. Czarownica wymamrotała kolejne zaklęcie, a Hermiona obserwowała, jak jej włosy wypalają się, aż do cebulek pod skórą, skwiercząc.
Pomysłowe. Słyszała, jak Lavender opowiadała kiedyś o tym procesie, ale ona sama nigdy go nie potrzebowała. Jednak musiała przyznać, że przydałoby jej się to zaklęcie kiedy ukrywała się po lasach z Harrym i Ronem.
To wspomnienie tknęło coś w jej wnętrzu i spojrzała prosto przed siebie, wpatrując się w zasłonę, obserwując, jak kontury otoczenia się rozmazują.
Czarownica powtórzyła to samo zaklęcie pod jej drugim ramieniem. Następnie usunęła również włosy z jej przedramion. Hermiona zmarszczyła brwi, unosząc się w myślach resztkami próżności. Nigdy nie uważała się za nazbyt owłosioną.
Kiedy czarownica uklękła, zabierając się za jej nogi, drzwi pokoju otworzyły się. Yaxley wprowadził do środka jedną z pozostałych dziewcząt, również świeżo po kąpieli. Jedną z Partii.
Hermiona prychnęła bezgłośnie. Partie. Świetna robota, panowie.
Uczucie odrętwienia całej nogi podczas usuwania włosów sprawiło, że poczuła się dość nieważko, jakby jej własne kończyny nie należały do niej. Zakołysała łydkami, nie czując przelotu powietrza. Dziewczyna zaczęła wcierać balsam w jej bezwłosą skórę, a Hermiona nie mogła powstrzymać się od poczucia, że jest przygotowywana na rzeź.
Skóra pod jej pachami zaczęła ponownie powracać do życia. Jedna z Francuzek rozpoczęła pracę nad przyprowadzoną Partią, podczas gdy druga rzuciła zaklęcie suszące na mokre włosy Hermiony. Oczy dziewczyny prawie wyszły jej z orbit na widok gęstości wysuszonych, kędzierzawych loków Hermiony, a ona nie mogła powstrzymać się od lekkiego śmiechu.
Dziewczyna machnęła ponownie różdżką, by rzucić czar gorącego powietrza, próbując okiełznać loki Hermiony, naprawiając swój błąd.
Przyprowadzono kolejną, trzecią już Partię, więc została przy niej tylko Francuzka zajmująca się włosami. Ciągle marszczyła brwi i wzdychała, a Hermiona uśmiechała się pod nosem, spoglądając na kolana. Na swoje bezwłose kolana.
Lubię je gołe.
Zaraz będą usuwać włosy spomiędzy jej nóg.
Hermiona zaczęła skubać swoje wyszczerbione już paznokcie, podczas gdy dziewczyna walczyła z włosami na jej głowie. Próbowała przypomnieć sobie swoje przygotowania do Balu Bożonarodzeniowego. Kupiła wtedy ten słodko pachnący eliksir, godzinami wcierając go sobie we włosy. Już miała wskoczyć pod prysznic, żeby go z siebie zmyć, kiedy Lavender i Parvati wróciły do dormitorium i aż zapiszczały na jej widok, twierdząc, że wygląda oszałamiająco.
Obie już nie żyły.
Francuzka kazała jej ułożyć się na plecach, rozchylając jej uda i unieruchamiając je, a potem zaczęła usuwać włosy spomiędzy jej nóg.
***
Zostały odprowadzone do pokoju odziane w krótkie sukienki i buty w stylu Mary Jane. Połowa na biało, połowa na szaro. Mogła z łatwością domyślić się, co oznaczał biały.
Dziewczyny, które wciąż mogły mówić, zaczęły informować resztę zebranych w pokoju, co się z nimi działo. Około godziny później Dołohow i młody Śmierciożerca zaczęli zabierać po kilka z nich do oddzielnego pomieszczenia. Do oceny, jak oznajmiła jedna z powracających dziewcząt.
— Pięć tysięcy galeonów więcej, jeśli jesteś dziewicą — mruknęła Mortensen z rogu, stojąc tam w szarej sukience. — Parkinson miała rację.
Pansy wyglądała oszałamiająco w swojej szarej sukience, kiedy przyprowadzili ją z powrotem. Jej włosy były grube i błyszczące. Najwyraźniej zdołała przekonać Francuzki, by pomalowały jej rzęsy tuszem. Stała w swoim kącie z ramionami skrzyżowanymi na piersi, zaciskając usta. Chłodna i opanowana jak zawsze – i to sprawiło, że Hermiona zaczęła się zastanawiać, co jej zrobili. Dlaczego ją tutaj trzymali. Żałowała, że nie może jej o to zapytać, ale nawet gdyby miała głos, nie sądziła, by znalazła na to odwagę.
Zabrali Ginny i Lunę razem, co uważała za błąd, ale nie miała zamiaru protestować. Dołohow wyprowadził je z dwiema innymi dziewczynami i zwrócił niecałe piętnaście minut później. Ginny wyglądała, jakby nie czuła się najlepiej.
Luna usiadła obok niej i powiedziała:
— Widziałyśmy Neville'a. — Hermiona spojrzała na nią, czekając na więcej. Luna tylko się uśmiechnęła i dodała: — Nie karmią ich ani nie kąpią zbyt często.
— Granger i Parkinson — zawołał Yaxley, stając w drzwiach. — Chodźcie.
Wstała. Te pary... Nie były idealne. Kiedy Pansy spotkała się z nią w drzwiach, Hermiona w końcu dostrzegła tatuaż na jej ramieniu, teraz widoczny bez szkolnego ubrania.
C. Yaxley
Tak jak jej.
Yaxley zabierał swoje Partie do wyceny. Znowu zaczęła się zastanawiać, jak Pansy się tu znalazła. Czy była przetrzymywana w tym samym miejscu, w którym trzymano Hermionę przed przeniesieniem do Ministerstwa? Czy została schwytana podczas Bitwy o Hogwart? A może później?
Yaxley poprowadził je korytarzem do zupełnie nowego pokoju, gdzie starszy mężczyzna o miłych oczach siedział przy wielkim biurku, otoczony stosami dokumentów.
— Kto następny? — mruknął zmęczonym i wątłym głosem.
Yaxley pchnął Pansy do przodu. Stanęła na środku wyprostowana. Taśma miernicza uniosła się obok, zaczynając mierzyć jej wzrost, podczas gdy z drugiej strony zawisło zaczarowane pióro i pergamin. Mężczyzna nakazał jej unieść ramiona, gdy taśma mierzyła talię, biodra i klatkę piersiową dziewczyny.
— Imię — powiedział.
— Pansy Parkinson — oświadczyła z dumą.
Szybko podniósł głowę, po czym odwrócił wzrok, zaciskając usta.
— Rodzaj krwi: czysta — mruknął. — Wiek?
— Siedemnaście lat.
Zapisał to i chwycił z powietrza stronę pomiarową, przepisując również i te informacje. Przerzucił stos, zerkając na kolejny pergamin i marszcząc brwi.
— Czy jest coś w twojej historii medycznej, o czym powinniśmy wiedzieć?
Pansy prychnęła.
— Czy naprawdę będzie to miało jakieś znaczenie, jeśli złamałam nogę, gdy miałam dziewięć lat?
Skrzywił się, patrząc na pergamin.
— Nie, chyba nie. — Przejrzał dokument, który wydawał się być adnotacją medyczną, sporządzoną przez uzdrowicieli dla każdej z nich kilka dni wcześniej. Wrócił wzrokiem do Pansy i spojrzał na nią znad okularów, zwracając szczególną uwagę na kolor jej oczu, włosów i skóry.
Westchnął, potarł grzbiet nosa i powiedział:
— W porządku, biorąc pod uwagę skalę, którą mi podałeś, cena wywoławcza powinna wynosić cztery tysiące galeonów — zaznaczył to w swoich notatkach — i możesz spodziewać się eskalacji licytacji do dwunastu tysięcy, biorąc pod uwagę jej wygląd fizyczny i czystość krwi. Nie została wysterylizowana, więc może być postrzegana za wartościową dla niektórych rodzin.
Hermiona zacisnęła usta, oddychając powoli. Pansy odwróciła się do Yaxleya.
— Nieźle, Yax — mruknęła z chytrym uśmiechem. — Może jednak uda nam się podbić tę początkową stawkę, co? Zaufaj mi — powiedziała, konspiracyjnie pochylając się w jego stronę. — Jestem warta przynajmniej tyle co jedna z dziewic. O wiele bardziej użyteczna. — Mrugnęła.
Yaxley spojrzał na nią, grożąc, że ją uciszy.
Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc, jak Pansy uśmiecha się i flirtuje. Mechanizm obronny.
Prawdopodobnie zeszłej nocy została zgwałcona. Albo była torturowana, albo jedno i drugie. A teraz, zamiast siedzieć cicho w kącie jak Penelopa Clearwater, Pansy Parkinson próbowała się bronić. Ciałem. Dowcipem. Urokiem. Wszystko po to, by się nie załamać.
Hermiona nie wiedziała, jak to robić. I nie była pewna, czy chciałaby się nauczyć.
— Następna — powiedział starzec.
Hermiona zrobiła krok do przodu, a taśma miernicza natychmiast owinęła się wokół jej ciała.
— Imię.
— Hermiona Granger — odpowiedział za nią Yaxley.
Starszy mężczyzna uniósł wzrok, zatrzymując go na niej. Zamrugał kilka razy, zanim wrócił do swojej pracy.
— Stan krwi: mugolaczka — mruknął pod nosem.
— Teraz nazywa się to szlamą — poprawił Yaxley, a starszy mężczyzna skinął głową.
— Wiek?
— Siedemnaście — odparł Yaxley, a Hermiona odwróciła się, żeby go poprawić.
— Osiemnaście. Ma osiemnaście lat — powiedziała Pansy.
Hermiona zamrugała, widząc taśmę otaczającą jej klatkę piersiową.
Starzec wyciągnął z teczki jej adnotację medyczną. Lekko potrząsnął głową, zaciskając szczękę, a Hermiona dostrzegła, jak nakreślił znak w prawym górnym rogu strony z notatkami: D.
Skopiował jej pomiary, wykonał kilka obliczeń i oznajmił głuchym tonem:
— Cena wywoławcza dla panny Granger nie powinna być niższa niż siedem i pół tysiąca galeonów w oparciu o twój system ocen. — Zdjął okulary. — Ale słyszałem, że cena jej i panny Weasley będzie zaczynać od dziesięciu tysięcy, niezależnie od reszty wyliczeń.
Hermiona zamrugała. To było więcej galeonów, niż widziała w całym swoim życiu.
— Przepraszam — kontynuował, ponownie wpatrując się w swoje notatki. — Wliczając dziewictwo, cena wywoławcza powinna wynosić piętnaście tysięcy
Pansy zachichotała, krzyżując ramiona na piersi.
— Jakie są twoje szacunki? — zapytał Yaxley z ostrością w oczach.
— Około trzydzieści trzy tysiące galeonów.
Hermiona miała wrażenie, jakby połknęła garść piasku. Nawet Pansy, przyzwyczajona do takich kwot, znieruchomiała.
Tyle wynosiła roczna pensja podsekretarza samego Ministra.
Tyle wynosił koszt czteroletnich studiów na jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów, na które planowała aplikować po wojnie.
Zdała sobie sprawę, że nie zostanie zabita. Nikt nie byłby na tyle głupi, żeby ją za tyle kupić, a potem od razu zabić. Nie, to oznaczałoby dla niej powolną śmierć. Trwającą latami.
Zastanawiała się, dlaczego Dołohow sądził, że mógłby pozwolić sobie na jej zakup.
Starzec skopiował swoje notatki na nowy pergamin szybkim stuknięciem różdżki i wręczył kopię Yaxleyowi. Yaxley wyszczerzył zęby i z błyszczącymi oczami wyprowadził obie dziewczyny na zewnątrz, idąc z nimi z powrotem do pomieszczenia, w którym były przetrzymywane.
Resztę dnia spędziła siedząc obok Ginny i Luny. Atmosfera w pomieszczeniu była niczym chłodna bryza, przetaczająca się między nimi, zmuszając je do wtulenia się w siebie. W pewnym momencie jedna z dziewcząt zaczęła głośno marzyć o tym, co chciałaby robić po Hogwarcie. Hermiona pomyślała, że mogła skończyć piąty rok. Kilka innych podążyło za nią, głośno opowiadając o tym, co chciałyby robić. Jakby nadal miały jakiś wybór.
Pokój nie miał okien, więc trudno było stwierdzić, kiedy nadszedł wieczór, ale kilka godzin później Walden Macnair wkroczył do środka, a kilku innych Śmierciożerców czekało w drzwiach za nim.
Hermiona patrzyła, jak Pansy chowa się za inną dziewczyną, kuląc się, by stać się mniej widoczna.
Macnair uważnie rozejrzał się po pokoju. Jego oczy zatrzymały się na Hermionie i Ginny. Uśmiechnął się złośliwie.
— Drogie panie — oznajmił, a Hermiona zastanawiała się, czy będzie to ostatni raz, kiedy ktoś zwróci się do niej z taką formalnością. — Będziemy was teraz transportować. Podczas podróży świstoklikiem, odpowiedzialność za was ponosić będą wasi Posiadacze. Każda, która podczas tego procesu spróbuje walczyć, uciekać lub sprzeciwiać się rozkazom, zostanie natychmiast zabita.
Tę ostatnią część skierował bezpośrednio do niej.
— Kiedy już znajdziecie się za kulisami, macie postępować zgodnie z instrukcjami prowadzących. Nieposłuszeństwo będzie skutkowało karą. Na przykład…
Szybko jak błyskawica, jego różdżka zwróciła się w jej stronę. Agoniczny ból przeszył jej ciało, zagotowując krew i napinając mięśnie, wstrząsając nerwami i rozrywając więzadła jedno po drugim.
A potem zniknął. A Ginny ułożyła dłonie na jej ramionach, przytrzymując ją, krzycząc jej imię.
Wpatrywała się w czarny sufit pokryty płytkami, oddychając ciężko. Była już wcześniej torturowana Crucio, ale nigdy tak mocnym. To było niczym skoncentrowana siła pioruna, rozgrzewająca jej ciało aż zaczynało skwierczeć. Zajęło jej kilka minut, zanim doszła do siebie i usiadła.
Zanim ponownie była w stanie skupić swój wzrok, Macnair kończył przemowę, nakazując, aby jego Partie do niego dołączyły. Spojrzał na pokój, gdy cztery dziewczyny wystąpiły do przodu. Dwie ubrane na biało i dwie na szaro, przerażone i drżące.
Już wcześniej je zgwałcił. Przed sprowadzeniem tutaj. Tak jak Parvati.
— Parkinson — syknął. — Ty też pójdziesz ze mną.
Pansy wystąpiła do przodu, uśmiechając się do niego.
— Dawno nie widzieliśmy, Walden. — Podeszła do grupy przed nim. — Rzucisz na mnie dziś wieczorem kilka galeonów?
Spojrzał na nią od góry do dołu i powiedział:
— Dlaczego miałbym płacić za coś, co już i tak dostałem za darmo?
Uśmiech Pansy zbladł, wciąż utrzymywał się na jej ustach, ale teraz już słabiej.
Pansy i cztery inny Partie postępując zgodnie z instrukcjami Macnaira, chwyciły go za ramię. Mężczyzna wyjął z kieszeni świstoklik i wszyscy zniknęli.
Do środka wszedł Mulciber. Wezwał swoje Partie i również zniknął. Rozpoznała kilku Szmalcowników, którzy wkroczyli radośnie do pokoju, zabierając ze sobą około ośmiu dziewczyn, również znikając.
Dołohow i Yaxley weszli do pokoju jako ostatni. Dołohow wezwał swoje Partie, a Luna i Ginny podążyły za nim, opuszczając Hermionę.
Kiedy w pomieszczeniu została tylko ona i Yaxley, podeszła do niego bez żadnego wezwania. Najwyraźniej był to rodzaj syndromu sztokholmskiego, ale czuła, że Yaxley jej nie skrzywdzi. Nie okazał jej najmniejszego zainteresowania pod kątem seksualnym, posuwając się nawet do tego, by powstrzymać Dołohowa przed dalszym molestowaniem.
Uśmiechnął się do niej i wyciągnął różdżkę. Hermiona zamrugała, czując, jakby właśnie wkroczyła w pułapkę.
— Mała zmiana kostiumu, kochanieńka — powiedział, uśmiechając się. — Okazuje się, że dziś wieczorem będziesz główną nagrodą. Najlepszym kąskiem pozostawionym na koniec.
Jego różdżka stuknęła w materiał sukienki na jej ramieniu, a Hermiona patrzyła, jak materiał przylega bliżej jej skóry, otulając jej biodra i dopasowując do piersi. Bez bielizny.
Uśmiechnął się i ponownie machnął różdżką, a tkanina zaczęła mienić się złotem.
— Złota Dziewczyna w rzeczy samej — powiedział.
A potem złapał ją za ramię, wciągając w wir aportacji.
Straszne to jest! Manacled było straszne samo w sobie, GJS też, ale to wcale nie jest milsze. To jak te biedne dziewczyny są traktowane, poniżane i wgl… Nawet biednej Pansy się nie upiekło. Wiem, że tu jest lekką suką, ale to bardziej mechanizm obronny, ale po tych wszystkich opowiadaniach, w których jest naprawdę fajna i miła nie mogę nie czuć do niej sympatii. Ona też znalazła się w niedoli. Ktoś by mógł powiedzieć, że zasłużyła na to po latach bycia wredną francą, ale czy którakolwiek z tych dziewczyn na to zasłużyła? Miałam rację co do Yaxleya. Serio nie jest takim skurwysynem, jak choćby Dołohow. Naprawdę mam nadzieję, że będzie umierał bardzo powolną i bolesną śmiercią! Za to Ginny znowu mnie wkurza, tak jak wkurzała mnie w Manacled… Serio, co one niby miałyby zrobić? Nie mają różdżek, są bezbronne i miałyby znowu ryzykować tym, że którejś coś się stanie? Że będą torturowane za nieposłuszeństwo, albo zabite… Czy właśnie tego im trzeba? Kolejnych ofiar? Wiem, że po tej Aukcji ich życie wcale nie będzie lepsze, może śmierć faktycznie byłaby błogosławieństwem, ale czy chcą mieć kogokolwiek na sumieniu? Hermiona będzie prawdziwą gwiazdą wieczoru. Jak zobaczyłam przewidywalną kwotę maksymalną, to prawie się oplułam. Mam nadzieję, że Draco będzie w stanie zapłacić za nią tyle kasy. Jezu, wgl jak to brzmi, zapłacić. Handel żywym towarem…
OdpowiedzUsuńZaczyna się robić coraz ... nawet nie mam słów żeby to opisać. Pansy wiedziała ze jak coś Draco będzie chciał kupić 🙃 Hermione? I ta kwota 😶
OdpowiedzUsuńCi faceci są obleśni blee żeby tak traktować kobiety i jeszcze ich wyceniać. Kwota Hermiony jest powalająca.
OdpowiedzUsuńJaki straszny rozdzial! Wyobraznia jest chyba gorsza od czytania o tym, autentycznie zrobilo mi sie zal samej Parkinson ☹ Co za podle swinie! Trudno mi wiecej napisac, bo az mnie telepie ☹ Macnair zaraz za Dołohowem do odstrzalu, zaczynajac od przyrodzenia! 🤬 A ta wycena... Jak klacze 🙄 I ten pseudouzdrowiciel? Pff. W sumie slusznie mu Parkinson dociela - jakie ma znaczenie ich przeszlosc medyczna? Kretyn. Ech, i jak wraz z Hermiona zaczal mi sie syndrom sztokholmski wzgledem Yaxleya, to musial okazac sie takim... Ugh! Naprawde, mogl chociaz tego oszczedzic, co za balwan! Ech, az strach czekac na kolejny rozdzial... ☹
OdpowiedzUsuńMała
Przerażające jest to jak przedmiotowo traktują te dziewczyny...
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co to eksperymentalne eliksiry Markus wymyślił, moja pierwsza myśl to na odnowienie dziewictwa skoro dziewice nie mogły być materiałem badawczym... Boże jak to brzmi, ludzie, ludziom górują tu losy...
Mam nadzieję, że bez żadnych przeszkód Draco wykupi Hermione i że każda dziewczyna trafi w delikatne ręce, chociaż pewnie życzenie pobożne... Boję się że Ginny trafi do Voldemorta. Boję się, że Ron jest wśród chłopców i zrobi jakieś przedstawienie...
Jak zwierzęta aukcyjne. Dosłownie zwierzyna, to jest okrutne.
OdpowiedzUsuń