1 grudnia 1998

Ginny wraca z dwoma szklankami Ognistej Whisky i jeśli to nie wyjaśnia, co o tym myśli, to nic innego nie może.

Bez śniadania alkohol szybko uderza im do głów, a mówienie prawdy jest o wiele łatwiejsze.

Hermiona zauważa, że słowa praktycznie wylewają się z niej, jak atrament z rozbitego słoiczka.

— To… Trudno to wyjaśnić. To tak, jakby… czy wiesz czym jest sztuka rozprysku? To taka mugolska rzecz, trochę dziwna. Abstrakcyjna. Bierze się farbę i po prostu rzuca nią na płótno, wszystko plamiąc. Po prostu pozwalając uderzyć jej tam, gdzie poleci. Jest brutalna i chaotyczna, nie ma żadnych zasad, schematów ani intencji. Wszędzie odznaczają się wyraźne, jaskrawe kolory. Niektórzy myślą, że to tylko katastrofa na papierze. Że to akt tworzenia sztuki poprzez jej zniszczenie. Inni to uwielbiają. Ale tak jest... po prostu nie można tego cofnąć. Nie można niczego wymazać, gdy farba już się tam znajdzie, wiesz? Nie można nawet spróbować wycelować ani nadać temu określonego wyglądu. To po prostu kurs kolizyjny... zderzenie farby i płótna, które w jakiś sposób coś tworzy. I to… tak właśnie stało się z Malfoyem. Draco. Po prostu zderzyliśmy się ze sobą... zaplamiliśmy się wszystkimi naszymi problemami, wszędzie krwawiąc. Ale ja… podoba mi się sposób, w jaki to wygląda? Tak myślę? Nie wiem, Gin. Nie wiem. Absolutnie nie mam pojęcia. Nie wiem, czy popełniam błąd, czy coś źle odczytuję, czy krzywdzę ludzi, ale nie czuję się normalnie, chyba że jestem z nim. Zaczęło się od jeziora. Ciągle go tam przypadkowo spotykałam, albo nawet nie wiem, czy to był przypadek, ale ciągle go tam znajdowałam, a on jest po prostu takim chujem. Cały czas. Nie obchodzi go to. Mówi, co ślina przyniesie mu na język, nie połyka tego, nie zmienia nic ani nie zatrzymuje. I wiem, wiem, kim on jest, co robił i kim był. Pamiętam, jak mnie nazywał. Pamiętam to wszystko. Ale potem on po prostu... siedzi tam i mówi mi, że nie może patrzeć, jak krzyczę, tak jak wcześniej. I spędza cały swój czas na pisaniu w tym fioletowym dzienniku i po prostu wygląda tak nie na miejscu. Jak ja. Tak bardzo jak ja. My... jesteśmy tacy podobni. Spędziłam tak dużo czasu, sądząc, że to powinien być Ron. Dorastając, myśląc o tym. Czekałam, aż poczuję, że to właściwe. Czekałam aż osiądzie mi to w żołądku. Ale to nie leży. To jest takie niewłaściwe... a kiedy Ron mnie pocałował, byłam odrętwiała. Byłam niczym. A potem… potem pieprzony Malfoy mnie całuje i to po prostu całkowicie niweczy wszystkie te nadzieje, które zapisywałam w moim pamiętniku jako trzynastolatka. Po prostu musiałam spróbować to zrozumieć. Jak to się mogło stać. Jak jedyna osoba, którą powinnam bezwarunkowo nienawidzić, jest jedyną, której dotyku pragnę. A moje myśli były tak niewiarygodnie głośne, wszystkie uwięzione tam na raz, kłócąc się i zmieniając strony. Bo nie mogłam po prostu iść i ci powiedzieć, tak jakbym to zrobiła, gdyby był to jakiś inny chłopak. Nie mogłam siedzieć z tobą, Parvati i Luną i rozpływać się nad tym, jak się czułam i gdzie mnie dotknął, bo to pieprzony Malfoy i nie wolno mi się tak czuć wobec niego i… i za każdym razem, gdy ktoś go widzi dotykającego mnie, myśli, że on próbuje mnie zabić. To pieprzone uprzedzenie. Jest za mocne. Zbyt świeże. Więc pozwoliłam wam wszystkim uwierzyć, że to Zachariasz, bo przynajmniej to było bezpieczne, ale go zabolało. To go, kurwa, zabolało. Bolało też mnie i tak bardzo chciałam, żebyś poznała prawdę. Żebyście wszyscy wiedzieli. Ale jak mogłam? Jak mogłabym? Wiesz, co by się działo? Co niektórzy z was mogliby zrobić? Co zrobiłby Ron? Więc skłamałam. Kłamałam. Czułam się, do tego zobowiązana. Kłamałam od miesięcy. Ale potem zeszłej nocy, ja… my… to zaszło za daleko. To zaszło za daleko i nie mogę cię już dłużej okłamywać. Mój pierwszy raz miał być z Ronem. Wszyscy mi to mówili. Sama sobie to wmówiłam. Ale nie... nie, mój pierwszy raz... mój. Ja, cholerna Księżniczka Gryffindoru, czy jakkolwiek bzdurnie nazywają mnie w Proroku... byłam z Malfoyem. Śmierciożercą. Pariasem. Zbrodniarzem wojennym. Zhańbionym, pieprzonym Księciem Slytherinu. Byłam z nim w szpitalnym łóżku i chciałam, żeby tak było. Nie zmarnowałam tego. W głębi serca wiem, że tego nie zmarnowałam. I musiałam ci powiedzieć, bo było to absolutnie, absurdalnie słuszne. On i ja jesteśmy rozlewającą się farbą i plamimy wszystko i może absolutnie nie pasujemy do siebie, ale dla mnie... dla mnie jesteśmy pieprzonym Jacksonem Pollockiem.

Czuje się, jakby nie wzięła oddechu, odkąd tylko zaczęła mówić. Sapie i łapie powietrze, a łzy spływają jej po policzkach. Topi wszelkie przyszłe słowa w Ognistej Whisky i czeka, aż Ginny przemówi. Milczała przez cały czas. Słuchając. Gapiąc się.

Nagła cisza jest bolesna. Sprawia, że palce Hermiony drżą.

Ginny sączy swoją whisky.

A potem pyta, cicho i spokojnie jak zawsze: 

— Kim jest Jackson Pollock?

— Artysta, mugolski twórca arcydzieł z rozprysków farby — mruczy Hermiona przy brzegu swojej szklanki, niepewna, co zrobić z tą odpowiedzią.

Ginny kiwa głową, jakby potwierdzając, że to zapamiętała. Popija więcej whisky.

— Proszę, powiedz coś.

Ruda przełyka, odstawia szklankę i zaczyna owijać końce włosów wokół palców. U niej to nigdy nie był dobry znak. 

— Nie spodoba ci się to, co mam do powiedzenia.

Hermiona prycha. 

— Ja… nie obchodzi mnie to. Wiedziałam o tym, zanim ci powiedziałam. Chcę wiedzieć, co myślisz. Co naprawdę myślisz.

Ginny wzdycha i opiera się na łokciach. 

— Myślę… — przerywa, wzdycha, a jej spojrzenie przemyka między oczami Hermiony. — Myślę, że on cię skrzywdzi.

Hermiona kiwa głową, czuje się roztrzęsiona i neurotyczna. 

— On to zrobi. Zrobił. Ale… ja… ja też go skrzywdziłam. Ja nie… Nie jestem bezsilna w tej sytuacji. Nie boję się. Ja też mogę go skrzywdzić.

Oczy Ginny zwężają się. Nie w gniewie, ale raczej introspekcyjnie. Jakby ją oceniała. 

— Mówisz jak prawdziwy Ślizgon — odpowiada, a jej wzrok pada na srebrno-zielony krawat.

Hermiona śmieje się nerwowo. Nie może odczytać emocji Ginny. Nie wie, jak dokładnie to rozumieć.

— A skoro o tym mowa… — Ginny wyciąga różdżkę. Rzuca zaklęcie, aby w mniej niż dziesięć sekund poprawić jej szatę i zamaskować szyję. Magia Rudej od zawsze była imponująca.

— Dziękuję — mówi cicho Hermiona. Nadal nie może określić, co myśli Gin. Jak ona się czuje.

Pokerowa twarz Ginny robi niezłe wrażenie.

— Gin... — mówi po kolejnej długiej chwili ciszy. — Proszę.

— Co?

— Po prostu to powiedz. Cokolwiek myślisz. Powiedz to.

Ginny kończy whisky i opiera głowę na dłoni. 

— Miona, ja… naprawdę nie wiem, co mogę powiedzieć, żebyś poczuła się lepiej. Nienawidzę go. Przykro mi, ale go nienawidzę i myślę, że zawsze będę go nienawidzić. Jest ciałem i krwią kobiety, która zamordowała mojego brata. Jego ojciec jest tym, przez kogo… — urywa. Odchrząkuje. — Pierwszy rok. On jest powodem tego, co wydarzyło się na moim pierwszym roku.

— Wiem. — Hermiona wzdycha, przeklinając się w duchu. Jak mogła być tak głupia i samolubna, nie biorąc pod uwagę historii Ginny i pamiętnika Toma Riddle’a? O ile głębiej może to na nią wpłynąć? Ruda nie jest neutralną stroną. I to od dawna.

Ale Ginny kontynuuje. 

— Jednak sposób, w jaki o nim mówisz… martwi mnie. Wygląda na to, że zaszłaś z nim za daleko, Hermiono. Jesteś w tym bardzo głęboko zakorzeniona. Co się stanie, jeśli dojdziesz do punktu, w którym będziesz musiała się z tego wyczołgać? Zrobisz to? Czy dasz w ogóle radę?

Hermiona wzdycha. Spogląda w dół. Odwraca wzrok. 

— Prawdopodobnie nie.

Ginny nic nie mówi.

Trzy Miotły powoli wypełnia tłum późnego poranka. Hermiona patrzy, jak jej whisky z każdą sekundą mętnieje w szklance. Kręci nią bezmyślnie, kiedy Ginny znowu się odzywa.

— Więc… więc zeszłej nocy? — Nie musi kończyć.

Hermiona przygryza wargę, nie podnosząc wzroku. Kiwa głową.

— Wszystko w porządku?

Spogląda Ginny w oczy, czując, jak kolor napływa jej na policzki. 

— Lepiej niż w porządku — przyznaje. — Ale wiem. Wiem, że nie chcesz tego słuchać.

— Hermiono. — Głos Ginny jest nagle surowy i brzmi, jakby była starsza od niej o lata. Mądrzejsza. — Mogę go nienawidzić. Ale to nie moja sprawa, z kim się widujesz. Nie mam nad tym kontroli i nie powinnam mieć. Przykro mi, że nie mogę powiedzieć tego samego o innych…

Ma na myśli Rona.

— ...ale zawsze możesz ze mną porozmawiać. I chociaż mogę osądzać Malfoya... bo będę, będę osądzać Malfoya… To nigdy nie będę osądzać ciebie.

Hermiona znów czuje, jak łzy napływają jej do oczu.

— Czyli rozumiesz?

Ginny kiwa głową, a kilka łez wypływa spod powiek Hermiony, sunąc w dół policzków. Ruda wyczarowuje dla niej chusteczkę.

— Dziękuję — mówi przez cienką tkaninę, przecierając oczy. Ma nadzieję, że Ginny wie, jak szeroki zakres obejmuje to słowo.

Ginny zamawia jeszcze jedną kolejkę piwa kremowego i kilka ciastek dyniowych, aby te wchłonęły alkohol. Siedzą razem do pory obiadowej, omawiając różne sprawy. Hermiona opowiada o groźbie Zachariasza i Pansy. Mówi o kradzieży dziennika Dracona i Teodorze Nottcie.

Z kolei Ginny mówi o tym, czego Hermiona nie widziała. Mówi, jak to wyglądało z zewnątrz.

I Hermiona jest trochę przerażona, bo patrząc z perspektywy osoby trzeciej, zachowuje się jak socjopatka.

— I tęsknimy za tobą, Miona — mówi Ginny. — Chcemy być przy tobie, ale nie ułatwiasz nam tego. Trochę to rozumiem. Ale we wszystkim innym... możemy ci pomóc. Nie musisz tego robić samodzielnie.

Hermiona odkrywa, że powstrzymuje jeszcze więcej łez. 

— Wiem. Wiem, przepraszam. — Ale wszystko, co może obiecać, to: — Spróbuję.

Jednak wychodząc z Trzech Mioteł… czuje, jakby plątanina niemożliwie ciężkich łańcuchów została zdjęta z jej stóp. Czuje się o pięćdziesiąt funtów lżejsza.

Ginny powinna była wiedzieć o tym od początku.

***

Tej nocy wczołguje się do łóżka, nie idąc na żadne zajęcia i czując się jak zupełnie inna osoba.

To miłe.

Kiedy wróciła do Skrzydła Szpitalnego, pani Pomfrey nie powiedziała jej ani słowa o Draco. Kobieta po prostu poprosiła ją, by trzykrotnie rzuciła zaklęcie antykoncepcyjne za pomocą swojej znów działającej różdżki, mruknęła pod nosem, gdy Hermiona zrobiła to dobrze, a potem porzuciła temat.

Poppy nigdy się nie wtrącała.

To jednak pierwszy raz, kiedy Hermiona spędziła cały dzień sama ze swoimi myślami. 

Wpatruje się w jaskrawoczerwony baldachim łóżka i po raz pierwszy od przebudzenia odsuwa kotary.

Jej myśli szaleją. Nogi stają się niespokojne. Pozwala sobie bez ograniczeń odtworzyć w głowie każde wspomnienie i wszystko zaczyna wydawać się prawdziwe. Jakby to się naprawdę wydarzyło.

Jest częściowo zszokowana swoim zachowaniem ostatniej nocy. Zaskoczona swoją nerwowością i asertywnością. Z pewnością zawsze z wigorem zachowywała te atrybuty w życiu codziennym, ale nigdy nie wyobrażała sobie, że przejdą do sypialni.

Nigdy nie wyobrażała sobie, że mogłaby mówić tak otwarcie o tym, czego chce.

A co więcej, kto mógłby kiedykolwiek oczekiwać, że Draco Cholerny Malfoy jej posłucha?

Notuje w pamięci, żeby zapytać o jego drugie imię. Jest nagle szalenie zaciekawiona i zdziwiona, że go nie zna.

Ale oto nagle chce się dowiedzieć. Prawie powinna wiedzieć, biorąc pod uwagę to, co się między nimi dzieje. W żaden sposób nie może opatrzyć tego etykietą, ale przynajmniej wie, że chce go lepiej poznać.

Dziecinnie tworzy w głowie listę – dwadzieścia jeden pytań do Dracona Malfoya.

Zastanawia się, czy kiedykolwiek będzie mogła mu je zadać.

***

2 grudnia 1998

Pamiętniku,

Co masz, kurwa, na myśli, że mój ostatni wpis był za krótki?

Odpowiedziałem na waszą cotygodniową wskazówkę, przygłupy. Powiedzcie, co więcej, zgodnie z prawem – jeśli faktycznie przeczytaliście moje pieprzone zarzuty – muszę zrobić?

Odpowiedź brzmi: nic, kurwa.

Potrafię czytać. Przeczytałem to.

Znam wszystkie luki.

Miłego wieczoru,

Draco

***

4 grudnia 1998

Jest piątek wieczorem, kiedy Ginny po raz pierwszy o tym wspomina.

Pokój Wspólny Gryffindoru jest spokojniejszy niż zwykle, a Hermiona pracuje nad esejem w fotelu przy kominku, podczas gdy Harry i Ron wypełniają na podłodze formularze Wstępnego Szkolenia Aurorów.

Ron nie chciał być Aurorem. Pragnął grać dla Armat z Chudley. Przynajmniej to ostatnia rzecz, jaką słyszała.

Ale tak naprawdę nie rozmawiała z Ronem od miesięcy – a przynajmniej nie tak jak kiedyś – i wydaje się, że wszystko uległo zmianie.

Ginny starała się wciągnąć ją z powrotem do ich kręgu towarzyskiego, całkiem od niechcenia i bez żadnych śmiesznych, wielkich gestów, dzięki Bogu – ale to nadal pewna zmiana.

Hermiona próbuje sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem tak siedzieli, we trójkę. Pracowali w ciszy w swoim towarzystwie. Uważa, że nie zdarzyło im się to od czasów przed wojną.

Malfoy był dla niej zamazanym kształtem od tamtego ranka. Dostrzegała tylko przebłyski, jak przychodził i odchodził. Opuścił kilka wspólnych zajęć. Nie wie, dlaczego fakt ten sprawia, że czuje się spięta – ale tak jest.

Ginny siada w fotelu naprzeciwko, trzymając książkę, którą czyta. Odzywa się, nie podnosząc wzroku: 

— Jakieś zmiany z Jacksonem Pollockiem?

Hermiona ślizga piórem i rysuje grubą, czarną linię wzdłuż pustej ćwiartki po lewej stronie pergaminu. Rujnuje tym połowę wypracowania. Mruga szeroko otwartymi oczami na Ginny, która nadal nie podniosła wzroku znad swojej książki.

— Kim jest Jackson Bollocks? — pyta Ron, ziewając.

— Pollock — poprawia go automatycznie Hermiona. Wzdryga się nerwowo w fotelu, a jej serce pulsuje nagle coraz szybciej.

Ale Ginny wyjaśnia, zanim jej myśli zaczną wirować. 

— To słynny, mugolski artysta. Abstrakcjonista. Hermiona prowadzi o nim projekt badawczy na zajęcia z mugoloznawstwa.

Puls Hermiony zwalnia… ale tylko o ułamek.

— Tak… — mruczy po chwili, niepewna i podejrzliwa. — Ja… robię o nim projekt.

— Całkiem dogłębny, o ile się nie mylę. Wymaga dużo pracy. — Ginny przewraca stronę, wciąż nie podnosząc wzroku.

— Tak — mówi ponownie, powoli rozumiejąc tok myślenia Rudej.

Harry spogląda na nie z podłogi przez potargane włosy. Uśmiecha się figlarnie. 

— Hermiona prawdopodobnie już go skończyła.

Ginny w końcu podnosi głowę, rzucając Hermionie skomplikowane spojrzenie. Chyba to łapie.

— Wcale nie — mówi, kontynuując, gdy Ginny delikatnie kiwa głową. — Spodziewam się, że zajmie mi on miesiące.

Ron już stracił zainteresowanie. Jego twarz jest wykrzywiona, gdy pisze on coś w swoim formularzu. Harry słucha tylko połowicznie.

— Więc? — Ginny pyta ponownie. — Jak ci idzie?

I Hermiona naprawdę to łapie.

Ginny to niezwykła czarownica. W niecałe dwie minuty jest perfekcyjnie przygotowana do rozmowy o Malfoyu przed Harrym i Ronem. Przed kimkolwiek, tak naprawdę.

Hermiona skrywa uśmiech. 

— Brak nowych rozwiązań. Na tym etapie to tylko wstępne badania.

Ginny mruga do niej, kiedy nikt nie patrzy. 

— Cóż, daj mi znać, jeśli będziesz potrzebować pomocy.

Hermionie wydaje się, że w tej chwili całe napięcie znika z jej ciała.

Nareszcie. Nareszcie sojusznik.


6 komentarzy:

  1. Dobrze że ruda się dowiedziała o wszystkim i Herm nie jest z tym sama.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Hermiona strzeliła monolog. Ale dobrze że się wygadała, ma Ginny i wie że ma sojusznika nie jest sama.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kooocham Ginny za tą ostanią rozmowę przy Harrym i Ronie, po prostu się rozpływam z nadmiaru pozytywnych emocji ❤❤❤ rozdział choć emocjonalny to był stosunkowo dość optymistyczny. Jestem ciekawa konfrontacji z Draco, po tym jak co nieco poukładała w głowie ^^
    No i wsparcie mentalne w postaci Ginny 😍!

    OdpowiedzUsuń
  4. No! I to rozumiem! Ginny, bez Ciebie to byłoby niemożliwe do przejścia! Hermiona by chyba wybuchła od nadmiaru emocji które by w sobie musiała trzymać. No i jakże ciekawy szyfr sobie wymyśliły do tego, żeby swobodnie rozmawiać :D Nikt się nawet nie zorientuje, że tematem rozmowy jest Malfoy. No a co do samej rozmowy w Trzech Miotłach... Cóż, normalne, że Ginny nie była zachwycona rewelacjami od Hermiony. Jakby nie było przez takich jak Malfoy zginął Fred i ona dalej ma to w pamięci i dalej ją to boli. Może ją skrzywdzi, ale człowiek zakochany nie zwraca uwagi na taką możliwość. Uprzedzenia jednak też wyrządzają sporo krzywd. Cieszę się, że Gin zdecydowała się trwać u boku Hermiony i wspierać ją

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspanialy rozdzial! Uwielbiam Ginny, i to jest wlasnie taka Ruda, jaka sobie zawsze wyobrazam :) Dobra i szczera do bolu przyjaciolka. Ma sto procent racji, nie musi goscia lubic, ale zalezy jej na Hermionie i jej samopoczuciu. A ta zagadywanka z Pollockiem! Mistrzostwo 😎
    Mała

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeny w końcu jest Ginny, czekałam na to czekałam i się doczekałam <3 Prawdziwa przyjaciółka, nie osądza, wspiera, pomaga i powie w oczy <3

    OdpowiedzUsuń