Muzyczna sugestia:
Lana Del Rey - Dark Paradise
MARINA - Happy
Playlista Spotify: “Music to read Manacled to”
__________
- Hermiona! - Ginny wydyszała jej imię, potykając się o kilka stopni, wciągając Hermionę w ramiona i zaciekle ją obejmując. - O mój Boże. O mój Boże. Hermiona.
Dłonie Ginny przeskakiwały po ciele Hermiony, dotykając jej twarzy i ramion, jakby nie mogła ona uwierzyć, że Hermiona jest prawdziwa.
Hermiona prawie nie dowierzała, kiedy patrzyła na Ginny.
Ginny wyglądała tak samo. Jakby ostatnie dwa lata całkowicie o niej zapomniały. Te same zaskakująco rude włosy, oczy i znajomy uśmiech zawoalowany przez łzy, gdy klęczała, szlochając i przytulając Hermionę. Postrzępiona blizna nadal biegła wzdłuż jej twarzy.
Hermiona zaczęła płakać, gdy jej ręce uniosły się i chwyciły za ramiona przyjaciółki.
- Ginny, och Ginny.
Klęczały na ziemi, tuląc się do siebie i szlochając przez kilka minut.
Ginny usiadła wygodnie, ocierając łzy, gdy przyglądała się Hermionie.
- Myślałam, że już nigdy nikogo nie zobaczę. Spójrz na siebie. O Boże, jesteś taka chuda.
Oczy Ginny przebiegły po ciele Hermiony, zatrzymując się na jej brzuchu. Przez chwilę patrzyła na niego, siedząc nieruchomo.
Radosna ulga zniknęła z twarzy Ginny. Wyglądała, jakby została wypatroszona. Chwyciła Hermionę za ramiona i patrzyła w dół.
- Och, o Boże, tak mi przykro. Tak mi przykro.
Ginny podniosła głowę i spojrzała na Draco z nieskrywaną nienawiścią.
- Odejdź od niej. Nie masz prawa jej dotykać…
Nagle rzuciła się na niego, jakby zamierzała go udusić.
Hermiona złapała Ginny za ramiona, żeby ją powstrzymać.
- Ginny!
- Puść mnie! - Ginny próbowała wyrwać się Hermionie. - Powiedział, że mu na tobie zależy! Ciągle tu przychodził, mówiąc, że to wszystko dla ciebie, a potem... - urwała, a jej głos drżał z druzgocącą wściekłością. - Gwałcił cię, dopóki nie zaszłaś w ciążę!
Hermiona poczuła ucisk w gardle i ochronnie stanęła przed Draco.
- Ginny, on nie miał wyboru. Nie rób mu krzywdy.
Ginny spojrzała ponad Hermioną na Draco, ale przestała się rzucać. Podniosła rękę i chwyciła Hermionę za nadgarstek.
Hermiona usłyszała westchnienie Draco.
- W porządku, Granger. Wejdź do środka i odpocznij. Muszę sprawdzić osłony.
Poczuła, jak wstał. Zanim Hermiona sama zdążyła się podnieść, Ginny zerwała się na równe nogi i ostro uderzyła Draco z otwartej dłoni w twarz. Draco nie wzdrygnął się, a ona znów gwałtownie go uderzyła.
- Powinieneś nie żyć - powiedziała chłodno Ginny. - Nie zasługujesz na to, aby oddychać tym samym powietrzem co ona. Nic, co kiedykolwiek zrobisz, nie wynagrodzi tego, co jej zrobiłeś.
- Ginny, przestań! - Hermiona zmusiła się do wstania. - Zamknij się! Zamknij się! To ja go uratowałam. Sprowadziłam go tutaj. Nigdy mnie o to nie prosił, ani nie spodziewał się przeżyć. Jeśli chcesz być na kogoś zła z tego powodu, to możesz złościć się na mnie.
Chwyciła Draco za nadgarstek i podeszła do niego, osłaniając go swoim ciałem.
- Zostaw go w spokoju. Mówię poważnie. Jeśli kiedykolwiek jeszcze raz podniesiesz na niego rękę…
Wyraz twarzy Ginny zmarszczył się, gdy uniosła ręce w geście poddania.
- W porządku - powiedziała wymuszonym głosem, a wyraz jej twarzy powoli się skrzywił, gdy spojrzała na Hermionę i Draco.
Hermiona patrzyła na Ginny jeszcze przez chwilę, po czym odwróciła się do Draco.
Wyraz jego twarzy był zamknięty. Na każdym z jego policzków widniał szkarłatny odcisk dłoni. Hermiona wyciągnęła różdżkę i wymamrotała zaklęcie, które go uzdrowiło, po czym pogłaskała go po kości policzkowej, gdy plamy powoli znikały.
- Już w porządku, Granger - powiedział. - Powinnaś wejść do środka.
Hermiona zbliżyła się do niego.
- Pójdę z tobą. Możesz... pokazać mi, gdzie jesteśmy.
Potrząsnął głową.
- Muszę się aportować. Wejdź do środka. Powinnaś zobaczyć dom - odparł, a jego usta wygięły się w słabym uśmiechu. - Myślę że ci się spodoba. Wrócę za pół godziny.
Hermiona niechętnie skinęła głową, ale nie pozwoliła mu odejść.
- Daj spokój. - Draco wyprowadził ją z kępy paproci, w której wylądowali, wychodząc na kamienną ścieżkę.
Byli w lesie. Nad ich głowami rosły wysokie drzewa, a dom był dużym, eleganckim budynkiem w azjatyckim stylu o kratownicowych oknach.
Weszli do domu po dużych kamiennych schodach. Kilka stóp nad ziemią znajdowała się nieosłonięta drewniana weranda, która wydawała się otaczać cały dom. Kiedy weszli na nią, Ginny minęła Draco i Hermionę, po czym otworzyła kratkowane drewniane drzwi. Podłoga była z gładkiego i wypolerowanego drewna. Weszli do wąskiego korytarza. Przez wszystkie ściany przenikało światło.
Hermiona weszła do środka, ale Draco zatrzymał się przy drzwiach i wyciągnął różdżkę, sprawdzając i testując kilka zabezpieczeń umieszczonych w ścianach budynku. Po kilku minutach machnął różdżką i spojrzał na Hermionę i Ginny, które obserwowały go w milczeniu.
- Weasley, ona jest zmęczona. Uspokój ją i upewnij się, że odpocznie. Wrócę za pół godziny. - Jego oczy zatrzymały się na Hermionie. - Będziesz czuć się w porządku, zostając z Ginny?
Hermiona posłała mu nerwowy uśmiech i skinęła głową.
Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym zniknął bez żadnego dźwięku.
Hermiona przez kilka sekund przyglądała się pustej przestrzeni, po czym z wahaniem odwróciła się, by spojrzeć na Ginny.
To spotkanie było bardziej zabarwione bólem, niż się tego spodziewała. Oczywiście, nie mogło być to proste, ale w jakiś sposób nie przewidziała, że stanie się to tak natychmiastowo skomplikowane. Nie sądziła, że poczuje się zobowiązana do usprawiedliwiania czegoś tak bardzo osobistego, jak jej związek z Draco.
- Nie powinnaś była go bić.
Ginny wpatrywała się w nią z wyrazem rozczarowania wypisanym na twarzy.
- Stać cię na kogoś o wiele lepszego niż on, Hermiono.
Hermiona prychnęła, jej żołądek się skręcił.
- Nie obchodzi mnie, co myślisz. Uratował ci życie. Sama nigdy nie byłabym w stanie cię uratować.
Hermiona widziała niemal tuzin sprzeciwów w wyrazie twarzy Ginny, ale ta tylko westchnęła i zamknęła oczy.
- Dobrze... - mruknęła Ginny zatrzaskując drzwi. - Jeśli tego chcesz, nie powiem nic więcej. Ja tylko… Hermiona… - urwała, gdy jej głos się załamał, a potem zawahała się przez chwilę. - Nieważne.
Zapadła długa, nieprzyjemna cisza.
Hermiona powoli rozejrzała się po korytarzu.
- Gdzie jesteśmy?
Ginny rozejrzała się razem z nią.
- Jesteśmy na szczycie domu. Albo… masz na myśli to, gdzie jest dom? - Wzruszyła ramionami i założyła włosy za ucho. - Właściwie to nie wiem. Malfoy mówi, że jesteśmy gdzieś w Azji Wschodniej, ale to może być totalne kłamstwo. Jesteśmy na wyspie... gdzieś. Obejście jej zajmuje około pół dnia. Nigdy jej nie opuściłam. Nie wiem nawet, jak ją opuścić. Skrzaty co kilka miesięcy uzupełniają zapasy, ale nie przyjmują ode mnie żadnych poleceń.
Światło wpadające przez ściany zmieniło się i Hermiona zdała sobie sprawę, że widziała przez nie cienie drzew. Wyciągnęła rękę i dotknęła kratowanej ściany, odkrywając, że jest ona wyłożona papierem.
- Przyzwyczajenie się do tego zajmuje trochę czasu - powiedziała Ginny, obserwując Hermionę. - Większość ścian się przesuwa, więc możesz przekształcić dom i pokoje tak, aby były otwarte, lub je oddzielić. Malfoy… On powiedział, że nie podoba ci się, jeśli przestrzeń jest zbyt otwarta, więc kazałam skrzatom rozłożyć wszystkie ściany.
Ginny odsunęła drugi zestaw drewnianych drzwi zwróconych w stronę tych, przez które weszły. Za nimi znajdował się pokój z dużym okrągłym oknem, przez które widać było wierzchołki drzew i błękit oceanu majaczący w oddali.
Meble przypominały Hermionie wystrój Malfoy Manor. Te wszystkie wrzecionowate wiktoriańskie krzesła i szezlongi.
Dłoń Hermiony zsunęła się powoli do kieszeni, po czym mocno ścisnęła różdżkę, wpatrując się w okno.
Zmusiła się do zrobienia kilku niepewnych kroków do przodu, a potem zamarła, próbując to przyswoić. Była pewna, że budynek był już zaczarowany, by działał na nią uspokajająco, inaczej Draco nie wyszedłby tak szybko. Mimo to chciała, żeby Draco był tam, obok niej, by wiedziała, że jest bezpieczny.
Nigdy nie wrócą.
On nigdy nie wróci.
Zacisnęła powieki i upewniła się, że to prawda, a nie urojenie.
Gdyby go zobaczyła, byłaby o tym o wiele bardziej przekonana. Czułaby się bardziej pewna, że to nie był tylko piękny sen, który obróci się w proch w chwili, gdy naprawdę pozwoli sobie w niego uwierzyć.
Powinna być z Draco. Mógł znowu próbować użyć magii krwi. Nie wiedziała, czy miał ze sobą jakiś eliksir uzupełniający krew.
Zamiast tego była z Ginny, której brązowe oczy były skonfliktowane i smutne, gdy patrzyła, jak Hermiona stoi nieruchomo w drzwiach.
Hermiona zacisnęła usta i zmusiła się do ponownego skupienia, próbując wymyślić, co powiedzieć.
- Gdzie jest James? On ma na imię… James, prawda?
Ginny uśmiechnęła się niepewnie.
- Tak. James. Drzemie. Przesypia kilka godzin każdego popołudnia. Zabrałabym cię do niego, ale zachowuje się koszmarnie zaraz po wybudzeniu, a to nie byłoby chyba najlepsze pierwsze wrażenie. - Ginny powoli wyciągnęła rękę i dotknęła ramienia Hermiony. - Chodźmy do twojego pokoju. Jesteś taka chuda. Powinnaś coś zjeść, a potem się położyć.
Hermiona powoli skinęła głową i odwróciła wzrok od otwartego morza.
- Dom osiada i skrzypi. - Ginny włożyła dłoń do Hermiony i ścisnęła ją. - Poza osłonami nie jest on magiczny, więc nie musisz się martwić, że korytarze się poprzestawiają, czy coś w tym stylu. Jest tu jednak ogromna sieć magii ochronnej. Myślałam, że to Grimmauld Place miało wiele zabezpieczeń, ale tamten dom nie może się nawet równać z tym miejscem. Tamtejsze osłony to nic w porównaniu do tej paranoi. Malfoy ma na tym punkcie fioła. Za każdym razem, gdy przychodził, spędzał co najmniej godzinę na dodawaniu kolejnych zabezpieczeń.
Dom stał przy wysokim zalesionym wzgórzu. Świstoklik przeniósł ich w pobliże szczytu, a całość budynku spływała w dół po głazach i wokół drzew, formując niejasny kształt litery U. Jakby był on tam umieszczony niczym kawałek układanki.
To nie był jeden budynek, ale dziesiątki mniejszych, połączonych dachami i mostami, które łączyła okalająca wszystko swego rodzaju weranda. W centrum znajdował się duży, bujny ogród.
Ginny wskazywała po drodze na różne rzeczy.
- Tam jest mój ogród warzywny - powiedziała Ginny. - W tym miejscu mają najlepsze światło słoneczne. Kiedyś rosły tu róże, ale umierałam z nudów, a skrzaty przeniosły je tak, żebym mogła mieć coś do roboty. Ja… właściwie stałam się niezłą kucharką, jak mama. Harry też gotował. Wiesz, czasami przynosił mi śniadania… - głos Ginny ucichł, gdy stanęła na szczycie schodów mostu księżycowego, przechodzącego nad stawem, w którym pływały duże ryby koi. - Boże, oddałabym wszystko, żeby mieć zdjęcie.
Spojrzała na Hermionę i uśmiechnęła się tęsknie.
- To takie dziwne, że w końcu mogę porozmawiać z kimś, kto nie jest skrzatem domowym. W każdym razie, twoje pokoje są tutaj, po tej stronie domu, a James i ja mieszkamy po drugiej stronie ogrodu, w tamtej części. - Ginny wskazała na lewo. Rozsunęła dwoje drzwi i cofnęła się.
Ich oczom ukazał się pokój wielkości bliskiej rozmiarom sypialni Hermiony we dworze Malfoyów. Był zatłoczony ścianami pełnymi książek, aż po sufit. W jednym rogu stało krzesło ze skrzydlatym oparciem, a w drugim sekretarzyk. W pomieszczeniu były tysiące tomów. Wszystkie półki były pełne, pomimo oczywistego użycia zaklęć rozszerzających, a większość podłogi zajmowały pudła i kolejne stosy woluminów.
Hermiona przeszła przez drzwi i odwróciła się, próbując pojąć to, co ujrzała.
- Malfoy to wszystko przyniósł - powiedziała Ginny zza jej pleców. - Myślę, że to chyba oczywiste.
W każdej z trzech ścian pokoju były drzwi. Hermiona otworzyła jedne i zajrzała do środka, znajdując za nimi laboratorium eliksirów i alchemii, zaopatrzone w kociołki, słoiki i fiolki z materiałami oraz kosze do zbioru składników zawieszone na haczykach nad jej głową. Jej palce zamknęły się na drewnianych drzwiach, a jej gardło zacisnęło się, gdy je zasunęła.
- Odwiedzał nas, sprawdzał czy James i ja nie jesteśmy martwi, dodawał osłony, a potem spędzał większość czasu tutaj. Przychodził często... na początku, ale z czasem bywał tu coraz rzadziej. Czasami przynosił najdziwniejsze rzeczy i zawsze usprawiedliwiał to, mówiąc, że będziesz potrzebować czegoś, co pozwoli ci się sobą zająć. Ogrodnictwo też miało być dla ciebie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że ci je podkradłam.
Hermiona potrząsnęła głową, kiedy odsunęła drugi zestaw drzwi, znajdując za nimi salon z jeszcze większą ilością półek wypełnionych po brzegi książkami.
Okna były zasłonięte. Hermiona powoli odsunęła jedną zasłonę na bok i odetchnęła z ulgą, gdy nie ujrzała kolejnego widoku na ocean od strony klifu. Okno wychodziło na bambusowy gaj.
Hermiona patrzyła na ten widok przez kilka chwil, po czym delikatnie opuściła zasłonę.
Po drugiej stronie salonu znajdował się kolejny duży zestaw drzwi. Pokrywał je malunek lasu pogrążonego we mgle.
Hermiona rozsunęła je, znajdując za nimi sypialnię. W pokoju było ciemno, a większość ścian również pokrywały zasłony. Była tam niska komoda i lustro. Hermiona dostrzegła swoje odbicie i odkryła, że wygląda jak przerażony jeleń.
Zbyt chuda.
Wciąż miała na sobie to samo ubranie, które nosiła, odcinając ramię Draco i uciekając.
Tak bardzo chciała zerwać i spalić szaty surogatki, ale kiedy spojrzała na swoje odbicie, poczuła taką samą chęć względem ubioru do jazdy konnej. Tu musiało być świeże ubranie. Coś innego, co mogłaby założyć. Coś, co nie byłoby przesiąknięte koszmarem.
Spojrzała na komodę, a następnie skierowała wzrok na Ginny.
Wyraz twarzy Ginny był nadal spięty, a jej palce wędrowały w górę i bawiły się końcami włosów. Rozglądała się po pokoju, stojąc, jakby czuła się tam niekomfortowo.
- Nie wiedziałam, czy chcesz mieszkać tu, czy być razem ze mną i Jamesem. W ogóle nie musisz tu mieszkać. Chciałam się tylko upewnić, że wiesz... że będziesz mieć przestrzeń i prywatność, jeśli tego chcesz. Ja… - Ginny urwała i wzięła głęboki oddech. - Tak się cieszę, że w końcu tu jesteś.
Hermiona powoli skinęła głową. Rozejrzała się po pokoju.
- Nie. To jest miłe. Nadal… przyzwyczajam się do rzeczy. Minęło tyle czasu, odkąd… - urwała, przełykając i przesuwając palcami po lnianej kołdrze na łóżku. - Myślę, że najlepiej będzie, jeśli dacie mi trochę przestrzeni.
Ginny skinęła głową, ale oczy zabolały ją od chęci płaczu.
- Ale czasami będziesz z nami... prawda? James nigdy nie widział innych ludzi poza mną i Malfoyem. Opowiedziałam mu tyle historii o tobie, Harrym i Ronie…
- Oczywiście. Mam na myśli tylko… - Hermiona nie wiedziała, jak wytłumaczyć to Ginny. - Nic z tego nie wydaje się jeszcze prawdziwe. Wszystko, co zrobiliśmy… - urwała czując ucisk w piersi. - To było tak bardzo ryzykowne. Nadal nie wiemy, czy zadziałało.
Zacisnęła niepewnie dłoń na różdżce. Jeszcze piętnaście minut i Draco wróci.
Ginny przechyliła głowę na bok.
- Zastanawiałam się nad tym. Jak dokładnie miało to zadziałać? Malfoy przekazał mi, że spróbujecie uciec, odcinając jego Mroczny Znak i używając Lucjusza. Ale… Malfoy w końcu tam wróci, ponieważ złożył Wieczystą Przysięgę, że pokona Voldemorta, prawda?
Hermiona spięła się tak sztywno, że pomyślała, że jej kręgosłup mógłby pęknąć.
- Nie. Nie może wrócić. On nigdy tam nie wróci. Zostanie teraz tutaj, ze mną - powiedziała Hermiona beznamiętnym głosem.
Wyraz twarzy Ginny na ułamek sekundy stał się dość skonsternowany, zanim szybko to zamaskowała.
Hermionie poczuła ucisk się w gardle, gdy chłodnym wzrokiem patrzyła na Ginny.
- Jego przysięga zakładała, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by pomóc Zakonowi w pokonaniu Voldemorta. Zrobił co w jego mocy. Zrobił wystarczająco dużo. Voldemort torturował go tak bardzo, że ledwie może teraz walczyć. Nie ma… nic więcej co mógłby zrobić.
Chwyciła za oparcie krzesła, aż zbielały jej kostki.
- Zrobił wszystko, co w jego mocy - powtórzyła. - Zrobił. Zrobił wszystko, co mógł. Coś jeszcze… - urwała, gdy ucisk w jej gardle się zacieśnił. - On wypełnił swoją przysięgę. A więc… to, co zrobiliśmy, to inscenizacja jego śmierci. Po usunięciu Mrocznego Znaku u Draco... Lucjusz spalił posiadłość za pomocą Szatańskiej Pożogi. Mamy nadzieję, że wszyscy założą, że Draco i ja zginęliśmy w pożarze. Europa jest niestabilna. Jeśli wszyscy pomyślą, że Wielki Łowca zginął, Międzynarodowa Konfederacja może w końcu zdecydować się na interwencję.
Zapadła krótka cisza.
- Ale… Voldemort nie umrze - powiedziała powoli Ginny. Łagodnie. Jakby tylko przekazywała tę wiadomość Hermionie.
Hermiona poczuła płomień w żołądku. Chciała wybuchnąć.
- Nie - powiedziała Hermiona głosem tak napiętym, że zawibrował. - Ale nie trzeba go zabijać… Samo pokonanie go powinno wystarczyć. Może sam umrzeć. Albo ktoś inny może go zabić. - Wzięła ostry, urywany oddech i zmusiła się do kontynuowania. - Gdyby Draco zdołał go zabić, zanim do Anglii wkroczyłaby Międzynarodowa Konfederacja, wszystkie Mroczne Znaki by zniknęły. Żaden z członków Ruchu Oporu, czy to surogatka czy więzień przebywający w zamknięciu, nie byłby w stanie zdjąć kajdan, chyba że znalazłby sposób na sfabrykowanie magicznej sygnatury Voldemorta.
Poczuła pieczenie, sunące ostrym płomieniem w dół jej mięśni czworobocznych. Wsunęła rękę do kieszeni i chwyciła za różdżkę. Starą różdżkę Draco.
- Draco nie jest w stanie zrobić cokolwiek więcej. Zrobił co w jego mocy. Teraz kolej na kogoś innego. Utrata Wielkiego Łowcy jest jednym z najbardziej szkodliwych ciosów, jakie Voldemort może przyjąć. Jeśli Międzynarodowa Konfederacja uznawała, że Draco był zagrożeniem, mogło opóźniać to ich interwencję. Sprawienie wrażenia, że umarł, to najlepsze, co można było zrobić.
- A to… działa z Przysięgą?
Hermiona gwałtownie skinęła głową, a jej palce drgnęły zaciśnięte wokół różdżki.
- Myślę, że tak. Stworzyłam z nim tę Przysięgę. Została ona określona przez moje intencje i zawsze miała go uratować, więc powinna wystarczyć. A jeśli to nie zadziałało… - jej głos załamał się, gdy serce zaczęło walić. - Jeśli tak się nie stanie… będę… będę...
Jej głos umilkł, gdy jej pierś skurczyła się tak boleśnie, jakby jej mostek pękł na pół. Jej oczy rozszerzyły się.
Szczęka Hermiony zaczęła drżeć.
- Ja-
Jej głos ucichł.
Wzięła płytki oddech.
- Ja…
Ginny spojrzała na nią ze zdumieniem, a po chwili na jej twarzy pojawiło się przerażone zrozumienie. Szybko przeszła przez pokój i dotknęła ramienia Hermiony.
- Hermiono? Hermiono, o Boże. To było głupie pytanie. No już, oddychaj. Nie powinnam była o to pytać. Proszę oddychaj. Co mam robić? Co pomaga? Mam Eliksir Spokoju.
Nie panikuj.
Nie panikuj.
Hermiona potrząsnęła głową i zmusiła się do oddychania.
Ginny zaprowadziła ją do szezlonga i mocno owinęła ramiona wokół ciała Hermiony.
- Tutaj jesteś bezpieczna. Jesteś bezpieczna. Nie musisz panikować. Czy możesz użyć oklumencji? Masz teraz swoją magię, czy oklumencja pomaga?
Hermiona skinęła głową i próbowała powstrzymać swoją panikę, ale to było tak, jakby próbowała złapać dziesiątki falujących węgorzy, kiedy te uciekały do różnych części jej umysłu.
Zacisnęła powieki i ograniczyła skupienie do jednego punktu.
Oddychaj. Oddychaj. Oddychaj.
Nie masz ataku. Nie możesz mieć ataku.
- Wezwij Draco - wydusiła z siebie, zmuszając się do wzięcia bolesnego, ciężkiego oddechu.
- Jak mam… ah właśnie. Expecto Patronum!
Hermiona otworzyła na chwilę oczy, by ujrzeć materializującą się przed nimi srebrną klacz Ginny.
- Idź znajdź Malfoya. Powiedz mu, że Hermiona ma atak paniki.
Klacz rzuciła się galopem, przenikając przez ścianę, a Ginny odwróciła się do Hermiony.
- Och Hermiono, wszystko w porządku. Byłaś taka odważna. Dotarłaś aż tutaj. Już jesteś bezpieczna. Jestem pewna, że wszystko się udało. Nikt już nigdy tam nie wróci. Ty i Malfoy jesteście tu bezpieczni. Jesteś tutaj. Jesteś bezpieczna. Po prostu musisz oddychać.
Hermiona zmuszała się do wdechu, wciągając urywany, dyszący oddech, aż nagle jej twarz zatopiła się w tkaninie pachnącej lasem.
Przylgnęła do Draco i poczuła jego dłoń przesuwającą się po jej włosach i wzdłuż jej pleców.
- Hermiono, no już, oddychaj dla mnie - powiedział delikatnie, przyciągając ją do swojej piersi i przytulając mocno. Potem jego ton stał się ostry jak brzydwa. - Co zrobiłaś? Mówiłem ci, żebyś ją uspokoiła.
- Przepraszam… Ja… Ja nie wiedziałam...
Hermiona wplątała palce w szatę Draco i uniosła głowę, przyciągając go bliżej i wpatrując się w jego oczy.
- Draco... Draco, jeśli to nie zadziała... Jeśli nadal nie jesteś wolny od swojej Wieczystej Przysięgi… Obiecałam-
- Jeśli to nie zadziała - przerwał jej. - To będę z tobą do końca. To wszystko, czego kiedykolwiek pragnąłem.
Gwałtownie potrząsnęła głową i przytrzymała jego twarz.
- Nie? Nie. Nadal mogłabym cię uratować. Mogłabym pójść-
- Nigdzie nie pójdziesz. Skończyłaś - powiedział, a jego oczy zmieniły się w stal. - Zostaniesz tutaj i zaopiekujesz się naszą córką, tak jak obiecałaś. Taka była nasza umowa zawarta dwa lata temu. Uratowałem dla ciebie Ginny, a ty dałaś słowo, że przestaniesz. Miałaś zrobić cokolwiek chciałem. Obiecałaś, że odejdziesz i nigdy nie wrócisz. Wybrałaś wyjątkowo długą drogę, ale teraz dotrzymasz tej obietnicy
Ponownie pokręciła głową.
- Draco-
Westchnął ostro, a wyraz jego twarzy zmienił się z nieubłaganego na błagalny. Przycisnął dłoń do jej szczęki.
- Twoim zadaniem nie jest ciągłe poświęcanie się, aby wszystkich ocalić. Widziałaś siebie, Granger? Prawie nic z ciebie nie zostało. - Jego źrenice były rozszerzone, gdy wpatrywał się w nią uważnie. - Moje życie nie jest tego warte, jeśli to ty płacisz za nie cenę.
Wykrzywiła usta.
- Ale… jak cię potrzebuję, Draco… nie mogę…
Przycisnął swoje czoło do jej własnego, obejmując dłonią jej kark.
- Ja też cię potrzebuję.
Wydała z siebie przerywany szloch i objęła jego szyję ramionami.
- Jeśli to nie zadziała, wymyślimy coś innego - powiedział cicho, z ustami blisko jej ucha. - Ale pod żadnym pozorem nie udasz się na kolejną misję samobójczą, aby mnie ratować. No już, oddychaj powoli. Nie umarłem, jestem tutaj z tobą. Jesteś bezpieczna.
Hermiona westchnęła drżąco.
- A jeśli się nie uda? Co wtedy zrobimy?
Potarł kciukiem jej policzek.
- Rozwiążemy to.
- Nie możesz umrzeć. Nie umieraj, Draco… Nie umieraj... - powtarzała w kółko pod nosem.
- Czy mogę coś dla niej zrobić? - Ginny kręciła się obok nich. - Przepraszam... Nie wiedziałam, że to ją zestresuje.
- Ona musi jeść. Od kilku dni praktycznie nie jadła. To byłoby przydatne - powiedział Draco lodowatym tonem.
- O Boże, ona nic nie wspomniała… Już idę po jedzenie.
Rozległ się szum przesuwanych drzwi, a potem ostry trzask, gdy Ginny wyszła.
Hermiona siedziała nieruchomo, trzymając się Draco przez kilka minut, podczas gdy jej serce powoli przestawało dudnić.
- Przepraszam. Wszystko było w porządku, a potem…
- Już w porządku. - Pogłaskał jej włosy. - I tak już wracałem. Powinienem był zostać. Myślałem, że ty i Ginny będziecie lepiej radzić sobie beze mnie.
Hermiona uśmiechnęła się tęsknie.
- Od tak dawna nie widziałam nikogo, kogo bym znała. Zapomniałam… Zapomniałam jak to jest.
Draco westchnął ostro, a jego palce drgnęły.
- Nie musisz jej widywać. Może pozostać we własnej części domu.
- Nie. - Potrząsnęła głową i wyprostowała się, żeby na niego spojrzeć. - Chcę ją widywać. Po prostu… myślałam, że będzie to prostsze. Przypuszczam, że nic nigdy nie będzie dla nas proste. Była ciekawa, jak uciekliśmy, a rozmowa o tym sprawiła, że pomyślałam, że to nadal może się nie udać. Byłam przytłoczona… ale oddychałam, a zwykle nie potrafię. Tym razem zmusiłam się do oddychania, aż przyszedłeś. To nie była jej wina. Nie wiedziała, że pytanie mnie zestresuje. Nawet ja tego nie wiedziałam. - Jej palce delikatnie musnęły jego policzek. - Nie powinna była cię uderzyć. Z tego powodu byłam zdenerwowana.
Prychnął.
- Ruszyła na mnie z nożem, kiedy pierwszy raz tu przybyłem, żeby sprawdzić, czy przeżyła. Uderzenie to nic... - Nastąpiła pauza i słaby błysk pojawił się w jego oczach. - Wydaje mi się, że ty też raz mnie uderzyłaś.
Hermiona wpatrywała się w niego przez chwilę, a potem kąciki jej ust uniosły się, gdy ciepło dotarło do zagłębień jej policzków.
Odwróciła wzrok, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Powiedziała, że to ty urządziłeś te pokoje.
Pokiwał głową.
- Są cudowne.
Skrzywił się.
- Zrobiło się tu dość ciasno. Kupowanie książek mnie poniosło...
Uśmiechnęła się i spojrzała na niego z ukosa.
- Właśnie dlatego jest tu tak cudownie.
Zaśmiał się. Pomyślała, że to mógł być pierwszy prawdziwy śmiech, jaki od niego usłyszała.
To trwało tylko chwilę.
Hermiona poczuła, że kąciki jej oczu marszczą się, gdy na niego patrzyła.
- I stworzyłeś dla mnie laboratorium.
Kącik jego ust drgnął, gdy uniósł brew.
- Cóż, odsuwam cię od uzdrawiania. Sądzę, że nadszedł czas, abyś zajęła się gałęzią magii, którą lubisz.
Uśmiech majaczący na jej ustach zniknął i spojrzała na swoje kolana.
- Ja… to nie tak, że ja nienawidzę uzdrawiania. To było po prostu... traumatyczne z powodu wojny. Nauka o tym zawsze mnie interesowała.
Spojrzał na nią sceptycznie.
- Czy uzdrawianie kiedykolwiek było karierą, którą rozważałaś, zanim zdałaś sobie sprawę, że Ruch Oporu potrzebuje uzdrowicieli?
- Cóż… - Bawiła się brzegiem swojej koszuli. - Dla każdego było dostępnych tylko kilka opcji.
- I przez przypadek trafiłaś na tą, której nikt inny nie chciał - powiedział tonem żrącym jak kwas.
W pokoju pojawiła się duża taca z jedzeniem, na której piętrzyły się talerze warzyw, steków i tart, tłuczonych ziemniaków i jabłkowych półmisków.
Jedzenie mające poprawić ich nastrój. Domowy posiłek.
Draco wydał z siebie dźwięk przerażenia, wpatrując się w jedzenie.
- Weasley wciąż ingeruje w kuchnię.
Hermiona zignorowała go i podała im obojgu talerze pełne ilości jedzenia większej, niż którekolwiek z nich mogło zjeść.
Draco mruczał pod nosem komentarze pełne niezadowolenia, podczas gdy Hermiona zaczęła pochłaniać zawartość talerza. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tyle zjadła. To wszystko smakowało tak znajomo. Jak jedzenie, które jadała dorastając. Kolacje w Norze w okresie letnim przed rozpoczęciem szkoły.
To wspomnienie prawie doprowadziło ją do łez.
Pomimo wszystkich jego narzekań na marnowanie zdolności francuskich skrzatów domowych wyszkolonych przez smakoszy, Draco nie był skłonny pominąć posiłku. Spojrzał na nią, kiedy w końcu zaczęła jeść wolniej.
- Gdy już zjesz, powinnaś się położyć.
Hermiona potrząsnęła głową.
- Nie. Chcę poznać Jamesa.
- Możesz spotkać się z nim jutro. Nigdzie się nie wybiera.
- Chcę go poznać dzisiaj. Miałam się nim opiekować. Ma już prawie dwa lata, a ja nigdy go nawet nie widziałam.
Draco wpatrywał się w nią, gdy spojrzała mu w oczy i uparcie zmusiła się do przełknięcia kolejnego kęsa tarty jabłkowej. Westchnął zirytowany.
- W porządku. Wezwę skrzata, by pomógł Ginny go przyprowadzić.
Hermiona skinęła głową i odstawiła talerz.
- Czy… czy są tu dla mnie jakieś inne ubrania? Czy… czy po prostu przyniosłeś tu same książki?
Jego oczy zwęziły się, a kąciki ust drgnęły.
- Są ubrania. Nie jestem pewien, w ile z nich zdołasz się zmieścić z powodu ciąży. Jeśli nic nie będzie pasować, Ginny też ma ich trochę.
Hermiona skinęła głową i poszła zbadać komodę. Zawierała ona ogromne stosy ubrań, których ilość wydawała się być nieracjonalnie duża. Szuflady kredensu wydawały się ciągnąć bez końca, gdy je przeszukiwała.
Znalazła kilka szat, ale większość ubrań była mugolska. Hermiona szukała, dopóki nie znalazła swetra i spodni, które pasowałyby na nią bez dodatkowych zaklęć regulujących.
***
James miał ciemne kasztanowo-rude włosy, lekko sterczące na końcach i szokująco zielone oczy.
Poza kolorem włosów wyglądał dokładnie jak Harry. Hermiona spojrzała na niego i poczuła, jakby jej serce zostało zmiażdżone.
Jego szmaragdowozielone oczy wpatrywały się w nią podejrzliwie, gdy przytulał się mocno do Ginny.
Te same oczy. Te same usta. Harry. To był cały Harry.
- James, to twoja matka chrzestna, ciocia Hermiona. Pamiętasz, mówiłam ci o niej? Była najlepszą przyjaciółką twojego taty w szkole. Kocha książki, tak jak ty, ale nie miotły. - Ginny przemówiła mu cicho do ucha, czule miziając jego nos. - A ten za nią to Malfoy. Poznałeś go, kiedy jeszcze raczkowałeś. Pamiętasz pewnie, że dom, w którym się znajdujemy, jest jego. To on wysyła skrzaty, aby się nami opiekowały.
James pochylił się bliżej Ginny, wtulając twarz w szyję swojej mamy i nieśmiało zerkając na Hermionę i Draco.
- Cześć, James - powiedziała Hermiona, gdy w końcu odzyskała głos. - Znałam cię troszkę, jeszcze zanim się urodziłeś. Tak się cieszę, że w końcu mogę cię poznać.
James prychnął i zakrył twarz ręką.
- Nigdy nie widział na oczy nikogo oprócz mnie i Malfoya - powiedziała Ginny, opierając brodę o czubek głowy Jamesa. - Ale… jeśli w kontaktach z ludźmi będzie taki, jaki jest ze skrzatami, to znaczy, że kiedy już przestanie być nieśmiały, nigdy nie da wam spokoju. James, czy możesz powiedzieć „ciocia Hermiona”?
- Nie - głosik Jamesa był ostry i uparty.
- Chcesz się przywitać?
- Nie.
Ginny westchnęła i szturchnęła go lekko w żebra.
- Niegrzeczny chłopiec.
James z jeszcze większą determinacją ukrył twarz w ramieniu Ginny i zaśmiał się.
- W porządku - powiedziała Hermiona ciężkim głosem, czując się przytłoczona samym patrzeniem na niego. - Wygląda tak bardzo jak Harry.
Ginny skinęła głową z wąskim uśmiechem i złożyła pocałunek we włosach Jamesa.
- Oj tak. Czasami wciąż mnie to zaskakuje. Nieraz robi jakąś minę, a świadomość po prostu uderza we mnie jak tłuczek, i przez chwilę zapominam, że się na niego gapię, bo… to Harry. A potem to znowu James - powiedziała i zaśmiała się. - Kiedy się urodził, miał brązowe włosy i oczy, ale po sześciu miesiącach jego miękkie dziecięce włoski wypadły i przeszły do tego czerwonego, żylastego bałaganu. Wkrótce potem jego oczy stały się zielone. Nie przyszło mi do głowy, że mógłby mieć rude włosy. Ale mama Harry'ego też takie miała, więc myślę, że to wystarczyło, by uczynić go rudym.
James gwałtownie podniósł głowę i spojrzał na Hermionę.
- Miony-a. - Wskazał na nią. - Miony-a.
- Hermiona - powiedziała powoli Ginny, wyciągając spółgłoski.
James potrząsnął głową.
- Miony-a.
- Ja też nie mogłam tego wymówić, kiedy byłam mała - powiedziała Hermiona z uśmiechem.
- To całkiem niezły mały ancymonek - Ginny przesunęła go na drugie biodro. - Nie śpi zbyt dużo i na początku mieliśmy małe problemy z kolką. Ale teraz jest całkiem szczęśliwy. Chociaż odkąd zaczął chodzić, bywa dużo bardziej niegrzeczny. Łapie za wszystko, czego zdoła dosięgnąć…
Hermiona automatycznie skinęła głową, wpatrując się w Jamesa.
Nie była pewna, jak wchodzić w interakcje z dzieckiem. Przywykła do myślenia o ich dwójce raczej abstrakcyjnie, niż realnie. Rzeczywiste spotkanie z kimś, kto mówił i miał opinie na temat rzeczy, sprawiło, że Hermiona poczuła się zagubiona.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała lub trzymała w rękach dziecko. Prawdopodobnie wtedy, kiedy pomagała w transporcie sierot podczas wojny.
Świat w którym żyła Ginny, nagle wydał jej się kompletnie obcy.
Hermiona zapomniała o tym, jak ekspresyjni potrafią być ludzie. Że nie musiała przede wszystkim odczytywać ich po tym, jak migotały ich oczy i czego nie mówili.
Niemowlęta, kolka, punkty orientacyjne rozwoju. Gdyby ona i Draco byli naprawdę wolni, byłby to rodzaj świata, którego byliby częścią.
Gdyby to zadziałało.
Jeśli byliby bezpieczni.
Gdyby Draco był wolny.
Hermiona poczuła ucisk w piersi i ponownie przytaknęła głową na to, co mówiła Ginny.
Jej czaszka zaczęła pulsować.
- Ginny, Granger musi teraz odpocząć - przerwał im nagle zimny głos Draco.
Hermiona zamrugała.
Twarz Ginny zamarła, a potem opadła.
- Przepraszam. Troszkę dałam się ponieść... - Zmusiła się do ponownego uśmiechu. - James i tak potrzebuje lunchu. Odpocznij. Skrzaty przyniosą więcej jedzenia. Jeśli... jeśli będziesz czegoś potrzebować, jesteśmy zaraz obok.
Oczy i usta Ginny były napięte, kiedy przełożyła Jamesa z powrotem na swoje drugie biodro i odwróciła się, kierując się z powrotem do ich skrzydła tego chaotycznie zorganizowanego domu.
Hermiona patrzyła, jak odchodzą.
- Jest taka samotna, Draco. Mogłeś pozwolić jej powiedzieć mi więcej o Jamesie.
- Musisz odpocząć. Masz całe lata, żeby zdążyć go poznać.
Hermiona chciała się kłócić, ale czuła się gotowa zasnąć na stojąco.
Zwinęła się na łóżku i zamknęła oczy.
Draco siedział obok niej, trzymając ją za rękę, tak samo jak podczas jej porannych mdłości, gdy jego kciuk przebiegał wzdłuż krawędzi jej kostek.
Właśnie odpływała, kiedy poczuła, jak jej ręka zostaje delikatnie odłożona na łóżko, a materac poruszył się lekko.
Patrzyła przez rzęsy, jak Draco spoglądał na nią chwilę dłużej i powoli odwrócił się, opierając dłoń o ścianę, jakby wyczuł coś w jej wnętrzu.
Wyciągnął różdżkę i zaczął mamrotać zaklęcia.
Hermiona obserwowała go, gdy do ścian pokoju dodawał zaklęcie za zaklęciem. Niektóre były prostymi, nieszkodliwymi czarami, a inne wyszukanymi, magicznymi konstruktami. Skuliła się, kiedy wyjął nóż ze swoich szat i trzymał jego rękojeść między zębami, gdy rozciął rękę i użył krwi, by nakreślić na ścianach szkarłatne runy. Symbole świeciły, gdy dodawał ich coraz więcej i więcej, aż w końcu wtopiły się w ścianę i zniknęły.
Wyciągnął i opróżnił fiolkę z Miksturą Uzupełniającą Krew, po czym wyjął z szat również fiolkę z Wyciągiem z Dyptamu, której użył do zamknięcia rany. Wpatrywał się w swoją zakrwawioną dłoń i otarł ją o szaty, zanim wyczyścił ubranie.
Ponownie ułożył dłoń na ścianie.
Jego ramiona opadły na chwilę, po czym wyprostował je i ruszył do drzwi.
- Draco?
Zamarł i powoli odwrócił się do niej. Wyraz jego twarzy był zamknięty.
Po prostu przyglądała mu się przez kilka sekund, a jej serce było jak ołowiany ciężarek.
- Czy jesteśmy tu bezpieczni, Draco?
- Tak - powiedział natychmiast.
Usiadła, a wyraz jego twarzy napiął się.
- Naprawdę?
Stał w drzwiach z różdżką w dłoni.
- Jesteśmy tu bezpieczni. Masz moje słowo.
Skinęła głową.
- Jeśli tak mówisz, wierzę ci.
Sam również sztywno skinął głową.
Oblizała usta.
- Czy w takim razie musisz ciągle dodawać nowe osłony? Jeśli rzeczywiście jesteśmy bezpieczni.
Stał, wpatrując się w nią, najwyraźniej niepewny, co odpowiedzieć.
Posłała mu blady uśmiech, gdy pulsujące uczucie żalu pochłonęło jej pierś.
- Powinniśmy odpocząć. Nie powinieneś nadal... zamartwiać się tak, jakbyśmy wciąż byli przykuci łańcuchami do tej wojny.
Po prostu stał przy drzwiach.
Przyglądała mu się ze smutkiem, gdy zdała sobie sprawę z różnicy między nimi: nigdy nie zastanawiał się nad tym, co zrobi lub kim będzie po wojnie. W przeciwieństwie do niej miał niewiele oczekiwań, które mogłyby go zawieść.
Nie miał też pojęcia, co robić, więc kontynuował to, co robił od zawsze.
Wyciągnęła do niego rękę.
- Zostań ze mną. To ta część, w której możemy odpocząć.
Stał przy drzwiach, a jego oczy migotały, co chwilkę kierując się w stronę następnego pokoju.
- Jeśli jest coś, co musisz zrobić, poczekam na ciebie.
Zobaczyła, jak drży mu ręka, zanim zacisnął różdżkę w pięści. Jego oczy stały się nagle chłopięce i niepewne.
Nie miał pojęcia, jak robić cokolwiek, oprócz bycia żołnierzem.
Znowu spojrzał w stronę sąsiedniego pokoju.
Sięgnęła do niego.
- Zostań tutaj, Draco. Teraz ty też powinieneś odpocząć.
Powoli skinął głową, ale nie ruszył się z miejsca, nadal stojąc w drzwiach. Hermiona wstała i podeszła bliżej. Spojrzała mu w oczy, kiedy wyjęła różdżkę jego z ręki i położyła ją na komodzie. Zsunęła szaty z jego ramion i przesunęła dłońmi po koszuli i spodniach, znajdując w nich mnóstwo ukrytych kieszeni, wyciągając z ich wnętrza dodatkowe różdżki i broń.
Nie była pewna, czy zabrał ze sobą cokolwiek oprócz broni.
Skrzywił się, gdy wyjęła wszystko, układając to na komodzie.
Przerwała i spojrzała mu w oczy.
- Jesteśmy bezpieczni, prawda?
Przełknął i powoli skinął głową.
Wzięła go za rękę.
- Więc zostaw to.
Patrzyła na niego, gdy leżeli twarzą w twarz na łóżku. Jego oczy migotały, co chwilę kierując się ku broni, którą z niego zdjęła.
- Kim chciałeś być… zanim zostałeś zmuszony do zostania Śmierciożercą? Co byś robił, gdyby wojna nigdy się nie wydarzyła?
Spojrzał na nią bez wyrazu.
- Byłem dziedzicem Malfoyów. Gdybym nie został Śmierciożercą, byłbym po prostu dziedzicem Malfoyów. Mój ojciec wymarzył sobie dla mnie różne polityczne aspiracje… Pewnie byłbym politykiem.
- Och… Cóż, jaki był twój ulubiony przedmiot w szkole?
W jakiś sposób nigdy wcześniej nie zadała mu tego pytania i nie była pewna, czy potrafiła odgadnąć odpowiedź. Znali w sobie tylko aspekty wypolerowane przez wojnę.
Milczał przez kilka sekund i wydawało się, że próbuje sobie przypomnieć.
- Lubiłem zaklęcia.
Kącik jej ust uniósł się.
- Powinnam była się tego domyślić. Pamiętam, że byłeś w nich dobry. Mógłbyś znowu to robić. Alchemia wymaga dość intensywnego rzucania uroków. Może pewnego dnia moglibyśmy razem pracować nad różnymi projektami.
Kącik jego ust drgnął.
- Może.
Wyglądał na zmęczonego. Hermiona przysunęła się do niego, a on wplótł rękę w jej włosy, przyciągając ją bliżej.
- Czy jesteśmy tu bezpieczni? - zapytała ponownie, przesuwając palcami po zapięciu jego koszuli. - Nie… nie mówisz tego tylko po to, żeby pomóc mi zachować spokój, prawda?
Draco cofnął się lekko i spojrzał na nią.
- Jesteśmy bezpieczni, Hermiono.
Uczucie ucisku w jej piersi ustąpiło.
- W porządku.
Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
Kiedy obudziła się kilka godzin później, on nadal spał. To było tak, jakby dziewięć lat wyczerpania w końcu nadpłynęło niczym wielka fala, połykając go.
Spał przez wiele dni, niemalże kamiennym snem. Hermiona mogła odbandażować jego ramię i je wyleczyć, a on nawet nie drgnął.
Przespała z nim cały pierwszy tydzień. Nie sądziła, że będzie na tyle zmęczona, by spać przez kolejne dni, ale wydawało się, że bezlitosne napięcie w jej pamięci, którego nawet nie zarejestrowała, po raz pierwszy od wieków w końcu złagodniało. Sen był bardziej odświeżający niż kiedykolwiek wcześniej w całym jej życiu.
Bóle głowy stopniowo ustępowały. Znalazła jakiś pergamin i pióro i starannie spisała wszystko, co mogła sobie przypomnieć, na temat zanikających wspomnień. Kiedy jednak przejrzała notatki kilka dni później, wiele szczegółów było jej nieznanych.
Ale jej umysł sprawiał wrażenie, że znalazł niepewny rodzaj równowagi.
Draco spał spokojnie przez cały następny tydzień. Budził się na chwilę, żeby wstać i zjeść, sprawdzić zabezpieczenia, a potem opadał z powrotem na łóżko, wtulając się w Hermionę. Czasami martwiła się, że musi być chory, żeby tak dużo spać. Sprawdzała go diagnostyką, żeby się upewnić.
Nie mógł spać, jeśli wyszła.
Próbowała po cichu prześlizgnąć się do następnego pokoju, żeby zbadać półki z książkami, ale w ciągu dwóch minut pojawił się w drzwiach z różdżką w dłoni. Zabrała z półki kilka książek i wróciła do łóżka.
- Mogę już wstać - powiedział, wciąż stojąc w drzwiach.
- Nie. Powinnam odpoczywać - powiedziała, kładąc się w łóżku. - Chciałam tylko trochę poczytać.
Zasnął ponownie w ciągu kilku minut. Podczas czytania splotła ich palce razem.
Spali tak od dziewięciu dni, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
Ginny uchyliła drzwi i zajrzała do środka.
- James sobie drzemie. Czy mogę wejść?
Hermiona zamknęła książkę i skinęła głową. Na przestrzeni ostatnich dni przesłały sobie kilka notatek za pośrednictwem skrzatów domowych, ale od dnia ich przybycia Hermiona nie widziała Ginny na dłużej niż kilka minut.
Ginny przeszła przez ich pokoje, aż do sypialni, po czym zatrzymała się, patrząc przez kilka sekund na śpiącego Draco. Po chwili odwróciła wzrok i wyczarowała obok małe krzesło.
Przez kilka minut siedziały wpatrzone w siebie. Kiedy Ginny przyglądała się Hermionie, w oczach rudowłosej był niepokój. Hermiona chwyciła Draco za rękę, czekając, aż Ginny coś powie.
Ginny spojrzała na ich dłonie, a potem odwróciła wzrok, poruszając się niespokojnie.
- Nie wiedziałam… nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo zażyli będziecie ze sobą. To znaczy, wiedziałam, że Malfoy taki był, ale wydaje mi się, że nie spodziewałam się, że… że to nie tylko Malfoy... że oboje będziecie... w ten sposób.
Hermiona widziała troskę w oczach Ginny. Nic nie odpowiedziała.
Ginny trzymała w dłoni różdżkę i ciągle przerzucała ją z jednej ręki do drugiej. Kiedy zdała sobie sprawę, że bawi się różdżką, zamarła i przez chwilę patrzyła na swoje palce.
- Wiesz, przez pierwszy rok nie chciał dać mi różdżki.
Hermiona nie wiedziała, co powiedzieć. Przesunęła palcami po grawerowanej okładce trzymanej na kolanach książki.
- Prawdopodobnie tak było najlepiej - powiedziała Ginny, wykrzywiając kwaśno usta. - Zresztą i tak kilkanaście razy próbowałam go zabić. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętałam, było odurzenie jakimś środkiem na stole laboratoryjnym, a potem obudziłam się tutaj, sama. Gdy przyszedł po raz pierwszy, powiedział mi, że wszyscy oprócz ciebie nie żyją, a ja rzuciłam się na niego z nożem do steków. Później powiedział mi o tym, co robiłaś podczas wojny… Że ... - Wyraz twarzy Ginny wykrzywił się lekko. - Byłaś z nim… A ja w ogóle mu nie wierzyłam. To znaczy... myślałam, że mógł być ktoś, z kim byłaś, ale nie… Nie Malfoy. Ale kiedy powiedział, jak do tego doszło… to brzmiało to jak ty… - głos Ginny ucichł.
Spojrzała w dół i odchrząknęła.
- Ale to był Malfoy. Zabił Dumbledore'a. Jego ojciec… - Przesunęła dłonią po poszarpanej bliznie na policzku. - Malfoyowie od zawsze nienawidzili mugolaków. A potem Malfoy wciąż twierdził, że zamierza cię tu sprowadzić, ale to się nie stało. Więc założyłam, że to podstęp. Myślałam, że Voldemort planuje coś zrobić Jamesowi, kiedy już się urodzi.
- Przepraszam - to słowo było wszystkim, co Hermiona mogła z siebie wydusić.
Ginny przesunęła się.
- Ja… próbowałam się zabić. Kilka razy byłam nawet dość blisko… - powiedziała, unikając oczu Hermiony i bawiąc się końcówkami włosów. - Na początku Malfoy przychodził co kilka dni, przynosząc ubrania i zapasy, a potem zaczął pojawiać się ze wszystkimi książkami i innymi rzeczami… Mówił, że będziesz potrzebować jakiegoś zajęcia, kiedy już cię znajdzie.
Palce Hermiony splecione z Draco, drgnęły.
Ginny ponownie spojrzała na ich dłonie, zanim ponownie skierowała oczy na swoją różdżkę.
- W dniu, w którym urodziłam Jamesa, prawie go udusiłam. Tak bardzo się bałam, że Malfoy nagle pojawi się i zabierze go do Voldemorta. Przyszedł kilka godzin później w szatach ślubnych. Widać było u niego taką ulgę, że wciąż żyję. Myślę, że to był pierwszy raz, kiedy zobaczyłam rzeczywiste emocje na jego twarzy. Najwyraźniej był pewien, że umrę podczas porodu… Nie żeby naprawdę wydawał się o nas troszczyć. Bardziej przypominało to sytuację, w której James i ja byliśmy priorytetami na liście kontrolnej. Ale... on... panował trochę mniej nad sobą tego dnia. Byłam na niego tak zła, że zapytałam, czy się spóźnił, bo się z tobą ożenił, biorąc pod uwagę, że podobno tak bardzo się o ciebie troszczył.
Ginny wzięła szybki oddech.
- Nie sądziłam, że obchodzi go cokolwiek, co mogę o nim powiedzieć. Wyrzuciłam z siebie wtedy prawie wszystko, co mi ciążyło. Ale kiedy zapytałam, czy się z tobą ożenił, zbladł i powiedział, że nie, że był to ktoś inny. Potem nie przychodził już tak często.
Ginny spojrzała na Draco.
- To było jak patrzenie, jak ktoś umiera z głodu. Przynosił rzeczy, które najwyraźniej miały być dla ciebie, ale przestał… Nie wiem, jak to opisać. Nie zachowywał się, jakbyś miała być w porządku jeśli kiedyś cię tu ściągnie. To wtedy zaczął mieć taką obsesję na punkcie osłon.
Hermiona spojrzała w dół, a jej żołądek zacisnął się boleśnie.
- Ostatnim razem widziałam go zeszłego lata. Powiedział, że te wszystkie podróże wzbudziły podejrzenia Voldemorta i nie będzie mógł już opuszczać Wielkiej Brytanii. Powiedział, że gdyby cię znalazł, Snape sprowadzi cię tutaj i przypomniał mi, że byłaś jedynym powodem, dla którego żyję, a potem zagroził mi, żebym przysięgła, że się tobą zaopiekuję. Wtedy dał mi różdżkę. Nie widziałam go ponownie, dopóki oboje nie przybyliście tu w zeszłym tygodniu.
Ginny spojrzała w dół i przekręciła różdżkę trzymaną w dłoniach.
- Kiedy znowu miałam różdżkę, stworzyłam bezprzewodowy kanał informacyjny taki jak kiedyś zrobili Fred i George i zaczęłam dostawać gazetę. Spóźniała się o kilka tygodni, ale w końcu zaczęłam dowiadywać się, co się dzieje. Ja… wiedziałam, że musiało być źle, ale… nigdy nie sądziłam… - Twarz Ginny zmarszczyła się, gdy nie była w stanie spojrzeć Hermionie w oczy. - Tak mi przykro. Tak bardzo przepraszam.
Hermiona nie była pewna, za co Ginny ją przeprasza. Spojrzała na książkę, którą trzymała na kolanach
- To nie była twoja wina. Byłaś członkiem Zakonu tylko przez kilka miesięcy, zanim zaszłaś w ciążę. To nie jest tak, że mogłaś cokolwiek zmienić.
Ginny przygryzła wargę i spojrzała w dół.
- Wiedziałam, że postrzegałaś wojnę inaczej niż Harry i Ron, ale… nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo inaczej, dopóki nie dowiedziałam się, co zrobiłaś. Chyba nikt nie zdawał sobie sprawy, że widziałaś to z takiej perspektywy, że zdecydowałaś się na...
Hermiona tylko wpatrywała się w Ginny, nagle czując się zbyt wyczerpana, by prowadzić tę rozmowę.
- Nigdy nie prosiłbym nikogo o zrobienie czegoś, czego sama nie chciałbym zrobić w pierwszej kolejności. Myślałam, że wszyscy to o mnie wiedzieliście.
Ginny zbladła, a jej skóra stała się tak biała, że blizna ostro wyróżniła się na jej twarzy.
- Wiem. Wiem o tym. Po prostu ... wierzyłam w Harry'ego. Wierzyłam w to, co mówił o wygraniu wojny siłą Miłości. Na polach bitew można zobaczyć to, co najgorsze w ludziach, ale można ujrzeć też to, co najlepsze. Pomyślałam, że może po prostu nie udało ci się tego dostrzec z perspektywy szpitala. Ale miałaś rację… Ty zawsze miałaś rację, a to musiało być dla ciebie gorsze niż dla kogokolwiek innego… Bo wiedząc o tym, byłaś z nami cały ten czas.
Hermiona poczuła ból w piersi, jakby Ginny dotknęła cierpienia, o którym zapomniała, że wciąż je w sobie nosi. Zacisnęła usta i mocniej ścisnęła dłoń Draco.
Po twarzy Ginny spłynęły rzewne łzy.
- Przepraszam, że nie chciałam ci wierzyć. Nigdy nie powinnaś była robić tego, co zrobiłaś.
Hermiona zaczęła odpowiadać, ale Ginny kontynuowała.
- Nie chcę, żebyś czuła, że musisz mi cokolwiek wybaczyć. To, co się stało… Wszystko, co się wydarzyło… Nie musisz traktować tego, jakby to było w porządku. Nie powinnaś sobie z tym radzić. Zasługujesz na to, by czuć się zła. Nie... nie myśl, że musisz wszystko przezwyciężyć. Nie chcę, żebyś czuła się do końca życia jak w pułapce, ponieważ ludzie zmuszali cię do składania im obietnic.
Hermiona zesztywniała i mocniej przyciągnęła dłoń Draco do siebie.
Oczy Ginny opadły, a usta napięły się, kiedy to zobaczyła.
- Nie mam na myśli tylko Malfoya. Wiem, że obiecałaś Harry'emu, że zaopiekujesz się Jamesem i mną. Chcę, żebyś wiedziała, że nie musisz. Zrobiłaś więcej, niż ktokolwiek powinien był cię kiedykolwiek prosić. Miałaś rację, teraz czas, żeby ktoś inny coś zrobił. To już nie powinnaś być ty. Zasługujesz na własne dokonywanie wyborów. Tym właśnie jest bycie wolnym. Więc nie… Nie spędzaj reszty swojego życia będąc przykutą do starych obietnic. Dla kogokolwiek. Ani dla Harry’ego, ani dla mnie... ani dla Malfoya.
Ginny wstała gwałtownie.
- Musiałam to wszystko powiedzieć. Musiałam to powiedzieć przynajmniej raz. Ty… - Ginny wpatrywała się w Hermionę, jej oczy zabolały, kiedy spoczęły na krótko niezaprzeczalnym obrzęku brzucha Hermiony. - Tak się cieszę, że uciekłaś. Zasługujesz teraz na wolność. Na prawdziwą wolność, a nie tylko na tyle, na ile pozwolą ci inni ludzie.
Palce Ginny powędrowały do jej twarzy, szybko muskając załzawione policzki, kiedy dziewczyna wymknęła się z pokoju.
Hermiona przez chwilę wpatrywała się w dłoń Draco splecioną z jej własną, zanim skierowała wzrok na jego twarz.
- Możesz przestać udawać, że śpisz.
Srebrne oczy Draco otworzyły się i skierowały na nią. Wyraz jego twarzy był powściągliwy.
Kąciki ust Hermiony uniosły się, gdy to zauważyła.
- Nie zadałam sobie trudu, by cię uratować z powodu starej obietnicy, jeśli cię to zastanawia. W końcu czy to nie ty powiedziałeś, że składam sprzeczne obietnice tylko po to, abym mogła robić, co chcę?
- Grang…
- Mówiliśmy, że na zawsze, prawda? - zapytała napiętym głosem. - Na zawsze. Jeśli nie chcesz już w pełni tej obietnicy, będę ci ją dawała stopniowo.
Mocniej ścisnęła jego dłoń.
- Każdego dnia. Zawsze wybiorę ciebie.
Odwróciła się w pełni twarzą do niego, splatając mocno ich palce i przesuwając opuszkami wzdłuż krawędzi jego kostek. Jej palce zatrzymały się na onyksowym pierścieniu, gdy wpatrywała się w niego, odtwarzając ich przeszłość.
Oślepiający ból i palące oddanie w równych częściach po obu stronach.
- Jestem pewna, że będą dla nas dobre i złe dni - powiedziała po minucie. - Jest… prawdopodobnie zbyt wiele rzeczy, aby kiedykolwiek naprawdę zostawić to za sobą. Ale jeśli zdecydujesz się zostać ze mną, a ja zdecyduję się zostać z tobą… To każdego dnia... myślę, że będziemy wystarczająco silni, aby przetrwać każdy jeden dzień. - Spojrzała mu w oczy. - Prawda?
Przyglądał się jej przez chwilę i skinął głową.
Gdy następnego dnia pojawiło się śniadanie, na tacy leżał również dwutygodniowy egzemplarz Proroka Codziennego. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie spalonych ruin Malfoy Manor.
Hermiona zerwała go z tacy i zaczęła czytać z dudniącym sercem.
„Wielki Łowca zabity w wypadku Szatańskiej Pożogi.”
Rozłożyła go drżącymi rękami, aby przeczytać podsumowanie za zgięciem strony.
„Draco Malfoy zabity przez ojca w szokującej sprawie morderstwa i samobójstwa w Malfoy Manor.”
Spojrzała na Draco, wzdychając z ulgą.
- Udało się, Draco. Jesteś wolny.
Nie wiem co sądzić o Ginny w tym momencie. Niby ją rozumiem, w końcu została praktycznie sama na dwa lata, Draco wpadał do niej sporadycznie, a jak już, to jeszcze jej przynosił takie rewelację, że chyba każdy miałby mętlik w głowie i nie wiedział, co ma tak naprawdę myśleć… Nie wiedziała, co tak naprawdę łączy Hermionę i Draco, że obydwoje się wzajemnie pokochali, Hermiona nic jej nie wyjaśniła, a tu nagle zjawia się Draco i co ona miała pomyśleć? Ale nie podoba mi się do końca jej zachowanie. Owszem, zgadzam się i z nią i z Draco, że Hermiona powinna skończyć z poświęcaniem się dla wszystkich dookoła, że powinna zacząć robić coś dla siebie, ale Ginny jest dla niej jak siostra. Myślę, że pragnienie uratowania jej wtedy nie było spowodowane tylko tym, że złożyła Potterowi obietnice, Ginny była jej najbliższa, mimo tego wszystkiego, co się działo, że Harry przestał się do niej odzywać, że była krytykowana przez wszystkich. Ginny dawała jej jakieś oparcie. Ale teraz, nie powinna wymagać od Hermiony tego, że ona zostawi Draco. Harry nie żyje, trudno. Poświęcił się, bo uważał, że tak będzie słusznie, ale nie powinna wymagać teraz od Hermiony, żeby zrezygnowała z miłości i z dziecka (nawet, jeśli zostało poczęte w takich okolicznościach). Nie wie, przez co przeszła Hermiona, co ona czuje i na czym jej obecnie zależy, a zależy jej na Draco i na ich dziecku. Czyżby to była jakaś zazdrość ze strony Ginny? Że mimo wszystko Hermiona w jakiś sposób wydaje się być szczęśliwa, nawet jeśli to szczęście wygląda jak wygląda? Ma przy sobie kochającego mężczyznę i będzie mogła stworzyć z nim rodzinę, a Ginny ma tylko syna, który wygląda jak jej ukochany, co tylko potęguje ból. Cholernie za to żal mi Draco 😞 To, jaki czuję się zagubiony, że nie wie, co ma ze sobą zrobić… Jego mania na punkcie bezpieczeństwa… Tak cholernie przykre jest to, że on nie zna innego życia niż to, które spędził w szeregach Voldemorta 😔 Naprawdę ten psychol zniszczył mu życie. Ale udało się, są wolni. Draco "nie żyje"
OdpowiedzUsuńW koncu mozna odetchnac! Chociaz boje sie zlapac glebszy oddech, tak mnie to opowiadanie przyzwyczailo, ze wiecznie cos sie musi odwalic nie tak 😉 Ten dom... O Boze, ile przygotowan, oslon, skad on go w ogole wytrzasnal? Mam nadzieje, ze Voldemort nie bedzie kojarzyl, gdzie poza Europe podrozuje Draco... Bo chociaz wyglada na to, ze faktycznie wszyscy uwierzyli, ze szalony Lucjusz zabil syna i siebie, palac caly dom, to nadal jestem jakas nieprzekonana, chociaz mam gleboka nadzieje, ze to moje dziwne urojenia i nic zlego juz im sie nie przydarzy. James, rany, mozna dostac wstrzasu, jesli faktycznie wyglada jak Harry. Jaka szkoda, wielka szkoda, ze nie moze byc z nimi, ale coz... Jego wybory sprawily, ze tak to sie skonczylo. Troche rozumiem nieufnosc Ginny co do Draco i probe namawiania Hermiony, zeby zostawila wszystko za soba, ale prawda jest taka, ze gdyby nie on, to obydwie juz dawno by nie zyly... I ta jego mania bezpieczenstwa! Slusznie odsypial to potem przez tyle dni. Kochany Draco, o wszystkim pomyslal, ta biblioteka i laboratorium mnie na max rozczulilo ❤
OdpowiedzUsuńMała
Strasznie nie lubiłam Ginny w tym opowiadaniu. Naprawdę złościła mnie już w części wspomnieniowej, a teraz pod koniec już w ogóle moja niechęć do niej wzrasta - w kolejnych rozdziałach będzie zresztą podobnie. Jestem pewna, że autorka chciała właśnie tak ją przedstawić - część osób ją rozumie i odczuwa względem niej żal, a cześć osób znów czuje niechęć i niezrozumienie za jej brak wdzięczności względem uratowanego życia. Trzeba przyznać, że SenLinYu doskonale wykreowała tę postać - jest bardzo wielowymiarowa, zresztą podobnie jak inne w tej historii. Niemniej ja jestem w opozycji do Ginny i lubię przypisywać jej w swojej ocenie same niecne zamiary - jak np. chęć rozdzielenia Hermiony i Draco, z zazdrości, że ktoś tak zły dla Malfoy przetrwał wojnę i ma przy sobie ukochaną, a jej szlachetny Potter poległ jak szmaciana lalka do końca wierząc w ideały, które nie mają szans na realizację na wojnie.
OdpowiedzUsuńGinny chyba mimo wszystko jest trochę zazdrosna, jej ukochany wierzył w ideały wyssane z palca i (jak do tego mogło dojść) zginął. A tutaj osoby, których nigdy nie słuchała miały rację, przeżyły i koniec końców znalazły szczęście. Bardzo boli zderzenie z rzeczywistością.
OdpowiedzUsuńTo teraz seria epilogów przed nami, no ciekawa jestem mega jak zostanie rozwiązany i czy w ogóle wątek Voldemorta, mrocznych znaków i tych biednych dziewczyn w niewoli.
Oby kolejna gazeta zaczynała się od słów " Voldemort pokonany" Ginny bardzo przejęła się tym co się stało Hermionie i nie dziwię się że tak zareagowała bo też nie wiedziała wszystkiego. Biedny Draco tak naprawdę będzie musiał nauczyć się żyć od nowa jakoś człowiek a nie sługa 🥺
OdpowiedzUsuńPostać Ginny w tym opowiadaniu mnie irytuje, brak wdzięczności względem Draco, choć ja uratował i udowodnił w ten sposób lojalność wobec Hermiony ona i tak próbowała go zabić... Serio? Jeżeli chodzi o Hermionę i Draco to pięknie się o nich czyta, mam nadzieję że to nie cisza przed burzą...
OdpowiedzUsuń⭐❤️
OdpowiedzUsuńNadrabiam komentowanie :D
OdpowiedzUsuńTrochę mi zeszło, ale kocioł w pracy i masa papierologii, którą musiałam ogarnąć :D
To zakończenie jest takie słodko-gorzkie, ale innego sobie nie wyobrażam dla tego opowiadania.
Udało im się uciec, są bezpieczni i tak bardzo okaleczeni i nie mówię tu tylko o amputacji ręki Draco, bo te rany emocjonalne chyba nigdy się w nich nie zagoją.
Ginny jest tutaj jakaś taka inna. Nie do końca mnie przekonuje w tym opowiadaniu...