Muzyczna sugestia:
Kyle Dixon & Michael Stein - Soldiers
Lorde - Yellow Flicker Beat
Bring Me The Horizon - Deathbeds
Bring Me The Horizon - One Day The Only Butterflies...
Playlista Spotify: “Music to read Manacled to”
__________
Ostrzeżenie: graficzność, klimaty gore, horror, tortury.
Lipiec 2003
Laboratorium Sussex było ogromnym czarnym budynkiem, który wyglądał, jakby został zrzucony na środek lasu Ashdown. Bariery przeciw aportacji rozciągały się na kilkaset metrów od jego ścian. Hermiona zbliżyła się do niego z głębokim rozczarowaniem, szeroko omijając inne, mniejsze budynki rozrzucone wokół niej. Wielkość laboratorium przyćmiewała wszystko dookoła. Powietrze było tak zepsute i przesiąknięte przez Czarną Magię, że trudno było jej oddychać. Dementorzy patrolowali teren wysoko nad jej głową.
Z tej perspektywy, budynek przypominał Hermionie Azkaban. Widziała plany rozkładu Sussex od wewnątrz i widywała go z daleka, ale to był pierwszy raz, kiedy rzeczywiście do niego podeszła.
Był to wysoki budynek w kształcie litery V, bez widocznego punktu wejścia. Na najwyższych piętrach znajdowało się tylko kilka okien. Wiedziała z planów, że jedyne wejście prowadziło przez zabezpieczony punkt aportacji wewnątrz budynku, a jedyne wyjście to oddzielny punkt deportacji na innym piętrze.
Gdyby była spokojniejsza i mniej pogrążona w smutku, zdałaby sobie sprawę, że nie istniał dla Draco żaden sposób, aby tak szybko wydobyć stamtąd Ginny bez narażania się na niebezpieczeństwo.
Oboje popełnili błędy z desperacji.
Rozejrzała się dookoła. Był pochmurny letni wieczór. Zaczynało ciemnieć. Mroczne stworzenia wkrótce się pojawią, wychodząc na nocny żer.
Hermiona zbliżała się, aż dotarła do ostatniej linii barier ochronnych. Były to osłony tego samego nieprzeniknionego gatunku, który zastosowano w Hogwarcie. Trawa i rośliny spłonęły na popiół na ich obwodzie.
Hermiona wyciągnęła rękę, a magia bariery zatrzeszczała, ukazując swoją obecność w jej pobliżu.
Wyciągnęła z płaszcza nóż i klękając, przebiła osłony przy ziemi. Jad mantykory zawarty w srebrze ostrza przecisnął się przez nie, jakby ich magia kompletnie nie istniała. Hermiona wyciągnęła jedną z kilkudziesięciu bomb, które przyniosła, stuknęła w nią lekko czubkiem różdżki, po czym przepchnęła przez otwór, uważając, aby nie dopuścić do kontaktu osłony lub noża z małą kulką. Gdyby przypadkowo odpaliła bombę, Śmierciożercy odnaleźliby kawałki jej ciała rozrzucone w promieniu pięćdziesięciu stóp.
Starała się o tym nie myśleć.
Wepchnęła przez otwór w osłonie pięć bomb i jednym machnięciem różdżki lewitowała je w kierunku budynku, ustawiając trzy z nich wzdłuż podstawy i wysyłając dwie, aby zawisły około dwudziestu stóp nad ziemią. Wyciągnęła nóż, a otwór w osłonie natychmiast ponownie się uszczelnił.
Szybko przeszła dziesięć stóp dalej i powtórzyła te kroki, aż przeszła cały odcinek wzdłuż wschodniej ściany budynku, a jej kieszenie zostały opróżnione. Opierając się na każdym raporcie, jaki Severus i Draco kiedykolwiek przynieśli Zakonowi na temat Sussex, we wschodniej części budynku znajdował się oddział rozwoju klątw i większość badań z udziałem testów na ludziach. Zachodnia strona budynku była bardziej technologiczna. Tam odbywały się procesy tworzenia kajdan i badania nad złamaniem Zaklęcia Fideliusa.
Cofnęła się od budynku tak daleko, jak tylko mogła, spoglądając na krawędź osłony i próbując ocenić, o ile dalej musi jeszcze odbiec. Szybkim ruchem rzuciła na siebie urok bąblogłowy.
Zamknęła oczy i powoli zaczerpnęła powietrza, po czym otworzyła je i wyciągnęła przed siebie rękę z zaciśniętą w niej różdżką.
Zaopiekuję się tobą. Zawsze będę się tobą opiekować.
Machnęła różdżką ostro w górę, a następnie cisnęła nią w dół.
Przez ułamek sekundy panowała cisza. Potem rozległ się huk, jakby wszystkie cząsteczki powietrza zawibrowały.
Ostra ściana dźwięku uderzyła w nią z taką siłą, że jej kości zadrżały. Kopuła osłon nad Sussex zalśniła, gdy seria szybkich wybuchów przemknęła wzdłuż ścian laboratorium. Powietrze zostało rozerwane w ogłuszającej eksplozji. Wybuch odbił się od osłon, a następnie rykoszetem powrócił do podstawy budynku laboratorium. Chmura kurzu i śmiercionośnej trucizny wypełniła powietrze, a całe wschodnie skrzydło budynku zachwiało się, by potem runąć, uderzając w jego zachodnią część.
Ziemia zatrzęsła się tak mocno, że Hermiona została zwalona z nóg. Uderzyła głową o ziemię, a ból spowodował, że ściany jej oklumencji zachwiały się. Pełne oszołomienia i odurzenia uczucie przeniknęło do jej świadomości, gdy wstała. Potrząsnęła głową, mrugając i próbując oczyścić umysł. W jej uszach rozległo się ostre, bolesne dzwonienie, które przytłumiło wszystkie inne dźwięki. Zerknęła na laboratorium, po czym rzuciła się w stronę punktu poza barierami przeciw aportacji.
Przebiegła pięćdziesiąt stóp, gdy ogarnęła ją lodowata rozpacz.
Potknęła się i zawahała.
Harry umarł.
Cały żal nagle uderzył w nią jak lodowata fala przypływu.
Harry. Padma. Zgredek. Wszyscy.
Wszyscy.
Wszystko, co zrobiła. Nic z tego nie miało znaczenia.
To wszystko było bezcelowe.
Puste oczy Harry'ego, gdy był trafiany w pierś Avada za Avadą.
Krzyk Rona, desperacko rzucającego się w stronę swojego najlepszego przyjaciela.
- Czy Parv–?
Wrzask Colina, obdzieranego ze skóry na szpitalnym łóżku przez niemożliwą do zatrzymania klątwę.
Nie było sensu.
- Mieliśmy swój dobry czas, Granger, ale nigdy nie było nam pisane przetrwać.
Stała na wrzosowisku i trzęsła się.
Zalała ją fala śmierci.
Wszyscy mieli umrzeć.
Opadła na ziemię. Było jej tak zimno. Wszystko tak bardzo bolało.
Przycisnęła dłoń do piersi i próbowała oddychać.
- Musisz wiedzieć, że osiągasz powoli punkt, w którym szkody Czarnej Magii mogą stać się nieodwracalne.
Wszystkie wspomnienia, przed którymi próbowała się ukryć. Wszystkie krzyki i śmierć. Zgniła, mrożąca krew w żyłach woń gangreny i zgnilizny. Płonących ciał. Wnętrzności, larw i zatrutej krwi. Szponiaste ręce ściskające ją na ślepo. Pomocy. Zabij mnie. Proszę. Zatrzymaj to.
Całe jej ciało bolało z zimna, jakby na jej skórze osiadł szron.
Chciała umrzeć.
Draco.
- Jesteś moja. Zawsze po ciebie przyjdę.
Znieruchomiała. Powiedziała mu, że będzie na niego czekać.
Gdyby nie wróciła, on odnalazłby w chacie tylko bałagan pośpiesznie rozrzuconych materiałów wybuchowych i jej nabazgraną notatkę na stole. Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię.
Zmusiła się do podniesienia głowy i zdała sobie sprawę, że dementorzy, wypełniający wcześniej niebo, zbliżają się do niej.
Chwyciła różdżkę i spróbowała wstać. Nie mogła rzucić patronusa. Musiała uciekać.
Poderwała się na równe nogi, a potem znowu upadła, drżąc gwałtownie.
Zstępujący z powietrza dementorzy zebrali się wokół niej tak gęsto, że stłumili całe światło.
Znowu się podniosła, szukając w sobie czegoś wartościowego. Coś, co nie zostało zatrute przez wojnę.
- Będę się tobą opiekował. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Nie musisz być samotna. Ponieważ jesteś moja.
To nie było szczęśliwe. Nie była pewna, co to jest. Ale była to obietnica, którą złożył jej Draco. Musiała do niego wrócić. On był jej. Zasłużyła na niego. Obiecała, że będzie na niego czekać.
Nie mogła umrzeć. Nie mogła go zostawić. Przeczołgałby się przez piekło, żeby ją odzyskać.
Jej skóra płonęła od bolesnego zimna. Podniosła się i wycelowała różdżkę w zbliżających się do niej dementorów.
- Expecto Patronum! - krzyknęła, wlewając każdą kroplę emocji w zaklęcie.
Białe światło eksplodowało z czubka jej różdżki, powiększając się i powiększając, aż jej patronus w pełni się ucieleśnił.
Nie była to jej wydra.
Nie była to tylko łuna światła.
Hermiona podniosła głowę, gdy z jej różdżki wyłonił się pełnowymiarowy smok. Opalooki Antypodzki. Wypełnił całe niebo. Odrzucił głowę do tyłu, rycząc i rozkładając ogromne skrzydła. Otworzył pysk, z którego wypłynęły białe płomienie.
Dementorzy odpłynęli w niebo, ale smok poleciał za nimi w pogoni. Odpychał ich coraz wyżej i wyżej, aż byli zmuszeni zawrócić i skierować się w stronę pola.
Hermiona stała i patrzyła, jak zbliżają się do linii gruntu, po czym uniosła różdżkę.
Dementorzy nie mogli umrzeć, ale z pewnością mogli płonąć.
Szatańska Pożoga, piekło roztopionego płomienia wylewało się z jej różdżki, kręcąc się i wijąc, gdy podzieliło się i uformowało w dziesiątki chimer, podczas gdy dementorzy lecieli w dół, uciekając przed jej patronusem. Gdy zbliżyli się do ziemi, Hermiona skierowała różdżkę w górę, a diabelski ogień ryknął, zmieniając się w ścianę ognia.
Całe niebo było wypełnione wrzeszczącymi, płonącymi dementorami, podpalanymi i pożeranymi, gdy Szatańska Pożoga przekształciła w ogromnego ognistego smoka.
Hermiona patrzyła tylko przez chwilę, zanim zakończyła zaklęcie i odwróciła się, by biec, gdy płonący dementorzy spadali z krzykiem z rozjarzonego nieba.
Pokonała biegiem kilkanaście jardów, kiedy coś powaliło ją na ziemię. Wyrwała się i wywarczała przez zęby klątwę, zanim atakujący wampir zdołał ją ugryźć. Upadł na ziemię, kiedy się podniosła.
Była już w połowie drogi, kiedy nagle przed jej twarzą pojawiła się wiedźma. Hermiona rzuciła się w bok, rzucając przy tym klątwę patroszącą. Całe pole wypełniło się czarnomagicznymi stworzeniami. Ich armia otoczyła ją, kiedy próbowała uciec przed dementorami.
Zatrzymała się czekając, aż będą wystarczająco blisko, a następnie wbiła różdżkę w glebę, rozpuszczając ją i patrząc, jak wiedźmy, wampiry i wilkołaki zatapiają się w jej otchłani. Zanim zdążyli wypłynąć na powierzchnię, anulowała klątwę i ponownie rzuciła się w stronę krawędzi barier.
Ktoś odciągnął ją do tyłu. Odskoczyła i przeturlała się, łapiąc za wystający konar, a następnie odzyskując równowagę, używając siły własnego rozpędu. Rzuciła Bombardę Maximę, nawet nie patrząc na to, kogo atakuje.
Młody wilkołak spojrzał w dół odkrywając, że wysadziła mu żołądek. Upadł na ziemię. Dzięki swojej likantropii prawdopodobnie zdołałby przetrwać. Wysłała kilka szybkich zaklęć tnących w kierunku gardeł wiedźm i wilkołaków, które podeszły zbyt blisko.
Kiedy znów zaczęła biec…
- Expelliarmus!
Różdżka została wyrwana z jej dłoni, gdy siła zaklęcia odrzuciła ją do tyłu. Uderzyła z hukiem o twardą glebę, a jej głowę przeciął kamień. Jej wizja się rozpłynęła, a czarne plamy błysnęły przed jej oczami, gdy oszołomiona podniosła się i spojrzała w kierunku, w którym poleciała jej różdżka.
Graham Montague stał piętnaście stóp dalej, wpatrując się w nią. Trzymał jej różdżkę w swojej dłoni.
- Dzisiaj jest mój dzień. Czuję się, jakbym widział cię zaledwie wczoraj - powiedział z uśmiechem. Wyraz jego twarzy był radosny i intensywnie niepokojący. - Nie spodziewałem się, że znajdę cię tak szybko.
Wskazał na dymiące ruiny laboratorium i płonących dementorów wciąż spadających z nieba.
- Zrobiłaś to wszystko sama?
Hermiona się nie poruszyła. Oczy miała utkwione w swojej różdżce.
- Kurwa. Założę się, że w końcu dostanę swój Znak za schwytanie cię. - Spojrzał na nią, a potem wyszczerzył zęby, chwytając jej różdżkę w obie dłonie i przełamując ją na pół.
Patrzyła na to z przerażeniem.
Bez różdżki nie mogła się teleportować.
- Chodź. - Montague wycelował w nią swoją różdżkę i skinął na siebie. Wokół niego zebrały się czarnomagiczne istoty. - Nie utrudniaj sobie tego. Chodź tu, Szlamo.
Oczy Hermiony przesunęły się po polu, próbując wymyślić, co robić.
Osunęła się, uległe zwijając ramiona do wewnątrz, kiedy wyciągnęła nóż z wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Szła niepewnie w stronę Montague’a i wszystkich otaczających go istot. Wilkołak wystąpił naprzód i zaczął szarpać ją za ramię.
Hermiona zamachnęła się.
Jej nóż błysnął w powietrzu, gdy odcięła wilkołakowi rękę i wypatroszyła go.
Leczyła tyle ran ciętych z rąk wiedźm, że dokładnie wiedziała, których ran zadanych nożem nie da się naprawić.
Schyliła się, unikając klątwy lecące w jej stronę i rzucając się na Montague’a. Był najbliższą osobą z różdżką w dłoni.
Wiedźma doskoczyła do jej gardła, a Hermiona obróciła się i przecięła nożem w jej krtań, po czym ponownie rzuciła się w stronę Montague’a.
Oczy Montague’a rozszerzyły się ze strachu i próbował ją przekląć. Był znacznie wolniejszy w pojedynkach niż Draco. Niechlujny i nieprecyzyjny. Uniknęła pierwszej klątwy. I drugiej. Fioletowa klątwa przecięła jej płaszcz i trafiła ją w brzuch. Szła w jego stronę, aż upadł, potykając się, gdy próbował od niej uciec.
Obróciła nóż w dłoni i rzuciła nim, celując w środek jego klatki piersiowej.
Rzucił tarczę, ale magiczne ostrze przecięło ją i zatopiło się aż po rękojeść w jego lewym barku. Ostrze ledwo minęło jego serce.
Hermiona wyciągnęła swój drugi nóż.
Wyraz jego twarzy wypełnił się przerażeniem.
- Avada Kedavra! - Próbował rzucić klątwę, ale z czubka różdżki błysnęły tylko iskry.
- Avada Kedavra!
Nic.
- Crucio!
Spudłował. Próbował rzucić ją ponownie.
Kiedy wbiła nóż między jego żebra, dźgnął ją różdżką w gardło.
- Crucio!
Uchwyt jej dłoni na nożu rozluźnił się, gdy upadła na ziemię, krzycząc. Jej ciało trzęsło się w agonii. Ból rozdzierał wszystkie jej nerwy. Wrzeszczała z całych sił. Jej nerwy pękały i były rozszarpywane przez siłę zaklęcia. Usta wypełnił smak krwi. Ból. Nic, tylko nieskończony ból.
Wreszcie przestał.
Hermiona zmusiła się do otwarcia oczu i patrzyła, jak Montague upada na kolana, mocno krwawiąc z boku i ramienia. Wydawał się być na skraju omdlenia. Różdżka zwisała mu luźno z palców.
Hermiona szlochała i sapała przez zęby, gdy niepewnie próbowała przewrócić się na bok.
Złap jego różdżkę. Złap jego różdżkę.
Jej mięśnie drżały i wiły z skurczach, gdy się podniosła.
- Ty pierdolona dziwko… Drętwota!
***
Obudziły ją krzyki.
Leżała na ziemi, a jej mięśnie drżały spazmatycznie. Czuła się poturbowana, ale zmusiła się do podniesienia do pozycji siedzącej. Znajdowała się w dużej klatce wypełnionej kilkunastoma innymi osobami, w tym kilkoma, które nie do końca rozpoznawała.
Była noc, a jedynym źródłem światła był blask pochodni, migoczących na pomarańczowo. Czuła mdlącą woń Czarnej Magii. Krzyki nie ustawały. Towarzyszył im też śmiech. Okrutny, szyderczy, histeryczny śmiech.
Rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że była w Hogwarcie. Wokół podstawy Wieży Astronomicznej na terenie dawnej szkoły, znajdowały się dziesiątki ogromnych klatek wypełnionych ludźmi. Krzyki dobiegały jednak ze szczytu wieży.
Spojrzała w górę.
Molly Weasley, wisząca piętnaście stóp nad ziemią krzyczała, szlochała i wiła się, zaczepiona za nadgarstki grubymi kajdanami. Artur wrzeszczał obok niej z agonii. Klątwa ćwiartowała jego ciało, kawałek po kawałku.
- Błagam! Nie on! Skrzywdź mnie! On nic nie rozumie! Proszę, nie rób mu tego! - błagała Molly załamanym głosem.
Na łańcuchach wokół Molly wisiały kawałki mięsa. Hermiona zmrużyła oczy, by dostrzec coś w słabym świetle.
Odcięte ramiona.
Tułów.
Głowa George'a.
Jej przełyk skurczył się, a ona zgięła się i zwymiotowała tak gwałtownie, że poczuła rozdzierający ból w plecach, gdy jej ciało targane było falami ostrych drgawek.
Po chwili podniosła głowę i otarła usta.
Bill, Charlie, Fred i George byli martwi, a kawałki ich poćwiartowanych ciał zwisały z łańcuchów. Ron wciąż żył. Ledwo. Tonks nie żyła, a organy zwisały z jej rozpłatanego na pół ciała. Remus wisiał obok niej, tak okaleczony, że z pewnością też był już martwy.
Nad Weasleyami, Remusem i Tonks wisiała jeszcze jedna postać. Szkieletowe truchło.
Palce Hermiony drgnęły, gdy chwyciła za pręty krat.
- Czy… czy to Harry? - wykrztusiła.
- Tak - powiedziała głucho dziewczyna stojąco w pobliżu. Hermiona pomyślała, że mogła nazywać się Mafalda. - Kiedy Sam-Wiesz-Kto przestał używać Klątw Zabijających, rzucił zaklęcie martwicy i Harry zaczął gnić. Umieścił go tam, żebyśmy to zobaczyli. A także wszyscy jego najbliżsi przyjaciele. Torturują ich już od wielu godzin.
Krzyki Artura słabły z każdą chwilą.
- Proszę! Nie rób mu krzywdy. Artur. Artur... - Molly szlochała i błagała, próbując go dosięgnąć.
Palce Hermiony drgnęły, a ona opuściła brodę i odwróciła wzrok od wieży.
Zniknął jej płaszcz, naszyjnik, bransoletka. Została rozebrana i przebrana w cienką szarą sukienkę. Nawet jej spinki do włosów zostały usunięte. Jedynie pierścień od Draco wciąż lśnił na jej palcu.
- Malfoy!
Krew w jej żyłach zamarzła, a ona zesztywniała i odwróciła się. Między klatkami rozsiane były tłumy ludzi, stoły i namioty. Śmierciożercy, strażnicy i urzędnicy Ministerstwa tłumnie zebrali się wokół nich, opijając zwycięstwo. Śmierciożerca wystąpił naprzód i rzucił klątwą w ciała zwisające z Wieży Astronomicznej. Rozległ się pijacki, ryczący śmiech tłumu.
Kilku mężczyzn zaglądało do klatek.
- Jesteś słodka. Być może Czarny Pan da mi cię jako nagrodę za moje zasługi - nucił Śmierciożerca, próbując złapać jedną z uwięzionych kobiet przez kraty.
- Malfoy!
Hermiona szukała w tłumie Draco. Zamiast tego zobaczyła zbliżającego się Lucjusza.
- Myśleliśmy, że ty i pozostali możecie przegapić całą uroczystość - zawołał nierówny głos.
Hermiona skuliła się nisko na ziemi i odwróciła wzrok, gdy Lucjusz podszedł bliżej. W uszach wciąż dzwoniło jej od eksplozji. Wstrzymała oddech i wysilała się, by coś usłyszeć.
- Czarny Pan wymagał mojej obecności - powiedział Lucjusz, jego głos brzmiał niepokojąco, pieszczotliwie. - Pojawiła się pewna… nieoczekiwana sytuacja.
Hermiona poczuła, że jej gardło się zacisnęło. Draco.
- Sussex? - zapytał już znacznie ciszej drugi głos.
- W rzeczy samej - powiedział cicho Lucjusz. - Czarny Pan chce utrzymać to w tajemnicy. Tylko dla jego najbardziej zaufanych.
Hermiona osunęła się z ulgi. Nie Draco.
- Czy to prawda? Wszyscy? - drugi głos był uparty.
- Czyż nie powiedziałem, że mamy tego nie rozgłaszać? Czy nie rozumiesz, dlaczego Czarny Pan nie chce dać dotrzeć tej informacji do tłumów? - w delikatnym głosie Lucjusza rozbrzmiewała śpiewna nuta. - Kiedy martwi się o szpiegów pośród nas? To skandal, że takie coś w ogóle mogło mieć miejsce. Wciąż drżę na myśl, co stało się z biednym Rookwoodem w zeszłym tygodniu.
- Nie chciałem… Chciałem tylko… uprzejme zapytanie było wszystkim, co miałem na myśli. Popatrz! Zostawiliśmy coś dla ciebie. Było wielu, którzy chcieli go wykończyć, ale powiedziałem, że to ty zasłużyłeś na ten zaszczyt. Spójrz, on wciąż żyje.
Hermiona uniosła wzrok i zobaczyła Lucjusza i drugiego Śmierciożercę spoglądających na szczyt Wieży Astronomicznej.
Artur znieruchomiał, a krzyki Molly przeszły w ciche szlochanie.
- Kilku z nich wciąż żyje. - Śmierciożerca o szorstkim głosie rzucił klątwę w Remusa, a jego ciało drgnęło, a potem znów zwiotczało. - Ten nie chce zdechnąć. Nieważne, czym w niego rzucimy. Jego narządy odrosły już dwukrotnie - zachichotał mężczyzna. - Jest też matka. Krzyczy głośniej na widok swoich pomiotów, niż kiedy rzucamy na nią Crucio. Ale najlepsze zostawiłem dla ciebie. Najlepszy przyjaciel Pottera, ten, który zawsze był z nim. Upewniłem się, żeby nikt wcześniej go nie zabił.
- Jak szczodrze z twojej strony, Mulciber - zamruczał Lucjusz, przyglądając się Weasleyom zwisającym ponad ich głowami.
Jego twarz ściągnęła się i zamyśliła. Jego rysy były ostre, prawie jak szkielet. Skóra mocno naciągnięta była na jego czaszkę, a zagłębienia policzków i oczodołów były zapadnięte, niczym niemal czarne dziury w ciemności i migoczącym świetle pochodni. - Miałem nadzieję, że będę miał więcej czasu na delektowanie się tym doświadczeniem, ale Czarny Pan chce ich śmierci przed końcem dnia - mruknął Lucjusz smutnym tonem. - Poświęciłem trochę swojej uwagi temu, jak właściwie się do tego zabrać.
Żółta klątwa wystrzeliła z różdżki Lucjusza i uderzyła Rona w bok głowy. Ciało Rona zaczęło szarpać się, a jego oczy rozszerzyły się i wytrzeszczyły, jakby się dusił.
- Nie… - Słowa znalazły się w połowie drogi do ust Hermiony, zanim je odgryzła.
Szare oczy Lucjusza błyszczały, gdy wpatrywał się w zwisające nad swoją głową ciała.
- Przyrzekłem na grobie Narcyzy, że zabiję każdego zdrajcę krwi w tym kraju. Wiedziałem, że Potter należał do Czarnego Pana, ale miałem nadzieję, że będę miał zaszczyt wysłać za nim do grobu resztę jego ukochanej „rodzinki”.
Lucjusz machnął ręką. Jego ruch był spazmatyczny, jakby naznaczył go manieryczny tik. Wyraz jego twarzy stał się napięty, gdy spojrzał na Rona i machnięciem różdżki zakończył działanie klątwy duszącej. Ron sapnął nierówno. Jego pierś falowała. Jego oczy zamarły.
Lucjusz kreślił różdżką leniwe spirale i mówił powoli.
- Spalenie żywcem to szczególnie bolesna śmierć. Mugole palili czarownice. Palili je tak długo, aż nie było już co ratować. Wszystko, co mam po mojej żonie, to pusty grób. Nic z niej nie zostało. Chociaż szukałem. Wiele razy. - Jego ręka znów zawirowała w powietrzu.
- Myślę, że dobrze by wiedział, w jakim bólu umierała - powiedział unosząc różdżkę. - To za moją żonę.
Z jej czubka wystrzeliła ciemnozielona klątwa, która trafiła Rona w stopę. Pojawiła się wijąca w powietrzu smuga dymu, a Ron odrzucił głowę do tyłu i wrzasnął, gdy klątwa zaczęła rozprzestrzeniać się, sunąc w górę jego nogi.
Ciało Hermiony zatrzęsło się. Jej gardło zacisnęło się, gdy próbowała nie wymiotować. Znała tę klątwę. Zmieniała krew w stopiony ołów wewnątrz ciała ofiary. Powolna klątwa. Powolna śmierć. Wcisnęła się w róg z drugiej strony klatki, starając się nie szlochać.
Lucjusz odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się.
Molly drgnęła i ocknęła się.
- Proszę. Nie! Nie mój syn. Proszę, nie krzywdź mojego syna!
Hermiona zacisnęła powieki i zakryła uszy, ale nie mogła powstrzymać dobiegających jej krzyków Rona i Molly. Ani histerycznego śmiechu Lucjusza.
Kiedy krzyki stopniowo stawały się coraz cichsze, coś ciepłego, o mdłej i słodkiej woni dotknęło nosa Hermiony. Jej oczy gwałtownie się otworzyły i ujrzała twarz Dolores Umbridge zaledwie kilka cali od swojej. Kobieta przyglądała się Hermionie przez pręty klatki ze złośliwą radością.
Kobieta była otoczona przez kilku strażników.
- Wydaje mi się, że rozpoznaję tę podstępną twarzyczkę. - Umbridge wskazała na strażnika. - Ty, otwórz to i chwyć ją.
Rozległ się pisk drzwi klatki, a twarda dłoń chwyciła Hermionę za ramię i wyciągnęła ją na zewnątrz. Palce wplątały się w jej włosy, a jej głowa została brutalnie wykręcona do tyłu.
Umbridge znowu się zaśmiała, a jej oddech muskał twarz Hermiony. Ciepły i słodki, jakby przed chwilą jadła cukierki.
- To ty. Poznałbym tę twoją brudną twarz wszędzie. Nie zapomniałam cię. - Oczy Umbridge błyszczały. Wskazała przez ramię. - Zanotuj. Chcę, żeby została przeniesiona do Sussex, wraz z kolejną partią, o którą poproszą. Ma być na szczycie listy i trafić wprost do Dołohowa. - Pochyliła się bliżej Hermiony, dodając praktycznie szeptem: - On zawsze szuka nowych zabawek.
Jeden ze strażników lekko zakaszlał. Umbridge spojrzała na niego ostro.
- Naczelniczko, Sussex jest… mówią, że zostało na stałe wyłączone z użytku z powodu… wypadku, który miał miejsce. A Dołohow… nie żyje.
Hermiona poczuła przypływ triumfu przebijający się przez jej przerażenie, gdy twarz Umbridge opadła.
Miała nadzieję, że Dołohow umrze. Jedyną osobą, której nienawidziła bardziej od niego był Voldemort.
- Czyli zostało to potwierdzone? - Głos Umbridge był ostry.
Strażnik niechętnie skinął głową.
Umbridge westchnęła i wyglądała na rozczarowaną.
- Szkoda.
Wbiła różdżkę w mostek Hermiony.
- Crucio.
Hermiona wrzasnęła, a jej nogi załamały się. Ręka w jej włosach trzymała ją w miejscu. Jej ciało było skąpane w agonii, aż mięśnie zaczęły drżeć tak gwałtownie, że myślała, że wszystkie jej ścięgna mogą zaraz pęknąć. Krzyczała, aż jej gardło zostało zdarte do krwi, a głos przeszedł w szloch. Wisiała w miejscu, gdy jej ciało szarpało się i gwałtownie drżało.
Zaklęcie się nie skończyło.
Hermiona czuła, jak jej mózg szukał ucieczki. Próbował uwolnić się od agonii. Próbował się złamać. Po prostu złamać.
Nie. Nie mogła.
Nie jestem krucha. Nie mam zamiaru się złamać. Proszę, uwierz w tą część siebie.
Zawisła w miejscu, targana agnonicznymi falami drgawek.
Zaklęcie wreszcie ustało. Hermiona została ciężko upuszczona na ziemię, jej mięśnie wciąż miotały się w konwulsjach. Czuła się tak, jakby została rozdarta na kawałki. Z jej obkurczającej się piersi dobiegały jęki.
Zmusiła się do otwarcia oczu i spojrzała w górę. Widziała Wieżę Astronomiczną ponad ramieniem Umbridge. Molly umierała.
Umbridge przyjrzała się Hermionie leżącej na ziemi i ponownie wskazała przez ramię.
- Chcę ją, kiedy jej magia zostanie już stłumiona. Sądzę, że będzie wymagała mojego dokładnego przesłuchania. Odłóżcie ją z powrotem.
Umbridge zachichotała i zaczęła się zwracać się do wyjścia.
Thorfinn Rowle zatrzymał się, przechodząc obok.
- Nie możesz jej mieć, Strażniczko. - Jego głos był niewyraźny. Gwałtownie wskazał na miejsce, gdzie leżała Hermiona. - Pomogłem przywieźć ją z Sussex, kiedy ją złapali. Czarny Pan powiedział, że chce, aby pozostała nietknięta, na wypadek gdyby zdecydował się ją przesłuchać. Wszystko jest w dokumentacji.
Przez agonię i szok, w które targały jej ciałem po torturach, Hermiona nieznacznie poczuła, jak jej krew zastyga.
Umbridge wyglądała na zawiedzioną.
- Ale kiedy on to robi, to umierają tak szybko.
Rowle wyprostował się i zmrużył oczy.
- Wątpisz we mnie? Mogę wezwać tu Czarnego Pana, jeśli podważasz moją papierkową robotę.
Umbridge przełknęła ślinę, a jej podbródek zadrżał, gdy szybko potrząsnęła głową.
- Nie. Nie. Nigdy nie sprzeciwiłabym się Czarnemu Panu. Jeśli on chce, żeby była nietknięta, to oczywiście pozostanie nietknięta. To… - Wskazała na Hermionę - To tylko kilka minut za jej… buntowniczość. Nigdy nie kwestionowałabym rozkazów od kogoś tak ważnego jak ty. Moje rozczarowanie mnie pokonało - jej głos stał się obrzydliwie słodki. - W końcu jesteś jednym z najbardziej zaufanych dla Czarnego Pana.
Rowle wyprostował ramiona, a jego beczkowata pierś uniosła się. Spojrzał na Hermionę i szturchnął ją swoim butem.
- Wątpię, czy ma to znaczenie. Są dziesiątki ważniejszych terrorystów, których zamierza przesłuchać. Jeśli w końcu o niej zapomni… - Wzruszył ramionami. - Nikogo nie będzie obchodziło, co z nią wtedy zrobisz.
Zaśmiał się ostro i poszedł dalej.
Umbridge przez kilka chwil patrzyła na Hermionę w ciszy.
- Kiedy jej magia zostanie stłumiona, zajmę się nią osobiście. Chce mieć pewność, że wykonamy nasze rozkazy co do joty, a ona pozostaje nietknięta.
Hermiona została ściągnięta z ziemi i z impetem wrzucona z powrotem do klatki.
Zwinęła się ciasno na ziemi, podczas gdy jej ciało wciąż drżało, ale ledwo to zauważyła. Zamarła z przerażenia.
Voldemort wybrał ją do osobistego przesłuchania. Sama myśl wywołała w niej większą panikę niż cokolwiek, co Umbridge mogłaby chcieć jej zrobić.
Jej umysł był wypełniony wspomnieniami o Draco.
Była to prawie niemożliwa liczba wspomnień, by można było próbować je zamaskować lub go od nich odwieść.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz przesłuchiwana przez naprawdę utalentowanych legilimensów, nigdy nie powstrzymasz ich samą siłą swoich mentalnych ścian. Gdybyś była nieletnim członkiem Ruchu Oporu, prawdopodobnie po prostu by cię zabili, zamiast podjąć jakąkolwiek próbę dostania się do wnętrza twojego umysłu. Ale jesteś członkiem Zakonu. Złotą Dziewczyną Pottera.
... Gdybym cię nie wybrał, nigdy nie miałbym okazji ujrzeć mózgu zorganizowanego jak szafka na dokumenty.
Przycisnęła drżące palce do ust i wtuliła się w róg klatki, starając się nie popaść w całkowitą panikę.
- Wszystko w porządku? Trzymała na tobie tę klątwę przez… nawet nie wiem, jak długo. - Jeden z chłopców siedzących z nią w klatce podszedł i położył dłoń na jej ramieniu.
- Wszystko w porządku. Nie zawracaj sobie mną głowy - powiedziała Hermiona napiętym, drżącym głosem, gdy szarpnęła się przed dotykiem. - Muszę coś przemyśleć.
Wzięła głęboki oddech, używając oklumencji, by odwrócić swoją uwagę od fal drgawek i skurczy bólu w jej ciele.
Voldemort zda sobie sprawę, że jest oklumenem. Odkryłby to, a potem rozerwałby jej umysł na strzępy.
Znalazłby w nim Draco.
Nawet gdyby jej śmierć podczas przesłuchania była szybka, to kara dla Draco za zdradę by taka nie była.
To byłaby gorsza śmierć niż ta, przed którą próbowała go uratować, bombardując Sussex.
Gdyby Voldemort odkrył ich związek, prawdopodobnie użyłby Hermiony jako środka do ukarania Draco. To właśnie zrobił z Narcyzą. Wykorzystał to, o co troszczył się Draco, by go torturować i zmusić do posłuszeństwa.
Draco zawsze kierował się bardziej strachem przed tym, co mogło się jej przydarzyć, niż przed tym, co Voldemort mógłby mu zrobić.
Musiała go ukryć. Zakopać wszystkie wspomnienia tak głęboko, że nigdy nie zostałyby odnalezione.
Mózg zorganizowany jak szafka na dokumenty…
Zebrała starannie wszystkie swoje skrupulatnie ułożone i uporządkowane wspomnienia o Draco, Ginny i horkruksach i odepchnęła je tak daleko w głąb umysłu, jak tylko mogła. Umieściła je w najdalszych zakątkach swojej pamięci. Nawet za jej rodzicami, nawet za najwcześniejszymi wspomnieniami z dzieciństwa, jakie posiadała. Odepchnęła je wszystkie w najdalszy głąb, separując od swojej świadomości.
A potem… zawahała się i nerwowo przełknęła ślinę, wysuwając język, by zwilżyć usta. Zacisnęła powieki i odetchnęła drżąco, kiedy znów poruszała się w swoim umyśle, burząc wszystkie mury, które zbudowała w nim w czasie wojny.
Jej starannie podzielone życie. Wszystkie odizolowane emocje i wspomnienia. Jej smutek i zniszczenie z powodu utraconych relacji z Harrym i Ronem. Jej gorzka, jadowita niechęć do Zakonu. Wszystkie rzeczy, które odpychała i ignorowała, aby pozostać skupioną na swojej misji. Rzeczy, które ukrywała, i o których nie chciała myśleć, starając się pozostać przy zdrowych zmysłach podczas pracy.
Śmierć Colina. Colin. Pierwsza śmierć. Sposób, w jaki krzyczał, gdy jego skóra oddzielała się od jego ciała, twarzy, oczu. Dopóki nie przestał krzyczeć, a Hermiona stała tam, zbyt zdruzgotana i dotknięta poczuciem winy, by odwrócić wzrok, gdy klątwa powoli docierała do szkieletu. Warstwa po warstwie. Poszatkowane ciało i białe kości.
Wszystkie ofiary z pierwszego oddziału rozwoju klątw, na których ratowaniu i leczeniu spędziła miesiące. Umarli. Wszyscy umarli. Śmierć za śmiercią. Oni zawsze umierali. Próbowała ich uratować, ale w końcu zawsze zabierała ich śmierć.
Harry umarł. Ron. Weasleyowie.
Całe jej życie było cmentarzem.
Wepchnęła to wszystko na pierwszy plan swojego umysłu.
Gdyby Voldemort wejrzał w jej umysł, zobaczyłby tylko nieskończoną liczbę ofiar wojny, ciągnącą się rok po roku. Małą szarą myszkę na oddziale szpitalnym. Prostą uzdrowicielkę. Wszystkie spotkania Zakonu, na których opowiadała się za śmiercionośnymi zaklęciami. Spotkania na których była odrzucana i besztana. Nie była wojowniczką. Tylko uzdrowicielką. Co mogła wiedzieć?
Sussex wyglądałoby jak jej zemsta.
Meandrowała zagubiona w swoich wspomnieniach, gdy drzwi klatki zaskrzypiały i została brutalnie z niej wyciągnięta. Zimny metal zacisnął się wokół każdego jej nadgarstka, po czym została pociągnięta w kierunku zamku. Wszyscy zwisający z Wieży Astronomicznej byli martwi. Oprócz Remusa.
Błysnęło ostre zielone światło. Kiedy Hermiona obejrzała się, zobaczyła, jak Klątwa Zabijająca sunie w powietrzu i rozbija się o jego ciało. Remus w końcu całkowicie zwiotczał. Ostatni z Huncwotów.
Ciągnięto ją nieskończenie długimi korytarzami zamku. Była tylko na wpół przytomna przez mieszaninę bólu i rozpaczy, jaka zalała jej umysł. Przez fizyczny ból od Cruciatusa, który nadal targał jej mięśniami. Korytarze zostały ogołocone. Mijali dziesiątki dużych żelaznych drzwi, które strażnik musiał odblokować, by móc przeciągnąć ją coraz dalej w głąb zamku. Prowadził ją w dół do lochów, obok sal lekcyjnych, obok ściany, która skrywała pokój wspólny Slytherinu, przez ciężkie wrota prowadzące do nieznanego jej wcześniej korytarza.
Umbridge stała przy drzwiach. Patrzyła na Hermionę i posłała jej obrzydliwie cukierkowy uśmiech.
- Tutaj przetrzymywaliśmy naszych problematycznych więźniów aż do przeniesienia ich do Sussex. Bez wszystkich zabezpieczeń na zamku nie możemy być zbyt ostrożni z więźniem wybranym do osobistego przesłuchana Czarnego Pana. Jestem pewna, że poradzisz sobie tutaj całkiem nieźle, dopóki Czarny Pan nie zdecyduje, żeby cię wezwać.
Hermionę wepchnięto do małej celi, ledwo oświetlonej przez blade światło pochodni umieszczonej na zewnątrz. Kamienne ściany. Słoma w jednym kącie. Nocnik w drugim.
Odwróciła się, gdy drzwi się zamykały, po czym nagle się zatrzymały i Umbridge weszła do środka, jakby ponownie się nad czymś zastanawiała.
Jej oczy przebiegły w górę i w dół ciała Hermiony.
- Musimy być posłuszni rozkazom Czarnego Pana, prawda? - powiedziała zamyślonym głosem, wskazując na Hermionę różdżką. - Nienaruszona. To bardzo ważne. Nie chcemy, żebyś tu siedziała, bełkocząc jak wariatka, gadając do siebie jak brudna mała dzikuska. Utrzymajmy cię... w ciszy. - Czubek różdżki wbił się w zagłębienie pod szczęką Hermiony, unosząc jej głowę. - Silencio.
Umbridge zaśmiała się cicho, a jej mdły, słodki oddech musnął twarz Hermiony.
- Wkrótce zrozumiesz.
Potem kobieta odwróciła się i wyszła z celi. Drzwi zatrzasnęły się z głośnym łoskotem i w ciągu kilku sekund nawet światło pochodni na zewnątrz celi zgasło.
Hermionę pozostawiono w ciemności i ciszy.
Ostrożnie dotarła do kąta ze słomą i zwinęła się w ciasną kulkę. Jej mięśnie piekły i bolały, targane ciągłymi skurczami. W lochach panował ziąb, a jej ubrania były cienkie.
Wciąż mrugała i spoglądała w ciemność, mając nadzieję, że jeśli zaczeka wystarczająco długo, w końcu będzie mogła dostrzec choć słaby zarys obrazu.
Nie było nic, tylko nieprzenikniona ciemność.
W końcu skuliła głowę i wróciła do oklumencji.
Jednak - nie mogła...
Spróbowała ponownie, ale jej wspomnienia…
Poruszanie się po umyśle stało się dziwnie… pracochłonne. Jakby coś ciężkiego ją przytłoczyło. Ledwo mogła przeczołgać się przez własny umysł.
Zamarła ze wschodzącego przerażenia. Gdy próbowała spokojnie oddychać, jej drżące palce powędrowały do nadgarstków, czując, jak metal kajdan zamknął się ściśle wokół nich.
Nigdy nie przyszło jej do głowy, że gdy jej magia zostanie stłumiona, straci zdolność używania oklumencji. Jej umysł został zamknięty, pozostając w dokładnie takim stanie, w jakim znajdował się w momencie, w którym kajdany zostały zapięte na jej nadgarstkach. Morze traumy falujące na czele jej myśli i Draco ukryty tak daleko, że ledwo mogła go sobie przypomnieć.
Przycisnęła ręce do ust, starając się oddychać.
Odetchnęła powoli. Licząc do czterech.
Wydech przez usta. Licząc do sześciu.
Wdech i wydech.
Znowu i znowu.
Zmusiła się do uważnego przemyślenia. Tak było najlepiej. Voldemort sprowadzi ją na przesłuchanie i znajdzie w jej umyśle jedynie chaotyczną mieszaninę wspomnień. Gdyby uważała, by nie myśleć o Draco, Voldemort mógłby go tam nawet nie znaleźć.
Owinęła ręce wokół ramion, drżąc z zimna. Po prostu… nie mogła myśleć o Draco. Ani trochę. Nie mogła sobie na to pozwolić.
Czekanie. Na tym musiała się skupić. Na czekaniu.
Jej pierścień nagle boleśnie zapłonął.
Hermiona westchnęła cicho, chwytając za niego. Pierścień płonał raz po raz. Potem palenie ustało.
Hermiona obróciła pierścień wokół swojego palca. Draco może po nią przyjść, zanim Voldemort zdoła wezwać ją na przesłuchanie. Musiała być gotowa.
Zawsze po nią przychodził.
Nie mogła opaść z sił.
Wytrzymaj. Wytrzymaj, Hermiono - powtarzała bezgłośnie.
Nie wiedziała, czy minęło zaledwie kilka godzin, czy może było już o dzień później, kiedy jej pierścień znów zapłonął. Cierpiała tak bardzo, że ledwo go czuła. Jej ciało wiło się i drętwiało z powodu uszkodzenia mięśni, zimna i głodu. Ledwo mogła się ruszyć.
Niezależnie od tego, czy jej oczy były otwarte, czy zamknięte, widziała tylko zmarłych. Harry umierający na jej oczach. Raz po raz. Krzyczący w agonii Ron. Colin. Molly i Artur. Oddział szpitalny. Cały ten horror znajdował się na pierwszym planie jej myśli.
Nie było żadnego jedzenia. Nie było też wody.
Myślała, że to był dzień, ale nie mogła mieć żadnej pewności. Nie było żadnego dźwięku, nawet monotonnego kapania. Była tylko nieskończona cisza i ciemność.
Może Umbridge zamierzała zagłodzić ją na śmierć.
Pierścień zapłonął ponownie, kilka godzin później, a ona przycisnęła dłoń do piersi. Po kilku kolejnych godzinach poczuła nagle zapach jedzenia i na wpół przytomna przeczołgała się po podłodze. Znalazła talerz z chlebem i jakimś mięsem oraz duże wiadro wody.
Jej mięśnie wciąż drżały tak bardzo, że prawie upuściła wiadro, łapczywie przełykając wodę.
Od tamtego momentu zaczęły pojawiać się posiłki. Losowo. Wydawało jej się, że nigdy nie było między nimi jakichkolwiek ustalonych, czy też znormalizowanych odstępów czasu. Czasami wydawało jej się, że mijają między nimi całe dnie. Innym razem odnosiła wrażenie, że było to zaledwie kilka godzin.
Po tygodniu, albo przynajmniej okresie czasu, który wydawał się nim być, jej ciało przestało drżeć, boleć i miotać się w niespodziewanych skurczach. Zmusiła się, by wstać i zbadać każdy centymetr swojej celi opuszkami palców. Drzwi zostały zapieczętowane magią. Nie posiadały żadnego zamka, którego wyważenia mogłaby się podjąć, nawet jeśli posiadałaby cokolwiek poza słomą i nocnikiem. Wąchała powietrze przez kraty w drzwiach w nadziei, że może w końcu coś wyczuć. Woń całego jej otoczenia była jednak stęchła, mokra i zimna. Bez życia.
Miała nadzieję, że jeśli tylko dokładnie sprawdzi, znajdzie jakiś luźny kamień w ścianie. Może nawet jakąś sekretną przegródkę skrywającą gwóźdź, łyżkę, czy choćby kawałek sznurka. Najwyraźniej w jej celi od dawna nie przetrzymywano żadnych problematycznych więźniów. Nie było żadnych rys odliczających upływ czasu. Żadnych luźnych kamieni. Nic.
Tylko nieprzenikniona ciemność.
Jej pierścień wciąż co jakiś czas płonął. Za każdym razem, gdy to czuła, wydawała z siebie ciche westchnienie ulgi i zaczynała płakać ze świadomości, że Draco wciąż gdzieś żyje.
Wtedy ostro łapała ją pewna świadomość. Nie mogła o tym myśleć. Nie mogła pozwolić sobie na jakiekolwiek myśli o Draco. Gdyby Voldemort dotarł do niej pierwszy, nie mogłaby mieć go w swoich myślach, skoro nie mogła go w pełni w nich zamknąć. Użyła najmniejszych, najsłabszych skrawków magii i odsunęła wspomnienia o Draco poza swój zasięg. Jakby była ostrygą, ostrożnie chowając każde wspomnienie pod cienką warstwą oklumencji, którą mogła władać bez aktywowania tłumienia mechanizmu magii.
Jej pierścionek płonął każdego dnia z niemalże odparzającą intensywnością. Gdy zapłonął po raz pięćdziesiąty, zacisnęła szczękę i zsunęła go z palca, ostrożnie chowając go w kącie. Zanim pojawił się trzeci posiłek, powędrowała z powrotem przez celę i nasunęła go na palec, przerażona, że jeśli nie będzie go nosić, to w jakiś sposób i on zniknie.
Po tym nie zapłonął już ponownie. Nie wiedziała, czy to oznaczało, że Draco w jakiś sposób wiedział, że go zdjęła.
Albo, że umarł.
Skuliła się w rogu celi, czując w ciemności szorstką teksturę kamieni, i starała się o tym nie myśleć.
Recytowała w głowie przepisy na eliksiry. Techniki transmutacji. Przypominała sobie runy. Kołysanki. Jej palce poruszały się, naśladując techniki ruchów różdżki, niemo wypowiadając formuły zaklęć. Odliczała wstecz od tysiąca, odejmując liczby pierwsze.
Rozmasowała uszkodzone mięśnie, aby je rozluźnić, po czym zaczęła wykonywać ćwiczenia, które znała. Pompki, przysiady, brzuszki. Odkryła, że może wsunąć stopy między pręty drzwi celi i ćwiczyć mięśnie brzucha, wisząc głową w dół. Nauczyła się stawać na rękach.
Pomagało jej to wyłączać umysł. Liczenie powtórzeń. Przekraczanie nowych granic fizycznych. Kiedy jej ręce i nogi zamieniały się w galaretkę, opadała w kąt i zapadała w sen bez snów.
To był jedyny sposób, by koniec wojny przestał na nowo rozgrywać się na jej oczach.
Wytrzymaj, Hermiono - przypominała sobie nieustannie, kiedy była zmarznięta, a jej serce bolało tak bardzo, że nie chciała już dłużej trwać. W jej głowie była tylko śmierć. Krzyki agonii ich wszystkich.
Czasami przyciskała obie ręce do kamieni, odchylała głowę do tyłu i przygotowywała się do uderzenia czołem o ścianę w nadziei, że zdoła to wszystko zatrzymać.
Ale zawsze się powstrzymywała i odsuwała.
Wytrzymaj. Obiecałaś, że się nie złamiesz.
Nie zawsze mogła sobie przypomnieć, dlaczego.
Kiedy sobie przypomniała, natychmiast odpychała tę myśl i zmuszała się do zrobienia czegoś innego. Obliczała objętość swojej celi w stopach sześciennych. Robiła jeszcze więcej pompek. Czy zdążyłaby odliczyć wstecz od tysiąca do zera przed pojawieniem się następnego posiłku, gdyby za każdym razem podwajała odejmowaną liczbę? Od dwóch tysięcy? Odliczała, dopóki nie była zbyt zmęczona, by myśleć, po czym kuliła się w kącie i przesuwała palcami po ścianach.
Wiedziała, że ściany były jedynym, co mogła odnaleźć w gęstej ciemności
Ktoś po ciebie przyjdzie. Ktoś zawsze po ciebie przychodzi.
Nikt nie przyszedł.
Wszyscy nie żyli. Widziała ich śmierć. Nikt po nią nie przyjdzie.
Ściany celi były wszystkim co miała.
Wszystko inne było ciemnością.
__________
Wszystkie ilustracje do tego opowiadania zostały stworzone przez Avendell.
__________
Wieczorem pojawi się streszczenie pierwszej części opowiadania. Będzie to po prostu podsumowanie, aby móc pomóc wam odświeżyć pamięć dotyczącą głównych punktów fabuły - dla osób mających czas, zalecam jednak ponowne przeczytanie całości pierwszych 25 rozdziałów (wiele osób twierdzi, że dalsze czytanie historii po pełnym przypomnieniu sobie fabuły pierwszej części jest zdecydowanie lepszym doświadczeniem). Wiele szczegółów opowiadania przeplatanych jest ze sobą specjalnie w tym celu.
Serdecznie zapraszam was również na Facebookową Grupę Wsparcia dla Czytelników - spodziewam się, że możecie jej teraz potrzebować ;)
Z częścią trzecią opowiadania startujemy w poniedziałek, więc macie cały weekend na przypomnienie sobie rozdziałów 1-25.
Żołądek mam tuż przy gardle. Byłam przygotowana na śmierć ich wszystkich, wiedziałam, w jakich okolicznościach zginą, ale czytać o tym… nawet nie wiem co mam myśleć w tej chwili. Przecież to wszystko było tak cholernie straszne! Przerażające! A ona musiała na to wszystko patrzeć, na jej przyjaciół, jedne z najbliższych w jej życiu osób. Lucjusz jest cholernie bezwzględnym człowiekiem… Śmierć Rona… Nie mogłam już powstrzymać łez. Ryczę w sumie cały czas. Wiem, że narzekałam na Zakon, wyklinałam ich i wgl, ale nie zasłużyli na tak okropną śmierć. Żeby matka oglądała śmierć własnych dzieci, ich poćwiartowane ciała, patrzyła jak jej mąż umiera w takiej samej agonii… I Umbridge… Ciebie suko i Twojego końca akurat nie żałuję! Zasłużyła na wszystko co najgorsze i ogromnie się cieszę, że zginęła, choć powinna to być śmierć powolna i tak bolesna, że odczułaby wszystkie złe uczynki, których się dopuściła. A Hermiona… jest naprawdę potężna, skoro potrafiła uporządkować swój umysł tak, by zamknąć wszystkie istotne dla niej rzeczy. Kajdany najprawdopodobniej to wszystko przypieczętowały. Nie mogła już przeglądać wspomnień, nie mogła ich analizować. Wszystko zostało zapieczętowane… Pamiętała o Draco, ale w końcu musiała odpuścić z obawy, że może stać mu się krzywda… Ale to co się odwaliło w Sussex! Hermiona jest moją mistrzynią! O taką Hermionę nic nie robiłam! Wiedziałam, że to było widowiskowe, ale co tam się stało! To jak resztkami sił jeszcze próbowała walczyć z Grahamem (cholera, wywołałam dziada), jak pokonała wiedźmy i inne stworzenia i jak dobrze sobie radziła. Draco powinien być z niej naprawdę dumny. Wyszkolił ją najlepiej jak mógł. No i ten patronus! Taki piękny! Kocham arty od Avendell, a ta scena była cudowna ❤️ Prawdziwie go pokochała, skoro jej patronus zmienił się w smoka i to jeszcze tak pięknego 😍
OdpowiedzUsuńChyba przy powtórnym czytaniu ominę niektóre zdania, bo po raz drugi nie zniosę takiej ilości krzywdy i okrucieństwa :( I tak, mnie też bardzo pociesza fakt, że Umbridge zginie marnie, chociaż baaaardzo żałuję, że to będzie taka lekka śmierć, na to na pewno nie zasłużyła :/
UsuńJa właśnie jestem po epilogu i czuję się jak wrak emocjonalny z pustką w środku. To było tak cholernie dobre! Ale tak cholernie smutne zarazem... Póki co, chyba nie będę w stanie wrócić do tego opowiadania aż tak prędko. Muszę sobie jakoś osłodzić życie i wracam do Bridgertonów 🙈
UsuńDobrze, że weekend przed nami, można sobie odświeżyć pierwsze 25 rozdziałów. Nie mam słów.
OdpowiedzUsuńNie chce myśleć co teraz czuje Draco, ona tam była zamknięta przez ile? 1.5 roku? Co on musiał czuć, czy wiedział że żyje? Co on musiał czuć kiedy się dowiedział, kiedy ją zobaczył...
Nie jestem zbyt emocjonalną osobą, nie płakałam ani razu przy tym opowiadaniu ani przy żadnym chyba, ale czuję trochę dziurę w sercu. Myślę o tym opowiadaniu codziennie, to jest coś do czego na pewno będę wracać
O, faktycznie, wygląda na to, ze dobry rok była zamknięta.... Ciekawa jestem tylko, czy Draco o tym wiedział...
UsuńSzesnaście miesięcy. O ile dobrze pamiętam, to było szesnaście długich miesięcy, kiedy była zamknięta. Wiedząc teraz to wszystko co już wiem... Nie wyobrażam sobie, co Draco przechodził przez ten czas mimo wszystko 😔
UsuńO Boże, musiałam omijać niektóre fragmenty, żeby jakoś dobrnąć do końca. Te opisy to dla mnie za dużo, zbyt plastyczne dla mojej wrażliwej wyobraźni. Lucjusz, och, ty szalony bezduszniku, dlaczego to zrobiłeś, dlaczego? Chciałbyś, żeby ktoś się na twoich oczach pastwił nad Narcyzą, nad Draco? Podła, bezmyślna kreatura! Mam tylko nadzieję, że Ginny to wszystko przeżyje, a ta, która gdzieś zawisła, to ktoś zupełnie inny :( Koniecznie muszę przeczytać całe opowiadanie, i chyba zacznę od wspomnień, a skończę na ich teraźniejszości, żeby to sobie jakoś uporządkować ;) Umbridge! Jakbym ja dorwała... Kawał suki! Jak ja żałuję, że miała taką lekką śmierć, lizusowskie ścierwo! Aż mi się w żołądku kotłuje na samą myśl o tym, co zrobiła Hermionie :( Ale zdecydowanie najgorszy, najgorszy! był Montague... Och, dlaczego to jego Gabrielle nie zabiła wtedy, kiedy mogła? Serce mi się ściska boleśnie :( Żałuję, że Hermiona mu bardziej nie docisnęła tym ostrzem! Draco, mistrzu, gdyby nie on to z Hermioną mogłoby być gorzej. Jak dobrze, że z niej kawał potężnej czarownicy! To, co zrobiła z Sussex (Dołohow zginął, hip hip hurra!) to jest normalnie... Zbieram szczękę z podłogi! Niesamowita! I ten patronus... <3
OdpowiedzUsuńByle do poniedziałku!
Ściskam mocno i życzę bardzo miłego weekendu ;*
Mała.
Dwa ostatnie rozdziały wspomnień to była dla mnie emocjonalna masakra... Tyle łez ile wylałam... Nie wiem, czy kiedykolwiek płakałam tak bardzo nad jakimkolwiek opowiadaniem czy książką. Też żałuję, że Umbridge nie skończyła gorzej. Miała zdecydowanie zbyt szybką śmierć. Powinna cierpieć tak bardzo, jak wszyscy, których skrzywdziła 😔
UsuńScena z patronusem za to... To było tak piękne! 😍 To, że jej patronus się zmienił... To jest czysta miłość z jej strony. I że to akurat jest właśnie ten rodzaj smoka. To nie jest przypadek
Już nie mogę się doczekać poniedziałku, przeczytałam twoje opowiadanie w niecały tydzień. Dawno nie czytałam tak wspaniałego dramione❤️😍
OdpowiedzUsuńO kurwa... To było... nie mam słów...
OdpowiedzUsuńTa walka, TEN PATRONUS, ta wiadomość, która mu zostawiła, te śmierci, które widziała i ciemność, która spowiła jej wzrok i duszę...
Kurwa no nie mogę... nic więcej nie napiszę bo nie jestem w stanie...
Ale jedno jest pewne:
Ogromne, przeogromne chaeau bau dla autorki i Ciebie Vera ❤
Patronie Hermiony zmienił się w smoka, kurde jak ona musi kochać Draco że do tego doszło 🥺 tyle cierpienia tyle bólu i tyle śmierci. I ten pierścień który rozgrzewał się i nagle przestał 😥 co musiał czuć Draco 🥺
OdpowiedzUsuńCamille, a jakiś spojler dasz radę nam wrzucić? ;)
OdpowiedzUsuńWybacz Mała, Vera nie planuje spojleru, a ja także go nie wrzucę. Ja od siebie dodam tylko tyle, że dla Hermiony to będzie naprawdę ciężkie, kiedy to wszystko do niej wróci. Ale polecam Wam sobie przypomnieć sobie tych pierwszych 25 rozdziałów, jak nie całości, to chociaż podsumowanie tego, które wrzuci Vera wieczorem, bo wtedy będzie łatwiej to wszystko poukładać. A rozdział z powrotem do teraźniejszości pojawi się w niedzielę wieczorem, co by Was aż tak nie trzymać w napięciu
UsuńRozumiem 😘 Coz, ja juz zaczelam czytac od swojego poczatku, to do niedzieli powinnam skonczyc 😁 Jakos zaskakujaco szybko mi idzie 🤔
UsuńMilego!
Boże święty. Nie powinnam była tego czytać przed pracą...
OdpowiedzUsuńUwielbiam pierwszą część tego rozdziału. Ale tylko pierwszą. Potem to już tylko ból, smutek i cierpienie.
Ja po prostu nie mam słów. To jest genialne.
Powrót to teraźniejszości będzie ciężki... Na początku jak się zaczęły wspomnienia to tylko na to się czekało, a teraz. Wiedząc już wszystko co się działo wcześniej.. to będzie z pewnością trudne.
Mimo wszystko, ich relacja, to jest coś tak okropnie pięknego. To co oni są dla siebie w stanie zrobić. Po prostu nie mogę :(
Nie mogę przestać płakać nad ich losem. I nad losem wszystkich innych, którzy polegli w wojnie i tych którzy przeżyli. Wszystkich mi tak strasznie szkoda. To opowiadanie jest tak realistyczne i tak mocne.
Zadanie dla mnie na dziś: nie myśl w pracy o Manacled, bo się popłaczesz.
Chociaż to chyba niewykonalne, no bo kogo ja oszukuję i tak będę cały czas o tym myśleć.
💔
OdpowiedzUsuńCzytając oryginał, pominęłam fragment tego, że Draco skłamał o tym skąd ściągnął Ginny. To jeszcze gorsze.
Trudny rozdział, bardzo trudny
OdpowiedzUsuńOdzyskanie tych wspomnień na pewno będzie ciężkim doświadczeniem... Nie potrafię nic więcej napisać, wciąż jestem w szoku po przeczytaniu rozdziału... Weekend spędzę na czytaniu rozdziałów 1-25, bo faktycznie minęło już ciut czasu i niektóre szczegóły mi umknęły.
Powiem tylko tyle o dzisiejszym rozdziale ...
OdpowiedzUsuńKompletnie zmiotło mnie z planszy, nie mam słów.
chyba na poprawę humoru ide poczytać te rozdziały w których Herm i Draco byli w miarę szczęśliwi, bo inaczej to sie chyba zapłacze przez te dwójkę
UsuńBrzmi jak dobry plan :D
UsuńJest totalnie w szoku. To jeden z najbardziej emocjonujących na razie przetłumaczonych rozdziałów. Czytałam w pracy na raty i ciągle o tym myślę. Hermiona na prawdę dała czadu w Sussex...walka z Grahamem...Draco ja świetnie wyszkolił i byl by zadowolony ze nie poddała się bez walki. No i ten cudowny patronus. Grafika jest przepiękne za wasze ;))
OdpowiedzUsuńJak zaczęło się wspomnienie juz po złapaniu to zbierałam szczękę z ziemi. Co tam się wydarzyło...horror. Co ona tam biedna przeżyła podczas śmierci innych. No i pojawia się Umbridge...boze jak ja jej nie nawidze. Dobrze ze zginęła. Wspomnienia z celi zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Jak ona wszystko zrobiła zeby chronić Draco. I czekała na niego...to wszystko takie wzruszajace. Teraz w końcu wracamy do teraźniejszości. Bardzo nie mogę się tego doczekać;)i zabieram się za powtórne czytanie poczatku;) buzka:**
Okey mam łzy w oczach ten rozdział był wstrząsający. Cholerny Montague było tak blisko. Taki piękny smok patronus i taki piękny obrazek do tego a tak wszystko inne się spieprzyło. Jakoś tak ciężko się pozbierać. To tak jakbym stała i patrzyła na trudności, na rozpacz i z drugiej strony ogromną siłę Hermiony. To wszystko jest takie nie do opisania. Jestem ciekawa jak czuł się Draco przez ten czas i w trakcie gdy odkrył że ona żyje i tego nie pamięta jak bardzo jest silny i jak dobrze udawał żeby pozwolić jej się nienawidzić by nic się nie wydało. Przeczytałam na dniach I część i wezmę się za ponowne przeczytanie streszczenia. Ale racja kompletny inny obraz gdy się od nowa to czytało. Teraz czekać tylko jak to się wszystko rozwiąże jak poradzi sobie Hermiona że wspomnieniami 🖤
OdpowiedzUsuńJestem wyprana emocjonalnie. Chyba tyle. To co oboje musieli czuć... To okrucieństwo, brutalność, mam ciary.
OdpowiedzUsuńAż nie wiem od czego zacząć... Ogromnie ciężki rozdział, popłakałam się przy nowym patronusie Hermiony... Wydaje się że nie było dobrego rozwiązania, jeśli dałaby się Draconowi uratować sam zginąłby w niewątpliwie okrutny sposób. To jak bardzo go kochała że zrobila wszystko żeby go ocalić przed Czarnym Panem jest cholernie wyniszczające emocjonalnie. Już dawno nie czytałam tak dobrego ff. Serce mi pęka na myśl o Weasleyach, a najbardziej chyba boli mnie to co wydarzyło się z Arturem, był umysłem tylko dzieckiem... Wiedzialam od początku że każdy z nich umrze a jednak dopiero teraz naprawdę boleśnie to przeżyłam. Cholernie przygnębiające i cholernie dobre. /A.
OdpowiedzUsuń