Uwaga autorki: Podsumowanie pierwszych dwudziestu pięciu rozdziałów opowieści ‘W kajdanach’. Zostało ono opracowane w założeniu, że opowiadanie zostało już przeczytane co najmniej raz. To po prostu podsumowanie, aby móc odświeżyć pamięć dotyczącą głównych punktów fabuły. Jeśli możesz, zalecam jednak ponowne przeczytanie pierwszych 25 rozdziałów. Czytelnicy, którzy ponownie przeczytali całość, mówią, że ponowne kontekstualizacja retrospekcji sprawia, iż ponowne przeczytanie historii jest zupełnie innym doświadczeniem. Wiele szczegółów opowiadania przeplatanych jest ze sobą specjalnie w tym celu.
***
- Czy naprawdę myślałaś, że nasz Pan zapomniałby o więźniu takim jak Hermiona Granger? Myślisz, że ci wybaczy, jeśli dowie się, co zrobiłaś?- Szesnaście miesięcy w izolatce pozbawiona światła i dźwięku! Pod każdym względem powinna być już całkowicie szalona, jeśli nie martwa. Nie ma na nią nawet żadnych papierów! Jakbyś wrzuciła ją do bezdennej otchłani! Spójrz na ten plik. Więzień 187 w łóżku obok! Czy widzisz, ile w nim jest stron? Kontrole! Raporty krwi! Sesje kontrolne zdrowia psychicznego! Przepisane eliksiry! Mam nawet jej zdjęcia, żeby zobaczyć, jak wyglądała, zanim ją okaleczyłaś. A ta tutaj - nic! Została zarejestrowana przy przydzieleniu do tego więzienia, a potem zniknęła! Nikt jej nie widział! Nie ma nawet żadnego zapisu, żeby cokolwiek jadła! Od szesnastu miesięcy! Wyjaśnij mi, jak to się stało!
Po chwili kpiący głos Umbridge zaczął się przymilająco tłumaczyć:
- Jest tu tak wielu więźniów. Trudno się dziwić, jeśli jednemu lub dwóm zdarzy się zostać pominiętym, tak jak stało się to z panną Granger.
- Panną… Granger… - drugi głos nagle przeraził się i zaczął jąkać. - Jak TA Granger? Wiedziałaś, że to ona! Próbowałaś ją zabić.
- Co? Nie! Ja bym nigdy… To Czarny Pan decyduje o ich losie. Jestem tylko szarym sługą.
- Czy naprawdę myślałaś, że nasz Pan zapomniałby o więźniu takim jak Hermiona Granger? Myślisz, że ci wybaczy, jeśli dowie się, co zrobiłaś?
- Nie chciałam, żeby to trwało tak długo! To rozwiązanie miało po prostu charakter tymczasowy. Nie znasz jej. Nie wiesz, do czego jest zdolna. Musiałam mieć pewność, że nie zdoła uciec ani się z nikim skontaktować. Zamek nadal był chroniony. Jednak potem, gdy już wszystkie przygotowania zostały poczynione - Ona - ona zwyczajnie wymknęła mi się z głowy. Nigdy nie przeciwstawiłabym się naszemu Panu!
- Sukces przedsięwzięcia, które wyznaczył nam nasz Pan, leży na twojej i mojej głowie. Jeśli trafię na choćby poszlakę, że zrobiłaś cokolwiek innego, aby podważyć jego wolę, niezwłocznie go o tym poinformuję. Od tej chwili Granger jest pod moją całkowitą jurysdykcją. Nie zbliżaj się do niej bez mojej zgody. Jeśli cokolwiek się jej stanie, nawet z ręki kogoś innego, uznam, że to ty będziesz za to odpowiedzialna.
- Ale… ale ona ma tak wielu wrogów - głos Umbridge zadrżał.
- W takim razie proponuję ci uważnie nadzorować swoje więzienie. Czarny Pan ujął ją bardzo konkretnie w swoich planach. Rzucę cię choćby dzisiaj wprost pod jego stopy, jeśli to wystarczy, aby odnieść sukces. Pracowałam dłużej i ciężej, żeby dostać się tam, gdzie jestem, niż ty, Strażniczko. Nie pozwolę nikomu stanąć mi na drodze. Sprowadź mi tu resztę z nich. Czarny Pan oczekuje dzisiejszego wieczoru raportu o ich kwalifikacjach, a ja zmarnowałam pół dnia na naprawianie twojego błędu.
——
- Pobędziesz tutaj, w izbie chorych, aż do całkowitego ustąpienia skutków ubocznych ostatnich sesji tortur. Sprowadzę też specjalistę, aby dowiedzieć się, co stało się z twoim mózgiem.
Oczy Hermiony gwałtownie się otworzyły.
- Czy coś… - zawahała się. - Czy coś jest ze mną nie tak?
Uzdrowicielka spojrzała na nią z zamyśleniem, po czym machnęła różdżką nad głową Hermiony.
- Przez szesnaście miesięcy byłaś trzymana w izolacji, pozbawiona zmysłów. Fakt, że w ogóle jesteś przytomna, jest cudem. Skutków takiego doświadczenia trudno uniknąć, przede wszystkim biorąc pod uwagę okoliczności mające miejsce przed twoim przybyciem. Zakładam, że uczyłaś się uzdrowicielstwa podczas wojny?
- Tak.
- W takim razie wiesz, jak wygląda normalny, zdrowy, magiczny mózg. A to jest twój. W którymś momencie twojej izolacji twoja magia zaczęła próbować cię chronić. Ponieważ nie mogłaś wykorzystać swojej magii zewnętrznie, uległa ona internalizacji. Ciężko pracowałaś, aby nie zwariować, jak to ujęłaś. Jednak umysł nie jest przygotowany do radzenia sobie z takimi rzeczami. Twoja magia odgrodziła części twojego umysłu, w wyniku czego nieco cię podzieliła. Zwykle fuga jest ogólna, ale tutaj wydaje się ona niemal chirurgicznie precyzyjna. Jednak uzdrawianie umysłu nie jest moją specjalnością.
——
- Ginny. Była pierwszym ciałem, które przynieśli. Wszyscy myśleliśmy, że może faktycznie się wydostałaś. Bo zniknęłaś. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że po prostu umieścili cię w innym miejscu... Nawet nie wiesz, dlaczego cię wypuścili, prawda?
Hermiona potrząsnęła głową.
- Strażnicy dużo gadają. Po wojnie wszyscy spodziewaliśmy się, że Czarny Pan zacznie zniewalać mugoli. Ale… okazuje się, że jego szeregi zostały bardziej wyczerpane, niż przypuszczaliśmy. Najwyraźniej bycie nieśmiertelnym czyni go cierpliwym. Postanowił, że ponowne zasiedlenie szeregów czarodziejów czystej krwi powinno być pierwszym zadaniem w jego planie. Osobiście sparował wszystkich czarodziejów czystej krwi. Zmusił ich wszystkich do zawarcia małżeństwa z rozkazem rozpoczęcia rozmnażania.
Twarz Hanny wykrzywiła się w pogardzie, gdy recytowała tę informację.
Brwi Hermiony zmarszczyły się ze zdziwienia. Repopulacja? Wojna zaskutkowała znacznymi ofiarami, biorąc pod uwagę wielkość populacji czarodziejów, ale Hermiona nie sądziła, że Voldemort to zauważy, a tym bardziej, że się tym zaniepokoi. Aranżowane małżeństwa wśród rodów czystej krwi nie należały do rzadkości - jednak odgórne narzucenie ich wydawało się ekstremalne. Zastanawiała się, jak poczuli się jego zwolennicy.
- Nie było… prawie żadnych dzieci. Od lat spada płodność wśród potomków rodów czystej krwi. Było kilka ciąż, które wywołały u wszystkich poruszenie. Większość okazywała się charłakiem i przerywano je aborcją. Albo poronieniem. No cóż. - Ton Hanny zgorzkniał. – Najwyraźniej oblicze zagłady europejskiego półświatka czarodziejów otworzyło nieco umysł Czarnego Pana w kwestii czystości krwi. Wiesz, magia to potęga. Postanowił rozpocząć program repopulacyjny z użyciem tych wszystkich więźniów półkrwi i mugolaków, których miał pod ręką. Tylko my, dziewczęta, bo to podobno gorsze niż śmierć, gdy mugolski mężczyzna dotyka kobiety czystej krwi. Wszystkie mamy produkować dzieci, dopóki nasze macice nie przestaną działać.
- Musimy… uciec - powiedziała Hermiona tak spokojnym głosem, jak tylko mogła.
Hanna potrząsnęła głową.
- Nie możemy. Nie słyszałaś mnie wcześniej? Dopóki nie odrąbiesz sobie rąk, nigdy nie będziesz mogła stąd wyjść z tymi kajdanami. ci tutaj nawet nie śledzą ich namiaru. Angelina straciła palec wskazujący, żeby się tego dowiedzieć. Czarny Pan zajmuje się tym osobiście. Dlatego zawsze, gdy ktoś ucieka, zawsze ściga go Wielki Łowca.
- Kto? Kim jest Wielki Łowca? - zapytała Hermiona. Nie pamiętała takiego tytułu.
Hanna podniosła wzrok.
- Nie wiem. Żadne z nas nie widziało go nigdy bez maski. Wszyscy o nim mówią. Jest prawą ręką Czarnego Pana. Voldemort nie wychodzi zbyt często, więc zamiast niego pojawia się Wielki Łowca. Kilka tygodni temu przeprowadzili publiczne egzekucje. Było tam ponad dwadzieścia osób. Każdego zabił za pomocą Morderczej Klątwy. Nie robił przerw. Po prostu szedł prosto, wzdłuż linii. Nikt nigdy nie widział, by sam Czarny Pan rzucił ich tyle od rząd.
- To… nie powinno być możliwe - powiedziała Hermiona, potrząsając głową z powątpiewaniem.
Hanna pochyliła się do przodu i zniżyła głos.
- Wiem. Ale widziałam ciała po tym, jak złapał uciekinierów. Zawsze ich łapie. McGonagall, Moody, Neville, Dean, Seamus, profesor Sprout, pani Pomfrey, Flitwick, Oliver Wood… A to tylko ci, których znasz. Było więcej. Znacznie więcej. Członkowie Zakonu byli tymi, którzy najbardziej starali się uciec. Wszyscy wrócili tutaj jako trupy. To zawsze była Mordercza Klątwa.
——
- Czarny Pan chce osobiście obejrzeć twoje badanie - powiedziała Uzdrowicielka, wyciągając rękę i silnie chwytając Hermionę za ramię.
——
Po jednej jej stronie stał mały czarodziej. Sam Voldemort stał po drugiej.
Mały czarodziej przemawiał cienkim, drżącym głosem, wskazując na projekcję mózgu Hermiony.
- To… to nie przypomina niczego, co kiedykolwiek widziałem. Zwykle magiczna utrata p-p-pamięci występuje c-c-całkiem ogólnie w mózgu, kiedy jest s-s-samo generowana. O-osoba nie może nawet powiedzieć ci swojego imienia. Ale to jest u-ukierunkowane. J-jak zaklęcie zapomnienia. Fuga dysocjacyjna, a w tym przypadku w-w-wiele z nich. Prawie jak samozaparcie. Jej magia ukryła w sobie określone wspomnienia, co mogę opisać jedynie jako prawie z-z-zwapnienie magicznych warstw. Prawdopodobnie nigdy by się to nie stało bez szczególnych oko-okoliczności jej uwięzienia. To zajęło t-t-trochę czasu. Jej mózg przez kilka miesięcy powoli wzmacniał s-s-swoją linię o-obrony. Prawie jak małż robiąca perłę, powoli o-okrywająca ją warstwa po warstwie. M-można powiedzieć, że niektóre zostały b-bardziej chronione niż inne, na podstawie tego, jak jasno ś-świecą.
——
Voldemort położył dłoń na ramieniu Snape'a.
- Według Uzdrowicieli Umysłów to doświadczenie pozwoliło Szlamie zamknąć swoje wspomnienia. Odgradza je od siebie i ode mnie. Między innymi tożsamość jej rodziców, co i tak nie ma dla mnie znaczenia. Co ważniejsze, wiele wspomnień z wojny, szczególnie pod koniec. Ta utrata pamięci nastąpiła po śmierci Pottera. Po zakończeniu wojny. Co takiego miałaby ukrywać? - W niskim, falującym głosie Voldemorta wyczuć można było groźbę. Przerwał na chwilę, a potem spojrzał na Hermionę. - Być może jako ktoś, kto znał ją w tamtym czasie, miałbyś pewien wgląd w to, czego brakuje.
- Jeśli Zakon miał jeszcze jakieś tajemnice, chcę je poznać - powiedział Voldemort, zwężając szkarłatne oczy.
- W rzeczy samej - powiedział Snape jedwabistym i powściągliwym tonem. - Niestety, większość dobrze poinformowanych członków Zakonu nie żyje. Zginęli albo podczas ostatniej bitwy, albo podczas tortur czy prób ucieczki. Oprócz samej panny Granger prawdopodobnie nie ma nikogo innego, kto nosiłby w sobie jakiekolwiek informacje.
- Severusie, zostawię ją pod twoją opieką.
- Jutro wyjeżdżam do Rumunii - powiedział Snape. - Muszę zbadać plotki o niesubordynacji, o których słyszeliśmy. Podróż, jak zauważyłeś, kiedy mi ją powierzyłeś, będzie delikatnym zadaniem, bardzo złożonym i rygorystycznym, nawet bez dodatku więźnia wymagającego uważnej obserwacji. Nie chcę cię rozczarować żadnym z tych zadań. - Położył dłoń na piersi i znów się skłonił.
——
- Magiczna ciąża, mój Panie - powiedziała Uzdrowicielka Stroud z dumnym uśmiechem. - Jest kilka zapisanych przypadków, które wskazują, że takie ciąże mają zdolność przebijania się przez magiczne fugi. Magia dziecka jest kompatybilna, ale na tyle niepodobna do magii jego matki, by wywierać korodujący wpływ na zbudowaną magię. Biorąc pod uwagę rzadkość, nie jest to nic rozstrzygającego. Jest to jednak możliwe. Panna Granger ma wyjątkowe zdolności magiczne… Sam to zauważyłeś i chciałeś, aby została włączona do programu wysiłków na rzecz ponownego zaludnienia. Jeśli zostawisz ją w programie, istnieje szansa, że ciąża może zaowocować odblokowaniem jej wspomnień. Ale… - zawahała się lekko.
- Co? - Voldemort spojrzał ostro na Uzdrowicielkę Stroud, przez co kobieta zbladła i wzdrygnęła się.
- Ty… nie byłbyś w stanie zbadać jej umysłu podczas ciąży. - powiedziała szybko Uzdrowicielka Stroud. - Magia inwazyjna, taka jak legilimencja, niesie ze sobą duże ryzyko poronienia. Często jest tak traumatyczna, że może skutkować trwałą magiczną bezpłodnością. Musiałbyś poczekać, aż urodzi się dziecko nawet gdybyś wiedział, że wspomnienia wracają. Chyba że ojciec, który dzieliłby magię z dzieckiem, byłby tym, który dokonałby legilimencji.
- Wielki Łowca to wyjątkowy legilimens, prawda? W takim razie wyślij Szlamę do Wielkiego Łowcy. Pozwól mu się z nią rozmnażać i ją obserwować. Do czasu zajścia w ciążę chcę, aby przyprowadzano ją co drugi miesiąc, abym mógł osobiście zbadać jej umysł.
——
- Czarny Pan pragnie, abyś była pod nadzorem kogoś, kto będzie w stanie monitorować twoje wspomnienia. Poprosiłam o przedłużenie, aby zobaczyć, jak trening na ciebie wpływa, ale za kilka dni osiągniesz swoje okno płodności, a Czarny Pan chce, abyś zaszła w ciążę jak najszybciej. Pomogłabym ci przygotować się fizycznie, ale… chyba nie chcesz mojej pomocy. Wielki Łowca jest żonaty. Jestem pewna, że wie, co robić i nie będzie miał nic przeciwko samodzielnemu wyszkoleniu cię tak, żebyś mu pasowała.
Kobieta sięgnęła do szuflady i wyciągnęła torbę.
- To zabierze cię do posiadłości Wielkiego Łowcy. Oczekują ciebie.
——
Draco Malfoy. To on był Wielkim Łowcą.
Zanim zdążyła zareagować - a nawet przetworzyć tę świadomość - jego oczy zatrzymały się na jej własnych, po czym gwałtownie wdarł się do jej umysłu.
- A więc naprawdę zapomniałaś o wszystkim - powiedział, oceniając ją. - Co ty chronisz w tym swoim mózgu? Przegrałaś wojnę.
——
- Szlamo - powiedział po chwili. - Widzę, że dziś jest ten dzień.
Po minucie wyciągnął różdżkę i szybkim ruchem wyczarował na środku pokoju drewniany stół. Hermiona wpatrywała się w to wszystko kompletnie zagubiona. Spojrzała na Malfoya.
Wyraz jego twarzy był szyderczy.
- Pochyl się - powiedział niskim, szyderczym głosem, wskazując na mebel.
- Czy nadal jesteś dziewicą, Szlamo? Czy w ogóle to pamiętasz?
Próbowała powstrzymać szloch, który przedzierał się jej do gardła, ale nagła inwazja zaskoczyła ją. Na jej krzyk zamarł na chwilę, zanim znów zaczął się ruszać. Nie licząc miejsca ich połączenia, nie dotykał jej. Jego prawa ręka chwyciła stół w pobliżu miejsca, w którym sama się opierała. Widziała słabo połyskujący czarny pierścień na jego dłoni.
Kiedy dochodził, jego ruch stał się nierówny i bardziej ostry, a potem nagle ucichł z cichym syknięciem.
Pozostał tam tylko przez sekundę, po czym odskoczył od niej i wrócił do barku.
- Wynocha - jego ton był ostry.
Hermiona zadrżała.
- Nie mogę - mówiąc to, starała się nie szlochać, ale jej głos drżał. - Przez dziesięć minut nie mogę się ruszać.
Warknął z wściekłością. Nagle stół pod nią zniknął, a ona runęła na podłogę, uderzając czołem mocno o ziemię.
- WYNOCHA!
——
Gdyby po prostu rzuciła się przez balustradę, Malfoy nie mógłby jej powstrzymać.
Zakończyłaby to wszystko.
Uścisk przypominający imadło zamknął się wokół jej ramienia i odciągnął ją do tyłu.
Odwróciła się i zobaczyła, że Malfoy wpatruje się w nią oczami pełnymi wściekłości.
- Nie waż się - warknął. Twarz miał bladą od furii.
——
- Naprawdę myślisz, że nie będę wiedział, kiedy będziesz próbowała się zabić, Szlamo?
Malfoy rozejrzał się po jej pokoju, a potem z powrotem powrócił wzrokiem do niej. Jego twarz była napięta, a oczy stalowe.
- Cóż... - powiedział, wzdychając. - Nie miałem zamiaru robić tego zaraz po pieprzeniu cię za pierwszym razem… Ale już tu jestem i nie mam dalszych planów na wieczór. Zobaczmy dokładnie, co się dzieje w twoim małym, szlamowatym umyśle. Ile masz jeszcze pomysłów?
To trwało godzinami.
Wnikał w każdy szczegół. We wszystkie zawiłości, wątpliwości, pytania i teorie w jej umyśle. W końcu, kiedy dotarł do wspomnienia, w którym Astoria wpadła do jej sypialni tego wieczoru, żeby ją wezwać, wycofał się. Najwyraźniej nie interesował go pomysł bycia świadkiem jej perspektywy bycia przez niego zgwałconą.
Hermiona poczuła się tak, jakby jej czaszka została zmiażdżona. Ledwo drgnęła, kiedy stał, patrząc na nią.
- Tyle planów - powiedział, prostując się i odchylając głowę do tyłu, oceniając ją zimnymi, kpiącymi oczami. - Z drugiej strony czułbym się zawiedziony, gdybyś nie zajęła się przynajmniej jednym spiskiem, by spróbować mnie zabić i uciec. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, co wymyślisz dalej.
Pochylił się nad łóżkiem, aż jego okrutna twarz znajdowała się tylko o oddech od jej.
- Czy naprawdę myślisz, że możesz mnie zmanipulować, żebym cię zabił?
——
Czuła się zagubiona. Co miała zrobić?
Musiała zbliżyć się do Malfoya. Był osobą najbliższą klucza, jaka istniała. Dopóki pozostawał tajemnicą, nie potrafiła przewidzieć, w jaki sposób mógł bywać ostrożny i nieostrożny.
Wydawał się być skrupulatny. Wszystko było niepodważalne. Portret w każdym pokoju i łazience. Ale nikt nie był doskonały. Każdy ma jakieś słabości, a ona znalazłaby je u Malfoya i wykorzystała, by go wykończyć.
——
- Masz codziennie spędzać godzinę na zewnątrz. Widząc, że ledwo wychodzisz z pokoju, ta część instrukcji została przez ciebie najwyraźniej zignorowana. Nie pozwolę, aby twoja niestabilność psychiczna przeszkodziła mi w posłuszeństwie mojemu Mistrzowi.
——
Usłyszała szelest rozwijającego się papieru i zerknęła w jego stronę, aby ujrzeć zdjęcie samej siebie, nieprzytomnej w szpitalnym łóżku, na samej okładce Proroka Codziennego.
Szlama Pottera jest jedną z pierwszych surogatek wybranych przez Czarnego Pana w celu zwiększenia ilości magicznej populacji. - Przeczytała podsumowanie poniżej nagłówka.
Malfoy spojrzał na to z uśmiechem.
- Patrz, ja też zostałem uwzględniony. - Jego usta wykrzywiły się w cienkim, złośliwym uśmiechu, a oczy błyszczały, gdy wskazywał na swoje zdjęcie w dalszej części kolumny. - Na wypadek, gdyby ktoś na tym świecie chciał dokładnie wiedzieć, kto cię pieprzy i gdzie jesteś.
- Myślałem, że to raczej oczywista pułapka - dodał Malfoy z westchnieniem, odwracając wzrok od niej i odchylając się z powrotem, by móc oprzeć się o oparcie swojego krzesła. Otworzył gazetę ze znudzonym wyrazem twarzy. - Z drugiej strony, twój Ruch Oporu nigdy nie był znany ze swojej inteligencji. Coś bardziej subtelnego prawdopodobnie by im umknęło. Czarny Pan jest pełen nadziei, że jeśli ktoś z nich jeszcze żyje, to poczuje się on moralnie zobowiązany, by przybyć, by cię uratować, tak jak miał to w zwyczaju Potter.
——
Ani artykuł o wysiłkach na rzecz ponownego zaludnienia, ani kolumna dotycząca egzekucji nie odnosiły się do faktu, że to właśnie Malfoy był Wielkim Łowcą. Jakby tytuł i jego posiadacz były czymś całkowicie oddzielnym.
Anonimowość była zaskakująca. Gazeta nie przedstawiła nawet żadnych spekulacji dotyczących tożsamości Wielkiego Łowcy. Jakby nie było im wolno drukować czegoś takiego.
Wielki Łowca był prawą ręką Voldemorta, rzekomo jego przedstawicielem. Hermiona zastanawiała się, czy anonimowość leży w interesie Voldemorta, czy Malfoya. Podejrzewała, że prawdopodobnie Voldemorta. Czarny Pan miał w swoich rękach wyjątkowo potężną marionetkę. Nawet sam Voldemort zabijając Harry'ego, nie rzucił Klątwy Zabijającej bez wysiłku i z taką szybkością.
W jego interesie z pewnością nie byłoby pozwolenie Malfoyowi na zebranie własnych zwolenników, zgromadzenie osobistej mocy, a następnie na potencjalną próbę obalenia jego Mistrza. Zmuszanie Malfoya do zachowania anonimowości przy swoim tytule - pozwalając tylko, by był on znany Śmierciożercom i innym zaufanym sługom - było prawdopodobnie najlepszym sposobem do kontrolowania go.
Voldemort trzymał Malfoya dość blisko.
——
Podniosła głowę i spojrzała na otwarte, szare niebo...
Miała wrażenie, że jej serce nagle stanęło.
To było tak, jakby cały tlen i dźwięki, które istniały, zostały nagle wyssane, a przed nią rozciągała się jedynie bezkresna pustka.
Nie było powietrza.
Czuła się, jakby się dusiła. Jej serce zaczęło walić. Biło coraz szybciej. Słyszała to.
Widziała schody. Żwir. Żywopłot.
To było jak…
Nicość.
Jakby wszechświat kończył się u jej stóp.
Gdyby zrobiła krok do przodu o kolejny cal, wpadłaby w nią.
Zamarła. Próbowała się poruszyć, ale drżała i nie mogła. Przygryzła wargę. Próbowała oddychać. Próbowała zmusić się do ruszenia naprzód.
Wszystko było takie - otwarte.
——
- Co jest z tobą nie tak? - zapytał, patrząc na nią przez kilka sekund.
- Ja… myślę, że to się nazywa agorafobia - powiedziała po kilku głębokich oddechach. - Coś w… Coś w otwartych przestrzeniach wywołuje we mnie panikę. Prawdopodobnie jest to spowodowane przebywaniem w tej celi przez tak długi czas - powiedziała po minucie. - Nie było tam nic… Całkowita pustka. Wszyscy nie żyli. Nikt nie miał po mnie przyjść. Po prostu tam byłam i nawet nie wiedziałam, jak długo to trwało. Ściany… One były jedyną prawdziwą rzeczą. Myślę, że wtedy zaczęłam na nich polegać. Więc teraz, kiedy próbuję gdzieś iść, a nie… nie wiem, dokąd to prowadzi... Nie mogę… wydaje mi się, że… - usiłowała wyjaśnić przerażenie. - To tak, jakbym… znowu była porzucona. Bo wszyscy nie żyją, a ja jestem po prostu sama… I umiem poradzić sobie z tym, kiedy mój świat wydaje się mały, ale kiedy przypominam sobie, jaki jest duży… Nie mogę. Nie mogę…
——
Rozejrzała się dookoła. Jej dłoń wciąż była przyciśnięta do ściany. Mogła poczuć delikatną fakturę tapety. Dotykanie ścian wydawało się pomagać jej w utrzymaniu rytmu serca na dość rozsądnym poziomie.
Przeszła do herbaciarni, salonu, szatni i bawialni. Dokładnie zbadała je wszystkie. Portret śledził Hermionę przez cały ten czas.
Nic. Nic. Nic.
Nawet sznurki do zasłon były zaczarowane jako nieusuwalne. Przeszukiwała kredensy, szafki i szafy. Nie było w nich ani jednej użytecznej rzeczy. Nie jako broń, której mogłaby użyć. Nie do ucieczki.
Z frustracją zatrzasnęła kolejną szufladę.
——
- Czy czytasz w moich myślach? - zapytała.
Uśmiechnął się szeroko.
- I dopiero po miesiącu zdałaś sobie z tego sprawę - odpowiedział z udawaną pochwałą. - Chociaż muszę przyznać, że byłaś w tym czasie raczej zajęta płaczem, użalaniem się i strachem przed korytarzami i niebem.
Fajną rzeczą w braku emocji było to, że złośliwość Malfoya była po prostu jak wrzucanie kamyków do stawu. Mały, szybki plusk w jej psychicznej nieprzepuszczalności, a potem znowu bezruch i obojętność.
- Jak to możliwe? - zapytała, unosząc sceptycznie brew. Przeciwstawiało się to kilku podstawowym prawom magii
Studiowała go. Będzie musiała ukraść cokolwiek, przez co ją obserwował. Umbridge opisała to jako urok noszony przez głowę rodziny. Hermiona nie była pewna, co mogłoby to być. Magiczne amulety były zwykle czymś metalowym, co przewodziło magiczne połączenie. I trzeba było to coś stale ze sobą nosić. Najczęściej wybierano naszyjniki, bransoletki lub pierścionki.
Malfoy najwyraźniej nie nosił biżuterii, nawet obrączki. Jedynym widocznym elementem był czarny pierścień na jego prawej dłoni.
Może to właśnie o to chodziło.
- Nie możesz tego ukraść - wycedził Malfoy.
Spojrzała na niego ostro.
- To nie jest rzecz. To nie to - powiedział i podniósł rękę, żeby pokazać jej pierścień, na który patrzyła. Zsunął go z palca i rzucił w jej kierunku. Chwyciła go odruchowo i przyjrzała mu się uważnie.
- Jak powiedziałem, to nie jest rzecz. Nie możesz ukraść namiaru. Nie tego na tobie. Żeby stworzyć twoje kajdany użyto magii krwi.
- Jestem w twojej głowie? - powiedziała, jej usta opadły lekko, gdy dotarła do niej pełna świadomość tego faktu.
Oznaczało to, że siłą swojego życia była przywiązana do świadomości Malfoya. Wyczuwał ją w głębi swojego umysłu. To było jak zaklęcia krwi umieszczane na posiadłościach i zamkach, tworząc podświadome połączenie z ich Panem. Osłony magii krwi pozwalały właścicielowi wykryć, kiedy ktoś wchodził na ich teren lub próbował coś majstrować. Hermiona istniała w umyśle Malfoya w podobny sposób.
Gdyby nie została całkowicie pozbawiona emocji, byłaby zmrożona z przerażenia.
- Jesteś Szlamą Pottera. Uznano, że konieczne są dodatkowe środki bezpieczeństwa. Więc ustalmy teraz, jak to działa: zawsze będę wiedział, co robisz i zawsze będę w stanie cię znaleźć. Chyba że uda ci się zdjąć te kajdany. - Przyjrzał się im i uśmiechnął się słabo. - Bardzo chciałbym zobaczyć, jak sobie z tym poradzisz.
——
Następnego dnia, kiedy Hermiona weszła do swojego pokoju, trzęsąc się po powrocie ze spaceru, zastała tam Malfoya, czekającego na nią w pełnych regaliach Śmierciożerców.
- Masz ochotę na wycieczkę, Szlamo?
Hermiona spojrzała na niego, obserwując to, co miał na sobie. Kiedy podszedł do niej, jego twarz była pozbawioną wyrazu maską.
- Zapomniałaś? - zapytał, a jego srebrne oczy zamigotały. - Dwa miesiące. Żadnej ciąży. Czarny Pan nie może doczekać się spotkania z tobą.
——
Voldemort nie podniósł się. Lekko odwrócił głowę i otarł kącik ust. Hermiona zacisnęła powieki, ale on i tak wszedł do jej umysłu. Jego obecność w jej umyśle była jak żelazo. Palił ją. Niszczył. Krzyczała i wrzeszczała, aż jej płuca i gardło piekły nieludzkim bólem, a ona wręcz trzęsła się od tego bólu.
Voldemort próbował przebić się przez magię otaczającą jej zamknięte wspomnienia, a kiedy w końcu się poddał, zaczął siać spustoszenie we wszystkich jej ostatnich wspomnieniach. Jej przybycie do Malfoy Manor, pierwszy gwałt Malfoya. I drugi, i trzeci i czwarty, i piąty, i szósty. Sprawiał, że przeżywała na nowo wszystkie dziesięć z nich, jakby był ciekawy, jak zrobił to Malfoy. Jej ataki paniki. Jej rozmowy z Malfoyem. Jej ograniczone interakcje z Astorią. Jej pytania, podejrzenia i plany. Przeglądał te miesiące z nadmiernym okrucieństwem i ciekawością.
——
Kiedy pięć dni później Hermiona siedziała na podłodze przy oknie składając coś, co według jej szacunków było jej dwieście trzydziestym szóstym papierowym żurawiem, drzwi jej pokoju się otworzyły i wyjrzał przez nie młody mężczyzna. Jego oczy przemknęły po pomieszczeniu, a kiedy wylądowały na Hermionie, wszedł do środka i szybko zamknął za sobą drzwi.
Wyraz jego twarzy był zmienny i wpatrywał się w nią uważnie, gdy się zbliżał.
- Nie pamiętasz mnie - powiedział ze zdziwieniem. Wydawało jej się, że w jego słowach wyczuła ślad urazy.
Nagle rozległ się ostry trzask i zaraz obok niej pojawił się Malfoy. Hermiona drgnęła i przechyliła się w jego stronę, z dala od zbliżającego się nieznajomego.
Intensywny, triumfalny wyraz twarzy młodego mężczyzny gwałtownie przeszedł w obojętność na widok Malfoya. Zmienność jego postawy opadła, gdy wyprostował się i rozejrzał po pokoju Hermiony.
- Zgubiłeś się, Montague? - zapytał chłodno Malfoy, stając lekko przed Hermioną.
Montague wzruszył ramionami.
- Po prostu zwiedzam - powiedział. - Zaciekawiło mnie, kiedy ją zobaczyłem. Masz narzuconych na ten pokój wiele ochronnych zabezpieczeń, Malfoy.
——
Malfoyowie urządzali w rezydencji przyjęcie sylwestrowe.
Błysk bladego blondu przyciągnął wzrok Hermiony. Dostrzegła Malfoya zaangażowanego w rozmowę z Dolores Umbridge. Strażniczka była ubrana w różowo-fuksjową sukienkę, z głębokim dekoltem i wisiorkiem sugestywnie umieszczonym na jej piersi.
Umbridge dość mocno angażowała się konwersację i dotykała ramienia Malfoya, podczas gdy jego twarz pozostawała kamienna. Jego oczy potajemnie spływały na jej klatkę piersiową w sposób, który wydawał się być mieszanką ciekawości i złego samopoczucia.
——
Kiedy dotarła na pierwsze piętro, poczuła, jak powietrze nabiera chłodu, wibracji, które mogła wykryć nawet dzięki amortyzującemu działaniu eliksiru. Włosy na karku stanęły dęba, a jej ciało spłynęło zimnym potem.
Czarna Magia.
Drzwi były uchylone. Zerknęła do środka. To był duży salon. Całkowicie nagi. Ani jednego mebla. Bez zasłon. Żadnych portretów na ścianach. Wyglądało na to, że nawet tapeta została zerwana.
Na środku pokoju znajdowała się tylko duża klatka.
Zaskoczył ją hałas. Odwróciła się i ujrzała Malfoya stojącego przy drzwiach, wpatrującego się w nią z irytacją graniczącą z wściekłością.
- Oczywiście. Nie miałabyś ani krzty rozsądku, żeby tu nie wchodzić.
Hermiona wykrzywiła usta. Malfoy rozejrzał się po pokoju. Jego twarz wydawała się być ściągnięta, ale uśmiechnął się do niej.
- To jest skrzydło posiadłości należące do mojego ojca - powiedział.
Hermiona rozejrzała się ostro, częściowo spodziewając się, że Lucjusz Malfoy wyskoczy skądś z maniakalnym wyrazem twarzy przypominającym jego byłą szwagierkę.
- Na szczęście dla ciebie... - ciągnął Malfoy. - Jest on za granicą od czasu zakończenia wojny. Mam nadzieję, że nie będzie cię torturował i przeklinał, jeśli zdarzy wam się skrzyżować ścieżki, ale gdybym był bukmacherem, musiałbym przyznać, że szanse nie są na twoją korzyść. Dlatego odradzam regularne wizyty tutaj. Czy chcesz odbyć pełną wycieczkę przed wyjściem? Choćby po to, żeby się upewnić, że nie ma tu nic przydatnego, dzięki czemu mogłabyś mnie zabić?
——
Graham Montague był kochankiem Astorii. Montague, któremu „przydarzyło się” napotkać Hermionę podczas przyjęcia sylwestrowego. Który spodziewał się, że Hermiona natychmiast go rozpozna.
——
Była połowa lutego, kiedy Dolores Umbridge została zabita podczas próby zamachu na Ministra Magii.
——
- Szkoda, że nie udało ci się sprowadzić dziewczyny Weasleyów żywej - przemówił po chwili Voldemort.
- Przepraszam, Mój Panie, nie miałem pojęcia o jej znaczeniu. Jak sobie przypominasz, była praktycznie martwa, kiedy ją znalazłem.
- To wyjaśnia atak szlamy na Sussex - powiedział Voldemort zamyślonym tonem. - Samobójcza misja w celu uwolnienia umierającej przyjaciółki. Zakon od zawsze był zaskakująco przewidywalny.
- Jestem rozczarowany twoim brakiem postępów w znalezieniu osób odpowiedzialnych za atak, Wielki Łowco - powiedział Voldemort. W jego słowach rozbrzmiewała wyraźna nuta wściekłości.
- Nie zawiodę cię. Jeśli to był Zakon, znajdę ich.
- To był Zakon. Kto inny mógłby wiedzieć? Ten głupiec Slughorn musiał powiedzieć Dumbledore'owi. Potter musiał wiedzieć. Dlatego włamał się do Hogwartu. Ktoś został przeoczony podczas czystki. Ktoś znaczący dla Zakonu. To nie mógł być żaden z tych prostackich i nieświadomych bojowników piechoty. Jestem pewien, że Szlama wie, kto to jest.
- Może, Mój Panie, rozsądnie byłoby wezwać Severusa - powiedział Malfoy. Jego słowa brzmiały na wymuszone.
- Nie… - powiedział zimnym głosem Voldemort. - Rumunia jest kluczowa. Pojawiłyby się pytania, gdybyśmy odwołali Severusa z misji z powodu zamachu na Thicknesse.
- Kiedy Szlama wyrzeknie się wszystkich swoich sekretów, chcę, żeby również została zabita. Za dużo wie, by być trzymana w programie Stroud. Chociaż… Jeśli będzie w ciąży, pozwolę ci zaczekać, aż otrzymasz dziedzica.
——
- Więcej pytań? - powiedział chłodno, przyglądając się jej.
Hermiona potrząsnęła głową. Wyglądał na lekko zaskoczonego.
- No cóż, chyba jedno - powiedziała po minucie.
Malfoy czekał. Zebrała wątki informacji, wszystkie niekonsekwencje, które gromadziła w swoim umyśle przez te miesiące. W końcu ułożyła je w coś spójnego.
- Wojna utknęła w martwym punkcie - powiedziała. - Mimo, że nadal oficjalnie trwa w niektórych częściach czarodziejskiej Europy, to nie jest już traktowana jako znacząca ani konsekwentna. W rzeczywistości, na podstawie wszystkich relacji podejrzewam, że wkrótce zostanie ogłoszone zawieszenie broni. W ciągu ostatnich dwóch lat, oprócz podboju Wielkiej Brytanii, od śmierci Harry'ego nie było prawie żadnych postępów.
Malfoy milczał. Wyraz jego twarzy pozostał starannie zamknięty.
- Prawdę mówiąc, od śmierci Harry'ego prawie nic się nie wydarzyło. Cała kampania Voldemorta utknęła w martwym punkcie, gdy pokonał Harry'ego. Ponieważ… - zawahała się nieznacznie. - Coś ich łączyło. Byli jakoś ze sobą związani, prawdopodobnie od kiedy próbował zabić Harry jako dziecko. To dlatego on i Harry czasami znajdowali się w swoich snach i jestem pewna, że pamiętasz, że Harry potrafił mówić w języku węży. Na początku nie zadziałało…
Głos Hermiony załamał się i przełknęła ciężko, ale zmusiła się do kontynuowania. Z tyłu jej umysłu powoli zaczęło pojawiać się nowe ognisko bólu. Zignorowała je.
- Dlatego musiał ponownie rzucić klątwę na Harry'ego. Z powodu więzi. Ale… Ale to nie tylko Harry. Sposób, w jaki jest nieśmiertelny… Profesor Quirrell, pamiętnik, który miał twój ojciec… W jakiś sposób twój mistrz odkrył, jak związać swoje źródło życia z żywymi i nieożywionymi obiektami. I Zakon wiedział o tym. Dlatego wie, że atak w tym miesiącu był sprawą Zakonu, a nie jakiejś nowej grupy Ruchu Oporu. Ponieważ próba zamachu nie była próbą. Thicknesse nie był celem. Umbridge też nie. Naszyjnik, który czasami nosiła. Medalion. Widziałam go, kiedy mnie szkoliła. Był jego. Jedną z jego uwięzi. Kimkolwiek on jest, ostatni członek Zakonu, zorientował się, co to jest i zabił ją, żeby go zniszczyć.
- Myślę, że przegapiłem pytanie - powiedział po chwili Malfoy.
- Jeszcze o nic nie zapytałam - powiedziała spokojnie Hermiona, próbując zignorować pulsowanie z tyłu głowy, które stale rosło, jakby skalpel wbijał się stopniowo w podstawę jej czaszki.
- Próba ponownego zaludnienia... - powiedziała, starając się oddychać przez ból - To przykrywka. To podstęp. Voldemort nie dba o magiczną populację. Nie czeka, by zniewolić mugoli, bo podobno martwi się o czarodziejską demografię. Robi to, by zyskać na czasie. Zabawia masy, robiąc publiczne spektakle z udziałem czystokrwistych rodzin. Najpierw z małżeństwami i poronieniami, a teraz z surogatkami. Nie zrobił tego, by powstrzymać wojnę, lub bo tak chciał. Zrobił to, bo musiał. On umiera. Prawda?
——
Malfoy wciąż spędzał cały swój czas, próbując wytropić tego, kto zniszczył medalion. Kiedy przychodził, by przyjrzeć się jej wspomnieniom, wydawał się być wyraźnie przygnębiony. Badał jej umysł dość krótko, jakby bał się, że może ją skrzywdzić i spowodować kolejny atak.
Hermiona zaczęła podejrzewać, że Voldemort regularnie go karał, Że robił to za każdym razem, gdy Malfoy meldował, że nadal nie złapał winowajcy.
Uświadomiła sobie, że gdy wracał do rezydencji nie był blady z wściekłości. Był blady od fizycznego szoku spowodowanego torturami. W rzeczywistości wyglądał tak źle, jakby był torturowany codziennie. Objawy były wyraźniejsze za każdym razem, gdy go widziała. Wydawał się być widocznie wyczerpany, jakby znajdował się na skraju załamania.
Crucio miało takie efekty. Gdy było używane zbyt często, nawet nie doprowadzając człowieka do szaleństwa, jego skutki mogły być długotrwałe.
——
- Ktoś wciąż tam jest - powiedziała. - Ktoś, kogo nie złapałeś.
Uśmiechnął się lekko.
- Nie na długo.
Hermiona poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy tak gwałtownie, że odniosła wrażenie, jakby jej głowa została wydrążona.
- Czy ty...? - zapytała drżącym głosem.
- Jeszcze nie. Ale praktycznie mogę to zagwarantować - powiedział z okrutnym uśmiechem. - Na długo przed zniknięciem Czarnego Pana, ostatni członek Zakonu umrze, a ten twój cenny mały Ruch Oporu… Nikt nigdy się nie dowie, że w ogóle istniał.
- Nie wiesz tego - powiedziała ostro Hermiona.
- Oj, wiem to - powiedział, a wyraz jego twarzy stał się tak twardy, że mógłby zostać wyrzeźbiony w marmurze. - To historia z jednym zakończeniem. Jeśli twój Zakon chciał innego, to powinien był podjąć inne decyzje. Być może trudne, ale realistyczne. Powinni byli porzucić swoje baśniowe wyobrażenia, że w jakiś sposób mogą wygrać wojnę bez brudzenia sobie rąk. Byli idiotami, prawie każdy z nich.
——
Immobulus.
Klątwa trafiła ją w bok głowy. Zamarła w miejscu, kiedy Graham Montague przeszedł przez oszklone drzwi dworu.
- Kto by pomyślał, że wymknięcie się, żeby się odlać, sprawi, że będę miał tyle szczęścia? - Wydawał się być zdumiony, kiedy do niej podszedł. - Ze wszystkimi zabezpieczeniami, które Malfoy dodał do twojego skrzydła w rezydencji, bałem się, że już nigdy do ciebie nie dotrę. Czy już cię zapłodnił?
Rzucił na nią zaklęcie wykrywające ciążę i uśmiechnął się, gdy wynik wyszedł negatywnie.
- Miałaś być moja, wiesz - powiedział, cofając się nieznacznie, żeby ponownie móc się jej przyjrzeć. - To ja cię złapałem, kiedy zaatakowałaś Sussex. Kiedy zobaczyłem cię stojącą pod niebem pełnym dementorów… Chciałem cię przelecieć na tym polu. - Jego uścisk na jej piersi zacieśnił się, gdy mówił. Jego palce ostro wbiły się w jej ciało. Gdyby Hermiona mogła się w ogóle poruszyć, jęczałaby z bólu. - W ten sposób zdobyłem swój Znak, wiesz, łapiąc cię. Moja wyjątkowa zasługa dla Czarnego Pana. Kiedy cię zobaczyłem w Sussex, rozpoznałem cię z jaskini. Pamiętasz, jak ci powiedziałem, że będę o ciebie prosił? To ja przypomniałem Czarnemu Panu o tobie, gdy myślał o programie reprodukcyjnym. Powiedział, że będziesz moja. Ale potem zmienił zdanie i oddał cię Malfoyowi.
Montague syknął i mocno wykręcił pierś zaciśniętą w swojej dłoni.
- Pieprzony Malfoy, on zawsze dostaje wszystko. Ale jestem ci winien tyle bólu za dźganie mnie tymi zatrutymi nożami, że nie pozwolę mu stanąć mi na drodze. Fantazjowałem o tym od tak dawna. Confundo.
——
- Jak śmiesz?! Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho, Montague?
- Nie sprawiałeś wrażenia, że nie obchodzi cię to, że ją masz, Malfoy - wychrypiał Montague. - Założyłem, że nie masz nic przeciwko dzieleniu się, patrząc na sposób, w jaki pozwoliłeś zabawiać się Astorii. Szlama miała być moja. Wepchnąłeś się. To ja ją złapałem. Ona była moja.
- Ona nigdy nie będzie twoja - parsknął szyderczo, gwałtownie dźgając Montague'a, przecinając jego koszulę i brzuch.
Bez wahania lub puszczania mężczyzny, Malfoy wepchnął rękę wprost do jego jamy brzusznej, po czym zaczął wyciągać z niej narządy i owijać je wokół swojej pięści.
Montague krzyczał i miotał się w agonii.
Malfoy wyciągnął z niego garść jelit na tyle daleko, że zalśniły w bladym świetle księżyca.
- Jeśli kiedykolwiek cię znowu zobaczę, uduszę cię nimi - powiedział Malfoy śmiertelnie spokojnym tonem.
Wypuścił jelita z uścisku tak, że dyndały z wnętrza Montague’a jak łańcuszki do zegarków. Malfoy oczyścił krew i inne płyny z dłoni, patrząc, jak Montague odsuwa się potykając, skomląc i szlochając, próbując wepchnąć jelita z powrotem do środka.
Malfoy odwrócił się do Hermiony. Jego twarz była śmiertelnie blada.
- Ty idiotko… Dlaczego… Dlaczego wyszłaś dziś wieczorem?
Hermiona siedziała spokojnie na żwirze i patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami.
Pomyślała, że powinna coś powiedzieć. Ale… nie była pewna, czy pamięta, co to było.
Coś o Malfoyu.. To właśnie zamierzała powiedzieć mężczyźnie. Montague.
- Malfoy zawsze po mnie przychodzi - szepnęła.
——
Astoria była blada. Krucha. Nienagannie ubrana i wypielęgnowana, ale sprawiała wrażenie, że coś ją nęka. Kolczyki, które miała na sobie, lekko drżały, a jej oczy zwężały się w szparki, gdy patrzyła na Hermionę.
- Wiem, że wszędzie wścibiasz swój nos. Widziałaś tę historię? - powiedziała Astoria, unosząc gazetę, aby Hermiona mogła zobaczyć zdjęcie na pierwszej stronie.
Na okładce Proroka Codziennego widniało zdjęcie Malfoya, spokojnie patroszącego Grahama Montague'a na środku poczekalni Szpitala Świętego Munga.
- Próbowałam być idealną żoną, kiedy zostałam wybrana - powiedziała bez wyrazu Astoria. - Żona Draco Malfoya. Naprawdę, nie dało się tego porównywać do czegokolwiek. Najpotężniejszy generał w armii Czarnego Pana. Wszystkie inne dziewczyny były tak zazdrosne. Oczywiście, było to ustalone, ale myślałam, że w końcu zda sobie sprawę, że miałam rację. Że byłam dobrą żoną. Robiłam wszystko. Dołączałam do każdej rady, każdej organizacji charytatywnej. Byłam idealną żoną. Byłam idealna. Ale on nigdy nie zwracał na to uwagi.
Astoria wzruszyła ramionami i beztrosko gestykulowała ręką w której trzymała różdżkę. Jej paznokcie były pomalowane na srebrno i błyszczały w chłodnym świetle dnia.
- Ludzie nie wiedzą, ale on nawet tu nie mieszkał. Pobraliśmy się, a on… zwyczajnie zostawił mnie w tym domu. Nigdy nawet nie oprowadził mnie po posiadłości. W dniu naszego ślubu przywiózł mnie tutaj i zostawił w holu. Nie zawracał sobie głowy skonsumowaniem tego, dopóki nie miałam być płodna. A potem… Kiedy uzdrowiciele stwierdzili, że jestem bezpłodna… Draco całkowicie przestał tu przychodzić. Po prostu… zniknął. Nigdy nie wiedziałam gdzie był. Nie mogłam się z nim skontaktować. Pomyślałam, że może uda mi się zwrócić jego uwagę, gdybym wzbudziła w nim zazdrość, ale on nigdy nie dbał o to, co robię.
Gorycz w głosie Astorii zmieniła wyraz jej twarzy w coś zarówno brzydkiego, jak i przerażającego.
- Ale wtedy pojawiłaś się ty - głos Astorii zadrżał z urazy. - A potem się wprowadził i wywrócił całą posiadłość do góry nogami, żeby cię chronić i upewnić się, że jesteś bezpieczna. Zabierał cię na spacery i oprowadzał po dworze.
- Wiesz - powiedziała Astoria drżącym, śpiewnym tonem, chwytając Hermionę za podbródek. - Marcus mówi, że ledwo mu staje, gdy patrzy na swoją surogatkę, bo dziura w jej głowie sprawia, że czuje obrzydzenie. Jest przerażony. Może Draco poświęcałby mniej czasu na obsesję na twoim punkcie, gdybyś miała takie dwie.
- Otwórz szeroko oczy, Szlamo - rozkazała.
Dźwięk jej spanikowanego oddechu przebił się przez surrealistyczne zrozumienie, że twarz Astorii Malfoy może być ostatnią rzeczą, jaką kiedykolwiek zobaczy. Słyszała swój zduszony krzyk, gdy poczuła, jak coś w jej oku się przesuwa i jej wzrok staje się jednostronny.
Nagle w oddali rozległ się trzask, tak gwałtowny, że cały dwór zadrżał. Astoria mimo to nie przestała.
- Expelliarmus! - warknął Malfoy, wyłaniając się z powietrza.
——
- Nadal nie jesteś w ciąży - powiedziała stanowczo Stroud.
Słowa były zarówno oskarżeniem, jak i potępieniem.
Hermiona nie wzdrygnęła się ani nawet nie mrugnęła. Stroud kontynuowała:
- Tylko ty jeszcze nie jesteś w ciąży. A w przypadku pozostałych, dzieje się tak tylko dlatego, że… mają one swoje własne problemy.
Nastąpiła pauza. Wydawało się, że Stroud czeka na jakieś słowa obrony z jej strony.
- Może Wielki Łowca też ma problemy - powiedziała w końcu Hermiona.
- Nie. Osobiście badałam go już kilka razy. Jest doskonale męski i płodny. Nawet wyjątkowo. Jak on cię bierze?
- Na stole.
- Co? - zapytała ostro Stroud.
- On… wyczarowuje stół na środku pokoju. I każe mi się nad nim pochylać.
- Bierze cię od tyłu?
Hermiona poczuła, jak jej policzki i uszy stają się gorące.
- Tak. Jest bardzo… kliniczny, jeśli o to chodzi.
Minutę później rozległo się ostre stukanie do drzwi, a do pokoju wszedł Malfoy, wyglądający na zimniejszego niż kiedykolwiek wcześniej.
- Nadal nie jest w ciąży - oznajmiła Stroud. - Czarny Pan może mieć powody do niepokoju, jeśli starania nadal będą bezowocne. Jak wiesz, jego pragnienie jest dwojakie.
- Oczywiście. Jestem tego świadomy - powiedział Malfoy, a jego głos zabrzmiał groźnie.
- W takim razie nie powinieneś mieć żadnych zastrzeżeń, jeśli przedstawię zalecenia, w jaki sposób mógłbyś zwiększyć swoje szanse na sukces. W końcu Czarny Pan jest bardzo chętny do uzyskania dostępu do jej wspomnień. Jeśli próby poczęcia będą nadal nieudane, możemy być zmuszeni do rozważenia innych opcji „ojców”.
- Miałem wrażenie, że użycie magicznej ciąży do odblokowania wspomnień wymaga, aby ojciec był legilimensem, w przeciwnym razie może dojść do poronienia - powiedział Malfoy lekko ostrym tonem.
- To prawda. Zaznajomienie mago-genetyczne jest ważne. Jednak niekoniecznie musi być to ze strony ojca. Inną opcją może być na przykład przyrodnie rodzeństwo. Słyszałam plotki, że twojego ojca można przywrócić do Wielkiej Brytanii.
- Coś nie tak? - zapytała Stroud.
Hermiona wzdrygnęła się.
- Właśnie zagroziłaś, że oddasz mnie Lucjuszowi Malfoyowi.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie - powiedziała Stroud łagodnym tonem.
- A jeśli tak?
- Cóż, możemy to nadzorować, jeśli istnieje zbyt wiele obaw, że Lucjusz przekroczy swoje granice. Szkoda, że nie mogę ponownie podać ci eliksiru płodności w tym miesiącu. Wyślę kilka eliksirów, które powinny przynajmniej załagodzić sytuację i możliwie zwiększyć twoje szanse na sukces.
——
Kiedy przybył zestaw pięciu eliksirów z notatką od Stroud, wepchnęła je do szafki w łazience.
——
Patrzyła na jego dłonie i zauważyła, że jego palce drgają subtelnie. Spojrzała na niego.
- Za co byłeś torturowany tym razem? - zapytała.
- Najwyraźniej nie śledziłaś ostatnio wiadomości. Opinia publiczna, dzięki swojej ogromnej zbiorowej inteligencji, w jakiś sposób doszła do wniosku, że to ja jestem Wielkim Łowcą. I to nawet bez potwierdzenia Proroka Codziennego.
Ta informacja wzbudziła jej ciekawość.
- Z powodu Montague’a?
Wzruszył ramionami.
- Mogło być to powiązane, ale podejrzewam, że miało to więcej wspólnego z moją wizytą w Rumunii zbiegającą się z wizytą Wielkiego Łowcy. Prasa w niektórych krajach europejskich jest kontrolowana znacznie słabiej niż w Wielkiej Brytanii. Kiedy jedna z gazet zacznie coś spekulować, rozprzestrzenienie się informacji nie zajmuje dużo czasu. Jestem teraz publicznie uznawany za protegowanego Czarnego Pana. Poprzednia anonimowość była oczywiście dla mojej ochrony.
——
Usiadła na krawędzi, a potem przesunęła się w kierunku mniej więcej środka materaca, po czym zmusiła swoje ciało do położenia się. Malfoy podszedł chwilę później.
Zdjął zewnętrzne części szaty, mając na sobie tylko koszulę i spodnie.
Gdy tylko się zbliżył, zesztywniała, starając się nie zgrzytać zębami, gdy poczuła, jak zaciska się jej szczęka. Walczyła, by nie zacząć się hiperwentylować, gdy zbliżył się do niej i gdy obserwowała go rozszerzającymi się, przerażonymi oczami.
Jej wygląd zdawał się go pobudzić.
- Po prostu zamknij oczy - syknął. - Nie zamierzam cię skrzywdzić.
Wreszcie doszedł z sykiem.
W chwili, gdy to zrobił, oderwał się od niej i zszedł łóżka.
Hermiona otworzyła oczy i próbowała uspokoić oddech. Leżąc, zdała sobie sprawę z odgłosu wymiotów dochodzących z łazienki.
——
Po chwili poszła do łazienki i wykąpała się. Wycierając swoje ciało trzęsącymi się rękami, przypomniała sobie o eliksirach, które przysłała Stroud. Poprzedniej nocy była tak zdenerwowana, że kompletnie o nich zapomniała.
Ubierając się, podeszła i wyciągnęła jedną z fiolek schowanych w szafce w łazience. To nie był Eliksir Spokoju. Jego kolor i konsystencja były jej nieznane. Powąchała go. Zapach w jej nozdrzach był ostry, delikatnie cytrusowy i pieprzowy. Nałożyła kroplę na czubek palca i spróbowała. Na języku był ciepły i lekko słodki.
Odczekała minutę. Czuła się coraz mniej zmrożona z niepokoju.
Przełknęła całość porcji, po czym poczuła gorąco spływające po jej gardle. Gdy dotarło do żołądka, ciepło zdawało się rozejść po całym jej ciele.
Skóra zaczęła ją mrowić i stała się niemal boleśnie wrażliwa. Hermiona zamarła, sapnęła z przerażenia i rzuciła się do przodu, patrząc szeroko otwartymi oczami w lustro. Jej policzki były zarumienione, a źrenice rozszerzyły się, gdy przyglądała się swojemu odbiciu. Przycisnęła ręce do ust i cofnęła się drżąc.
Stroud dała jej Eliksir Pożądania.
——
W jej gardle gromadziły się jęki i nie mogła ich stłumić. Trzymała się tak sztywno, że jej całe ciało drżało, gdy próbowała nie dopuścić do jakiejkolwiek reakcji.
W jej wnętrzu coraz ciaśniej zaciskał się węzeł pożądania. Przygryzła usta. Nie poddawała się.
Musiała tylko wytrzymać. On wkrótce dojdzie i to wszystko się skończy. Wtedy mogłaby poczekać, aż wypoci eliksir ze swojego organizmu. Jego pchnięcia stawały się dłuższe i mocniejsze, tak jak wtedy, gdy docierał do końca. Przyspieszył nieznacznie, a ona mocno przygryzła język próbując wytrzymać.
I wtedy-
Wybuchła rozpaczliwym szlochem.
Całe jej ciało zadrżało wokół niego. Czuła, jak jej mięśnie zaciskają się i drżą, gdy wbił się w nią jeszcze kilka razy, a potem sam zadrżał z jękiem pełnym bólu.
Po chwili szarpnął się, a ona ledwo otworzyła oczy, by zobaczyć, jak porywa swoje szaty z łóżka, a potem aportuje się prosto z jej pokoju. Dostrzegła przelotnie jego twarz, zanim zniknął. Wyglądał szaro, jakby miał zemdleć.
——
Hermiona zastanawiała się, czy zdemaskowanie go było zamierzone.
Jeśli Malfoy chciał przejąć władzę od Voldemorta, musiał być znany. Znany i przerażający. Ujawnienie jego tożsamości mogło być dokładnie wykalkulowanym ryzykiem. Jeśli sytuacja w Rumunii była tak niestabilna, jak sugerowano, Voldemort nie mógł teraz zabić Malfoya - nawet gdyby chciał. Pozwoliłoby to na powstanie próżni władzy, zdestabilizowanie całej armii śmierciożerców i danie Europie szansy uwolnienia się spod jego jarzma.
W armii Voldemorta nie było żadnych innych postaci, które byłyby choćby niejasno porównywalne. Voldemort miał osobistości wśród władz lokalnych, ale Malfoy był jedyną widoczną osobistością Voldemorta na poziomie kontynentalnym.
——
Malfoy nie był potworem za jakiego go początkowo postrzegała. Po dowiedzeniu się, co działo się z innymi surogatkami, po tym co próbował jej zrobić Montague, po Astorii, po tym, jak przestraszyła się tego, jakie okrucieństwa wymyśliłby Lucjusz Malfoy, jeśli zostałaby przydzielona do niego… To jak postrzegała Malfoya, zmieniło się.
Gdyby sposób, w jaki ją krzywdził, był bardziej dobrowolny i mniej obowiązkowy, łatwiej byłoby jej zobaczyć go takim, jakim jest.
Chociaż nawet wtedy jej umysł okrutnie się przystosowywał. Podświadoma wola przetrwania została wpisana w ludzi głębiej niż cokolwiek innego. Przetrwanie nie wymagało, aby Hermiona była nietknięta. Aby była przyzwoita. Była sobą. Przetrwanie odcięłoby każdą część jej ciała, która utrudniałaby przetrwanie.
To łagodziło psychiczną udrękę. Chwytanie się każdego promienia dobroci. Życie przestawało boleć.
Gdyby nie była ostrożna, skradłoby ono każdy jej kawałek, aż byłaby tak złamana w środku, że w pełni zaakceptowałaby swoją klatkę.
Hermiona zadrżała pod parzącą wodą, która wciąż w nią biła.
Musiała trzymać się z dala od Malfoya.
Opuściła głowę na kolana. Ogarnęło ją poczucie smutku.
Była tak zmęczona samotnością. Zacisnęła usta walcząc z płaczem.
Malfoy był tylko namiastką ciepła, życia lub kontaktu z ludźmi, jakie miała. Czy tego chciał, czy nie, Hermiona przylgnęła do niego w swojej rozpaczliwej izolacji.
Nie mogła.
Zabił wszystkich. Zamordował lub przeprowadził egzekucję ich wszystkich. Chcąc czy nie, gwałcił ją. Była dla niego tylko pionkiem.
Nie zamierzała zdradzić wspomnień wszystkich swoich przyjaciół w tak przerażający sposób. Nie zamierzała zdradzić samej siebie.
Gdyby umarła w Malfoy Manor, zrobiłaby to trzymając się tych resztek samej siebie, które jeszcze pozostały. Podobnie jak sama śmierć, Malfoy ukradł jej wszystko i czekał, by wziąć więcej.
——
Malfoy miał odbyć kolejną sesję legilimencji.
Minął dzień. Przyszła kolacja. Malfoy nie.
Pewna myśl rozbrzmiała nagle w jej umyśle jak dzwon. A jeśli Malfoy umarł? Czy w ogóle by o tym wiedziała? Prawdopodobnie nie. Nie przez kilka dni. Potem przyszłaby Stroud i zabrałaby Hermionę do innych legilimensów. Może Voldemort sprowadziłby Snape'a z Rumunii i rozkazał mu ją zapłodnić.
A jeśli już była w ciąży? Ta myśl sprawiła, że przeszedł ją lodowaty dreszcz. A jeśli była w ciąży, a Malfoy umarł? Czy Voldemort zaczeka, aż urodzi, a potem sam wyciągnie z niej wszystkie wspomnienia? A może zmusi Stroud do aborcji dziecka, żeby Hermiona mogła zostać przeniesiona? Gdyby jednak dotrwała do rozwiązania, co by się z nią stało? Czy Voldemort oddałby dziecko Astorii?
Astoria by je zabiła. Torturowała by je na śmierć. Gdyby wyglądało jak Malfoy i Hermiona, Astoria prawdopodobnie wyrwałby mu oczy i spaliłaby je, zagłodziła na śmierć...
Hermiona sapnęła i zaczęła hiperwentylować się na korytarzu.
A jeśli on nie żyje?
Z ciemności wyłonił się Malfoy.
Patrzyła na niego czując, jak jej początkowa panika znika. Nie był martwy ani umierający. Poczuła ulgę, widząc go…
- Granger.
Był pijany.
Zbliżył się, aż zaczęła się cofać. Wciąż się zbliżał. Kroczył dopóki nie została uwięziona pod ścianą, a on znalazł się zaledwie kilka cali od niej.
- Och, Granger - westchnął, wpatrując się w nią. Uniósł dłoń i położył ją na jej gardle, ale nie ścisnął. Po prostu ją tam trzymał. Czuła, jak jego ciepło przesącza się przez jej skórę.
- Ale... - powiedział po minucie. - Przypuszczam, że w tym momencie zasługuję by płonąć. Ciekawe, czy ty też zapłoniesz.
Jego twarz znalazła się nagle niebezpiecznie blisko jej. Czuła, jak powietrze jego słów muska jej skórę.
Jego usta zderzyły się z jej.
W chwili, gdy ich usta zetknęły się ze sobą, przygniótł jej ciało swoim. Jego dłoń na jej gardle ześlizgnęła się do tyłu, aż do jej karku, wplatając palce w jej włosy, pogłębiając pocałunek. Wystarczająco mocno, by móc ją zranić, ale nie na tyle by zaczęła krwawić.
Przylegał do niej zsuwając sukienkę z jej ramion, aż do pasa.
Zimne powietrze wbijało się w jej skórę niczym setki igieł. Poczuła, jak jej sutki twardnieją z zimna, gdy jego dłonie uniosły się by złapać za jej piersi. Jego usta znajdowały się w zagłębieniu między jej szyją a ramieniem. Całował i skubał jej skórę, gdy nagle dotarł do najwrażliwszego miejsca, a ona… jęknęła.
Oboje zamarli.
Malfoy oderwał się od niej.
Oczy miał rozszerzone, jakby właśnie stał się świadomy tego, co zrobił. Stał tam przez kilka chwil wyglądając na zszokowanego, zanim znajoma maska nagle powróciła na swoje miejsce. Jego twarz stwardniała, po czym uśmiechnął się.
- Najwyraźniej zaakceptowałaś swoje miejsce - powiedział z uśmiechem.
Potem odwrócił się na pięcie i zniknął w ciemności.
Hermiona została tam w szoku. Poczuła się niczym zmrożona, gdy ogarnęło ją zimne uczucie pustki.
Była - była… uległa. Dla Malfoya.
Pocałował ją, a ona mu na to pozwoliła. Nie czuła odrazy. Wstrząsnęło to uczuciem samotności i bólu w jej wnętrzu. Dotyk. Ktoś, kto pieścił ją ciepłymi dłońmi. To była tęsknota wpleciona w każde włókno jej ciała.
Uwięziona w rezydencji chwytała się każdego skrawka dobroci, jaki tylko mogła znaleźć.
Nie mogła pozwolić sobie na racjonalizację tego i zakochanie się w gwałcicielu tylko dlatego, że nie był wobec niej takim potworem, jakim mógłby być.
Mogła znieść zdradę swojego ciała. Jednak nie pozwoli, by jej umysł również ją zdradził.
Wolałaby go prędzej złamać.
Przycisnęła dłoń do zimnego okna i patrzyła z rozpaczą na posiadłość oświetloną blaskiem księżyca.
Potem cofnęła głowę i uderzyła nią w szybę. Najmocniej, jak tylko potrafiła.
Czyjeś ramię owinęło się wokół jej talii, a dłoń zacisnęła się na obu nadgarstkach, po czym została odciągnięta od szyby.
- Granger. Nie… nie - głos Malfoya rozbrzmiał blisko jej ucha.
- Nie mogę… nie mogę… - szlochała, próbując się uwolnić.
- Przestań próbować fizycznie się zranić - jego głos drżał.
Poczuła, jak kajdany wokół jej nadgarstków stają się gorące, kiedy to nakazywał. Ona jednak walczyła z ich magią.
- Nie-! - szlochała, czując jak magia wzrasta, aż prawie zaczynała dusić jej umysł, a jej ciało zwiotczało.
- Dlaczego? - zapytał Malfoy twardym głosem. - Skąd ta nagła potrzeba posunięcia się tak daleko?
- Myślę, że zaczynam cierpieć na syndrom sztokholmski - odparła wreszcie cicho. - Nie miałam zbyt wiele czasu na studiowanie psychologii. Ale myślę, że zaczynam racjonalizować twoje zachowanie, że próbuję usprawiedliwić to, co robisz. Brak okrucieństwa staje się życzliwością. To… to mechanizm przetrwania, więc działa poprzez podświadome reakcje i adaptację. Aby spróbować stworzyć autentyczne połączenie emocjonalne, mogę rozwinąć do ciebie uczucia… - jej głos się załamał i ucichł na chwilę.
Nastąpiła pauza.
- Szczerze mówiąc, wolałabym zostać zgwałcona przez twojego ojca, niż żywić do ciebie jakiekolwiek uczucia - powiedziała w końcu, wpatrując się w krew na podłodze.
Zapadła głucha cisza. Dostrzegła, jak dłonie Malfoya u jego boku powoli zaciskają się w pięści.
- Cóż... - powiedział po kilku sekundach. - Przy odrobinie szczęścia możesz być już w ciąży i nie będziesz musiała znosić więcej uwagi żadnego z nas. Zostaniesz sama.
Zaczął się odwracać, żeby wyjść. Bez namysłu wyciągnęła rękę i chwyciła za jego szatę. Zamarł. Szlochała pod nosem, nawet gdy mocniej ścisnęła za materiał, opuściła głowę i oparła ją o jego pierś.
Jego ręce uniosły się i spoczęły na jej ramionach. Poczuła, jak ich ciepło powoli przenika w jej ciało. Jego kciuki lekko muskały jej obojczyki, aż przestała się trząść.
Potem jego ręce się uspokoiły i odepchnął ją gwałtownie. Hermiona zatoczyła się do tyłu i prawie upadła na swoje łóżko, gdy się od niej odsunął. Jego oczy były zimne, a w wyrazie jego twarzy było coś nieznanego. Coś, czego nie potrafiła określić.
Patrzył na nią przez chwilę, a jego szczęka drgała. Po chwili gwałtownie wciągnął powietrze i zaśmiał się miękko, gorzko.
- Nie masz syndromu sztokholmskiego - odparł unosząc brew. - Nie obchodzi cię przetrwanie. Gryfoni zawsze chcą umierać. - Jego usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu przy słowie „Gryfoni”. - W końcu od miesięcy fantazjowałaś o wielkim morderstwo-samobójstwie nas obojga. To, co cię zjada, to nie wola przeżycia. To izolacja. Biedna mała uzdrowicielka nie mająca nikogo, kim mogłaby się zająć. Bez nikogo, kto by cię potrzebował. Albo chciał.
- Potter i reszta twoich przyjaciół byli zbyt głupi i idealistyczni by docenić wybory, których dokonałaś. Całkiem spore brzemię… Być jedną z niewielu osób na tyle inteligentnych, by zrozumieć co jest konieczne, aby wygrać. Jedną z niewielu chętnych do zapłacenia ceny, jakiej wymaga zwycięstwo. Nigdy tego nie docenili. Pozwoliłaś im cię odesłać. Potem, kiedy wróciłaś, pozwoliłaś im zapracowywać cię na śmierć. Niewiele z wartości ani chwały dla uzdrowicieli - w przeciwieństwie do wojowników. Nawet Ginny zdawała sobie z tego sprawę.
- To… to nie… nie… było… tak. - Dłonie Hermiony były zaciśnięte w pięści tak mocno, że bolały ją kości.
- Dokładnie tak było. Możesz się łudzić, ale spędziłem tyle godzin w twoich wspomnieniach, że prawdopodobnie znam je lepiej niż swoje własne. Zrobiłabyś wszystko dla swoich przyjaciół. Podjęłabyś te wszystkie ciężkie wybory i zapłaciłabyś ich cenę bez narzekania. Sprzedałabyś się za ten wojenny wkład. Ale powiedz mi, bo jestem szczerze ciekaw, co Potter kiedykolwiek zrobił żeby na to zasłużyć?
Spojrzała na niego.
- Harry był moim przyjacielem. Był moim najlepszym przyjacielem.
Malfoy prychnął.
- Więc?
Hermiona odwróciła wzrok i wzięła drżący oddech.
- Nie miałam praktycznie żadnych przyjaciół, kiedy dorastałam. Harry… Harry był pierwszą osobą, która pozwoliła mi być swoim przyjacielem. Zrobiłabym dla niego wszystko. - Wydała z siebie suchy szloch i przełknęła go. - Poza tym… to nie tak, że bez niego nie było dla mnie żadnych szans.
Nastąpiła długa przerwa.
- To najbardziej żałosna rzecz, jaką kiedykolwiek miałem okazję usłyszeć - powiedział w końcu Malfoy, poprawiając szaty. - Więc co? Jestem twoim nowym zastępcą Pottera? - prychnął. - Jeśli ktoś choćby się do ciebie odezwie, nie możesz się powstrzymać od tego, żeby się do niego nie przyczepić? Prostytutki z Śmiertelnego Nokturnu kosztują więcej niż ty.
Szczęka Hermiony drżała, ale Malfoy nie kończył.
- Powiedzmy sobie jasno, Szlamo. Nie chcę cię. Nigdy cię nie chciałem. Nie jestem twoim przyjacielem. Nic nie przyniesie mi więcej radości, niż zakończenie tej całej sytuacji z tobą.
- Wiem… - powiedziała Hermiona niskim, głuchym tonem.
——
- Wyglądasz raczej szaro - powiedziała Stroud, a jej usta wykrzywiły się lekko, gdy się jej przyglądała. - Jak wyglądają efekty starań w tym miesiącu?
- Nie wiem. Czy to nie dlatego tu jesteś? - powiedziała Hermiona gorzkim głosem.
- Jesteś w ciąży - ton Stroud był triumfalny.
Hermiona czuła się tak, jakby została nagle wciągnięta w głąb lodowatej wody. Bez powietrza. Pod naciskiem ostrego ciśnienia. Jakby była miażdżona ze wszystkich stron. Poczuła, jak jej tętno przyspiesza, aż ostry szum krwi w jej uszach był prawie wszystkim, co słyszała.
Hermiona nie mogła oddychać. Jej płuca płonęły, kiedy próbowała. Krawędzie twarzy uzdrowicielki rozmywały się, jakby rozpływała się w otaczającym ją powietrzu.
Wszystko stawało się coraz bardziej rozmyte. Na ramionach i dłoniach Hermiony pojawiło się kłucie setek wyimaginowanych igieł.
Nagle pojawił się przed nią Malfoy, a jego ręce znalazły się na jej ramionach.
- Uspokój się.
Jego twardy głos przebił się przez falujące rozmycie.
- Oddychaj.
Hermiona sapnęła, biorąc urywany oddech. Potem wybuchła płaczem.
Jego uścisk powoli się rozluźnił, po czym powoli odwrócił się, by spojrzeć na Stroud. W jego oczach szalała wściekłość.
- Wiesz, że jest podatna na ataki paniki. Nie możesz od tak rzucać w nią informacjami - powiedział wściekłym głosem, wciąż trzymając Hermionę mocno za ramiona, gdy ta nadal płakała. - Zaczynam podejrzewać, że celowo ją traumatyzujesz. Zagroziłaś jej moim ojcem i bez ostrzeżenia zaaplikowałaś jej afrodyzjak. Czy próbujesz doprowadzić ją do załamania psychicznego?
- Nie robię niczego, co mogłoby zagrozić jej wspomnieniom. Nie ma potrzeby się o to martwić. Byłam bardzo zaniepokojona jej zdrowiem odkąd zdałam sobie sprawę, że to ona jest odpowiedzialna za Sussex... - Stroud spojrzała chłodno na Hermionę. - Ciekawa jestem, jak czarownica, która nigdy nie ukończyła Hogwartu, nie posiadająca formalnego szkolenia, samodzielnie skonstruowała bombę zdolną do zabicia wszystkich moich kolegów.
- Twój program nie jest okazją do zemsty. Wygląda na to, że zapomniałaś, że nie cierpię głupców którzy przy niej majstrują.
- Ja nie…
- Robiłaś to. Czarny Pan umieścił ją pod moją opieką. Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo jest niestabilna. Poświęciłem dużo pieniędzy, starając się utrzymać w stabilizacji jej otoczenie.
Malfoy odwrócił się i spojrzał na Hermionę. Przestała płakać i próbowała spokojnie oddychać.
Westchnął cicho, a następnie podniósł ją na nogi.
- Chodź - powiedział, prowadząc ją przez pokój aż do łóżka. Przyjrzał się jej uważnie, po czym sięgnął do swoich szat i wyciągnął z nich fiolkę Eliksiru Bezsennego Snu. - Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, obawiam się, że nie ufam ci zbyt świadomej i samotnej. Weź to.
——
- Nie wolno ci zrobić sobie krzywdy ani czegokolwiek, co spowodowałoby aborcję lub poronienie.
To nie było oświadczenie, to był rozkaz. Poczuła ciepło wokół nadgarstków.
- Jestem pewien, że spróbujesz zracjonalizować to jako ochronę próbując ominąć kompulsje, ale to się nie uda. Nie możesz zrobić nic, aby zakończyć ciążę.
Poczuła ukłucie łez w kącikach oczu i słabo zaszlochała.
- Chwiejka będzie cię od teraz monitorować w pełnym wymiarze godzin, aby upewnić się, że nie doświadczysz żadnych nieszczęść takich jak potknięcie się o schody lub żucie gałązki cisu. Wcześniej opiekowała się ciężarnymi czarownicami, więc doskonale wie co możesz, a czego nie możesz jeść i pić. Ma moje pozwolenie na natychmiastowe powstrzymanie cię, jeśli spróbujesz czegokolwiek.
——
Kiedy odchodził, zdołała przemówić.
- Malfoy - jej głos zadrżał.
Zatrzymał się i odwrócił do niej, Wyraz jego twarzy był pusty, a oczy bez wyrazu.
- Malfoy - powtórzyła. Jej szczęka drżała. Chwyciła dłonią za brzeg łóżka. - Nigdy o nic cię nie poproszę–
Jego usta drgnęły, a spojrzenie stwardniało. Poczuła, że coś w niej pęka z rozpaczy, ale zmusiła się do kontynuowania.
- Możesz mi zrobić wszystko, co zechcesz. Nigdy nie będę prosić cię o litość. Ale… proszę, nie krzywdź dziecka. Nawet… jeśli będziesz mieć innego spadkobiercę, to ono… Ono nadal jest w połowie twoje. Nie - nie - nie -
Jej klatka piersiowa zaczęła drżeć, gdy starała się oddychać i nie płakać. Trzęsła się.
- Nie pozwól Astorii go skrzywdzić… - powiedziała załamanym głosem. - Proszę… Proszę...
Jej głos ucichł, gdy zaczęła się hiperwentylować. Przylgnęła do łóżka, próbując oddychać.
Malfoy przeszedł przez pokój i złapał ją za ramiona.
- Nikt nie skrzywdzi twojego dziecka - powiedział, patrząc jej w oczy.
Odsunęła się od niego, uwalniając jedno ramię.
- Nie… Nie składaj mi obietnic, których nie możesz dotrzymać.
Jego twarz zamigotała i znów złapał ją, przesuwając lekko dłońmi po jej ramionach.
- Masz moje słowo. Nikt nie skrzywdzi twojego dziecka. Astoria nigdy go nie dotknie.
- Nikt go nie skrzywdzi. Uspokój się - powiedział stanowczo. - Musisz oddychać powoli.
Oparła się na chwilę o jego ręce, kładąc lekko czubek głowy na jego klatce piersiowej. Próbowała powoli zaczerpnąć powietrza, ale potem zamarła i oderwała się od niego, cofając się do ściany.
- Nie… nie baw się mną - powiedziała drżącym głosem. - Nie chcę twoich obietnic ani uwagi, aby „utrzymać moje środowisko” - załkała słabo pod nosem. - W końcu… jasno pokazałeś, jaka byłabym żałosna, myląc twoją obowiązkową opiekę z czymkolwiek…
Owinęła ramiona wokół siebie i zsunęła się na podłogę, drżąc i zamykając usta, podczas gdy całe jej ciało się trzęsło.
- Ty… Nie musisz się już więcej o mnie martwić. Sama zajmę się sobą. Nie… Nie musisz mnie ponownie nigdzie odprowadzać.
——
W miarę trwania ciąży głowa zaczynała boleć ją tak bardzo, że zaczęła podświadomie zaciskać szczękę, próbując poradzić sobie z ciągłym kłuciem w czaszce. Światło dnia jedynie to pogarszało. Jasne, słoneczne dni nie pozwalały jej spać. Próbowała nie wymiotować od połączenia porannych mdłości i bólu. W ciągu kilku dni ból stał się tak silny, że nie mogła już nawet czytać.
——
Stroud odwróciła się w stronę Malfoya.
- Czy sprawdzałeś ostatnio jej wspomnienia?
- Nie - powiedział. - Miała już jeden atak spowodowany wykonaniem na niej legilimencji, gdy poziom jej hormonów był podwyższony. Poczekam, aż miną jej migreny i poranne mdłości. Legilimencja jest inwazyjna i traumatyczna, niezależnie od znajomości magicznego oznaczenia.
Stroud skinęła głową.
- Jest prawdopodobne, że migreny są głównie spowodowane fugami. Bóle głowy w czasie ciąży nie są rzadkością, ale poziom bólu wskazany przez diagnostykę jest o wiele wyższy, niż poziom uważany za normalny.
Wyraz twarzy Malfoya stwardniał.
- Czy jest coś, co można zrobić? - zapytał.
- Przepisywanie mikstur przeciwbólowych w czasie ciąży nie jest wskazane. Może to skutkować nieprawidłowościami płodu lub poronieniem we wczesnych stadiach ciąży - powiedziała Stroud. - Możesz spróbować mugolskich rozwiązań na ból, jeśli bardzo cię to niepokoi, ale zwykle choroby wywołane magią wymagają magicznego leczenia.
Malfoy spojrzał sceptycznie na Stroud. Kobieta uniosła brodę.
- Jeśli mi nie wierzysz, możesz zasięgnąć drugiej opinii lub poprosić położną, która to potwierdzi. Uzdrowiciel umysłu poinformował cię, że proces korozji prawdopodobnie będzie ciężki. To nie jest tak, że ktoś kiedykolwiek wcześniej stworzył indywidualne magiczne fugi wokół setek swoich wspomnień. Magiczna korozja jest tak bolesna, jak się wydaje. Poziom magii twojego spadkobiercy prawdopodobnie przyspieszy ten proces, ale nie mamy pojęcia, jak długo może to potrwać. Możliwe, że gdy poziom hormonów zrównoważy się, nasilenie bólu nieco się zmniejszy. Ale jest równie prawdopodobne, że proces korozji pozostanie na takim poziomie przez cały okres ciąży. Trudno przewidzieć. Nic nie można na to poradzić. Istnieją bezpieczne mikstury mogące utrzymać ją w stanie nawodnienia i chronić przed głodem. Można je podawać, jeśli uda jej się je przełknąć. Jednak o ile nie straci niebezpiecznej ilości wagi lub nie zacznie krzyczeć z bólu, ingerencja może zagrozić jej lub ciąży i zrobić niewiele więcej niż tylko wydłużyć ten proces.
——
Była prawie w dziewiątym tygodniu ciąży, kiedy nagle obudziła się w panice.
Było coś… Coś, na co musiała być gotowa.
Nie mogła sobie przypomnieć…
To było ważne.
Najważniejsza rzecz. Rzecz, o której nie mogła zapomnieć.
Malfoy nagle pojawił się przed nią. Czy aportował się tutaj? Nie słyszała.
- Co-? - drgnął i urwał, kiedy zobaczył ją stojącą przed nim.
- Ja… nie… pamiętam… - wymusiła z siebie. - Powinnam… wstrzymać…
Jej głos urwał się w niskim krzyku, gdy ciśnienie wewnątrz jej czaszki wzrosło tak intensywne, że myślała, że zemdleje. Jej wzrok się zamazał.
To było jak spadanie w przepaść, gdy wszystko przebijało się przez jej umysł, całkowicie go pochłaniając.
Nie będę ukrywać, że przypomnienie sobie tych wcześniejszych rozdziałów mi dobrze nie zrobi, bo w sumie już nie pamiętam. Czytałam je jeszcze w zeszłym roku i kilka faktów mogło mi umknąć, także dzięki Ci za to przypomnienie. Czytając część drugą nabieram zupełnie innego spojrzenia na to, co się wydarzyło w czasie obecnym. To jak Draco traktował Hermionę… On po prostu czuł ból, że wtedy go nie posłuchała i nie zaczekała na niego jak prosił. Okłamała go i on nie potrafi jej tego wybaczyć. Wciąż jednak pamięta o tym, co między nimi było i dlatego jest to tak bardzo bolesne dla niego. Nawet o tym nie pomyślałam wcześniej, bo skąd mogłam wiedzieć, że wszystko się tak potoczyło, że ta relacja była tak głęboka. On mimo tego, że traktował ją w ten sposób, nadal dbał o nią, bo przecież ją kochał. Jak mógł zapomnieć, jak wiele ich łączyło, kiedy byli razem? Obietnica, że nikt nie skrzywdzi jej dziecka, to było ich dziecko, owoc tego, co ich łączyło, choć ona jeszcze o tym nie wiedziała, bo zapomniała o tym. A on wciąż nosił swój pierścień, żeby pamiętać o tych “lepszych” dla nich czasach. Teraz dużo bardziej rozumiem, dlaczego Hermiona była tak kluczowa dla Voldemorta. Jak mogłaby nie być? W końcu tyle rzeczy, które widziała… Sprawa z Ginny, z Draco… O moja matulu! Sprawa z Grahamem, dlaczego Draco wtedy tak zareagował… No i dlaczego tak bardzo Draco uważał na to, żeby Hermiona nie zaszła w ciążę. Bał się tego, co się stanie, kiedy umysł Hermiony się odblokuje. Że wszystko się wyda, Ginny, to co łączyło Draco z Hermioną, jego współpraca z Zakonem. A no i co do Zakonu już rozumiem, dlaczego tak bardzo po nich jeździł. Miał rację. Ale i tak opis graficzny ich śmierci mnie rozwalił na łopatki. Owszem, byli idiotami, ale nie zasłużyli na taki koniec, nie na taką śmierć.
OdpowiedzUsuńPrzeczytanie wszystkich rozdziałów od nowa naprawdę ukazało inny odbiór. Teraz gdy wiem co się wydarzyło zaczęło się zauważać wszystko to co było powiązane z wcześniejszymi wydarzeniami. Miłość Draco jest taka silna i mimo że on ją odpycha to było ją widać na każdym kroku i dopiero po ponownym przeczytaniu zaczęłam zauważać przy tym inne drobne czynności które to pokazywały. Niesamowicie mi się ciepło na serduchu robiło gdy ona wspominała ze powinienem zostać uzdrowicielem a on się uśmiechnął i za pierwszym razem to nic nie znaczyło a teraz wiesz ze się uśmiechnął bo ona już mu to kiedyś mówiła. Albo gdy mam wrażenie że nawet trochę go to śmieszyło bo Hermiona znowu zaczęła go analizować i znów chciała go rozkochać i wykorzystać do swoich celów dokładnie tak jak dla zakonu. I jest tu tyle też innych nawiązań i naprawdę teraz dokładnie wszystko się zauważa. I dopiero teraz w tym skrócie zauważyłam i wiem że miał pomóc Hermionie że znalezieniem Horkruksów ale jakoś to ominęłam a teraz zauważyłam jak było wspomnainie że gapił się Umbrige w dekolt na naszyjnik i niby jeszcze nie wiadomo czy to on tą strzałę puścił ale napewno odkrył że to medalion jest właśnie tym kolejnym horkruksem. To wszystko to jest taki majstersztyk i ciężko się pozbieracie na te wszystkie wydarzenia z przeszłości i teraz trzeba czekać na to co wydarzy się w dalszej teraźniejszości. I naprawdę jeżeli ktoś tylko przeczytał ten skrót tych rozdziałów to niech wraca i czyta od nowa bo dużo straci. Ja już chyba nie umiem żyć bez czytania tego opowiadania. 🖤🖤🖤
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać 25 rozdziałów oraz to streszczenie :D jestem gotowa na nowy rozdział i powrót do teraźniejszości, dobrze że akurat wypadło to na weekend. Pięknie było wyczytać powiązania z przeszłości ze słów Malfoya, chociaż muszę przyznać że chwilami był dla niej serio podły w swoich słowach i mam nadzieję, że będzie to nieco wyjaśnione w trzeciej części opowiadania. Wiem, że na pewno ma do niej duży żal, że go oklamala, ale z drugiej strony uratowała mu życie kosztem własnego. Czy uznamy to za remis? :D
OdpowiedzUsuńI co z tym pierścieniem, przeczytałam na grupie mały spoiler i nie daje mi to spokoju. Czy uda się jakoś zneutralizowac efekty magicznej ciąży teraz poprzez powrót wspomnień czy czeka ja jeszcze 7 miesięcy agonii
Kolejny rozdział czas start :D
Udało mi się przeczytać jeszcze raz całość, to jest część ze wspomnień, potem pierwsze 25 rozdziałów i przebierałam nóżkami, żeby móc przeczytać, co będzie dalej. Autorka ma stuprocentową rację zalecając przeczytanie tego raz jeszcze, wyłania się wtedy zupełnie inny obraz. Wcześniej myślałam, że Draco musiał się tak zachowywać ze względu na to, że Voldek zagląda Hermionie do głowy i musi widzieć, że nadal jest "tylko" szlamą. Jednak po ponownym przeczytaniu... Cóż, nie dość, że jest okropnie wściekły na to, że zrobiła to bez niego (po przeanalizowaniu sytuacji uważam, że równie dobrze mógł iść z nią, nie? Severus mógł zabrać Ginny, mogli to zrobić inaczej, ale w emocjach ciężko było to analizować, więc rozumiem jej podejście), ponadto sam nie wiedział, ile ona pamięta i jakby na niego zareagowała. Chociaż nadal jestem dla niego pełna podziwu, że to wszystko wytrzymał!
OdpowiedzUsuńMała.