Muzyczna sugestia:
Nick Cave & The Bad Seeds - O'Children
IAMX - The Stupid, The Proud
Playlista Spotify: “Music to read Manacled to”
__________
Lipiec 2003
Pierwszego lipca czas płynął bardzo wolno. Hermiona i pozostali uzdrowiciele stali w holu, patrząc na zegar. Czekali. Pojedyncze rozmowy cichły z każdą minutą.
Hermiona stała przy oknie, rysując runy na szkle, ostrożnie ukrywając każdą myśl o Draco w swoim umyśle. Strach oplatał ją jak zaborcza, inwazyjna winorośl. Jej oczy powędrowały do zegara. Było prawie południe. Jej ręce zaczęły lekko drżeć. Chwyciła ramę okna, obserwując w napięciu poruszające się po tarczy wskazówki.
Seamus obiecał wysłać patronusa.
Kiedy zegar wybił południe, Hermiona wstała, zbyt przestraszona, by nawet oddychać, patrząc, jak minuty wciąż mijają.
Nic się nie stało.
Zrobiłaś coś źle. Popełniłaś błąd. Pomyliłaś się w obliczeniach. Wszyscy ci ufali, a ty się pomyliłaś.
Wpatrywała się w swoje dłonie, dopóki obraz nie zaczął się rozmywać. Przez jej palce i ramiona przeszedł kłujący dreszcz, gdy bez słowa patrzyła na zegar. Jej serce waliło tak gwałtownie, że zaczynało boleć.
Do holu wpadł nagle biały lśniący lis.
- Zadziałało! Dokładnie w południe! To cholerstwo odcięło szczyt Wieży Astronomicznej i przełamało wszystkie osłony.
Hermiona stała jak spetryfikowana, dopóki lis nie rozmył się w powietrzu, po czym westchnęła, a jej kolana ustąpiły. Opadła na środek podłogi, szlochając. Miała wrażenie, że jej pierś pęka. Przycisnęła ręce do mostka i próbowała oddychać, gdy jej płuca szarpały się boleśnie.
Zadziałało. Otuliła ramionami głowę, starając zmusić się do oddychania. Poczuła pieczenie w gardle i płucach. Bomba zadziałała. Drżała z ulgi. Otaczały ją głosy, ale nie mogła ich usłyszeć.
Przycisnęła ręce do ust i próbowała przestać płakać. Uspokój się. Uspokój się. Jesteś na służbie. Ukryła twarz w zgięciu ramienia i szlochała z ulgi, aż jej głowa zaczęła pulsować.
Ciepła dłoń owinęła się wokół jej łokcia i pomogła jej podnieść się z podłogi.
- Chodź, kochanie - powiedziała Poppy, owijając ramię wokół barków Hermiony, gdy ta wciąż szlochała w grzbiet swojej dłoni. - Chodźmy na filiżankę herbaty. Padma wezwie nas, jeśli ktoś zostanie sprowadzony.
Poppy poprowadziła Hermionę korytarzem do kuchni i posadziła ją przy stole. Hermiona otarła łzy z twarzy i zamknęła oczy, zmuszając się do czterech sekund wdechu, a następnie do sześciu wydechu, aż jej klatka piersiowa przestała drżeć. Bolał ją mostek. Przycisnęła dłoń do środka klatki piersiowej, aż poczuła, że jej tętno zwalnia.
W kuchni panowała dziwna cisza. Otworzyła oczy i znalazła się w otoczeniu dziesiątek projekcji diagnostycznych. Poppy stała obok niej z napiętym wyrazem twarzy, gdy badała i manipulowała wszystkimi zaklęciami, które rzuciła na Hermionę.
Żołądek Hermiony opadł tak gwałtownie, że jej ręce zacisnęły się, a napięcie rozpaliło jej kręgosłup, jakby została porażona prądem. Wyciągnęła własną różdżkę, odrzucając wszystko, co rzuciła Poppy ostrym, przecinającym ruchem.
- Myślałam, że powiedziałaś herbatę, Poppy. Czy zmieniła się jej definicja? - Jej gardło ścisnęło się, a słowa opływały kwasem.
Poppy spojrzała na Hermionę, wyraz jej twarzy był pozbawiony jakichkolwiek przeprosin.
- Możesz być utalentowaną uzdrowicielką, ale ja jestem nią o kilkadziesiąt lat dłużej niż ty. Powinnaś wypić kilka eliksirów na swój niepokój.
Hermiona wysunęła szczękę, po czym przełknęła i spuściła wzrok.
- Nie mogę. Zakłócają moją oklumencję.
Poppy pociągnęła nosem.
- Oklumencja jest jak bandaż na klątwie Bombarda. Nie naprawiasz niczego przez dysocjację, tylko to ukrywasz. I… - jej ton stał się ostry. - Zaostrza się to przez twoje częste użycie Czarnej Magii.
Hermiona zesztywniała i szybko uniosła głowę.
Poppy patrzyła na nią twardo.
- Nie jestem głupia. Od dawna podejrzewałam, jakiego rodzaju zaklęć używasz, aby tak szybko móc dekonstruować i powstrzymywać niektóre z tych przekleństw z Sussex. Ty, ty-
Głos Poppy ucichł i na kilka sekund zacisnęła usta, próbując powstrzymać ich drżenie. Wzięła głęboki oddech.
- Czarna Magia zawsze się kumuluje. W umyśle i ciele… To wymaga swojej ceny. Do tej pory nic nie mówiłam, ponieważ wiedziałam, że rozumiesz cenę tego nawet lepiej niż ja. - Położyła niepewnie dłoń na ramieniu Hermiony. - Musisz wiedzieć, że osiągasz powoli punkt, w którym szkody Czarnej Magii mogą stać się nieodwracalne.
Usta Hermiony drgnęły i odwróciła wzrok, zauważając że na pokój zostały rzucone zaklęcia prywatności.
- Wiem.
Spojrzała na swoje ręce.
- Ja… to nie było… Kiedyś… - zamilkła, a jej ręka podświadomie podniosła się do szyi, bawiąc się tam pustym łańcuszkiem. Potrząsnęła głową. - Nieważne. To nie ma znaczenia.
Spojrzała na Poppy z bladym uśmiechem.
- Przestanę, kiedy wojna się skończy. Przestanę. Obiecuję. I udam się też do Uzdrowiciela Umysłu.
Poppy westchnęła smutno i skinęła głową, kreśląc dłonią małe kółeczka na plecach Hermiony.
- Wszyscy z was, dzieci, powinniście udać się do Uzdrowicielu Umysłu. Szczególnie ty i Harry. Żałuję, że nie naciskałam mocniej na Albusa, żeby zabrać Harry'ego do Świętego Munga.
Hermiona zamrugała i zmarszczyła brwi.
- Co masz na myśli?
- Och... - Poppy ponownie westchnęła, a zmęczenie stało się jeszcze bardziej widoczne na jej twarzy. - Podczas pierwszego roku Harry'ego, po tej niefortunnej sytuacji z profesorem Quirrellem, kiedy po raz pierwszy go badałam, zaczęłam martwić się jego magicznym piętnem. Magia w nim była nieregularna, prawie tak, jakby została podwojona.
- Podwojona? - powtórzyła Hermiona, czując, jakby wykrwawiała się przez uczucie zimna, jakby w jej żyłach przesuwał się lód.
- Tak. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego. Udałam się z tym do Albusa. Powiedział, że to musi pochodzić od Morderczej Klątwy sprzed wielu lat, że musiała oderwać mały fragment magii Harry'ego. Szkoda, że nikt nie pomyślał o zbadaniu go jako dziecka, zanim został przekazany pod opiekę krewnym. Albus sam spojrzał na diagnostykę i powiedział, że nie ma się czym przejmować. Kiedy naciskałam, powiedział, że Harry prawdopodobnie zostanie poddany obszernym i traumatycznym badaniom w Świętym Mungu przez naukowców, którzy zechcą go wykorzystać do zbadania rzuconej na niego Klątwy Zabijającej. Albus uważał, że problem w końcu sam się rozwiąże. Wydawało się, że przez lata te dwa rodzaje magii wydawały się ponownie ze sobą związać.
Poppy w zamyśleniu przechyliła głowę na bok.
- Ale… biorąc pod uwagę te wszystkie bóle głowy, na które tak cierpi, zastanawiam się, czy proces wiązania się magii na pewno przeszedł prawidłowo.
Hermiona poczuła się tak, jakby została uderzona z otwartej dłoni w twarz.
- Były dwa rodzaje magii? Czy to nie był szczątkowy ślad klątwy i rzeczywista magia? - powiedziała ostro Hermiona.
- Dwa rodzaje magii, w rzeczy samej - powiedziała Poppy, kiwając głową i odsuwając krzesło obok Hermiony. Usiadła z westchnieniem. - Próbowałam znaleźć jakiś zapis o podobnych zjawiskach w historii leczenia, ale nie udało mi się dotrzeć do czegokolwiek podobnego. Z drugiej strony, Harry jest jedyną osobą, która kiedykolwiek przeżyła Klątwę Zabijającą.
Ręce Hermiony zaczęły drżeć.
- Powiedziałaś… Pytałam cię o jego magię lata temu. Mówiłaś, że była dobra. Że to było dla Harry'ego czymś normalnym.
Poppy ponownie delikatnie położyła dłoń na ramieniu Hermiony.
- Nie chciałam, żebyś się martwiła. Zanim o to zapytałaś, odłamy były już prawie całkowicie ze sobą związane.
Usta Hermiony drgnęły i starała się znaleźć słowa, by zadać następne pytanie.
- Więc to była ta sama magia? Mniejszy jej odłam był identyczny?
- Nie do końca. Albus powiedział, że z powodu rozłamu rozwinęła się ona wyjątkowo…
Hermiona wstała tak gwałtownie, że jej krzesło upadło do tyłu, stukając z hukiem o kamienną posadzkę.
- To tak nie działa. Magia jest oparta na duszy, nie może rozwijać się inaczej. Muszę iść.
Wyszła z kuchni i ruszyła na górę po płaszcz i torbę, a potem wybiegła z Grimmauld Place, zanim ktokolwiek zdołał ją powstrzymać.
Aportowała się z głośnym trzaskiem, udając się miejsce wyznaczone w Zakazanym Lesie, które Zakon wybrał do zbiórki przed atakiem na Hogwart.
W oddali majaczył zamek. Nawet z miejsca, w którym stała, czuła w powietrzu Czarną Magię zmieszaną z metalicznym posmakiem eksplozji. Ruszyła w stronę zamku najszybciej, jak mogła.
- Granger? - Obok drzewa pojawił się barczysty bojownik Ruchu Oporu, a jego urok maskujący zniknął.
Spojrzała na niego ostro. Rozpoznała go pobieżnie, ale nie na tyle dobrze, by zdołać przypomnieć sobie jego imię.
- Co tu robisz, Granger?
- Muszę zobaczyć się z Harrym. - Patrzyła na niego, ściskając różdżkę tak mocno, że czuła, jak drewno zaczęło wgryzać się w kości w jej dłoni. Całe jej ciało było zimne. - Przyszłam, bo muszę zobaczyć się Harrym.
Mężczyzna wyglądał na oszołomionego.
- Jest w zamku. Wszyscy się już tam udali. Nie ma tu nikogo oprócz zwiadowców pilnujących obóz.
Hermiona przełknęła ciężko i skinęła głową.
- W takim razie pójdę do zamku.
Udali się na skraj Zakazanego Lasu. Widziała Wieżę Astronomiczną, dymiącą i uszkodzoną w wyniku wybuchu. Zatrzymali się w pobliżu kilku mocno zamaskowanych namiotów.
- Hermiono, co ty tutaj robisz? - Angelina wyszła z jednego z namiotów.
- Muszę zobaczyć się z Harrym.
- Teraz? Czy to nie może poczekać do wieczora?
Hermiona prychnęła.
- Gdyby to mogło poczekać, nie aportowałbym się od tak przez odcinek pięciuset mil.
- W porządku. W porządku. Wyślę wiadomość. Zostań tutaj w obozie. Wyślemy kilka osób, aby przekazały wiadomość Harry'emu.
Hermiona przełknęła ślinę i pogodziła się z czekaniem. Poczuła nieprzyjemne pieczenie w żołądku.
Wydawało się, że minęły godziny. Hermiona dołączyła do uzdrowicieli w namiocie, lecząc rannych wojowników i określając, kogo należy wysłać na Grimmauld Place.
Dostawała urywki raportów o tym, jak sprawy toczą się w zamku. Po wybuchu bomby osłony całkowicie runęły. Ruch Oporu wkroczył szybko. Atak całkowicie zaskoczył więzienie. Poza osłonami ochrona była zaskakująco niewielka. Strażnicy się wycofali.
Ruch Oporu przejął obecnie hol wejściowy i Wielką Salę. Próbowali wzmocnić swoje pozycje przed nieuniknionym kontratakiem.
Wyczuwała nerwową energię w tym, jak dobrze atak szedł im do tej pory. Harry i członkowie drużyny, która wkradła się do Hogwartu podczas pierwszego ataku, nadal nie wrócili.
Powietrze w namiocie było duszące, wypełnione zapachem krwi, pozostałości Czarnej Magii i mikstur. Słony, miedziany posmak krwi zmieszany z rozpadającą się magią palił ją w nosie.
Hermiona pracowała w milczeniu, jej oczy często spoglądały na otwór namiotu, oczekując Harry'ego.
W końcu klapa namiotu została odepchnięta na bok i wpadł przez nią Harry, a za nim Ron i Fred. Serce podskoczyło jej do gardła, gdy zobaczyła bladą twarz Harry'ego.
Powinnaś była wiedzieć. To twój najlepszy przyjaciel, powinnaś była się tego domyślić.
- Hermiono, co się dzieje?
Hermiona pospieszyła przez namiot w kierunku Harry'ego. Gdy tylko znalazł się w zasięgu, jej palce chwyciły materiał jego koszuli.
- Dowiedzieliśmy się, że tu jesteś, kiedy wróciliśmy do głównych fortec utworzonych w zamku. - Harry był pokryty kurzem i brudem. Potarł twarz rękawem zostawiając szarę smugę sadzy na czole. - Co tutaj robisz? Czy coś stało się z Ginny?
- Nie. - Hermiona gwałtownie potrząsnęła głową. - Nie. Z Ginny wszystko w porządku. Jest bezpieczna na Grimmauld Place. Chodź ze mną, tam jest mniejszy namiot.
Harry westchnął z ulgą i ruszył za nią. Jego zadumany nastrój zniknął. Oczy miał czyste. Otaczała go atmosfera intensywnego skupienia, tak jak wtedy, gdy grał w Quidditcha.
- Znaleźliśmy go. Tego, który był w Hogwarcie, w Pokoju Życzeń. To był diadem Roweny Ravenclaw. Ron przeciął go na pół Mieczem Gryffindora. A więc… teraz został tylko wąż. Neville i…
Hermiona wciągnęła go do małego namiotu i zablokowała Ronowi i Fredowi możliwość pójścia za nim.
- Muszę coś sprawdzić. Prywatnie - powiedziała. - To zajmie tylko kilka minut.
Ron spojrzał na nią, marszcząc brwi.
- Hermiono, to naprawdę nie jest… Harry powinien być…
Jej żołądek zacisnął się boleśnie, gdy spojrzała na zmartwioną twarz Rona.
- Potrzebuję kilku minut. To ważne - powiedziała.
Ron przyjrzał się jej i powoli skinął głową.
- Dobrze. Poczekamy na zewnątrz.
Poczuła ucisk w gardle, gdy również skinęła głową.
- Dziękuję.
Osłoniła zaklęciami wejście, odwróciła się i ujrzała pytającą twarz Harry'ego.
Wzięła drżący oddech.
- Harry, usiądź i pozwól mi coś sprawdzić. Wiem, że to nie jest zbyt dobry moment, ale musisz mi zaufać.
Popchnęła go na krzesło i delikatnie położyła palce na jego skroni, próbując zetrzeć brud rozmazany na jego twarzy. Kiedy przyglądała się mu, poczuła ból w kościach policzkowych, a jej palce lekko zadrżały.
Zmusiła ściany oklumencji do pozostania na swoim miejscu i cofnęła rękę. Jej palce były stabilne, a uwaga chirurgicznie precyzyjna, gdy rzucała na niego skomplikowaną projekcję diagnostyczną. Potem zaczęła mamrotać pod nosem zaklęcia, rozciągając wokół niego analityczną sieć.
Odsunęła się i uważnie przestudiowała jego magię. Jeśli w przeszłości istniały dwa oddzielne szczepy magii, to już ich nie było. Zespoliły się ze sobą niemal całkowicie. Ostrożnie próbowała je rozdzielić, starając się rozróżnić, które części należą do jakiego szczepu, ale były zbyt mocno połączone i splecione.
Harry ją obserwował.
- Hermiono, co robisz?
Hermiona zignorowała go, uważnie obserwując zmienność w projekcjach, gdy rzucała na niego kolejne zaklęcia. Nie przyniosły one żadnego skutku. Spróbowała jeszcze kilku.
Przestudiowała magię, którą wokół niego utkała. W piersi poczuła bolesne, ciężkie uczucie. Zamrugała i napotkała oczy Harry'ego, wyciągając rękę i kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Harry… Muszę dotknąć twojej blizny.
- Nie, nie. - Harry cofnął się.
Hermiona ścisnęła jego ramię mocniej, aż poczuła jego kości przez kurtkę. Od zawsze był taki chudy.
- Harry, muszę to zrobić. Przepraszam, wiem, że to bolesne. Wiesz, że nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie było to pilne.
Harry zawahał się i przełknął ślinę, patrząc na nią.
- W porządku. Możesz to zrobić. Ale powiedz mi, dlaczego.
Hermiona zawahała się, jej usta drgnęły.
- Pozwól, że najpierw to sprawdzę, a potem powiem ci, co robię.
Jego oczy przez chwilę badały jej twarz, po czym krótko skinął głową.
Hermiona wymamrotała zaklęcie i przycisnęła czubek swojej różdżki do blizny w kształcie błyskawicy przecinającej jego czoło. W chwili, gdy jej różdżka dotknęła skóry, Harry warknął przez zęby, gwałtownie odchylając głowę, kiedy prawie upadł. Diagnostyka unosząca się wokół niego nagle zadrżała, a pewne jej części powoli stały się krwistoczerwone, ukazując wyraźnie, które fragmenty jego magii były obce. Czerwone linie skręcały się i napinały w miejscach, w których były splecione i połączone z prawdziwą magią Harry’ego.
Obce fragmenty były identycznie odpowiadające magii zawartej w Pucharze Helgi Hufflepuff.
Hermiona cofnęła różdżkę z cichym westchnieniem.
- O Boże.
- Co to jest? Hermiona! Co to jest? - Harry wpatrywał się w projekcję przed nim, a jego twarz była śmiertelnie blada.
Hermiona poczuła się tak, jakby została w środku zmielona na pył. Rozchyliła usta, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Zmusiła się do przełknięcia i spróbowała ponownie.
- To… To odłamek duszy, Harry. Jest… Jest w tobie kawałek duszy Toma.
Harry lekko rozchylił usta i poszarzał, gdy nadal wpatrywał się w projekcję wirującą wokół niego.
Hermiona przełknęła i zadrżała. Drżącymi palcami przekręciła różdżkę w dłoniach.
- Dusza zostaje rozdarta, gdy używa się Klątwy Zabijającej. Ze względu na sposób, w jaki klątwa się odwróciła, kiedy byłeś dzieckiem, jej kawałek musiał zostać odcięty. Normalnie byłby umieszczony wewnątrz obiektu… Jednak gdy został tam po prostu pozostawiony… Musiał doczepić się do jedynej żywej istoty i próbować się z nią zintegrować. Ty byłeś tą istotą, Harry.
Jej klatka piersiowa była tak ściśnięta, że ledwo mogła oddychać.
- Tak mi przykro. Powinnam była zdać sobie sprawę wcześniej. Powinnam była… Jeśli odkryłabym to wcześniej... Tak mi przykro, Harry.
Harry siedział jak zamrożony, gdy patrzył na diagnostykę swojej magii i pasożytniczy fragment duszy, który owinął się wokół jego własnej. Język Hermiony zacisnął się w jej ustach, jakby miała zaraz zwymiotować.
Próbowała coś wymyślić, cokolwiek. Musiał być jakiś sposób, aby ją usunąć. By usunąć dusze Toma bez zabijania Harry'ego.
Draco mógł mieć w swojej bibliotece książkę, której mogłaby użyć. Ruch Oporu wycofa się i opuści Hogwart. Musiała odciągnąć Harry'ego i kupić sobie choć trochę czasu na badania. Może mogło być coś, co mogłaby zrobić. Po prostu musiała wyciągnąć stąd Harry'ego. Wtedy mogłaby pójść do Draco.
- Oczywiście. - Harry zaśmiał się cicho, co wyrwało Hermionę z toku jej myśli. - Oczywiście. Teraz wszystko jest jasne. „Żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje”. Powinienem był się domyślić. - Wydał z siebie jęk, a Hermiona nie była pewna, czy to kolejny słaby śmiech, czy szloch. Wstał, odpędzając machnięciem własnej różdżki wszystkie projekcje krążące wokół niego. Potem podniósł rękę i przycisnął ją do blizny.
- Przez cały ten czas myślałem, że jestem Wybrańcem, ponieważ Tom i ja byliśmy do siebie podobni. Półkrwi, sieroty, o bliźniaczych różdżkach, wężouści… - umilkł i zaśmiał się cicho. - Przez cały ten czas… Myślałem, że pokonam go, odrzucając Czarną Magię i zawsze wybierając Światło. Nawet kiedy czułem, że od tego oszaleję. Myślałem, że właśnie o to chodzi. Że tu zawsze chodziło o jedno... - Harry zakrztusił się. - Oczywiście, że nie.
Zapadła cisza tak nieprzenikniona, jakby zatrzymało się jego serce.
Nagle w oddali rozległ się bolesny krzyk, który rozerwał gęste powietrze.
- Harry! Musimy iść - wrzasnął Ron przez osłonięty otwór wejścia do namiotu.
Harry gwałtownie podniósł głowę, ale jego oczy były daleko, jakby śnił. Spojrzał na Hermionę i wydawał się być jej tylko w połowie świadomy.
- Zaopiekujesz się Ginny, prawda? I powiedz Ronowi, że był najlepszym partnerem, jakiego mógłbym chcieć.
Ruszył w stronę wyjścia i Hermiona z lodowatym przerażeniem zdała sobie sprawę, co Harry zamierza zrobić. Rzuciła się przed niego, chwytając go za ramiona i zmuszając do zatrzymania się.
- Nie, Harry. Nie. Mogę to naprawić. Zniszczyliśmy horkruksa z Hogwartu. Wrócimy. Daj mi trochę czasu, a znajdę sposób, żeby to usunąć. Jestem pewna, że istnieje sposób. Znajdę go. Harry… Harry. - Próbowała zmusić go, żeby spojrzał jej w oczy. - Nie umrzesz dzisiaj.
Harry wyciągnął rękę i dotknął jej twarzy opuszkami palców. Przyglądał się jej, jakby ją zapamiętywał. Jakby nie widział jej od lat i nie spodziewał się, że znowu ją zobaczy.
- Jesteś dobrą przyjaciółką, Hermiono. Zawsze we mnie wierzyłaś. Nawet bardziej niż ja sam.
Wzdrygnęła się pod jego dotykiem.
- Wyślemy wiadomość do Moody'ego i wszyscy wycofają się, zanim przybędzie więcej Śmierciożerców. Harry, musisz pozwolić mi znaleźć sposób, żeby to usunąć.
Harry potrząsnął głową i uśmiechnął się tęsknie.
- To jest w mojej głowie, Hermiono. Połączenie, które z nim dzielę, jest w moim mózgu. Nie ma bezpiecznego sposobu na odwrócenie długotrwałego działania Czarnej Magii w mózgu. Sama powiedziałaś to po próbie uleczenia Artura.
Palce Hermiony drgnęły.
- Znajdę sposób. Wymyślę go, jeśli będę musiała - powiedziała, a jej głos drżał intensywnie. - Musisz pozwolić mi spróbować.
Harry chwycił ją za nadgarstek i mocno odciągnął jej ręce od siebie.
- Hermiono, mówiłem ci dziś rano. Dzisiaj jest ten dzień. Tak miało być. Żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje. Tak miało być od zawsze.
- Nie, wcale że nie. Możemy dalej walczyć. Wyciągniemy…
Patrzył na nią z poważną miną.
- Dzisiaj zginęli ludzie, Hermiono. Umierają od lat, walczą o mnie, chronią mnie, są tutaj, abym mógł dostać się do Hogwartu. Całe moje życie ludzie ginęli, próbując mnie chronić. Nie mogę pozwolić nikomu więcej umrzeć za mnie… Nie wtedy, gdy wiem, że mam moc, by to wszystko zatrzymać. Ta wojna nie może trwać już dłużej. To wszystko musi się skończyć. To jest to, co powinienem zrobić.
Spojrzał w ziemię, a wyraz jego twarzy nieco się załamał.
- Zaopiekujesz się Ginny, prawda? I powiedz jej… Powiedz jej, że to ona będzie tym, o czym będę myślał. Do samego końca.
Chciał ją ominąć, ale Hermiona znów go złapała. Jej gardło zacisnęło się, jakby dusiła ją desperacja.
- Harry, Harry! Ginny jest w ciąży.
Harry zamarł, jakby go spetryfikowała. Potem odwrócił się i spojrzał na nią z niezrozumieniem.
Hermiona zaszlochała cicho. Jej serce biło tak mocno, jakby to dzwon bił w jej piersi.
- Uświadomiła sobie to w lutym i poprosiła mnie o ukrycie tego, ponieważ obawiała się, że będzie to dla ciebie zbyt trudne… Że będziesz się tym martwił. Ona jest w ciąży. To chłopiec. Ma termin na październik. Więc ty… Ty nie możesz umrzeć. Musisz poznać swojego syna. Proszę, proszę, chodź ze mną… - urwała, gdy jej głos całkowicie się załamał.
Harry powoli pokręcił głową.
- Nie… nie rób mi tego, Hermiono. Nie mów czegoś takiego, żeby spróbować mnie powstrzymać.
Z kącików jej oczu wypływały zimne łzy, a jej głos drżał intensywnie.
- Nie okłamuję cię, Harry. Przysięgam na całą moją magię. Jest już prawie w szóstym miesiącu ciąży. Odkąd rozpoznała płeć, nazywa go James.
Harry zbladł i wydał bolesny dźwięk w głębi gardła.
Twarz Hermiony wykrzywiła się, gdy próbowała nie płakać. Ścisnęła go mocniej.
- Proszę… Harry. Chodźmy znaleźć Alastora i niech wszyscy się wycofają.
Harry zaczął się trząść. Widziała, jak się waha.
- Proszę, Harry.
Hałas i krzyki na zewnątrz stawały się coraz głośniejsze. Znowu usłyszała wrzask Rona. Harry drgnął i spojrzał w kierunku wyjścia z namiotu.
Opuścił na chwilę głowę i wziął ostry oddech.
- Obiecaj mi, że zaopiekujesz się nimi za mnie.
Hermiona poczuła, jak coś w niej wysycha i umiera. Jej ręce opadły, wiotczejąc. Palce Harry'ego wystrzeliły. Złapał ją za prawą dłoń i zacisnął się na niej mocno.
Jego oczy były zdesperowane.
- Obiecaj mi, Hermiono. Obiecaj mi.
- Obiecuję. - Te słowa wydały się zostać wyrwane z jej serca gdy wypłynęły z jej gardła. Były w jej ustach jak krew. - Będę się nimi opiekować. Zawsze. Do końca mojego życia.
Jego uścisk na jej dłoni zacieśnił się, a jego ciało opadło z ulgi. Potem puścił ją i cofnął się
- Dziękuję. Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.
Sięgnął do kieszeni, wyciągnął pelerynę-niewidkę i zniknął.
Hermiona stała oszołomiona, wpatrując się w miejsce, w którym stał jeszcze przed sekundą. Była ledwo zdolna do trzeźwego myślenia. Czułą się tak, jakby całe życie legło u jej stóp.
Zmusiła się do ruchu i potknęła się przy wejściu do namiotu.
- Hermiono, gdzie jest Harry? - Ron zajrzał do środka spoglądając na pusty namiot.
- Odszedł… - jej głos łamał się, szeleszcząc chrapliwie. Chwyciła się za płótno namiotu, aż zbielały jej kostki. - Przepraszam. Próbowałam go powstrzymać. Włożył pelerynę i zniknął.
- Co ty-? Kurwa. Nieważne. Uciekaj stąd. Jest więcej Śmierciożerców, niż myśleliśmy. - Ron rozglądał się dziko w kierunku bitwy, która zbliżała się do nich nieubłaganie. - Znajdę Harry'ego. Uciekaj stąd.
Zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć, Ron i Fred pobiegli w stronę zamku.
Hermiona stała w otworze namiotu, czując, jakby była uwięziona w istnym koszmarze na skraju pola bitwy.
Zaklęcia nadlatywały z każdego kierunku. Powietrze było gęste od woni dymu, ognia klątw, krwi i palącego się mięsa. Opływała ją kakofonia krzyków i wrzeszczanych zaklęć. Posiłki Śmierciożerców nadchodziły od strony Hogsmeade. Ogromna armia nadciągająca, by przyprzeć Ruch Oporu do ścian Hogwartu.
Czarownica biegnąca około trzydzieści stóp od Hermiony została trafiona fioletową klątwą i upadła. Kiedy uderzyła o ziemię, jej głowa zwróciła się w stronę Hermiony. Twarz kobiety była wiotka, a oczy puste. Ręka Hermiony drgnęła. Rozpoznała ją. Uzdrawiała ją, uratowała jej życie nieco ponad miesiąc temu, po bitwie w Surrey.
Śmierciożerca, który zabił czarownicę, odwrócił się, by ruszyć dalej. Ściągnął maskę z twarzy. Kiedy Hermiona dostrzegła jego rysy, krew zamarzła w jej żyłach.
Rozpoznała go.
Widziała go już wcześniej. Został schwytany kilka miesięcy temu, podczas jednej z akcji ratunkowych Zakonu. Był jednym z niezliczonych Śmierciożerców, których przygotowywała do wprawienia w stan zastoju i którym zaaplikowała Wywar Żywej Śmierci. Został przekazany Billowi i Fleur w celu umieszczenia w więzieniu Zakonu.
Jej oczy znów powędrowały po polu bitwy: jeńcy ujęci podczas ostatnich pięciu lat, wyrwani z zastoju i wysłani do bitwy. Dlatego było więcej Śmierciożerców, niż spodziewał się Zakon.
Jak znaleźli więzienie? Nigdy nie powinni byli go znaleźć. Zakon stworzył je specjalnie w celu zapewnienia, że nawet jeśli wojna zostanie przegrana, więzienie nigdy nie zostanie odnalezione.
Nastąpiła eksplozja tak gwałtowna, że ziemia się zatrzęsła. Dziesiątki bojowników Ruchu Oporu zostało odrzuconych przez rosnące, wijące się kotłowisko płomieni. Powietrze zrobiło się gęste, zgniłe i siarkowe, gdy ogromny płonący wąż pełzał po polu, zmuszając Ruch Oporu do dalszego cofania się.
Voldemort stał obok niego, otoczony przez grupę zarówno zamaskowanych, jak i zdemaskowanych Śmierciożerców, z Nagini przewieszoną przez jego ramiona.
- Harry Potterze, chodź i zmierz się ze mną.
Głos Voldemorta był wysoki i zimny, jak ostrze noża przecinające jej ciało wzdłuż całego kręgosłupa. Został wzmocniony zaklęciem, więc Hermiona mogła poczuć wibracje jego tonu, jakby był tuż przy jej ramieniu, mówiąc wprost do jej ucha.
- Poddaj się, albo ukarzę każdego mężczyznę, kobietę i dziecko. Wszystkich na tyle głupich, by podążać za tobą i cię chronić.
Harry nie pojawił się ani nie wystąpił z walczącego tłumu.
Hermiona nigdy wcześniej nie widziała Voldemorta osobiście. Słyszała niezliczone jego opisy, ale to był pierwszy raz, kiedy rzeczywiście go widziała.
Był chudy i przerażająco blady. Jego oczy były czerwone jak krew, prawie błyszczące.
Dziesiątki wojowników ruszyło nagle do ataku. Voldemort machnął różdżką i zostali gwałtownie odrzuceni. Grupa Śmierciożerców podążająca do tej pory za nim, ruszyła do przodu, ale Voldemort zatrzymał ich gestem.
- Wasz ukochany Wybraniec sprowadził was tutaj i porzucił - powiedział Voldemort.
Ruch Oporu próbował posuwać się naprzód, ale wciąż był zmuszany do cofania się. Był wśród nich Alastor. Walczył zaciekle, otoczony przez Remusa i Tonks. Minerwa pojedynkowała się obok nich. Zostawiła swoje sieroty, aby pomóc Harry'emu przeniknąć do Hogwartu i znaleźć horkruksa. Wielu członków Gwardii brało udział w każdym ponownym ataku. Parvati. Seamus. Angelina walczyła, sunąc naprzód pomimo utykania. Neville też. Uniknął kilku zaklęć, aż udało mu się wyraźnie zbliżyć do Voldemorta.
Po kilku atakach Ruchu Oporu, Voldemort wydawał się znudzić czekaniem na Harry'ego. Odrzucił większość Ruchu Oporu do tyłu, ale złapał Neville'a zaklęciem wiążącym i podszedł bliżej, przyglądając się jego twarzy.
- Pędzi do przodu bez różdżki w dłoni. Opór to choroba w magicznym świecie. Nagini, baw się dobrze.
Wyciągnął rękę, a Nagini zsunęła się z jego ramion i opadła na ziemię. Voldemort odwrócił się i skierował swojego ognistego węża do ataku na Ruch Oporu.
Nagini podskoczyła, by go ukąsić, ale gdy to zrobiła, Neville nagle uwolnił się od powstrzymującej go magii. Jego ręka wystrzeliła. Jak powiedział Voldemort - nie trzymał on różdżki. Serce Hermiony zamarło, gdy miecz Gryffindora przeciął powietrze i odciął głowę Nagini.
Wąż upadł, a fala Czarnej Magii wyrwała się z jego ciała i rozproszyła w powietrzu.
Voldemort wydał z siebie okrzyk wściekłości, który przedarł się przez powietrze z taką gwałtownością, że Hermiona poczuła ostry nacisk na jej błony bębenkowe. Uniósł różdżkę, by przekląć Neville'a, ale zanim zaklęcie opuściło jego usta, Harry pojawił się, stając ochronnie przed przyjacielem.
- Jestem, Tom - powiedział Harry. Jego ton był prawie zbyt cichy, by można było go usłyszeć przy wzmocnionym zaklęciem głosie Voldemorta.
Całe pole zamarło.
Harry i Voldemort stali naprzeciw siebie u stóp Wieży Astronomicznej.
Voldemort wydawał się być zaskoczony, gdy nagle ujrzał Harry'ego przed sobą. Patrzył na niego przez kilka sekund w milczeniu, nie ruszając się.
- Harry Potter - wyszeptał w końcu. - Chłopiec Który Przeżył.
Nikt w tłumie Ruchu Oporu nawet nie drgnął. Śmierciożercy również zamarli. Wszyscy czekali. Cała wojna została zredukowana do tej jednej chwili.
Różdżka Harry'ego zwisała mu z palców. Nie uniósł jej. Nie przygotował się do pojedynku. Po prostu stał i czekał. W obliczu śmierci. Przepełniony wyrazem żalu i rezygnacji.
Voldemort wydawał się zdziwiony. Przechylił głowę na bok i patrzył na Harry'ego przez kilka sekund, po czym wyciągnął różdżkę.
Hermiona zobaczyła tylko, jak poruszają się jego usta.
Błysk zielonego światła.
Klątwa uderzyła w pierś Harry'ego, a gwałtowny wybuch mocy wystrzelił jak fala i uderzył w Voldemorta, zrzucając go z nóg.
Harry upadł na ziemię.
Hermiona poczuła się tak, jakby jej serce przestało bić. Nie krzyczała, ale mogła poczuć zduszony szloch w piersi i gardle, który próbował się uwolnić.
Wydawało jej się, że ona też umiera.
Harry. Proszę. Jesteś Chłopcem Który Przeżył.
Cała armia była zbyt zszokowana, by wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
Voldemort wstał, prawie drżąc, ale Harry nadal leżał tam, gdzie upadł.
- Mój Panie. - Lucjusz Malfoy i kilku innych zdemaskowanych Śmierciożerców zgromadziło się wokół Voldemorta.
- Nie potrzebuję assssssysssty. -Voldemort odskoczył od wyciągniętych w jego stronę dłoni. - Czy chłopiec nie żyje?
Ron, Fred i kilku innych szło w kierunku Harry'ego, ale zanim zdążyli do niego dotrzeć, Voldemort rzucił zaklęcie i ciało Harry'ego zostało gwałtownie szarpnięte po trawie sunąc w jego stronę.
- Pozwól mi, mój Panie - powiedział Lucjusz, kłaniając się Voldemortowi, zanim zbliżył się do ciała Harry'ego.
Lucjusz był wychudzony, widziała to nawet z daleka. To było tak, jakby jego skóra była mocno naciągnięta na kości. Jego blond włosy były dłuższe niż wtedy, gdy Hermiona walczyła z nim w Ministerstwie wiele lat temu. Wciąż chodził z lekkim wdziękiem, prawie przypominającym Draco, ale w sposobie, w jaki się poruszał, była nuta nieprzewidywalności. Arystokratyczna żądza krwi.
Ukląkł obok Harry'ego i powoli przysunął dłoń do jego gardła.
Ręka Lucjusza odskoczyła do tyłu i uniósł się jak porażony.
- On żyje.
Gdy jego słowa wybrzmiały w powietrzu, Harry nagle się poruszył, a jego różdżka się uniosła.
Voldemort był szybszy i już gotowy do ataku.
- Avada Kedavra.
Klątwa trafiła Harry'ego w klatkę piersiową, a jego zielone oczy stały się puste.
Voldemort nie skończył. Jego twarz wykrzywiła się z wściekłości.
- Avada Kedavra. - Klątwa ponownie uderzyła w ciało Harry'ego.
W tłumie rozbrzmiały krzyki. Ruch Oporu w kółko wykrzykiwał imię Harry'ego. Hermiona wydała wydała z siebie cichy szloch, wyrwany z głębi jej piersi, chwytając płótno namiotu, aby nie upaść w rozpaczy na ziemię.
- Harry! - Ron rzucił się w stronę Harry'ego.
Spomiędzy śmierciożerców wystrzeliła szkarłatna klątwa i uderzyła w Rona. Odleciał w tył i uderzył w Wieżę Astronomiczną z obrzydliwym trzaskiem, który Hermiona mogła usłyszeć nawet stojąc na polu.
Inni bojownicy Ruchu Oporu również zbliżali się do Harry'ego, jakby nie wiedzieli, co robić, ale próbowali dosięgnąć jego ciała.
Uciekajcie. Hermiona chciała to wykrzyczeć. Uciekajcie, uciekajcie. Zostawcie zmarłych.
Uciekajcie.
- Avada Kedavra! - Voldemort rzucił na Harry'ego kolejną klątwę.
Hermiona zaczęła uciekać, ale wzdrygnęła się, gdy usłyszała kolejne „Avada Kedavra!”
Obejrzała się ostatni raz i patrzyła, jak Voldemort podchodzi, rzucając Klątwę Zabijającą na Harry'ego po raz szósty. Prawa ręka Voldemorta była wyciągnięta, a różdżka zwisała z koniuszków jego palców, jednak jego lewa ręka była lekko przyciśnięta do środka jego klatki piersiowej.
Ten gest był dziwnie ludzki. Jakby był ranny, ale próbował to ukryć.
Został jeszcze jeden horkruks. Plan Harry'ego mógł zadziałać… Mógł zadziałać, ale został jeszcze jeden horkruks.
Oczy Hermiony przesunęły się po polu bitwy. Walki zostały wznowione, ale Ruch Oporu przegrywał. Byli zbyt zszokowani i zrozpaczeni, gdy próbowali się bronić.
Ręka Hermiony drgnęła do przodu. Po chwili zacisnęła szczękę i zatrzasnęła ściany swojej oklumencji.
Nie możesz ich uratować. Ktoś musi znaleźć ostatniego horkruksa. Odwróciła się i rzuciła w stronę punktu aportacji.
Gdy tylko znalazła się z dala od zamaskowanych namiotów, została zauważona. Kilka zaklęć przemknęło obok niej, gdy biegła w stronę linii drzew.
Klątwa musnęła jej ramię, ale płaszcz ją zablokował. Rzuciła się w głąb lasu. Kiedy dotarła do znacznika końca bariery aportacyjnej, nagle pojawił się przed nią Śmierciożerca, blokując jej drogę i chwytając ją za ramię.
Hermiona wykręciła się i uwolniła, wbijając łokieć w jego przeponę i rzucając się przez granicę bariery.
Gdy już znikała, poczuła jak ktoś przygniata ją swoim ciałem.
Pojawiła się ponownie i zakrztusiła, gdy jej płuca wypełniły się wodą. Leżała twarzą w strumieniu. Jej płuca płonęły, gdy próbowała się uwolnić. Kamienie wbijały się w jej ciało, gdy ciężar Śmierciożercy przyszpilał ją pod powierzchnią. Podniosła głowę, krztusząc się i dysząc. Woda i krew huczały w jej uszach. Ręka chwyciła ją za włosy i odciągnęła jej głowę. Jej ręce przeszukały wodę. Złapała za kamień i obróciła swoje ciało, by wbić go w głowę Śmierciożercy, zanim ją utopi.
Udało jej się go uderzyć jeden raz, zanim kamień został wytrącony z jej uścisku.
Chwilę później wszystko pochłonęła ciemność.
O Boże… Nie spodziewałam się, że będę płakać po Harrym a jednak. Był kretynem, idiotą ale to co zrobił… To nie powinno się tak skończyć. Miał dla kogo żyć. Może gdyby lepiej to zaplanował. Może gdyby nie odsunął się od Hermiony wcześniej, udałoby się znaleźć sposób na uratowanie go. Nawet nie podjął walki… Zginął tak po prostu. Cholerny Lucjusz! Nienawidzę go! Mam nadzieję, że w przyszłości skończy śmiercią na którą zasłużył i będzie ona brutalna. Cholera, ale skoro i tak został medalion jako horkruks, to czy Harry'ego dałoby się wgl uratować? Może gdyby się aportował i zniknął… Ale on by tego i tak nie zrobił. Mimo tego jego śmierć była szybka. Najgorsze jest to, że on był z nią pogodzony i nawet nie próbował walczyć o to, by móc spotkać się jeszcze z Ginny, z ich dzieckiem. Dał się tak łatwo zabić. Oni wszyscy dali się tak łatwo zabić… Ale teraz w miarę rozumiem jego motywy używania białej magii, choć dalej tego nie popieram. Myślał, że jeśli będzie jego przeciwieństwem, to uda mi się go pokonać… Ale nie przewidział innych ewentualności. Zastanawia mnie, jak to więzienie zostało odnalezione. Kto powiedział Śmierciożercom o tym, gdzie się znajduje. Na pewno nie Draco. Nie zrobiłby tego… Nie mógłby przecież… Nie, nie zwątpię w niego. Nie zasłużył na to po wszystkim, co dla nich, dla niej zrobił. Ale kto?! I kto ją zaatakował? Czyżby Montague? A może to wcale nie był atak tylko próba pomocy? W końcu chciał odciągnąć jej głowę od wody. Może to Draco?! Przeklinam Poppy za to, że nie odezwała się wcześniej! Choć doceniam, że ona jedyna wydaje się martwić o Hermionę i jej magię, ale czemu nie zdecydowała się odezwać wcześniej?!
OdpowiedzUsuńWłaśnie, co to za skłonności do dramatyzowania w takim momencie! Tyle miała czasu, Poppy w sensie, a zaczęła o tym paplać w momencie, kiedy każdy siedzi jak na szpilkach i boi się, kogo i co przyniosą kolejne minuty, bez sensu! A co do śmierci Harry'ego to też jestem nieco rozczarowana, miałam nadzieję, że chociaż rzuci swojego słynnego Expelliarmusa, nie podoba mi się, że tego nie zrobił, to nie w jego stylu tak umrzeć bez słów i walki. Zwłaszcza, że dowiedział się o Ginny!
UsuńO, widzisz, a ja byłam pewna, że ktoś Hermionę atakuje, a nie ją ratuje, ciekawe, ciekawe...
No Harry potrafisz się poświęcić dla sprawy 😥
OdpowiedzUsuń❗❗❗SPOJLER ❗❗❗
OdpowiedzUsuńFragment rozmowy Hermiony i Draco z rozdziału 62. Rozdział ten liczy sobie 28 stron. Polecam uzbroić się w ogromną ilość chusteczek!
- Ucieknę pod jednym warunkiem.
Patrzyła, jak Draco spina się i kalkuluje.
- Ginny Weasley, ona musi iść ze mną.
- Nie. - Wyraz jego twarzy był zimny. - Powiedziałaś, że nie będzie żadnych ratunkowiczów.
- To nie jest ratunek. Jest w kryjówce. Tylko Ginny. Nie… - Jej głos załamał się lekko, a gardło ścisnęło. - Nie będę prosić cię o ratowanie kogokolwiek innego. Ale muszę zabrać ze sobą Ginny. Nie pójdę bez niej. Jest w kryjówce. Mogę ją stamtąd wyciągnąć.
O.mój.Boże.!
UsuńNo teraz to się dzieje, zakon zdecydowanie zasłużył, szkoda tylko że największą ofiarą wojny staje się Hermiona. Potter przeżył szybką śmierć, a reszta będzie pokutowac jego czyste sumienie
OdpowiedzUsuńTo prawda :(
UsuńI wszystko stało się jasne. Ostatnim horkruksem był ten głupi medalion, który został zniszczony przez strzałę. Wszystko poszło nie tak i ja wiem że właśnie tak powinno być, ale jakoś moim oczom przedstawiał się obraz książki Rowling i ta wersja i widzę te porównania jak było tam i jak tu i kraja mi się serce jak to się potoczyło. Najlepsze, że to jest tak dobre, tak pięknie napisane, że ja bym mogła mieć z tego książkę jako "równoległy świat" prawdziwego Harrego Pottera. To by było takie dobre, jakby było w wersji papierowej, którą kocham. Wiem że tak nie będzie ale cudownie jest to sobie wyobrażać 😂z każdym czytanym rozdziałem cieszę się, że ta historia jest tłumaczona. Kocham cie🖤 za to za mogłam poznać to opowiadanie i wiem, że nawet po zakończeniu będę tu wracać, tak jak do swoich ulubionych książek. 🖤🖤🖤
OdpowiedzUsuńJula, masz rację i zgadzam się, że to opowiadanie mogłoby być jakąś alternatywą dla historii JKR, tak jest świetnie napisane.
UsuńMimo odczuć jakie miało się w tym opowiadaniu do Harry'ego, to ciężko nie płakać przy tym rozdziale... Wczoraj przeczytałam rozdział, ale pozbieranie się zajęło mi dużo czasu.
OdpowiedzUsuńTo jest tak ogromnie przykre. Płakać się chce.
A najgorsze jest to, że jak wiemy, tych którzy przeżyją czeka jeszcze gorszy los.
No nie mogę. Czekam niecierpliwie na kolejny, chociaż wiem, że też mnie zniszczy.
Cholera, dlaczego nikt nigdy nie słucha Hermiony? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Mieli zniszczony diadem, mogli spróbować z Nagini przy innej okazji. Chyba, że nie wiedzą, ile docelowo jest horkruksów? Bo jeśli nie, to bym mogła usprawiedliwić zachowanie Harry'ego, który myślał, że to będzie ta ostateczna bitwa. Jeśli nie wiedział, to kto (Draco?) i w jaki sposób się dowiedział o tym naszyjniku? Jeju, tyle pytań! Ten moment, w którym Hermiona powstrzymywała Pottera przed pójściem tak mną wstrząsnął, że rozryczałam się jak dziecko. I jego śmierć, to pastwienie się nad martwym ciałem, Boże drogi :( Przeklęty Malfoy! Jakby się dowiedział, po czyjej stronie stanął... Koniec rozdziału sprawił, że mam szczękę opadniętą do samej ziemi! Czy to ten pieprzony Montague?!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać dzisiejszego rozdziału!
Mała.
O matulu!!!
OdpowiedzUsuńBrak mi słów! Muszę jakoś dojść do siebie po tym rozdziale zanim się wezmę za kolejny...
Rozgryzła to... Przypadkiem rozgryzła całą tajemnicę... Szkoda mi tutaj jednak Harry'ego. Nie lubiłam go w tym opowiadaniu, ale jednak poszedł na pewną śmierć, aby uratować ludzi, przyjaciół.
Dowiedział się o dziecku, ale jednak wybrał śmierć w imię dobra.
Został jeden do zniszczenia, czyli wiemy co będą próbować uzyskać w przyszłości.
Ciekawe co stało się z więzieniem, jak uwolniono tych wszystkich śmierciożerców...