Muzyczna sugestia:

Blonde Redhead - Misery is a Butterfly

Playlista Spotify: “Music to read Manacled to

__________


Maj 2003

Pod koniec maja Śmierciożercy zaplanowali atak na mugolskie miasteczko w Surrey. To była pułapka. Nawet nie zadali sobie trudu, by ukryć fakt, że wywabiali z ukrycia Ruch Oporu.

Nie było takiej potrzeby. Ruch Oporu i tak by poszedł.

Hermiona patrzyła, jak Zakon odchodzi, by dołączyć do walki i pracowała z Padmą nad przeniesieniem oddziału szpitalnego do holu i poszerzeniem ścian salonu. Wezwali kilku członków Ruchu Oporu, którzy pracowali jako uzdrowiciele i pielęgniarki w kryjówkach hospicyjnych.

Poppy Pomfrey złapała Czarną Kocią Grypę i została poddana kwarantannie. Choroba, która powodowała chroniczny pech, byłaby dla Zakonu jedną z najgorszych rzeczy, gdyby rozniosła się i zdziesiątkowała Ruch Oporu.

Zegar tykał nieubłaganie, podczas gdy Hermiona przechadzała się, ostrożnie i skrupulatnie porządkując swój umysł. Zebrała wszystkie swoje wspomnienia o Draco, wypychając je w najdalsze zakamarki swojej świadomości, tam gdzie zachowywała wspomnienia o rodzicach.

Nie mogła myśleć o Draco. Nie mogła się zamartwiać, czy również walczył. Niezależnie od tego, czy Kingsley i Moody kazali mu zrobić cokolwiek, co naraziłoby go na skrajne niebezpieczeństwo, aby dać Ruchowi Oporu niewielką przewagę.

Musiała pracować. Myślenie o tym niczego by nie zmieniło.

Zamurowała to wszystko za grubą ścianą oklumencji.

W drzwiach pojawił się Seamus, niosąc w ramionach nieznaną jej kobietę i Michaela Cornera.

- Wampir - powiedział, kiwając głową w stronę kobiety. - Nie wiem co z nim.

Upuścił ich i szybko aportował się ponownie.

Hol zaczął wypełniać się ciałami. Mugole, bojownicy Ruchu Oporu, oni wszyscy byli sprowadzani do Hermiony i Padmy.

Hermiona nalała do gardła kobiety Eliksir Uzupełniając Krew i antidotum na ugryzienie, po czym spróbowała szybko zdiagnozować, co stało się z Michaelem. Zaklęcie diagnostyczne wskazywało, że jego narządy się wyłączają, ale nie potrafiła zrozumieć, dlaczego. Zaczęła rzucać analityczną sieć na sygnaturę klątwy, aby spróbować ją zidentyfikować.

Trzask.

Pojawił się Kingsley, niosąc Tonks. Kobieta krzyczała z całych sił. Jej oczy były wywrócone tak, że Hermiona widziała same białka.

Hermiona rzuciła na Michaela zaklęcie unieruchamiające w nadziei, że zyska na czasie i podbiegła do nich.

Ramię Tonks zostało przeklęte. Skóra zsuwała się płatami z jej ciała, gdy klątwa ją z niej obdzierała. Hermiona anulowała klątwę i rzuciła zaklęcie łagodzące ból, po czym przytknęła fiolkę z eliksirem regeneracji skóry do ust Tonks.

Krew i czarny, gryzący płyn rozprysnęły się na rękawie Hermiony. Ostro spojrzała w górę.

- Zostałeś przeklęty - powiedziała, patrząc, jak rosnąca plama rozprzestrzenia się na lewym ramieniu Kingsleya, przebijając przez jego szaty.

- Muszę wyciągnąć Pottera - powiedział, odwracając się do wyjścia.

Złapała go za ramię.

- Trafiła blisko twojego serca. Pozwól mi cię uzdrowić.

Wyrwał z jej uścisku swoją rękę.

- Nie ma na to czasu. Przygotuj się, sprowadzimy ich więcej.

Usłyszała kolejny trzask, gdy pojawiła się Parvati, obciążona czterema ciałami.

- Zabierz ich do Padmy - powiedziała Hermiona, ścigając Kingsleya, gdy wymykał się z Grimmauld Place. - Pozwól mi cię uleczyć, Kingsley.

Wyciągnęła rękę, by go złapać, zanim dotarłby do krawędzi osłon ochronnych. Kiedy jej palce zacisnęły się na materiale jego szaty, aportował się. Oboje pojawili się po sekundzie na polu bitwy. To był miejski plac, zamglony od kurzu, krwi i pozostałości magii.

Wszędzie były ciała. Śmierciożercy rzucali klątwy na członków Ruchu Oporu, którzy próbowali wydostać rannych. Dementorzy unosili się nad głowami leżących. Składali pocałunek na ciele każdego żywego, kogo napotkali.

Hermiona rozejrzała się z przerażeniem.

- Wracaj na Grimmauld Place! Twoim zadaniem jest pozostać w kryjówce, Granger! - Kingsley warknął na nią, a wyraz jego twarzy był wściekły, kiedy zdał sobie sprawę, że stoi ona obok niego. Zarzucił wokół nich tarczę.

Rozległ się okrzyk wściekłości, który Hermiona rozpoznała jako głos Rona.

- Wracaj do kryjówki, Granger - powiedział Kingsley przez ramię, kierując się w stronę dźwięku.

Hermiona przygotowywała się do aportacji, ale tuż przed zniknięciem jej oczy spoczęły na chłopcu leżącym na ziemi. Jego żołądek był rozerwany, prawdopodobnie przez wiedźmę lub wilkołaka.

Uklękła i sprawdziła puls. Za późno. Już nie żył. W dłoni trzymał różdżkę. Bojownik Ruchu Oporu. Nie mógł mieć nawet czternastu lat.

Czarownica obok została trafiona klątwą martwicy, która sunęła powoli wzdłuż jej nogi. Wydawało się, że zemdlała z bólu. Na wiedźmie leżało inne ciało. Był to młody mężczyzna, który się przez nią przewrócił. Hermiona obróciła go, żeby sprawdzić, czy on też żyje.

Natychmiast skoczył do przodu. Hermiona poczuła, jak kły wbijają się w jej ramię, kiedy przyszpilał ją do ziemi. Szybko rzuciła czarnomagiczną klątwę, nawet się nie zastanawiając.

Wampir rozpadł się na kawałki.

Hermiona zachwiała się i podniosła na równe nogi, lewitując zranioną czarownicę w swoich ramionach. Rozejrzała się, szukając jeszcze kogoś żywego w swoim zasięgu.

Wyglądało na to, że mężczyzna znajdujący się dwie stopy dalej został zaatakowany przez dementora. Hermiona podeszła do niego, aby sprawdzić, czy został w pełni pozbawiony duszy. Szybko odkryła, że jego dusza wciąż była nietknięta, ale wpadł w hipotermię i potrzebował czekolady.

Ogarnęło ją lodowate uczucie. Podniosła gwałtownie głowę i zobaczyła kilku zbliżających się do niej dementorów.

Hermiona wzięła głęboki oddech i rzuciła patronusa. Błysk światła wystrzelił z jej różdżki, ale czar nie zdołał uformować swojej cielesności.

Kiedy jej patronus odpędzał dementorów, zarzuciła ramię czarodzieja na swoje barki i przygotowała się do aportacji.

Zapadła się lekko pod jego ciężarem i rzuciła szybkie zaklęcie odciążające. Kiedy to zrobiła, wokół niej zabrzmiało kilka trzasków aportacji. Hermiona mocniej ścisnęła ciała, gdy spojrzała w górę.

Czterech zamaskowanych śmierciożerców pojawiło się niecałe dziesięć stóp dalej. Jeden z nich stał naprzeciw niej. Natychmiast machnął różdżką w jej kierunku.

Oczy Hermiony rozszerzyły się i skierowała swój umysł na Grimmauld Place. Cel. Zawzięcie. Determinacja.

Kiedy znikała, poczuła, jak moc klątwy rozbija się o jej pierś.

Pojawiła się na ulicy przed Grimmauld Place, upuszczając czarownicę i czarodzieja i upadając na twarz z bolesnym westchnieniem.

Była ledwo świadoma dźwięku przekleństw i kogoś, kto ją złapał i wciągnął po schodach do środka. Została odwrócona na plecy, po czym ujrzała wpatrujące się w nię twarze Padmy i kilku strażników Ruchu Oporu odpowiedzialnych za ochronę Grimmauld Place podczas potyczek. Hermiona zadrżała i próbowała nie szlochać.

- Jakie zaklęcie? Jakie zaklęcie? - Oczy Padmy były rozszerzone i przepełnione paniką, kiedy pochylała się nad Hermioną. Różdżka drżała w jej dłoniach.

Hermiona bez słowa wskazała na swoją pierś. Padma rozerwała koszulę Hermiony i westchnęła w przerażeniu.

Klątwa kwasowa uderzyła Hermionę prosto w mostek. Siła czaru była potężna. Wrzody zagłębiły się już głęboko w kościach, na całej klatce piersiowej, aż po obojczyki.

Padma szybkim ruchem rzuciła przeciwklątwę. Hermiona leżała na podłodze i starała się nie szlochać, gdy Padma przyzywała eliksiry z drugiego końca pomieszczenia.

Płonęła. Ból klątwy kwasowej na nadgarstku był niczym w porównaniu z tym. Czuła ją w swoim wnętrzu. Ledwie była świadoma czegokolwiek poza żrącym bólem w centrum swojej piersi. Nie była w stanie rozróżniać dźwięków. Nie czuła reszty swojego ciała. Czuła tylko, że płonie. W całej klatce piersiowej. W kościach. Na skórze. Jakby kwas wypełniał całe jej gardło.

Na pewno ktoś ją ogłuszy. Była na granicy świadomości.

Mocno zacisnęła oczy i czekała, aż wszystko się zatrzyma.

- Hermiono.

- Hermiono... - głos Padmy przedarł się przez tłumiący ból.

Hermiona zmusiła się do otwarcia oczu i spojrzenia na nią.

- Nie mogę teraz usunąć twoich kości - powiedziała Padma. Jej głos drżał, gdy wylewała środek przeciwbólowy na klatkę piersiową Hermiony. - Umiera zbyt wielu ludzi, a ja… Ja cię potrzebuję. Jest tu zbyt wiele klątw, których nie umiem rozpoznać. Oprócz mikstur znieczulających i uśmierzających ból, co jeszcze mam ci podać?

Hermiona patrzyła na Padmę z pustym przerażeniem, starając się nadać sens jej słowom.

Zamknęła oczy i resztkami sił próbowała oddychać, zanim zmusiła się do odpowiedzi. Wszystko w niej płonęło. Nawet po polaniu ciała eliksirem przeciwbólowym pieczenie nie ustawało. Gdyby nie była pewna, że ​​krzyk sprawiałby jej jeszcze większy ból, krzyczałaby. Wrzeszczałaby, aż do utraty tchu.

Kilka razy przełknęła, zanim zmusiła się do mówienia.

- Wzmacniacz. Kropla Felix Felicis. I Eliksir Spokoju - powiedziała tak cicho, jak tylko mogła. Czuła wibracje swoich strun głosowych we wszystkich dziurach wypalonych w ciele.

Padma ostrożnie wlała mikstury do ust Hermiony i delikatnie wmasowała środek przeciwbólowy w skórę, po czym wlała małe krople Wyciągu z Dyptamu do każdego wyżartego zagłębienia. Hermiona leżała na podłodze przez kilka minut, czekając na moment, w którym zaczną działać eliksiry, w nadziei, że w jakiś sposób wszystko to stanie się znośne.

Czuła obrażenia rozprzestrzeniające się w kościach. Sunęły w kierunku jej płuc, kiedy usiłowała oddychać. Zmusiła się do wstania i drżącą ręką machnęła różdżką, żeby naprawić koszulę, gdy szła przez hol.

Umierała.

Czuła się, jakby umierała.

Zmusiła się do mentalnego odcięcia od bólu i zabrała się do pracy, natychmiast przechodząc do najcięższych urazów, podczas gdy Padma i pozostali uzdrowiciele zajmowali się wszystkim innym.

Każdy ruch był bolesny. Oddychanie było męczące. Hermiona nie mogła nawet poruszyć ramieniem, nie czując nawet najmniejszego kłucia w piersi. Przygryzła wargę i zmusiła się, by nie płakać. Gdyby jej pierś zaczęła falować od płaczu, obawiała się, że mogłaby stracić przytomność.

Płuca wciąż ją piekły, powodując chęć kaszlu. Jej przełyk płonął, a klatka piersiowa lekko drżała, gdy z tym walczyła. Gdyby zakaszlała, prawdopodobnie pękłby jej mostek.

Niemal rzuciła na siebie diagnostykę, ale nie sądziła, by zniosła świadomość, ile uszkodzeń kości ignorowała.

Wypiła eliksir tłumiący kaszel i zmusiła się do płytkiego oddechu.

Regeneracja byłaby poważna. Samo naprawianie obecnych szkód prawdopodobnie zajmie nawet kilka godzin.

Odwróciła się powoli, patrząc na nieskończoną ilość rannych, jacy ją otaczali.

Było tak wiele obrażeń. Połowiczne wypatroszenia, wypływające jelita i ukąszenia wampirów. Ukąszenia wilkołaków. Dziesiątki klątw, których Hermiona nigdy wcześniej nie widziała. Sussex było wytwórnią śmierci, powoli eliminującą Ruch Oporu. Rozpoznała niektóre z nich jako klątwy, przed którymi Severus i Draco ostrzegali ją i na które wciąż przygotowali przeciwklątwy. Głębokie cięcia, które nigdy się nie zasklepiały. Niepozornie wyglądające czyraki, które nagle nabrzmiewały i pękały, powodując niepohamowany krwotok. Widziała wyczarowane skorpiony, żmije, a nawet homara w żołądkach i piersiach rannych.

Powietrze przesiąkło śmierdzącą wonią organów wewnętrznych, krwi i Czarnej Magii.

Leczyła i uzdrawiała, a ciała przynoszone do niej wydawały nigdy się nie kończyć. Sądziła, że kilka razy widziała przybywającego Harry'ego lub Rona, ale zniknął on, zanim zdołała odwrócić wzrok od nieprzytomnego mugolskiego chłopca, którego leczyła.

Kiedy wykonywała skomplikowane zaklęcie, aby naprawić poszatkowane jelito grube, stopniowo zdała sobie sprawę, że ktoś obok niej stoi.

Spojrzała w górę i odkryła, że jest obserwowana przez ​​Stworka.

- Czy ze szlamą Pottera wszystko w porządku,

Popatrzyła na niego tępo, ale nie odpowiedziała, gdy przeszła do kolejnego urazu krzywiąc się i wypijając w międzyczasie kolejną porcję eliksiru tłumiącego kaszel.

- Szlama Pottera jest ranna - powiedział Stworek tonem, który był równie określający, jak szyderczy.

- Stworku, wynoś się stąd - powiedziała Padma, a jej oczy zwęziły się i zabłysły. - Potrzebuję tutaj kogoś od podstawowego leczenia.

- Jak ranna jest szlama Pottera?

- A może ja też przeklnę cię kwasem w klatkę piersiową i sam zobaczysz? - warknęła Padma, odpychając go z drogi, gdy próbowała przejść obok.

Stworek odskoczył do tyłu i wpatrywał się w Hermionę przez kolejną minutę, gdy ta dekonstruowała nieznaną klątwę na czarownicy, której kości powoli rozpuszczały się we wnętrzu ciała.

Kiedy Hermiona ponownie uniosła wzrok, Stworek zniknął.

Kiedy skończyła leczyć kobietę, przysiadła i przyjęła kolejną dawkę środka przeciwbólowego, wzmacniacza i Eliksiru Spokoju, próbując zmusić ręce do zaprzestania drżenia.

W jej płucach zaczynało rzęzić. Zażyła kolejną porcję środka uśmierzającego kaszel i starała się o tym nie myśleć. Padma nie wskazała, żeby ​​cokolwiek związanego z urazem zagrażało jej życiu.

Odwróciła się, próbując zobaczyć, do kogo powinna udać się teraz. Zajęto się już większością najbardziej skomplikowanych obrażeń. Ruszyła by dołączyć do Padmy przy leczeniu klątw średniego poziomu.

- Czy chcesz, żebym cię teraz uleczyła? - zapytała Padma, niepewnie dotykając nadgarstka Hermiony.

Hermiona zatrzymała się na chwilę, rozważając, po czym potrząsnęła głową.

- Czy wiesz, dlaczego nie ma tutaj naszej awaryjnej uzdrowicielki? Wezwałyśmy ją dwie godziny temu.

Twarz Padmy spięła się.

- Nie wiem. Wysłałam jeszcze pięć patronusów. Nic otrzymałam żadnej odpowiedzi.

Hermiona machnęła różdżką i uleczyła na leżącym nieopodal mężczyźnie klątwę powodującą wydalanie wnętrzności. Czuła drętwienie całego ciała i piekący ból w piersi.

- W takim razie... - powiedziała powoli. - Powinnyśmy poczekać jeszcze chwilę dłużej. Dopóki nie będziemy mieć pewności, że nikt jeszcze nie zostanie sprowadzony. Kingsley... Kingsley nadal nie wrócił. Powinnam poczekać, na wypadek, gdyby się pojawił. Został wcześniej czymś przeklęty.

- Powinnaś przestać się ruszać - powiedziała Padma. - Jest tu wystarczająco dużo uzdrowicieli polowych. Zdołamy poradzić sobie z pozostałymi rannymi. Idź odpocząć, czekając na Kingsleya. Mogę cię ogłuszyć, jeśli chcesz.

- Ból będzie bardziej znośny, jeśli dasz mi coś, na czym będę mogła się skoncentrować. Po prostu... daj mi coś, co nie będzie wymagać ode mnie poruszania ramionami.

- Może zajmiesz się skaleczeniami i rozcięciami? Ze wszystkich tamtejszych rannych usunięto już klątwy. To tylko kwestia ruchu nadgarstka. - Twarz Padmy była szara ze zmartwienia i poczucia winy, kiedy patrzyła na Hermionę.

Hermiona skinęła głową i ruszyła do wyjścia.

Zaczęła podejrzewać, że jej uraz wykraczał poza uzdrowicielskie możliwości Padmy. Uszkodzenia płuc i przełyku, które mogła wyczuć, wymagałyby zaawansowanej magii leczącej i prawdopodobnie dwóch uzdrowicieli w celu skoordynowania zaklęć.

Przy chorej Pomfrey - bez obecności ich awaryjnego uzdrowiciela ze św. Munga - Hermiona była jedyną osobą, która wiedziała wszystko.

Musiałaby zachować przytomność aby ją poinstruować, podczas gdy Padma usuwałaby jej mostek i żebra oraz naprawiała płuca i gardło Ta myśl sprawiła, że ​​Hermiona poczuła się, jakby była na skraju załamania.

Prawdopodobnie straciłaby przytomność z bólu i musiałaby zostać wybudzona....

Wielokrotnie.

Jej ręce zaczęły gwałtownie drżeć. Zamknęła oczy i próbowała oddychać. Jej klatka piersiowa drżała i płonęła w bólu.

Musiała upewnić się, że wszyscy inni z poważnymi obrażeniami zostali wyleczeni, aby Padma mogła ją leczyć bez żadnych przeszkód. Byłoby gorzej, gdyby Padma musiała robić przerwy. Może gdyby Kingsley wrócił, znalazłby uzdrowiciela.

Hermiona otworzyła oczy i zamrugała oszołomiona. Stworek pojawił się ponownie i stał tuż przed nią.

- Szlama Pottera nadal pracuje - powiedział, patrząc na nią od góry do dołu.

Hermiona zdecydowała się go obejść. Kiedy go mijała, poczuła, jak jego koścista dłoń podnosi się i chwyta ją za nadgarstek. Spojrzała w dół ze zdumieniem, czując, że znika.

Ucisk aportacji na jej uszkodzonych kościach niemal rozsadził jej umysł. Poczuła, jak pękają, gdy się pojawiła. Wydała z siebie pełen agonii płacz, gdy kości zmiażdżyły się. Płacz sprawił, że jej pierś gwałtownie rozszerzyła się i skurczyła, powodując ostry, piekący ból, gdy coś z trzaskiem pękło w jej klatce piersiowej. Krzyczała.

Upadła do przodu i poczuła, że ​​została złapana za ramiona.

Wszystko było bólem. Oślepiającym, nieludzkim bólem. Ledwie była świadoma czegokolwiek innego. Za każdym razem, gdy szlochała, czuła, jak odłamki kości zgrzytają o siebie i jeszcze bardziej rozpadają w jej piersi. Ciągle próbowała się uspokoić, ale nie była w stanie przestać.

- Drętwota.

***

Kiedy się obudziła, odkryła, że jest unieruchomiona. Rozglądając się dziko dookoła, zauważyła, że ​​Draco wpatruje się w nią. Był niesamowicie blady, a jego oczy były szeroko otwarte.

Wpatrywała się w niego.

- Ty… - urwała, czując, jak jej szczęka zaciska się ze złości i próbowała wymusić słowa. - Co zrobiłeś?

- Byłaś ranna. Jak myślisz, co zrobiłem? - odpowiedział intensywnie wibrującym głosem.

Hermiona próbowała spojrzeć w dół i odkryła, że ​​nie może poruszyć szyją. Była sparaliżowana. Przewróciła oczami w kierunku klatki piersiowej. Była owinięty bandażami i gipsowym odlewem na wzór egzoszkieletu, który podtrzymywał jej płuca, podczas gdy jej mostek i żebra odrastały. Czuła ostre, podobne do igieł ukłucia rosnących kości. Wnioskując po ich obecnym stanie, minęły godziny odkąd straciła przytomność.

- Miałam być leczona. - Wrażenie braku górnych żeber, mostka ani obojczyków było przerażające. Nie mogła poruszać ramionami, tułowiem i szyją. Jej palce drgnęły. - Czekałam na Kingsleya.

- Prawie umarłaś… - głos Draco drżał. - Umierałaś.

- Mógł już wrócić. Może teraz tam być… - sapnęła i próbowała odwrócić głowę. - Został przeklęty. Muszę wracać.

- Shacklebolt nie żyje.

Spojrzała na niego z przerażeniem.

- Skąd wiesz? Co się stało? - zapytała drżącym z oburzenia głosem.

- Zabiłem go - odparł, a w jego oczach nie było najmniejszego śladu żalu.

Hermiona wpatrywała się w niego w osłupieniu.

- Ty… co?

Uczucie pustki w środku sprawiło, że poczuła się tak, jakby w jej żołądku otworzyła się bezdenna otchłań.

Jakoś zapomniała. Zapomniała, że zabił Dumbledore'a. Że był śmierciożercą. Że sama widziała, jak zabijał dziesiątki ludzi naraz, bez cienia zawahania, czy wyrzutów sumienia. Że jego morderczość była powodem, dla którego był dla nich tak cennym szpiegiem. Że przynosił im cenne, ważne informacje, ponieważ nadal prowadził udane naloty i ataki dla Voldemorta.

Wiedziała wszystko. Ale też o tym zapomniała.

Zabił Kingsleya. Prawdopodobnie był z tego zadowolony. Wiedziała, jak bardzo nienawidził jego i Moody'ego.

- Nie powinieneś był mnie tu sprowadzać - powiedziała w końcu.

- Gdybym tego nie zrobił, byłabyś martwa. Zostałaś ukąszona przez wampira i wypiłaś eliksir tłumiący kaszel. Czy w ogóle zauważyłaś, że tonęłaś we własnej krwi? Kiedy przybyłaś, od śmierci dzieliły cię minuty. Dwóch cholernych uzdrowicieli ledwo cię uratowało.

Hermiona zamrugała. Zapomniała o ugryzieniu wampira - to wszystko stało się tak szybko. Dlaczego Padma to przeoczyła? Czy nie rzuciła nawet zaklęcia diagnostycznego na tyle zaawansowanego, aby móc to wykryć?

Odsunęła pytania na bok.

- Nie wiedziałam. Byłam w pokoju pełnym umierających ludzi. Byłam w kolejce tak, jak wszyscy inni. Pomfrey jest chora. Nasz zastępczy uzdrowiciel się nie pojawił. Potrzebowali mnie. Gdyby ktoś zaczął mnie leczyć, nie byłabym już w stanie się ruszać, bez względu na zaawansowanie urazów przybywających rannych. Zajęło mi to wiele godzin, wiesz? Uleczenie wszystkich? Nie było nikogo innego, kto mógłby to zrobić. Czy masz pojęcie, ile osób dzisiaj zmarło? Ilu zostało przeklętych, aby nigdy nie wyzdrowieli? To, że się nimi nie przejmujesz, nie oznacza, że ​​nie mają żadnego znaczenia.

- Jesteś moja! - Draco wyszczerzył zęby z wściekłości. - Odwróciłem się i zobaczyłem, że zostajesz przeklęta, a ty zniknęłaś, i nawet nie wiedziałem, czy nadal żyjesz. Powiedziałaś, że nie będziesz wychodzić z kryjówek. Powiedziałaś mi, że będziesz bezpieczna. Byłaś w środku samej masakry, a potem… Dowiedziałem się, że żyjesz, ale nie zostałaś uleczona.

Był w takiej furii, że wyglądał na gotowego do wybuchu. Czuła emanującą z niego wściekłość.

- Myślałem nawet, że przesadzam, porywając cię z kryjówki. Powinienem był wiedzieć… Powinienem był wiedzieć, ty głupia Gryfonko, że pozwoliłabyś sobie po prostu umrzeć.

- To wojna, Draco. Ludzie umierają - powiedziała Hermiona beznamiętnym głosem. - Biorąc pod uwagę liczbę twoich osobistych ofiar śmiertelnych, powinieneś wiedzieć o tym lepiej niż ktokolwiek inny. Gdybyś znał mnie choć trochę, wiedziałbyś, że nie będę stawiać mojego przetrwania ponad wszystkich innych.

Draco patrzył na nią przez kilka sekund. Oddychał ostro przez zęby, a dłonie zacisnął w pięści.

- Cóż, powinnaś. - Nagle zamarł. - Ostrzegałem cię. Jeśli coś ci się stanie, osobiście zniszczę cały Zakon. To nie była groźba. To obietnica. Potraktuj swoje przetrwanie jako konieczność dla przetrwania Ruchu Oporu, tak samo jak i Pottera. Jeśli zginiesz, zabiję każdego z nich. Biorąc pod uwagę, że cena ich życia jest najwyraźniej jedynym sposobem, abyś sama zaczęła cenić siebie.

Hermiona spojrzała na niego w szoku, który powoli przeszedł w czystą furię.

- Jak śmiesz? Jak śmiesz?!

Gdyby mogła się poruszyć, przeklęłaby go, dźgnęłaby, próbowała pobić gołymi rękami.

Chciała płakać, kiedy nagle uświadomiła sobie, co oznaczała jego groźba.

Był zbyt niebezpieczny.

Stanowił zbyt duże ryzyko dla Zakonu.

Gdyby zgłosiła to do Moody'ego, prawdopodobnie zdecydowałby, że nie mają innego wyjścia, jak tylko go zabić.

Niezależnie od tego, czy Moody wykorzystałby wspomnienia swoje, czy jej, efekt byłby taki sam.

Łzy wezbrały i spłynęły z kącików jej oczu. Zamknęła je, żeby nie musiała patrzeć na Draco.

Cisza wisiała między nimi przez chwilę, zanim usłyszała, jak ciężko westchnął. Poczuła, jak materac łóżka zapada się u jej boku, a jego palce zaczynają gładzić jej twarz, odgarniając zabłąkany kosmyk włosów, a następnie opierając się o jej policzek.

- Myślisz, że będziesz musiała mnie zabić, prawda? - powiedział. - Że jestem teraz zbyt dużym obciążeniem. Jeśli pójdziesz do Moody'ego, on ci to rozkaże.

Jego dłoń zsunęła się w dół i lekko spoczęła na jej klatce piersiowej tuż nad miejscem, w którym odrastał jej mostek. Jego ciepło przesączało się stopniowo przez gips do skóry. To sprawiło, że wstrzymała oddech.

- A ty to zrobisz. Prawda?

Hermiona otworzyła oczy i spojrzała na niego. Siedział na skraju łóżka, patrząc na nią. Wściekłość całkowicie zniknęła z jego oczu.

- Nie zostawiasz mi żadnego wyboru - powiedziała drżącym głosem. - Wiesz… wiesz, że nie mogę wybrać ciebie ponad ich wszystkich.

Studiował ją.

- Nigdy sobie nie wybaczysz.

Jej szczęka drżała.

- Nie. Nie… - urwała, gdy jej głos się załamał. - Ale… to nie byłaby pierwsza niewybaczalna rzecz, jaką zrobiłam. Już i tak jestem dziwką. - Jego ręka opierająca się o nią drgnęła. - Fakt zostania mordercą to tylko dodatkowe zdanie w podręcznikach do historii.

- Gdybyś to zrobiła, co byłoby dalej?

- Jestem pewna, że możesz sobie wyobrazić. - Chciała odwrócić głowę, ale bez kości jej mięśnie nie mogły funkcjonować.

Wycofał rękę. Jego nagły brak szarpnął czymś w jej wnętrzu. Starała się nie zaszlochać.

Nienawidziła tej wojny.

Sądziła, że jest w stanie zrobić wszystko. Sądziła, że ​​nie napotka nigdy ograniczeń w tym, co byłaby gotowa zrobić, by uratować Harry'ego - by ocalić wszystkich. Że będzie w stanie znieść wszelkie konsekwencje wystarczająco długo, by zdołać dotrzeć do końca.

Najwyraźniej Draco stał się jej ograniczeniem.

Nie wiedziała już, jak sama przetrwa wojnę. Myśl o tym, jak światło znika z jego oczu...

Urywany jęk wyrwał się jej z gardła.

Nagle Draco pojawił nad nią, obejmując ją tak mocno, na ile mógł, by jej przy tym nie zranić. Jego twarz dzielił od niej tylko oddech.

- Po prostu żyj, Hermiono - szepnął drżącym głosem. - To wszystko, o co cię proszę.

Hermiona zaszlochała cicho.

- Nie mogę tego obiecać. Wiesz, że nie mogę tego obiecać. I nie mogę ryzykować tego, co byś zrobił, gdybym umarła.

Pocałował ją. Jego dłonie pieściły jej twarz, a palce wplątały się w jej włosy. Szlochała w jego usta.

- Przepraszam… - powtarzała raz po raz, całując go. - Przepraszam, że ci to zrobiłam.

Jego usta wciąż były przy jej ustach, kiedy nagle zesztywniał i syknął.

Wyszarpnął się, chwytając za lewe przedramię, aż kostki jego prawej dłoni stały się białe. 

- Kurwa.

Wstał i spojrzał na nią.

- Zostałem wezwany.

Widziała kalkulację w jego oczach. Zacisnął szczękę i wydawało się, że się wahał. W jego oczach pojawił się wyraz rozpaczy i rezygnacji.

- Nie mogę zwlekać. Muszę iść. Chwiejka!

Do pokoju wpadł skrzat domowy. Hermiona drgnęła lekko i rozejrzała się dookoła, zdając sobie sprawę, że wcale nie znajduje się w pokoju hotelowym.

- Czy jestem… w Malfoy Manor? - powiedziała głosem drżącym od niedowierzania.

Draco skinął krótko głową, a wyraz jego twarzy był kruchy.

- Musiałem cię tu przenieść. Nie mogłem wezwać uzdrowicieli do mugolskiego Londynu. - Draco chwycił stos szat. Hermiona rozpoznała je jako mundur Śmierciożercy. Wciągnął je szybko na ramiona. - Nie spodziewałem się, że będę musiał zostawić się cię tutaj samą.

Pochylił się w jej stronę, a jego palce przebiegły wzdłuż jej nadgarstka. 

- Przysięgam, osłony nie wpuszczą nikogo na teren posiadłości. Będziesz bezpieczna. Wrócę.

Jego źrenice były rozszerzone, gdy patrzył na nią. Rozpoznała przerażenie w jego oczach.

- Wrócę. Nikt nie może tu wejść. Będziesz bezpieczna, dopóki nie wrócę - powtórzył. - Chwiejko, zajmij się Granger.

Draco włożył maskę i spoglądał na nią jeszcze przez ułamek sekundy, zanim zniknął.

Hermiona wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął, próbując uświadomić sobie fakt, że leżała sparaliżowana i sama, w Malfoy Manor.

Hermiona spojrzała w sufit i usłyszała, jak skrzatka, Chwiejka, wierci się obok niej. Przez kilka sekund zaciskała usta, próbując zdecydować, od czego zacząć.

- Czy Stworek często tu przychodzi? - zapytała w końcu Hermiona, odwracając oczy, by spojrzeć na Chwiejkę.

Chwiejka spojrzała na Hermionę swoimi wielkimi oczami i skinęła głową.

- Stworek najczęściej przybywa, aby zobaczyć się z panem. Stworek służy Szlachetnemu Rodowi Blacków. Pan jest ostatnim z Blacków.

- Rozumiem. - Hermiona wrzała w środku. - Co robi Stworek, kiedy przychodzi do Draco?

- Opowiada panu o Granger i Zakonie Feniksa. Stworek opiekuje się grobami Pani Malfoy i Pani Lestrange. W ten sposób mistrz odkrył, że Stworek nadal służy Rodowi Blacków.

Hermiona ponownie spojrzała w górę na sufit i oblizała usta. 

- Od jak dawna Draco to wiedział?

- Chwiejka nie wie, Chwiejka sądzi, że to może być od roku.

Hermiona zacisnęła usta, przeglądając oś czasu swoich interakcji z Draco. 

- Jakie rzeczy mówi mu Stworek o mnie i Zakonie Feniksa?

Chwiejka przesunęła się, a jej oczy opadły na podłogę.

- Chwiejka nie wie. Pan zwykle rozmawia Stworkiem sam.

Hermiona wykręciła szczęką. 

- Jak często Draco tu przychodzi?

- Nie przybywa tu zbyt często. Chwiejka i inne skrzaty robią, co w ich mocy, ale on nie lubi tu być. Pojawia się tylko, by spotkać się ze śmierciożercami i odwiedzić grób pani Malfoy.

Zapadła cisza, kiedy Hermiona walczyła z podjęciem decyzji, o co zapytać dalej.

- Czy… czy wiesz, co stało się z uzdrowicielami, których Draco sprowadził tutaj, by mnie uleczyć?

Chwiejka milczała.

- Czy on ich zabił? - głos Hermiony podniósł się gwałtownie.

- Chwiejka nie wie.

Hermiona westchnęła szybko i zamilkła na kilka minut.

- Czy panna Granger czegoś chce? - Chwiejka podeszła bliżej i spojrzała na Hermionę. - Chwiejka może przynieść jedzenie, herbatę, buliony lub cokolwiek, czego pani potrzebuje.

- Nie. Nie potrzebuję niczego oprócz tego, żeby moje kości zaczęły rosnąć, żebym mogła się poruszać. - Hermiona miała ochotę wybuchnąć z wściekłości. Zamierzała zabić Stworka.

Jak Zakon przeoczył tak przerażająco wielką lukę? Jeśli Stworek był gotów porwać ją z Grimmauld Place na prośbę Draco, to do czego jeszcze mógł go użyć?

Leżała tam, podczas gdy jej myśli szalały. Lekko poruszyła palcami i poeksperymentowała z tym, jak bardzo może się poruszać.

Draco wrócił po godzinie. Jego aportacja była cicha, ale Hermiona natychmiast go zobaczyła.

Była w stanie lekko odwrócić głowę. Przyglądała mu się, szukając jakichkolwiek oznak, że może być ranny. Wyraz jego twarzy był napięty, ale nic nie wskazywało na to, by został zraniony lub torturowany Cruciatusem.

Patrzyli na siebie w milczeniu.

- Co się stało z uzdrowicielami, których tu wezwałeś? - zapytała w końcu. Jej głos był lodowaty.

Oczy Draco zmieniły się na krótką chwilę.

- Wyczyściłem im pamięć.

- Naprawdę?

- Dwóch martwych uzdrowicieli może spowodować niepotrzebne pytania - powiedział Draco, wzruszając ramionami.

- Więc zabiłbyś ich, ale tego nie zrobiłeś, ponieważ zdecydowałeś, że nie warto było tego robić?

Oczy Draco błysnęły. 

- Tak, Granger, dla wygody, w którą, jak wiesz, opływam w życiu tak obficie z moimi dwoma wzajemnie wykluczającymi się panami.

Hermiona poczuła, jak poczucie winy ściska jej gardło.

- Po prostu… nie chcę, żebyś zabijał przeze mnie ludzi.

Draco zaśmiał się gwałtownie i wyglądał na rozbawionego, gdy spojrzał na nią.

- Jak myślisz, co właściwie robię przez cały czas? Zabijam ludzi. Rozkazuję innym zabijać ludzi. Szkolę ludzi, jak zabijać ludzi. Sabotuję i podkopuję ludzi, aby zginęli, i robię to wszystko przez ciebie. Każde słowo. Każde zaklęcie. Przez ciebie.

Hermiona wzdrygnęła się i westchnęła cicho, jakby została uderzona w twarz.

Okrutny wyraz twarzy Draco natychmiast zniknął.

- Granger, ja nie…

Hermiona lekko szarpnęła głową i zacisnęła szczękę.

- Nie. Nie próbuj tego cofnąć. To prawda. To, co powiedziałeś, jest samą prawdą. Wszystko, co robisz, leży również na moich barkach. Każde zaklęcie - urwała, gdy jej głos załamał się i przygasł.

- Nie. - Usiadł na skraju łóżka i podniósł jej rękę. - Nie mów tak. To nie jest twój ciężar. Przestań nosić tę całą pieprzoną wojnę na swoich barkach.

- Ale jest. Zrobiłam ci to. - Ścisnęła jego dłoń w swojej. - Ktoś powinien tego wszystkiego żałować. Nie masz czasu ani miejsca, by się wahać. Bardziej sensowne jest dla mnie znoszenie tego wszystkiego. Może jeśli to zrobię… to pewnego dnia przestaniesz.

Draco znieruchomiał, a jego usta drgnęły. Zamiast odpowiedzieć, wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie diagnostyczne, którego go nauczyła. Oboje je przestudiowali. Zostały jeszcze co najmniej dwie godziny odrastania.

Hermiona podniosła głowę znad jego różdżki i spojrzała na niego.

- Pozbędę się Stworka, kiedy wrócę. Zakładając, że Moody jeszcze go nie zabił. Możesz go mieć, ale on nigdy więcej nie postawi swojej stopy na Grimmauld Place.

Szczęka Draco zacisnęła się i bez słowa odwrócił od niej wzrok.

- Jak długo używasz go do szpiegowania Zakonu?

- Znalazłem go gdy opiekował się grobem mojej matki w kwietniu ubiegłego roku.

- Kwiecień - powtórzyła Hermiona. Potem jej oczy się rozszerzyły. - Czy to dlatego mnie przekląłeś? Bo przeczytałeś moje notatki?

Draco nic nie odpowiedział.

- Myślałam, że zrobiłeś to, bo cię uzdrowiłam - powiedziała po minucie.

- Wiem.

Jej gardło zacisnęło się.

- Za każdym razem, gdy cię później uzdrawiałam, myślałam… myślałam, że znowu mnie zranisz.

- Wiem - odparł głucho.

Zapadła długa cisza. Hermiona zacisnęła usta i odetchnęła powoli, czując, jakby dławiła się swoim żalem.

- Nie wiem, co robić. Nie mogę ignorować zagrożeń dla Zakonu.

Draco westchnął i spojrzał w dół.

- Byłem po prostu zły.

Hermiona prychnęła i szarpnęła brodą.

- Zawsze jesteś zły. Nie możesz formułować takich gróźb. Zwłaszcza ty. To był wypadek. Próbowałam uleczyć Kingsleya, a on się aportował. Uznałam, że zabiorę ze sobą niektórych rannych. Miałam pełne ręce, kiedy zostałam przeklęta.

- Nadal pracowałaś... - starannie kontrolował swój głos. Słyszała, że ​​wciąż tkwi w nim chłodna furia.

- Chciałam - powiedziała stanowczo. - Padma nie znała zaklęć, które mogły mnie wyleczyć. Pomfrey i ona mogły to zrobić razem, ale Pomfrey zachorowała. Nasz awaryjny uzdrowiciel nie pojawił się. Myślę, że Padma spanikowała. Nie pamiętam, żeby użyła zaawansowanego zaklęcia diagnostycznego, aby zweryfikować obrażenia. Mogłam ją poprosić, żeby mnie ogłuszyła, ale chciałam dalej pracować, a gdyby to zrobiła… cóż, mogłabym i tak wtedy umrzeć. Chociaż, mam nadzieję, że nałożyłaby na mnie osłony monitorujące. Kiedy wrócę, będę miała jej sporo do powiedzenia na temat praktyki uzdrawiania. Było tak wiele czynników. Nie da się zredukować złożonych sytuacji do uproszczonej gry polegającej na obwinianiu kogoś. Nie możesz trzymać Ruchu Oporu w garści, żeby mnie kontrolować.

Draco westchnął długo i przez minutę patrzył tępo przez pokój, zanim się odezwał. 

- Jeśli umrzesz, Granger, to koniec. Nie będę tego kontynuować. Jestem zmęczony.

Hermiona wykręciła nadgarstek na tyle, by złapać go za rękę.

- Draco, nie…

Spojrzał na nią. Wyraz jego twarzy był pusty, ale w jego oczach widziała całą brutalność wojny.

- Mówię poważnie. Nie zabiję ich, ale zakończę to. Oto moje warunki. Jeśli umrzesz, umowa stanie się nieważna.

Potrząsnęła głową.

- Jest dla ciebie życie po drugiej stronie wojny… Nie... nie ograniczaj swojego świata do mnie.

Uniósł brew i wykrzywił górną wargę.

- Twój nie wydaje się być większy. A może istnieją plany powojenne, o których zapomniałaś mi wspomnieć?

Hermiona przełknęła i odwróciła wzrok.

- Rób tak, jak mówię, a nie tak, jak robię.

Draco zaśmiał się cicho i zapadli w ciszę równie pustą jak przyszłość.

- Ty… mógłbyś zostać uzdrowicielem - powiedziała po minucie.

Cień uśmiechu pojawił się w kąciku jego ust.

- Nie brałem tego pod uwagę.

Hermiona uśmiechnęła się słabo.

- Powinieneś. Gdybyś uciekł ze mną gdzieś indziej, mógłbyś być bardzo dobrym uzdrowicielem… Chociaż twoje zachowanie przy łóżku wymagałoby poprawy.

- To byłoby coś, co pozwoliłoby zrównoważyć tę moją zabójczość - powiedział, nie patrząc na nią.

Jej uścisk na jego dłoni wzmocnił się.

- Przepraszam. Nie powinnam była tego mówić. To nie twoja wina.

Jego oczy przemknęły po jej twarzy.

- Może kiedyś. Myślę, że teraz jest w ona pełni moja.

Hermiona poczuła ucisk w żołądku.

- Jesteś kimś więcej niż tym, co uczyniła z tobą wojna - powiedziała lekko drżącym głosem.

Nadal na nią nie patrzył.

- Jesteś... - powiedziała, uważnie przyglądając się jego twarzy. - Tak jak ja. Jest coś więcej dla nas obojga, to po prostu.... po prostu czeka na koniec. - Hermiona przesunęła palcami po jego dłoni. - Któregoś dnia… pewnego dnia zostawimy to wszystko za sobą. We dwoje. Myślę, że moglibyśmy spróbować.

Jego palce splecione z jej zacisnęły się lekko.

Nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć. Poczuła, że ​​jej powieki się zamykają.

Draco potarł dłonią jej policzek.

- Śpij. Minie jeszcze kilka godzin, zanim będziesz mogła się poruszyć. Kiedy kości odrosną, powinienem podać ci środki wzmacniające. Nigdzie się nie wybierzesz przez co najmniej dwanaście godzin. Otrzymałem dokładne instrukcje, aby upewnić się co do tego. Będę wiedział, jeśli spróbujesz opuścić dwór lub aportować się przedwcześnie.

Hermiona przewróciła oczami.

- Dwanaście godzin to za dużo.

- Jest to absolutne minimum, jak sama dobrze wiesz.

Usta Hermiony drgnęły i Draco prychnął.

- Jesteś małą manipulantką. Nie oczekuj, że ci zaufam.

Hermiona zamknęła oczy i nagle mocniej ścisnęła jego dłoń.

- Nie… zostawiaj mnie samej w tym domu.

- Nie zostawię.

__________

Cześć! Mała porcja informacji ode mnie :)

W piątek skończymy całość części wspomnieniowej. Po niej, w sobotę, pojawi się tutaj bardzo długie streszczenie pierwszych 25 rozdziałów. Dam wam czas na przypomnienie sobie całości pierwszej części (czy to na podstawie streszczenia czy samodzielnego przeczytania rozdziałów jeszcze raz) do poniedziałku, kiedy to pojawi się rozdział 64 (pierwszy rozdział części trzeciej opowiadania).

Mimo wszystko, serdecznie polecam ponowne przeczytanie początku - odbiór pozostałej części opowiadania to po tym całkowicie inne doświadczenie.

Ostrzeżenie: Jak już pewnie widzicie, całość części wspomnieniowej to od teraz równia pochyła - z rozdziału na rozdział będzie coraz ciężej. Jeśli chcecie się wygadać, wypłakać, wyżalić, porozmawiać z kimś, to przypominam o istnieniu Facebookowej Grupy Wsparcia dla Czytelników.

Miłego weekendu! :*


11 komentarzy:

  1. No i tak się właśnie kończy impulsywność i lekki brak rozwagi u Hermiony. Rozumiem, że chciała uleczyć Kingsleya za wszelką cenę, ale powinna była go posłuchać i aportować się z powrotem do kryjówki. Hermiona nie byłaby jednak Hermioną, gdyby posłuchała od razu. No i brawo… Skończyło się na poważnej klątwie i na unieruchomieniu na kilka ładnych godzin. Padma serio nie jest najlepszą Uzdrowicielką. Widać, że nie panuje nad wszystkim i gdyby nie reakcja Draco, to Hermiona by już nie żyła. Przeraziło mnie jednak to, że Draco zabił Kingsleya… Mam nadzieję, że po prostu go jedynie dobił, żeby nie cierpiał, bo klątwa którą oberwał i tak już go wyniszczyła i praktycznie zabiła. Chcę wierzyć, że to był akt miłosierdzia a nie wendeta za to, że Hermiona została ranna, choć miała siedzieć w kryjówce i nigdzie się nie ruszać, by była bezpieczna. Przeraża mnie i fascynuje to, jak Draco bardzo ją kocha. Martwi się o nią na każdym kroku, bo nie mógłby sobie poradzić z jej stratą. Hermiona uważa, że ona nie wyobraża sobie życia bez niego ale on nie wyobraża sobie życia bez niej. Oddał jej całego siebie, nie mogły teraz jej stracić tak po prostu. Jak zobaczyłam Stworka, to od razu mi się pojawiła myśl w głowie, że pewnie Draco go przysłał, by sprawdził co z Hermioną. Miał do tego prawo, bo tak jak powiedziała Chwiejka, Draco był ostatnim z Blacków. Ale nie pomyślałam, że Stworek mógł wtedy grzebać w jej rzeczach, żeby zanieść jej notatnik do Draco. A jak już wywołałam Chwiejkę, to zdecydowanie wolę ją tu, niż we wcześniejszych rozdziałach. Głównie przez to, że tu zwraca się do Hermiony normalnie a nie tak jak tam per "szlama", ale to nie jej wina. Tak została poinstruowana przez Draco, żeby nie wzbudzać podejrzeń, że faktycznie mogło być kiedyś coś między nimi. Już sam Draco musiał się konkretnie naudawać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak myślę ile Draco przeszedł w pierwszej części opowiadania... Teraz wiemy co ich łączyło, jak silne emocje w nim budziła, jak musiał się powstrzymywać...

      Usuń
  2. Ach... Jak można być tak nie rozważnym a jednoczeście tak mądrym. Wojna niszczy zdrowy rozsądek, nie tylko Hermiony jednak ta dzisiaj wysoko postawiła poprzeczkę w konkursie na najgłupsze decyzje 😩😩
    Ta historia jest tak absorbująca, moje myśli i emocje żyją tym opowiadaniem. Lepszym niż nie jedna literatura wojenna... Niż jakakolwiek literatura.
    Od dziś zaczynam maraton praca + studia, także mogę się rzadziej pojawiać 😭😭
    Trzymam kciuki za ciąg dalszy, niech chociaż koniec będzie happy endem !! Powoli zaczne czytać, zgodnie ze wskazówką, pierwszą część. Jednak wiem, że minie dużo czasu nim będę gotowa przeżyć po raz drugi wspomnienia Hermiony.
    Trzymajcie się cieplutko!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tu sie... 🙉 Znow mi wykrecalo zoladek przy czytaniu o klatwach, ktorymi oberwal Zakon i caly Ruch Oporu 😪 Dwie uzdrowicielki i kilku polowych to zalosnie malo na taka liczbe trafionych ☹ I jeszcze smierc Kingsleya! Z rąk Draco! Ugh, wierze, ze robil to, co musial, i zyje iskierka nadziei, ze skrocil jego mękę po klątwie, ktora oberwal, i przez ktora Hermiona niechcacy aportowala sie z nim na pole bitwy... O Boze, na sama mysl, ze prawie umarla, jest mi słabo! 😢 Przeklety, dwulicowy Stworek! Jak mogli o tym nie wiedziec? Jak mogli sie nie domyslic? Chociaz na dobra sprawe Tonks tez jest Blackowa, tylko wiadomo, Andromeda zostala z rodziny "usunieta" 😒 Tyle dobrego ze Stworka, ze w ostatniej chwili zabral Hermione do Draco! Ta ich rozmowa... nie wiedzialam, czy plakac, wsciekac sie czy krzyczec, okrutne dylematy i trudne decyzje ☹

    Hm, czyli za chwile bedzie mozna "łyknac" pierwsza czesc opowiadania 🤔😁
    Milej sobotki!
    Mała

    OdpowiedzUsuń
  4. Herm zawsze musi ratować innych a nie dba o siebie 😔 Rozumiem Dracona że nie chcę jej stracić i robi wszystko by była zdrowa ale bardzo mocno się na niej skupia mimo to dobrze że ją uleczył 🥺

    OdpowiedzUsuń
  5. Hermiona zdecydowanie powinna bardziej się pilnować, dobrze wie, że ma Draco na smyczy, jeśli coś jej się stanie, on nie będzie dalej pracował dla Zakonu, czyli jeśli chce wygranej Zakonu musi trzymać siebie przy życiu. Niby nienawidzi bycia uzdrowicielem, ale dalej ryzykuje własne życie dla innych, w tym przypadku jej egoizm serio mógłby uratować zakon.
    Skoro zalecasz to chyba przeczytam pierwsze 25 rozdziałów jeszcze raz :D cóż czego się nie robi dla dobrego opowiadania haha

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj Vera dobrze mówiłaś że wchodzimy na równie pochyłą w rozdziałach...
    Całe opowiadanie emanuje tak sprzecznymi emocjami co jest tak fascynujące :)
    Najpierw ten mrok przegranej wojny, konsekwencji uwięzienia i zapomnienia. Potem wspomnienia, które otwierają się jakby nową historią, desperacją, walką o przetrwanie, rozwijającą się miłością - głęboką i szczerą, ale nie bez wad. Zaborczą, odrobinę niebezpieczną.
    Przypomina mi się zawsze to zdanie, które Damon powiedział Elenie ""Pragniesz miłości, która bez reszty Cię pochłonie. Pragniesz namiętności i przygody, a nawe t odrobiny niebezpieczeństwa". Taką tu czuję :)
    Ta rozpacz, którą czuje Draco na myśl o utracie Hermiony, ten jego strach przed samą myślą o tym.
    To tak bez końca interesujące!
    Hermiona nie ma instynktu samozachowawczego to fakt... Ale to jak pomimo własnych obrażeń nadal leczyła... Prawdziwa uzdrowicielka. To naprawdę godne pochwały, ale nie dziwie się czemu tak zdenerwowało Draco.
    Nie wierzę, że zabrał ją do Malfoy Manor!!! O wow, i Stworek! Kurczaki....

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że wzięłam się za przeczytanie tego rozdziału po pracy, bo nie wiem jak bym wytrzymała te 11h... Masz rację, że te rozdziały są coraz "gorsze". Tyle emocji i tyle się dzieję. I tyle jeszcze przed nami. A wspomnień zostało już niewiele.

    OdpowiedzUsuń
  8. Równia pochyła? Muszę założyć pancerz na moje biedne serduszko. Oby to się dobrze skończyło... Na długo to opowiadanie że mną zostanie i czuje ze będę do niego wracać, ale mam nadzieję że końcówka nie złamie mi serca...

    OdpowiedzUsuń