Muzyczna sugestia:
Evanescence - My ImmortalPlaylista Spotify: “Music to read Manacled to”
__________
Boże Narodzenie 2002
Weasleyowie spędzali Boże Narodzenie w Muszelce. Kiedy Padma przybyła do szpitala, aby przejąć zmianę, Hermiona przebrała się i aportowała, aby móc do nich dołączyć.
Stała w śniegu na zewnątrz przez kilka minut, próbując się przygotować. Rozmowa z Angeliną wytrąciła ją z równowagi i czuła się tak, jakby potrzebowała zebrać w sobie choć trochę poczucia kontroli.
Patrzyła na frontowe drzwi i mentalnie przeanalizowała ten dzień. Boże Narodzenie będzie ciche, dalekie od minionych wakacji. Każdego roku wszyscy byli trochę cichsi i trochę bardziej pijani. Rok wcześniej Artur był zbyt przytłoczony liczbą ludzi i dostał ataku paniki, aż Molly została zmuszona do wyjścia z nim.
Hermiona była w stanie wytrzymać. Uśmiechać się. Śpiewać kolędy. Sprawdzić, co u Artura i George'a. Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi.
- Ej! Hermiona jest tutaj! - Fred ryknął, kiedy weszła.
Wszyscy odwrócili się i ruszyli na nią. Byli w zaskakująco dobrym nastroju, radośni i ożywieni. Kubek grzańca został wepchnięty w jej ręce, zanim zdążyła przejść przez pokój.
Wszyscy byli ubrani w świąteczne swetry od Molly.
Hermiona ukradkiem ustawiła wzdłuż gzymsu kominka fiolki z eliksirem na kaca.
Bill siedział w kącie, cichy wśród całego zgiełku. Fleur przycupnęła na poręczy jego krzesła, przeczesując palcami jego włosy.
Harry i Ginny usiedli w fotelu, szepcząc sobie nawzajem coś do ucha. Harry i Ron wrócili z kolejnego polowania na horkruksy zaledwie kilka dni wcześniej.
- Hermiono, moja droga, tak się cieszę, że ci się udało do nas dotrzeć. To dla ciebie - Molly wcisnęła Hermionie prezent owinięty w bibułkę.
Hermiona przysiadła na otomanie i otworzyła pakunek. Zielony sweter z literą H na środku.
- Dziękuję, Molly - powiedziała. - Jest piękny.
- Mamo! Dlaczego wciskasz Hermionie zieleń Slytherinu? - powiedział Ron, spoglądając podejrzliwie.
Molly pacnęła go w bark z urażoną miną.
- Ronald! Jest szmaragdowozielony, a to piękny kolor dla jej karnacji. Przypomina mi oczy Harry'ego.
- Dla mnie wygląda to na zieleń Slytherinu. - Ron skrzywił się, gdy Hermiona przeciągnęła sweter przez głowę. - Ugh. Samo patrzenie na niego przyprawia mnie o koszmary.
Relacja Hermiony i Molly była nieco napięta. Kiedy Artur został przeklęty, istniała wielka nadzieja, że Hermiona i Bill wspólnie będą w stanie to odwrócić lub złamać. Molly wylewnie doceniała wszystkie wysiłki Hermiony. Jednak w miarę upływu czasu i zmniejszania się nadziei, Molly wycofała się. To nie była wina sama w sobie. To było po prostu bolesne. Hermiona reprezentowała głęboką nadzieję, która ją zawiodła.
Ich stosunki nadal były ciepłe, ale interakcje stawały się coraz bardziej ograniczone.
Hermiona posiadała informacje z drugiej ręki, że Molly miała gwałtowne obiekcje co do jej poparcia dla Czarnej Magii, ale nie była to rozmowa, którą kiedykolwiek by razem przeprowadziły.
Hermiona nie była pewna, czy Molly wybrała kolor na podstawie odcienia skóry, czy też była to forma nagany. Naprawdę nie warto było o tym myśleć. Była tak zmęczona bezcelowymi kłótniami o nic.
Zostawiła Rona i Molly, by się kłócili bez niej i poszła szukać Artura.
Pan Weasley siedział na podłodze w kącie i przeglądał książkę. Hermiona obserwowała go uważnie i rzuciła zaklęcie diagnostyczne na jego mózg. Artur Weasley jako dorosły mężczyzna wciąż był gdzieś zamknięty. Odizolowany. Klątwa, której użył Lucjusz, nie doprowadziła go do szaleństwa ani nie wyczyściła jego pamięci. Magia zawiesiła umysł Artura w określonym momencie jego wczesnego dzieciństwa. Reszta Artura wciąż była w środku, czekając na uwolnienie. Hermiona widziała to na diagnostyce. Jednak nie wiedziała, jak przebić się przez magię, nie powodując ostrego i poważnego uszkodzenia mózgu.
Utracone części mózgu Artura powoli się zatracały. Aktywność jego umysłu stopniowo zmniejszała się, gdy nieużywane połączenia nerwowe zanikały.
Hermiona nic nie mogła na to poradzić.
- Arturze. - Hermiona uklękła obok niego - Mam dla ciebie prezent gwiazdkowy.
Spojrzał na nią wyczekująco znad książki. Za każdym razem, gdy ich spojrzenia się spotkały, czuła ukłucie w piersi i przemożną chęć przeproszenia go za rzeczy, których nie miał szans zrozumieć. Przepraszam. Przepraszam, że nie mogę cię z tego wyciągnąć. Przepraszam, nie mogę tego naprawić.
- Nie miałam zamiaru kupować komukolwiek prezentów w tym roku, ale zauważyłam w sklepie to i wiedziałam, że muszę to dla ciebie kupić. - Hermiona sięgnęła do kieszeni i wyjęła prezent. - Nazywa się to gumową kaczką. Będzie unosić się na wodzie. Możesz bawić się nią w swojej wannie. Albo w zlewie czy umywalce.
Artur wyrwał jej ją z ręki i nagle wstał. Hermiona chwyciła swoją różdżkę. Kilka razy została przez niego przewrócona, kiedy był nadmiernie podekscytowany lub zły.
- Bill! Bill, zrób to. - Jego głos był dorosły, ale wypowiadane słowa i natarczywy ton były całkowicie dziecięce. Machnął kaczką nad głową. - W zlewie!
Bill przybrał na twarzy fałszywy wyraz radości, który zawsze nosił przy ojcu, i pochylił się do przodu.
- Co tam masz?
Artur podniósł dłoń i wepchnął zabawkę w twarz Billa, aż prawie trafiła ona mężczyznę w oko. Hermiona się skrzywiła.
- Kaczka! W zlewie.
- Racja, uważasz, że powinniśmy zobaczyć, jak się unosi? - Bill wstał. Artur odwrócił się na pięcie i ruszył korytarzem w stronę łazienki. - Nie biegaj, Artur!
Hermiona skierowała się w głąb domu i znalazła Freda i George'a w ogrodzie na zewnątrz. George próbował stanąć na rękach na swoich kulach. Kiedy Hermiona otworzyła drzwi, stracił równowagę i wpadł twarzą w zaspę.
- George! - Hermiona ruszyła do przodu i wyciągnęła go, strzepując śnieg i uderzając go lekko w bark. - Jeśli masz zamiar robić takie rzeczy, przynajmniej bądź trzeźwy.
- Przepraszam, mamo - powiedział żartobliwie George, pozwalając jej podciągnąć go do pozycji pionowej i zająć się nim, podczas gdy Fred podnosił kule.
Hermiona przewróciła oczami, a on pocałował ją w usta.
Spojrzała na niego zdumiona.
- Wesołych Świąt, Herms. Ładna dziewczyna zasługuje na świąteczny pocałunek. Fred obiecał swój Angelinie, więc ja zdecydowałem pocałować kobietę, która uratowała mi życie. - Położył dłoń na sercu, wdzięcznie się uśmiechając.
Hermiona potrząsnęła głową.
- Jesteś okropny. A co, jeśli to był mój pierwszy pocałunek?
George przybrał na twarzy wyraz wyszukanej rozpaczy.
- A nie był? Całowałaś innych swoich pacjentów przede mną?
Hermiona poczuła, że czubki jej uszu się nagrzewają i odwróciła wzrok.
- Tak właściwie, to mój pierwszy pocałunek był z Viktorem.
- Zmiażdżyłaś moje serce, oj tak. - George cofnął się gwałtownie o kulach. - To dlatego, że nie jestem wystarczająco gburowaty, prawda? A może lubisz tylko Szukających.
Hermiona potrząsnęła głową i starała się nie myśleć o gburowatości lub Szukających.
- Wracam. Jeśli po tym wszystkim, gdy cię uzdrowiłam, musisz ryzykować swoją szyją, przynajmniej rób to, kiedy nie patrzę.
Wróciła do środka i usiadła na kanapie w rogu, obserwując uroczystość z poczuciem zdumienia.
Charlie, który drażnił się z Ginny i Harry'm, odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się. Hermiona nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio słyszała śmiech Charliego. Albo Rona lub Harry’ego.
Wszyscy byli szczęśliwi. Szczęśliwsi niż widziała ich od lat.
Kiedy to zauważyła, ogarnęło ją przerażenie.
Radość panująca w chacie była czymś więcej niż świąteczną wesołością i alkoholem. Dom pękał, prawie wibrował przepełniony poczuciem nadziei.
Hermiona nie zrozumiałaby tego, gdyby nie rozmowa z Angeliną.
To nie był tylko Ruch Oporu. Członkowie Zakonu również wierzyli, że są na jak najlepszej drodze do wygrania wojny.
Kiedy Hermiona siedziała w kącie chłonąc to, czuła się tak, jakby została uwięziona w zaklęciu marzeń, podczas gdy świat wokół niej płonął.
Zakon nigdy nie zmieniłby taktyki. Nigdy nie zgodziliby się na użycie Czarnej Magii. I to wszystko przez nią.
Gdyby Draco kiedykolwiek zwrócił się przeciwko nim, czy też uzyskał odkupienie do którego dążył i zakończył swoją szpiegowską służbę, Ruch Oporu zacząłby się walić i nie byłoby nikogo, kto mógłby to naprawić.
A jeśli Zakon kiedykolwiek dowie się o Draco, w jakimkolwiek kontekście… prawdopodobnie informacja ta zniszczy całą organizację. Zaufanie wszystkich do Kingsleya i Moody'ego zostanie doszczętnie zrujnowane.
Hermiona poczuła, że może zaraz zwymiotować. Chciała wyjść.
Siedziała w kącie, sztywna jak posąg.
Harry podszedł i opadł na kanapę obok niej. Obserwowali pokój. Ginny była z Arturem. Ron, Fred i George wydawali się być w trakcie opowiadania jakiegoś żartu. Molly krzątała się, przygotowując jedzenie, a Charlie jej pomagał.
- To… wszystko, czego kiedykolwiek chciałem - powiedział Harry po minucie. - To mnie napędza. Codziennie.
Hermiona milczała.
- Czy myślisz o swojej rodzinie? - Harry przyjrzał się jej uważnie. Hermiona krótko skinęła głową. Harry objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. - Któregoś dnia twoi rodzice też będą z nami.
Hermiona patrzyła, jak Molly zatrzymuje się, żeby pocałować Artura w czoło i podziwiać jego kaczkę.
- Oni… Oni nie będą. Nigdy nie wrócą z Australii - powiedziała cicho. Harry spojrzał na nią zmieszany. Jej oczy opadły na kolana. - Rozległe zaklęcie zapomnienia ma tylko pewne okno czasowe na odwrócenie. W przeciwnym razie istnieje wysokie ryzyko ostrego uszkodzenia mózgu. Jeśli miałabym odwrócić rzucony na nich urok pamięci, musiałabym to zrobić przed Bożym Narodzeniem w zeszłym roku. Przed upływem okresu pięciu lat.
Zapadła długa cisza.
- Nigdy mi tego nie powiedziałaś... - ton Harry'ego był zdruzgotany.
Hermiona bawiła się rękawem swetra i nie spojrzała na niego.
- Łatwiej było po prostu skupić się na pracy, niż o tym myśleć. W końcu znałam ryzyko, kiedy zdecydowałam się ich ukryć.
- Przepraszam. - Harry ścisnął jej dłoń. - Tak mi przykro, Hermiono.
- W porządku. Pogodziłam się już z faktem, że ochrona bliskich może oznaczać ich utratę.
- Cóż, nie oznacza to utraty mnie. Zawsze będziesz moją rodziną.
Zanim Hermiona zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, podeszła do nich Molly, trzymając w dłoni aparat i ciągnąc ze sobą Rona.
- Zróbmy zdjęcie waszej trójki. Hermiono, przesuń się trochę, kochanie, żeby Ron mógł usiąść obok ciebie. No już. Ramiona wokół siebie. Harry, spróbuj wygładzić włosy. Och nieważne. Uśmiech…
Hermiona nie mogła całkowicie zmusić się do uśmiechu. Kąciki jej ust wykrzywiły się lekko, gdy ciężkie ramiona Rona i Harry'ego owinęły się wokół jej własnych. Nastąpił oślepiający błysk.
- To będzie cudowne. Nie mieliście wspólnego zdjęcia od lat. - Molly podeszła, żeby zrobić zdjęcie Billa i Fleur.
Ron parsknął, patrząc, jak jego matka ustawia do pozy Fleur, a potem pociągnął za jeden z loków Hermiony, który wysunął się z jej warkoczy.
- Włosy trochę się zbuntowały. Myślę, że mimo wszystko nie jesteś Ślizgonką.
Hermiona uśmiechnęła się słabo.
- To musiał być powód, dla którego Tiara Przydziału umieściła mnie w Gryffindorze. Prawdopodobnie dlatego Harry też nie został tam wysłany.
Oboje z Ronem spojrzeli na splątane włosy Harry'ego. Wyglądał, jakby został porażony prądem i próbował to ukryć żelem. Wydawało się, że połowa z nich została w pewnym momencie zaczesana, ale reszta sterczała w różnych kierunkach.
- Co z nimi zrobiłeś? - powiedziała Hermiona, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Harry zarumienił się.
- Uczesałem je. A potem Ginny i ja… ehm, przytuliliśmy się.
Ron zakrztusił się.
- Przytuliliście się… - prychnął. - To moja młodsza siostra. Samo myślenie o waszej dwójce sprawia, że chciałbym wyłupić sobie oczy.
- Uwierz mi, ja już nieraz bardzo chciałam - mruknęła Hermiona. - Przysięgam, że żadne z nich nie zna podstawowych zaklęć dotyczących prywatności ani blokowania drzwi.
Harry wyglądał na przerażonego.
- Ronald - powiedziała Molly z drugiego końca pokoju. - Chcę zrobić zdjęcie całego rodzeństwa! Podejdź do drzewka. Stań obok Ginny.
Hermiona i Harry patrzyli, jak Ron podchodzi i pozuje do rodzinnego zdjęcia. Hermiona poczuła się tak, jakby miażdżono jej płuca.
Harry zerknął na Hermionę i zauważyła, że wyraz jego twarzy nieznacznie się zmienił, zanim się odezwał.
- Kiedy to się skończy, mam nadzieję, że wszystko wróci do poprzedniego stanu.
Gapił się na nią, a jego oczy były jednocześnie młode i stare. Te oczy wywoływały całe morze wspomnień. Serce Hermiony uwięzło jej w gardle, gdy patrzyła na niego.
Zaczęła otwierać usta, żeby powiedzieć, że tego też sobie życzy. Bo właśnie tak było. Zrobiłaby wszystko, żeby jakoś dotrzeć do końca wojny i żeby wciąż coś z niej zostało.
Ale zanim zdążyła to powiedzieć, Harry złapał ją za rękę i chwycił mocno.
- Jesteś moją rodziną. I ja zawsze będę twoją. Wiem, że ostatnio dużo ze sobą walczyliśmy. Ale wiem też, że wszystko, co chciałaś zrobić, było dlatego, że próbowałaś nas chronić. Po prostu nie mogę znieść myśli, że zobaczę, co zrobi z tobą Czarna Magia. Nie wiem, jak walczyć o zwycięstwo w tej wojnie bez ciebie, Rona i Weasleyów, którzy są zawsze ze mną po drugiej stronie. Żałuję, że nie powiedziałem ci tego wcześniej, ale chcę, żebyśmy teraz to naprawili. Zawsze o mnie dbałaś, lepiej niż ktokolwiek inny. Chcę, żebyś wiedziała, że ja to wiem.
Oczy Hermiony zalały się łzami, a całe jej ciało się zatrzęsło.
Harry, nawet nie wiesz, co byłabym gotowa dla ciebie zrobić.
Otworzyła usta, a potem je zamknęła, przełykając to, co chciała powiedzieć.
- Jeszcze nie wygraliśmy, Harry - powiedziała w końcu ochrypłym głosem.
- Wiem. Wiem, że przed nami jeszcze długa droga, ale nie chcę czekać, aby to powiedzieć. - Harry wziął głęboki oddech. - Nie opiekowałem się tobą i przepraszam za to. Tak bardzo martwiłem się, że wszyscy biorą udział w nalotach, że nigdy nie pomyślałem o tym, jak wyglądało to z twojej perspektywy. Ginny i ja rozmawialiśmy, a ona wspomniała, jak okropnie jest na twoim oddziale szpitalnym… Że wszystko, co widzisz, to najgorsze przypadki z każdej bitwy, i że widzisz to w kółko, i naprawdę przepraszam, nigdy nie zdawałem sobie sprawy… Kiedy Ron i ja walczyliśmy, on zawsze miał swoją rodzinę, a ja zawsze miałem ciebie, ale z tą walką o Czarną Magię, on i ja byliśmy tak skupieni na Ruchu Oporu, że nie myśleliśmy o tobie. Nasza trójka zawsze była razem najsilniejsza. Chcę, żebyśmy znowu tacy byli. Co ty na to?
Hermiona spojrzała na Harry'ego i zawahała się.
Jej przyjaciel. Jej najlepszy przyjaciel. Jej pierwszy przyjaciel. Zrobiłaby dla niego wszystko. Wszystko, żeby go chronić.
Cokolwiek.
Nawet go zawodząc.
Już dokonałaś wyboru. Jeśli spróbujesz to osiągnąć, zranisz go jeszcze bardziej, gdy dowie się, co zrobiłaś. Jeszcze bardziej zranisz samą siebie, jeśli pozwolisz sobie uwierzyć, że to prawda.
Przełknęła i powoli cofnęła rękę. To było jak rozbijanie się w zwolnionym tempie. Mając pełną świadomość i robiąc to mimo wszystko.
- Chyba nie wiem już, jak się z tobą przyjaźnić, Harry - jej głos był niski i stanowczy.
Harry wpatrywał się w nią, a jego oczy były rozszerzone i oszołomione.
- Co masz na myśli?
Hermiona spojrzała na swoje dłonie. Ogarnęło ją zimne, lepkie uczucie.
- My… nie byliśmy przyjaciółmi od lat, Harry - powiedziała rzeczowo. - Kiedy dokładnie ostatnio traktowałeś mnie jak swoją przyjaciółkę? Kiedy w ogóle przyszedłeś na oddział szpitalny, gdy nie miałeś zamiaru odwiedzić kogoś innego?
- Ja-
- Zostałam uzdrowicielką, aby cię chronić, a ty mnie za to porzuciłeś.
- Ja… nie. Hermiono, przyznaję, że mogłem zachować się lepiej, ale to nie tak, że Ron i ja spędzaliśmy ten cały czas wesoło bez ciebie.
- Oczywiście. - Hermiona nie mogła oddychać. Mówiła okrutnym, nieustępliwym tonem, którego nauczyła się od Draco. - Nie miałeś czasu. Oczywiście pierwszeństwo mają członkowie Gwardii, ze względu na spójność jednostki. Gdybyś nie był tak zajęty, jestem pewna, że wszystko byłoby inne. Przez lata byłbyś w stanie wyrazić jakiekolwiek uznanie. Ale ponieważ nie miałeś czasu, nie miałeś też innego wyboru, jak tylko poklepać Rona po ramieniu po tym, jak nazwał mnie suką na oczach całego Zakonu. W końcu jest twoim partnerem do pojedynków - warknęła, a jej ton był ostry.
- Mówiłaś, że powinniśmy użyć Klątwy Zabijającej - odparł Harry gorzkim i niedowierzającym głosem.
Hermiona zaśmiała się słabo.
- Nadal chcę, żebyście to robili.
W całym pokoju zapadła pełna oszołomienia cisza. Harry zaniemówił na pełną minutę.
- Nadal?
Hermiona skinęła krótko.
Harry powoli pokręcił głową, jakby nie mógł w to uwierzyć.
- Jestem realistką, Harry. Chcę, żeby ta wojna się skończyła. Nie chcę, żeby Zakon myślał, że wygrał, a potem za czternaście lat wszystko zacznie się od nowa, tak jak ostatnio - powiedziała twardo, choć jej głos był już zmęczony.
Wiedziała dokładnie, gdzie uciąć.
Bolało ją serce, klatka piersiowa też. Czuła się tak, jakby coś płonęło w jej jamie brzusznej. Gdyby Harry nadal trzymał ją za rękę, z pewnością poczułby, że się trzęsie.
- Czy masz pojęcie, co Czarna Magia robi z człowiekiem? - zapytał Harry tonem przepełnionym wściekłością.
Hermiona zachowała zimny wyraz twarzy.
- Oczywiście, że tak. Jestem uzdrowicielką. To moja specjalność. I mówię ci, że jest to warte swojej ceny. Nie każę ci, żebyś dokonywał Mrocznych Rytuałów czy pił krew jednorożca. Mówię tylko, żebyś zabijał ludzi, którzy próbują cię zabić. Czy naprawdę myślisz, że możesz kogoś takiego jakoś po prostu wsadzić do więzienia? Czy naprawdę myślisz, że pokonasz wroga Expelliarmusem? Czy na tym chcesz postawić swoje życie? Rona? Ginny? Cały Ruch Oporu? Warto go zabić tak, jak i jego zwolenników. Czy w jakiś sposób nie nienawidzisz ich jeszcze na tyle, by sobie z tym poradzić?
- Nie. Ponieważ to nigdy nie będzie tego warte - warknął Harry. - W ten sposób nie wygramy. Nie mogę walczyć w ten sposób. Kiedy walczę, myślę o wszystkich ludziach, których kocham. O tym jak ich chronię i jak bardzo chcę ich znowu zobaczyć. Jaki jest sens tego wszystkiego, skoro wygrywanie oznacza tylko obserwowanie, jak ty i wszyscy inni powoli umierają? Każda bitwa to próba. Niepoddawanie się nienawiści jest wyborem. Nie możesz wybrać zarówno miłości, jak i nienawiści. Nie będę jak Tom Riddle, żeby wygrać. Lekcja z pierwszej wojny jest taka, że Miłość zwycięża wszystko, kiedy ludzie w nią wierzą. Musimy wybierać między łatwym a właściwym. Jeśli popełnimy błąd, nigdy go nie pokonamy.
- Zarzucasz mi, że chcę łatwych wyborów? - Hermiona była prawnie oszołomiona.
- Chcesz używać Czarnej Magii, ponieważ byłaby ona bardziej „skuteczna”. Tak, powiedziałbym, że jest to wybór łatwy zamiast właściwego. - Harry był blady, a jego pięści zacisnęły się, aż kostki stały się białe. - Walka dobra ze złem to próba, test. Ty nie tylko go nie zdałaś, Hermiono, ale próbujesz pociągnąć za sobą cały Ruch Oporu. Przez chwilę myślałem, że to dlatego, że spędziłaś tyle czasu ze Snapem. Ale teraz zdaję sobie sprawę, że to cała ty. Naprawdę w to wierzysz.
Hermiona nie musiała już udawać, że jest wściekła lub zgorzkniała. Prychnęła mu prosto w twarz.
- Oczywiście, że w to wierzę. Pomyśl o Colinie, Harry. Pomyśl, jak Colin umarł na twoich oczach, a potem pomnóż to. Pomnóż, aby uwzględnić straty z każdej bitwy i najazdu w ciągu ostatnich TRZECH LAT. To… - Wskazała ostro wokół siebie. - To było moim życiem od chwili, gdy wróciłam ze szkolenia. W ten sposób umierają twoi przyjaciele.
- Nie musisz mi o tym mówić, Hermiono - głos Harry'ego drżał, gdy pochylił się w jej stronę, błyskając zębami. - Oni byli moimi przyjaciółmi. Trenowałem ich. Walczyłem z nimi. Przynosiłem ich z powrotem. Umarłbym za nich. Zrobiłbym prawie wszystko, żeby ich uratować. Ale jeśli chodzi o Białą i Czarną Magię, ma to znaczenie. Nigdy nie warto poddawać się Czarnej Magii, bez względu na to, co z niej wyniknie. Zakon pozostanie po stronie Światła.
Coś w Hermionie pękło.
- Nie jesteś Światłem, jeśli pozwalasz ludziom poświęcać się, aby zachować czyste ręce i duszę - warknęła.
Harry zbladł.
- Jak śmiesz? - powiedział w końcu głosem, który wibrował od wściekłości. - Jak śmiesz?! Jak. Kurwa. Śmiesz? Nigdy, przenigdy bym nie prosił nikogo o to, by za mnie ginął. Wszystko, czego kiedykolwiek pragnąłem, to żeby ludzie przestali umierać przeze mnie. Nie chcę być Wybrańcem. Nie chcę tej pieprzonej wojny. Wszystko, czego kiedykolwiek pragnąłem, to rodzina. Ludzie w tym pokoju to wszystko, co mam. Moi rodzice nie żyją. Poświęcili się, wierząc w Miłość zamiast nienawiści, a ty mówisz coś takiego? Uważasz, że się mylili? Że gdyby byli po prostu tak sprytni jak ty, nadal bym ich miał? Mój ojciec chrzestny nie żyje. Przynajmniej twoi rodzice gdzieś żyją. Ja nie mam nawet tego skrawka pocieszenia. Umarłbym z uśmiechem na twarzy, by wygrać tę wojnę. Będę walczył tak długo, jak będzie trzeba. Ale nie pozwolę ludziom zatruwać ich dusz. Nie powiem im, żeby tego używali. Nie dam takiego przykładu dla Ruchu Oporu.
Spojrzał na Hermionę, a ona poczuła, jak wypływają z niego fale wściekłości. W straszny sposób przypomniał jej w tym Draco.
- Ron miał rację - dodał po chwili Harry. Wściekłość w jego głosie nagle zniknęła. Brzmiał raczej jakby był zdruzgotany. - Jesteś suką. Naprawdę nie rozumiesz sensu Zakonu.
- Ochrona świata czarodziejów i mugoli przed Tomem Riddlem i jego Śmierciożercami - powiedziała cicho Hermiona. - Taki jest cel Zakonu Feniksa.
Wstała i spojrzała na Harry'ego. Próbowała przez chwilę zapamiętać jego postać, zanim odwróciła wzrok.
- Ale przypuszczam, że masz rację. Jestem suką. Nie sądzę, aby w tym momencie zaprzeczanie temu miało sens - zaśmiała się zdławionym śmiechem. - Wydaje się, że jest to jedyna rzecz, którą wszyscy mi powtarzają. Mam nadzieję, że masz rację co do wojny, Harry. Naprawdę mam nadzieję, że to, co robisz, wystarczy.
Hermiona odwróciła się na pięcie i wyszła z Muszelki.
Przeszła przez ogród i wspięła się na wzgórze za nim. Szła dalej. Jej serce biło tak mocno, że aż bolało. Krew pulsująca w jej uszach była tak głośna, że ledwo słyszała wiatr, chociaż czuła, jak jego chłód przecina jej policzki.
W końcu zatrzymała się i rozejrzała po niekończącej się bieli, która ją otaczała. To były piękne święta. Hermiona nie pamiętała, kiedy ostatnio w Boże Narodzenie spadł śnieg.
Jej ręce i stopy były odrętwiałe z zimna. Chciała tam zostać. Zostać tam i zamarznąć. Nie mogło być gorzej, niż już było.
Nie chciała myśleć o tym, jak okropnie się obecnie czuje. Jak bardzo bolała ją głowa. I serce. Czuła się jakby miała wyrwę w swojej piersi. Jakby ktoś przeciął jej mostek i rozerwał kość za pomocą retraktora, tak, jak robili to mugole podczas operacji serca. Została rozerwana i po prostu… zraniona. Agonia w jej wnętrzu była zimna jak otaczająca ją zima.
Gdyby spojrzała w dół, na śniegu byłaby krew.
- Hermiono! - głos Ginny przeciął wiatr.
Hermiona odwróciła się.
- Hermiono… - Ginny brnęła w jej stronę przez śnieg. - Co się stało? Co ty robisz?
Hermiona patrzyła tępo na Ginny.
- Co ja robię?
- Zrobiłaś to celowo… Mogłam to stwierdzić… Żeby Harry był wściekły i pozwolił ci odejść. Czemu? On i Ron to wszystko, co masz. Mogą o tym zapominać przez połowę czasu, ale ja to wiem. Co robisz? Czego się boisz? Jeszcze zanim Harry podszedł, ty siedziałaś na kanapie, wyglądając, jakbyś uczestniczyła w naszych pogrzebach. Co się dzieje?
Hermiona patrzyła w milczeniu na Ginny. Drżała w ślizgońskiej zieleni.
Ginny wyciągnęła rękę i rzuciła na nią zaklęcie rozgrzewające.
- Ja… - głos Hermiony załamał się, a potem zawodził przez kilka sekund.
- Nie mogę już tego robić, Ginny. Nie mogę udawać, że wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli wygramy jutro rano, nie zamierzam zmieniać zdania, że mogliśmy to zrobić lepiej. Czarna Magia może skrócić wojnę i uratować bojowników Ruchu Oporu. Jeśli Harry spodziewa się, że będę stała obok niego i uśmiechała się, kiedy to się skończy, powinien utracić teraz tę iluzję.
Ginny spojrzała na Hermionę. Na jej rzęsach utworzyły się niewielkie kryształki lodu, błyszczące w chłodnym świetle dnia. Jej włosy zostały rozwiane przez wiatr, odsłaniając bliznę biegnącą wzdłuż twarzy. Przez ostatnie miesiące jej zarys nieco go przygasł, ale zimno sprawiło, że pozostałość rany na jej bladej skórze wydawała się jeszcze bardziej surowa. Zniekształcenie sprawiło, że uroda Ginny była bardziej zaskakująca, a kontrast elementów skutkował tym, że była dość uderzająca. Tragiczny rodzaj hipnotyzowania.
- Ty… nie spodziewasz się, że będziesz z nami - powiedziała powoli Ginny, a jej oczy były szeroko otwarte i trzeźwe. - Po wojnie.
- Oddałam się tej wojnie, Ginny. Kiedy to się skończy… Nic ze mnie nie zostanie.
Ginny potrząsnęła głową i sięgnęła do Hermiony.
- Nie mów tak… Hermiono…
- Ginny, jeśli ktoś zaproponuje mi kolejne puste słowo zachęty, mogę warknąć, ugryźć - odparła Hermion płasko. Wzięła gwałtowny oddech, po czym wypuściła powietrze i patrzyła, jak para wodna znika unoszona morską bryzą. - Nie mogę… Nie mam siły, by udawać za was wszystkich. Jestem zbyt zmęczona.
Ginny otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale Hermiona aportowała się.
Wróciła na Grimmauld Place i ukryła się w bibliotece.
Następnego dnia podczas pracy czuła się pusta. Nie chciała z nikim rozmawiać. Czuła się tak, jakby jej serce pękło. Mogła ukryć mentalne aspekty, ale nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo smutek może fizycznie kogoś zranić.
Moody znalazł ją, pracującą nad eliksirami.
- Granger, Severus chce cię dziś zobaczyć.
Hermiona odwróciła się i spojrzała na Moody'ego z powściągliwym wyrazem twarzy.
- Dlaczego?
- Aby omówić swoje postępy.
Oczy Hermiony zwęziły się.
- Myślałam, że go informujesz.
Wyraz twarzy Moody'ego się nie zmienił.
- Ma pytania, na które chce uzyskać odpowiedzi.
Hermiona poczuła słabe uczucie ucisku w żołądku.
- O której?
- O siódmej.
- W porządku, będę tam. - Zwróciła się ponownie do swojego kociołka. Nie obejrzała się na Moody'ego, który stał, oceniając ją przez kilka sekund, zanim odwrócił się, by wyjść.
Jacy oni są naiwni! Jaki Harry jest naiwny! Owszem, Hermiona odtrąciła go, bo wie, że gdyby wygrali wojnę, bolałoby bardziej gdyby musiała ich zostawić, bo sami odsunęliby się z powodu Draco, że poświęciła się w taki sposób. Nikt by tego nie docenił. Wszyscy patrzyliby na nią z pogardą. Wszystkie wygrane przez Zakon bitwy nie miałyby znaczenia… Ale to… Potter naprawdę wierzy w to, że uda im się wszystko załatwić miłością… Naprawdę uważa, że Śmierciożerce można nawrócić miłością… Idź się utop Potter! Będzie z tego większy pożytek, niż z tego, co obecnie robisz i jaką ciemnotę wciskasz innym. Ta wojna i tak zmieniła już wszystkich. Użycie kilku poważniejszych klątw i tak by nic nie zmieniło w ich wnętrzu. Nie chcą używać Avady? Są jeszcze inne klątwy, które można stosować. Powiedziałabym o Sectumsemprze, no ale ten Harry by jej nie użył na Malfoyu… On niczego by nie zrobił… Potter mówi, że nie prosił o to, by ktokolwiek za niego umarł, ale na to pozwala! Doprowadził do tego sam! Pozwala na to, by jego przyjaciele ginęli, bo on uważa, że tak jest lepiej, niż żeby używali kilku poważniejszych zaklęć, które miałyby lepszy skutek… Nie dziwię się, że Hermiona wybuchła. Jestem zdziwiona, że wytrzymała tak długo pozwalając sobie na wysłuchiwanie takich idiotyzmów…
OdpowiedzUsuńPS. Czekajcie na spojler cierpliwie 😁 Przecież nie mogę Wam go dać od tak 😉
Dokładnie Potter to jest taki naiwny że szok normalnie dziecko. Ludzie giną żeby on mógł sobie spokojnie siedzieć i się z Ginny bawić. A już to jak powiedział że Hermiona to suka to przesadził... już mi wcale nie żal że umarł jak takie podejście, może Ginny mu coś do tej głupiej głowy przetłumaczy.. serio kogoś dziwi że przegrali
UsuńI oczywiście czekamy na spoiler
UsuńJestem tak wkurzona na dzisiejszy rozdział , że brak słów. Sama bym ich Avada potraktowała normalnie.... Cami dawaj spojler bo pogryze 🤣🤣🤣🤣🤣❤️
UsuńI ja poproszę, dla spokoju mojego ducha, a dzisiaj jestem jakaś wyjątkowo podminowana :D ;*
UsuńSpokojnie, spokojnie 😁 Bez gryzienia się obejdzie 😄 Coś tam dla Was przygotujemy z Verą 😉
UsuńKocham!❤️ Powiedzcie mi tylko proszę czy Draco dowie się o tym „pocałunku” 🙈🙈🤣🤣
UsuńJustyna nawet o tym nie pomyślałam. Teraz też chce wiedzieć 😂😂🐍
UsuńWybacz mi 🤣🤣🤣🙈
UsuńSerce pękło mi na pół tak samo, jak Hermionie... Aż mi tchu brakło, kiedy zaczęła z nim rozmowę, a przy końcu prawie płakałam. Może niech sie Harry zamieni z Hermioną na tydzień? Ciekawe czy byłby taki mądry. I czy on naprawdę uważa, że jego rodzice nie zabijali innych Śmierciożerców? To, że ostatecznie wygrała Miłość nie oznacza, że wcześniej głaskali się po głowie... Zresztą "wygrała" to pojęcie względne, bo tak naprawdę została zawieszona aż do teraz. Czy on nie widzi, że ogłuszeni Śmierciożercy używają później powolnych, torturujących, zabijających klątw na reszcie Zakonu? To chyba jest właśnie to, co próbuje powiedzieć Hermiona, a czego Harry nie rozumie. A jeśli nie chce ich zabijać to powinien zadbać o dobre więzienie i po prostu aportować tych ogłuszonych od razu - pytanie czy by mu do tego starczyło rąk :) Biedna, biedna Hermiona :( Jak jej jeszcze Snape dowali to go znajdę i wykastruję na żywca! Malfoya zresztą też... I zirytowała mnie Molly ze swoim podejściem, to nie jest prawdziwa Molly, która zabiła Bellatrix za to, że tamta próbowała uśmiercić jej córkę. Jej postać mi się tu nie podoba, uważam, że to typowa mamusia, która za wszelką cenę broni "młodych" i raczej widziałabym ja w roli sojuszniczki Hermiony... Ale to moja opinia :)
OdpowiedzUsuńDzięki za dodawanie sugestii muzycznych, bo akurat ja spotify nie posiadam :D Także dla mnie idealnie :)
Ściskam!
Mała.
Dokładnie Mała! Czułam się tak samo! Na koniec miałam tak wyprane serce po przeczytaniu tego, ta beznadziejność i świadomość, że walka z wiatrakami dotyczy walki z przyjaciółmi, którzy nie zwracają na nią uwagi i nie wiedzą jak bardzo gotowa była się poświęcić. I dobrze że nie wiedzą bo pewnie by ją zbruzgali za to że nie kroczy jasną ścieżką... Hermiona wie że nie wygra wojny, tak jak Draco... Po której stronie by nie stanęli zawsze będą wyobcowani...
UsuńDlatego też mówiłam, że tej przyjaźni już nic nie jest w stanie uratować do końca. Harry tutaj jest bardzo krótkowzroczny. Jak mówisz Mała, jego rodzice też na pewno nie głaskali nikogo po głowie, ale Harry tutaj wydaje się kompletnie nic nie ogarniać. Tak jak wczoraj podsumowałyśmy z Verą, gdyby Harry chodził do szkoły w Gloriane to lekcje z Dzwonkiem weszły za mocno 🙈
UsuńNo własnie in jest traktowany jak jakieś delikatne dziecko. Głupek przecież tyle ludzi zginęło A on który powinien być na pierwszej lini frontu zabawia się z dziewczyną
UsuńHermiona nie może spać we własnym łóżku żeby wielkiemu Potterowi nie przeszkadzać A on ja nazywa suka. No trzymajcie mnie sama tym co zabiła. W tym opowiadaniu potter chyba jest gorszy od Voldka...
UsuńO Boze, Potter moglby wtedy Dzwonka smialo zastapic 😂
UsuńJoanna, prawda z tym spaniem!
I terzz wiem że z chu... nie mogłabym być w Gryffindorze! Tylko zastanawiam się jakim cudem Hermiona tam trafiła! Realizm to zdecydowanie idealne określenie spojrzenia Hermiony. Nie wygrają ideałami, nikt nigdy nie wygrał wojny nie brudząc sobie rąk. Nie chodzi o to że chce się to zrobić tak jak śmierciożercy, ale o to żeby zrobić to co konieczne, bo więziąc tylu przeciwników nic się nie zmieni...
OdpowiedzUsuńIdioci i kompletni ignoranci. Dziwie się że oan tyle z nimi wytrzymała i tylr dla nich poświęciła, a to co dostaje w zamian to zawiedzione zaufanie Molly i przypomnienie sobie o niej w święta 😢
Gryfoni tą swoją dume mogą pogrzebać w piachu razem z ciałami ich przyjaciół! Harry ma tak ograniczony umysł... Może to też jakaś klątwa xD
OdpowiedzUsuńRelacja z Draco staje się zdrowsza niż dawna "przyjaźń", którą próbują odnowić. Eh... Co tu dużo mówić, bo naprawdę łapki opadają 😩😩
Łzy smutku, złości i bezsilności lecą podczas czytania każdego rozdziału.
Tamten rozdział cały dzień czytałam 😅 jak zaczęłam o 8 to skończyłam o 22. Czekam niecierpliwie na ciąg dlaszy!
Pozdrowionka
Zgadzam się! Ograniczenie, które aż kipi i ciągnie za sobą lawinę nieszczęść...
UsuńTeraz gdy już nic nie ma z ich przyjaźni Harry chce ją ratować! Czasem nie ma już czego, ignorowanie przyjaciół i jednostronna walka nic nie da. Kiedyś się odpuszcza i poddaje szukając rozwiązań.
Najgorsze, ze nie maja zadnej rozsadnej alternatywy, nie daza nawet do kompromisu, tylko wierza w te swoje Expeliarmusy 🙄
UsuńAnn tu chodzi chyba o to że ona jeszcze im pomaga i z nimi jest. Ja bym dawno kopneła w dupe. Z jej inteligencją to by sobie poradziła i żyła sobie
OdpowiedzUsuńJoanna No właśnie ! Popieram! Jeszcze jakby naprawdę dogadała się z Draco to mogli by razem się nawet ukryć albo co lepiej pozamiatać wszystkich sami. Aż nad to czuć ze biją ich na głowę....
OdpowiedzUsuńGdyby to nie były wspomnienia to moglibyśmy mieć nadzieję że może uciekną..
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ale mam nadzieje ze jak skończą się etap wspomnień to wtedy coś wymyśla razem.
OdpowiedzUsuń❗❗❗❗SPOJLER❗❗❗
OdpowiedzUsuńPrzyglądał się jej przez chwilę, a wyraz jego twarzy się wahał. Było w nim coś niezrozumiałego, gdy na niego patrzyła.
Odetchnął krótko i zaśmiał się cicho.
- Więc to pożegnanie, Granger?
Jej uścisk wzmocnił się.
- Nie!
Wstrzymała oddech. Patrzyła na niego i drugą ręką złapała jego szatę, próbując oddychać. Opuściła głowę i oparła ją o jego pierś. Pachniał dębowym mchem i cedrem.
Zatrzęsła się.
- Po prostu chciałam cię zobaczyć.
Poczuła, jak jego prawa ręka spoczywa na jej ramieniu, a jego ciepło powoli zaczęło wsiąkać w jej kości, gdy jego kciuk przebiegał lekko po obojczyku. Wciąż ściskała jego drugi nadgarstek.
- Nie… Nie umieraj, Draco.
WOOOOOW!!!
UsuńTaki krótki fragment a aż mam gęsią skórkę!!!
Oh maaan! Jaki spojler! Wy to wiecie, jak podkrecic czytelnika 😁❤
UsuńDokładnie o to mi chodziło :)
OdpowiedzUsuńJuż dawno jej powinno nie być z nimi :)
🖤🖤🖤
OdpowiedzUsuńOj tam od razu znęcać 🙈
OdpowiedzUsuń⭐🖤
OdpowiedzUsuńZnęcać tak tylko ociupinkę. 😉 Na szczęście kolejny rozdział od 4 do 6 godzin. :D
OdpowiedzUsuń