Sierpień 2002
Znajdź „nasadę” każdego człowieka, jego słaby punkt. Sztuka poruszania woli ludzi wymaga więcej umiejętności niż determinacji. Musisz wiedzieć, jak dostać się do wnętrza drugiej osoby... Najpierw oceń czyjś charakter, a następnie dotknij jego słabego punktu.
Przez ponowną analizę postaci Draco, Hermiona nie spała przez pół nocy. Zapisała cały poprzedni notatnik, po czym zaczęła nowy.
Czuła się tak, jakby jej głowa była pełna nowych teorii na jego temat. Nie była pewna, czy którakolwiek z nich miała oparcie w rzeczywistości, czy były one po prostu spowodowane brakiem snu, ale czuła się tak, jakby w końcu na coś trafiła. Jakby włamywała się do mugolskiego skarbca i w końcu usłyszała, że pierwszy zatrzask w zamku zaskoczył. Ciepłe uczucie uniesienia sprawiło, że uśmiechnęła się do siebie, gdy tego dnia warzyła eliksiry.
Jej serce wydawało się być prawie lekkie.
To mogłoby zadziałać. Mogła wygrać. Mogła zmusić go do posłuszeństwa. Przypieczętować jego lojalność.
Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo stwierdzenie, że był po prostu potworem z kodeksem moralnym, przekonało ją, że nigdy nie odniesie sukcesu. Miała poczucie pewności, że w końcu odwróci się od nich i zabije ją razem ze wszystkimi, jakby miało być to przypieczętowaniem całej sprawy. Pomimo jej ogromnego uzależnienia od oklumencji, przekonanie przeniknęło do tego, jak myślała i traktowała go jako całość.
Pomimo gry, w którą grali. Pocałował ją i nauczył oklumencji. Powiedział jej, że może odmówić, a ona go uleczyła i postępowała zgodnie z jego instrukcjami dotyczącymi pojedynków i ćwiczeń. Poza nauką i częściowymi subtelnościami zawsze wydawało się, że są dwiema żmijami czekającymi, aż druga w końcu zaatakuje.
Teraz się zastanawiała.
Nie był potworem. Nie do końca. Próbował coś naprawić. Próbował dokonać pewnego zadośćuczynienia. Nie za zabicie Dumbledore'a czy kogokolwiek innego, ale za coś.
Wiedział, że był upadłym. Gdzieś po drodze wydarzyło się coś, za co był gotów cierpieć, a nawet umrzeć. Coś, co próbował naprawić. Nie był szpiegiem z powodu ambicji. Nie grał przeciwko Zakonowi i Śmierciożercom, aby dostać się na szczyt. Próbował coś naprawić.
Nie za wojnę. Nie za zabijanie. Ale było coś, za co próbował zadośćuczynić.
Jej początkowa ocena była słuszna. Draco Malfoy nie był w całości z lodu. Pod warstwą śmierci, wściekłości i ciemności było w nim coś więcej. Mogłaby to wykorzystać.
Hermiona wątpiła, czy powiedziałby jej, co nim kieruje. Był wyraźnie zdecydowany nie ujawniać tego faktu. Próbował grać w zwodniczą grę, dopóki nie zakręciłoby się jej w głowie. Ale mogła być cierpliwa. Teraz, kiedy zorientowała się, że szpiegowanie to jego pokuta za… za coś. Jeśli teraz nie zdecydowałaby go naprawdę nienawidzić, jeśli nadal byłaby dla niego miła, pocieszająca, interesująca i mądra… Mogła znaleźć drogę do jego wnętrza.
Mogła wygrać.
Gdy nadszedł wieczór, a ona była gotowa zająć się jego plecami, zatrzymała się na chwilę i uspokoiła.
Musiałaby zacząć od nowa.
Było między nimi coś, co… co sprawiało, że trudno jej było pozwolić sobie na zbyt ostrożne przemyślenia. Napięcie między nimi, które prawdopodobnie zniszczyłaby swoim wybuchem.
Musiałaby zacząć ostrożnie to kultywować.
Musiała być subtelna.
Subtelna jak trucizna.
Hermiona zamknęła oczy i przejrzała wspomnienia. Odsiała swoje najsilniejsze emocje, ostrożnie odkładając je na bok.
Stłumiła swoje uniesienie i żywe poczucie wewnętrznej pewności. Usiłowała zdusić je w sobie, aż poczuła się całkowicie trzeźwa. Skoncentrowana.
Aportowała się do chaty na minutę przed ósmą.
Kiedy pojawił się Malfoy, wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym spuściła wzrok, przygryzając wargę i niezgrabnie bawiąc się palcami.
- Przepraszam… - wymamrotała. - Miałeś rację. Byłam nieostrożna ostatniej nocy. To się więcej nie powtórzy.
Spojrzała przez rzęsy, żeby zobaczyć, czy jej przeprosiny przekonały Malfoya.
- Dobrze - powiedział, patrząc na drugą stronę pokoju. - Nie jestem twoim opiekunem. Nie jestem zainteresowany obserwowaniem cię, aby utrzymać cię przy życiu.
- To się więcej nie powtórzy - powtórzyła.
Przyglądał się jej przez chwilę, a potem odwrócił wzrok, przywołując krzesło z drugiego końca pokoju i siadając na nim okrakiem, jednocześnie zaczynając rozpinać koszulę. Hermiona ściągnęła materiał z jego ramion i przyjrzała się runom.
Lekko położyła palce na jego ramieniu, gdy pochyliła się do przodu, żeby móc lepiej im się przyjrzeć. Malfoy nie wzdrygnął się, kiedy go dotknęła, jednak lekko się spiął.
- Czy znalazłbyś niebawem czas, żebym mogła zamknąć nacięcia? - spytała niskim głosem, używając palców i różdżki, aby łagodnie usunąć maść, badając surowe krawędzie ran.
Wciąż wyglądały one na nieznośnie bolesne. Nie była pewna, jak Malfoy w ogóle funkcjonował, a tym bardziej aportował się, czy pojedynkował. Za każdym razem, gdy widziała stan jego run, wzdrygała się.
Nic nie powiedział.
Położyła dłoń na jego kręgosłupie.
- Teraz zamierzam użyć zaklęcia oczyszczającego.
Poczuła, jak Malfoy napina się pod jej dotykiem, po czym zobaczyła, jak pobielały jego kłykcie. Policzyła do trzech i rzuciła czar.
Całe jego ciało lekko się zatrzęsło.
- Przepraszam - powiedziała. - Gdyby istniał sposób, bym mogła uleczyć to szybciej lub przynajmniej złagodzić ból, zrobiłabym to.
- Jestem tego świadomy - powiedział spiętym głosem.
Nałożyła maść tak delikatnie, jak tylko potrafiła.
- Czy poniedziałek ci pasuje? - zapytała, przeciągając czubkami palców po jego nagich ramionach, próbując zmusić go do rozluźnienia bolesnego napięcia, które promieniowało przez jego ciało. - Mogę pominąć kolację, jeśli chcesz, żebym przyszła wcześniej.
- Poniedziałek - powiedział po chwili. - Ósma będzie w porządku.
- Dobrze.
Odświeżyła zaklęcia ochronne, a potem ponownie przyjrzała się runom, dotykając ich palcami. Ledwo czuła w nich magię. Zatopiła się w nim. Stała się jego częścią.
Ledwo czuła wokół siebie jakąkolwiek Czarną Magię. Już nie. Nie od tygodni.
- Czy... czujesz te runy? - zapytała. - Czy możesz stwierdzić, czy mają na ciebie jakiś wpływ?
Wydawał się to rozważać.
- Tak - powiedział po chwili, prostując się. - Nie przeciwstawiają się mojemu zachowaniu, ale czuję, jakby zostały zapisane we mnie nowe elementy. Łatwiej jest mi być bezwzględnym. Nieco trudniej odwieść się od impulsów. Nie żeby wcześniej dużo mnie rozpraszało, ale teraz wszystko inne wydaje się jeszcze mniej ważne.
Hermiona ponownie przeczytała przysięgę.
- Czy kiedy je wycinał, wiedziałeś które runy wybierał? - zapytała.
- Ja je wybrałem - powiedział, podciągając koszulę i zapinając ją.
Hermiona spojrzała na niego oszołomiona.
- To była moja pokuta. Musiałem się płaszczyć. Wybierając je, byłem w stanie upewnić się, że nie włoży tam niczego problematycznego. Dlatego jest ich tak wiele, bo nie chciałem zostawiać miejsca na dodatkowe obietnice. Musiał być przekonany o moich wyrzutach sumienia - powiedział, wstając. Jego oczy przypominały Hermionie burzę.
- Chociaż... - dodał, a jego usta wykrzywiły się lekko, a wściekłość w jego oczach stała się oczywista. - Nie wspomniał, że zagojenie zajmie im tyle czasu, nawet po fakcie. Z perspektywy czasu powinienem był się spodziewać tej dodatkowej kary.
- Kiedy je zamknę, zajmie to trochę czasu, zanim tkanka blizny przestanie ograniczać ruchy. Będziesz musiał być przytomny, żeby móc mi powiedzieć. Może zechcesz przynieść sobie coś mocniejszego do picia.
Oczy Malfoya zwęziły się, gdy patrzył na Hermionę przez kilka sekund.
- Nie będę pił przy tobie, Granger.
Wzruszyła ramionami.
- To tylko sugestia. Przyniosę coś, jeśli zmienisz zdanie. Ale przypuszczam, że alkohol, na który mnie stać, jest o wiele tańszy, niż byś to docenił.
Prychnął.
- Będę o tym pamiętał.
Zniknął bez słowa.
Następnej nocy był w drażliwym nastroju i Hermiona powstrzymała się od jakiejkolwiek rozmowy, gdy go leczyła. Jednak zauważyła, że zaczął się lekko rozluźniać pod jej dotykiem. Wątpiła, żeby był tego świadomy.
Hermiona z czasem zdała sobie sprawę, że zaczęła czuć się przy nim dobrze. Gdy otoczka Czarnej Magii już wokół niego nie wisiała, jej instynktowny strach zniknął. Nie wahała się go dotykać, nie czuła dreszczu strachu w kręgosłupie. Nie była już spięta, przygotowując się na potencjalny atak.
Stał się czymś znajomym.
W sobotę czar łagodzący ostatecznie przylgnął do nacięć, a Draco zadrżał znacznie słabiej, kiedy rzuciła zaklęcie oczyszczające.
- Jad w końcu zniknął - powiedziała mu z ulgą. Przywołała swoją torbę i przekopała ją w poszukiwaniu eliksiru przeciwbólowego, który opracowała. Wyciągnęła kilka ściereczek i po nałożeniu na dłoń zaklęcia bariery, by ta nie odrętwiała, dolewała środek przeciwbólowy, aż tkanina nim nasiąkła.
- Przez chwilę poczujesz zimno i lekkie pieczenie, ale potem znieczuli to nacięcia - powiedziała. - Zacznę od górnej części twojego lewego ramienia.
Oparła palce na sekundę tuż nad pierwszą runą, po czym delikatnie ułożyła szmatkę na jego ramieniu i lekko przycisnęła ją do nacięć pod spodem. Zadrżał.
Ustawiła czasomierz nad lewym ramieniem i odwróciła się, by zająć się prawym.
- Nie powinny teraz boleć, ale nacięcia nadal są otwarte, szczególnie na plecach - powiedziała. - Nie rób nic głupiego, na przykład nie angażuj się w bójki z wilkołakami tylko dlatego, że nie odczuwasz już męczącego bólu.
- Czy zwolnisz mnie z mojej walki z wilkołakiem we wtorek? - zapytał szyderczo.
Hermiona przewróciła oczami.
- Radziłbym dać bliznom przynajmniej trzy dni na regenerację przed walką z jakimikolwiek wilkołakami.
Zaśmiał się słabo.
Po tym rozmowa utknęła w martwym punkcie, ale wieczór zakończył się zaskakująco serdeczną nutą.
Hermiona była w nieco radosnym nastroju, gdy aportowała się z powrotem na Grimmauld Place. Kiedy wylądowała na schodach, jej bransoletka nagle rozgrzała się do czerwoności.
Otworzyła drzwi i znalazła za nimi chaos. Na podłodze ujrzała rozmazaną krew.
- Hermiono - krzyknął Neville. - To Ginny!
Hermiona wspięła się po schodach tak szybko, jak tylko mogła, unikając plam krwi pokrywających podłogę.
Harry, Ron i wszyscy inni Weasleyowie już tam byli. Pomfrey i Padma unosiły się nad łóżkiem, na którym leżała Ginny.
- Co się stało? - zażądała, upuszczając torbę i podbiegając do łóżka. Ginny była nieprzytomna, a wzdłuż jej twarzy ciągnęła się duża, szarpana rana. Sączyła się z niej krew.
- Klątwa martwicy trafiła ją w policzek - powiedziała Pomfrey między zaklęciami. - Wycięli ją tak szybko, jak mogli, ale nigdy nikomu nie udało się odzyskać przytomności po trafieniu w głowę.
- Padma! Mikstura uzupełniająca krew! - warknęła, rzucając własne zaklęcia. Uszkodzenia mózgu nie były jedną ze specjalności Hermiony. Zwykle, kiedy klątwa zdołała dotrzeć do mózgu, uszkodzenie było nie do wyleczenia.
Rzuciła najbardziej złożone zaklęcia skanowania mózgu, jakie znała, i przestudiowała je.
- Klątwa nie dotarła do jej mózgu - sapnęła z ulgą. Potem rzuciła kolejne zaklęcie diagnostyczne na głowę Ginny. Poszarpane, pospieszne cięcia utrudniały odczytanie jakichkolwiek innych szczegółów. Nie widziała żadnych oczywistych oznak pozostającej martwicy, ale nie ufała, że los będzie miły. Bez pytania wyrwała różdżkę z ręki Pomfrey, wymamrotała zaklęcie i zaczęła używać końcówki drugiej różdżki zagłębionej w warstwy diagnostyczne, szukając wszelkich pozostałych śladów martwicy ukrytych pod wszystkimi uszkodzeniami tkanki.
Tam…
- W jej kościach jarzmowych i czołowych jest martwica. Muszę je natychmiast usunąć - powiedziała Hermiona. - Wynoście się stąd, wszyscy!
Zabrzmiały protesty, które zignorowała, rzucając więcej zaklęć zatrzymujących utratę krwi, próbując zobaczyć, gdzie dokładnie klątwa wżerała się w kości Ginny.
- Podaj jej jedną kroplę Wywaru Żywej Śmierci - rozkazała Padmie, która właśnie wlała eliksir uzupełniający krew do gardła Ginny. - Spowolni to powrót do zdrowia, ale nie możemy ryzykować, że się ruszy.
Hermiona zacisnęła zęby i modliła się, przywołując eliksiry z szafki i zaczynając rzucać serię zawiłych zaklęć i zabezpieczeń na głowę Ginny. Wielu z nich nigdy wcześniej nie używała lub testowała je tylko raz.
Próba usunięcia jakichkolwiek części czaszki była horrendalnie ryzykowna w każdej sytuacji, ale o wiele gorsza, gdy próbowano to zrobić na szybko. Musiała odsłonić zatoki, Ginny straci cały oczodół, a część płata czołowego mózgu pozostanie odsłonięta do momentu, aż kości odrosną.
Wpatrując się w czarne plamy na odsłoniętej czaszce Ginny, które szybko rosły przed jej oczami, Hermiona rzuciła zaklęcie usuwające włosy, a następnie bardzo ostrożnie rozprowadziła grubą, fioletową miksturę wokół krawędzi rany, a potem na ponad połowę głowy i twarzy Ginny. Kiedy eliksir został ostrożnie i równo rozłożony, Hermiona rzuciła zaklęcie. Eliksir stwardniał i stał się podobny w swojej strukturze do muszli. Egzoszkielet.
Hermiona wzięła uspokajający oddech i usunęła każdą uszkodzoną część czaszki Ginny.
Eliksir egzoszkieletu utrzymywał obszary, które nie miały już wspierającej je struktury kostnej. Hermiona przekształciła swoją diagnostykę, sprawdzając wszystko wielokrotnie i dokładnie. Martwica zniknęła. Kości zostały usunięte, zanim klątwa zdołała dotrzeć do mózgu Ginny.
Hermiona opadła na kolana i poczuła pokusę, by zaszlochać z ulgi. Było tak blisko. Tak bardzo blisko. Bliżej niż kiedykolwiek wcześniej.
Uspokoiła ręce i podała Ginny Szkiele-Wzro. Dodała kilka osłon monitorujących i parę innych czarów ochronnych wokół odsłoniętego mózgu Ginny. Potem ustawiła minutnik.
Przy użyciu Wywaru Żywej Śmierci proces odrastania wszystkich kości zajmie około dziesięciu godzin. Nie mogła rozpocząć naprawy rany, dopóki kości całkowicie nie odrosną, bo naprawiona tkanka nie będzie miała się na czym uformować. Ginny będzie nosić na twarzy okrutnie wyglądającą bliznę, aż do końca swojego życia, ale będzie żyć. Ktokolwiek usunął martwicę, zrobił to wystarczająco szybko, by ją uratować.
Hermiona ujęła dłoń Ginny w swoją i delikatnie ją pogłaskała. Była cała we krwi. Rzuciła zaklęcie czyszczące na ciało Ginny i kilkoma ruchami różdżki zmieniła jej ubiór w szpitalną szatę. Następnie rzuciła zaklęcie diagnostyczne na resztę ciała przyjaciółki, aby upewnić się, że nie została zraniona nigdzie indziej.
Na łydce miała zadrapanie, a na ramieniu siniaki. Hermiona uleczyła je w kilka minut.
Wstała i podniosła obie różdżki leżące obok niej.
- Przepraszam - powiedziała, oddając Poppy różdżkę. Chwytanie czyjejś różdżki bez pozwolenia było rażąco obraźliwe.
Poppy schowała różdżkę z rozdrażnioną miną.
- Wykonałam już cztery inne testy diagnostyczne, zanim przyszłaś, i żaden z nich nie wykazał pozostałej martwicy w kościach. Nigdy wcześniej nie widziałam diagnostyki rozciętej kompozycyjnie. Cieszę się, że nie marnowałaś czasu na pytanie o pozwolenie.
- Czytałam o tym w książce o teorii uzdrawiania. Diagnostyka mózgu jest trudna. Jest tak dużo aktywności, że magia się wzmaga. Nawet specjalistom trudno je szybko odczytać. To było po prostu czyste szczęście, że wszystko zadziałało.
Hermiona westchnęła i chciała usiąść. Teraz, gdy kryzys minął, mogła poczuć, jak wali jej serce, a ręce drżą. Poczuła zawroty głowy i była bliska przewrócenia się do tyłu.
- Powinnam dać znać innym, że wszystko z nią w porządku - powiedziała drżącym głosem.
Harry, Ron i prawie wszyscy na Grimmauld Place czekali przed drzwiami oddziału szpitalnego.
- Wszystko w porządku - powiedziała Hermiona, otwierając drzwi. - Wszystko będzie w porządku.
Harry zaszlochał i opadł z powrotem na ścianę.
- Och, dzięki Merlinowi - mruknął Charlie.
Ron przetarł oczy, a Hermiona zobaczyła krew na jego dłoniach i ubraniu. Podeszła do niego i wykonała subtelną diagnostykę. Nie był ranny. Całe krew należała do Ginny.
- Czy to ty usunąłeś martwicę? - zapytała Rona.
Skinął głową, a jego bladoniebieskie oczy w sekundę wypełniły się łzami. Całe jego ciało trzęsło się i drżało, jakby był w ciężkim szoku.
- Uratowałeś ją, Ron - powiedziała, przyciągając go do uścisku. - Kupiłeś jej wystarczająco dużo czasu, żeby zdążyć wrócić. Gdybyś tego nie zrobił, mogło być za późno albo mogłaby stracić oko. Zostanie jej blizna, ale wszystko będzie dobrze.
- O Merlinie - Ron zachwiał się lekko w ramionach Hermiony. - Pojawił się Lucjusz. Aportowaliśmy się, ale kiedy wylądowaliśmy, zdaliśmy sobie sprawę, że Ginny została trafiona. Kiedy to zobaczyłem…
Przesunął dłonią po oczach, a krew rozmazała się na jego bladej skórze. Jego ręce trzęsły się w niekontrolowany sposób.
- Jedyne, o czym myślałem, to powrót taty. I George. A teraz Gin… i ja… Ona spojrzała na mnie i wiedziałem, że muszę spróbować. To było… to było gorsze niż cokolwiek…
Ron zaszlochał i schował głowę w ramieniu Hermiony. Objęła go mocno.
- Po prostu próbowałem sobie wmówić, że chodziło o uratowanie j-jej - wymamrotał w jej ramię. - Mama… Obiecałem mamie, że będę ją chronić… P-powiedziałem jej, że nigdy nie pozwolę, by cokolwiek stało się Ginny.
- Uratowałeś ją - powiedziała Hermiona prosto do jego ucha. - Zrobiłeś dokładnie to, co musiałeś.
- Zamierzam zabić Malfoyów - mruknął do jej ucha. - Lucjusza i Malfoya, zamierzam zabić ich obu. Nie obchodzi mnie, czy będę musiał zaczekać do końca wojny, żeby to zrobić. Ta rodzina zasługuje na śmierć.
Hermiona nie pozwoliła, by kręgi, które kreśliła dłońmi na ramionach Rona, osłabły. Po prostu przytuliła go mocniej.
Przysięga zabicia Malfoyów była coraz częściej powtarzającym się schematem wśród Weasleyów. Był to pierwszy wyjątek od ich zdecydowanego sprzeciwu wobec zabijania. Zaczęło się po śmierci Dumbledore'a, ale stało się częstsze, gdy Bill wrócił z misji, ciągnąc ze sobą zawodzącego ojca. Lucjusz Malfoy postanowił pokazać im swoją twarz natychmiast po tym, jak przeklął Artura jakimś nieznanym zaklęciem, które sprawiło, że Artur zyskał zdolności umysłowe małego dziecka.
Hermiona przejrzała wszystkie podręczniki uzdrowicielskie i niejasną księgę klątw, które zdołała dostać w swoje ręce, ale nigdy nie udało jej się dowiedzieć, czym była klątwa ani czy istniał jakikolwiek sposób, by móc ją odwrócić lub zmniejszyć jej skutki.
W pewnym sensie Hermiona myślała czasami z niejasnym poczuciem winy, że byłoby lepiej, gdyby Artur umarł, co prawdopodobnie było pierwotną intencją Lucjusza. Artur Weasley zniknął, tyle że nie do końca. Jego przyjacielska, ciekawa i czuła jaźń pozostała uwięziona w ciele mężczyzny w średnim wieku o dziecięcym umyśle. Musiał być stale pilnowany. Miał coś przeciwko tylko kilku osobom i był podatny na eksplozje przypadkowej magii oraz drobne ataki, gdy był zdenerwowany. Jego skuteczna utrata była zdumiewającą, podwójną porażką dla Zakonu. Molly musiała poświęcić się całkowicie opiece nad mężem, która wymagała pełnego wymiaru godzin. Zabrała go do jednej z kryjówek hospicyjnych. Kiedy George był w stanie opuścić oddział szpitalny na Grimmauld Place, dołączył do swojej matki, pomagając jej opiekować się ojcem.
- Jesteś dobrym bratem - szepnęła do Rona.
Kiedy w końcu drżenie jego ciała ustąpiło, odsunęła się lekko, aby zadać pytanie, które przyszło jej do głowy.
- Ron, czy możesz mi powiedzieć, czego użyłeś do usunięcia martwicy? Czy było to zaklęcie czy nóż?
- Nóż. Jeden z tych ze skarbca Harry'ego - powiedział.
- Czy mogę go zobaczyć? - zapytała pewnie.
- Jasne - powiedział Ron, nieco zdezorientowany. Rozejrzał się dookoła, wciąż lekko oszołomiony. - Myślę, że jest na dole. Neville ma nasze rzeczy.
Hermiona cofnęła się i wetknęła głowę za drzwi oddziału szpitalnego.
- Poppy, czy możesz sprawdzić Harry'ego i Rona pod kątem urazów? I podasz im eliksir uspokajający? Podwójną dawkę dla Rona. Muszę coś sprawdzić.
Hermiona zeszła na dół. Neville i Hanna Abbott czyścili podłogę za pomocą magii, aby wywabić z niej plamy krwi Ginny.
- Nev, czy możesz mi pokazać plecak Rona?
Skinął głową w stronę rogu.
- To ten, który jest cały we krwi. Jeszcze go nie wyczyściłem.
Hermiona podeszła i zaczęła uważnie przeglądać jego wnętrze. Cała zawartość została przypadkowo wrzucona do środka. Na wszystkim była krew. Zauważyła wysuniętą z zewnętrznej kieszeni rękojeść noża.
Wyciągnęła go ostrożnie. Tak jak podejrzewała, został on stworzony przez gobliny.
Zaniosła go do kuchni i zmyła z ostrza krew. Następnie wyjęła mały kawałek surowego kurczaka z pojemnika i lekko przejechała całym ostrzem noża po mięsie. Magicznie zaostrzona krawędź przecięła mięso bez wysiłku. Hermiona ostrożnie odłożyła nóż i spojrzała na kurczaka.
Minęła minuta. Potem dwie. Hermiona zastanawiała się, czy mogła się pomylić. Jednak po chwili na kurczaku pojawił się mały punkcik czerni. Hermiona patrzyła i obserwowała, jak powoli rósł i zwiększał się w ciągu następnych kilku minut.
Hermiona rzuciła zaklęcie unieruchamiające, ale nie miało to wpływu na zgniliznę rozprzestrzeniającą się równomiernie na powierzchni mięsa.
Rzuciła na ostrze noże zaklęcie barierowe i kilka osłon ochronnych. Następnie owinęła go w kilka ręczników i nałożyła na całość zaklęcie odpychające. Potem umieściła go w szufladzie, którą zamknęła i zastrzegła kilkoma zaklęciami żądlącymi i alarmem.
Odwróciła się i wróciła na oddział szpitalny.
Harry siedział obok Ginny, trzymając ją za rękę. Jego oczy były ogromne i zdruzgotane, a twarz nienaturalnie blada. Nerwowo przygryzał wargę. Kiedy Hermiona lekko położyła dłoń na jego ramieniu, drgnął i spojrzał na nią ostro.
Uśmiechnął się blado. Szpitalny uśmiech. Grymas. Słabe, blade zaciśnięcie ust, które ranni przybierali z zamiarem wyglądania zachęcająco lub mężnie, ale mimo to zawsze wyglądali na złamanych.
Kiedy Ginny się wybudzi, wszyscy ujrzą ten sam wyraz twarzy, jednocześnie próbujący zapewnić, że wszystko z nią w porządku, że blizna wcale jej nie przeszkadza.
Hermiona uśmiechnęła się smutno do Harry'ego i wyczarowała krzesło, aby do niego dołączyć
- Nie powinna była z nami iść - powiedział Harry po minucie.
- Zakon zdecydował, jaki będzie najlepszy skład jednostki poszukiwawczej. Nie była tam z powodu was dwojga - powiedziała Hermiona. - Uraza Lucjusza nie ma nic wspólnego z tym, czy ty i Ginny jesteście razem.
- Będę musiał im powiedzieć, żeby już więcej nie dobierali nas razem - powiedział Harry, unosząc wzrok znad dłoni Ginny i wpatrując się pustymi oczami w dal.
Wyraz jego twarzy był oszołomiony, a jego jasne, szmaragdowe oczy zdawały się nie widzieć reszty oddziału szpitalnego. Hermiona wiedziała co robił. Wracał myślami do misji, przeżywając ją w kółko, aby skarcić się na to, co poszło nie tak.
- To wszystko moja wina - powiedział. Jego głos był cichy, lekko drżący. - Powinienem był narzucić osłony wcześniej. Misja była taka łatwa. Bezcelowa. To było jak wycieczka z nią i Ronem. Jakbyśmy biwakowali dla zabawy. Nie dopilnowałem osłon. Straciłem czujność.
Hermiona nic nie powiedziała. To była spowiedź. Był tak oszołomiony i zasmucony, że musiał coś powiedzieć. Musiał to wszystko wyrazić słowami. Nie mógł powiedzieć Ronowi. Czuł się zbyt winny, by skierować to też do Ginny leżącej obok niego.
Hermiona wysłuchiwała wielu wyznań od osób czuwających przy łóżkach na oddziale szpitalnym. Czasami czuła się jak ksiądz.
- Kiedy uciekliśmy… Kiedy zobaczyłem to na jej twarzy… Zamarłem - powiedział po kilku chwilach ciszy. - Kiedy zobaczyłem, że została trafiona. Ja nie… Zaczęła płakać. Ron ją ogłuszył. A ja po prostu tam stałem. Po prostu stałem, kiedy on rozcinał jej twarz. Ledwo wyrwałem się z tego stanu na tyle, by móc aportować nas z powrotem. Ron musiał zrobić prawie wszystko. Zupełnie jak przy Colinie. Po prostu tam stałem.
- Nikt nie mógł uratować Colina - powiedziała cicho Hermiona.
- Mogłem pomóc uratować Ginny! - warknął Harry, nagle wściekły. - A jeśli by umarła? A ja tylko tam stałem? Kobieta, którą kocham… Siostra mojego najlepszego przyjaciela. Po prostu stałem i patrzyłem, jak jej twarz gnije…
Puścił dłoń Ginny i ściągnął okulary, przecierając oczy.
- A jeśli by umarła? Albo stała się taka jak Artur? Bo byłem nieostrożny i nie założyłem osłon? - głos Harry'ego drżał, a jego dłonie były zaciśnięte w pięści. Hermiona czuła, jak drżenie magii wokół niego, gdy poczucie winy i emocje z każdą chwilą coraz bardziej rosły.
Hermiona przywołała porcję eliksiru uspokajającego i transmutowała kawałek bawełnianego opatrunku w kubek, który nim napełniła. Trzymała go i czekała na chwilę, w której poda go Harry'emu. Gdyby podała mu go zbyt wcześnie, chłopak rzuciłby nim w ścianę.
- Nikt nie reaguje bezbłędnie za każdym razem - powiedziała.
- To nie może się powtórzyć - powiedział stanowczo Harry. - Nie zamierzam ryzykować.
Hermiona nic nie powiedziała i po minucie Harry opadł na jej ramię. Wsunęła mu w dłoń kubek z eliksirem uspokajającym. Potem oparła głowę na jego własnej.
- Ona wyzdrowieje - powiedziała. - Obiecuję. Wszystko będzie w porządku.
Harry skinął głową, a Hermiona dała sobie chwilę, żeby po prostu być tam z nim. Z jej najlepszym przyjacielem.
Przez większość dni czuli się tak, jakby żyli w oddzielnych światach.
Chłopiec, który uratował ją przed trollem. Dla którego uwarzyła eliksir wielosokowy. Z którym podróżowała w czasie, aby uratować jego ojca chrzestnego. Przyjaciel, którego nauczyła zaklęcia Accio. Z którym założyła Gwardię Dumbledore'a.
Wciąż był bohaterem, ale w jakiś sposób ścieżka Hermiony oddzieliła się od jego własnej.
Zwracał się do niej jako do uzdrowicielki, ale rzadko jako do przyjaciółki.
Wplotła palce w jego rozczochrane włosy.
- Wiesz, Ginny cię kocha - powiedziała. - Nie odpychaj jej. Nie rób jej tego. Nie rób tego sobie. Już i tak oboje jesteście w niebezpieczeństwie z powodu tej wojny. Nie powinieneś rezygnować ze szczęścia, które masz. Nie pozwól Tomowi ci tego odebrać.
Harry nic nie powiedział, ale wypił eliksir uspokajający, wpatrując się w Ginny.
- Czy ona mnie słyszy? - zapytał po kilku minutach. Jego głos był jednocześnie smutny i pełen nadziei.
- Nie, przepraszam. Wprawiłam ją w stan zastoju, aż odrosną jej kości i zdołam naprawić skaleczenie. Poruszanie się, gdy jej mózg jest odsłonięty, byłoby niebezpieczne. Jutro się obudzi.
Siedzieli w milczeniu przez kilka minut, aż na oddziale szpitalnym pojawił się srebrzysty buldog.
- Potter, Granger, podsumowanie misji za pięć minut - warknął Moody, zanim patronus rozpłynął się w powietrzu.
Harry westchnął i wstał.
- No to... do zobaczenia za chwilę - powiedział, po raz ostatni głaszcząc dłoń Ginny.
Hermiona patrzyła, jak wychodzi, a potem odwróciła się do Ginny. Rzuciła kilka zaklęć diagnostycznych, aby potwierdzić, że wszystko jest stabilne i odrasta tak, jak powinno. Potem zeszła na dół i wyjęła z kuchennej szuflady nóż, po czym udała się do jadalni, gdzie odbywały się spotkania Zakonu.
Remus i Tonks już tam byli i uśmiechnęli się do Hermiony, kiedy weszła i zajęła swoje miejsce. Bill wszedł kilka minut później. On i Fleur na przemian uczestniczyli w spotkaniach, tak, by jedno z nich zawsze monitorowało więzienie. Charlie podążył za nim, wciąż wyglądając tak blado, jak wtedy, gdy Hermiona oznajmiła, że z Ginny wszystko będzie w porządku. Neville wszedł następny, a za nim Amelia Bones. Potem Ron i Harry, a za nimi Kingsley Shacklebolt i Alastor Moody.
To była mniej niż jedna czwarta obecnego Zakonu. Tylko garstka członków została poinformowana o horkruksach. Zakon przez ciężkie doświadczenie nauczył się, że zbyt wielu nie może wiedzieć zbyt wiele, kiedy ich przeciwnik jest znakomitym legilimensem. Molly i Minerwa rzadko uczestniczyły w spotkaniach, chociaż technicznie rzecz biorąc nadal znajdowały się na wystarczająco wysokim poziomie wywiadowczym, aby otrzymywać wszystkie informacje. Severus uczestniczył tylko w zaplanowanych spotkaniach najwyższego szczebla z bardziej zaawansowanym ostrzeżeniem.
- Harry, Ron. Chcielibyśmy otrzymać pełen raport z waszych polowań na horkruksy - powiedział Kingsley bez wstępu.
- Nie ma nic nowego do zgłoszenia - powiedział Harry stanowczo. - Udaliśmy się do Albanii i nie mogliśmy nic znaleźć. Nie widzieliśmy nikogo ani nie mieliśmy żadnych problemów, dopóki nie pojawił się Lucjusz.
- Jak Lucjusz was znalazł? - zapytał Moody, powoli przesuwając oczami po Harrym i Ronie.
- Nie wiem, dopiero zaczęliśmy rozbijać obóz. Zabezpieczenia nie działały, ale byliśmy tam mniej niż piętnaście minut.
- Gdzie byliście?
- Chyba gdzieś we Francji albo w Belgii. W jakimś lesie. Planowaliśmy jutro aportować się z powrotem przez resztę drogi do Albanii.
Nastąpiło kilka sekund ciszy.
- Czy macie coś jeszcze do zgłoszenia? - zapytał Kingsley.
Harry i Ron spojrzeli na siebie i pokręcili głowami.
Wyrazy wszystkich stwardniały z rozczarowania.
Hermiona wzięła głęboki oddech i przygotowała się. Istniała szansa, że była po prostu pesymistyczna, ale biorąc pod uwagę jej osiągnięcia na spotkaniach Zakonu, nie czuła zbytniej nadziei w reakcji na to, co zamierzała ogłosić.
- Ja mam coś do zgłoszenia - powiedziała cicho.
Cholera, Ginny… Całe szczęście, że Ron zadziałał tak szybko. Gdyby nie on… Prawdopodobnie już byłoby po niej. Dzięki Ci Merlinie za jego trzeźwość umysłu. Potter się nie popisał. Stał jak słup soli i gapił się jak kobieta którą kocha praktycznie umiera. To jest ten wspaniały Wybraniec? To jest dupa wołowa a nie Wybraniec. Ron pokazał więcej jaj, niż Harry. I jak oni mają powierzyć mu swoje życie? Przecież to jest praktycznie dobrowolne skazanie się na śmierć… Zastanawia mnie sprawa tego noża. Czy nie czymś podobnym zostały wycięte runy na plecach Draco? Czy to też ma jakieś czarno magiczne działanie? Ale skoro nie wpłynęło źle na Ginny… Uratowało ją… No i mój kochany Draco! Zaczął się czuć pewniej w jej obecności. Nie spina się tak i wie, że może jej zaufać. Cóż, lekka spowiedź Hermiony na pewno pozwoliła mu, lepiej ją zrozumieć. No i wie też, z jakich pobudek to robi. Ona sama znalazła chyba najlepszy sposób na przekonanie go do siebie. Ale niech też pamięta co mówił Moody i Snape. Musi utrzymać jego zainteresowanie. Nie może mu się od tak wystawić na srebrnej tacy. Jeśli zrobi to od razu, on albo straci nią zainteresowanie albo będzie wiedział, że Hermiona ma w tym jakiś ukryty cel. Ah, no i prawie zapomniałam o groźbie Rona… Widać w nim ogrom nienawiści za to, co stało się jego rodzinie. Za to, że tak skrzywdził jego ojca… Najgorsze jest to, że nie dość, że Hermiona już ma napięte stosunki z Ronem, to prawdopodobnie będzie musiała się mu przeciwstawić by ochronić Draco przed śmiercią.
OdpowiedzUsuńDobrze że chociaż Ron się otrząsnął i pomógł szybko Ginni a Potter to jak zwykle we wzsystkim musi chodzić tylko o niego wielki zbawca...
OdpowiedzUsuńOooo!!!!
OdpowiedzUsuńChyba za często tego używam, ale zawsze mnie coś zaskoczy...
Początek i kolejna analiza Draco, a potem to bum z Ginny!!!
Ron jako ten na tyle rozsądny i zachowujący zimną.krew w stresie jest całkiem fajny 😊
Harry wydaje mi się złamany, pod.każdym względem, niby walczy, niby działa i próbuje ale czuć od niego taką depresję...
Hermiona, ciekawe co dokładnie odkryła na tym nożu...
Zmroziło mnie to, co Lucjusz próbował zrobić Ginny - i w ogóle skąd w nim ten szaleńczy pomysł, że to wszystko to wina Weasleyów? Nie mogę w tym znaleźć żadnej logiki, chociaż rozumiem, że szalony mózg nie jest w stanie myśleć zbyt logicznie. Powiedziałabym - brawo Ron, ale kiedy wiem, że Gin i tak umrze, a wcześniej zostanie uwięziona, to nie wiem, czy jest się z czego cieszyć. I co postanowi Hermiona...? Może jak niszczyć horkruksy za pomocą wyrobów goblinów, bo chyba nie będzie forsować po raz kolejny tego, żeby używali mocniejszych zaklęć na polu walki. Chociaż, szczerze mówiąc, dziwi mnie, że po tym, co się stało Ginny, w Harrym, Ronie nie zapłonął morderczy gniew i złość...
OdpowiedzUsuńTe ich rozmowy z docinaniem sobie w sposób w sumie bardzo żartobliwy mnie rozwala, parskam śmiechem za każdym razem :D Pomimo tragicznych okoliczności dobrze widzieć, że element humoru jeszcze między nimi pozostał ;)
Ściskam mocno!
Mała.
Śledziłam twoje komentarzowe poczynania przez cały tydzień - JESTEŚ NIESAMOWITA Z TYM :o <3 Dziękuję :* Pozdrawiam cieplutko i gratuluje nadrobienia tak pokaźnej ilości tekstu <3!
UsuńPrzyznam, że czasem było mi ciężko się zatrzymać, żeby nie kliknąć kolejnego rozdziału zanim nie skomentuję przeczytanego (chyba gdzieś o tym pisałam, hehe), ale wiem, że każdy komentarz (niektóre to musiał być straszny bełkot!) jest tak samo ważny dla strony publikującej, jak dla czytelnika nowy post, więc bardzo się starałam nie pominąć żadnego ;*
UsuńMam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze <3
Mała.
A kto to do nas wrócił! Mała, tęskniłam za Tobą <3
UsuńJa za Wami też! <3 Mam nadzieję, że święta minęły spokojnie i zdrowo ;*
Usuń