Lipiec 2002

Hermiona gwałtownie podniosła głowę i zauważyła ​​Malfoya, patrzącego na nią z drogi. Była zbyt zmęczona i wściekła, by nawet wstydzić się, że ktoś widzi ją pijącą i płaczącą w strumieniu.

- Odwal się, Malfoy - powiedziała, uderzając wodę ręką tak, że ta trysnęła w jego kierunku.

- Czy ty jesteś pijana? - zapytał.

- Nie, frajerze, siedzę w strumieniu całkowicie trzeźwa - powiedziała, przewracając oczami. - Idź stąd. Nie chcę z tobą rozmawiać. Nie chcę widzieć twojej paskudnej twarzy. Gdybym mogła wymazać twoje istnienie z mojego umysłu, nie ryzykując sytuacji Zakonu, zrobiłbym to w mgnieniu oka.

Znowu zaczęła płakać.

- Do diabła - powiedział, patrząc na nią z taką samą irytacją, jak gdy opowiadał jej o niechcianej mantykorze, którą miał w posiadaniu.

- Granger, nie możesz siedzieć i płakać w strumieniu - powiedział w końcu.

- Właśnie, że mogę - odparła. - Poza tobą nikt inny mnie tu nie zobaczy. Już zastrzegłam okolicę. Żaden z mugoli tu nie podejdzie, ani mnie nie zauważy. Dokładnie zaplanowałam swoje załamanie emocjonalne, a ty je psujesz. A więc… spieprzaj stąd.

Jej głowa była coraz cięższa, więc opuściła ją na kolana. Przez siedzenie w strumieniu robiło się jej coraz zimniej, ale była zdecydowana nie ruszać się, dopóki Malfoy nie odejdzie.

Rozległo się stłumione łomotanie i nagle mocny uścisk zamknął się na jej ramieniu, wyciągając ją z wody.

- Puść!

Uderzyła Malfoya w ramię i kopnęła go w goleń, próbując się wyrwać.

- Zostaw mnie w spokoju. Ty i Voldemort zrujnowaliście moje życie. Czy nie wolno mi od czasu do czasu poczuć się smutną?

- Granger, idiotko!

Malfoy wciągnął ją w ramiona i aportował. Pojawili się w chacie.

Rozejrzała się oszołomiona po pokoju, trzymając się go dla równowagi.

- Dlaczego tu jesteśmy? - zażądała, a jej głos drżał, gdy odsunęła się od niego. - Nienawidzę tego miejsca. Jedna z najbogatszych rodzin czarodziejów w całej Europie, a ty każesz mi spotykać się z tobą w tej nędznej szopie. Jakbym nie zdawała sobie już sprawy z pogardy, jaką macie dla nas wszystkich, dla szlam. Boże, dlaczego po prostu nie kupiłeś burdelu albo kopalni soli i nie kazałeś mi cię tam odwiedzić?

- Mówiłem ci, że istnieje tabu, a ty użyłaś imienia Czarnego Pana - warknął Malfoy. - Dlatego nie możesz się upijać w pieprzonym strumieniu, niezależnie od tego, ile cholernych zaklęć odpychających mugoli tam narzucisz.

Hermiona zamrugała i spojrzała na niego.

- Nienawidzę cię - powiedziała w końcu.

- To zdecydowanie odwzajemnione uczucie - powiedział, patrząc na nią z wyrazem pełnym pogardy.

Upadła na kolana na surowe drewno podłogi.

- Tak bardzo cię nienawidzę - powiedziała. - Już wcześniej byłam sama, ale musiałeś pojawić się ty i zażądać mnie, czym tylko pogorszyłeś sprawę. Przynajmniej wcześniej, gdyby ktoś chciał mnie zapytać, czy wszystko w porządku, mogłabym powiedzieć prawdę. Ale teraz… Teraz nie mogę nawet i tego zrobić. A nawet jeśli wygramy, nie będę miała na co czekać. Wszyscy inni będą wolni, a ja nadal będę twoją własnością. Po prostu będę sama na zawsze…

Ukryła twarz w dłoniach i ponownie zapłakała.

- Harry i Ron nigdy mi nie wybaczą - powiedziała, a jej całe ciało zatrzęsło się od siły jej szlochu. - Nawet jeśli on wygra wojnę, to nigdy mi nie wybaczą.

Jej płacz uspokoił się nieco po kilku minutach.

- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego oczekujesz, że będę się tym przejmować. - Malfoy patrzył na nią z obojętnym wyrazem twarzy.

Spojrzała na niego. 

- Przyprowadziłeś mnie tutaj, wiedząc, że jestem pijana. Gdybyś nie chciał o tym słyszeć, mógłbyś po prostu zostawić mnie w spokoju tak, jak ci wielokrotnie powtarzałam. Nie rozumiem, dlaczego po prostu się nie odpieprzysz.

Uniósł brew.

- Przeklinanie i wyzywanie mnie w ciągu jednego dnia. Wydawałoby się, że w końcu do ciebie dotarłem. Zastanawiałem się, co by było, gdybyś zrezygnowała ze swoich słodkich słówek i powiedziała mi, jak naprawdę się czujesz - parsknął, a wyraz jego twarzy był pełen drwin.

- Zamknij się! - warknęła, po czym opuściła głowę na kolana, wtulając w nie swoją twarz.

- Ale tak naprawdę… Po prostu lekko zarysowujemy powierzchnię, prawda? Może powinienem wymienić wszystkich, których zabiłem - powiedział, okrążając ją powoli ze złośliwym uśmieszkiem. - Najpierw było kilku mugoli, próby treningowe, zanim wróciłem do szkoły. Ciotka Bella powiedziała, że muszę przyzwyczaić się do zabijania, zanim zrobię to komuś, kogo rzeczywiście znam. Potem Dumbledore. I więcej mugoli. Czy wiesz, że zostałem nawet przydzielony do odnalezienia twoich rodziców? Musiałaś ich osobiście ukryć, ponieważ nie było nawet śladu, po którym mógłbym ich znaleźć. Żadnych niechlujnych szczegółów ani potajemnych pożegnań, jak w wielu innych rodzinach mugolskich. Chociaż ta ignorancja nadal nie oszczędziła twoich sąsiadów. Bella była zdruzgotana tym, jak dokładna byłaś.

Hermiona patrzyła na niego z przerażeniem.

- Potem byli Creeveyowie. I Finch-Fletchleyowie. I moja ciocia Andromeda i jej mąż Ted. To było dość osobiste dla Belli. Małżeństwo mugolaka z rodziną Blacków było tak niechlubnym splamieniem honoru rodziny. Pozostał jej tylko najszczerszy żal, że nigdy nie udało jej się zabić Nimfadory, zwłaszcza po tym, jak rozeszła się wieść, że poślubiła wilkołaka. Potem… no cóż, ofiary mają tendencję do zlewania się w całość, ale wydaje mi się, że w większości byli to mugole…

Hermiona czuła, jak fala alkoholowego odurzenia odpływa z niej, gdy Malfoy mówił dalej. Wymieniał imię za imieniem. Ten błysk jego srebrnych oczu i zimny wyraz twarzy, gdy mówił dalej lekceważącym, przeciągającym głosem.

- Wiesz, Malfoy... - powiedziała cicho po minucie. - Spędzasz tyle czasu, upewniając się, bym miała aż nadmiar dobrych powodów, by cię nienawidzić. To dziwne.

Przerwał, a ona spojrzała na niego.

- To nie tak działają ludzie - powiedziała. - Nasze mózgi są zaprogramowane do racjonalizowania rzeczy, tak, aby poczucie winy nas nie pożarło. Przepraszamy. Winimy. Znajdujemy dla siebie wyjaśnienie, które pomaga nam zasnąć. Ludzie nie myślą o sobie jako o złoczyńcach. Zabijają, aby chronić siebie lub swoje rodziny, swoje pieniądze lub swój styl życia. Nawet twój pan nie sądzi, że jest czarnym charakterem. Po prostu myśli, że jest lepszy niż wszyscy inni. Uważa, że ​​zasługuje na panowanie nad wszystkim. Kiedy torturuje i zabija mugoli, to jest to dla niego w porządku, ponieważ tak naprawdę nie są ludźmi. Kiedy godzinami wycinał runy na twoich plecach, to było to w porządku, bo zasłużyłeś na to, zawodząc go. Według niego, on nie jest tym złym, jest bogiem. Ale ty… Ty myślisz, że jesteś tym złym. Myślisz, że zasługujesz na nienawiść. - Przyglądając mu się, przechyliła głowę na bok. - Często się zastanawiam, dlaczego tak jest.

Twarz Malfoya stała się zimniejsza i bardziej zamknięta, gdy mówiła.

- Oszczędzę ci tego całego wysiłku - powiedziała, a jej usta uniosły się w jednym kąciku. - Nienawidzę cię. Nie musisz robić nic więcej, aby mnie przekonać. Nienawidzę cię. Bardziej niż kogokolwiek innego oprócz twojego pana. Nienawidzę cię. Uważam cię za częściowo odpowiedzialnego za każdą śmierć, która miała miejsce do tej pory w tej wojnie i za każdą kolejną, która nastąpi. Nie musisz mnie przekonywać, że jesteś potworem, bo ja już to wiem. Uzdrawianie cię nie jest spowodowane moim cholernym miękkim sercem. Tak jak przeklinanie cię, gdy jesteś poważnie ranny, nie jest sentymentem. To po prostu ostatnia odrobina przyzwoitości, jaka mi pozostała. Cała reszta mojej dobroci została już doszczętnie przez ciebie zniszczona. Więc… Pomimo tego, co rzucasz mi w twarz, nie pozwolę ci tego mieć. A teraz… spierdalaj.

Merlinie, miło było w końcu zrzucić ten ciężar z piersi. Prawdopodobnie zdoła pożałować tego później, ale w tamtej chwili czuła jedynie ulgę.

Malfoy uśmiechnął się blado.

- Dobrze wiedzieć.

Hermiona położyła się na podłodze i spojrzała w sufit.

Po kilku minutach ciszy stało się jasne, że on nie zamierza odejść. Zrezygnowała z wypędzania go. Była przytłoczona chęcią rozmowy. Usiadła na podłodze.

- Jaki jesteś, gdy się upijesz, Malfoy? - powiedziała, odwracając głowę, żeby na niego spojrzeć. Stał obok niej i patrzył w dół w miejsce, gdzie siedziała u jego stóp.

Wydawał się być zaskoczony jej pytaniem.

- Cichszy. I bardziej wściekły.

Prychnęła.

- Oczywiście. Niebiosa zabraniają ci być w jakikolwiek sposób interesującym.

- Nie miałem cię za płaczliwą pijaczkę. - Uniósł brew i wyczarował krzesło, na którym usiadł okrakiem obok niej. Przyszło jej do głowy, że prawdopodobnie i tak nie mógł się o nic oprzeć. Zastanawiała się, jak bardzo mogło go boleć wyciągnięcie jej z potoku i aportacja, gdy szarpała się i próbowała z nim walczyć.

- Nie zawsze taka byłam - powiedziała tęsknie. - Kiedyś byłam dość gadatliwa. Ale alkohol sprawia, że wylewają się ze mnie emocje. Byłam szczęśliwa będąc pijana. Byłam po prostu… zabawna. Poszłam kiedyś na imprezę, gdzie poncz był dość mocno podkręcony alkoholem i tak mnie zmiótł... Harry musiał mnie uciszać, gdy ciągnęli mnie z Ronem przez korytarze. Chichotałam tak niekontrolowanie. Tylko wybuchy śmiechu… odbijające się od ścian. Filch prawie nas złapał.

- Kiedy to było? - zapytał.

- W moje urodziny. Skończyłam siedemnaście lat. To było… to było dzień przed tym, jak zabiłeś Dumbledore'a - urwała, a jej szczęka lekko zadrżała, po czym spojrzała na swoje palce, gdy kreśliły one wokół sęku na podłodze. - Następnego dnia to ja miałam być na tym korytarzu. Obowiązek prefekta, aby pomóc pierwszorocznym. Ale miałam kaca. Zaspałam. Często się zastanawiałam, czy to by coś zmieniło…

 - To by nic nie zmieniło - powiedział.

- Od tamtej pory zawsze płakałam. Zawsze. Nie żebym się często upijała. Zwykle mówię rzeczy, które tylko wkurzają ludzi.

 - Zawsze to robisz - powiedział, rzucając jej wymowne spojrzenie.

- Mówię więcej rzeczy, które wkurzają ludzi - poprawiła się. - W każdym razie, dziś wieczorem mogłam albo się upić, albo naćpać albo nadużyć eliksirów.

- A strumień?

- Nie miałam dokąd pójść. Nie mogłam iść do pubu. Albo upić się przy kimkolwiek w Zakonie. To nie tak, że Moody jest ramieniem, na którym można się wypłakać.

- Potter i Weasley?

- Skoro nie wiedzą o tobie, to jak mam cokolwiek wyjaśnić? - Nie zamierzała wspominać, że obaj udali się bez niej na polowanie na horkruksy.

- Nie mogę uwierzyć, że nie mogłeś tak po prostu zostawić mnie w spokoju - powiedziała. - Dlaczego w ogóle tam byłeś?

- Miałem przeczucie, że zamierzasz zrobić coś idiotycznego. Nazwijmy to szóstym zmysłem.

Przewróciła oczami. 

- Nie rozumiem, dlaczego cię to obchodzi. Twój sekret umarłby razem ze mną. Jestem pewna, że nadal znajdziesz sposób, aby uzyskać beze mnie to, czego chcesz.

- Jestem pewien, że ktokolwiek, kogo wysłałby Moody, żeby cię zastąpić, byłby tylko bardziej irytujący - powiedział z lekkim grymasem. - Potraktuj to jako dodatkową przysługę dla swojego Zakonu. Utrzymuję przy życiu ich uzdrowicielkę i Mistrzynię Eliksirów.

Prychnęła. Zaczynała czuć się niesamowicie senna. Myśl o spaniu sprawiła, że ​​pomyślała o Colinie. Łzy napłynęły jej do oczu. Zakryła twarz dłońmi i zaszlochała.

- Co tym razem? - powiedział Malfoy, gdy jej szloch ucichł. Wydawał się być znudzony, ale kiedy na niego spojrzała, odwrócił wzrok. Obserwował ją.

- Dziś wieczorem będę śnić o Colinie - powiedziała smutno, opuszczając głowę na kolana.

- Miałaś urojenia, kiedy mówiłaś, że możesz kogoś zabić. Nie możesz nawet poradzić sobie z tym, jak umierają z czyjejś ręki - powiedział, potrząsając lekceważąco głową.

Hermiona zesztywniała i spojrzała na Malfoya.

- Nie sądzę, żeby było coś szczególnie okropnego w umieraniu. Wiem, że to wojna. Ludzie umierają - powiedziała. - Zależy mi na sposobie. Nie masz pojęcia, Malfoy, jak to jest, gdy ktoś umiera, kiedy robisz wszystko, co w twojej mocy, by go uratować. Umarł powoli, cały czas krzycząc, a ja próbowałam go uratować. To mnie prześladuje. Wszystkie te śmierci w moim umyśle... one właśnie takie są. Dlatego mnie prześladują. Byli w moich rękach, kiedy próbowałam ich uratować… I zawiodłam...

Lekko się zakrztusiła, a jej głos załamał się przy ostatnich słowach.

Malfoy spojrzał na nią i po raz pierwszy wydawał się rozważać jej słowa.

- Dlaczego Colin ma takie znaczenie? Nie byliście blisko. Dlaczego ta śmierć jest dla ciebie tak ważna? Od tamtej pory z pewnością widziałaś gorsze.

Zawahała się. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiała. Nie całkiem. Nie od lat.

- Jego śmierć była początkiem końca wszystkiego - powiedziała, spoglądając w dół i zauważając luźną nić na swojej koszuli. Szarpnęła ją impulsywnie i patrzyła, jak dzianina napina się i zwija, aż nagle nić pękła i pojawiła się dziura. Naprawiła to szybkim machnięciem różdżki. - Był pierwszą osobą, która zmarła całkowicie pod moją opieką. Harry to widział. A potem… Potem zdałam sobie sprawę, że to, co robi Zakon, nie jest wystarczające. Ta obrona nie wystarczyła. I zaczęłam o tym mówić. Ale Harry się nie zgadzał. Dla niego umieranie to najgorsza rzecz. To odejście. Dlatego zabijanie w jakikolwiek sposób jest złe. Samoobrona. Skrócenie cierpień. Cokolwiek. Ta niezgoda… Ona skierowała nas na tej wojnie w różne strony. Po tym wszystkim nic już nie było takie samo. Dlatego zostałam uzdrowicielką, podczas gdy wszyscy inni ruszyli razem na pole bitwy.

- Nieco ironiczne.

- Jedna osoba używająca Czarnej Magii na polu bitwy nie wystarczy, aby coś zmienić. A gdybym była nieposłuszna i próbowała zwerbować ludzi do mojego sposobu myślenia, mogłoby to podzielić Zakon.

- Gdybyś znowu walczyła, jak byś zabijała?

- Szybko. Są zaklęcia, które zatrzymują pracę serca. Przekleństwa duszące. Klątwy przecinające gardło. Wykorzystywałabym je wszystkie. Prawdopodobnie używałabym nawet Klątwy Zabijającej, gdybym miała wystarczająco siły w sobie, ale Harry nigdy by mi tego nie wybaczył.

- Jak Potter planuje pokonać Czarnego Pana?

- To jest… jest przepowiednia. Harry myśli, że odpowiedzią jest przepowiednia - powiedziała niejasno. Nie była pewna, czy Moc Miłości była prawdziwą strategią Zakonu, ale Malfoy tak naprawdę nie musiał znać żadnych szczegółów.

- Fantastycznie. Wszyscy powierzamy nasze życie Chłopcu Który Nie Zabija i jakiejś przepowiedni. Jesteśmy zgubieni.

- Dumbledore pokonał Grindelwalda, nie zabijając go - powiedziała Hermiona.

Malfoy wyglądał na niewzruszonego.

- Gdzie studiowałaś uzdrawianie? - zapytał ją. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Na początku we Francji - powiedziała. - Jednak wojna szybko przekroczyła barierę kanału La Manche i bezpieczniej było dla mnie przenieść się niż ryzykować, że znajdę się w centrum walk. Więc pojechałam do Albanii. Ich Departament Starożytnej Magii miał najlepsze podstawy do leczenia Czarnej Magii. Byłam tam chwilę. To tam dowiedziałam się, jak leczyć twoje runy. Masz szczęście, bo jestem prawdopodobnie jednym z niewielu pozostałych uzdrowicieli, znających ten rodzaj leczenia, którzy przeżyli zniszczenie tamtejszego szpitala. Potem Dania, do nauki analizy zaklęć i ich dekonstrukcji. Potem udałam się do Egiptu. Ich szpital był wyspecjalizowany głównie w łamaniu klątw, ale sytuacja była tam dość niestabilna, więc w ciągu kilku tygodni zostałam przeniesiona do Austrii, gdzie byłam, dopóki Zakon nie sprowadził mnie z powrotem tutaj.

- Wiele osób myślało, że umarłaś lub uciekłaś - powiedział Malfoy, przyglądając się jej z lekko przymkniętymi oczami. - Dopóki Czarny Pan nie chciał się dowiedzieć, dlaczego Ruch Oporu przeżył po zrównaniu ich szpitala, a Severus wspomniał, że mała szlamowata przyjaciółka Pottera została odwołana ze swojej zagranicznej podróży, w dodatku będąc uzdrowicielką i mistrzynią eliksirów. Wywołało to lekkie zamieszanie wśród wyższych rang.

Spojrzała na niego ostro. Więc wiedział, kim jest, kiedy stawiał swoje żądania. Zastanawiała się, czy odegrało to jakąkolwiek rolę w jego decyzji.

Rozmowa utknęła w martwym punkcie. Po kilku minutach Hermiona wstała.

- Jestem na tyle trzeźwa, że ​​mogę się już teleportować - powiedziała.

- Nie zamierzasz odejść i upić się gdzieś indziej, prawda? - zapytał, patrząc na nią podejrzliwie.

Potrząsnęła głową.

- Nie. Całkowicie zabiłeś moje wszelkie chęci. Już wystarczająco się wypłakałam.

Wyglądał jakby poczuł lekką ulgę. 

- Nie rozszczep się - wycedził za nią, kiedy wyszła przez drzwi.

Nie rozszczepiła się. Kiedy wróciła na Grimmauld Place, podeszła do swojej szafki z eliksirami i wypiła eliksir trzeźwości. Ból głowy i nudności natychmiast spadły na nią z całą subtelnością młota kowalskiego.

Opuściła głowę na blat i jęknęła.

Zaufaj Draco Malfoyowi, a nie pozwoli ci nawet upić się w spokoju. Pieprzony drań.

Spodziewała się, że trzeźwość napełni ją przerażeniem, ale czuła się zaskakująco dobrze z tym, że w końcu go zaatakowała. Z pewnością nie wyglądał na zaskoczonego, czy też zdenerwowanego. Czekał na to.

Nie wiedziała, jak zinterpretować lub przetworzyć wszystko, co się wydarzyło.

Przeszukała szafkę w poszukiwaniu fiolki z eliksirem na ból głowy i wypiła porcję, próbując się skupić.

Draco uważał się za tego złego.

To była ważna wiadomość. Prawdopodobnie najważniejszy wniosek, jaki w związku z nim zdołała dotąd wyciągnąć. Niespójność, która była w jego sercu.

Wściekła się, odtwarzając wszystko, co powiedział tego dnia. Teraz, kiedy wyładowała na nim całą swoją wściekłość, jej umysł stał się nagle krystalicznie czysty.

Potem ten mniejszy wszedł do nory borsuka i złamał nogę. Zaczął czołgać się po trawie. Łatwy cel dla Klątwy Zabijającej. To była druga osoba, którą w swoim życiu trafiłem w plecy. Wiesz… Klątwa zabijająca. Ona coś z ciebie wydziera. To nie jest coś, co każdy może rzucić. Nie wielokrotnie. Colin mógł uciekać dalej. Gdyby to zrobił, mógłby nadal żyć. Ale zatrzymał się. Zatrzymał się przed zmarłym bratem. Pobiegł z powrotem, próbując zabrać ze sobą ciało.

Hermiona zamarła.

Mógł zabić Dennisa Creeveya na niezliczoną liczbę okrutniejszych i wolniejszych sposobów niż Klątwa Zabijająca. Ze złamaną nogą Dennis nie miał szans na ucieczkę. Byłby doskonałą przynętą, by odciągnąć Colina. Ale - zamiast stać nad rannym Dennisem i złapać obu chłopców - Draco zabił go po ludzku. Prawdopodobnie w nadziei, że zmarły brat odstraszy Colina i oszczędzi jego życie.

Podwójna świadomość, która uderzyła w Hermionę, praktycznie zwaliła ją z nóg.

Malfoy próbował oszczędzić Colina.

Ale być może większe znaczenie dla Hermiony miał fakt, że Malfoy nie uważał tego szczegółu za zbawienny.

Był pewien, że stałaby się kompletnie bezmyślna z nienawiści do niego, kiedy dowiedziała się, że w ogóle był w to zamieszany. Niezamierzone przyznanie się, że próbował pozwolić chłopcom uciec, nie było sposobem na usprawiedliwienie. Podejrzewała, że ​​nawet tego nie zauważył.

Malfoy uważał się za złego z powodu tego, co zrobił. To oznaczało, że nie chciał tego robić. To oznaczało, że jego pragnienie pomocy Zakonowi mogło być szczere i nie było tylko środkiem do innego celu.

Hermiona w zamyśleniu zabębniła palcami o blat, ponownie oceniając wszystko, co myślała, że ​​wie o Draco Malfoyu.

_____

Malutka autopromocja: Instagram (klik)

Udostępniam na stories różne tematyczne arty i sneak-peeki (tycie, tycie spojlery do najbliższych rozdziałów). Jeśli pomysł spotkałby się z waszą aprobatą - mogę wrzucać je częściej ;) Co wy na to?


6 komentarzy:

  1. Pijackie zwierzenia xD W sumie, to nie był aż tak głupi pomysł. Zawsze to dobry sposób na to, by dowiedzieć się o sobie coś więcej. On wie, że Hermiona po pijaku robi się bardzo wylewna. No i że ta śmierć Colina była bardzo przełomowa. Że była jednym z gwoździ do trumny w jej relacji z Harrym i Ronem. Dowiedział się, że cała radość i szczęście poszła się jebać. Że nikt nie uważa jej pomysłów za dobre. Dowiedział się, że tak naprawdę Zakon nie ma żadnego planu. Że zaufali chłopcu, który sam nie wie co robić, ani jak walczyć, a ona musi to znosić. Może grać przed nią gnojka, który poważnie myśli tylko o sobie a każdy inny jest szkodnikiem, ale ona też się o nim czegoś dowiedziała. Że potrafi być troskliwy, bo to, że nie zostawił jej samej, zabrał ją do chaty i siedział z nią jest właśnie troską. Bał się, że jeśli zostawi ją samą, to może coś jej się stać. Cóż, okazał się w tym momencie bardziej odpowiedzialny od niej. Ale przede wszystkim dowiedziała się, że on nie jest złym człowiekiem. Że posuwa się do ostateczności kiedy nie ma już innego wyjścia. Nie chciał zabijać Colina. Dał mu szansę na ucieczkę, miał nadzieję, że faktycznie ją wykorzysta, ale Colin okazał się Gryfonem, co było ostatecznie jego przekleństwem. No i że może faktycznie intencje Draco są prawdziwe i szczere i chce pomóc Zakonowi oczekując jedynie tego, czego wcześniej zażądał nie mając żadnych innych ukrytych motywów.
    PS. Jak najbardziej jestem na tak!❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. O Merlinie co to było???
    Taka porcja emocji z rana o kurde!!!
    Pijana Hermiona, która musiała się w końcu złamać, bo nikt nie jest w stanie wytrzymać czegoś takiego, wiecznego strachu,.bólu, uczucia że zawodzi i nic nie może zrobić 😢
    I mówiąca te wszystkie rzeczy, które leżą jej na sercu...
    Draco... oj Draco... jest tutaj tak tragicznym bohaterem... mam wrażenie że w jego życiu nie wydarzyło się nic dobrego... samo zło, na które nie miał żadnego wplywu....

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam ze będzie jakiś pocałunek po pijaku a tu taka rozmowa . Biedna Hermiona nie może się w spokoju upić. A z instagramem to super pomysł zaraz sprawdzam :0

    OdpowiedzUsuń
  4. Draco to taki bohater w tym rozdziale choć pewnie gdyby nie przyszła to by nie wypowiedziała słowa tabu. Ale dobrze że sobie pogadali i że będzie ich to prowadzić do lepszej współpracy.😌

    OdpowiedzUsuń
  5. W głowie mi się kręci od tych ciągłych zmian :D Faktycznie ta dwójka jest dla siebie przeznaczona, bo jak inaczej mogliby tak dobrze rozumieć siebie nawzajem, kiedy na powierzchni pływa cały syf, jaki ich wzajemnie otacza? Niesamowite. Draco ją ratuje, ona wyciaga z jego opowieści to, co naprawdę istotne. Ciągle się zastanawiam, jakim cudem - mimo wszystko - Voldek jeszcze tego nie odkrył? Jakim cudem nie odkrył tego WCALE? Może faktycznie jest zbyt zapatrzony w siebie i w swoją wszechmoc, że nie sądzi, że ktoś tak blisko niego może być jednocześnie kimś, hm, najdalszym? Nadal liczę, że go to pozamiata do końca.
    Pijana Hermiona jest... Boże, taka nieszczęśliwa :(

    OdpowiedzUsuń