Maj 2002
Wiadomość o nieobecności Voldemorta była właśnie tym, na co czekali Moody i Kingsley.
Powoli dzielili się planami, rotacjami więziennymi i innymi informacjami, które Malfoy od tygodni dostarczał Zakonowi. Układali strategie. Czekali na uderzenie.
Byli gotowi.
Charlie, Harry i Ron nalegali na taki atak od miesięcy.
W końcu trafiła się okazja.
Był to największy skoordynowany atak, jaki został kiedykolwiek przeprowadzony przez Ruch Oporu. Prawie każdy bojownik, który wziął w nim udział, zaatakował kilka największych i najlepiej chronionych więzień, a także oddział rozwoju klątw.
Hermiona była tak zestresowana faktem, że do tego doprowadziła, że prawie doznała załamania nerwowego. Zaopatrywała szpital. Warzyła ogromne partie wszystkich kluczowych mikstur leczniczych. Próbowała być przygotowana na wszystko.
W głębi jej duszy istniała przerażająca wątpliwość, że mogła wysłać Ruch Oporu na zgubę. Że mogła być to prawdopodobnie misterna i skomplikowana pułapka zastawiona przez Voldemorta i Malfoya.
Przypominała sobie chwilowe wahanie Malfoya, zastanawiając się, czy była to oznaka zdrady.
Gdy wszyscy inni wyruszyli na atak, Hermiona, Poppy i kilku innych uzdrowicieli czekało nerwowo na Grimmauld Place. Oczekiwali na jakiekolwiek wieści.
Hermiona prawie zrobiła dziurę w podłodze holu, przechadzając się nieustannie w kółko, aż w końcu ciała zaczęły się napływać.
To była istna powódź umierających i rannych ludzi.
Jej ubrania i ręce zalane były krwią, a cały dom zamieniono na szpital, aby móc pomieścić wszystkich.
Gdy kilka godzin później została poinformowana, że atak był spektakularnym sukcesem, ledwo w to uwierzyła.
Zakon uwolnił kilkuset więźniów, podczas ucieczki zamieniając więzienia i oddział klątw w gruzy.
Za radą Severusa, Zakon napadł na laboratorium rozwoju klątw i przywiózł ogromną ilość wielu rzadkich i niezwykle cennych składników eliksirów, których Hermiona nie mogła zdobyć od lat, w tym cały dzban jadu akromantuli. Hermiona prawie się rozpłakała, gdy Padma Patil jej go podała.
Stan ocalałych przywiezionych z laboratorium rozwoju klątw był przerażający. Byli tak nieludzko torturowani i przeklinani, że wielu wpadło w szaleństwo. Ich ciała była zniszczone i spustoszone, niemal niemożliwe do uleczenia. U większości z nich nie było żadnej poprawy, mimo leczenia. Hermiona mogła tylko próbować złagodzić ich ból i mieć nadzieję, że szybko umrą.
Niechęć do Severusa wśród młodszych członków Zakonu i Ruchu Oporu, świadomych jego roli w działach rozwoju klątw, wzrosła do wszelkich granic. Moody musiał wykluczyć Severusa ze spotkań Zakonu, aby zachować względny spokój.
Dla bojowników, którzy nie ulegli zranieniu, ten skoordynowany atak trwał niecały dzień. Ale dla Hermiony i każdego, kto miał choć odrobinę zdolności uzdrowicielskich, był to dopiero początek.
Byli wycieńczeni, starając się zatroszczyć o zatrważającą ilość niedożywionych i rannych ludzi, którzy zostali nagle wpędzeni pod ich opiekę, a także próbując uleczyć wszystkie obrażenia odniesione podczas ataku.
Jak najszybciej starano się przenieść mniej wymagające przypadki poza Grimmauld Place, aby zwolnić łóżka dla osób ze złożonymi klątwami i ranami, które wymagały specjalistycznej opieki Hermiony.
Minęły tygodnie, zanim Hermiona mogła zostać oszczędzona na rzecz zbierania składników lub kontaktu z informatorem. W międzyczasie Malfoy wezwał ją dwukrotnie, aby odzyskać notatki, które jej przekazał, ostrzegając przed zbliżającymi się kontratakami. Voldemort był rozwścieczony ciosem i mocno odpłacił się Ruchowi Oporu. Dolina Godryka została doszczętnie spalona, zarówno jej mugolska, jak i magiczna część. Voldemort związał ze sobą i powiesił kości Lily i Jamesa Potterów na szubienicy, aby po przybyciu na miejsce, cały Zakon mógł je ujrzeć.
Voldemort przeprowadził serię zaciekłych ataków w całej mugolskiej Anglii. Ich skutki zalały Hermionę powodzią zranionych klątwami mugoli, których musiała ustabilizować, zanim Zakon wymazał im pamięć i przywrócił ich pod opiekę mugolskich szpitali.
Hermiona wykonywała dwudziestoczterogodzinne zmiany w szpitalu z czterema przerwami na sen, aż jej magia odmówiła działania pod koniec trzeciego tygodnia.
Poppy wyciągnęła ją ze szpitala i powiedziała Moody'emu, że jeśli nie chce, by Hermiona umarła lub na stałe uszkodziła swoją magię, to on i Kingsley mają znaleźć uzdrowicieli, którzy ją zmienią.
Hermiona podejrzewała, że Kingsley wziął jako zakładników kilku uzdrowicieli Świętego Munga, podczas dwóch dni gdy dochodziła do siebie. Poppy odmówiła spojrzenia jej w oczy ani jakiejkolwiek odpowiedzi na pytanie, kiedy Hermiona zapytała, kto ją zastępował.
Po prawie miesiącu sytuacja w końcu nieco się uspokoiła.
Hermionie zabrakło większości składników eliksirów, które były możliwe do znalezienia w okolicy. Pod koniec czerwca ruszyła więc na zbiór. Była w stanie na szybko uzupełnić większość zapasów, zanim udała się na spotkanie z Malfoyem. Ledwie miała czas, żeby o nim pomyśleć przez ostatnich kilka tygodni.
Pojawił się w chwili, gdy przeszła przez drzwi. Kiedy to zrobił, skrzywił się i lekko potknął.
Patrzyli na siebie.
- Wyglądasz okropnie - powiedział w końcu.
- Dzięki - odrzekła cierpko.
- Co się stało? - zapytał.
- Ruch Oporu nie ma żadnych innych uzdrowicieli z moją specjalnością - powiedziała zmęczonym głosem.
Spojrzała na niego.
- Ty też wyglądasz okropnie - mruknęła, przyglądając mu się uważnie. To było skrajne niedomówienie.
Twarz miał napiętą i wychudzoną, jakby dramatycznie stracił na wadze. Jego rysy były wykrzywione i ściągnięte. Skóra była szara i cienka niczym papier. Wyglądał, jakby w ogóle nie spał, odkąd Hermiona ostatnio go widziała.
- Być może zauważyłaś, że Czarny Pan był raczej zdenerwowany atakami - powiedział bez wyrazu.
Hermiona poczuła się słabo, a jej pierś zabolała, jakby została uderzona. Nawet o tym nie pomyślała - otrzymała informacje i podążała wraz z prądem. Martwiła się możliwością jego zdrady, ale nawet nie pomyślała, że ta informacja oznaczała, że może on zapłacić za to, że im ją dał.
- Co się stało? - zażądała, wyciągając różdżkę i zbliżając się do niego.
- Jest w porządku - powiedział urywanym głosem.
- Co on ci zrobił?
- Odpieprz się, Granger - powiedział Malfoy, krzywiąc się. Jego palce lekko drgnęły, gdy się od niej odsunął.
Hermiona zignorowała jego sprzeciw i rzuciła zaklęcie diagnostyczne. Nie poruszył się.
Diagnostyka wskazywała, że był obszernie torturowany zaklęciem Crucio. Prawdopodobnie aż do granic możliwości, biorąc pod uwagę, że nadal wykazywał następstwa tego tygodnie później. A może zdarzyło się to wielokrotnie.
W diagnostyce było coś jeszcze. Rzuciła bardziej zaawansowane zaklęcie, aby spróbować zidentyfikować, co to było.
- Co… co stało się z twoimi plecami? - zażądała, ale trudno było jej utrzymać spokojny głos, gdy próbowała odczytać informacje, które ukazywała jej diagnostyka. Zniekształcona plama wynikająca z połączenia Czarnej Magii i trucizny. Nie była nawet pewna, jak to zinterpretować.
Twarz Malfoya lekko się napięła.
- Klątwa Cruciatus to doskonała kara za porażkę - powiedział lekkim tonem. - Jednak nadużywanie jej grozi nadwyrężeniem umysłu. Czasami uważa się, że konieczne jest inne, trwałe przypomnienie.
- Zdejmij koszulę - zażądała Hermiona. Musiała zobaczyć, co się mu stało, inaczej nie będzie w stanie odczytać wyników diagnostyki. Obrażenia, które wskazywało zaklęcie, były rozległymi i złożonymi urazami, innymi do wszystkiego, z czym kiedykolwiek wcześniej się spotkała.
- Daj spokój, Granger - powiedział ostrym głosem. - Twój Zakon otrzymał dokładnie to, czego chciał - zadrwił lekko. - Mam tylko nadzieję, że było warto. Że wyciągnęliście stamtąd naprawdę dużo osób, które nie były jedynie tłumem bezużytecznych kalek.
- Pokaż mi - naciskała. - Po prostu pozwól mi to zobaczyć.
- Nie udawaj, że cię to obchodzi - powiedział chłodno. - Czy naprawdę zamierzasz udawać zaskoczoną? Spodziewasz się, że uwierzę, że jakoś tego nie przewidziałaś? Czy w końcu nie miałaś nadziei, że umrę, kiedy będziesz miała już wszystko, co możesz ode mnie dostać?
Gorycz w jego głosie była tak cierpka, że Hermiona niemal mogła jej posmakować. Przeszedł przez pokój i Hermiona poczuła jego urazę. Jego samotność.
- Nie. Przepraszam. Ja nie… - Podeszła do niego bliżej.
Od tygodni cierpiał z powodu możliwości, którą im dał. Z tak wysoką rangą w armii Voldemorta, wina z pewnością spadła na niego, nawet jeśli nie podejrzewano, że pomógł to umożliwić.
Nawet nie przystanęła, żeby to zrozumieć czy przemyśleć. Nie podziękowała mu. Po prostu… wymknęło się to jej z umysłu. Nie przyszło jej do głowy, jakim kosztem mógł za to zapłacić.
- Przepraszam - powiedziała, sięgając do niego, czując się słabo z przerażenia i poczucia winy. - Tak bardzo pochłonęła mnie praca… nie pomyślałam.
Rozpięła mu płaszcz i delikatnie zsunęła go z jego ramion. Wzdrygnął się i spojrzał w sufit z rezygnacją.
Powoli rozpięła jego szatę i koszulę, a potem, najdelikatniej jak potrafiła, ściągnęła ubranie z jego ciałą.
Westchnęła z przerażenia.
Na jego barkach wyryto dziesiątki run. Głęboko. Szerokimi cięciami. Aż do kości.
Unosząca się nad nimi Czarna Magia była obrzydliwie namacalna. Stojąc obok nich Hermiona poczuła, jak całe jej ciało pokrywa się zimnym potem.
Kiedyś czytała o czarownikach, którzy używali mrocznych rytuałów runicznych, by uwiązać osoby im służące. Tego rodzaju brutalne ceremonie były zakazane od ponad tysiąca lat.
Malfoy musiał być przytomny, gdy krew i magia zostały zaklęte w jego ciele. Gdy wyżłobiono w nim każdą z linii.
Cięcia każdej runy nadal były świeże, jakby nie mogły się zagoić, mimo, że z pewnością miały już kilka tygodni. Przypominało jej to obrażenia po ataku wilkołaka. Czarna Magia stała się widoczną posocznicą.
Uniosła rękę, ale powstrzymała się od dotykania go.
- Co on zrobił? Draco, jak on ci to zrobił?
- Srebrne ostrze wykonane przez gobliny, nasycone jadem Nagini. Powiedziano mi, że w końcu mogą się zagoić - odparł drewnianym głosem. - Nic nie możesz zrobić. Teraz, gdy już zaspokoiłaś swoją ciekawość, powinniśmy wrócić do pracy.
Próbował odwrócić się w jej stronę, ale Hermiona okrążyła go, rzucając kilka różnych zaklęć diagnostycznych, badając nacięcia. Jej magia znów była stabilna, chociaż brak snu sprawił, że jej głowa sprawiała wrażenie lekkiej i pustej.
Pod skórą miał czarne obrzęknięte pręgi, będące wynikiem mieszanki jadu i Czarnej Magii. Widziała truciznę w jego żyłach, w połowie jego pleców, ponad ramionami i wokół żeber, oplatającą jego ciało jak trująca winorośl. Wtopioną w niego i zanurzającą się w rdzeniu jego magii.
Wezwała zaklęciem swoją torbę.
- Tak mi przykro. Ja… nie mogę tego wyleczyć. Ale myślę, że mogę pomóc to powstrzymać. Proszę, pozwól mi spróbować.
Malfoy zerknął na nią przez ramię, ale nie próbował ponownie się od niej odsunąć.
Hermiona rzuciła jedno bardziej złożone zaklęcie, a potem, najdelikatniej jak mogła, powoli przesunęła czubkiem różdżki po jednej z długich czarnych linii. Rozpoczynając w pobliżu jego najniższego żebra, stopniowo przepychała truciznę z powrotem w kierunku nacięć, a następnie odciągała jej małą nitkę z runy, z której się rozprzestrzeniała. Stopniowo wyciągała truciznę i umieszczała ją w pustej fiolce. Podczas tego procesu musiała gwałtownym szarpnięciem zerwać jej połączenie między żyłą a tkanką.
Malfoy prawie upadł na kolana, kiedy krzyknął. Było to prawie bezgłośne, gardłowe zgrzytanie kogoś, kto był dobrze zaznajomiony z torturami.
- Co robisz? - na wpół warknął, na wpół jęknął. - Czy nie jest to dla ciebie już wystarczająca ilość bólu?
Hermiona położyła dłoń na jego ramieniu, próbując utrzymać go w stabilnej pozie.
- Przepraszam. Nie próbuję cię skrzywdzić. Muszę wyciągnąć cały nadmiar Czarnej Magii. To trucizna. Jeśli pozwolisz jej tam pozostać, twoje ciało i magia spróbują ją przyswoić. A kiedy już będziesz mieć w sobie Czarną Magię na poziomie komórkowym… od tego nie ma odwrotu. Po prostu zacznie pożerać cię od środka. Taka magia jest powodem, dla którego twój Czarny Pan wygląda tak, jak wygląda. I… przy takiej ilości run… będziesz miał najwyżej kilka lat życia. Zarówno dla twojego umysłu, jak i ciała. Czarna Magia zawsze żąda swojej ceny.
- Wiem, jak działa Czarna Magia - syknął, zaciskając dłonie w pięści i lekko drżąc.
- W takim razie pozwól mi spróbować to naprawić.
Draco opuścił głowę i sapnął, jakby się śmiał. Hermiona przyglądała się mu przez chwilę. Nie powiedział nic więcej.
Oczyściła jeszcze dwie żyły. Przy trzeciej Draco upadł na kolana. Był śmiertelnie blady, a jego skóra była zimna i lepka w dotyku.
Położyła dłoń na jego ramieniu najdelikatniej, jak tylko potrafiła. Mogła poczuć łuk jego obojczyka pod palcami i zobaczyć szalone, bolesne trzepotanie jego tętna pod szczęką.
- Czy chcesz, żebym cię ogłuszyła? - zapytała cicho. - W ten sposób mogłabym to zrobić szybciej. Nie wpłynie to na skuteczność. Ale musisz mi zaufać.
Malfoy zamarł, najwyraźniej rozważając jej propozycję.
- Śmiało - powiedział po minucie. - Już i tak jesteś nawet bardziej niż w stanie zabić mnie, za każdym razem, gdy tylko masz na to ochotę.
Przycisnęła go do siebie, opierając jego głowę o swoją przeponę.
- Drętwota - powiedziała cicho i złapała go, gdy bezwładny ciężar jego ciała opadł na jej barki. Wyćwiczonym zaklęciem lewitującym delikatnie położyła go na ziemi i ułożyła jego głowę na płaszczu.
Hermiona działała szybko. Już raz rzucała to zaklęcie, kiedy była szkolona w szpitalu w Albanii. To była pojedyncza, zadana samemu sobie runa aspirującego czarnoksiężnika, który nie rozumiał Czarnej Magii, którą próbował przywołać, dopóki zatrucie prawie go nie zabiło.
Kiedy Malfoy był nieprzytomny, poczucie winy mogło w pełni w nią uderzyć.
Powinna była zrozumieć. Powinna była wrócić wcześniej, żeby sprawdzić co z nim. Bała się, że jest za późno. Runy zostały już wyżłobione. Głęboko.
Odessała z jego ciała całą Czarną Magię, aż miała osiem fiolek wypełnionych mieszanką klątwy i trucizny. Będzie musiała spalić je w magicznym ogniu.
Ostrożnie nałożyła zaklęcie zabezpieczające wokół wszystkich run na każdym barku. To było zaklęcie, którego nauczył ją Severus: używał go wcześniej do powstrzymania klątwy na dłoni Dumbledore'a. Biorąc pod uwagę, że magia była na plecach Malfoya, wątpiła, czy zaklęcie będzie miało na niego jakikolwiek wpływ, ale mimo wszystko próbowała.
Rany Malfoya nie miały na celu natychmiastowego zabicia jego osoby. Miały raczej zranić i zepsuć jego magię. Stopniowy wyrok śmierci. Czarna Magia, jak rytuały runicznej krwi, była głęboka i starożytna.
Odczytała wyrytą przysięgę.
To nie była typowa runiczna przysięga. Voldemort, w swojej próżności, nie wykorzystał tradycyjnego ślubowania lojalności i uczciwości. Wydawał się raczej dostosowywać do konkretnej sytuacji. Runy zobowiązywały Malfoya do bycia nieugiętym, przebiegłym, niezawodnym, bezwzględnym i nieustępliwym. Zmotywowanym do sukcesu.
Hermiona nie miałą pewności, jak skuteczne były przysięgi krwi runicznej, ale podejrzewała, że zbytnia pewność siebie Voldemorta w postaci Mrocznego Znaku uratowała życie Malfoya. Gdyby Malfoy został zmuszony do wyrzeźbienia przysięgi lojalności i uczciwości w kościach, prawdopodobnie byłby zmuszony przyznać się do zdrady. Zamiast tego, Voldemort przypadkowo użył starożytnej magii, aby podsycić pęd Malfoya do zrobienia tego, co chciał.
Ilość okrucieństwa była przerażająca. To nie było jak uraz na polu bitwy: zadany szybko, ale powolny w leczeniu. Rytuał z pewnością trwał kilka godzin, podczas których Draco był unieruchomiony i całkowicie świadomy. Precyzja i jednorodność cięć. Stałe przywoływanie Czarnej Magii. Czas potrzebny na otarcie krwi przed wykonaniem kolejnego nacięcia. Wbijanie czubka ostrza w kości nie było konieczne, zrobiono to wyłącznie dla dodatkowego bólu. To była przysięga ciała. Nie było niczego, co wymagałoby wpisania jej w kości. Był również torturowany zaklęciem Crucio, albo przed, albo po odprawieniu rytuału, najprawdopodobniej w obu tych momentach.
Czuła, że może zwymiotować na samą myśl o tym.
Hermiona znalazła w torbie Wyciąg z Dyptamu. Zostało jej tylko kilka fiolek.
Przygotowała też macki szczuroszczeta i zmiażdżyła je razem z dziesięcioma kroplami Wyciągu z Dyptamu tworząc maść, którą delikatnie wcisnęła w nacięcia run. Nie mogła wyleczyć nacięć, ale potrafiła złagodzić ból i zmniejszyć moc jadu, aby szybciej się zregenerowały. Następnie zarzuciła ochronną barierę na plecy Malfoya, aby zamknąć wszystko bez bandaży.
Przesunęła lekko palcami po jego ramionach, wyczuwając sztywne węzły w jego mięśniach, ciągnące się od krzyża. Wyglądało na to, że przeszedł przynajmniej przez jakąś terapię.
Voldemort najwyraźniej nie chciał zranić Malfoya do tego stopnia, by go całkowicie zrujnować, jednak nie miał żadnych skrupułów, by torturować go aż do wszelkich granic wytrzymałości.
Malfoy był dla Voldemorta bronią. Decyzja o wycięciu w nim run sprawiła, że Draco był bardziej zabójczy. Naostrzyli jego krawędź, tworząc z niego krótkotrwałe narzędzie.
Intensywne używanie Czarnej Magii skutkowało stopniową erozją ciała na przestrzeni lat. Był powód, dla którego mroczni czarodzieje zwykle nie osiągali setki. Wpadali w szaleństwo lub ulegali fizycznemu wyniszczeniu. Wnioskując po ilości Czarnej Magii, która emanowała z run, zanim Hermiona zabrała się za ich leczenie, Malfoy miałby szczęście jeśli przeżyłby dekadę. Prawdopodobnie w ciągu zaledwie kilku miesięcy zacząłby tracić przytomność. I tak miał już tendencję do pojawiania się w chacie będąc niemal przesiąknięty Czarną Magią.
Dłoń Hermiony powędrowała do jej szyi. Okręciła łańcuszek swojego naszyjnika między palcami, spoglądając na niego.
Ujęła jego lewą rękę w swoją. Jego długie palce przyćmiły jej. Na dłoni i palcach miał znajome odciski od latania i pojedynków.
Lekko masowała jego dłoń. Palce lekko drżały pod jej dotykiem, chociaż pod wpływem ogłuszenia powinien pozostać nieczuły. Stukała czubkiem różdżki po jego dłoni w różne punkty nacisku, wysyłając łagodne wibracje do rozciągniętych mięśni, aby pomóc rozładować skurcze i napięcie.
Kiedy jego palce się rozluźniły, zaczęła je zginać, rozcierać i masować, aż były w stanie całkowicie otworzyć się i zamknąć bez spazmatycznych drgań. Takie drgania mogły oznaczać ceną życia lub śmierci w pojedynku, zakłócając ruch różdżki lub celowanie.
Pracując, przechyliła głowę na bok i przyjrzała się jego twarzy. Gdy był nieprzytomny, jego rysy rozluźniły się. Były tak inne od twardego, zamkniętego wyrazu, który zwykle nosił na twarzy. Wyglądał na smutnego.
Czuła się tak winna, że aż ją to zabolało. Czuła się jak idiotka. Powinna była to zrozumieć. Mógł zostać zabity.
W przeciwieństwie do niej, musiał wiedzieć, że zostanie ukarany za atak, który umożliwił. Jego wahanie...
Mógł się przygotować. Mógł zastawić pułapkę. Wiedział dokładnie, o których więzieniach posiadają informacje.
Jak sformułował swoją wskazówkę?
Reakcje na działania Zakonu będą nieco opóźnione. Jeśli Zakon czekał na okazję, może to być ten moment, którego potrzebują… Gdyby Zakon planował zaatakować wiele więzień jednocześnie, reakcja byłaby… mniej spójna.
Dał im ich pierwsze wielkie zwycięstwo od lat. Wręczył im je, a potem za nie zapłacił. To jego reakcja była opóźniona i mniej spójna.
Cokolwiek myślał, że mógłby osiągnąć, pomagając Zakonowi, najwyraźniej chciał tego bardziej niż czegokolwiek.
Przeniosła się na drugą stronę jego ciała i rzuciła na niego stopniowe zaklęcie wybudzające. Zmniejszało ono oszołomienie i prawdopodobieństwo wystąpienia bólu głowy, gdy już odzyska przytomność.
Kiedy się budził, zaczęła dotykać różdżką jego drugiej ręki, a następnie ją masować. W chwili, gdy stał się całkowicie przytomny, mogła poczuć napięcie promieniujące przez jego ciało. Natychmiast zamarł.
Podejrzewała, iż był to ogromny skok zaufania, że pozwolił jej się ogłuszyć. Zaufanie komukolwiek nie przychodziło mu naturalnie. Wciąż zmuszała jego palce do uelastycznienia, kiedy odwrócił głowę. Czuła na sobie jego spojrzenie, ale pracowała dalej i nie podniosła wzroku.
- Nie ma takiej potrzeby - powiedział po kilku minutach. - Mam dzisiaj spotkanie z uzdrowicielem.
- Jeśli to ta sama osoba, która nic nie zrobiła z twoimi plecami, to radziłabym nakarmić tym kretynem wielką kałamarnicę - powiedziała ostro.
Podniósł głowę i spojrzał na swoje barki z bolesnym grymasem.
- Co zrobiłaś?
- Po odessaniu całego nadmiaru magii i jadu nałożyłam na runy zaklęcie zabezpieczające. Nie mogę ich odwrócić, ale mam nadzieję, że powstrzyma to Czarną Magię z run przed zatopieniem się w twojej duszy. Wypełniłam je szczuroszczetem i dyptamem, aby złagodzić ból. Zakładam, że już i tak bierzesz eliksiry przeciwbólowe. - Lekko skinął głową. Hermiona ostrożnie przesunęła palcami w górę i w dół jego dłoni, czując na jego palcach znajome zrogowacenia od różdżki, wyszukując wszelkie ślady drżenia i mamrocząc pod nosem zaklęcia, gdy rozgrzewała je i masowała. - Miejmy nadzieję, że zagoi się to trochę szybciej. Nic nie mogę zrobić z bliznami ani rytualną klątwą, którą zawierają. Przepraszam… Powinnam była wrócić wcześniej. Gdybym to zrobiła… Wtedy może moglibyśmy usunąć kości i wyhodować je ponownie, zanim wszystko się wchłonęło. Teraz, nawet jeśli bym je usunęła i odtworzyła, przysięga i tak pojawi się ponownie...
- To nie ma znaczenia - powiedział, gwałtownie wyrywając z jej dłoni swoją rękę i wstając. Poruszenie się musiało być dla niego bolesne, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Jednak kiedy stał, był bledszy i lekko się chwiał. - Jak wspomniałaś, byłaś raczej zajęta. Nie wygląda na to, żebyś wyjechała nad morze i umyślnie zaniedbała swojego pupilka Śmierciożercę. Uzdrawianie mnie nigdy nie miało być twoją pracą.
Najwyraźniej czuł się trochę lepiej, biorąc pod uwagę, że powrócił jego sarkazm.
- Powinnam była przyjść - powtórzyła. - To musi być monitorowane. A maść powinna być zmieniana codziennie, aby uzyskać najlepszy efekt…
- Niefortunnie.
- Mogę przyjść - powiedziała. - To zajmie tylko kilka minut. Jeśli zdołasz znaleźć czas rano lub wieczorem, przyjdę.
Spojrzał na nią.
- Naprawdę? Masz na to czas? - zapytał złośliwie.
- Znajdę czas.
Wydawał się rozważać coś przez kilka chwil.
- W porządku. Ósma wieczorem. Jeśli przyjdziesz, ja również się pojawię. Jeśli nie dasz rady, nie będzie miało to znaczenia.
- Będę tu.
Pomogła nasunąć mu koszulę na ramiona, po czym zapięła ją. Zatrzymała się w połowie.
- Naprawdę mi przykro, Draco - powiedziała.
Spojrzał na nią i uniósł brew.
- Gdybym wiedział, że odrobina uzdrawiania sprawi, że spoufalisz się ze mną tak bardzo, to nigdy bym ci na to nie pozwolił.
Spojrzała na niego, kiedy skończyła zapinać guziki.
- Nie chcesz, żebym nazywała cię Draco? Wydaje się dziwne, że po tak długim czasie nadal używamy nazwisk. Zakładając, że żadne z nas nie zginie na wojnie, a ty nie zdążysz się mną znudzić, zgaduję, że pobędziemy razem przez jakiś czas.
Przewrócił oczami z powątpiewaniem.
- Mów do mnie, jak chcesz, Granger. Ja niczego nie zmieniam.
Typowo.
Podejrzewała, że nazwiska to tylko kolejny sposób na zachowanie dystansu. Dlatego przyszło jej do głowy, że może powinna zacząć nazywać go Draco.
Podświadomy dystans wpływał na zachowanie. Jeśli chciała podejść bliżej, musiała najpierw się poruszyć i nie mogła pozwolić, by powstrzymała ją własna podświadomość.
- Jakieś informacje w tym tygodniu?
Skinął krótko, a kącik jego ust lekko drgnął.
- Nowy oddział rozwoju klątw będzie w Sussex. W założeniu, ma być on znacznie większy. Rozszerzają laboratoria poza same klątwy. To będzie ośrodek badawczy wykorzystujący więźniów.
Hermiona przełknęła.
- Oczywiście.
- Hogwart zmienia się w więzienie. Ma już wystarczająco dużo zabezpieczeń. Zastąpi wszystkie utracone więzienia. Obecnie oczyszczają go z wszelkiej magii uważanej za niewspółpracującą.
Coś wewnątrz Hermiony szarpnęło się na te wieści. Kiedy opuszczali Hogwart, próbowali zabrać z niego wszystko, co mogli, ale skrzaty domowe i portrety były na stałe przywiązane do szkoły. Zostawili je za sobą. Jej usta wykrzywiły się lekko.
- Jestem pewna, że szkoła będzie z tym walczyć - powiedziała.
- Niewątpliwie. Wybór ten został dokonany, ponieważ Czarny Pan ma nadzieję, że wiadomość ta rozwścieczy Pottera. I... ma to być ostateczna zniewaga dla Dumbledore'a.
Oczy Hermiony powędrowały do jego twarzy, a potem szybko umknęły na bok, gdy wypowiedział imię dyrektora. Zmusiła się, żeby wyraz jej twarzy się nie zmienił.
- Upewnię się, że Harry będzie na to przygotowany i nie zrobi nic głupiego.
Skinął krótko głową.
- W takim razie do zobaczenia jutro - powiedziała i ponownie mu się przyjrzała. - Uważaj… Draco. Tak mi przykro.
Kącik jego ust drgnął nieznacznie, po czym zacisnął usta w płaską linię, a wyraz jego twarzy napiął się, gdy przygotował się do aportacji.
Niedobrze mi. Serio mi nie dobrze na myśl o tym, co ten psychol mu zrobił. Jak można być tak okrutnym?! Potraktować tak drugą osobę? Wyryć mu na plecach pieprzoną przysięgę i to jeszcze z Czarną Magią! Widać, że nie cofnie się przed niczym. Zależy mu na bezgraniczny posłuszeństwie swoich ludzi. Czyżby zaczynało do niego docierać, że ktoś mógłby jednak go zdradzić? Wcale się nie dziwię, jak się pracuje dla takiego chorego sukinsyna. Za to Hermiona jednak doceniła poświęcenie Draco. Szkoda jednak, że musiało wydarzyć się coś takiego. Naprawdę na jej miejscu miałabym wyrzuty sumienia. No może i nie obiecywała mu i nie mieli w umowie tego, że będzie go leczyć, ale te obrażenia powstały jakby trochę z jej winy. Przecież to właśnie jej przekazywał informacje. A ona mu nawet za to nie podziękowała. Tylko pytała się za każdym razem, czy ma coś nowego. Żadnej wdzięczności tylko cały czas branie. A on poświęcał się dla niej w każdy możliwy sposób. Zdobył dla niej książkę, uczył ją oklumencji, zaczął z nią trening pojedynków i przede wszystkim te cholerne informacje… Jeśli nie za to, to chociaż właśnie za te treningi mogłaby mu podziękować… Ale nie, ona wolała wątpić w jego dobre intencje. A przecież gdyby nie on, nie odnieśliby tak ogromnego sukcesu! Uwolnili tak wiele bezbronnych ludzi, którzy byli przetrzymywani. Zaryzykował dla nich i powiedział o wszystkim, co potem przepłacił własnym zdrowiem. Ale jest postęp, o ile faktycznie można tak to nazwać. Hermiona zaczęła nazywać go po imieniu. Może chcę się tylko do niego zbliżyć, żeby wybadać jego słabości, ale ja w tym czuje drugie dno xD
OdpowiedzUsuńBiedny Draco co on musiał przeżyć. Ale dobrze że dał się Hermionie chociaż trochę wyleczyć. A Hermiona coraz bardziej się o niego martwi choć w czasie leczenia innych nie myślała o nim. Myślę że coraz bardziej się do sobie zbliżają ale Draco nie chcę jej zbyt skrzywdzić przywiązaniem i trzyma ten chłodny dystans 😔
OdpowiedzUsuńPrawie się popłakałam podczas czytania o tym, co ten psychopatyczny sadysta zrobił Draco! Tyle szczęścia w tym okrucieństwie, że rzucił taką fortunną klątwę, ale mimo wszystko... Oby zdechł, błagam, niech on zginie i przepadnie przy końcu tego opowiadania, bo inaczej nie będę mogła spać spokojnie :( Hermiona, biedna, kochana Hermiona, prawie ją zajechali przy leczeniu, a teraz jeszcze będzie się obarczała winą za to, co się stało Draco. I tak dużo mu pomogłaś! A ten piźnięty Zakon, który nawet po tym, co zobaczył na swoich kolegach uwolnionych z laboratorium Dołohowa, nadal nie zaczął przynajmniej ich zabijać, naprawdę sam się prosił o unicestwienie. Wszystko to poszło na marne przez ułomną szlachetność Pottera! Az się trzesę :/
OdpowiedzUsuńMała.