Muzyczna sugestia:

Agnes Obel - The Curse

Playlista Spotify: "Music to read Manacled to"

__________


Czerwiec 2002

Następnej nocy Hermiona wymknęła się z Grimmauld Place zaraz po kolacji, twierdząc, że potrzebuje więcej mleka z ulicznego targu w pobliżu.

Kiedy dotarła do chaty, stanęła w niej niezgrabnie, zastanawiając się, czy Draco się pojawi. Podejrzewała, że ​​nie spodziewał się, że uda jej się przybyć.

Aportował się nagle z ostrym trzaskiem, krzywiąc się.

Gapiła się na niego. W przeszłości zawsze przychodził w pełni ubrany: koszula, szaty i płaszcz na miarę. Chociaż dwukrotnie rozebrała go do pasa, w obu przypadkach były to głównie sprawy zawodowe, a on zaraz potem się ubierał.

Teraz jednak miał na sobie tylko spodnie i zapinaną na guziki koszulę. Wszystko w czerni. Brak warstw podkreślał, jak wysoki i gibki był. Wyglądał jak pantera. Czarny, opanowany i drapieżny.

Praktycznie rzecz biorąc, było to logiczne i skuteczne. Mniej warstw do usunięcia. Mniejszy ciężar naciskający na jego zranione plecy. Jednak było to dziwnie intymne.

Bezróżdżkowo przywołał krzesło i usiadł na nim okrakiem, przodem do oparcia, po czym zaczął rozpinać koszulę.

Syknął i sapnął pod nosem, gdy wykręcił ramiona, żeby ją z nich ściągnąć.

- Czy mniej boli? - powiedziała wahając się lekko, gdy położyła rękę na jego ramieniu. Jego skóra była nadal nienaturalnie zimna. Dotykanie go wywołało dreszcz strachu wzdłuż jej kręgosłupa, kiedy wzdrygnął się lekko, a jego mięśnie naprężyły się pod jej palcami.

- Nieznacznie - powiedział po chwili.

Machnięciem różdżki ostrożnie usunęła maść ze szczuroszczeta i dyptamu, a następnie zaaplikowała bardzo delikatne zaklęcie oczyszczające na wszystkie rany.

Draco szarpnął się i opuścił głowę na oparcie krzesła.

- Kurwa, Granger! - warknął, a jego kostki były białe od siły, z jaką ściskał oparcie krzesła.

- Już skończyłam - powiedziała w następnej chwili. - Przepraszam. Musiałam. Czarodzieje mogą być odporni na większość infekcji, ale nie wiadomo, do czego jeszcze używany był ten nóż. Albo dokładniej, jakie właściwości ma jad Nagini. Może on neutralizować twoją naturalną odporność na ból.

- Następnym razem mnie ostrzeż - powiedział lekko drżącym głosem.

- Przepraszam. Większość ludzi woli nie wiedzieć. Świadomość może pogarszać sytuację.

- Wolałbym wiedzieć.

Patrzyła na runy. Ogarnęło ją przeraźliwe uczucie zimna. Wątłe strużki Czarnej Magii znowu zaczęły się sączyć i wypływać z run. Spóźniła się. Runy nadal będą go zatruwać.

Z wahaniem położyła dłoń na ramieniu Draco.

- To… znowu będzie bolało. Czy... czy chcesz, żebym cię ogłuszyła?

Spojrzał na nią, uważnie przyglądając się jej twarzy. Coś w jego oczach błysnęło na chwilę, a wyraz jego twarzy stwardniał.

- Czy naprawdę ma to sens? - zapytał.

Hermiona wzdrygnęła się i spuściła wzrok.

- Spróbuję - powiedziała cicho.

Draco wpatrywał się w nią przez kolejną minutę, po czym lekko parsknął i pokręcił głową z niedowierzaniem, odwracając się.

- W porządku. Jeszcze jedna próba - mruknął zrezygnowanym tonem, po czym oparł głowę na oparciu krzesła.

Hermiona ponownie go ogłuszyła.

Usunięcie wszystkich śladów Czarnej Magii zajęło jej tylko kilka minut. Następnie rzuciła kilka zaklęć diagnostycznych, próbując przełamać warstwy rytuału i znaleźć coś, co mogłaby zdekonstruować i unieważnić.

Rytuał został domknięty.

Spóźniła się.

Przejechała palcami po jego plecach, zastanawiając się, co robić.

Musiał wiedzieć. Była prawie pewna, że miał świadomość, że runy w końcu go zabiją.

Stopniowy wyrok śmierci za pomoc dla Zakonu. Cokolwiek chciał osiągnąć, pomagając im, nie mogło być to długoterminową ambicją. Za cenę, którą zapłacił, wątpiła, by planował uzurpować Voldemorta. Nawet gdyby to zrobił, byłoby to dość krótkie panowanie.

Zakon go potrzebował. Pierwsza wojna czarodziejów trwała jedenaście lat. Kiedy powiedziała Moody'emu co zrobiono Draco i oznajmiła, że ​​zaoferowała mu uleczenie, ten odpowiedział jej, żeby zrobiła, co mogła.

Gdyby Hermiona nie mogła znaleźć sposobu na powstrzymanie erozji, mieliby ogromne szczęście, jeśli Draco wytrzymałby aż tak długo. Gdyby tak było, i tak byłby w tym stanie praktycznie do niczego.

Hermiona uniosła rękę do szyi. Przez kilka minut przemykała palcem po cienkim łańcuszku, zanim wyciągnęła amulet spod koszuli.

Spojrzała na mały słoneczny dysk. Następnie odpięła łańcuszek i zdjęła amulet. Przycisnęła do niego czubek swojej różdżki i odwróciła serię ochronnych zabezpieczeń i zaklęć, którymi go chroniła, po czym położyła go na podłodze. Mocno nadepnęła na amulet i poczuła, jak szkło dysku pęka pod jej piętą. Kiedy odsunęła stopę, pośród pokruszonego czerwonego szkła i poskręcanego metalu ujrzała mały biały kamień.

Nie dotknęła go. Machnięciem różdżki lewitowała kamień tak, by unosił się w powietrzu. Czuła emanującą z niego magię. Powietrze brzęczało. Wzięła Draco w ramiona, starając się nie wywierać żadnego nacisku na runy.

Potem przeniosła kamień i opuściła go na lewą stronę jego klatki piersiowej, wprost na nagą skórę.

Zaczął świecić, jaśniej i jaśniej, aż musiała zmrużyć oczy. Obserwowała, jak światło powoli zanurza się w jego ciele i zanika.


Hermiona patrzyła uważnie, zastanawiając się, czy wydarzy się coś jeszcze. Czy były jakieś natychmiast zauważalne efekty. Nie posiadała zbyt wielu informacji o tym, jak działał ten proces.

Przeprowadziła diagnostykę i zbadała go. Draco cierpiał na długotrwały niedobór snu i żył na dużej dawce najwyższej jakości środków przeciwbólowych. Miał też uszkodzone mięśnie od Cruciatusa, a runy nadal stanowiły niezrozumiałą, zniekształconą koncentrację ran, trucizny i rytualnej klątwy. Zaklęcie diagnostyczne nie wskazywało na nic innego. Pomyślała, że było to dość jasne. Że tak powinno to działać.

Po minucie, kiedy nic więcej się nie wydarzyło, ostrożnie pochyliła Draco do przodu na krześle, opierając jego czoło o oparcie tak, jak wcześniej.

Znów nałożyła maść, którą zrobiła, wciskając ją w rozcięcia najdelikatniej jak tylko potrafiła. Po wszystkim rzuciła na jego barki zaklęcie bariery i kilka innych czarów ochronnych.

Następnie wsunęła resztki amuletu do kieszeni i wybudziła Draco.

Podniósł gwałtownie głowę i wstał. Hermiona delikatnie wciągnęła koszulę na jego ramiona. Spoglądał na nią, gdy zapinała guziki, a potem poprawiała materiał, po czym sama na niego spojrzała. Wyraz jego twarzy wręcz emanował zmęczeniem.

Odruchowo wyciągnęła rękę i dotknęła jego policzka. Poczuła, jak jego szczęka lekko drgnęła pod jej dłonią, kiedy studiowała wyraz jego twarzy. Odniosła wrażenie, że ​​jego skóra była trochę mniej zimna.

Jego oczy błyszczały, a kącik ust drgnął, jednak nie odtrącił jej dłoni.

- Muszę iść - powiedziała. - Zobaczymy się jutro wieczorem.

Draco nic nie powiedział, kiedy wyszła z chaty i aportowała się.

Następnej nocy z run nie wypływała już ani trucizna, ani Czarna Magia. Hermiona nic nie powiedziała, gdy usunęła starą maść, oczyściła nacięcia, nałożyła nową warstwę maści, a następnie ostrożnie powtórzyła wszystkie zaklęcia.

Każdej nocy Draco milczał. Spinał się i sapał lekko z bólu, gdy oczyszczała rany. Rzadko mówił cokolwiek, chyba, że Hermiona zadała mu konkretne pytanie.

- Czy nie będzie to podejrzane… że ktoś cię leczy? - zapytała nagle po kilku dniach.

Draco zamarł na chwilę, po czym zaśmiał się słabo.

- Czy właśnie teraz przyszło ci to do głowy?

Hermiona zarumieniła się.

- Zwykle to nie jest to coś, co mnie interesuje.

Potrząsnął głową.

- Nie ma żadnych nakazów, które ograniczałyby mnie w uleczaniu samego siebie. Jeśli jakoś sobie z tym poradzisz, nie będzie to pierwszy raz, kiedy coś mi się uda wbrew nieprawdopodobnie niskim szansom - odparł, a jego wargi lekko się wykrzywiły. - Więc jak najbardziej, możesz dalej szturchać je różdżką.

Hermiona kontynuowała bez słowa.

Ku swojej urazie odkryła, jak rzadko ktoś zwracał uwagę na jej przyjścia i wyjścia. Nie potrzebowała nawet wymówek, by każdego wieczoru móc opuszczać Grimmauld Place.

Harry, Ron i Ginny udali się na misję, by zbadać nowy trop dotyczący horkruksów. Hermiona zdała sobie sprawę, że za życie Voldemorta zaginęło kilka artefaktów założycieli Hogwartu. Zakon wyznaczył więc Harry'ego, by spróbował na nie polować. Hermiona podejrzewała, że ​​Kingsley i Moody mieli bardzo niewielką nadzieję, że Harry cokolwiek znajdzie. Pomyślała, że ​​to prawdopodobnie tylko sposób na powstrzymanie Harry'ego przed naleganiem na walkę w każdym możliwym pojedynku.

Dzięki informacjom dostarczonym przez Draco, Moody i Kingsley zaczęli rozważać bardziej ryzykowne i ambitne ataki. Decyzje były częściowo spowodowane możliwościami, które Draco dał Zakonowi, ale przede wszystkim dlatego, że sytuacja była na tyle tragiczna, że ​​Zakon musiał albo zacząć podejmować większe ryzyko, albo przyznać, że nie może wygrać wojny.

Pomimo sukcesu ostatniego ataku Zakonu, przedsięwzięcie to również poważnie ich cofnęło.

Mieli setki nowych wojowników do wykarmienia i schronienia, gdy jednocześnie ich wszelkie zasoby stopniowo wysychały. Uścisk Voldemorta stawał się silniejszy i coraz bardziej wpływał na całą Europę. Francuski Ruch Oporu prawie zniknął. Otrzymali wiadomość, że Hagrid i Olimpia Maxime zostali schwytani i straceni wkrótce po ataku na więzienie. Cała Europa Wschodnia znajdowała się pod ścisłą kontrolą Śmierciożerców, podczas gdy kraje Europy Północnej były tak zajęte utrzymywaniem się z daleka od napierających sił Voldemorta, że ​​nie miały zbyt wiele wsparcia, które mogłyby im zaoferować.

Zakonowi kończyły się pieniądze. Kończyły się zasoby. Próbowali wykarmić armię osobistymi oszczędnościami i tajnymi darowiznami. Bojownikom Ruchu Oporu trudno było utrzymać pracę w mugolskim świecie.

Hermiona prawie całkowicie opróżniła swoje konto bankowe, osobiście płacąc za zapasy eliksirów, ponieważ Zakon był zmuszony wielokrotnie obcinać jej budżet, nawet gdy zapotrzebowanie na mikstury leczące gwałtownie wzrosło.

Jeszcze nie głodowali. Jednak Hermiona zaczęła nabierać podejrzeń co do tego, jak Kingsley osiągał coś takiego.

Czasami wątpiła, czy nawet pokonanie Voldemorta wystarczy. Gdyby umarł, pozostawiając po sobie kontrolę, jaką obecnie posiadali Śmierciożercy, istniała duża szansa, że ​​ktoś po prostu wkroczy na jego miejsce, by go zastąpić.

Zawsze kiedy to rozważała, jej myśli natychmiast wędrowały do Malfoya.

Tak naprawdę nie widziała jeszcze żadnej pełnej demonstracji jego umiejętności, ale na podstawie wszystkiego, co wiedział o nim Zakon, uznawano go za jednego z prawdopodobnych kandydatów do przejęcia władzy w przypadku śmierci Voldemorta.

Moody i Kingsley byli niemal pewni, że był to prawdziwy motyw Draco co do szpiegowania dla Zakonu.

Według Severusa, Mroczny Znak miał kilka ról. Pozwalał Voldemortowi wzywać do siebie swoich zwolenników, gdziekolwiek się znajdowali. Umożliwiał mu on także szybkie zlokalizowanie wszystkich naznaczonych. Nie mogli zbiec. I wreszcie, Mroczny Znak uniemożliwiał swoim nosicielom zaatakowanie ich własnego pana. Nawet jeśli Malfoy myślał, że posiada zdolność zabicia Voldemorta, nie mógłby użyć przeciwko niemu magii, a przynajmniej nie śmiertelnej. Draco potrzebowałby kogoś innego do zadania śmiertelnego ciosu.

Hermiona czasami myślała, że zostanie kolejnym Czarnym Panem rzeczywiście mogło być motywem Draco, ale po ujrzeniu run, zaczęła kwestionować ten wniosek. Było w nim coś bardziej gniewnego i zgorzkniałego od ambicji. Śmiertelność i zimna wściekłość były raczej desperacją, niż dumą.

Kiedy powiedziała Moody'emu, że Draco nie zażądał od niej Wieczystej Przysięgi, błysk w oku Szalonookiego sprawił, że zaczęła podejrzewać, iż zamierzał on w pewnym momencie użyć jej do zabicia Draco.

Starała się o tym nie myśleć.

Nie mogła myśleć o zabiciu go.

Nie mogła stać nad nim noc w noc, próbując leczyć wyryte w jego ciele runy i myśleć o zamordowaniu go, kiedy przestanie być przydatny. Taka chłodna kalkulacja przekraczała nawet jej zdolności strategiczne.

Jej palce lekko drżały, kiedy na nowo nakładała zaklęcia ochronne na rany. Próbowała użyć bandaży, ale jad zbyt mocno na nie reagował.

- W porządku. Skończone - powiedziała cicho, naciągając lekko koszulę na jego ramiona.

Kiedy wyszła, nie aportowała się z powrotem na Grimmauld Place. Zamiast tego ruszyła ścieżką w stronę Whitecroft.

Rany Draco wżerały się w jej bezstronność. Powodowały, że zaczynała zbaczać z celów swojej misji.

Śmierciożerca. Morderca. Szpieg. Cel. Narzędzie.

Powtarzała sobie tę listę raz po raz. Jednak jej przekonanie i determinacja brzmiały pusto.

Znalazła strumień i patrzyła, jak płynąca woda lśni w świetle księżyca. Próbowała zmusić się do oczyszczenia swojego umysłu. Wepchnęła ręce do kieszeni, a potem syknęła i gwałtownie wyszarpnęła prawą rękę. Stwierdziła, że ​​jej palec wskazujący lekko krwawi. Fragment szczątków amuletu przebił skórę. Zapomniała o nim.

Wyciągnęła z kieszeni resztę odłamków i wrzuciła je do strumienia, po czym uleczyła rozcięcie.

Zabił Dumbledore'a - przypomniała sobie. Prawdopodobnie próbował zostać kolejnym Czarnym Panem.

Śmierciożerca. Morderca. Szpieg. Cel. Narzędzie.

Ale wtedy pomyślała o jego oskarżeniach: że wiedziała, co się z nim stanie. Że tylko udawała, że ​​obchodzi ją, że jest ranny. Że prawdopodobnie miała nadzieję, że umrze, kiedy nie będzie już przydatny. Gorycz i rezygnacja jego głosu zaczynały ją prześladować.

Może spodziewał się, że pewnego dnia ona go zdradzi.

Ta myśl sprawiła, że ​​coś w środku Hermiony pękło. Czuła jakby coś niewielkiego uszkodziło jej narządy wewnętrzne.

Dlaczego nie kazał jej złożyć Wieczystej Przysięgi?

Czego chciał? Otaczająca go tajemnica nieustannie przyciągała jej myśli do jego osoby. Obsesja na punkcie każdego szczegółu. Próbowała zrozumieć, co doprowadziło do tych wszystkich niekonsekwencji w jego zachowaniu.

Nacisk, jaki wywierał na ich relacje, był jak przypływ. Jego arogancja i samotność. Nie lubił jej, pomimo rzekomej „fascynacji”, która skłoniła go do zażądania jej. Często wydawał się żałować, że musi mieć z nią cokolwiek wspólnego.

Ale był tak odizolowany. Nie mógł się zmusić, by ją całkowicie odepchnąć, kiedy dawała mu możliwość poddania się.

Było tak, jak powiedział Severus. Była błędem z jego strony. Chociaż wydawał się podejrzewać jej manipulację, remis był nieunikniony i najwyraźniej nie do odparcia.

Draco nie był jedynym, który wpadł w oczywistą pułapkę.

Wiedziała, że ​​ją wykorzystuje. Wykorzystywał Zakon. Wiedziała, że ​​był manipulantem. Kimś okrutnym, niebezpiecznym i odpowiedzialnym za śmierć niezliczonej ilości ludzi. Ale kiedy próbowała go rozwikłać, stawał się coraz bardziej tragiczny i przerażająco ludzki.

Przycisnęła dłonie do oczu i wzięła głęboki oddech, próbując pozbyć się współczucia.

Czuła, że ​​gdyby tylko poznała jego motywację, byłaby w stanie zerwać tę cienką nić sympatii. Wykorzenić ją z miejsca, w którym zaczęła w niej rosnąć.

Nie czuła się winna, że ​​nim manipulowała, ale nie była pewna, czy jest na tyle zdecydowana, by w końcu móc go zabić.

Czasami gorzko zastanawiała się, czy Moody i Kingsley uważają ją za osobę mającą jakieś ograniczenia. Że mogli uczynić ją dziwką, a potem mordercą. Czy po prostu z góry założyli, że właśnie tego by chciała?

Czasami wydawało jej się, że prowadzą ją wprost do piekła i patrzą, jak przechodzi przez jego bramy. Zastanawiała się, jak bardzo byli zadowoleni z posiadania narzędzia, które będzie cierpieć w sposób, w jaki tego potrzebowali.

Moody był jej opiekunem. Radził sobie z nią. Bez względu na ślad wahania, jaki w sobie miał gdy po raz pierwszy poprosił ją, by oddała się Malfoyowi, ruszył dalej. Była przydatna. Znakomity pionek dla Zakonu. Klucz do celu, którego naprawdę chcieli.

Malfoy.

W porównaniu z wartością osoby, jaką był Draco, Hermiona była akceptowalną stratą.

Jeśli Harry i Voldemort byli królami po obu stronach planszy, to Malfoy był królową Voldemorta. Zdobycie go było warte poświęcenia prawie każdego innego elementu w zestawie. Był nieograniczony i śmiertelny. Istotny.

To miało sens. Strategicznie dostrzegła logikę. Rozumiała konieczność.

Ale na poziomie osobistym bolało ją to tak głęboko, że ledwo mogła oddychać.

Nienawidziła siebie.

Nienawidziła Moody'ego. Nienawidziła Kingsleya.

Będą brać i brać, a kiedy wojna się skończy, ona nie zostanie niczym innym, niż tylko garstką popiołu.

Ale oni tak naprawdę nie brali. Ona im to oferowała. To nie było tak, jakby wymagali od niej czegokolwiek, czego nie byłaby skłonna zrobić.

Dla Harry'ego i Rona - przypomniała sobie. To będzie tego warte.

Ale coś w niej było tak, jakby wojna ją zepsuła. Wykręcała się. Przekształcała się w stworzenie, które wydawało się być wszystkim, czego nienawidziła.

Ciemność wdziera się do twojej duszy - tak zawsze powtarzał Harry.

Nieważne, jak niewątpliwie osądzała ​​Draco za zabicie Dumbledore'a. Gdyby w przyszłości do sprzedała, wyobrażała sobie, że należałaby do znacznie niższego poziomu piekła niż on.

Ale nadal by to zrobiła.

Minerwa miała rację. Hermiona była gotowa się potępić, jeśli oznaczało to wygranie wojny.

Zsunęła się z brzegu potoku, zebrała kilka kamieni i zaczęła układać je w stos.

Przed ślubem jej matka dużo podróżowała. Kiedyś opowiedziała Hermionie, jak w Korei ludzie gromadzą kamienie, z których każdy reprezentuje ich poszczególne życzenia i modlitwy.

Matki budowały wielkie wieże modlitewne za swoje dzieci.

Jako dziecko, Hermiona budowała takie stosy na swoim podwórku, tworząc wiele modlitw za prawdziwych przyjaciół. Szczerych modlitw, które pozostawały bez odpowiedzi przez lata, zanim w końcu dotarła do Hogwartu.

Hermiona położyła dwa duże kamienie fundamentowe symbolizujące Harry'ego i Rona.

Niech żyją - modliła się. Niech przeżyją tę wojnę. Proszę, nie pozwól mi ich stracić.

Potem położyła kamień dla Ginny. Potem dla Freda, George’a, Charliego, Billa, Molly i Artura.

Percy zginął podczas przejęcia Ministerstwa.

Niech żyją - szepnęła.

Dodała kamienie dla Remusa i Tonks, Neville'a, Poppy i Severusa, Minerwy i sierot z Caithness. Bała się, że byłaby zbyt samolubna, gdyby uwzględniła wszystkich z Zakonu i Ruchu Oporu. Stos był nieco niestabilny.

Podniosła ostatni kamień i zawahała się.

Gdyby stos upadł, modlitwy się nie spełnią.

Spojrzała na ostatni kamień, delikatnie muskając go palcami. Było zimno, a zwątpienie powoli zanikało, jednak ona ciągle się wahała, obracając go raz po raz w swoich dłoniach. Wyciągając go, a następnie cofając i przytrzymując dłużej.

Może nie powinna go tam umieszczać.

Może to było samolubne.

Prawie włożyła go z powrotem do strumienia.

Potem przygryzła wargę i umieściła go na szczycie.

Jeśli istnieje jakiś sposób, nie czyń mnie odpowiedzialną za śmierć Draco - modliła się.

Stos zachwiał się, ale nie upadł. Wypuściła ostre westchnienie ulgi i prawie się rozpłakała.

Umyła ręce w strumieniu i spojrzała na zbudowaną przez siebie wieżę.

To był głupi, przesądny rytuał. To nic nie znaczyło.

Oddała wojnie praktycznie wszystko, ale nie wystarczająco wiele. Przesądy wydawały się być wszystkim, co jeszcze jej zostało.

Rzuciła wokół kamieni zaklęcie ochronne odstraszające mugoli i aportowała się.

Leczyła Draco, noc po nocy. Jad w połączeniu z magią runiczną sprawił, że jego rany były jednymi z najokrutniejszych, jakie kiedykolwiek spotkała. Bez względu na to, co robiła, nadal pozostawały świeże. Powinien był leżeć w szpitalu, albo w łóżku, a nie aportować się, szpiegować i robić cokolwiek, co nakazał mu Voldemort.


Przeszukiwała stare podręczniki uzdrowicielskie i nie spała do późnej nocy warząc eliksiry, które, jak miała nadzieję, pomogą uleczyć lub przynajmniej złagodzić ból. Jednak nic, czego próbowała, nie działało. Jad Nagini był zasadniczym środkiem neutralizującym dla wszelkich rodzajów uzdrawiania, zarówno magicznych jak i niemagicznych.

Powinien w końcu ustąpić. Kiedy Artur został ugryziony przez Nagini w ministerstwie, jad zaniknął po kilku dniach stosowania eliksiru uzupełniającego krew. Jednak magia runiczna współdziałała z jadem i utrzymywała go w nacięciach. Hermiona nie mogła tak po prostu wyciągnąć go z organizmu Draco.

Mogła tylko napakować rany Wyciągiem z Dyptamu i szczuroszczeta i powstrzymywać infekcję, dopóki jad sam nie zaniknie.

Draco po raz pierwszy od kilku tygodni, w końcu się do niej odezwał.

- Uważaj, gdy będziesz zbierać składniki - powiedział nagle, kiedy nakładała mu koszulę na ramiona.

Przerwała.

- Uważam. Wysyłam zaklęcia wykrywające za każdym razem, gdy się gdzieś aportuję. Upewniam się, że w pobliżu nie ma żadnych osłon przeciw aportacji. Całe moje ubranie jest zamaskowane.

- Czarny Pan chce, aby Zakon został zniszczony w ciągu najbliższego roku. Jest coraz bardziej pewny swojej pozycji w pozostałej części Europy. Koncentruje swoje wojska i sprowadza nowe wsparcie.

Hermiona poczuła, jak jej ciało przeszył lodowaty dreszcz niepokoju.

- Tak przy okazji… Właśnie dostałem mantykorę. Nie mam zielonego pojęcia, co z nią zrobić.

Oznajmił to w taki nieformalny sposób, jakby dostał niechcianego spaniela, a nie jedno z najbardziej śmiercionośnych, pół-świadomych czarnomagicznych stworzeń w czarodziejskim świecie.

- Dostałeś mantykorę? - powtórzyła. Musiała wymusić słowa, gdy czuła, jak ​​jej klatka piersiowa powoli zaciska się z przerażenia.

- Powiedziano mi, że jest tylko w połowie wyrośnięta. McNair poinformował mnie, że została już dostarczona do mojego dworu - dodał z irytacją, zapinając koszulę.

- Czy możesz ją zabić? - zapytała, patrząc, jak jego blada skóra znika pod czarnym materiałem.

- Cóż… wątpię, żeby to było zamierzone, ale nie zawierała dodatkowej instrukcji.

- Krew mantykory jest odporna na większość magii. Prawdopodobnie mógłbyś za jej pomocą stworzyć bardzo przydatną broń.

Odwrócił się i spojrzał na nią.

- Na przykład jaką?

Hermiona zawahała się, po czym sięgnęła do przodu, aby dokończyć zapinanie jego koszuli i poprawianie kołnierzyka. Stali tak blisko siebie, że ich ciała prawie się stykały. Czuła zapach cedru w jego ubraniu i ostrożnie położyła dłoń na jego piersi, na sercu, czując bicie tętna pod palcami. Na chwilę przygryzła wargę, po czym spojrzała na niego. Jego usta wykrzywiły się w słabym rozbawieniu, gdy patrzył na nią z góry, a jego oczy pociemniały, gdy spojrzała wprost na niego.

- Czytałam, że kute noże lub groty strzał goblinów nasączone jadem mantykory mogą przecinać zaklęcia tarczy - powiedziała powoli. - Odzież nasączona krwią byłaby odporna na prawie każdą magię. Tak, jak odzież ochronna, ale jej magia nigdy nie zniknie.

Oczy Draco zwęziły się.

- I co z tego? - zapytał, obserwując ją uważnie. - Myślisz, że powinienem zabić swój prezent od Czarnego Pana, a następnie użyć go do stworzenia zaklętych przedmiotów dla Zakonu?

- Nie - powiedziała, odsuwając rękę i spoglądając w dół. - Nawet gdybyś chciał, nie byłabym w stanie wyjaśnić ci, jak je uzyskać. A większość członków i tak by ich nie używała. W końcu mantykory to istoty czarnomagiczne - dodała z goryczą. Zamilkła na chwilę, po czym wzięła gwałtowny oddech. - Większość bojowników Ruchu Oporu zginęłaby, gdyby wpadli na mantykorę na polu bitwy. Prawdopodobnie mamy niecałą setkę osób, które wiedziałyby, jak zabić to zwierzę i byłyby w stanie to zrobić. Więc… gdybyś mógł wymyślić pretekst do pozbycia się jej, zanim twój pan zdecyduje się ją uwolnić, byłoby lepiej.

Przysunęła się jeszcze bliżej i nerwowo dotknęła grzbietu jego dłoni.

Błagałaby, zrobiłaby wszystko, żeby go przekonać.

Ostro odciągnął swoją dłoń od jej dotyku i przez chwilę przygotowywała się na wybuch jego irytacji. Potem jednak złapał ją za podbródek i odchylił jej głowę do tyłu, aż ich oczy się spotkały. Przez chwilę przyglądał się jej twarzy, a ona patrzyła na niego.

Pochylił się ku niej, aż pomyślała, że ​​zamierza ją pocałować.

- Zawsze jesteś taka pragmatyczna - szepnął, a ona poczuła, jak słowa ocierają się o jej usta.

Potem gwałtownie puścił jej podbródek i odsunął się. Jego oczy błyszczały, gdy zauważył jej zmieszanie.

- Nie umieraj, Granger. Mogę za tobą zatęsknić - powiedział Draco, uśmiechając się lekko, zanim zniknął z trzaskiem.
_____


Wszelkie ilustracje do tego opowiadania zostały stworzone przez Avendell.

6 komentarzy:

  1. Nie ukrywam, że serio mam nadzieję, że zatrzymała rozwój tej cholernej klątwy w jego organizmie, no ale skoro żyje, to chyba się udało. Nie rozumiem ich relacji i pewnie jeszcze długo nie zrozumiem, ale jest w niej coś naprawdę intrygującego i pięknego. Owszem, obydwoje nawzajem się wykorzystują. Ona czerpie od niego informacje, a on prawdopodobnie może chcieć faktycznie sięgnąć po władzę, jeśli jego pomoc okaże się bardzo przydatnym narzędziem w ostatecznym powstrzymaniu Voldemorta i zabiciu go. Ale jest w tym coś prawdziwego. Hermiona nie chce go zabijać. Boi się, że jednak po wszystkim będzie musiała to zrobić. Zastanawia się praktycznie cały czas, czy jest jakiś głupi haczyk w tym, że nie zawiązali Wieczystej Przysięgi. Przecież tak byłoby wygodniej dla obydwojga z nich. On jej nie zabije i ona jego też. Czy nie czuliby się w ten sposób pewniej? Cholera, ze strony Hermiony i tak zaczyna pojawiać się pewnego rodzaju zaangażowanie. Poświęciła dla niego swój amulet ochronny. Zrobiła to z własnej i nieprzymuszonej woli. Chcę go uratować, ale czy tylko na pewno dlatego, że jest cenną zdobyczą dla Zakonu? Że mają pełno informacji, które mogą wykorzystać dla swojego zysku? Bo Moody kazał jej utrzymać go przy życiu? Po części może tak, ale sama zauważyła jak biedny był. Zagubiony i tragiczny w swojej postaci.
    Trzymam kciuki za egzamin ❤️😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Hermiona tylko analizuje analizuje analizuje chociaż może to dobrze bo dochodzi do wielu wniosków. Ale ona za bardzo się poświęca zakonowi chyba najbardziej ze wszystkich tych członków ruchu oporu. Draco dzielnie się trzyma 😏

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh Analiza Draco Malfoya i jego możliwych motywów 😁 pasuje mi to do Hermiony, ale trochę mam jej za złe że myśli o konsekwencjach dopiero po czasie...
    Och zaczyna iskrzyć między nimi i to jest super 😁
    A to pożegnanie aż sie wzruszyłam 😍

    OdpowiedzUsuń
  4. Że też Hermionie nie pękła jeszcze głowa od takiej ilości myśli, to ja jestem w szoku i pełna podziwu ;) Martwi mnie jednak bardziej ten niekończący się jad na plecach Draco - cokolwiek zrobiła Hermiona z tym kamieniem to prawdopodobnie pomogło, skoro w późniejszym czasie nie czuła od niego Czarnej Magii, ale mimo wszystko jestem pełna obaw co do tego, czy uda jej się skutecznie wyciągnąć ten jad z jego ran. A do tego to rosnące, hm, przywiązanie do siebie? Jakaś nitka porozumienia? Bo uczucia to chyba za dużo powiedziane, chooociaż to by usprawiedliwiało Hermionę i jej rzekomy syndrom sztokholmski w późniejszym czasie, który mógł być faktycznym zakochaniem. Strasznie to wszystko intrygujące i opowiadanie faktycznie zaskakuje, nawet chyba bardziej niż Gloriana, dlatego staram się niczego z góry nie zakładać, bo czuję, że rozwiązanie i tak mnie mocno... zaskoczy? :D
    Mała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję że Hermionie uda się uleczyć Draco z run. Jedno się wyjaśniło, przynajmniej taki mój mały domyśl - mianowicie kto zabił Umbridge i w jaki sposób strzała ominęła bariery. W takim razie nie taki zły Malfoy jak go malują. Z jednej strony uwielbiam go jest taki niedostępny, samotny, zagubiony, z drugiej morderca... Jestem bardzo ciekawa jak to dalej będzie się rozwijać. Cóż najbardziej zastanawiam się nad tym dlaczego złożył obietnice zamordowania wszystkich członków Zakonu, nie potrafię tego jeszcze rozgryźć. Analizy Hermiony, migrena u niej murowana, aczkolwiek jej wnioski rozbudzają wyobraźnię, że sama zaczynam się zastanawiać nad wieloma kwestiami. Zauważyłam jakby początki współpracy, iskrzenia... To by wyjaśniało mój poprzedni tok myślenia przy pierwszej części. Każdy rozdział trzyma w napięciu, karty odkrywane są bardzo powoli, czuje, że jeszcze nie raz się zaskoczę. Oczywiście droga autorko, podziwiam tłumaczenie i mam nadzieję że chociaż te kilka komentarzy które tu zostawiam są podziękowaniem. Na prawdę dziękuję, gdyby nie Ty na pewno nie brałabym się za angielski oryginał. Podziwiam Twoja rzetelność i ogromny wkład pracy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podtrzymuję że pewnie Draco stoi za atakiem na Umbridgde �� Poza tym podoba mi się że nic tutaj nie jest po prostu czarne albo białe. Draco jest przedstawiony od samego początku jako ten zepsuty do szpiku kości morderca, pupilek Czarnego Pana a jednak bardzo powolnym tempem wychodzą z niego też jakieś neutralne cechy, bo póki co za samo obcowanie z Hermioną ciężko mi nazwać to pozytywem. /A.

    OdpowiedzUsuń