Tydzień później Hermiona wstała jeszcze wcześniej, aby wyruszyć na poszukiwania składników. Zebrała fiolki i woreczki oraz w pełni zabezpieczyła je, zanim spakowała wszystko do swojej torby. Nie mogła sobie pozwolić na ponowne zmarnowanie tygodniowego zapasu.
Kiedy aportowała się do chaty, wzięła kilka głębokich oddechów, próbując przygotować się przed otwarciem drzwi. Doszła do wniosku, że istnieje całkiem spora szansa, że Malfoy powtórzy dziś tę samą metodę pojedynków.
Okrutny, pełen zadowolenia błysk w jego oczach, gdy schował różdżkę tydzień wcześniej, sprawił, że całkowicie się tego spodziewała.
Kiedy przybyła, pokój był pusty.
Położyła torbę w rogu i zabezpieczyła ją zaklęciem. Potem stała i czekała. Nerwowo stukała palcami w udo. Poczuła się prawie słabo.
Nienawidziła czekać. Nienawidziła bać się rzeczy. Jej umysł zawsze szalał, wypełniony możliwymi scenariuszami tego, co mogło się wydarzyć. Zwykle jej wyobraźnia była gorsza niż rzeczywistość.
Malfoy miał niezwykły talent do stresowania jej na każdym kroku.
Spóźniał się już prawie pięć minut.
Nie była pewna, czy powinna dalej czekać. Powiedział, że będzie czekał na nią tylko pięć minut, ale nigdy nie wspomniał nic o tym, jak długo spodziewał się, że ona będzie na niego czekać. Nie sądziła, że zamierza porzucić Zakon tylko dlatego, że w końcu ją przeklął.
Czuła się niemal słabo z niepokoju. Nie mogła…
Nie miała zamiaru siedzieć i bezczynnie czekać, aż znowu ją zaatakuje.
Odwróciła się gwałtownie, zdjęła zabezpieczenia z torby i przerzuciła ją przez ramię. Właśnie przechodziła przez drzwi, kiedy z cichym trzaskiem pojawił się w pokoju.
Zatrzymała się i spojrzała na niego. Sam jego widok sprawił, że poczuła się jakby tonęła. Czuła, jakby coś utknęło jej w gardle i ledwo mogła to przełknąć.
Patrzył na nią. Nie wyglądał na zirytowanego. Wyglądał... niezręcznie.
- Spóźniłem się - powiedział.
Skinęła głową i wróciła do chaty, zamykając drzwi. Nastąpiła głucha cisza.
- Znowu to samo co w zeszłym tygodniu? - zapytała cicho, odwracając się od niego.
- Nie - odparł tak gwałtownie, że spojrzała na niego ostro.
Westchnął i przeczesał palcami włosy. Był to najbardziej jawny gest dyskomfortu, jaki kiedykolwiek u niego widziała.
- Przesadziłem - powiedział. Nie były to przeprosiny. - Więcej ci tego nie zrobię.
- W porządku - zgodziła się automatycznie, wcale mu nie ufając. Była pewna, że gdyby miał wystarczająco dużo czasu, poczyniłby nowe mściwe plany, które mógłby zracjonalizować.
Patrzył na nią przez kilka sekund. Hermiona podejrzewała, że nadal ma ona lekko zraniony wyraz twarzy. Z jakiegoś powodu, bez względu na to, jak wiele oklumencji używała, nie była w stanie całkowicie zatrzeć swoich emocji.
Otworzył usta, jakby chciał powiedzieć coś innego, ale potem przełknął słowa.
- Co? - zapytała gorzko. Najgorsze było przygotowanie się na to, co zamierzał zrobić.
- Powiedziałem, że nie zamierzam cię skrzywdzić - powiedział cicho. - A potem i tak to zrobiłem. Przepraszam.
Spojrzała na niego zmieszana. Był takim stosem sprzeczności.
- Zawsze spodziewałam się, że to zrobisz.
Jego oczy błysnęły, przepełnione irytacją. Ach, najwyraźniej znowu uraziła jego przewrażliwiony kodeks moralny.
- A jednak jesteś tutaj - powiedział.
- Tak. - Wzruszyła ramionami i spojrzała mu w oczy. - Ponieważ jeśli Zakon przegra tę wojnę, ja umrę. I Harry, i Ron, i Ginny i wszyscy inni, których znam. A więc… bycie zranioną przez ciebie nie ma dla mnie znaczenia.
- Nie, chyba nie - zgodził się z chłodnym wyrazem twarzy.
- Jeśli masz zamiar zrobić to ponownie, po prostu to zrób. Nie rób z tego farsy, każąc mi walczyć - powiedziała sztywno. - Po prostu działaj.
Jego usta wykrzywiły się lekko. Jego wściekłość nagle wzrosła i uniosła się nieco bliżej powierzchni. Hermiona zebrała się w sobie.
Nagle ucichł.
- Pierwszą rzeczą, nad którą musimy popracować, jest twój cel - powiedział, zmieniając temat.
- W porządku.
Wyciągnął różdżkę i wyczarował manekina do ćwiczeń. Wyrył zaklęciem duże X na środku, a następnie wysłał go na drugi koniec pokoju.
- Jakiekolwiek zaklęcie wybierzesz, po prostu rzuć je dziesięciokrotnie. Chcę zobaczyć twoją dokładność - poinstruował.
Odłożyła torbę i stanęła obok niego, doskonale świadoma jego bliskości.
Cel znajdował się jakieś piętnaście stóp dalej.
Wycelowała w X i rzuciła na niego ogłuszacz, zaklęcie petryfikujące, kilka czarów żądlących i zaklęcie unieruchamiające. Trafiła osiem na dziesięć razy, ale tylko cztery z nich uderzyły bezpośrednio w X.
Zatrzymała się i przygotowała na zjadliwą krytykę Malfoya. Milczał, co było jeszcze gorsze.
- Zajmujesz się głównie zaklęciami leczącymi, prawda? - zapytał w końcu.
- Tak - powiedziała sztywno Hermiona.
- Tak myślałem - powiedział i skinął głową w zamyśleniu. - Twoja technika zaklęć jest w porządku, ale jesteś tak precyzyjna, że niepotrzebnie skupiasz uwagę na kontrolowaniu końca różdżki. Przez to zapominasz potem o koncentracji na wskazanym celu. Klątwy nie wymagają tak dużej kontroli motorycznej. Większość z nich nie wymaga skomplikowanych ruchów różdżką. Twoja nadmierna uwaga wyrządza ci krzywdę w walce.
- Oh…
- Z drugiej strony jest to dość łatwa rzecz do naprawienia. Dużo trudniej jest wyszkolić słabego rzucającego. Spróbuj klątwy, wymagającej skomplikowanego ruchu różdżki i pamiętaj, aby celować jej końcem, kiedy zakończysz inkantację.
Hermiona rozejrzała się w myślach za klątwą ze skomplikowanym ruchem. Malfoy miał rację, większość klątw była prosta. Poza dźganiem i cięciem, rzadko było w nich coś więcej. Nie zdawała sobie sprawy, jakim odwróceniem w technice był ten szczegół w czarach leczących.
Przypomniała sobie zaklęcie.
Biorąc głęboki oddech, rozpoczęła ruch i upewniła się, że jej różdżka znajduje się nad X, gdy ostatnie słowa inkantacji wymknęły się jej z ust.
Szkarłatne światło przemknęło przez pokój i wylądowało prosto na X. Mały strumień gorącej, czarnej smoły natychmiast eksplodował z miejsca, w którym zaklęcie zetknęło się z manekinem. Gdyby to była rzeczywista osoba, smoła wytwarzałaby się sama, ale na manekinie ćwiczebnym jej strumień natychmiast ustał.
Malfoy zachichotał.
- Ojej, ojej, Granger. Czy twój Zakon akceptuje klątwy, które znasz?
- Nie - powiedziała Hermiona gorzkim głosem. Nie było sensu kłamać. Śmierciożercy nie mogli być nieświadomi tego, że Ruch Oporu używał niemal wyłącznie zaklęć nieśmiercionośnych.
- Tak myślałem. Powiedz mi, Granger, czy chcesz kogoś zabić? - zapytał Malfoy, wpatrując się w nią uważnie.
Spojrzała na niego, napotykając jego oczy. Był tylko o kilka cali od niej. Wyraz jego twarzy przypomniał jej chwilę, zanim go pocałowała. Celowość. Rozbawienie.
- Nie chcę być okrutna. Ale… Jeśli będę mieć wybór między mną, a nimi, albo między ochroną kogoś, na kim mi zależy, to zrobię to.
Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym uśmiechnął się słabo. Zimna śmiertelność jego oczu zabłysła i Hermiona nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo blisko siebie stali.
- Tak właśnie sądziłem - powiedział cicho, po czym odwrócił się, by ponownie spojrzeć na cel. - Jeszcze dziesięć zaklęć. Sprawdź, czy twoja dokładność poprawi się teraz, gdy już rozumiesz, dlaczego jej brakowało.
Hermiona rzuciła przez pokój kolejną serię prostych klątw i za każdym razem trafiała w manekina, sześć razy bezpośrednio w X.
- Kontynuuj - poinstruował ją Malfoy.
Ciągle rzucała, ale rozproszyła się lekko, kiedy stanął za nią i nie mogła go już zobaczyć.
- Rzucaj dalej - jego głos był tuż za nią.
Hermiona wyprostowała się i próbowała kontynuować rzucanie, ale nerwowość spowodowana niemożnością zobaczenia go, podczas gdy wciąż była w stanie czuć, że jest blisko, doprowadzała ją do skrajności. Jej zaklęcia latały szeroko.
Malfoy pojawił się po jej drugiej stronie.
- Rzucaj dalej - powiedział ponownie.
Kontynuowała, a jej dokładność ponownie się poprawiła.
- Jesteś zbyt sztywna - powiedział w końcu, patrząc na jej stopy.
Spojrzała w dół.
- Co to jest? - powiedział, przechylając głowę na bok, wyglądając tak, jakby z niej szydził. - Jakaś poza szermierska?
Hermiona zarumieniła się i zaszurała nogami.
- Podczas pojedynków na polu bitwy, szczególnie bez osłon antyaportacyjnych, tak naprawdę nie ma żadnych ograniczeń. Możesz być wszędzie tam, gdzie tylko chcesz, pod warunkiem, że masz wyraźny widok na wszystkich innych. Ważne jest, aby móc się szybko poruszać. Atak może nadejść z dowolnego kierunku, chyba że masz partnera, który cię kryje. Musisz być gotowa do ruchu.
Rzucił zaklęcie na manekina na drugim końcu pokoju.
- Teraz trzymaj się zaklęć nieśmiercionośnych - powiedział - Będą odbijane rykoszetem bezpośrednio do miejsca, z którego zostaną rzucone.
Hermiona rzucała zaklęcia wolniej, próbując utrzymać się na palcach, by móc szybko oddalić się z miejsc, w których zaklęcia opuszczały jej różdżkę. Była całkiem pochłonięta tym zajęciem i prawie zapomniała, że Malfoy wciąż krąży za nią, obserwując jej technikę.
- Merlinie, Granger, jesteś taka spięta - mruknął, stojąc bezpośrednio za nią. Drgnęła i podskoczyła tak gwałtownie, że cofnęła się na tor rzuconego przed sekundą oszałamiacza, który przemierzał z powrotem tor lotu przez pokój.
Rennervate.
Obudziła się i zobaczyła klęczącego nad nią Malfoya z wyrazem jednoczesnego rozbawienia i irytacji na twarzy.
- Spięta, jak powiedziałem - powtórzył.
Usiadła, potrząsając głową, żeby oczyścić umysł. Nie czuła się obita, co sugerowało, że nie upadła na ziemię. Malfoy prawdopodobnie ją złapał. Myśl o Malfoyu trzymającym ją, gdy była nieprzytomna, była przerażająca. Zastanawiała się, ile czasu minęło.
Wstał i podał jej rękę. Niezręcznie ujęła ją i wstała.
- Jeszcze raz - poinstruował. - I staraj się nie przeklinać samej siebie, kiedy coś powiem.
Przewróciła oczami i kontynuowała.
Kiedy jej tempo zdołało wzrosnąć z ołowianego do leniwego, Malfoy uznał, że to wystarczający postęp jak na cały dzień.
- Poćwicz, jeśli możesz - powiedział.
- Ćwiczyłam - powiedziała cicho. - Kilka tygodni temu było jeszcze gorzej. Jeśli w ogóle da się w to uwierzyć.
Malfoy powstrzymał się od wskazania, czy rzeczywiście jej uwierzył, czy nie. Po prostu patrzył na nią w zamyśleniu.
- Jesteś zbyt chuda - powiedział.
Hermiona skrzyżowała ramiona w obronie.
- Obecnie walka to znacznie więcej niż tylko technika pojedynkowa. Zwłaszcza, jeśli koncentrujemy się głównie na utrzymaniu cię przy życiu podczas wędrówki po okolicy. Jest o wiele bardziej prawdopodobne, że spotkasz zwierzęta lub wilkołaki, niż grupę Śmierciożerców.
- Cóż, zawsze zostaje jeszcze aportacja - przypomniała mu.
- Nie, nie zostaje - powiedział krótko. - Ponieważ w wyniku wojny, populacja mrocznych stworzeń w Wielkiej Brytanii stale rośnie, na ogromnych obszarach leśnych umieszczane są osłony przeciw aportacji. Jeśli jest jakieś miejsce, w którym prawdopodobnie można znaleźć magiczne składniki, niewątpliwie będą chciały tam mieszkać wiedźmy, harpie, wampiry lub ktokolwiek inny. Jest duża szansa, że pewnego dnia zabłąkasz się gdzieś i odkryjesz, że nie możesz się teleportować.
Hermiona zbladła.
- Czy wiesz gdzie są? - zapytała.
- Kilka z nich. Nie odpowiadam za to, a ponieważ nikt inny regularnie nie wędruje samotnie przez niebezpieczne lasy przed wschodem słońca, większość ludzi uważa to za niezbyt istotne informacje. Dlatego uważaj. Zakładam, że nie zamierzasz przestać.
- Nie mogę.
Spojrzał na nią, po czym skinął głową z rezygnacją. Wyciągnął zwój i wręczył jej go.
- Wymyślę dla ciebie jakiś plan szkolenia sprawnościowego, który nie zajmie zbyt dużo twojego cennego czasu i nie przyciągnie zbędnej uwagi.
- Dobrze - zgodziła się, kompletnie nie oczekując czegoś takiego.
Malfoy nagle znów wyglądał, jakby poczuł się nieco niezręcznie
- Coś jeszcze? - zapytała.
Za jednym machnięciem różdżki ukazała się przed nią duża książka oprawiona w wyblakłą czarną skórę.
Przyjęła ją niepewnie.
Sekrety najmroczniejszej sztuki.
- Znalazłeś ją - powiedziała cicho.
- Mam nadzieję, że się przyda - powiedział. Potem zniknął.
Hermiona włożyła książkę do swojej torby i pośpieszyła z powrotem na Grimmauld Place.
Cieszyła się, że Malfoy ją znalazł. Była to jedyna znana książka o horkruksach, do której udało jej się znaleźć jakiekolwiek odniesienie. Slughorn powiedział, że Hogwart posiadał jedną kopię, ale przyznał się do takich szczegółów dopiero po zamknięciu szkoły i przejęciu jej przez Voldemorta.
Chowając wszystkie zebrane przez siebie składniki eliksirów do szafy, pobiegła do biblioteki na Grimmauld Place, aby zacząć czytać.
Hermiona wyjeżdżała na szkolenie jako uzdrowicielka, kiedy ujawniono, że Voldemort posiada horkruksy. Horacy Slughorn przyznał, że Tom Riddle wypytywał go o ten temat, a Severus wyjawił, że Dumbledore został śmiertelnie przeklęty przez pierścień rodu Gauntów.
Zakon stopniowo doszedł do wniosku, że Voldemort w jakiś sposób stworzył nawet więcej niż jeden horkruks, chociaż sposób, w jaki to zrobił, pozostawał tajemnicą, gdyż nikt nie wiedział, jak działają tego rodzaju czarnomagiczne obiekty.
Mieli niemal pewność, że był to właśnie powód, dla którego Voldemort mógł się ożywić po próbie zabicia Harry'ego jako dziecko. Dziennik Toma Riddle'a, który prawie zabił Ginny, był jednym z nich. Kolejnym był pierścień Gauntów.
Ale nie mieli pewności, czy było ich więcej. Nie wiedzieli też czym były te przedmioty i gdzie mogli je znaleźć.
Stworzyli oś czasu życia Voldemorta, od czasu ukończenia przez niego Hogwartu, próbując odgadnąć, czy były inne punkty jego życia, w których mógł stworzyć więcej horkruksów.
Przeczytała wszystkie sekcje o horkruksach, które posiadała nowo nabyta książka. Dokładnie opisano w niej, jak je tworzyć. Do rozerwania duszy potrzebne było morderstwo, a następnie zaklęcie, aby przemieścić fragment duszy i związać go z innym przedmiotem. Nie było wzmianki o możliwości stworzenia więcej niż jednego. Hermiona zastanawiała się, czy przedmioty z duszami musiały być nieożywione, czy też potencjalnie mogły być żywymi obiektami, biorąc pod uwagę dziwne przywiązanie Voldemorta do jego węża Nagini.
Rozpisała nowe informacje na świeżym zwoju pergaminu, a następnie starannie umieściła wszystko w zabezpieczonej teczce. Wsunęła ją do szafki obok biurka i zostawiła dla Moody'ego do odebrania. Starali się ograniczać rzeczywiste spotkania, aby nie wzbudzać podejrzeń. Nie było żadnego szczególnego powodu, dla którego Moody co tydzień musiał spotykać się z uzdrowicielką Zakonu.
Idąc do swojego pokoju, oceniała interakcje dzisiejszego spotkania z Malfoyem.
Przeprosił. To było dość zaskakujące.
Wyjęła spod łóżka notatnik i zamyśliła się.
W zeszłym tygodniu stworzyła stronę, na której przedstawiła swoje najlepsze przypuszczenia dotyczące kodeksu moralnego Malfoya. Ponownie przeczytała komentarze, które napisała tydzień wcześniej.
Lepszy niż Voldemort. Nadęty w swojej moralności. Wierzy w wybór. Racjonalizuje okrucieństwo. Nie sądzę, żeby był mściwy.
Dodała uwagę: Uważa swoje słowa za nieco wiążące. Próbuje naprawić sytuację, kiedy myśli, że złamał swoje zasady.
Książka o horkruksach była prawdopodobnie jego sposobem na kupienie jej przebaczenia. Zastanawiała się, czy trzymał ją przez jakiś czas, czy tylko zadał sobie dodatkowy trud, próbując ją zdobyć, ponieważ czuł się winny, że tak wiele razy ją przeklął.
Dodała: Uważa, że przebaczenie można kupić. To była bardzo przydatna informacja.
Następnie zamknęła notatnik i włożyła go z powrotem pod łóżko, ostrożnie narzucając na niego wszelkie osłony.
Położyła się na łóżku i patrzyła w sufit. Czuła się wyczerpana. Spała tylko kilka godzin, zanim była zmuszona wstać o czwartej nad ranem, aby udać się na zbiór składników do eliksirów.
Skończył jej się eliksir Severusa na klątwę kwasową. Nie miała już jadu akromantuli, żeby móc zrobić go więcej.
Klątwa była okropna i powolna. Wyrządzone przez nią szkody były natychmiastowe i trudne do odwrócenia. Eliksir, który wymyślił Severus, był środkiem przeciwbólowym, który pomagał zneutralizować kwas i powstrzymać go przed dalszym rozkładem ciała po usunięciu klątwy.
Severus miał rację co do tego, jak łatwa była ona w użyciu. Silna tarcza mogła powstrzymać czar, ale i tak klątwa kwasowa stała się najczęstszym urazem, z jakim borykał się oddział szpitalny. Nie miało znaczenia, w którą część ciała uderzyła, powrót do zdrowia zawsze był powolny.
Hermiona uwarzyła wszystkie inne maści przeciwbólowe i alkalizujące, o których mogła pomyśleć, ale ich skuteczność była znacznie słabsza w porównaniu z eliksirem zawierającym jad akromantuli.
Robiła się tak zdesperowana, że rozważała próbę samodzielnego upolowania akromantuli. Wiedziała, że służyły one Voldemortowi, wraz z całą resztą innych mrocznych istot.
Otworzyła gwałtownie oczy.
Być może Malfoy byłby w stanie zdobyć dla niej ten składnik. Jeśli nadal czuł, że jest jej coś winien, mógłby się na to zgodzić.
W następnym tygodniu jej celność znacznie się poprawiła. Ćwiczyła z użyciem zaklęcia rykoszetu na manekinach treningowych na Grimmauld Place i nabrała umiejętności w poruszaniu się. Malfoy wydawał się być niejasno zadowolony.
Jeszcze bardziej krytykował jej postawę i krążył wokół niej, przyglądając się jej technice w sposób, który ją niepokoił. Kiedy skończyła, wręczył jej zwój ze spisem rzeczy, które powinna zrobić, aby nabrać formy. Pompki, podskoki, brzuszki i coś, co nazywało się burpee. Hermiona niejasno przypomniała sobie, że ćwiczenie to kiedyś pokazała jej kuzynka. Na liście widniało również pół tuzina innych wskazówek.
- Twoja celność poprawiła się wystarczająco. Ważniejsze jest teraz podniesienie wytrzymałości do rozsądnego stopnia. Kiedy tylko znajdziesz czas, powtarzaj te ćwiczenia - powiedział, wskazując na zwój.
Hermiona skrzywiła się lekko, ale bez słowa wepchnęła pergamin do swojej torby.
- Jakiekolwiek informacje? - zapytała, patrząc na niego.
Wyraz jego twarzy stwardniał, a usta drgnęły, jakby się wahał.
- Czarny Pan potajemnie opuści kraj na cały przyszły tydzień. To oznacza, że reakcje na działania Zakonu będą nieco opóźnione. Jeśli Zakon czeka na jakąś okazję, może to być moment, którego potrzebują. Nie sugerowałbym próby odbicia Ministerstwa, ale gdyby Zakon planował zaatakować wiele więzień jednocześnie, reakcja Śmierciożerców byłaby… mniej spójna.
- Przekażę Moody'emu - powiedziała. Potem spojrzała na niego i zaczęła otwierać usta.
Uniósł brew i czekał.
Prawie zapytała go o jad akromantuli, ale straciła nerwy.
- W takim razie pójdę - powiedziała, spuszczając wzrok.
Aportował się, jeszcze zanim wyszła za drzwi.
Oh, przeprosił ją. Niech Hermiona myśli co chce, ale ja tam znajduje w nim cząstki dżentelmena. Przecież był arystokratą prawda? Zresztą wie, że przegiął, a przecież obiecał jej wcześniej, że jej nie skrzywdzi. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że kiedy wtedy wyszła z domu, to obserwował ją przez okno i zobaczył, że porzuciła składniki i natarła się pokrzywą. Może to też mu uświadomiło, że jednak przegiął. Co nie zmienia faktu, że naprawdę chce jej pomóc dobrze się przygotować do walki. Jeśli myślała, że jej odpuści, że będzie jej pobłażał, to się pomyliła. Trzeba mu przyznać, że doprawdy jest znakomitym trenerem. Obserwuję popełnione przez nią błędy i natychmiast je wytyka, aby mogła je wyeliminować. Ale to jak na niego reaguje, kiedy go nie widzi… ahhh to jest czysta chemia między nimi. Świadomość, że nie wie, co robi za jej plecami, że chce ją zdekoncentrować… Draco, mógłbyś robić ze mną to samo! Taki dreszczyk emocji 😁 Ah, no i dał jej książkę, o której mu wspominała. Forma łapówki, w zamian za przyjęcie przeprosin? Może, albo po prostu faktycznie chciałby być dla niej miły i uczynny.
OdpowiedzUsuńOch!! Z każdym rozdziałem ciekam, aż coś ruszy i kurczę niby tak jest, ale dalej jest tak wiele pytań na które chciałabym znać odpowiedź!!!
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie czy Malfoy jest tutaj tak pokrzywdzonym psychicznie, że nie wie jak ma sie zachować, czy tak wyprany z każdej emocji, że jest dla niego tak trudne zrozumieć kogoś kto tymi emocjami się kieruje....
Nie dziwie się Hermionie, że nie umie go rozgryźć....
Ale ta niepewność buduje takie rewelacyjne napięcie w tym opowiadaniu, że zastanawiam się jakie bum nas czeka dalej
Interakcja między nimi jest bardzo dziwna, ale jak któraś strona zrobi coś co krzywdzi drugą to potrafią przeprosić. Ciekawa jestem co czuje Draco podczas ich spotkań 🤔 ale zauważam że z czasem ich relacja nabiera rozpędu, a Hermiona zaczyna o nim myśleć już w innych kategoriach. Malfoy to chyba specjalnie się spóźnił aby zobaczyć czy na niego poczeka albo nie wiedział jak ja przeprosić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 😌
Zachowanie Draco sprawia, że się wewnętrznie roztapiam, wciąż muszę sobie przypominać, że jest interesowny i w zasadzie nie stoi po żadnej stronie. To było strasznie dziwne, kiedy ją przeprosił, ale czuć, że był bardzo skruszony. Teraz wiemy już też, skąd Hermiona miała pomysł na ćwiczenia w celi, za to coraz bardziej mnie zastanawia, co jeszcze ukryła w głowie i przed czym tak ją broni Draco. Ciekawi mnie też, czy uda im się zniszczyć kolejne horkruksy zanim większość umrze. Skoro Voldemort umiera to by znaczyło, ze musieli pozbyć się większej ilości, nie? Matko, ledwo się powstrzymuję, żeby nie klikać kolejnego rozdziału zanim nie skomentuję tego :D
OdpowiedzUsuńMała.
Zaczynam podejrzewać Draco o bycie tym ostatnim członkiem zakonu który zabił Umbridge i zniszczył jej medalion, możliwe ze moj mózg trochę juz automatycznie widzi Dracona w lepszym świetle niż jest zwykle kreowany... /A.
OdpowiedzUsuń