Muzyczna sugestia:

Bring Me The Horizon - fresh bruises

Playlista Spotify: "Music to read Manacled to"

__________

Kwiecień 2002

Draco spojrzał na nią ostro, a coś, czego nie potrafiła odczytać, przemknęło przez jego twarz.

- W porządku - powiedział ostrym głosem. - Kiedy powiedziałem, że chciałbym, abyś zechciała, oznaczało to, że wolno było ci odmówić. Chociaż może lepiej byłoby, gdybyś spróbowała to powiedzieć, zamiast celowo mnie prowokować.

Hermiona patrzyła na niego zszokowana.

Zacisnął dłoń w pięść i przycisnął ją do czoła, jakby bolała go głowa.

- Czy chcesz kontynuować oklumencję? - zapytał.

Hermiona poruszyła się lekko, ale nie odpowiedziała. Poczuła się zbita z tropu. Rozmowa nie miała… ona nie…

Co on miał na myśli?

Czy było możliwe, że ją zwodził, by mógł ją zaraz zaskoczyć?

Jeśli wolno było jej odmówić, z pewnością nie zadał sobie trudu, by ją o tym poinformować. W rzeczywistości, mocno sugerował coś kompletnie przeciwnego. Chociaż - tak naprawdę nie zrobił zbyt wiele, co miałoby jej przede wszystkim nie sprowokować.

Więc...

Spojrzała na niego nieufnie.

Coś, co powiedziała mu tamtej nocy, przypadkowo go zdenerwowało. Głęboko.

Co takiego powiedziała?

Że siła go napędza. Że to krzywdzenie kogoś, kto nie mógł - lub nie chciał - walczyć. Wykorzystywanie tego, na czym zależało ludziom, torturowanie ich, umieszczanie w klatkach i zmuszanie do robienia rzeczy. Że był taki sam jak Voldemort...

Że był taki sam jak Voldemort.

To było prawdopodobnie to. Prawdopodobnie uważał się za lepszego niż jego Mistrz. Może pomyślał, że gdyby pomógł Zakonowi obalić Voldemorta, pozostawiłoby to próżnię mocy, którą mógłby wypełnić.

Ta myśl sprawiła, że ​​skręciły jej się wnętrzności.

Czy to naprawdę to? Czy grał przeciwko sobie po obu stronach, myśląc, że w następstwie może przejąć władzę?

Być może sprzeciwiał się panowaniu terroru Voldemorta. Sprzeciwiał się atakom przeprowadzanym względem Zakonu oraz wszystkim torturom i eksperymentom. Malfoy prawdopodobnie wyobrażał sobie, że będzie rządził w szlachetny sposób, gdzie kobiety byłyby rzekomo „chętne”, a egzekucje jedynie ceremonialne.

A jednak… wydawało się, że poczuł się więcej niż tylko obrażony. Jego wściekłość - wściekłość, którą okazał, była z pewnością czymś więcej niż tylko rannym ego czy ambicją.

Jej ostrożny wyraz twarzy wydawał się go zirytować. Syknął lekko, błyszcząc zębami.

- Wystarczy powiedzieć. Nie zamierzam cię skrzywdzić - wycedził. - Więc przestań na mnie patrzeć, jakbyś spodziewała się, że trafię cię klątwą w plecy.

Te słowa sprawiły, że Hermiona się wzdrygnęła. Gdyby nie była tak zdesperowana, by upewnić się, że nadal będzie dla nich szpiegował, prychnęłaby i spytała, dlaczego nie zastosował takiej ulgi wobec Dumbledore'a. Wydawało się, że dostrzegł skrywaną ripostę w jej twarzy, a jego szczęka drgnęła.

Ugryzła się w język i niezgrabnie rozejrzała po chacie.

- Chcę dokończyć naukę oklumencji.

- W porządku.

Jego ton był urywany i wydawało się, że opanował swój gniew. Jego twarz ponownie wygładziła się, przyjmując formę zimnej, leniwej maski. Jednak jego srebrne oczy nadal uważnie ją obserwowały. Niemal czuła jego spojrzenie na swojej skórze.

Podszedł do niej.

Zachowywał się jednocześnie tak samo, a jednak inaczej. Jakby wykonywał te same ruchy, ale bardziej świadomie niż w przeszłości. Był w nich subtelny element nadmiernej precyzji.

Odchylił jej głowę do tyłu opuszkami palców. Kiedy spojrzała głęboko w jego oczy, dostrzegła gorycz, o której nie sądziła, żeby ​​wcześniej tam była.

Bezboleśnie pogrążył się w jej umyśle.

Tak samo było przez następne dwa tygodnie. Jeszcze więcej oklumencji i powściągliwy Malfoy. Rozmowa pozostała sztywna, chociaż dostarczane przez niego informacje nadal były dość szczodre i bardzo przydatne.

Hermiona krytykowała się wewnętrznie co tydzień, kiedy znikał z trzaskiem aportacji po wymianie z nią nie więcej niż tuzina słów.

Jej psychologiczny szkic jego osoby utknął w martwym punkcie. Co tydzień dodawała do niego coraz więcej pytań bez odpowiedzi. Lista potencjalnych motywów wahała się od wielkodusznych do potwornych.

Mogła stwierdzić, że prawie ukończyła szkolenie z oklumencji. Wtargnięcia Malfoya w głąb jej umysłu stawały się coraz bardziej bolesne i agresywne, gdy testował jej techniki i umiejętności.

Kusiło ją, by zapytać, czy nadal zamierza trenować ją w pojedynkach, ale bała się poruszyć ten temat.

Zaczynała czuć się zdesperowana.

Kiedy dotarła do chaty, zaczęła krążyć nerwowo po pomieszczeniu, próbując wymyślić jakikolwiek sposób na przebicie się przez tę niezręczność. Musiał istnieć jakiś sposób, żeby do niego dotrzeć. Jakaś słabość, którą mogłaby wykorzystać, aby dostać się do środka.

Malfoy pojawił się przed nią z nagłym trzaskiem i wydawał się lekko skrzywić na twarzy, gdy się wyprostował.

Hermiona widziała ten subtelny wyraz na tyle często, że natychmiast potrafiła go zidentyfikować, nieważne jak starannie zostałby ukryty. Nie zastanawiając się, wyciągnęła różdżkę i rzuciła na niego szybkie zaklęcie diagnostyczne.

Zanim zdążyła spojrzeć w dół, by zobaczyć wyniki, Malfoy rzucił się do przodu, wytrącił z rąk jej różdżkę i przyszpilił ją do ściany.

- Co ty robisz? - warknął.

Jasne. Prawdopodobnie nie miał w zwyczaju pozwalać ludziom na rzucanie jakichkolwiek zaklęć w jego kierunku.

Spoglądała mu ostro w oczy.

- Jesteś ranny.

Odsunął od niej ręce i cofnął się.

- To nic - powiedział. - Zajmę się tym później.

Wzrok Hermiony opadł na kolory i szczegóły otaczające jej różdżkę, leżącą na podłodze kilka stóp dalej, odczytując najbardziej oczywiste fragmenty diagnozy.

- Masz kilka złamanych żeber, wstrząs mózgu i urazy wewnętrzne. Uleczenie tego zajmie mi dziesięć minut. I… - Posłała mu znaczące spojrzenie. - następnym razem aportacja będzie bolała jeszcze bardziej. Jeśli pozostawisz złamania i będziesz to robić dalej, twoje żebra mogą się całkowicie przełamać. Mogłyby przebić ci płuco. Jeśli pojawią się odłamki, żebra będą musiały zostać usunięte i ponownie wyhodowane.

Patrzył na nią przez kilka chwil, po czym przewrócił oczami.

- W porządku.

Uklękła i podniosła różdżkę.

- Rozbierz się. Od pasa w górę.

Znieruchomiał na chwilę.

- Myślałem, że to mój wers - powiedział w końcu, wyciągając sztywno rękę i odpinając płaszcz, pozwalając mu opaść i zebrać się w luźną stertę u jego stóp. - Jeśli chciałaś mnie tak bardzo, wystarczyło poprosić.

Spojrzał na nią w jawnie fałszywy sposób.

Każdy miał własne metody radzenia sobie z bólem. Harry bardzo się uspokajał, podczas gdy Ron stawał się tym, kogo Fred i George nazywali „wrednym”. Seamus i Charlie klęli tak głośno i długo, że trzeba ich było uciszać zaklęciami.

Ból najwyraźniej sprawiał, że Malfoy stawał się jeszcze bardziej sarkastyczny, niż zwykle.

Przynajmniej oznaczało to, że znowu z nią rozmawiał.

Hermiona przewróciła oczami.

- Tak. Nic nie podnieca mnie tak, jak widok brzucha pokrytego fioletowymi i zielonymi siniakami.

- Zawsze wiedziałem, że jesteś sadystyczną suką.

Ten komentarz tak zaskoczył Hermionę, że wybuchnęła śmiechem.

Malfoy wydawał się być zdumiony swoim sukcesem, gdy zaczął rozpinać koszulę i niezgrabnie próbował ją z siebie zrzucić.

Miał też kontuzję barku.

Wyciągnęła powoli rękę, jakby zbliżała się do wystraszonego zwierzęcia. Nie cofnął się, więc zabrała się do delikatnego ściągania z niego koszuli i oglądania obrażeń.

Wydawało się, że został o coś rzucony, i to niezwykle gwałtownie.

Jego ramię zostało zwichnięte, ale musiał je nastawić. Jego prawy bok był niemal całkowicie pokryty siniakami. To niezwykłe, że jego ręka nie została zmiażdżona.

- Co się stało? - zapytała ze szczerą ciekawością.

- Nowa wataha wilkołaków - odpowiedział krótko. - Wystąpiły problemy z przywództwem.

- Więc co? Walczyłeś z alfą? - zapytała sceptycznie, gdy zaczęła naprawiać jego żebra.

- Cóż, surowo zabroniono mu gryźć lub drapać, a mnie nie wolno było go zabić. Ale… kiedy masz do czynienia z bestiami z hierarchią stada i próbujesz nimi kierować, nie zmuszając ich najpierw do poddania się, to po prostu czekasz na ich bunt przeciw alfie - wyjaśnił Malfoy, jakby takie rzeczy były powszechnie znane.

- Czy to wszystko przez twoją wygraną, czy przegraną? - zapytała, naprawiając złamanie na kolejnym żebrze.

Spojrzał na nią. 

- Oczywiście, że przez wygraną. Nie aportowałbym się nigdzie, gdybym przegrał. Pieprzone zwierzę nawet nie pomyślało o użyciu różdżki. Wszystkie te bestie stają się dzikie, gdy zaczną biegać w stadach.

Mówiąc to przewrócił oczami, a następnie dodał:

- Teraz jestem rzekomo alfą stada wilkołaków. Myślę, że dodaje mi to naturalnego uroku.

- Alfa z pewnością spróbuje cię zabić - zauważyła Hermiona.

Malfoy prychnął.

- Jest mile widziany, aby spróbować. Zajmie mi mniej niż minutę, zanim go zabiję - zaszydził.

Hermiona nie odpowiedziała. Zaklęciem niewerbalnym przywołała torbę i wyjęła z niej apteczkę, którą zawsze przy sobie nosiła.

- Usiądź i wypij to - poleciła, wręczając mu eliksir. - Poradzi sobie ze wstrząsem mózgu, który masz.

Kiedy pił, potarła dłońmi o siebie, żeby je ogrzać, a następnie zanurzyła palce w małym słoiczku z maścią.

Przyglądała mu się przez chwilę w zamyśleniu, po czym lekko ułożyła dłoń na jego nagim ramieniu.

Prawie wyszedł z siebie.

- Odpręż się - powiedziała, czując, jak mięśnie jego ramion napinają się pod jej palcami. - Nie wchłonie się dobrze, jeśli będziesz spięty.

Malfoy w ogóle się nie rozluźnił.

Przewróciła oczami.

Delikatnie przeciągnęła palcami po jego ramieniu rozprowadzając maść, pozwalając mu na przyzwyczajenie się do kontaktu fizycznego. Mięśnie jego ramion lekko drżały. Przypominało to Hermionie głaskanie płochliwego konia.

Uzdrawianie go z pewnością nie było jednym z kontekstów, w których wyobrażała sobie Malfoya półnagiego w jej obecności. Ale… mogłaby to wykorzystać, by uporządkować sprawy i kontynuować pracę nad swoją początkową strategią.

Z pewnością był samotny. Wydawał się zaniepokojony kontaktem fizycznym, który nie był ani brutalny, ani seksualny.

Przypuszczała, że ​​nie było to zaskakujące. Kto mógłby być dla niego miły? Według jego relacji nikt, nawet jego matka, nie przeszkadzał nigdy w brutalnych treningach jakie przeprowadzała na nim Bellatriks. Ta myśl sprawiła, że ​​zadrżała.

Rzucanie Crucio na szesnastolatka, aby nauczyć go oklumencji, a następnie pozostawianie go, aby zemdlał.

Mogłaby wykorzystać tę pustkę. Tę samotność. Potrzeba pocieszenia została wpisana w ludzką psychikę. Malfoy mógł nawet nie być na tyle świadomy jej nieobecności, żeby zacząć się przed tym bronić. Jeśli obudziłaby tę potrzebę…

… dostałaby się do środka.

Nie-seksualny kontakt fizyczny był czymś, z czym czuła się komfortowo. Dotykanie ciał. Kojące i pocieszające. Uświadomiła sobie, że była to nieoczekiwana przewaga, którą nad nim miała. Lubił wyraźne linie granic. Mogła je rozmyć, a potem prześlizgnąć się przez szczeliny.

Pochyliła się do przodu, tylko nieznacznie, tak, że jej usta znalazły się blisko jego ucha. Jego skóra pachniała delikatną bryzą soli, a także subtelną, gryzącą nutą mchu dębowego i ostrą, zieloną wonią papirusu.

- To będzie trochę bolało - powiedziała cicho.

Następnie zaczęła ugniatać mięsień, aby wsmarować gojącą maść w głąb tkanki i odbudować nadwyrężone ścięgna i włókna. Gdyby nie udało jej się całkowicie wniknąć w głąb ciała, obrażenia mogłyby stać się trwałe, a Malfoy byłby bardziej podatny na zwichnięcie ramienia.

- Kurwa - jęknął. - Jesteś suką.

Jej ręce znieruchomiały na chwilę, po czym wróciła do masowania.

- Nie powiedziałeś mi nic, czego nie wiedziałabym już wcześniej - zauważyła cicho.

Ta odpowiedź wydawała się nieco zaskoczyć Malfoya. Ustąpił i zacisnął szczękę, podczas gdy ona kontynuowała. W ciągu minuty maść zdążyła się wchłonąć, ale ona nadal masowała jego ramię. Łagodnie. W pewnym sensie - ściśle mówiąc - z medycznego punktu widzenia nie było to już konieczne.

Po dodatkowej minucie zatrzymała się, opierając ręce lekko na jego ramieniu.

- Muszę teraz skończyć z twoimi żebrami. Najłatwiej byłoby, jakbyś się położył.

Westchnął i ułożył się na podłodze. Wepchnęła leżący nieopodal płaszcz pod jego głowę i przesunęła się tak, że siedziała obok niego.

Patrzył na nią z głęboką podejrzliwością.

Sięgnęłą do swojego zestawu leczniczego i wyjęła dużą fiolkę serum. Po krótkim zaklęciu, które miało oczyścić dłonie z maści, wylała lepki płyn na dłoń. Rozprowadziła go na jego ramieniu, boku i klatce piersiowej małymi okrężnymi ruchami. Zauważyła, gdzie wniknął najszybciej, po czym nałożyła dodatkową warstwę.

Wolną ręką rzuciła nowe zaklęcie diagnostyczne. Miał też uraz nerki. Westchnęła słabo.

- Masz obitą nerkę. Nie mam na to eliksiru, więc będziesz musiał iść do uzdrowiciela. To nie jest zbyt poważne, ale będzie boleć przez kilka dni, jeśli się tym nie zajmiesz.

Siniaki na jego piersi powoli znikały pod jej palcami. Jej okrężne ruchy stawały się coraz wolniejsze, gdy go oceniała.

Był… całkiem atrakcyjny. Fizycznie.

Musiał mieć genetyczną skłonność do niskiego poziomu tkanki tłuszczowej, ponieważ wszystkie mięśnie jego tułowia i ramion wyróżniały się ostrym zarysem. Całe jego ciało było twarde i kanciaste, bez cienia miękkości. Nie był kulturystą, ale był… wysportowany.

Większość mężczyzn miała co najmniej jedną cienką warstwę tłuszczu amortyzującą mięśnie. Pomimo tego, jak silni byli wszyscy chłopcy Weasleyów, ich muskulatura pod warstwą skóry była ogólnie mówiąc dość słaba. Harry miał wieczną skłonność do bycia wychudzonym, niezależnie od stanu fizycznego.

Przypuszczała, że ​​nie było to zaskakujące. Lucjusz Malfoy był dobrze zbudowany i daleki od otyłości, podczas gdy Narcyza była chuda jak patyk.

W zamyśleniu przyglądała się Malfoyowi.

- Czy spoglądasz tak na wszystkich swoich pacjentów, czy jestem wyjątkowy? - wycedził nagle Malfoy.

Wzdrygnęła się i zarumieniła.

- Nie - powiedziała defensywnie. - Po prostu zastanawiałam się nad twoim wskaźnikiem tkanki tłuszczowej.

- Oczywiście, że tak - parsknął Malfoy.

Cofnęła ręce.

- Skończyłam - powiedziała cicho.

Usiadł i obrócił ramieniem, studiując jej pracę przy naprawie żeber. Potem narzucił na siebie koszulę, szybko ją zapinając.

Hermiona odwróciła wzrok i zaczęła pakować swój zestaw leczniczy.

- Więc… jak można pokonać wilkołaka, nie zabijając go? - zapytała.

- Bombarda Maxima z różdżki przy samej gałce ocznej wydaje się załatwiać sprawę - powiedział od niechcenia Malfoy, podnosząc płaszcz i wstając. - Ale musisz pozwolić im podejść wystarczająco blisko. To oczywiście nie poszło zgodnie z planem.

Patrzyła na niego.

- Wysadziłeś mu oko?

- To zabiłoby czarodzieja, ale wilkołaki nigdy nie wiedzą, kiedy umrzeć.

- Z całą pewnością będzie próbował cię zabić - powiedziała Hermiona z powagą.

- Liczę na to - warknął z wściekłością.

Przewróciła oczami i wstała.

- Zatem... Więcej wilkołaków. Jakiekolwiek inne informacje?

Bezróżdżkowo wyczarował zwój.

- Kilka nowych nie-śmiercionośnych klątw, których twój Zakon mógłby raczyć się nauczyć, nie kwestionując swoich cennych sumień. Szczegóły dotyczące nowego więzienia w Kornwalii. Ponadto, Czarny Pan rozważa uczynienie swojego imienia tematem tabu i nałożenie na niego namiaru. Możesz ostrzec wszystkich waszych zuchwałych wojowników, by nie rzucali nim dookoła jako demonstracji ich gryfońskiej odwagi.

Hermiona skinęła głową na znak zrozumienia, a on odwrócił się do wyjścia.

- Dzięki za poskładanie, Granger.

Zniknął.

Hermiona rozglądała się przez chwilę po chacie, po czym włożyła zwój do swojej torby.

Uleczyła Draco Malfoya.

Leczyła mnóstwo ludzi, ale jakimś cudem uzdrowienie jego osoby było inne.

Przez kilka minut nie wydawał się być dla niej śmierciożercą. Po prostu był osobą, która cierpiała.

Człowiekiem.

Nie była przyzwyczajona do myślenia o nim w ten sposób.

Bezpieczniej było uczynić go czymś bezosobowym. Prostą ideą w jej umyśle.

Śmierciożerca. Morderca. Szpieg. Cel. Narzędzie.

W ten sposób wolała go klasyfikować.

Nie jako rannego. Nie jako kogoś, kto nabawił się złamanych żeber. Nie jako kogoś tak nie przyzwyczajonego do fizycznego kontaktu, że odruchowo się wzdrygał. Nie jako kogoś.... atrakcyjnego.

Wydawało się, że ta interakcja położyła kres pewnej niezręczności, łącząc przestrzeń, która między nimi powstała. Odcinała go również od „inności”, którą była w stanie wobec niego zastosować. Od postrzegania go jako jej wroga, mordercę Albusa Dumbledore'a. Odcinała go również od perspektywy, która pozwalała jej niezachwianie myśleć o potencjalnym wmanipulowaniu go wprost do grobu.

Myślenie o nim jako o osobie, sprawiało, że w jej umyśle był mniejszym potworem.

Nie mogła sobie na to pozwolić. To obudziło w niej Hermionę z Hogwartu, czternastoletnią dziewczynę, która zrobiła na drutach czapki i założyła Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych. Ta sprawiedliwa nastolatka byłaby przerażona tym, jak jej przyszłe wcielenie racjonalizowało strategiczną konieczność intelektualnej dehumanizacji Draco Malfoya.

Ręce Hermiony zatrzęsły się lekko, kiedy odsuwała tę myśl w głębiny swojego umysłu.

I… przyszedł do niej, gdy tylko przybyła. Pomimo kontuzji. Przyszedł.

Zastanawiała się, czy to coś znaczy.

Hermiona wróciła na Grimmauld Place i natychmiast udała się do swojego pokoju. Zanim weszła do środka, zajrzała ukradkiem przez drzwi, aby upewnić się, że pomieszczenie jest puste.

Harry i Ginny „nie byli” razem. Ginny odszukała Hermionę kilka tygodni wcześniej, aby zapewnić ją o tym szczególe. To był po prostu romans. W ognistym ferworze.

Było w nim najwyraźniej dużo ognistości, biorąc pod uwagę, że od tamtej pory Hermiona prawie wciąż na nich wpadała.

Hermiona, wraz ze wszystkimi innymi w Grimmauld Place, udawała ignorancję względem dramatycznie poprawionego nastroju Harry'ego. Przemykał on przez dom jak radosny jeleń.

Wyciągnęła swój notatnik spod łóżka i wymamrotała zaklęcia przeciwdziałające zabezpieczeniom, które na niego nałożyła.

Ostrożnie przewracała strony. Przeglądała wszystko, co napisała, zwracając uwagę na to, jak ewoluowały i rozpraszały się jej opinie i teorie. Skubnęła koniuszek pióra, podkreślając komentarz, który napisała kilka tygodni wcześniej.

Samotny. Odosobniony.

Nabierała przekonania, że ​​był to jego centralny filar. Martwa matka. Szalony ojciec. Ambitni przyjaciele, wszyscy oddani własnemu przetrwaniu.

Cokolwiek spowodowało, że Malfoy odwrócił się od Voldemorta i zaangażował się w swoje przedsięwzięcie z Zakonem, było prawdopodobnie tajemnicą ukrytą przed wszystkimi.

Nie było miejsca na uczciwość i przyjaźń, gdy służył pod rządami megalomana, będącego najpotężniejszym legilimensem w świecie czarodziejów.

Była prawie pewna, że ​​nikt ze strony Voldemorta nie wiedział, że Malfoy jest szpiegiem. Prawdopodobnie nie zaryzykowałby tego.

Hermiona mogłaby być bezpiecznym miejscem przechowywania jego sekretów. Jeśli oczywiście sprawiłaby, żeby ​​jej zaufał. Gdyby jej oklumencja była wystarczająco dobra, byłby sam w stanie to sobie zracjonalizować. Zamieniłaby jego mocne strony w słabości, które mogłaby wykorzystać.

Wsunęła głowę pod łóżko w poszukiwaniu książki psychologicznej, do której chciała się odwołać. Kiedy przeglądała spiętrzone tomy lektur, zamarła…

Zostały przesunięte.

Różnica była niewielka, ale była tego całkowicie pewna. Ktoś węszył pod jej łóżkiem. Rzuciła zaklęcie wykrywające, które okazało się ono puste.

Spojrzała z powrotem na swój notatnik. Rzuciła na niego serię czarów i zaklęć analitycznych, szukając manipulacji. Nie było żadnych znaków.

Znowu spojrzała pod łóżko, a potem rozejrzała się po pokoju.

Stworek.

Uparty skrzat rzadko robił coś więcej niż tylko dąsanie się i obrażanie ludzi, ale czasami udawał się na niezbyt entuzjastyczne sprzątanie.

Wyglądało na to, że pokój został odkurzony. Zwykle niezasłane łóżko Ginny zostało nieco poprawione.

Hermiona odprężyła się lekko, ale rzuciła kilka dodatkowych zaklęć na swoje książki i notatnik, które powiadomiłby ją, gdyby ktoś znowu zamierzał je ruszyć. Dodała również bardzo dokładne zaklęcie autodestrukcji na notatniku, jeśli ktoś zaczął przy nim majstrować.

Kiedy wstawała, żeby wyjść, do pokoju weszła Ginny.

- Wróciłaś wcześniej - powiedziała Ginny.

Hermiona spojrzała na zegarek. Tak było. Jej spotkania z Malfoyem regularnie przekraczały wyznaczone pół godziny. To był pierwszy raz, kiedy wróciła przed 8:30. Zwykle musiała się spieszyć, by uporządkować zdobyte składniki do eliksirów przed swoją zmianą na oddziale szpitalnym o 9.30.

- Szczęśliwy dzień - powiedziała Hermiona.

- Tak - powiedziała Ginny, wyglądając, jakby czuła się nieco niezręcznie. - Um. Chciałam… zapytać cię o coś.

Hermiona czekała.

Ginny szarpała nerwowo za włosy, ale jej twarz była nieskazitelna.

- Ja… cóż… ty oczywiście wiesz o mnie i Harrym - powiedziała Ginny.

Hermiona krótko skinęła głową.

- Chodzi o to, że chcę być ostrożna. Używałam zaklęcia. Ale… jest coś w Prewettach, że oni nie są jak inne rodziny czarodziejów. Po prostu zachodzą w ciążę. Ron i ja byliśmy wpadkami po pojawieniu się bliźniaków. Zastanawiałam się więc, czy zrobiłabyś mi eliksir antykoncepcyjny. Jeśli masz czas. Zawsze byłam słaba w eliksirach. Jeśli nie możesz, to w porządku. Mogę zapytać Padmę. Wiem, że jesteś strasznie zajęta. Po prostu… Nie chciałam, żebyś myślała, że nie chcę cię o to prosić.

- Oczywiście. I tak będę dziś wieczorem go parzyć. To dość łatwe, żeby zrobić więcej. Czy wolisz jakiś konkretny smak? Te najbardziej efektywne nie smakują zbyt przyjemnie.

- Nie obchodzi mnie jak smakuje, jeśli zadziała - powiedziała śmiało Ginny.

- Cóż, mam już kilka fiolek jednego rodzaju. Mogę ci je teraz dać, jeśli chcesz.

- Mogłabyś? - Ginny zamrugała i spojrzała na Hermionę podejrzliwie. - Jesteś...?

Widziała, jak Ginny przegląda w myślach listę potencjalnych mężczyzn w życiu Hermiony.

- Nie jesteś… ze Snape'em, prawda? - Ginny nagle się zakrztusiła.

Hermiona spojrzała na nią z zaskoczeniem.

- Boże, nie! - wybełkotała. - Jestem uzdrowicielką! Mam wiele rzeczy pod ręką. Dobry Boże! Co… dlaczego w ogóle…

Ginny wyglądała na lekko zmieszaną.

- Jest jedyną osobą, z którą kiedykolwiek rozmawiałaś przez długi czas. Oprócz Freda, który jest z Angeliną. Wszyscy inni, z którymi rozmawiasz, tylko z tobą walczą. I nie w późniejszym gorącym i niespokojnym, gniewnym seksie.

- To nie znaczy, że go pieprzę - mruknęła Hermiona, czując, że jej twarz staje w płomieniach. - Jest współpracownikiem. Konsultuję się z nim w sprawie eliksirów.

- Po prostu wydajesz się samotna - powiedziała Ginny, rzucając Hermionie długie spojrzenie.

Hermiona drgnęła i spojrzała na Ginny.

- Obecnie z nikim nie rozmawiasz - powiedziała Ginny. - Kiedyś zawsze byłaś z Ronem i Harrym. Ale nawet zanim odeszłaś, aby zostać uzdrowicielką, wydawałaś się coraz bardziej samotna. Pomyślałam… może masz kogoś. Zgoda, Snape byłby dziwnym wyborem z wielu powodów… Ale to wojna. To zbyt wiele, by ktokolwiek mógł sobie z tym poradzić sam.

- Katharsis w formie pieprzenia to rzecz Rona, nie moja - powiedziała sztywno Hermiona. - Poza tym, to nie tak, że z kimś walczę.

Ginny spojrzała na nią w chwilowym zamyśleniu, po czym powiedziała: 

- Myślę, że ten oddział szpitalny jest gorszy niż pole bitwy.

Hermiona odwróciła wzrok. Czasami zastanawiała się, czy rzeczywiście może tak być, ale nigdy nie było to pytanie, które mogłaby zadać każdemu.

Ginny kontynuowała: 

- Myślę o tym za każdym razem, gdy tam jestem. W terenie… Wszystko jest tak skupione. Nawet gdy ktoś jest ranny. Po prostu aportujesz go i wracasz. Trochę wygrywasz. Trochę tracisz. Czasami atakujesz. Trafiasz z powrotem. I masz kilka dni na regenerację, jeśli jest źle lub jeśli twój partner zginie. Ale na oddziale szpitalnym każda bitwa wygląda jak przegrana. Zawsze mam większą traumę po tym, jak tam jestem, niż gdy walczę.

Hermiona milczała.

- I nigdy nie masz wolnego - powiedziała Ginny. - Jesteś na służbie w każdej potyczce. Oni nigdy cię nie oszczędzą, nawet nie pozwolą ci na żałobę. Wiem od Harry'ego i Rona, że ​​wciąż walczysz o Czarną Magię, kiedy idziesz na spotkania Zakonu. Nie zgadzam się z tym, ale rozumiem. Zdaję sobie sprawę, że patrzysz na wojnę z innego punktu widzenia niż reszta z nas. Prawdopodobnie z najgorszego możliwego. Więc… Gdybyś miała kogoś, byłabym naprawdę szczęśliwa z tego powodu. Nawet jeśli byłby to Snape.

Hermiona przewróciła oczami.

- Jeśli nadal chcesz choć trochę tego eliksiru antykoncepcyjnego, to teraz prawdopodobnie powinnaś przestać mówić - powiedziała Hermiona z sugestywnym spojrzeniem.

Ginny zatrzasnęła usta, a Hermiona zdjęła torbę z łóżka.

- Chodź. Są w moim schowku z eliksirami - powiedziała Hermiona, wychodząc z sypialni.

Wszystkie fiolki były przechowywane na górnej półce w małym pudełku. Hermiona wyciągnęła tuzin i przełożyła je do małej sakiewki.

- Jedna dziennie. Najlepiej jest przyjmować go codziennie o tej samej porze. W tym tygodniu zrobię kolejną partię i dam ci zapas na cały miesiąc.

- Dzięki, Hermiono.

Ginny wymknęła się, a Hermiona wsunęła pudełko z powrotem na górną półkę.

Kłamała. Antykoncepcja nie była miksturą, którą zawsze trzymała pod ręką. Było to osobiste zaopatrzenie Hermiony, które przygotowała na wszelki wypadek, odkąd Moody zwrócił się do niej w sprawie Malfoya.

W następnym tygodniu Malfoy był już w chacie, kiedy do niej przybyła. Gdy otworzyła drzwi, spojrzał na nią z wyrazem łagodnej irytacji.

Popatrzyła na niego zmieszana.

- Spóźniłam się? - zapytała, spoglądając na zegarek.

- Nie - odpowiedział urywanym tonem.

Niezgrabnie zamknęła drzwi i czekała.

- Myślę, że skończyliśmy już z oklumencją - powiedział po minucie.

- W porządku.

Zaczęła otwierać usta, aby zapytać go, czy zamierza wyszkolić ją w pojedynkach, ale potem znowu je zamknęła i czekała. Coś w jego nastroju trochę ją zaniepokoiło.

- Zaczniemy od podstawowych pojedynków, abym mógł zobaczyć, jak sobie radzisz - oznajmił.

Hermiona przewróciła oczami.

- Dobrze - powiedziała. - Jakie są zasady?

- Dla ciebie, żadnych. Rób co chcesz - powiedział. - Ja ograniczę się do zaklęć kłujących i żądlących. Chcę zobaczyć, jak długo wytrzymasz.

Hermiona zarumieniła się.

- Może po prostu powiem ci z góry, że będę okropnie słaba - powiedziała.

- Tak. Spodziewam się tego.

Spojrzała na niego, położyła torbę na podłodze przy drzwiach i umieściła wokół niej ochronną osłonę. Potem odwróciła się do niego.

Przeszedł przez pokój i leniwie oparł się o ścianę.

- W porządku.

Sięgnął do swoich szat i wyjął różdżkę. Przechyliła głowę na bok.

- To nie jest twoja różdżka ze szkoły, prawda? - zapytała.

Spojrzał w dół i obrócił przedmiot w palcach.

- Nie - przyznał. - Mój włos jednorożca nie radził sobie zbyt dobrze z Czarną Magią, więc musiałem go wymienić. Wciąż jest to drewno głogu, ale mniej podatne, z rdzeniem ze smoczego serca. Jest też o kilka cali dłuższa.

Podniósł sugestywnie brwi, wypowiadając ostatnie słowa.

Hermiona odłożyła te informacje do przyszłej analizy. Pomyślała o tym, że ​​na Grimmauld Place w bibliotece Blacków jest książka o teorii różdżek.

Ustawiła się w pozycji pojedynkowej.

Malfoy wyprostował się i z rozmachem zajął tę samą pozycję.

Hermiona próbowała ćwiczyć zaklęcia pojedynkowe, kiedy tylko zdołała znaleźć czas, aby zakraść się do pokoju ćwiczeń. Wystrzeliła w niego niewerbalnym ogłuszaczem, a on z łatwością odbił go tarczą, po czym strzelił w nią serią zaklęć żądlących.

Szybko rzuciła własną tarczę i utrzymała ją na miejscu za pomocą zaklęcia Fianto duri.

Malfoy rzucał niekończący się strumień klątw i beztrosko odbijał wszystkie zaklęcia, które wysyłała w jego stronę, nawet się nie poruszając.

Pomimo niskiego wpływu zaklęć, które używał, szybkość, z jaką rzucał kolejne czary, niszczyła tarczę Hermiony.

Zanim zdążyła odnowić swoją osłonę, wycelował różdżkę nisko w jej stopy. Krzyknęła lekko, gdy została trafiona w kostkę.

Od tego momentu, jej i tak nikłe szanse zaczęły gwałtownie opadać. Bez namysłu odskoczyła do tyłu i pozostawiła swoje ciało bez osłony. Natychmiast uderzył  nią dodatkowymi pięcioma klątwami.

- W porządku! - krzyknęła. - Wygrałeś. Przestań!

- To tak nie działa, Granger - wycedził, nadal niewerbalnie rzucając w nią klątwy. - Na polu bitwy wygrywasz lub giniesz. Albo uciekasz.

Hermiona fizycznie uniknęła jego zaklęć i w końcu udało jej się odnowić tarczę. Stała ostrożnie na jednej nodze. Jej bok, w który wielokrotnie ją trafił, był obrzęknięty i zaogniony.

Ze złością rzuciła w jego kierunku lekko mroczną klątwę. Nie było to nic śmiertelnego, ale zaklęcie było poważniejsze niż ogłuszacz.

Malfoy odbił ją i uniósł brew.

- Kotek ma pazury - powiedział z udawanym zdziwieniem.

- Och, wypchaj się - warknęła, rzucając w jego kierunku serię niewerbalnych zaklęć.

- Dobry Boże, Granger, twój cel jest okropny - powiedział jej, wciąż strzelając zaklęciami żądlącymi. - Nawet się nie ruszam, a ty we mnie nie trafiasz.

- Jestem tego świadoma.

- Nic dziwnego, że odciągnęli cię od walki.

- Zamknij się!

- Trafiłem w czuły punkt, prawda? - powiedział sucho. Jego szare oczy błyszczały i zdała sobie sprawę, że on ją za coś karze. Cokolwiek go zirytowało, odkąd przybyła, teraz się jej za to odpłacał.

Pasywno-agresywny palant.

Nawet nie próbował. Wiedział już, że Hermiona jest w tym do niczego. Robił to tylko dla własnej chorej satysfakcji.

Zrobiła szybki unik od jego zaklęć i ponownie rzuciła tarczę. Była już zmęczona ciągłymi uskokami i słabo rzucanymi klątwami.

Mocniej ścisnęła różdżkę i szła dalej, dopóki nie trafił w jej rękę tak wieloma zaklęciami, że nie mogła jej już dłużej utrzymać.

Jej różdżka upadła na ziemię. Zamiast próbować robić uniki, po prostu stała tam, gdy uderzał w jej tors i nogi dziesiątkami kolejnych zaklęć.

W końcu przestał, a ona spojrzała na niego.

- Teraz czujesz się lepiej? - zapytała.

Uśmiechnął się i schował różdżkę.

- Od lat chciałem cię przekląć - powiedział z pełnym zadowolenia błyskiem w oczach.

- Już ci powiedziałam, że możesz - odparła drewnianym głosem, gdy zaczęła mentalnie katalogować miejsca na swoim ciele, w które została trafiona niezliczoną ilość razy. - Ale przypuszczam, że lubisz udawać, że dajesz mi jakąkolwiek szansę.

- To nie moja wina, że ​​jesteś tak żałosna w obronie.

- Tak. To moja wina - powiedziała cicho, unosząc rękę i lekko się krzywiąc, gdy próbowała poruszyć palcami.

Zaklęcie żądlące nie było trwałe w zadawaniu obrażeń, ale nie można go było też magicznie odwrócić. Patrząc na ich ilość i skupienie, z jakim rzucał je Malfoy, minie więcej niż dzień, zanim ból ze wszystkich pręg na jej ciele zniknie. Była pewna, że ​​wybrał tę klątwę właśnie z tego powodu.

- Dla jasności - powiedziała, starając się powstrzymać drżenie głosu. - To kwalifikuje się jako zakłócanie mojej pracy. Więc może lepiej używaj odwracalnych klątw lub następnym razem skup się na tylko jednym miejscu na ciele.

Malfoy nic nie odpowiedział.

- Więc… - zapytała po minucie. - Czy dowiem się dlaczego?

- Jeśli chodzi o przeklinanie cię, Granger, samo twoje istnienie jest wystarczającym powodem.

Zacisnęła usta i ciężko przełknęła. Ból rozprzestrzeniał się powoli po jej nosie i policzkach, więc zamrugała.

- Czy masz jakieś informacje w tym tygodniu?

- Nie.

- W porządku. Cóż, zatem już pójdę - powiedziała, klękając sztywno i lewą ręką podnosząc różdżkę. Potem podeszła i naciągnęła torbę na ramię, lekko wzdrygając się, gdy pasek wylądował na kilku większych pręgach na jej ramieniu.

Malfoy nie powiedział ani słowa, kiedy wyszła.

Stała przed chatą, zagubiona. Nie z powodu okrucieństwa Malfoya, ale z powodu tego, co powinna zrobić. Nie mogła wrócić na Grimmauld Place i sprawić, by ktoś się zorientował, że została przeklęta. Nie miałaby na to żadnego wytłumaczenia.

Podeszła ostrożnie do pnia i usiadła na jego krawędzi.

Z westchnieniem zdjęła torbę z ramienia i zaczęła wyciągać z niej woreczki i butelki. Musiała wyrzucić wszystkie składniki, które zebrała. Wymagały starannego przechowywania, aby zachować swoją magiczną skuteczność. W obecnym stanie nie była w stanie wykonać jakichkolwiek niezbędnych zaklęć z różdżką.

Ze smutkiem rzuciła macki szczuroszczeta na ziemię. Będzie musiała złapać i zabić kolejnego. I skrzydła wróżki. Potem wyrzuciła całą resztę, aż nie zostało jej nic poza kłębkiem pokrzyw.

Z grymasem chwyciła je i przycisnęła do obu kostek oraz do dłoni i nadgarstków. Następnie lekko potarła zawiniątkiem twarz. Upuściła pokrzywy na ziemię i patrzyła, jak liczne pręgi i bąble pojawiają się na jej skórze, maskując wszystkie skutki zaklęć, których nie zakrywały jej ubrania.

Z westchnieniem wstała i trzymając lekko różdżkę aportowała się z powrotem na Grimmauld Place.

- Hermiono? Co ci się stało? - spytała Angelina z szeroko otwartymi oczami, gdy przeszła przez drzwi.

- Potknęłam się i wpadłam w pokrzywy - skłamała Hermiona.

- Och, ojejku. - Angelina wpatrywała się w twarz Hermiony, aż zaczęła się lekko rumienić. - Czy możesz coś z tym zrobić?

- Niestety nie. Nie ma żadnych zaklęć na poparzenia pokrzywy. Powinny zniknąć w ciągu jednego dnia. Jednak nie mogłam przez to zebrać składników. Jutro będę musiała znowu po nie iść.

- Szkoda. Twoja biedna twarz.

Hermiona wzruszyła lekko ramionami. 

- Moje ręce są w gorszym stanie. Muszę powiedzieć Pomfrey. Nie jestem pewna, jak dobrze będę sobie dziś radzić na oddziale szpitalnym.

Z powodu zaklęć Malfoya Hermiona niespodziewanie dostała wolny dzień. Nie żeby mogła się tym cieszyć, nie mogąc używać rąk. Nie mogła nawet zgiąć palców na tyle, by chwycić i przewrócić stronę w książce.

Nie pamiętała, kiedy ostatnio miała wolne. Za każdym razem, gdy znalazła choć jedną chwilę wolną od leczenia, używała jej do warzenia tych bardziej złożonych esencji lub uzupełniania zapasów eliksirów.

Siedziała na strychu i wyglądała przez okno, obserwując przechodzących ulicą mugoli.

Zastanawiała się, co sprowokowało Malfoya.

Zastanawiała się, czy zostanie przez niego przeklętą mogło rzeczywiście być dobrym znakiem. To mogło oznaczać, że się do niego zbliżyła, więc atakował defensywnie. Uzdrowienie go tydzień wcześniej było pewnym zwrotem w ich interakcji. Prawdopodobnie postrzegał przeklęcie jej jako sposób, na przywrócenie jej osoby na uprzednie miejsce.

Był taki mściwy.

Trening oklumencji bolał znacznie bardziej, ale był konstruktywny. Ból miał sens. Były eliksiry na migreny.

Przeklinanie jej było po prostu jego czystą złośliwością.

To był dość marny sposób, by ocenić jej zdolności bojowe, ponieważ jeśli miał trafiać w nią zaklęciami, oznaczało to, że nie będzie mogła zacząć od nowa przez kolejny tydzień. Gdyby chciał sprawdzić jej celność lub wytrzymałość, mógłby ją po prostu kilkakrotnie unieruchomić, spetryfikować lub ogłuszyć.

Nie użył żadnych poważnych ani trwałych zaklęć, prawdopodobnie dlatego, że ocierało się to o kodeks moralny, na temat którego był tak zarozumiały. Jego „linia etyczna”. Nie lubił uważać się za sadystę lub kogoś mściwego. Prawdopodobnie wmawiał sobie, że daje jej fory. Że zasłużyła na to za każdym razem, gdy została trafiona, ponieważ powinna była unikać zaklęć.

Nie chciał uważać się za okrutnego.

Prawdopodobnie myślał, że był lepszy niż to.

Hermiona spojrzała na swoje dłonie.

Na jej wielkiej skali bólu i okrucieństwa, zaklęcia żądlące praktycznie nie były uwzględniane. Jednak emocjonalnie odkryła, że ​​to doświadczenie zniszczyło ją bardziej, niż była gotowa przyznać.

Przycisnęła oczy do zgięcia ramienia, starając się nie płakać.

Ale łzy i tak wypłynęły.


3 komentarze:

  1. Czemu mam wrażenie, że ten "atak" który przypuścił a Hermione podczas jej treningu był swego rodzaju zemstą za to, jak wtedy porównała go do Voldemorta? Znaczy chcę wierzyć w to, że faktycznie chce ją wyszkolić w walce jak najlepiej, ale jeśli może być złośliwy, to będzie złośliwy. Przecież to Malfoy prawda? Może być delikatny, troskliwy ale kiedy to do niego dociera, również musi się wycofać. Nie chcę aż nad to zbliżyć się do niej, bo myślę, że może wiedzieć, że chciałby to wykorzystać przeciwko niemu. Jezu, ale nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak chciałabym poznać jego perspektywę, kiedy go leczyła! Bo to, że był spięty już widzieliśmy, ale jak się faktycznie czuł, co myślał… O Jezu, ale to by było złoto! Na pewno nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś się nim tak po prostu może zaopiekować i w sumie bezinteresownie uleczyć. Czytałam tę scenę z takimi wypiekami na twarzy i nie ukrywam, miałam nadzieję, że jednak dojdzie między nimi do czegoś. No ale trudno, będę czekać dalej w takim razie. Cóż, co się odwlecze, to nie uciecze, prawda? Najważniejsze, że jednak się pogodzili a ona już wie, w którą strunę nie do końca należy uderzać, żeby go nie wkurzyć. On serio jest inny niż Voldemort i musi w końcu to zauważyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mają pewnie momenty że już są sobie "bliscy" ale ciągle robią jednej krok do przodu dwa do tyłu. I to obydwoje są zawzięci, lecz Herm jest trochę słabsza ale mimo to jeszcze mu odpłaci.

    OdpowiedzUsuń
  3. I za co żes sie zemscil, podly gnomie, ze tak ją urządziles? Za jej wczesniejsze slowa? Za to, ze byla dla Ciebie troskliwa? Czy stalo sie cos innego i po prostu musiales sie na kims wyladowac? Oh, Malfoy. Mam tylko nadzieje, ze to nie byl jakis jdgo pokrętny sposob na to, zeby Hermiona odpoczela albo zeby docenili jej wklad, kiedy zobacza, ze jeden dzien jej nie ma, bo tego nie wytrzymam 🙈 Na szczescie chociaz wspomnienie Hermiony i Ginny bylo takie samo i rozwialo moje watpliwosci, jakoby Gin miala miec kogos innego, niz Harry 😁 I, rzecz jasna, wspomnienie bylo wazne, bo eliksiry nie byly dla Ginny tylko dla niej 😁 Hm, ciekawa jestem, czy dojdzie do zblizenia miedzy nimi, dlatego pozniej Draco bedzie reagowal w taki sposob na gwalt 🤔
    Mała

    OdpowiedzUsuń