Muzyczna sugestia:

Halsey - Control

Playlista Spotify: "Music to read Manacled to"

__________

Kwiecień 2002

W następny wtorek Malfoy zachowywał się dokładnie tak samo, jak tydzień wcześniej.

Uczył ją oklumencji, pozwalając jej ćwiczyć wszelkie formy i techniki. Nie sprawiał, że bolało. Ledwo się do niej odzywał. Dotknął jej tylko raz, aby móc odchylić jej głowę bardziej do tyłu i nawiązać kontakt wzrokowy. A potem - kiedy był już w jej umyśle - mogła poczuć jego rękę wciąż spoczywającą na jej szyi. Jego kciuk na jej gardle.

Nie musiał jej dotykać. Wiedziała o tym. Mógł z łatwością wykonać na niej legilimencję z odległości kilku stóp.

Nie wścibiał nosa w każdy zakątek. Nie zagłębiał się we wspomnienia, w których otwarcie go nie chciała. Po prostu pozwalał jej wykorzystać swoją obecność jako rodzaj manekina ćwiczebnego do nauki unikowych manewrów mentalnych.

Kiedy się wycofał, spojrzała na niego z zaciekawieniem.

- Gdzie się tego nauczyłeś? Zakładam, że twoja ciotka nie używała tej techniki.

- Ona nie - mówiąc to, lekko obnażył zęby. - Czytałem o tym w książce. Malfoy Manor posiada dużą bibliotekę. To nie działa z większością ludzi, a jedynie z innymi naturalnymi oklumenami. Mimo, że każdy do pewnego stopnia może potencjalnie nauczyć się oklumencji lub legilimencji, zawsze jest to dość bolesne lub tak wyrafinowane, że ledwo czują, jak się to dzieje.

Spojrzał na nią i dodał z uśmiechem: 

- Można powiedzieć, że eksperymentuję na tobie.

Hermiona przewróciła oczami.

- Czy w książce również wymagano kontaktu fizycznego? - powiedziała słodkim głosem, spoglądając wymownie na jego rękę.

Natychmiast pożałowała, że ​​to powiedziała.

Jego dłoń lekko się napięła, ale tylko na tyle, by przejść ze stanu spoczynku do trzymania. Jego oczy pociemniały, gdy tęczówki rozszerzyły się stopniowo.

- Nie. To jest tylko dlatego, że mogę.

Uśmiechnął się, przyciągając ją do przodu i pochylając głowę, żeby ją pocałować.

To był zimny pocałunek. Jego usta przyciśnięte do jej ust nie były pożądliwe ani namiętne.

To było po prostu przypomnienie.

Że mógł.

Że był nieskrępowany. Że gdyby chciał, mógłby zażądać od niej wszystkiego, czego zapragnął, a ona już zgodziłaby się mu to dać.

Hermiona nie odpowiedziała na pocałunek. Po prostu pozwoliła jego zimnym ustom spotkać się z jej wargami, nie opierając się, dopóki znowu się nie odsunął.

- Czy masz jakieś nowe informacje w tym tygodniu? - zapytała, gdy cofnął się, a jego ręka ześlizgnęła się z jej szyi.

Wyciągnął ze swoich szat zwój, podając jej go.

- Analiza form i informacje o przeciw-zaklęciach dla nowych klątw z działu rozwoju klątw Czarnego Pana - powiedział. - Obecnie trwa nauka nowego zestawu.

Hermiona rozwinęła zwój i przejrzała podane informacje. Severus przekazał już Zakonowi wszystkie szczegóły dotyczące klątw, ale Malfoy nie mógł tego wiedzieć. To, że przyszło mu to do głowy, było oznaką tego, jak bardzo potrafił być użyteczny i proaktywny. Jeśli straciliby Severusa, Malfoy był w stanie zapewnić oba rodzaje informacji.

Doskonały szpieg.

- To bezcenne informacje - powiedziała, starannie pakując wszystko do swojej torby.

Wzruszył ramionami.

- Nie, naprawdę. To uratuje życia. Nawet nie pomyślałam, żeby o to poprosić. To, że je przyniosłeś… Nawet nie wiem, jak wystarczająco ci podziękować.

Malfoy wyglądał, jakby czuł się trochę nieswojo z powodu wdzięczności.

- Mniejsza z tym. To była oczywista informacja. Śmiertelność w tym twoim Ruchu Oporu staje się coraz bardziej zauważalna.

Hermiona poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy, gdy na nią patrzył.

- Jak myślisz, jak długo jeszcze wszyscy dacie radę walczyć?

Jej gardło zacisnęło się. 

- Tyle, ile zajmie wygrana lub dopóki nikt już nam nie zostanie. Nie ma planu B, Malfoy. Dla nas nie ma opcji poddania się.

Pokiwał głową.

- Dobrze wiedzieć.

Potem przerwał, jakby nagle coś sobie przypomniał.

- Czy w Caithness jest może schron z wieloma dziećmi?

Hermiona zbladła. 

- Dlaczego… dlaczego pytasz?

Jego twarz stwardniała. 

- Zostało to zauważone. Ktoś prawdopodobnie zostanie wysłany tam do końca tygodnia w celu zbadania sprawy. Nie pozwólcie im niczego znaleźć.

Hermiona gwałtownie skinęła głową.

- Muszę iść - powiedziała, pędząc do drzwi.

Przywołała cielesnego patronusa czystą siłą woli. Stały się one dla niej dość trudne, odkąd usunęła pamięć swoim rodzicom. Odzyskanie tej umiejętności zajęło jej kilka lat, ale nigdy nie uzyskiwały one w pełni srebrnej luminescencji, na jaką udawało jej się zdobyć podczas jej piątego roku.

- Znajdź Minerwę McGonagall - powiedziała. - Powiedz jej, żeby przygotowała się do ewakuacji.

Gdy wydra zniknęła w ciemności, rzuciła następną. Lśniące, przezroczyste stworzenie stało na tylnych łapkach i patrzyło na nią.

- Znajdź Kingsleya Shacklebolta. Powiedz mu, że potrzebujemy nowej kryjówki dla Caithness.

Potem aportowała się, by znaleźć Moody'ego.

Proces ewakuacji dzieci był powolny i żmudny. Żadne z nich nie było w stanie się aportować, co oznaczało, że wszyscy dostępni i łatwi w kontakcie członkowie Ruchu Oporu musieli zostać zmobilizowani, aby przenieść dzieci w bezpieczne miejsca za pomocą mioteł, aportacji łącznej lub na testralach. Tworzenie świstoklików było zbyt czasochłonne. Żadna z kryjówek nie mogła ryzykować podłączeniem do sieci Fiuu.

Odległa lokalizacja była wyborem strategicznym. Miała nadzieję, że dla oka Voldemorta pozostanie to niezauważone, pomimo obecności wielu dziwnych dzieci w tak małym miasteczku. Z perspektywy czasu było niezwykłym szczęściem, że udawało im się to tak długo utrzymać. Posiadali niewiele dobrych opcji, gdzie mogli próbować osiedlić tak wiele dzieci w tak różnym wieku.

Dla wielu z nich nie mieli dodatkowej kryjówki. Dzieci trzeba było rozdzielić do dziesiątek innych zabezpieczonych schronów. Musiano przenieść je w małych grupach do innych części Wielkiej Brytanii, a następnie ponownie osiedlić, powiększyć pokoje i transmutować nowe łóżka.

Hermiona odbyła trzy wycieczki. Po powrocie z ostatniej osunęła się na ścianę z wyczerpania. Aportowała kilka małych dzieci aż do Irlandii Północnej. Wymiotowały, krzyczały i szlochały coraz bardziej, z każdą kolejną aportacją. Była zmuszona do zatrzymywania się i pocieszania ich, dopóki nie uspokajały się na tyle, by mogła bezpiecznie aportować się ponownie, nikogo nie rozszczepiając.

Minerwa aportowała się i stanęła przed Hermioną, a wyraz jej twarzy był pełen sprzeczności.

- Twój informator? - zapytała cicho Minerwa.

Hermiona skinęła głową. 

- Moody powie każdemu, kto zapyta, że ​​dowiedział się o tym podczas przesłuchania złapanego szmalcownika.

Minerwa skinęła ostro głową w uznaniu i zacisnęła usta, wpatrując się w Hermionę przez kilka sekund.

- Jesteś dobrą dziewczyną. Mam nadzieję, że nikt w to nigdy nie zwątpi. Wszystko w porządku?

- Nic mi nie zrobił. - To było wszystko, co Hermiona mogła jej dać.

Coś pojawiło się w minie Minerwy. Skinęła gwałtownie głową, a potem odeszła, żeby pomóc w zdejmowaniu osłon i zmniejszaniu mebli.

Hermiona spojrzała na zegar. Tej nocy była pełnia, a ona potrzebowała ślazu.

Wstała i wyszła z posiadłości, aż dotarła do krawędzi barier przeciw aportacji. Następnie rozpoczęła serię objawień z powrotem w kierunku Londynu.

Zatrzymała się na dużym polu w pobliżu Forest of Dean, gdzie często pozyskiwała składniki. Wyciągając różdżkę, rzuciła zaklęcie i ruszyła za nim w poszukiwaniu zachwaszczonej rośliny.

Jasne światło księżyca rzucało ostre cienie na morze traw. Kępy drzew w pobliżu unosiły się jak czarna kurtyna na tle jasnego nocnego nieba. Kiedy Hermiona schodziła w dół małego zbocza, podmuch wiatru przemknął po polu, poruszając trawą tak, że zaszumiała cicho. Gdy przesuwający się, delikatny dźwięk zanikał, zza drzew wydobyło się niskie wycie.

Zamarła.

Wilkołak.

W tej okolicy nigdy wcześniej nie było wilkołaków. Była tak zmęczona i rozkojarzona, że ​​nawet nie pomyślała o podjęciu jakichkolwiek dodatkowych środków ostrożności.

Potem rozległo się kolejne wycie. Trochę dalej. Po jej prawej stronie.

I kolejne.

W Forest of Dean była wataha wilkołaków.

Prawie się teleportowała, ale zatrzymało ją wahanie. Potrzebowała ślazu. Gdyby nie zdobyła go tej nocy, nie byłaby w stanie znaleźć go nigdzie, aż do następnego miesiąca. Musiała zrobić eliksir. Severus nie udzielał jej porad ani nie poświęcał czasu na wymyślanie przeciw-eliksirów, chyba, że było to pilne.

Zbiegła ze wzgórza w kierunku wskazywanym przez zaklęcie lokalizujące.

Kolejne wycie. Coraz bliższe.

Wyjęła srebrny nóż z kieszeni i zaczęła odcinać nim fragmenty ślazu tak szybko, jak tylko mogła, bez wpływania na jego moc. Jednak było go za mało.

Odtworzyła zaklęcie lokalizujące i pobiegła w kierunku, który wskazała jej różdżka. Kiedy to zrobiła, podniosła głowę i zobaczyła ostry, wydłużony cień wilkołaka, kroczący wzdłuż zbocza w jej kierunku.

Poślizgnęła się i prawie upadła, gdy dotarła do miejsca, w którym znajdowało się kilka sadzonek ślazu, po czym odcięła je w kilka sekund.

Wilkołak znajdował się niecałe dwanaście stóp dalej i przykucnął gotowy do ataku, gdy w końcu obróciła się na pięcie i aportowała w najbliższe miejsce, o którym mogła pomyśleć.

Hermiona pojawiła się ponownie na stopniach nieszczęsnej chaty Malfoya. Z trudem łapiąc powietrze, opadła na najwyższy stopień i usiadła, dysząc, próbując odzyskać oddech.

Oparła się o drzwi i zamknęła oczy, a jej serce nadal waliło gwałtownie.

Niesamowicie straciła na swojej kondycji. Nie mogła uwierzyć, jak szybko męczyła się bieganiem. Jej przełyk płonął, a przy każdym wdechu czuła ostry, przeszywający ból w płucach.

Oprócz włóczenia się po okolicy w poszukiwaniu składników do eliksirów Hermiona nie angażowała się w żadne fizycznie, czy też obronne czynności. Po tym, jak została odciągnięta od walki, nie miała czasu na ćwiczenia, praktykę obronną, a nawet martwienie się o swoją wytrzymałość fizyczną.

Merlinie, była bezużyteczna. Gdyby kiedykolwiek znów znalazła się na polu bitwy, prawdopodobnie zostałaby znokautowana w kilka krótkich sekund.

Jej oddech się wyrównał, ale pozostała na miejscu jeszcze przez minutę, próbując spowolnić bicie serca.

Drzwi za jej plecami gwałtownie się otworzyły i wpadła do środka.

Jej głowa mocno uderzyła w drewno, a gwiazdy błysnęły przed jej oczami, gdy odkryła, że ​​Malfoy wpatruje się w nią z czystą wściekłością.

- Kurwa, Granger, co ty robisz?

- Malfoy? - powiedziała, patrząc na niego zdezorientowana. - Co ty tutaj robisz?

- Co ja tutaj robię? - warknął. - Aktywowałaś osłony. Zakładałem, że do czegoś mnie potrzebujesz.

- Och - powiedziała Hermiona, gorąco plamiło jej policzki. - Nie zdawałam sobie sprawy, że osłony monitorujące wychodzą poza pomieszczenie. Nie chciałam ci przeszkadzać.

Obróciła się i wstała.

Malfoy spojrzał na nią od góry do dołu.

- Co robiłaś?

- Potrzebowałam ślazu zbieranego podczas pełni księżyca - powiedziała, zauważając, że nadal lekko dyszy. - I napotkałam wilkołaki. Nie mogłam czekać do następnego miesiąca. Musiałam uciekać i po drodze spróbować go zebrać. Ale nie jestem już zbyt wysportowana, dlatego szybko się zmęczyłam. To było najbliższe miejsce, do którego mogłam się aportować, żeby spróbować odzyskać oddech.

- Skąd czerpałaś ślaz? - jego ton był ostry.

Wskazała ramieniem lekko w bok.

- Występuje w pobliżu, w Forest of Dean. To jedno z miejsc, do których zazwyczaj chodzę, aby zdobyć składniki do eliksirów.

- Zazwyczaj...

Nastąpiła pauza.

- Wędrujesz nocą po okolicy poszukując składników? - Jego twarz zamarła.

- Tak. - Hermiona skinęła głową, patrząc na niego. - Wspominałam o tym.

- Nie… Mówiłaś, że zdobywasz składniki do eliksirów. Zakładałem, że oznaczało to, że masz dostawcę. - Wyraz jego twarzy stał się twardy, a oczy przybrały oskarżycielski wyraz, jakby go okłamała.

Hermiona patrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Jestem terrorystką. Kupowanie składników mikstur na czarnym rynku kosztuje niemałą fortunę. Nie zamierzam marnować swojego budżetu, jeśli mogę dostać je za darmo i to zdecydowanie lepszej jakości, wykonując całą pracę samodzielnie.

- Więc włóczysz się nocą po terenach magicznej Wielkiej Brytanii, zbierając składniki do eliksirów? Sama?

- Oczywiście - powiedziała Hermiona, pociągając nosem. - Dlatego spotykamy się we wtorki rano, po tym jak kończę.

Zapadła długa cisza.

- Nie możesz - ogłosił to zdecydowanym tonem. - Przestaniesz. Zostaniesz w jakiejś smutnej małej kryjówce, w której ich uzdrawiasz, i już nigdy więcej nie pójdziesz na żadne poszukiwania.

Hermiona patrzyła na niego z oburzeniem przez kilka sekund.

- Z pewnością nie! Nie możesz kontrolować tego, co robię.

Wyraz jego twarzy stwardniał, w jego oczach pojawił się drapieżny błysk. 

- Właściwie to tak. Zapomniałaś? Jesteś moja. Posiadam cię. Jeśli nakażę ci, żebyś siedziała w tym pokoju i wpatrywała się w ścianę do przyszłego tygodnia, to zrobisz to, bo dałaś mi słowo.

Hermiona poczuła, jak wzbiera w niej wściekłość.

- Nie, nie zrobię tego, ponieważ sam dałeś słowo, że nie będziesz ingerować w moją pracę w Zakonie. Poszukiwanie składników jest częścią mojej pracy. Nie podlega negocjacjom. Jeśli chcesz kontrolować wszystko, co robię, musisz poczekać, aż wygramy. Ty też dałeś słowo.

Malfoy stał nieruchomo, wpatrując się w nią, a jego oczy kalkulowały sytuację. Potem nagle zmienił temat. 

- Więc prześcignęłaś wilkołaki?

Zarumieniła się.

- Nie. To znaczy… Aż do samego końca nie były zbyt blisko. Przebiegłam najwyżej sto metrów.

- I nadal od tego dyszysz? - powiedział sceptycznie.

- Ja… ja tak naprawdę nie wykonuję żadnych działań terenowych poza zdobywaniem składników. Nie ma potrzeby, bym musiała pracować nad swoją wytrzymałością - powiedziała, przechodząc do defensywy.

Usta Malfoya nagle rozchyliły się w zaskoczeniu. Zacisnął je szybko i na kilka sekund położył dłoń na oczach, jakby próbował się opanować. Potem cofnął rękę i spojrzał na nią.

- Kiedy dokładnie ktoś cię ostatnio przećwiczył? Zakładam, że praktykujesz podstawowe pojedynki, biorąc pod uwagę, że jesteś na tyle ważna, że nie pozwalają ci już walczyć. Skoro pozwalają ci wychodzić samej w środku nocy, twoja obrona z pewnością nie ma sobie równych.

Hermiona opuściła wzrok i bawiła się paskiem swojej torby. 

- Jestem bardzo zajęta. Jednym z powodów, dla których odciągnęli mnie od walki, było to, że jest wiele innych rzeczy, do których jestem bardziej potrzebna.

- Jak długo to trwa, Granger? - jego głos był twardy.

Rozejrzała się po pokoju. To głupie miejsce nie posiadało niczego, na co mogłaby udawać, że patrzy. Skupiła się na sękach w deskach podłogi.

- To już… prawdopodobnie około dwóch i pół roku - powiedziała cicho.

Ukrył twarz w dłoniach i milczał, jakby nie był w stanie nawet na nią spojrzeć.

Hermiona przewróciła oczami.

- Cóż, ja może już pójdę - powiedziała w końcu ostrym głosem. - Przepraszam, że ci przeszkodziłam. To się więcej nie powtórzy.

- Wyszkolę cię - powiedział nagle Malfoy, prostując się i patrząc na nią z góry.

- Co? - Patrzyła na niego zmieszana.

- Mam zamiar cię wyszkolić - powiedział powoli. - Bo zatrzymanie cię najwyraźniej nie wchodzi w grę. Nie będę tracić czasu na zmianę osoby kontaktowej z Zakonem, bo nie jesteś wystarczająco sprytna, aby umieć pozostać w stanie bojowym. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki wszyscy walczą, jestem pewien, że każdy, kogo do tej pory spotkałem, byłby do niczego w oklumencji i prawdopodobnie w końcu zostałby złapany w jakiejś potyczce.

Cóż, ślizgoński instynkt samozachowawczy Malfoya był nadal z całą pewnością silny. Hermiona westchnęła z irytacją.

- To naprawdę nie jest konieczne. Ja nie walczę. Podczas poszukiwań i tak rzadko pojawiają się problemy. Nie musisz się martwić o utratę swojej cennej nagrody wojennej.

- Naprawdę? - powiedział cichym głosem, gdy podszedł do niej. - Nie chcesz? Bo wkrótce skończysz uczyć się oklumencji. Myślę, że wolałabyś spędzać swój czas na praktyce pojedynków, a nie na innych czynnościach, których mógłbym od ciebie wymagać.

Hermiona spojrzała na niego.

Wątpiła, czy miał jakikolwiek zamiar wypełnienia swojej słabo zawoalowanej groźby, biorąc pod uwagę, że nie okazywał w tym kierunku żadnej szczególnej skłonności. Jeśli chciał nauczyć ją pojedynkowania się, nie było w tym nic złego. Z pewnością wolałaby właśnie to. I tak musiała spędzać z nim czas. Nie mogłaby odnieść sukcesu w swojej misji, gdyby nie spędzali ze sobą czasu.

 - Dobra - warknęła, a jej twarz wykrzywiła się w lekkim szyderstwie.

- Co taka skwaszona? - Na jego twarzy malowała się kpina. - Można by pomyśleć, że po prostu zażądałem, żebyś wybrała między przeleceniem mnie lub nie. Rozczarowana?

- Tylko w twoich snach - powiedziała, rzucając mu ostre spojrzenie.

- Każdej nocy.

Przewróciła oczami.

- Czy zawsze kupujesz całe swoje towarzystwo? - powiedziała słodkim głosem z protekcjonalnym wyrazem twarzy. Nawet nie mrugnął.

- Lubię profesjonalizm - odrzekł beznamiętnie, wpatrując się w sufit, jakby recytował mantrę. - Wyraźne granice. Żadnego dramatu. Nie mam obowiązku udawać, że mi zależy.

Wyszydził ostatnie słowo, jakby troska była najbardziej obraźliwą koncepcją znaną człowiekowi.

- Oczywiście. Jak bardzo w twoim stylu.

- Całkiem - zgodził się z cienkim uśmiechem.

Zapadła cisza. Hermiona chciała mu powiedzieć, że jest podły, ale była pewna, że ​​już o tym wiedział. Czuła się zmęczona i chciała być wobec niego okrutna.

- Czy rozmawiasz z nimi i płaczesz, mówiąc im o tym, jak smutne i samotne jest twoje życie? A może po prostu ruchasz je bez słowa? - zapytała, a jej głos brzmiał szyderczo.

Jego oczy błysnęły.

- Chcesz, żebym ci pokazał? - jego głos był ostry i zimny jak odłamek lodu.

Adrenalina od bliskiego starcia Hermiony z wilkołakami wciąż ją napędzała. Przywykła do dużego stresu na oddziale szpitalnym, ale zawsze było to życie kogoś innego. Poczuła przypływ emocji, gdy niemal otarła się o śmierć. Nagle zrozumiała Harry'ego. Czuła, że ​​może zrobić wszystko.

Wtedy przyszła jej do głowy groźba Malfoya.

Spojrzała na niego, unosząc brodę.

- Nie zrobisz tego.

Jego oczy stały się okrutne, ale zanim zdążył odpowiedzieć, kontynuowała.

- To byłoby dla ciebie zbyt realne. Zrobienie tego z kimś, kogo znasz. Z kimś, kogo znowu zobaczysz. Zepsułoby to te wyraźne granice.

- Testujesz mnie, Granger? - zapytał niskim, pieszczotliwym tonem.

Patrzyła na niego.

- Chyba tak - powiedziała chłodno, ale serce zaczęło jej bić, gdy uświadomiła sobie, co właśnie zrobiła.

Pochylił się, aż jego twarz znalazła się kilka centymetrów od jej własnej. Jego oczy były twarde.

- Rozbierz się.

Hermiona nawet nie drgnęła. On też nie. Podszedł więc powoli bliżej, aż się cofnęła. Zawisł nad nią. Jego oczy błyszczały.

- To cię zżera, prawda? Zdumienie. Spodziewałeś się, że zrobię to od razu. Oczekiwanie… Próba odgadnięcia, kiedy mogę się do tego zabrać… to przeszkadza ci bardziej niż rzeczywista myśl o tym, żeby mnie pieprzyć.

Prychnął. 

- Cóż… masz moją uwagę. Rozbierz się.

Hermiona spojrzała na niego, czując, jak jej twarz robi się gorąca, nawet gdy reszta jej ciała stawała się coraz bardziej zimna.

- Nawet mnie nie chcesz. Dlaczego uwzględniłeś mnie w swoich żądaniach? O co chodzi? - zapytała, a jej głos był gorzki i zdezorientowany.

Uśmiechnął się. 

- Masz rację. Nie chcę cię.

Usłyszenie tego nie powinno było jej zaboleć, ale jednak tak się stało. Zwłaszcza z mściwą kpiną na jego twarzy, gdy spoglądał na nią z góry.

- Jednak posiadanie ciebie nigdy się nie zestarzeje. „Teraz i po wojnie”. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, jak bardzo będę mógł sprawić, że zaczniesz żałować tych słów. A teraz rozbierz się - jego głos zniżył się. - A może chcesz, żebym zrobił to za ciebie?

Hermiona uniosła ręce do kołnierzyka swojej koszuli i chwyciła go obronnie. Była przerażona i wściekła do tego stopnia, że ​​myślała, że ​​może zacząć płakać. Była jego. Zgodziła się na to. Jej szczęka drżała, a ręce zaczęły się trząść.

- Siła cię napędza, prawda? - jej głos drżał z wściekłości, gdy zmusiła się do odpięcia górnego guzika koszuli. - Krzywdzenie kogoś, kto nie może… lub nie chce walczyć. Wykorzystywanie tego, na czym zależy ludziom, do torturowania ich i zamykania w klatkach oraz zmuszania ich do robienia różnych rzeczy. Jesteś taki sam jak Voldemort.

Złość nagle zniknęła z twarzy Malfoya. Zbladł. Opanowanie dla jego wściekłości nagle zniknęło, a ciemność i magia wypłynęły z niego falami, wypełniając pomieszczenie i wijąc się w powietrzu.

Lodowata furia, która pojawiła się na jego twarzy, była oszałamiająca. Jego oczy zrobiły się czarne, usta wykrzywiły się w grymasie, a on sam stawał się coraz bledszy, gdy na nią patrzył.

Oczy Hermiony rozszerzyły się ze strachu i cofnęła się, przygotowując na to co nadejdzie.

Wokół niego narosła fala wściekłości.

- Wynoś się! - warknął.

Patrzyła na niego, stojąc nieruchomo. Niczym zwierzę sparaliżowane strachem.

Warknął z wściekłością. Nagle drzwi od chaty otworzyły się z trzaskiem tak gwałtownie, że wypadły z zawiasów i runęły na podłogę.

- WYNOŚ SIĘ! - ryknął.

Hermiona nie potrzebowała kolejnego zaproszenia. Pobiegła do drzwi i aportowała się w chwili, gdy poczuła, że przekroczyła osłony.

Kiedy przeszła przez drzwi Grimmauld Place, upadła na podłogę holu, trzęsąc się ze strachu.

Głupia. Głupia. Głupia - zgromiła się, próbując zmusić się do oddychania. Czuła się tak, jakby miała atak paniki.

Nie mogła zrozumieć, co skłoniło ją do próby sprowokowania go. Gdyby nie środek nocy, uderzałaby głową w podłogę z frustracją spowodowaną własnym idiotyzmem.

Po tych wszystkich niezliczonych sytuacjach, gdy karciła Harry'ego, ostrzegając go przed konsekwencjami jego głupiego poszukiwania dreszczyku emocji, teraz z łatwością mogłaby go pobić.

Była idiotką.

Przycisnęła dłoń do łomoczącego serca i opuściła twarz w zgięcie łokcia. Jęknęła cicho.

Draco Dormiens Nunquam Titillandus.

Tyle, że ona nie połaskotała śpiącego smoka. Jej działania wydawały się bardziej polegać na walcowaniu i waleniu go w głowę kijem do odbijania tłuczków.

Potrzebowali Malfoya. Desperacko go potrzebowali, a odrobina adrenaliny sprawiła, że ​​straciła wszelki rozsądek.

Miał rację, nie mogła znieść strachu. Ciągłego oczekiwania. Wyczerpania, zastanawiając się, czego on chce. Co zamierzał jej zrobić. Ciągłego czekania co będzie dalej. To pożerało ją żywcem.

Jeśli miał ją skrzywdzić lub przelecieć, chciała tylko wiedzieć i kazać mu to zrobić.

Chodzić do niego co tydzień, niepewna, co może jej zrobić w następnym…

To rozbijało ją na kawałki.

Przygryzła wargę, kuląc się przy drzwiach. Starała się nie rozpłakać, gdy przypływ noradrenaliny stracił na swojej mocy i nagle poczuła, że ​​gwałtownie opadła. Była pełna przerażenia i rozpaczy.

Ukryła twarz w dłoniach i cicho zaszlochała.

Jej występek mógł prawdopodobnie kosztować Zakon całą wojnę. A przynajmniej niezliczoną ilość ofiar.

Musiała znaleźć sposób, żeby to naprawić.

Owinęła ramiona wokół siebie, gdy próbowała się uspokoić i pomyśleć.

Oddychaj. Oddychaj. Oddychaj.

Kiedy jej klatka piersiowa w końcu przestała drżeć, wstała i otarła łzy.

Podeszła do swojej szafki z eliksirami, schowała ślaz i spędziła kilka minut próbując uporządkować myśli i zmusić ręce do zaprzestania drżenia.

Poszła do swojego pokoju.

Drzwi były uchylone, co było dziwne, ponieważ zarówno ona, jak i Ginny były dość skrupulatne, jeśli chodziło o zamykanie ich na klucz. Grimmauld Place nie było szeroko dostępne dla Ruchu Oporu, ale czasami zdarzały się wścibskie osoby, które nie szanowały prywatności ani rzeczy osobistych innych.

Hermiona zajrzała do środka i odskoczyła zaskoczona.

Ginny i Harry byli półnadzy, i jeśli już tego nie zrobili, to wydawali się być zaledwie kilka sekund od rżnięcia.

Hermiona rzuciła szybkie zaklęcie prywatności na drzwi i odeszła. Zatrzymała się na półpiętrze schodów i zawahała. Pokoje Grimmauld Place były obecnie zatłoczone. Przeniesiono tu wiele starszych dzieci z Caithness.

Salon na dole był obecnie zajęty przez wszystkich cierpiących na bezsenność. Nie zostało zbyt wiele miejsc do spania.

Była taka zmęczona. Płacz sprawił, że poczuła się wewnętrznie pusta.

Wczołgała się na parapet przy oknie i próbowała odpłynąć, ale jej umysł nie potrafił się uspokoić. Wciąż odtwarzała swoją rozmowę z Malfoyem. Martwiła się o eliksir, który musiała uwarzyć. Przeżywała na nowo moment, w którym cała wściekłość wylała się z Malfoya i ryknął na nią.

Nie skrzywdził jej.

Miał oczywistą okazję i więcej niż wystarczającą wściekłość do tego, ale powstrzymał się i zamiast tego odepchnął ją.

Morderczy Śmierciożerca z jakimkolwiek kodeksem moralnym. Oksymoron, jeśli kiedykolwiek taki ktoś istniał.

Musiało to mieć związek z jego motywem pomocy dla Zakonu.

Czego chciał?

Niesamowicie irytowało ją, że nie mogła tego rozgryźć.

Po półgodzinnym przewracaniu się na parapecie usiadła z westchnieniem. Nie chciała uwarzyć eliksiru Severusa, dopóki nie odpocznie. Wspięła się na górę i weszła na najwyższe piętro domu. Był tam pokój do ćwiczeń.

Zajrzała do środka i stwierdziła, że pomieszczenie ​​jest puste.

Przeszła na środek i wyciągając różdżkę, zaczęła ćwiczyć niektóre z pozycji pojedynku.

Kiedy wróciła ze swojego szkolenia uzdrowicielskiego w Europie, brała udział tylko w dwóch małych potyczkach, zanim Zakon zdecydował, że odciągnie ją na stałe od walki. Po latach nieobecności była wręcz zardzewiała i znacznie mniej biegła w pojedynkach niż ktokolwiek inny w jej grupie wiekowej. Reszta Gwardii była szybka i rzucała potężne zaklęcia, robiąc uniki i zmyłki, zachowując doskonałą precyzję nawet z dystansu.

Leczenie było subtelną sztuką. Prawie zawsze wymagało ono niezwykłego opanowania, dokładnej pracy i obserwacji. Zwracania uwagi na najdrobniejsze szczegóły.

Próba pojedynku była w porównaniu z tym, wręcz diametralnym odwróceniem rzeczy.

Ron i Harry poświęcili sporo czasu, próbując pomóc jej nadrobić zaległości, ale zanim jej się to udało, Kingsley poradził Hermionie całkowite wycofanie się z walki. Nikt nie szemrał ze sprzeciwem.

Hermiona zrozumiała uzasadnienie, ale nawet po latach decyzja ta nadal ją bolała. Czuła się tak, jakby poniosła porażkę i została odrzucona - z dala od wszystkich innych.

Oryginalna Gwardia stała się zwartą jednostką bojową, której nie była już członkiem.

Hermiona przygryzła wargę i rzuciła Protego tak mocne, na jakie tylko mogła się zdobyć. Tarcza zakwitła przed nią.

Westchnęła z ulgą, wycofując zaklęcie. Przynajmniej z tym mogła sobie poradzić.

Rzuciła serię klątw na manekiny po drugiej stronie pokoju. Połowa z nich trafiła w swoje cele. Żadne z nich jednak nie uderzyło dokładnie w punkt.

Zarumieniła się i spróbowała ponownie. Za drugim razem była jeszcze gorsza.

Hermiona zganiła się. Stała nieruchomo. Nie była na polu bitwy. Nie strzelano w nią w odpowiedzi jakimikolwiek zaklęciami.

Była gówniana.

Nawet gdyby Malfoy zdecydował się ją szkolić - co było mało prawdopodobne - to pewnie rozszarpałby ją na strzępy za to, jak nieudolna się stała.

Wyprostowała ramiona i spróbowała ponownie.

Rzuciła kilka bardziej złożonych klątw.

Cóż, dawała sobie z nimi radę.

Jej problemem nie był brak biegłości w walce z użyciem magii. Była po prostu okropna pod względem samego aspektu walki.

To była jakaś pociecha.

Cóż, niezbyt wielka.

Próbowała dalej, aż była tak zmęczona, że ​​jej ręce trzęsły się z wyczerpania. Potem opadła na jedną z mat treningowych i zasnęła.

***

- Hermiono, do cholery? Co ty tutaj robisz?

Gdy Hermiona została obudzona następnego ranka, przymrużyła wzrok, próbując dojrzeć stojącego nad nią Rona, w otoczeniu Ginny, Nevilla, Deana, Seamusa, Lavender, Parvati, Padmy, Freda i Angeliny.

Usiadła z jękiem i przetarła oczy.

- Moje łóżko zostało zajęte podczas przenosin dzieci z kryjówki - skłamała, rzucając Ginny szybkie spojrzenie. - Przyszłam tutaj spać.

- Och - powiedział Ron. - Cóż, będziemy ćwiczyć formację ataku, zanim Neville i Seamus będą wyruszą na misję zwiadowczą. Zatem… Potrzebujemy tego pokoju.

Hermiona skinęła głową i wstała.

- Mogę popatrzeć? - zapytała.

Ron zmarszczył czoło i spojrzał na nią.

- Pewnie. Tak sądzę. Jeśli masz na to czas. Po prostu… trzymaj wokół siebie tarczę. Będzie latać tu całkiem sporo klątw.

Hermiona wycofała się w róg i patrzyła, jak Ron opracowuje strategię. Nie mogła zrozumieć wszystkich używanych przez nich określeń. Nie była to tradycyjna terminologia dotycząca walki, raczej rodzaj skrótowców i slangu, który ewoluował wśród wojowników z biegiem czasu. Ich własny język.

Kiedy rozproszyli się po pokoju, rzuciła wokół siebie zaklęcie tarczy. Ron aktywował jedno z zabezpieczeń pokoju za pomocą zaklęcia, a następnie wszyscy zaczęli rzucać seriami klątw w stronę ścian.

Zaklęcia odbijały się i rykoszetowały w tę i z powrotem po pomieszczeniu. Wkrótce cała sala wypełniła się latającą magią.

Hermiona patrzyła, jak członkowie Gwardii zaczęli biegać, przyjmując formację ataku. Wszystkie ich zaklęcia były precyzyjne, a tarcze potężne. Żadne z nich nawet nie zostało nawet draśnięte przez wirujące zaklęcia. To było dla nich instynktowne. Wiedzieli, kiedy trzeba odnowić tarcze. Wiedzieli, jak każde z nich walczyło i kto kogo krył. Walczyli blisko i rzucali niemal wszystkie klątwy niewerbalnie.

Ich umiejętności bojowe znacznie przewyższały jej własne. Nadrobienie umiejętności do tego stopnia byłoby dla niej wręcz niemożliwym do osiągnięcia cudem.

Dwukrotnie obserwowała, jak ćwiczą cały ustalony szyk, zanim odwróciła się i wymknęła z sali ćwiczeń.

Poszła do swojej szafki z eliksirami, zebrała składniki i przygotowała się do warzenia.

W następny wtorek aportowała się do Whitecroft i powoli zbliżyła się do miejsca, w którym znajdowała się chata.

Zastanawiała się, czy Malfoy tam będzie. Modliła się, żeby był.

Nie miała pojęcia, jak to naprawić, jeśli odmówiłby pojawienia się. Mogła tylko mieć nadzieję, że cokolwiek skłaniało go do szpiegowania, było wystarczającą motywacją, od której jej nieprzemyślane działania nie mogły go odwieść.

Gdyby go tam nie było, czekałaby.

Gdyby tam był - miała nadzieję, że po prostu ukarze ją i skończy z tym, zamiast zmuszać ją do ciągłego strachu.

Drzwi zostały naprawione. Oparła na nich dłoń i pchnęła je.

Pusto.

Po odczekaniu minuty podeszła do krzesła przy stole. Jej żołądek skręcił się ze strachu i usiłowała odwrócić od tego swoją uwagę, recytując formuły zaklęć przeciw arytmii, kiedy tam siedziała.

Musiała tylko przestać myśleć o tym, co może się dalej wydarzyć.

Nagle rozległ się ostry trzask. Wstała i odwróciła się gwałtownie, gdy pojawił się Malfoy. Stał, wpatrując się w nią, z nieczytelnym wyrazem twarzy.

Hermiona nic nie powiedziała. Po prostu na niego patrzyła. Poczuła ulgę, że nie zaczęła drżeć.

Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. Uczucie przerażenia zaczęło przenikać przez jej kręgosłup niczym ostra, lodowata igła. Nagle zrobiło jej się zimno. Kiedy się spięła, czuła, jak włosy na jej karku stają dęba.

Widziała, jak zacisnął szczękę i odwrócił od niej wzrok.

Najwyraźniej nie zamierzał przemówić pierwszy.

Wzięła głęboki oddech. Potrzebowała go. Najwyraźniej nadal był na nią wściekły, ale musiała to naprawić. Każdym kosztem.

- Przepraszam - powiedziała z desperacją. - Straciłam panowanie i przekroczyłam granicę. Przepraszam. Cokolwiek muszę zrobić, aby to naprawić… Zrobię, co zechcesz. Pozwól mi tylko to naprawić.


4 komentarze:

  1. No cóż, faktycznie smoka może nie pogłaskała, ale go na pewno wkurzyła. To on jest dla niej dobry, okazuje jej troskę, uczy ją, a ona go porównuję do Voldemorta… Bardzo mądrze Hermiono! Super pomysł na okazanie wdzięczności za to, ile zrobił dla Ciebie i reszty Zakonu. Sama go sprowokowałaś a potem go jeszcze porównałaś do kogoś, kto zupełnie nie ma serca a wszyscy oprócz niego samego znaczą tyle co nic. Czy Draco chciał Ci pomóc w treningu? Owszem. Czy powiedział o planowanym ataku na bezbronne dzieci? Tak. Czy zjawił się natychmiast, kiedy ty uciekałaś przed wilkołakami? Tak. Serio nie widzisz tego, ile on dla Ciebie robi? Może mówić, że nie chce zmieniać osoby kontaktowej, bo w ten sposób jest lepiej, bo ona jest oklumemem, ale to jest tylko zaleta. Nie chcę zmieniać osoby kontaktowej, bo nie chce stracić z nią kontaktu. Bo mu się podoba, bo coś do niej czuje. Przecież on jej kazał się pilnować podczas zbierania składników! Ba, on jej wręcz kazał siedzieć na dupie i nic nie robić, żeby nie narażać się na niebezpieczeństwo! Przecież to jest czysta troska. Draco może udawać, że nie wie czym ona jest i że nie potrafi jej używać, ale wobec niej jest bezsilny! To jest silniejsze od niego. Dlatego tak, niech go teraz przeprosi ładnie za to, że jednak wyszła z niej niewdzięczna suka. Bez niego nie ma szans, żeby choć trochę wrócić do formy. Sama zauważyła, że nie nadąża za tym, co obecnie robi Ron z resztą. Że nie ma szans, żeby choć trochę się zbliżyła do ich poziomu. Sama na pewno tego nie zrobi, ale jeśli Draco by jej pomógł…

    OdpowiedzUsuń
  2. Hermiona widać jest zmęczona całą tą sytuacją z wojną i przy okazji także zdenerwowana tym że odsunęli ja od pola walki. Dzięki Malfoyowi widzi i analizuje to co uważała dotychczas za idealne. Malfoy zawsze potrafił ściągnąć ja na ziemię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z jednej strony dziwię się że go tak bezmyślnie sprowokowała, z drugiej tak adrenalina i brak rozsądku z tego wynikający.
    Malfoy jest zagadką, której nie sposób rozwiązać, nie wiem czy Hermiona jest dla niego eksperymentem jego własnego sumienia czy może jakimś przejawem uczuć, zapewnieniem, że pomimo tego wszystkiego co go spotkało jeszcze potrafi zebrać w sobie jakies pozytywne emocje...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hermiona pozostała dla niego subtelna niezłomnie od walnięcia go w pysk w trzeciej klasie. Brawo, dziewczyno, ty to wiesz, jak utrzymać zainteresowanie faceta przy sobie. Na pewno poczuł się dobrze, zwłaszcza po tym, jak nie dość, że trenował z nią oklumencję, to jeszcze zaoferował, że potrenują pojedynki, żeby nie była tak beznadziejną ofermą! Nie no, klasa sama w sobie, panno Granger, nie ma co....

    OdpowiedzUsuń