Kwiecień 2002
Następnym razem, gdy dotarła do chaty, ledwo zdążyła przedrzeć się przez drzwi, gdy Malfoy nagle aportował obok, prawie na nią wpadając.
Chwycił ją mocno i oparł o ścianę, gdy jego usta uderzyły w jej.
Hermiona ledwo miała czas na myślenie lub reakcję. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia, a gdy to zrobiły, jego źrenice napotkały jej, po czym nagle zaatakował jej umysł.
Była tak zaskoczona, że ściany jej oklumencji opadły. Przerażające rozproszenie spowodowane jego ciałem przyciśniętym do jej własnego, kiedy ją całował, utrudniało skupienie się wyłącznie na wrażeniu, że jego umysł przedziera się przez jej świadomość.
Przeglądał jej ostatnie wspomnienia: uwarzenie eliksiru niewidzialności na pierścień, który jej dał, zabranie Lee Jordana i podrzucenie go do Świętego Munga. Odszukał też jej wspomnienie z ich poprzedniego spotkania.
Czuła, jak tego doświadcza, nawet gdy równocześnie była świadoma oddalania się jego ust od jej własnych i sunięcia pocałunkami wzdłuż jej szczęki, podczas gdy jego ręce ślizgały się po całym jej ciele.
Zaczął zbliżać się do wspomnienia jej rozmowy ze Snape'em. Nie. Nie chciała, żeby to zobaczył. Chociaż była przekonana, że będzie wiedział, co próbuje zrobić, nie chciała, żeby miał tego potwierdzenie.
Zmusiła się, by nie wyrywać tego wspomnienia ani go nie ukrywać. Zamiast tego złapała się pierwszej rzeczy, która przyszła jej do głowy, i gwałtownie cofnęła się w głąb swoich wspomnień. Malfoy musiał wiedzieć, że to zwód, ale dzielnie ścigał jej myśli. Trzymając wspomnienie przez kilka sekund z dala od niego, w końcu pozwoliła mu je złapać.
Malfoy z trzeciego roku stał przed nią, szydząc.
- Czy kiedykolwiek widziałeś coś równie żałosnego? - powiedział Malfoy. - I to on ma być naszym nauczycielem!
Harry i Ron ruszyli w jego kierunku ze złością, ale Hermiona była szybsza - PLASK!
Uderzyła Malfoya w twarz z całą siłą, na jaką mogła się zdobyć. Jej dłoń zapłonęła od siły uderzenia, a jego blada skóra natychmiast rozkwitła szkarłatem w miejscu, w którym zetknęła się ona z jej śródręczem. Zatoczył się, patrząc na nią z mieszaniną bólu i zdumienia.
- Nie waż się nazywać Hagrida żałosnym, ty paskudny… ty podły… - ryknęła.
Malfoy gwałtownie wyskoczył z jej umysłu i odsunął się, lekko drżąc.
Hermiona patrzyła na niego, spodziewając się, że będzie wściekły, że oszukała go właśnie tym wspomnieniem. Potem po chwili zdała sobie sprawę, że chłopak się śmieje.
To było jeszcze bardziej przerażające.
- Dobra robota - powiedział po minucie, wciąż chichocząc. - Spodziewałem się, że zajmie ci więcej czasu, zanim będziesz w stanie to zrobić.
Hermiona oparła się o ścianę, próbując otrząsnąć się z jego uprzedniego psychicznego, jak i fizycznego ataku. Migrena już zaczęła powoli się do niej zbliżać.
- Czy w ten sposób zwykle uczysz oklumencji? - zapytała po chwili.
Jego usta wykrzywiły się lekko.
- Tylko ciebie - powiedział cierpko. - Nie mogę pozwolić, żebyś zwątpiła w moją szczerość, prawda? Musiałem coś zrobić, żeby cię zaskoczyć. Więc… - Wzruszył ramionami. - Dwie sroki, jeden ogon. Jestem pewien, że nie spodziewałaś się, że utrzymam ręce całkowicie przy sobie.
Hermiona zwalczyła chęć zaszydzenia z niego.
- Czy następnym razem powinnam założyć pończochy? - zapytała sarkastycznie.
Jego oczy wydawały się lekko ściemnieć.
- Hmm. Nie. Wolę cię taką. Bycie brudną i przemoczoną w mugolskich ciuchach pasuje do ciebie.
Hermiona poczuła, jak przechodzi ją zimny dreszcz. Strach i napięcie między nimi, a także woń wrogości i wyrachowania wypełniły powietrze.
Podszedł do niej bliżej i złapał ją za lewą rękę, unosząc ją w górę, przesuwając kciukiem po pierścieniu, który pojawił się na jej palcu, gdy na niego spojrzał.
- Jak to działa?
- Mikstura oparta jest na magicznych zasadach podobnych do zaklęcia Fideliusa - powiedziała, wyrywając rękę z jego uścisku. - Jest on widoczny tylko wtedy, gdy wiesz, gdzie go szukać. W przeciwnym razie jest niewykrywalny. Tylko ty i ja możemy go zobaczyć.
Malfoy uniósł brew z aprobatą.
- Chyba nie słyszałem o tej miksturze.
- Jest nowa - powiedziała sztywno.
- Twoja?
Hermiona niechętnie skinęła głową.
- Nie jest aż tak przydatna. Działa tylko na metalach.
- Ciekawe - mruknął, podchodząc bliżej.
Za każdym razem, gdy się zbliżał, czuła na nowo świadomość tego, jak niebezpieczny był. Czarna Magia promieniowała z niego falami, przylegała do jego ubrania i włosów i prawie emanowała z jego skóry. To było tak, jakby nosił na sobie pelerynę ciemności i wściekłości, które jedynie trzymał w ryzach będąc przy niej.
Było w nim tak dużo ciemności. Wszystkie śmierci, za które był odpowiedzialny.
Był w nich zatopiony.
- Spróbujmy jeszcze raz. Zobaczymy, jak długo wytrzymasz. - Uśmiechnął się lekko. - Nie pocałuję cię. Nie tym razem.
Potem znowu wrócił do jej umysłu. Utrzymywała go poza swoimi osłonami przez minutę, porządkując umysł i wspomnienia. Potem udała, że lekko odsunęła tarczę.
Nie była pewna, czy naprawdę była w tym dobra, czy też miał na tyle przyzwoitości, by powstrzymać się od przeszukiwania wszystkich jej wspomnień. Pozwolił działać jej silnym próbom odwrócenia jego uwagi od sukcesu. Kiedy udało jej się z sukcesem zrobić to kilkanaście razy, wycofał się.
Hermiona czuła się tak, jakby jej głowa miała pęknąć. Jakby ból był formą ucisku, który groził przebiciem jej czaszki. Ucisk był męczący. Jej oczy wypełniły się łzami i przygryzła wargę, żeby powstrzymać płacz.
- Wypij to - rozkazał, wsuwając w jej dłoń fiolkę z eliksirem przeciwbólowym. - W przeciwnym razie możesz stracić przytomność, próbując się aportować. Nie polecałbym tego.
Przełknęła eliksir, prawie pewna, że nie zamierza jej otruć.
- Czy przydarzyło ci się to kiedyś? - zapytała, kiedy ból zaczął się zmniejszać na tyle, że mogła znowu mówić, a jej wizja nie była już usiana migającymi czarnymi plamami.
- Więcej niż raz - powiedział krótko Malfoy. - Moje szkolenie było… rygorystyczne.
Skinęła głową. Nadal trudno było jej uwierzyć, że był tym samym szkolnym tyranem, którego kiedyś znała.
Wokół niego, jak mury zamku narosły chłód i surowość. Cała ta ledwo stłumiona wściekłość.
Chłopiec, który dostawał pudełka pełne słodyczy i wykupił sobie miejsce w drużynie quidditcha, który płakał i jęczał przez podrapaną rękę, zniknął. Wszystko, co było w nim miękkie, leniwe i rozpieszczone, zostało odcięte przez skalpel wojny. Nie przebił się przez szeregi Voldemorta za pomocą galeonów. Zapłacił za to krwią.
Wszystko było trudne i wymagające. Jego uśmiech i złośliwość oraz niejasna uprzejmość wydawały się być grą. Jak maska, którą miał na sobie, żeby ukryć, jak bardzo był zimny.
Jeśli chciała odnieść sukces, musiała przebić się przez jego maskę, chłód i wściekłość. Mógł mieć jedynie zamiar użycia jej jako formy mściwego lub zabawnego odprężenia, ale wciąż była zdeterminowana, by stać się kimś więcej.
Musiała wyciągnąć z niego całą pewność siebie, dopóki nie zrozumie jego motywacji - dopóki nie znajdzie słabości, przez którą mogłaby się przedrzeć.
Nikt nie był idealną kulą lodu. Nawet Malfoy.
Coś w nim było. W jego oczach. Coś, co wyglądało jak ogień, ukryty głęboko w środku. Musiała znaleźć sposób, aby do niego dotrzeć, a następnie stworzyć w nim coś, co mogłaby wykorzystać.
Spodziewała się swojej nienawiści do niego, i tego, że będzie musiała próbować manipulować nim z fałszywą dobrocią i współczuciem. Musiała być sprytna. Sprytniejsza od niego.
- Czy to było po piątym roku?
Spojrzał na nią nieco ostro.
- Tak - powiedział ostrym tonem.
- Twoja ciotka?
- Yhym - mruknął na potwierdzenie.
Oboje wpatrywali się w siebie w skupieniu.
- To nie jedyna rzecz, której nauczyłeś się tego lata - zauważyła.
- Potrzebujesz mojej spowiedzi, Granger? Czy mam ci opowiedzieć wszystko, co zrobiłem? - Zbliżył się na tyle, że górował nad nią, krzywiąc się szyderczo wprost w jej twarz.
Zmusiła swoje ciało, by się nie cofnąć ani nie skulić. Spojrzała mu w oczy.
- A chcesz? - zapytała.
Na jego twarzy pojawił się słaby błysk zaskoczenia. Wydawał się być całkowicie zaskoczony tym pytaniem.
Był samotny. Podejrzewała to, ale teraz miała pewność. Martwa matka, szalony ojciec. Był wysoko w szeregach Voldemorta, co było notorycznie wypełnione dźganiem przez kogoś w plecy. Jeśli kiedykolwiek czegoś żałował, nigdy nikomu o tym nie powiedział.
- Nie - warknął, odsuwając się od niej.
Nie naciskała. Gdyby zauważył jakikolwiek nacisk z jej strony, zamknąłby się jak małża. Nie musiała wiedzieć. Chciała tylko, żeby zdał sobie sprawę, że jeśli chciałby komuś coś powiedzieć...
... to mógłby powiedzieć to jej.
To uczyniłoby ją dla niego wartościową emocjonalnie. To byłby haczyk. Początek. To uczyniłoby ją interesującą.
- Czy chcesz spróbować ponownie? - zapytała po chwili.
Spojrzał na nią.
- Kiedy byłem szkolony, zawsze miała obok kogoś, kto rzucał na mnie Crucio, gdy próbowała włamać się do mojego umysłu. To prawdopodobnie stanie się i z tobą, jeśli kiedykolwiek zostaniesz złapana.
Nie dał jej ani chwili na reakcję na tę informację, zanim wbił się w głąb jej czaszki. Kiedy się zatrzymał, nie czekał, aż odzyska oddech. Upuścił obok niej nowy zwój z informacjami dla Zakonu i zniknął.
W tym tygodniu Hermiona wróciła do Waterstones. Kupiła książki o psychologicznych skutkach samotności. Książki o sierotach. Badania psychologiczne dzieci-żołnierzy.
Nie wahała się, podkreślając i zaznaczając całe sekcje dotyczące słabości. Dotyczące sposobów, za pomocą których osoby takie były podatne na wykorzystywanie i manipulowanie.
W notatniku, na którym umieściła dość paskudną klątwę bezpieczeństwa, zaczęła tworzyć psychologiczny szkic Draco Malfoya. Spisała wszystko, co w nim zauważyła. Pytania i teorie, które miała.
Jego wnętrze - jego motywacja - pozostało tajemniczą pustką. Ale czuła się tak, jakby zaczynała dostrzegać jego krawędzie.
W następny wtorek nie zaczął od rzucania sią na nią. Postanowił sprowokować ją w inny sposób.
Nie powstrzymał się ani sekundę, kiedy zaatakował jej umysł w kolejnej rundzie treningu oklumencji. Wgrzebał się w jego głąb, a potem zaczął wędrować przez wspomnienia, które przypadkowo tam napotkał. Zmuszał ją tym do ponownego przeżycia niektórych śmierci, szczególnie tych, których najbardziej starała się nie rozpamiętywać. Potem, całkiem przypadkowo, natknął się na wspomnienie natychmiast po jej rozmowie ze Snape'em. Wzdrygnęła się, kiedy zbliżył się do niego, a on natychmiast rzucił się do ataku.
Patrzył, jak krytycznie przyglądała się ona rysom swojej twarzy, zanim weszła pod prysznic. Gdy później wyszła i oceniała swoje nagie ciało w lustrze, zatrzymał się i również na nią spojrzał. Obserwował jak szukała w sobie wad. Czuła jego protekcjonalne rozbawienie, gdy to oglądał. Wiła się z zażenowania, a on też to czuł.
Pozostał w jej pamięci znacznie dłużej, niż trwało samo wspomnienie, a potem całkowicie wycofał się z głębi jej umysłu.
- Cóż - powiedział wyglądając, jakby chciał się zaśmiać. - To z pewnością jeden ze sposobów na odwrócenie uwagi legilimensów.
Spojrzała na niego. Kusiło ją, żeby kopnąć go w krocze, a następnie spróbować wybić mu zęby.
- Zadowolony z nowego nabytku? - jej ton był uszczypliwy.
- Jesteś raczej wychudzona. Gdybyś pokazała mi to wspomnienie wcześniej, mógłbym poprosić Zakon o kogoś innego - powiedział kpiąco, cofając się, by spojrzeć na nią osobiście.
- A więc współczucie dla nas obojga - zauważyła, wykrzywiając usta, gdy obronnie założyła ręce na piersi.
- Być może. Ale z drugiej strony, gdybym cię nie wybrał, nigdy nie miałbym okazji ujrzeć umysłu zorganizowanego jak szafka na dokumenty - jego głos był lekki i swobodny, ale srebrne niczym rtęć oczy nagle stwardniały. Przechylił głowę lekko na bok. - Moody cię nie trenował. Jesteś naturalnym oklumenem.
Hermiona z rezygnacją skinęła głową. Zakładała, że w końcu to odkryje. Kiedy wymyśliła to kłamstwo, nie spodziewała się, że będzie spędzał aż tyle czasu na grzebaniu w jej głowie.
- A więc samouk? - zapytał.
- Miałam książkę - powiedziała sztywno.
Zaśmiał się szczekliwie.
- Oczywiście.
Patrzył na nią z miną, której nie potrafiła do końca zinterpretować. Jakby ją ponownie oceniał. Zdawało jej się, że uświadomienie sobie tego faktu skłoniło go do ponownej oceny czegoś w jej osobie.
Hermiona nie chciała, żeby ponownie ją oceniał. Gdyby to zrobił, mógłby zdecydować się na zmianę strategii. Lubiła obecny stan rzeczy, w którym nie uprawiała z nim seksu.
- No co? - warknęła niecierpliwie, mając nadzieję, że przerwie jego tok myśli. Wydawało jej się, że zadziałało, gdy ostry wyraz jego oczu nieco złagodniał.
- Nic - machnął ręką. - Po prostu nigdy wcześniej nikogo takiego nie spotkałem.
Uśmiechnął się.
Spoglądała na niego ze zwężonymi oczami.
- Ty też nim jesteś - uświadomiła sobie z rosnącym przerażeniem. Próbowała ominąć wewnętrzne mury kogoś, kto również potrafił zamknąć i odizolować swoje emocje i pragnienia.
Ukłonił się kpiąco.
- Co z tym dziwnego? - mruknął, lekko wzruszając ramionami.
Zapadła długa cisza.
Oboje ponownie się oceniali.
- Czy w takim razie nadal będziesz uczył mnie oklumencji? - zapytała się w końcu.
- Tak… - powiedział powoli po chwili. - Byłoby przeoczeniem, gdybyśmy zrobili to tylko w połowie. Będziesz w stanie jednak uczyć się o wiele szybciej, niż myślałem.
- Dobrze - skinęła głową i zebrała się w sobie.
Zbliżył się do niej. Jej serce lekko się zacisnęło.
Ruch jego ciała przypominał jej zwierze tropiące zdobycz. Powoli, subtelnie, stopniowo, a potem nagle - zbyt blisko.
Patrzyła na jego twarz, żeby nie skupiać się na jego fizyczności, na tym, jak łatwo mógłby złamać ją gołymi rękami.
Jego palce uniosły się i delikatnie dotknęły jej podbródka, odchylając jej głowę bardziej do tyłu tak, że wydawało się, że jej gardło jest całkowicie odsłonięte.
- Jesteś tak pełna niespodzianek - powiedział, a jego wzrok przebiegł po jej twarzy, zanim zatrzymał się na jej oczach.
Hermiona przewróciła nimi krótko.
- Mówisz to każdej? - powiedziała sarkastycznie słodkim tonem.
Nie zawracała sobie głowy zewnętrznymi osłonami, kiedy zanurzył się w jej świadomości. To właśnie proces ich łamania przyprawiał ją o największy ból głowy. Czuła się już dość pewnie z faktem, że potrafi przynajmniej udawać, że łatwo je złamać.
Nie sprawił, żeby inwazja była bolesna. To ją zaskoczyło. Założyła, że legilimencja z natury jest bolesna. Zamiast tego, miała wrażenie, że jej umysł był myślodsiewnią, w którą on po prostu wpadał. Świadomości jej i jego połączyły się nieznacznie.
Wydawał się chłonąć jej naturalny stan psychiczny.
Bez bólu ataku legilimencji, Hermiona była w stanie stać się bardziej zniuansowana i celowa w swojej strategii. Przerzucała swoje wspomnienia z fałszywą nieostrożnością, przyciągając jego uwagę, a następnie odsuwając niektóre z nich w dalsze zakątki swojego umysłu.
To było jak nauka tańca. A może nauka sztuki walki. Cały ruch był wykonywany powoli. Bez nacisku jakiejkolwiek siły.
Dał jej czas na naukę techniki. By poczuła, jak to jest zrobić to poprawnie. Przeglądanie formularzy. Wwiercając się w jej umysł raz za razem, aż będzie mogła zrobić to instynktownie, bez konieczności myślenia.
W końcu wycofał się i spojrzał na swój nadgarstek.
- Przekroczyliśmy nasz czas - zauważył.
- Och - powiedziała cicho, wciąż zajęta mentalnie techniką, którą próbowała osiągnąć.
Patrzył na nią, aż wyprostowała się i spojrzała na niego.
- Czy masz jakieś nowe informacje do przekazania w tym tygodniu?
- Niezupełnie. W tym miesiącu z Rumunii przybędzie więcej wampirów. Nie ma jeszcze żadnych szczegółów.
- Jeśli… - zawahała się Hermiona.
Uniósł brew, patrząc w dół i czekając.
- Gdybyśmy… potrzebowali czegoś. Czy byłbyś w stanie to dla nas zdobyć? - zapytała.
- To zależy od tego, co to jest.
- Książka.
Prychnął.
- Nazywa się „Sekrety najmroczniejszej sztuki”. Próbowałam wszystkiego, co mogłam, aby ją znaleźć. Zasoby Zakonu są jednak dość ograniczone.
- Zobaczę co da się zrobić - westchnął zirytowany.
- Uważaj na siebie - powiedziała.
Wyglądał na lekko zaskoczonego.
- Nie chcesz, żeby Voldemort wiedział, że jej szukasz - wyjaśniła.
- Jak ważna jest ta książka? - zapytał ze zmrużonymi oczami.
- Nie wiem. To może być nic. Albo może być też bardzo ważna. Ale… nie nadwyrężaj swojej przykrywki dla niej.
Przewrócił oczami.
- Jakbym mógł - mruknął, zanim spojrzał na nią ostro. - Powinnaś iść. Jestem pewien, że Potter będzie za tobą tęsknił.
Hermiona chwyciła swoją torbę ze składnikami do eliksirów i wyślizgnęła się z chaty.
Malfoy wpatrywał się w nią w zamyśleniu, zanim zamknęła drzwi i aportowała się.
Kiedy wróciła na Grimmauld Place, zatopiła się w rozmyślaniach, butelkując i przygotowując składniki.
Malfoy nie był tym, czego się spodziewała.
Był znacznie mniej okrutny, niż sądziła. Oczekiwała, że jego złośliwość nagle przebije się przez fasadę. Jednak albo był mniej złośliwy niż jej się wydawało, albo chciał czegoś bardziej złożonego i konkretnego w jej kontaktach z nim. Była już nawet prawie pewna, że nie miał żadnej szczególnej ochoty, by ją skrzywdzić.
Nie potrafiła też określić, czego chciał.
Severus miał rację. Malfoy już udowadniał, że jest doskonałym szpiegiem. Wszystkie informacje, które przekazał Moody'emu, były bardzo przydatne i wysokiej jakości. Zakon z powodzeniem dokonał nalotu na więzienie i wydostał z niego ponad pięćdziesiąt osób.
Ale… jego motywy pozostawały tajemnicą.
Nie mogła zrozumieć, co mógłby uzyskać dzięki szpiegowaniu. Będąc w armii Voldemorta, z pewnością odniósłby ogromne korzyści z upadku Zakonu.
Gdyby Zakon wygrał, nawet z ułaskawieniem niewątpliwie stałby się pariasem czarodziejskiego świata na resztę swojego życia. Szpiedzy i zdrajcy nie zasługiwali na szacunek, bez względu na to, jak ważny był ich wkład.
Poza tym… Lucjusz Malfoy był oddanym sługą Voldemorta. Winił za śmierć Narcyzy Rona i Harry'ego, i prawie całą swoją energię kierował w zemstę na nich. Chociaż Draco mógł nie podzielać tego uczucia, to jego skłócenie z ojcem mogło podlegać wątpliwości. W szkole tak starannie wzorował się na Lucjuszu. I bardzo zirytowało go uwięzienie ojca w Azkabanie pod koniec piątego roku.
Hermiona ułożyła przed sobą tacę pełną dyptamu i rzuciła na nią zaklęcie rozgrzewające. Lekko masując skroń obserwowała, jak liście równomiernie wysychają.
Malfoy nie był nią zainteresowany, a przynajmniej nie fizycznie. Nie bardziej niż mężczyzna interesujący się przypadkową kobietą. Przestudiowała fizjologię pociągu seksualnego, a on nie wykazywał prawie żadnego z objawów, nawet po kilku minutach wpatrywania się w jej nagie odbicie.
Zarumieniła się. Doświadczenie tego, zostało przez nią jednoznacznie uznane za najbardziej wstydliwy moment jej życia.
Więc o co w tym wszystkim chodziło? Po co to całe całowanie i szukanie po omacku? Jeśli to wszystko miało ją sprowokować i zdenerwować, to dlaczego wciąż w tym tkwił.
Dlaczego chciał ją sprowokować? Co napędzało te różnorodne taktyki, które stosował?
Początkowo niewątpliwie spodziewał się, że będzie tak przepełniona nienawiścią do niego, że nie zdoła tego powstrzymać. Potem, kiedy agresywnie ją pocałował, żeby przebić się przez osłony oklumencji, wydawał się dążyć do zatopienia jej, w jej własnych emocjach, by nie mogła jasno myśleć. Sposób, w jaki oceniał ją w lustrze, najwyraźniej również miał ją zakłuć.
Chciał, żeby go nienawidziła.
Jednak kiedy zdał sobie sprawę, że jest ona naturalnym oklumenem, najwyraźniej postanowił ponownie zmienić taktykę. W końcu zdał sobie sprawę, dlaczego nie mógł jej sprowokować i ponownie zdecydował się przystosować.
Ale przystosować do czego? Jaki był w tym sens?
Nie mogła tego zrozumieć.
Hermiona umieściła suche liście dyptamu w dużym tłuczku i zaczęła rozcierać je na proszek.
- Miona? - Charlie wysunął głowę zza drzwi schowka na eliksiry.
- Tak?
- Snape wpadł wcześniej. Szukał cię.
- Och. Czy powiedział ci, dlaczego?
- Myślę, że miał dla ciebie nowy przepis. Dał go Poppy. Do leczenia nowej klątwy, którą pomógł wymyślić.
Wyraz twarzy Charliego wykrzywiał gniew. Wielu członków Zakonu obwiniało Severusa za każdą klątwę rozwiniętą w dziale rozwoju klątw Voldemorta. Myśleli, że gdyby Severus był naprawdę po stronie Zakonu, to znalazłby sposób, by sabotować całe przedsięwzięcie.
Hermiona lekko przewróciła oczami.
- Wiesz, że gdyby go tam nie było, stracilibyśmy dziesiątki więcej ludzi, zanim zdołalibyśmy stworzyć przeciw-klątwy. Jego informacje są niezbędne, aby dać mi czas na przygotowania - przypomniała mu.
- Jasne. A jak myślisz, ilu naszych ludzi zabił, zdobywając te informacje? To nasi ludzie są tymi, na których eksperymentują, aby stworzyć te zaklęcia. Morduje ich, ale to w porządku, bo przekazuje nam informacje o przeciw-klątwach. Czy naprawdę powinno działać to w ten sposób?
Hermiona wstrzymała mielenie dyptamu.
- On jest szpiegiem, Charlie. To są rzeczy, które musi robić, aby zachować swoją osłonę. Gdyby się podłożył, by uratować grupę więźniów lub próbował sabotować to miejsce, Voldemort po prostu stworzyłby nową, a my stracilibyśmy nasz dostęp do informacji. Taka strata nigdy się nie opłaciłaby się na dłuższą metę.
- Jak uważasz - powiedział Charlie z zaciśniętymi ustami i twardymi oczami, po czym odwrócił się i odszedł.
Hermiona mieliła dyptam jeszcze przez kilka minut, po czym wrzuciła go do słoika.
Severus musiał opracować eliksir do leczenia klątwy kwasowej, a przynajmniej tak spekulowała. Miała nadzieję, że różni się on od tego, nad którym pracował, kiedy zatrzymała się na Spinner's End.
Nie miała jadu akromantuli. Do kupienia jej od aptekarzy wymagany był dowód tożsamości wydany przez Ministerstwo. Musiałaby spróbować znaleźć jego źródło na czarnym rynku, gdzie prawdopodobnie składnik ten kosztowałby kilkaset galonów. Zakonowi i tak brakowało już funduszy.
Gobliny zajęły neutralną pozycję podczas wojny, ale podczas gdy Bank Gringotta pozostał otwarty dla Zakonu, dostanie się do niego po pieniądze bez aresztowania było wyzwaniem. Nie wspominając o tym, że bycie mugolakiem było karalne.
Większość członków Ruchu Oporu była bezrobotna z powodu krwi lub związku.
Na szczęście Harry posiadał dużą, zaopatrzoną w środki kryptę. W przeciwnym razie prawdopodobnie zagłodziliby się na śmierć.
Jeśli eliksir wymagałby jadu akromantuli - cóż, miała nadzieję, że Severus będzie w stanie zdobyć dla niej kilka kropli. Jeśli nie, wątpiła, czy Zakon sfinansowałby jego zakup, chyba że klątwa byłaby stale używana.
Skrzyżowała palce i poszła szukać Poppy.
Oddział szpitalny znów był zatłoczony.
Akcja ratunkowa w więzieniu zakończyła się sukcesem, ale wielu więźniów odniosło obrażenia w wyniku tortur lub było skrajnie niedożywionych. W trakcie ucieczki doszło do małej wymiany ognia, podczas której użyto kilku paskudnych klątw.
Ci, którzy odnieśli niewielkie obrażenia, zostali wysłani do innych kryjówek, ale na Grimmauld Place skierowano najbardziej skomplikowane i najtrudniejsze obrażenia, którymi musiały się zająć Hermiona i Poppy.
Poppy nachylała się nad łóżkiem Rolandy Hooch. Maleńkie rozwarcie w tchawicy kobiety wciąż się pojawiało i powoli rosło, pomimo wszelkich wysiłków, by ją wyleczyć. Ktokolwiek miał dyżur na oddziale szpitalnym, musiał utrzymywać dwuminutowy stoper w stałym cyklu, aby móc to monitorować.
- Jakakolwiek zmiana? - zapytała Hermiona, nachylając się obok Poppy i badając obrażenia.
- Och, Hermiono, wróciłaś - powiedziała Poppy smutnym głosem. - Severus był tutaj i spojrzał na to. Powiedział, że nie jest to jedno z nowych osiągnięć Voldemorta. A więc… to prawdopodobnie źle rzucona klątwa.
Hermiona westchnęła słabo z ulgą, zanim uderzyła ją ostra fala poczucia winy. Jeśli była to źle rzucona klątwa, raczej nie spotkaliby się z nią ponownie. Oznaczało to również, że prawdopodobnie nie będą w stanie wyleczyć Rolandy. Hermiona bez powodzenia próbowała dekonstruować za pomocą analizy zaklęć wszystkie urazy, próbując je rozwikłać. Struktura była tak zniekształcona i niespójna, że nie dało się jej zneutralizować.
- Jak myślisz, jak długo jeszcze będą działać zaklęcia leczące? - zapytała cicho Pomfrey, patrząc smutno na swoją wieloletnią koleżankę.
Hermiona policzyła w myślach czas, który minął od chwili, gdy sprowadzono Madame Hooch. Była to dość niejasna wiedza, ale ostatecznie zaklęcia leczące przestawały działać, gdy były używane ze zbyt dużą częstotliwością. Nawet magia nie mogła zmusić ciała do naprawiania się poza pewnymi granicami.
- Jeśli będziemy ją leczyć co dwie minuty, zaklęcia prawdopodobnie będą działać jeszcze przez następne dwadzieścia godzin - powiedziała jej delikatnie Hermiona.
Poppy skinęła głową i delikatnie owinęła koc wokół ciała Rolandy.
- Severus zostawił dla ciebie nowy przepis - oznajmiła Hermionie. - Powiedział, że powinnaś przygotować jedną partię.
Poppy sięgnęła do kieszeni i wyjęła mały zwój pergaminu i szklaną fiolkę.
Hermiona uniosła fiolkę do światła.
Dwie krople jadu akromantuli. Prawdopodobnie warte więcej niż pięćdziesiąt galeonów.
Nie mogła sobie pozwolić na żadne błędy. Wsunęła fiolkę do kieszeni i rozwinęła przepis, żeby zobaczyć, czego będzie wymagało warzenie.
Miała niemal wszystkie składniki. Z wyjątkiem ślazu, na którego zbiór musiała poczekać do następnej pełni księżyca. Obliczyła następny cykl księżycowy. Minie tydzień, zanim będzie miała wszystko co potrzebne, do przygotowania partii.
Gdyby klątwa była tak poważna, jak wskazał Severus, musiałaby mieć nadzieję, że nie dojdzie do żadnych potyczek przed pełnią księżyca, co prawdopodobnie było urojeniem.
Na końcu przepisu Severus zawarł w swoim niewyraźnym piśmie zaklęcie przeciwdziałające klątwie kwasowej. Przejrzała wszystko. To było tak proste, jak powiedział.
Hermiona przekopiowała wszystko na nowy arkusz pergaminu. Uraz spowodowany kwasem musiał być leczony natychmiast. Odczekanie kilku dodatkowych sekund, aby wezwać uzdrowiciela lub aportować rannego, mogło znacznie wydłużyć czas powrotu do zdrowia. Przeciwzaklęcie było dość proste. Każdy członek Ruchu Oporu mógłby się go nauczyć.
Napisała krótką notatkę z wyjaśnieniem, po czym szybkim machnięciem różdżki złożyła notatkę w papierowy samolot i wysłała go przez dom, aby dotarł do Harry'ego.
- Czy byłabyś w stanie wcześniej rozpocząć dziś zmianę? - zapytała Poppy.
Hermiona udniosła wzrok i zdała sobie sprawę, że Poppy jest szara z żalu.
- Oczywiście - odpowiedziała szybko Hermiona.
- Chcę napisać do Filiusa, Pomony i Minerwy. Żeby mogli przybyć i pożegnać się - powiedziała Poppy. - Wszystkie notatki o tym, co zrobiłam, znajdują się w dzienniku, a ja właśnie ponownie uszczelniłam nacięcie. Możesz więc od teraz zacząć odliczać kolejne dwie minuty.
Hermiona obserwowała Poppy, gdy ta powoli, ciężkim krokiem wychodziła z sali szpitalnej.
Podeszła do biurka i spojrzała na dziennik. Nie było w nim żadnych niespodzianek. Szła cicho od łóżka do łóżka. Wszyscy jeszcze spali, a kilku pacjentów otrzymało Wywar Żywej Śmierci. Był to sposób na utrzymanie ich przy życiu, w oczekiwaniu na pewne mikstury wymagające powolnego warzenia, które miały ich wyleczyć. Przeprowadziła zapobiegawczą diagnostykę każdego ciała i przejrzała mentalną listę kontrolną, którymi eliksirami powinna się zająć. Powinna niebawem wysłać pierwsze dawki eliksiru tojadowego do wszystkich likantropów w Zakonie.
To był dość spokojny dzień na oddziale szpitalnym. Oprócz ciągłego rzucania zaklęcia leczącego na Madame Hooch, większość innych obrażeń wymagała po prostu uważnego nadzoru i czasu.
Hermiona siedziała i zastanawiała się, jak mógłby zachować się Malfoy podczas ich następnego spotkania.
Fakt, że również był on naturalnym oklumenem, był problematyczny, najłagodniej rzecz ujmując.
Oznaczało to, że jego samokontrola była głęboka. Próba znalezienia sposobu uczynienia go lojalnym byłaby prawie niemożliwa, jeśli potrafił przewidzieć i powstrzymać jakikolwiek wpływ, jaki mogłaby na niego mieć.
Gdyby chciała mieć jakąkolwiek szansę na sukces, musiałaby działać powoli i podstępnie. Zagłębić się w jego psychikę tak, że nie mógłby jej odciągnąć ani odfiltrować. Znaleźć drogę do jego serca. Jedynego miejsca, którego żadna oklumencja nie mogła zablokować ani odizolować.
Zadrżała lekko.
Nigdy wcześniej nie czuła się okrutna. Ani zimna. Ani bezduszna. Nazywano ją tak i czasami wierzyła, że mogło być to prawdą. Jednak w rzeczywistości okrucieństwo było granicą, której nigdy nie przekraczała. Jednak to, o czym myślała, było prawdopodobnie jedną z najokrutniejszych rzeczy, jakie mogła sobie wyobrazić.
Stłumiła wahanie.
To on jej zażądał.
Teraz i po wojnie.
Miała pełne prawo, aby upewnić się, że zapłaci pełną cenę za swoje żądania. Jeśli jej nie chciał, nie powinien był o nią prosić.
Wyprostowała się i przywołała książkę z torby.
ROZDZIAŁ 29
OdpowiedzUsuńCholera, naprawdę coraz bardziej intryguje mnie ich relacja. No i sam Draco oczywiście też. Na pewno uczy ją oklumencji, bo boi się, co mogłoby się stać, gdyby jednak ktoś ze Śmierciożerców ją złapał i zaprowadził do Voldemorta. Gdyby się dowiedział, że Draco pomaga Zakonowi, to mielibyśmy dwa trupy. Dalej nie potrafię zrozumieć jego motywacji do pomocy wrogowi. Czy Hermiona naprawdę aż tyle dla niego znaczy, że zdecydował się pomóc im wszystkim? Gdyby faktycznie chciał pomścić śmierć matki, to przecież przeszedłby na ich stronę od razu po jej śmierci… Nie rozumiem jego motywacji, ale jeśli możemy go oglądać częściej w takim wydaniu, to proszę o więcej! Hermiona naprawdę źle go oceniła. Spodziewała się bezdusznego dupka, który będzie ją wykorzystał, żeby sobie ulżyć i pozbyć się napięcia, a tu coraz bardziej się utwierdzam w tym, co mówiłam wcześniej. On naprawdę okazuje jej dużo troski i sympatii. Na tyle, na ile jest tego nauczony. Czy będzie dalej sarkastyczny w kontaktach z nią? Ależ oczywiście! To jest kwintesencja Malfoya. Ale gdyby miał okazać się sukinsynem, to już tak by się stało. Ubodło ją, że tak ją ocenił widząc ją nagą, ale czy zapomniała, że on też jest dobry w maskowaniu swoich emocji? Podejrzewam, że widok jej nagiej wywarł na nim większe wrażenie, niż faktycznie to okazał. Co takiego do cholery wtedy między nimi zaszło, że Draco traktował ją w taki sposób? Znaczy rozumiem, że przecież nie mógł jej okazać pełni swoich uczuć, bo trafiła do Voldemorta na sesję legilimencji i mógłby bezproblemowo odczytać to, co się między działo a wtedy misterny plan poszedłby się… No wiadomo co. No ale czy gdyby szybciej nie zaszła w ciążę, to czy równie szybko nie mogłoby jej wszystkiego wyjaśnić? Przecież zaczęła odzyskiwać swoje wspomnienia… Za to wszyscy w Zakonie są serio idiotami. Wieczne pretensje do Snape'a, chociaż im pomaga a mógłby mieć to w dupie.
Malfoy ma dobrze obmyślany plan co zrobi z Hermiona. A Herm widać coraz bardzie się przekonuje i analizuje jego zachowanie. 🤔
OdpowiedzUsuńAnalizowanie Hermiony jest tak bardzo dogłębne. Ukazuje intelekt i niezwykle błyskotliwą młodą kobietę. Malfoy jest kolejną z zagadek, z którą musi się zmierzyć i rozwiązać. Jego działanie jest tak nieoczywiste z tym co ona zna. Z tym jakiego go zna sprzed lat.
OdpowiedzUsuńOboje są dla siebie wyzwaniem.
Czy te wszystkie dialogi nie zostały potem przez nich powtórzone? Czy mam jakieś urojenia? Jeśli tak, to to musi być podwójny cios dla Malfoya, o ile podczas tych ich spotkań między nimi coś zaiskrzyło. A to jego zachowanie, to wszystko, co Hermiona w nim przeanalizowała... Jakby był robotem, który na kliknięcie przeskakuje z nastroju w nastrój, z bycia mordercą w kogoś delikatnego, niesamowite. Chyba nie znam takiej osoby i zastanawiam się, czy to w ogóle możliwe być kimś takim. W każdym razie wyraźnie widać, że są wzajemnie sobą zafascynowani i aż mnie dreszcze przechodzą na myśl o tym, co się wydarzy później.
OdpowiedzUsuńKlątwa wrzącego kwasu, Boże drogi...
Te same pytania... te same odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńMyślenie o tym co musiał czuć Draco po latach tak cholernie boli