Moody przekazał jej wiadomość, że Severus będzie na Spinner's End późnym popołudniem w piątek. Hermiona przygotowała się i miała nadzieję, że będzie to łatwiejsza rozmowa niż ta, którą przeprowadziła z Minerwą.
Podczas wojny ona i Severus rozwinęli swego rodzaju przyjaźń. Zaczęło się od Hermiony, kiedy pojawiła się w jego drzwiach po śmierci Dumbledore'a, prosząc go o przeszkolenie jej w przyrządzaniu eliksirów. Przez lata, gdy stosunki Hermiony z innymi członkami Zakonu stały się napięte, zaczęli cieszyć się wzajemną goryczą w swoim własnym towarzystwie.
Nie żeby byli blisko.
Żadne z nich nie miało czasu na przyjaźnienie się z kimkolwiek.
Po prostu sygnalizowali sobie wzajemny szacunek drobnymi gestami. Severus, nie obrażał Hermiony podczas spotkań Zakonu w taki sposób, w jaki obrażał wszystkich innych, a Hermiona broniła ciągłe podejrzenia Harry'ego i innych, czy Severus naprawdę był po stronie Zakonu, skoro nie wygrywali.
Kiedy Hermiona dotarła do domu Severusa, znalazła dla siebie uchylone drzwi. Severus parzył coś w kuchni. Zaparowany pokój był wręcz atakiem sensorycznym. Tworzenie eliksirów dało Hermionie nawyk kompulsywnego rozpoznawania zapachów. Powietrze było gęste od połączonych ze sobą aromatów duszonych ziół i nalewek. Ostry i słodki krwawnik, stęchlizna suszonych kwiatów mniszka lekarskiego, mineralna gorycz mielonych korzeni oraz kruchość i chropowatość skorupek jaj popiełka, które niemal namacalnie czuła w powietrzu. Zapach magii przenikał przez wonie składników, przylegając do jej skóry i włosów.
- Coś nowego? - zapytała, patrząc, jak przez kilka minut kuli się on nad kotłem.
- Oczywiście - odparł szyderczo, dodając kroplę jadu akromantuli.
Eliksir wyrzucił w powietrze chmurę kwaśnych, żółtych oparów i Severus cofnął się z cichym sykiem irytacji, by ich uniknąć.
Hermiona spojrzała na rozłożone na stole składniki.
- Czy jest jakaś nowa klątwa?
- W rzeczy samej. Tym razem Dołohow przeszedł samego siebie. Rzucana bez wysiłku i bardzo skuteczna. Przeciwdziałanie jej jest proste, ale obrażenia są natychmiastowe. Wkrótce zaczną używać jej w terenie.
- Jakiego typu?
- Zaraźliwy wrzący kwas.
Hermiona zacisnęła usta i gwałtownie wciągnęła powietrze. Miałaby wiele do zrobienia w ramach przygotowań. W przeszłości zaklęcia kwasowe rzadko pojawiały się podczas bitew, ale ich skutki często były niszczycielskie i trudne do uleczenia.
Severus dodał cztery krople wody księżycowej, a potem odwrócił się, by na nią spojrzeć.
- Masz dwadzieścia minut - powiedział, przemykając przed nią do salonu. Przez chwilę ociągała się, by móc przestudiować powoli gotujący się eliksir, po czym odwróciła się i ruszyła za nim.
- Słyszałem, że poświęcasz się dla sprawy - wycedził z fotela, zanim usiadła.
- Moody powiedział, że uważasz, że to uzasadniona oferta - powiedziała spokojnie.
- To prawda - powiedział.
Nie zaproponował herbaty.
- Dlaczego? - zapytała. Nie było sensu być nieśmiałym. Chciała prostych odpowiedzi. Po tylu latach wojny odkryła, że Severus odpowiadał na krótkie i bezpośrednie pytania lepiej, niż na jakiekolwiek inne.
- Draco Malfoy nikomu nie służy - odpowiedział.
Hermiona czekała.
- Oczywiście, technicznie rzecz biorąc, służy Czarnemu Panu - powiedział, wykonując lekceważący gest ręką. - Ale to z konieczności, a nie z lojalności. Jego motywacja ma charakter osobisty. Jakikolwiek jest jego motyw, zapewne zdecydował, że Zakon może umożliwić mu osiągnięcie tego lepiej niż Czarny Pan.
Severus zamilkł, po czym dodał:
- Nie będzie lojalny wobec Zakonu, ale będzie równie doskonałym szpiegiem, jak i Śmierciożercą.
- Czy warto, jeśli nie możemy mu w pełni ufać? - zapytała Hermiona.
- W tej chwili nie sądzę, aby Zakon miał inną opcję.
Hermiona lekko potrząsnęła głową i chwyciła się poręczy krzesła.
- I… myślę, że trochę przeliczył się, kiedy złożył nam swoją ofertę - dodał Severus.
- W jaki sposób?
- Prosząc o ciebie. Myślę, że to był błąd z jego strony - powiedział Severus, patrząc na nią w zamyśleniu.
Hermiona zamrugała.
- Czemu?
- Jak wspomniałem Moody'emu, zauważyłem, że Draco fascynował się tobą w szkole. Nie zrozum mnie źle, nie twierdzę, że było to coś znaczącego, raczej coś mniej poważnego. Jednak byłaś kimś, kogo zauważył. Możesz być w stanie wykorzystać ten fakt na swoją korzyść. Nie sądzę, żeby zdawał sobie z tego sprawę.
- Zażądał posiadania mnie. Myślę, że on aż za dobrze zdaje sobie z tego sprawę - zauważyła Hermiona.
- Gdyby tylko chciał mieć ciało do posiadania lub pieprzenia, przy niewielkim wysiłku mógłby dostać praktycznie każdego, kogo by zechciał. Nie jesteś Heleną Trojańską, a nawet gdybyś była, to nie widział cię od prawie sześciu lat. I na pewno wtedy nią nie byłaś. Wątpię, czy on w ogóle wie, jak obecnie wyglądasz. Na liście żali, które prawdopodobnie nosi w teraz sobie, twoja akademicka rywalizacja raczej się nie kwalifikuje - odparł Snape. - Nie jesteś motywem jego zmiany lojalności.
Słowa Severusa pogrążyły Hermionę w równoczesnym stanie ulgi i rozpaczy. Nie chciała uwagi Draco Malfoya - ale jej potrzebowała. Nagle poczuła pokusę, by zapłakać z powodu samej niemożliwości misji, którą miała.
- Dlatego... - kontynuował Snape. - Jego decyzja, by dodać cię do listy żądań, jest otwarciem. Jeśli zdecydujesz się to przyjąć. Możesz… mogłabyś uczynić go lojalnym.
- Niby jak? Uwodząc go? - zapytała Hermiona sceptycznie.
- Utrzymując jego zainteresowanie - powiedział Snape, przewracając oczami, jakby była tępa. - Jesteś wystarczająco inteligentną czarownicą. Bądź dla niego interesująca. Znajdź drogę do jego umysłu, żeby zaczął chcieć tego, czego nie może po prostu od ciebie wymagać. Z całą pewnością nie będziesz utrzymywała go za pomocą swoich kobiecych wabików.
Snape parsknął, gdy to powiedział.
- Mężczyźni tacy jak Draco Malfoy są ambitni, co sprawia, że szybko nudzą się wszystkim, co jest dla nich łatwe do zdobycia. Seks jest prawdopodobnie jedną z rzeczy dla niego najłatwiejszych… Nawet seks z tobą w obecnych czasach, biorąc pod uwagę warunki, które wyznaczył. Musisz być czymś więcej i będziesz musiała sprawić, żeby to zobaczył.
Hermiona skinęła krótko głową z pewnością, której nie czuła, gdy Snape dodał:
- Będzie miał nad tobą znaczną przewagę. Jednak fakt, że masz jego uwagę, oznacza, że nadal możesz mieć ruch warty rozegrania. Po prawie sześciu latach, kiedy miał szansę żądać czegokolwiek, byłaś tym, o co przyszło mu do głowy poprosić. Będziesz musiała ostrożnie wykorzystać tę wiedzę, jeśli chcesz wyrównać szanse sytuacji lub uczynić go lojalnym.
- Malfoy nie jest głupi. Będzie się tego spodziewał.
- Tak będzie.
- Ale sądzisz, że dam radę?
- Próbujesz wyłowić komplementy, panno Granger? - powiedział chłodno Severus. - Myślę, że na tym etapie wojny prawie wszystko jest warte spróbowania. To, że masz jakiekolwiek szanse na odniesienie sukcesu, jest wysoce nieprawdopodobne. Zgodziłaś się sprzedać w zamian za informacje niezwykle niebezpiecznemu czarodziejowi, który uzyskał większość swojej mocy dzięki własnej znacznej inteligencji. Czarodziejowi, którego obecne motywy są tajemnicą, nawet dla tych, którzy znają go przez całe życie. Jest wyjątkowo odizolowany i nieustraszony, nawet jak na standardy Śmierciożerców. Nie dotarł tam gdzie jest, będąc łatwym do pokonania lub posiadając przewidywalne słabości.
Nastąpiła długa przerwa. Wyglądało na to, że Snape nie miał nic więcej do zaoferowania.
Hermiona wstała, czując się świeżo zdemoralizowana.
Sprzedawała się na ryzyko z wieloma szansami porażki. Prawdopodobnie będzie to daremne.
I tak zamierzała to zrobić.
Zawahała się lekko, a na jej ustach pojawiło się pytanie, które prawie bała się zadać.
- Czy on… - wyjąkała lekko. - Jak… okrutny potrafi być?
Snape patrzył na nią swoimi nieodgadnionymi czarnymi oczami.
- Nie znam go za dobrze od czasów twojego piątego roku. Jednak mimo, że był wtedy tyranem, nigdy nie uważałem go za sadystę.
Hermiona gwałtownie skinęła głową, czując zawroty głowy, gdy odwróciła się, by odejść.
- Życzę powodzenia, panno Granger. Jesteś lepszą przyjaciółką, niż Harry Potter by na to kiedykolwiek zasługiwał.
W głosie Severusa był ślad żalu. Hermiona zatrzymała się i podniosła dłoń do gardła, przesuwając przez chwilę kciukiem po obojczyku, po czym okręciła łańcuszek naszyjnika między palcami.
- Nie robię tego tylko dla Harry'ego - powiedziała. Severus prychnął, a ona spojrzała na niego obronnie. - Istnieje cały świat, który nawet nie wie, że na nas polega. Poza tym, jeśli przegramy, jak myślisz, jaką szansę będę miała?
Kiwnął głową, zgadzając się. Opuściła Spinner's End bez słowa.
Kiedy wróciła na Grimmauld Place, weszła do łazienki i spojrzała w swoje odbicie.
Była szczupła i wyglądała na zmęczoną. Jej skóra była blada od braku światła słonecznego. Jej rysy były ostrzejsze niż w szkole, bardziej filigranowe. Wystające kości policzkowe dodawały jej elegancji. Jej oczy - cóż, zawsze myślała, że to jej najlepsza cecha - były duże i ciemne, ale z dostateczną ilością ognia, który nie nadawał jej zbyt naiwnego wyglądu. Włosy pozostały jej zmorą. Wciąż krzaczaste, ale obecnie na tyle długie, że ich własny ciężar nieco je ujarzmiał. Nosiła je splecione i spięte do tyłu, aby nie zasłaniały jej twarzy podczas warzenia eliksirów i leczenia rannych.
Zdjęła ubranie i weszła pod prysznic. Ciepła woda spływająca po jej skórze wydawała się bezpieczna. Nie chciała opuszczać tego miejsca, ale po obmyciu się od stóp do głów zmusiła się do wyłączenia wody i wyjścia.
Rzuciła szybkie zaklęcie golące na nogi i pachy i wytarła się ręcznikiem.
Ocierając parę z lustra, krytycznie oceniła swoje ciało w odbiciu.
Musiała mieć nadzieję, że podświadome zainteresowanie Malfoya leżało w jej umyśle, bo z całą pewnością nie była Heleną Trojańską. Stres zjadł jej krągłości. Była koścista, miała cienkie kończyny. Nigdzie nie była szczególnie wadliwa, ale generalnie jej ciału brakowało miękkości w miejscach, na których zwykle zależało mężczyznom.
Jeśli chodzi o ogólny seksapil, była z pewnością przeciętna. Po prostu nie była to cecha, o której kiedykolwiek myślała, ani nie miała czasu, by ją w sobie kultywować. Rozmyślanie nad tym, jak rozwijała się seksualnie - po prostu nie wydawało się to mieć pilnego znaczenia.
Nie przyszło jej do głowy, że wojna będzie wymagała od niej ofiarowania siebie jako… kochanki? Kurwy? Nagrody wojennej dla Śmierciożercy?
Podczas ubierania nie zawracała sobie głowy rodzajem bielizny ani ubrań. Nie było sensu udawać, że posiada atuty lub atrybuty, których nie miała. Niewątpliwie zrobiłaby to słabo. Próba wykonania dodatkowego wysiłku może spowodować, że przekroczy swoje granice i ujawni swoje intencje.
Przygotowując się do wyjścia, spojrzała w lustro i dotknęła łańcuszka na szyi, wahając się, zanim wyciągnęła go spod koszuli i spojrzała na zwisający z niego wisiorek. Amulet Aset. Malutki trzon utrzymywał głęboki w swoim odcieniu szkarłatny kamień. Słoneczny dysk, umieszczony między dwoma rogami. Został podarowany Hermionie, kiedy przez krótki czas studiowała uzdrawianie w Egipcie, zanim wróciła do Europy, aby móc studiować w Austrii.
Ściągnęła go i włożyła do wyszywanej koralikami torby ukrytej pod łóżkiem.
Gdyby umarła, Severus prawdopodobnie wiedziałby, czym to było.
Miejsce, które Malfoy wskazał na ich spotkanie, znajdowało się w wiosce Whitecroft. Moody aportował ją tam, rozglądając się ostro dookoła swoim magicznym okiem, po czym zniknął cichym pyknięciem.
Czując się tak opuszczona, że zabolała ją skóra, ruszyła żwirową uliczką pod wskazany adres, rozglądając się po pustej działce.
Opuszczona parcela. Albo punkt przejściowy, zanim zostanie skierowana do właściwego miejsca.
Rozejrzawszy się nerwowo dookoła, przełknęła ciężko, zrezygnowana.
Z boku drogi był mały pieniek. Usiadła na nim. Po kolejnej minucie wyciągnęła książkę, uważając na wszelkie podejrzane dźwięki.
Przeczytała sześć stron, kiedy trzask po jej lewej stronie sprawił, że gwałtownie uniosła wzrok. W jednej chwili z drzwi lewitujących na środku pustej działki rozbłysło światło, a wraz z nim zaczęła się ujawniać zniszczona stara chata.
W drzwiach stał Draco Malfoy.
Nie widziała go od ponad pięciu lat.
Wsunęła książkę do torby i ruszyła naprzód. Jej tętno rosło niebezpiecznie z każdym kolejnym krokiem.
Stał się wyższy i szerszy. Wyniosłość jego szkolnych dni zanikła, zastąpiona zimnym poczuciem mocy i śmiertelną pewnością siebie.
Nawet kiedy weszła po schodach, górował nad nią. Był co najmniej tak wysoki jak Ron, ale wydawał się być większy. Wzrost Rona zawsze był równoważony jego chudością i niezręcznością. Malfoy posiadał każdy centymetr jego wzrostu, jakby to był dodatkowy dowód jego wyższości, gdy patrzył na nią z góry.
Jego twarz straciła wszelki ślad chłopięcości. To było okrutnie piękne. Jego ostre arystokratyczne rysy miały twardy, nieugięty wyraz. Jego szare oczy były jak noże. Jego włosy… Nadal te blade, białe blond włosy zaczesane niedbale na bok.
Oparł się nonszalancko o framugę drzwi. Zostawił wystarczająco dużo miejsca, żeby mogła wejść, pod warunkiem, że delikatnie otarła się o jego szatę. Przechodząc, poczuła ostrą woń cedru w materiale.
Nie czuła się bezpiecznie. Czuła wokół siebie skazę Czarnej Magii.
Zbliżanie się do niego było jak podchodzenie w stronę wilka lub smoka. Całe jej ciało było na krawędzi utraty opanowania, gdy się zbliżała. Walczyła ze strachem, który wydawał się rozcinać jej kręgosłup.
Wokół niego zawisło poczucie bezwzględności.
W wieku szesnastu lat zabił Dumbledore'a, a to był dopiero początek jego krwawej wspinaczki.
Gdyby z ostrza zabójcy zrobiono człowieka, przyjąłby on postać Draco Malfoya.
Spojrzała na niego. Chłonęła go.
Piękny i przeklęty. Upadły anioł. A może anioł śmierci.
Takie banały, a jednak jakoś ujmowały jego osobę. Jeśli był skomplikowany lub skonfliktowany, nie okazywał tego. Po prostu wydawał się być okrutny, szorstki i piękny.
- Malfoy. Rozumiem, że chcesz pomóc Zakonowi - powiedziała, gdy weszła do chaty, a on zamknął za nią drzwi. Walczyła z impulsem, by nie wzdrygnąć się lub gwałtownie odwrócić, kiedy usłyszała kliknięcie.
Była w starej chacie, sam na sam z Draco Malfoyem, któremu zgodziła się sprzedać w zamian za informacje.
Działanie Eliksiru Spokoju, który wypiła tuż przed przybyciem, było dalekie od ulgi. Przenikało ją mdłe przerażenie. Czuła je wszędzie: w kręgosłupie, brzuchu i dłoniach. Zaciskało się wokół jej gardła tak pewnie, jakby ją dusiło.
Wyprostowała ramiona i zmusiła się, by powoli rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Budynek wydawał się składać głównie z jednego dużego, pustego pokoju. Nie było w nim niemal żadnych mebli. Dwa krzesła. Stół. Nic więcej.
Nie było łóżka.
- Rozumiesz warunki? - powiedział chłodno, kiedy znów na niego spojrzała.
- Ułaskawienie. I ja. W zamian za informacje.
- Zarówno teraz, jak i po wojnie - dodał, a jego oczy błyszczały wypełnione mieszaniną okrucieństwa i satysfakcji.
Hermiona nie wzdrygnęła się.
- Tak. Od teraz jestem twoja. Moody mówi, że może pełnić rolę gwaranta, jeśli będziesz wymagał Wieczystej Przysięgi - powiedziała, starając się nie dopuścić goryczy do swojego tonu.
Uśmiechnął się lekko.
- To nie będzie konieczne. Ufam tej twojej gryfońskiej szlachetności, którą w sobie masz, jeśli teraz przysięgniesz.
- Przysięgam. Jestem twoja. Masz moje słowo - powiedziała, nie dając sobie czasu na wahanie.
Żałowała, że nie poczuła triumfu, że zostawił jej wyjście. Ale… jeśli w tym momencie wygrają wojnę, to tylko dzięki niemu. Byłaby mu to winna. Wszyscy byliby mu to winni.
- Dopóki nie wygramy, nie rób niczego, co mogłoby przeszkodzić mi we wnoszeniu mojego wkładu do Zakonu - przypomniała mu stanowczo.
- Ach tak. Będę musiał upewnić się, że utrzymam cię przy życiu, dopóki to się nie skończy. - Uśmiechnął się, patrząc na nią.
- Chcę, żebyś to przysiągł - powiedziała napiętym głosem.
Jego oczy błysnęły, gdy ułożył dłoń na sercu.
- Przysięgam - powiedział wesołym tonem. - Nie będę ingerował w twój wkład w Zakon.
Potem lekko prychnął.
- Oh, ale jesteś wobec mnie podejrzliwa, prawda? Martwisz się, że to tylko moja sztuczka, by zdobyć choć kawałek ciebie, zanim wojna się skończy i umrzesz - spekulował. - Nie martw się. Jako znak mojej szczerości, nie dotknę cię. Jeszcze. W końcu czekałem tak długo, by zdobyć cię jako swoją nagrodę, że mogę się trochę dłużej powstrzymać.
Uśmiechnął się do niej drapieżnie.
- W międzyczasie pozwolę ci wrócić do twojego cennego Zakonu z moimi informacjami i otoczyć się twoim cudownym towarzystwem.
Jeśli Malfoy próbował doprowadzić Hermionę do utraty równowagi, to robił to znakomicie.
Jakby myśl o wyrażeniu zgody na cokolwiek okropnego, co chciał jej zrobić, nie była wystarczająco zła, to ciągły strach przed tym był prawie gorszy.
Zacisnęła zęby i zmusiła do oddychania. Przesunęła dłoń na swój kark i mocno ścisnęła, po czym powoli rozluźniła uścisk palców. Przygotowując się. Oczyszczając umysł.
Rozumowała, że tak będzie lepiej. Im dłużej będzie czekał by działać, tym więcej czasu będzie miała na zbadanie jego lojalności. Na znalezienie sposobu na zmuszenie go do posłuszeństwa, zanim się nią znudzi.
Krótko skinęła głową.
- W porządku. To… hojne z twojej strony.
Położył dłoń na swoim sercu.
- Nie masz pojęcia, jaką radość sprawia mi, że to mówisz - powiedział z fałszywym uniesieniem.
Oczy Hermiony zwęziły się. Nie mogła go zrozumieć. Jego prawdziwym motywem było całkowite wyprowadzenie jej z równowagi. Nienawidziła, jak bardzo ją to rozpraszało.
- Ale wiesz… - powiedział Malfoy w nagłym zamyśleniu. - Może powinnaś mi coś dać…
Hermiona patrzyła.
- …żeby rozgrzać moje zimne serce - powiedział z zaciekawieniem. - Wspomnienie, które mnie zmotywuje.
- Czego chcesz? - zapytała sztywnym głosem. Zaczęła kalkulować w myślach prawdopodobne opcje. Może zmusiłby ją do rozebrania się. Albo do zrobienia mu loda. Nigdy wcześniej tego nie robiła, więc z pewnością byłaby okropna. Albo dojścia na jej twarz. A może chciał, żeby tam stała i pozwoliła mu się przekląć. Albo po prostu chciał uderzyć ją w twarz w odwecie za trzeci rok.
- Nie brzmisz zbyt entuzjastycznie - powiedział Malfoy. - Czuję się naprawdę urażony.
Hermiona próbowała powstrzymać się od spojrzenia na niego.
- Chcesz, żebym cię pocałowała, czy po prostu stała w bezruchu i pozwoliła ci się przekląć? - zapytała najbardziej powściągliwym tonem, na jaki mogła sobie pozwolić.
Malfoy zaśmiał się szczekliwie.
- Mój Boże, Granger. Jesteś zdesperowana.
- Przyszłam tutaj. Założyłam, że to oczywiste.
- To prawda - powiedział, kiwając głową. - Cóż, nie mam dzisiaj ochoty na pojedynki. Zobaczmy, czy te twoje usta są w stanie zrobić cokolwiek poza mówieniem.
Hermiona poczuła, że może zaraz zwymiotować, a odraza musiała pojawić się na jej twarzy. Malfoy uśmiechnął się okrutnie.
- Pocałuj mnie - powiedział wyjaśniając. - Jako dowód twojej szczerości.
Uśmiechnął się do niej i nie poruszył się. Po prostu stał tam, czekając, aż ona się do niego zbliży.
Całe ciało Hermiony było przesiąknięte zimnym przerażeniem na myśl o wyciągnięciu ręki i dotknięciu go. O tym, że on może dotknąć jej tymi swoimi zimnymi, bladymi, morderczymi dłońmi.
O przyciśnięciu jej ust do jego.
Stanie blisko niego bez wycelowania różdżki w jego serce wydawało się tak bezbronne, jak wystawianie gardła w stronę wygłodzonego wilka.
Zawahała się.
- Jak chcesz, żebym cię pocałowała? - zapytała.
- Zaskocz mnie - powiedział, lekko wzruszając ramionami.
Zaskoczyć go. Cóż, to był początek. Okazja, z której musiała skorzystać. Szybko go przeanalizowała.
On ją prowokował. Przez całą rozmowę wydawał się celowo próbować ją rozgniewać. Chciał widzieć, jak wije się pod wpływem mocy, jaką miał nad nią. Ten pocałunek prawdopodobnie miał przypieczętować jej niechęć.
Spodziewał się, że będzie oporna i dumna, niezdolna do stłumienia nienawiści, aby mógł podstępem doprowadzić ją, by podsycała swoje własne poczucie winy i rozproszyła się opanowana swoimi własnymi emocjami.
Nie mogła mu tego dać.
Przygotowała się. Nie mogła przegrać.
Zbliżyła się do niego, uważnie przyglądając się jego twarzy.
Nigdy wcześniej nie była z nim tak blisko. Jak na kogoś tak „chętnego” do niej, nie wyglądał na takiego. Jego tęczówki były ściągnięte. Jego oczy były przeważnie szare. Wydawał się być... rozbawiony.
Skręt strachu w jej kręgosłupie był jak ostrze wbijane w plecy. Jej serce biło z taką siłą, że wydawało się, że obijało się o żebra.
Wsunęła ramiona za jego szyję i przyciągnęła go do siebie. Uśmiechnął się i pozwolił na to.
Kiedy ich usta prawie się zetknęły, zastygła, na wpół spodziewając się, że zaraz ujrzy nóż wbity aż po rękojeść w jej brzuch.
Między nimi nastąpiła krótka chwila bezruchu. Oboje oddychali powoli. Wystarczająco blisko, żeby powietrze rozpływało się wzajemnie po ich twarzach. Jego oddech pachniał jałowcem, pieprznym i ostrym jak świeżo ścięta roślina. Studiowała śmiertelność i chłód jego oczu. Zastanawiała się, co zobaczył, kiedy uważnie jej się przyglądał.
Mordercy to wciąż mężczyźni - powiedziała sobie.
Potem złożyła na jego ustach powolny, słodki pocałunek.
Wyobraziła sobie, jak zrobiłaby to dla kogoś, do kogo czułaby sympatię. Wsunęła ręce w jego włosy, gdy pogłębiała pocałunek. Drażniła jego usta językiem, lekko mrucząc. Smakował jak gin.
Najwyraźniej nie tego się spodziewał. Najwyraźniej niespodzianki nie były jego specjalnością. Ucichł w widocznym zdziwieniu w chwili, gdy ich usta delikatnie się zetknęły. Po chwili oderwał się od niej.
Jego oczy były teraz ciemniejsze.
Hermiona nie wiedziała, czy powinna być zadowolona czy zaniepokojona tym szczegółem.
Jej tętno nieznacznie zwolniło.
Rozbawienie zniknęło z jego twarzy i nagle wydało się, że rozważa jej osobę poważniej.
- Nie walczysz zbyt dużo, prawda? - zapytał nagle.
- Nie. Większość mojej pracy wykracza poza naloty i ataki - przyznała, nie chcąc zbyt szczegółowo opisywać, co robiła. Była tam, aby uzyskać informacje, a nie je przekazać.
- Czy znasz oklumencję?
- Tak. Moody mnie szkolił - skłamała. - Nie miałam zbyt dużo szans do praktyki, ale powiedział, że jestem w tym dość solidna.
- Cóż, to ulga. Byłoby problem, gdybyś kiedykolwiek została złapana i znaleziono by szczegóły tego układu w twoim umyśle - powiedział z najpoważniejsza miną, jaką kiedykolwiek widziała na jego twarzy.
Potem lekko zadrwił.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeśli sam sprawdzę, jak dobra jesteś.
To było jedyne ostrzeżenie jakie jej dał, zanim nagle wbił się w jej umysł.
Tarcze Hermiony były już podniesione, jednak siła, z jaką się w nią wbił, wystarczyła, by w jej głowie zadudniło, jakby uderzył w niej gong. Wciąż mocno naciskał na jej osłony, raz po raz, aż sapała z bólu, gdy próbowała utrzymać go z daleka. Potem przerwał, a ona prawie się zatoczyła.
- Jesteś w tym zaskakująco dobra - powiedział, wyglądając, jakby rzeczywiście był pod wrażeniem.
Komplement ją zaskoczył. Nagle ponownie uderzył w jej umysł. Krótkie wytchnienie było zwodem. Nie była wystarczająco przygotowana do ponownego ataku. Znalazł słaby punkt i przeciął się przez niego z prędkością strzały.
Próbowała go odepchnąć, ale szybko zaszedł w jej wspomnienia tak daleko, że nie była w stanie. Ledwo mogła go nawet spowolnić.
Nagle, nawet nie zatrzymując się, by spojrzeć na cokolwiek w jej umyśle, wyszarpnął się z powrotem.
Prawie przewróciła się do tyłu, ale złapała się ściany, chwytając się za czoło, gdy sapnęła z bólu.
- To powszechna sztuczka - powiedział od niechcenia, nie wyglądając, jakby atak na jej umysł wymagał z jego strony jakiegokolwiek wysiłku. - Po intensywnym ataku, gdy oklumen myśli, że to koniec, lekko się rozluźnia.
Hermiona wciąż łapała oddech, nie mogąc mu odpowiedzieć, więc kontynuował:
- Jeśli kiedykolwiek będziesz przesłuchiwana przez naprawdę utalentowanych legilimensów, nigdy nie powstrzymasz ich samą siłą swoich mentalnych ścian. Gdybyś była nieletnim członkiem Ruchu Oporu, prawdopodobnie po prostu by cię zabili, zamiast podjąć jakąkolwiek próbę dostania się do wnętrza twojego umysłu. Ale jesteś członkiem Zakonu. Złotą Dziewczyną Pottera. Jeśli kiedykolwiek dostaną cię w swoje ręce, prawdopodobnie przyprowadzą cię do mnie, do Severusa, a nawet do samego Czarnego Pana. Obawiam się, że będziesz musiała odświeżyć swoje umiejętności oklumencji.
- W jaki sposób? - jej głos brzmiał chrapliwie. Nie wiedziała, że mentalny atak może być tak potężny. Nic dziwnego, że Harry nienawidził swoich sesji ze Snape'em. Jej umysł był w agonii.
- Chodzi o to, żeby ich wpuścić - poinformował ją Malfoy.
- Co?
- Wysil się trochę, ale w końcu udawaj, że ustępujesz. Kiedy już się przebiją, daj im fałszywe wspomnienia lub odwróć ich uwagę, pokazując coś mniej ważnego. Nigdy nie wyrzucisz Czarnego Pana z głowy, ale jeśli uzna, że jesteś słaba, odniesie zwycięstwo. Będziesz musiała zrezygnować z czegoś wystarczająco cennego, aby wydawało się to uzasadnione. Jest to sposób na ukrycie rzeczy, które mają największe znaczenie.
Umysł Hermiony drgnął, kiedy to rozważała. Oczywiście, musiało to być coś więcej niż tylko mentalne ściany. Nie było mowy, żeby Severus oszukiwał Czarnego Pana przez tyle lat, po prostu odmawiając mu dostępu do swojego umysłu.
- Poświęć czas na przemyślenie tego. Jeśli szukam informacji na temat Pottera, Weasleya lub Zakonu, z czego możesz zrezygnować? Co wtedy będzie wydawało się największym sekretem, jaki posiadasz? Legilimencja jest jak podpalenie czyjegoś domu. Umysł instynktownie rygluje się, aby chronić to, co ma najważniejsze do ukrycia. Musisz ćwiczyć działanie w odwrotnej sekwencji. Pędź w kierunku tego, co nie ma znaczenia. Poćwicz wyciąganie mniej istotnych wspomnień w swoim umyśle, jakbyś to właśnie je ukrywała. Spróbuję ponownie w przyszłym tygodniu.
Hermiona skinęła głową. Nienawidziła myśli o jego ponownej obecności w swojej głowie, ale rozumowanie Malfoya było rozsądne. To byłaby nieoceniona umiejętność.
Sięgnął do kieszeni i rzucił jej coś w jej stronę. Odruchowo to złapała.
Wpatrywała się w swoją dłoń. To było… cóż, wyglądało jak obrączka, jeśli obrączki były czarne.
Spojrzała na Malfoya ze zdziwieniem.
- Zainspirowało mnie twoje zaklęcie Proteusza z piątej klasy. - Uśmiechnął się i uniósł prawą rękę, wskazując na identyczną onyksową tasiemkę pierścienia na palcu. - Nagrzeje się na krótko, jeśli będę chciał się spotkać. Dwukrotnie, jeśli będzie to pilne. Zdecydowanie radzę ci przyjść szybko, jeśli nagrzeje się dwa razy. Jeśli zechcesz się skontaktować, tutejsze osłony dadzą mi znać, kiedy się pojawisz. Jednak w przeciwnym wypadku, powinnaś trzymać się harmonogramu. Czy jest jakiś dzień, w który mogłabyś wymknąć się bez wzbudzania podejrzeń?
Hermiona nasunęła pierścień na palec wskazujący lewej dłoni. To był prosty, lekko geometryczny pasek. Nie był krzykliwy, czy też przyciągający uwagę. Podejrzewała, że było rzucone na niego silne zaklęcie maskujące.
- We wtorki wychodzę wcześnie rano na zbiór składników do eliksirów. Mogłabym przedłużyć to o dodatkowe pół godziny bez zwracania niepotrzebnej uwagi. Czy pasowałaby ci siódma trzydzieści?
Pokiwał głową.
- Jeśli z jakiegoś powodu nie będę mógł przyjść, wróć o tej samej porze wieczorem - powiedział.
- A co jeśli ja nie będę mogła przyjść? - zapytała Hermiona.
Zmrużył oczy.
Próbował ustalić, co zrobiła dla Zakonu. Cóż, nie była zbytnio zainteresowana przekazywaniem mu informacji.
- Poczekam pięć minut i założę, że nie dałaś rady.
- Dobra - zgodziła się stanowczo.
Uśmiechnął się i machnięciem różdżki wyczarował zwój pergaminu, który wyciągnął w jej stronę.
- Moja pierwsza rata - wycedził, ponownie zerkając na nią.
Przyjęła go i lekko rozwinęła, spoglądając na kilka map i planów budynków.
- Ufam, że Moody ma wystarczająco rozsądku, by nie użyć wszystkiego naraz - powiedział.
- Twoja służba będzie jednym z najpilniej strzeżonych sekretów Zakonu. Staniesz się bezużyteczny, jeśli twoja przykrywka zostanie zniszczona. Nie będziemy ryzykować.
- Dobrze - powiedział zimnym głosem. - W takim razie do zobaczenia we wtorek. Poćwicz oklumencję.
Zniknął z trzaskiem.
Wow! Draco jak ty mnie zaimponowałeś w tej chwili! Nie spodziewałam się, że Draco będzie ją jeszcze uczył dodatkowo oklumencji. Nie wymagał od niej tak naprawdę nic innego, jak tylko pocałunek. Obstawiam, że stopniowo będzie sięgał po więcej w zależności od tego, jak będzie rozwijać się dalej ich relacja. Póki co jednak jestem zaskoczona. Jest wyrozumiały i delikatny? Nie chce jej zmuszać do bezwzględnej uległości, tylko daje jej swobodę. Nie naciska na nią żeby się spotykali w danym momencie, kiedy on tego potrzebuje. Niby głupota, ale naprawdę to doceniam. W sumie Snape też przedstawił go jako w miarę normalnego. To Hermiona jednak błędnie założyła, że na swojej drodze przyszło jej się zmierzyć z kimś, kto będzie ją traktował jako laske do posuwania. A on okazał jej szacunek, nawet podziw. No i nareszcie wiem, czym był ten pierścień na jego ręku. Mimo tego, że przez kilkanaście miesięcy była zamknięta, to on zachował swój pierścień. Cholera, co musiało się między nimi wtedy dziać, że głupia ozdobą okazała się być tak ważna, że ją zachował. A Hermiona nawet sobie nie zdaje sprawy z tego, że tych kilka miesięcy później będzie miała identyczne przemyślenia na jego temat podczas ich powtórnego spotkania.
OdpowiedzUsuńPS. Laski jeszcze nie wiecie, co Was czeka 🙈
O ja pitole!!!
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to skomentować!
Po prostu nie wiem, zupełnie inaczej widziałam to opowiadanie po tych dwudziestu kilku rozdziałach, a teraz to jest taki szok!
Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że totalnie nic nie będzie takie, jakiego się spodziewasz, serio. Ja co rozdział byłam coraz bardziej zaskoczona z tego, jak toczy się akcja - tutaj totalnie nic nie da się przewidzieć :D
UsuńDraco musi być bardzo zafascynowany Hermioną że będzie szpiegował dla zakonu ale ona będzie jego. Hermiona widać mimo wszystko chce pomóc
OdpowiedzUsuńChyba mnie nawet specjalnie nie zaskoczyło, że to Draco postanowił poduczyć Hermionę oklumencji, skoro nie byłoby całkiem dobrze, gdyby ktoś się dowiedział o tym układzie - chyba, że byłby ukartowany z Voldemortem, ale sądząc po pierwszych rozdziałach opowiadania to chyba niekoniecznie tak było ;) Co do jego braku lojalności - cóż, to mnie też niespecjalnie dziwiło. Patrząc teraz na to wszystko, co się działo podczas wojny, wygląda na to, że szybka śmierć, jaką praktykował na ofiarach, była niemal przysługą.
OdpowiedzUsuńSłodki pocałunek Hermiony, hmm... Czy to było to, o czym sobie przypomniał tej pijackiej nocy? ;)