Muzyczna sugestia:
Hans Zimmer - Cornfield Chase
Hidden Citizens - I Ran (So Far Away)
Playlista Spotify: “Music to read Manacled to”
__________
Następne trzy dni minęły w bardzo podobny sposób. Stół pojawiał się zawsze o siódmej trzydzieści każdego wieczoru. Hermiona podchodziła i pochylała się nad nim na kilka minut przed ósmą. Malfoy wchodził - robił swoje - i wychodził bez słowa.
Hermiona recytowała w myślach poezję i próbowała odciągnąć swój umysł od rzeczywistości tak daleko, jak tylko mogła. Wszystko, żeby nie myśleć o tym, co się dzieje z jej ciałem.
Nie było jej tam. Leżała na stole, ponieważ była zmęczona. Przesuwała palcami po delikatnych słojach drewna. Może był to dąb. Albo orzech.
Gdy tylko pozwalano jej odejść od stołu, wchodziła do łóżka i modliła się o nadejście snu. Zezwalano jej na umycie się dopiero następnego ranka, a ona nie chciała czuć płynu między nogami.
Starała się o tym nie myśleć. Nie, kiedy to się działo. Nie później. Nie następnego ranka. Po prostu… starała się o tym nie myśleć.
Nic nie mogła zrobić.
Próbowała odepchnąć to w kąt umysłu. Odsunąć swoje myśli jak najdalej od ciała i dać im tam pozostać.
Kiedy obudziła się rano po piątym dniu, miała ochotę płakać, poczuła ulgę, że - przynajmniej chwilowo - to minęło. Martwe uczucie przerażenia, które tkwiło w jej żołądku, zostało lekko złagodzone.
Wstała i wykąpała się, szorując rytualnie każdy centymetr swojego ciała. Potem stanęła zdecydowana przed drzwiami sypialni.
Zamierzała wyjść. Zamierzała wyjść ze swojego pokoju i zbadać co najmniej... Cztery. Cztery pozostałe pokoje w korytarzu.
Była zdeterminowana. Zamierzała sprawdzić każdy ich centymetr i zobaczyć, czy uda jej się znaleźć jakąkolwiek potencjalną broń do zabicia Malfoya.
W ciągu ostatnich kilku dni wyobrażała sobie jego śmierć na wiele kreatywnych sposobów. Pocieszała się gorącym pragnieniem obserwowania, jak światło znika z jego oczu. Dałaby wszystko, żeby móc wbić ostrze w jego zimne serce.
Była gotowa zadowolić się uduszeniem lub otruciem go.
Poza Voldemortem i Dołohowem nie było nikogo, o kogo śmierci Hermiona marzyłaby teraz tak gorąco.
Dołohow był głównym twórcą klątw dla Voldemorta. To właśnie jemu przypisywano stworzenie najbardziej przerażających klątw, które pojawiły się w czasie wojny. Hermiona zastanawiała się, czy nadal żyje, wciąż wymyślając nowe metody zabijania ludzi w jak najboleśniejszy, powolny i przepełniony niepohamowaną agonią sposób.
Teraz Dołohow i Malfoy byli w jej oczach prawie jednością. Hermiona nie była pewna, którego śmierci pragnęła bardziej. Przypuszczała, że prawdopodobnie nadal Dołohowa. Nawet jeśli liczba ofiar z ich rąk była równa, przynajmniej Malfoy nie był takim sadystą.
Otworzyła drzwi i wyszła. Nie zatrzymała się, żeby je za sobą zamknąć. Nie dała swojemu ciału czasu na szansę na zmrożenie. Pobiegła korytarzem do najbliższego pokoju.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, oparła głowę o framugę i zmusiła się do oddychania. Powolne, głębokie oddechy. Wciągała powietrze w głąb płuc, a potem pozwalała sobie na powolny wydech, licząc do ośmiu.
Jej ramiona się trzęsły, a palce drżały. Odwróciła się zdecydowanie, aby obejrzeć pokój. Był prawie identyczny jak jej, ale posiadał dodatkowe dwa krzesła i szezlong.
Odwróciła się, analizując wszystkie jego szczegóły. Kiedy to robiła, prawie przeklęła, kiedy ujrzała obraz na ścianie. To była holenderska martwa natura. Stół z kwiatami i owocami. Przy stole stała czarownica z portretu z jej pokoju. Patrzyła na Hermionę z lekko wyzywającym wyrazem twarzy.
Hermiona chciała rzucić czymś w obraz, ale zacisnęła palce w pięści i zmusiła się, by nie zareagować. Powoli chodziła po pokoju. Zaglądnęła do szafy. Pod łóżko. Do łazienki.
Wślizgnęła się za ciężkie zimowe zasłony i wyjrzała na inny, widoczny z okna odcinek labiryntu z żywopłotu.
Sprawdziła każdą deskę podłogową, ale żadna z nich nawet nie pisnęła.
Oczywiście, że to nie mogło być łatwe.
Wzięła głęboki oddech i zmusiła się, by przejść powoli do następnego pokoju.
Był niemal dokładnie taki sam. Portret podążał za nią i czuwał, siadając na pikniku nad rzeką namalowanym w stylu impresjonistycznym. Kobieta delikatnie skubała ser, gdy przyglądała się Hermionie.
Najbardziej pocieszający był trzeci pokój. Nie żeby faktycznie zawierał cokolwiek choćby trochę użytecznego, ale w łazience był prysznic. Serce Hermiony podskoczyło lekko. Nie mogła doczekać się prysznica.
Mycie włosów w wannie było tylko jedną z niezliczonych rzeczy, których w swoim życiu nienawidziła. Kiedy obudziła się po omdleniu w szpitalu Hogwartu, jej włosy i ciało zostały już oczyszczone, aby usunąć miesiące zalegającego na nich brudu. Nie pamiętała jednak, kiedy ostatnio prawidłowo sama umyła włosy.
Przeszła do następnego pokoju. Szła dalej. Jej ataki paniki wydawały się być nieco opanowane, kiedy skupiała się na przechodzeniu z pomieszczenia do pomieszczenia. Zmuszała się do liczenia powoli do czterech przy każdym wdechu i wydechu.
Najgorszy był w tym przede wszystkim korytarz. Rozległy, otwarty, nieznany...
Niektóre pokoje były zamknięte.
Przeszła przez wszystkie otwarte pomieszczenia na długości całego korytarza. Najbardziej użyteczną rzeczą, jaką znalazła w którymkolwiek z nich, był pogrzebacz kominkowy - którego nie mogła dotknąć.
Wróciła do swojego pokoju i zwinęła się na krześle przy oknie.
Czuła się zagubiona. Co miała zrobić?
Zamknęła oczy.
Jej wnętrzności lekko się zacisnęły. Musiała zbliżyć się do Malfoya.
Był osobą najbliższą klucza, jaka istniała. Dopóki pozostawał tajemnicą, nie potrafiła przewidzieć, w jaki sposób mógł bywać ostrożny i nieostrożny.
Wydawał się być skrupulatny. Wszystko było niepodważalne. Portret w każdym pokoju i łazience. Ale nikt nie był doskonały. Każdy ma jakieś słabości, a ona znalazłaby je u Malfoya i wykorzystała, by go wykończyć.
Byłaby to oczywiście zabawa w kotka i myszkę.
Wszelkie słabości, które by odkryła, on i tak szybko odnalazłby w jej umyśle. Gdyby nic o nim nie wiedziała i po prostu starałaby się być nieprzewidywalna, on nadal by to odkrył. Sztuczka polegała na tym, żeby poznać go na tyle dobrze, żeby mogła poruszać się i działać szybciej, zanim on zdołałby ją powstrzymać.
Myśl o byciu blisko niego była przerażająca.
Syknęła słabo przez zęby i zwinęła się w jeszcze ciaśniejszą kulkę. Sama myśl o byciu w zasięgu wzroku Malfoya sprawiła, że strach spłynął po jej kręgosłupie i skumulował się w dolnej części pleców.
Wcisnęła twarz w oparcie krzesła.
Zrobiłaby to.
Naprawdę by to zrobiła.
Po prostu - jeszcze nie.
Potrzebowała jeszcze kilku dni, żeby się pozbierać. Aby zdystansować się względem ostatnich pięciu dni, które właśnie przeżyła.
Może pojutrze.
Malfoy nie dał jej czasu na rozkojarzenie się lub znalezienie nowego toku myślenia. Wszedł do jej pokoju, kiedy następnego dnia kończyła lunch, i była tak przerażona, że prawie wrzasnęła.
Po prostu stał, wpatrując się w nią przez kilka sekund, podczas gdy ona ściskała dłońmi panicznie oparcie krzesła i starała się nie skulić.
Dlaczego on tam był? Czego chciał? Czy znowu ją zgwałci?
Jej palce trzęsły się i drżały, gdy próbowała się opanować.
Jego zimne, blade oczy przesunęły się po niej, jakby próbował przeanalizować każdy jej szczegół. Coś w nich zamigotało, gdy zauważył, że jej ręce drżą. Błysk jednak szybko zniknął w niezachwianym, uważnym chłodzie.
Był jak żmija na chwilę przed atakiem.
- Nie postępujesz zgodnie z instrukcjami - powiedział, przyglądając się jej przez minutę.
Hermiona patrzyła na niego zagubiona.
Czy nie powinna była wchodzić do innych pokoi? Nikt jej nie powiedział, że nie może. Powiedział, że wolno było jej wyjść z pokoju. Kiedy jej żołądek się zacisnął, uświadomiła sobie, że prawdopodobnie mogła być to pułapka. Pułapka mogąca dać mu szansę na ukaranie jej.
Czuła się tak, jakby coś utkwiło jej w gardle, kiedy próbowała przełknąć swój strach i wyczuć, co on może zrobić.
- Masz codziennie spędzać godzinę na zewnątrz - powiedział wyjaśniając, a jego usta wykrzywiły się lekko. - Widząc, że ledwo wychodzisz z pokoju, ta część instrukcji została przez ciebie najwyraźniej zignorowana. Nie pozwolę, aby twoja niestabilność psychiczna przeszkodziła mi w posłuszeństwie mojemu Mistrzowi.
Wskazał ostro na drzwi, po czym zatrzymał się i ponownie jej się przyjrzał.
- Czy masz płaszcz?
Hermiona potrząsnęła lekko głową. Skrzywił się i przewrócił oczami.
- Wyobrażam sobie, że pozwolenie ci na odmrożenie kwalifikowałoby się jako zaniedbanie i tortura - powiedział z westchnieniem. Wyciągnął różdżkę i jednym ruchem wyczarował ciężką, ciemnoczerwoną pelerynę, którą rzucił w nią.
- Chodź! - Wyszedł z jej pokoju i ruszył korytarzem.
Podążyła za nim automatycznie, kiedy prowadził ją w dół po głównych schodach skrzydła i na zewnątrz, na dużą marmurową werandę.
Hermiona sapnęła, przechodząc przez drzwi wejściowe, gdy poczuła lodowaty powiew na twarzy. Przygryzła wargę i próbowała się uspokoić, gdy zatrzymała się w drzwiach.
Odwrócił się gwałtownie.
- Co? - zapytał, a jego stalowe oczy zwęziły się.
- Ja… nie byłam na zewnątrz od dnia śmierci Harry'ego - powiedziała słabo załamanym głosem. - Zapomniałam… Jak to jest poczuć wiatr.
Patrzył na nią przez kilka sekund, po czym parsknął i odwrócił się.
- Jedna godzina. Idź - powiedział, wyczarowując krzesło i wyciągając z powietrza gazetę.
Oczy Hermiony natychmiast spoczęły na nagłówkach, które mogła odczytać. Była tak spragniona informacji, że gazeta zwróciła jej uwagę bardziej niż nagłe wrażenie przebywania na świeżym powietrzu.
Trwają starania o ponowne odtworzenie czarodziejskiej populacji! - Ujrzała słowa na górze pierwszej strony.
Poczuła, jak coś się w niej skręca, zacisnęła więc usta i odwróciła wzrok. Malfoy zauważył jej spojrzenie.
- Chcesz zobaczyć? - zapytał powolnym przeciągnięciem, które sprawiło, że poczuła ciarki na skórze. Usłyszała szelest rozwijającego się papieru i zerknęła w jego stronę, aby ujrzeć zdjęcie samej siebie, nieprzytomnej w szpitalnym łóżku, na samej okładce Proroka Codziennego.
Patrzyła z przerażeniem.
Szlama Pottera jest jedną z pierwszych surogatek wybranych przez Czarnego Pana w celu zwiększenia ilości magicznej populacji. - Przeczytała podsumowanie poniżej nagłówka.
Malfoy spojrzał na to z uśmiechem.
- Patrz, ja też zostałem uwzględniony. - Jego usta wykrzywiły się w cienkim, złośliwym uśmiechu, a oczy błyszczały, gdy wskazywał na swoje zdjęcie w dalszej części kolumny. - Na wypadek, gdyby ktoś na tym świecie chciał dokładnie wiedzieć, kto cię pieprzy i gdzie jesteś.
Hermiona miała wrażenie, że może zaraz zwymiotować na mały świerk stojący w doniczce przy drzwiach.
- Myślałem, że to raczej oczywista pułapka - dodał Malfoy z westchnieniem, odwracając wzrok od niej i odchylając się z powrotem, by móc oprzeć się o oparcie swojego krzesła. Otworzył gazetę ze znudzonym wyrazem twarzy. - Z drugiej strony, twój Ruch Oporu nigdy nie był znany ze swojej inteligencji. Coś bardziej subtelnego prawdopodobnie by im umknęło. Czarny Pan jest pełen nadziei, że jeśli ktoś z nich jeszcze żyje, to poczuje się on moralnie zobowiązany, by przybyć, by cię uratować, tak jak miał to w zwyczaju Potter.
O Boże...
Cały świat wiedział, że Voldemort zmienił ją w seksualną niewolnicę Malfoya w ramach programu ponownego zaludnienia. Była używana jako przynęta.
Hermiona zatoczyła się do tyłu, czując się słabo. Musiała uciec od Malfoya i jego okrucieństwa, zanim jej umysł pęknie. Zasłoniła dłonią usta, potykając się na żwirowej ścieżce.
- Jeśli zgubisz się w labiryncie żywopłotów, wyślę psy, które cię wyciągną. - Zdawało jej się, że twardy głos Malfoya podąża tuż za nią.
Zaczęła biec.
Nie biegała od wieków, ale mimo bycia zamkniętą w swojej celi, udało jej się zachować dobrą kondycję. Wszystkie te skoki i pompki. Wszystko, co zrobiła, by móc choć na chwilę wyłączyć swój umysł.
Potrzebowała odsunąć wszelkie myśli.
Nie mogła myśleć. Musiała się ruszać, aż nie będzie w stanie już dłużej.
Pobiegła ścieżką, aż przekształciła się ona w aleję. Przyspieszyła. Wysokie żywopłoty wokół niej wydawały się być duszące.
Wszystko ją dusiło.
Jej dłonie uniosły się i rozpięła płaszcz, który dał jej Malfoy. Poczuła, jak wiatr go porywa.
Wolała zamarznąć.
Biegła i biegła, aż skończył się żywopłot, a ścieżka zaczęła biec między wielkimi polami. Szła dalej. Gdyby przestała, zaczęłaby myśleć. Gdyby myślała, zaczęłaby płakać. Nie mogła płakać. Nie, dopóki nie odnajdzie sposobu na ucieczkę i powstrzymanie pozostałych przy życiu członków Ruchu Oporu przed próbą ocalenia jej.
O Boże.
O Boże...
W końcu się zatrzymała.
Miała wrażenie, że jej płuca zajęły się żywym ogniem. Kłująca, paląca potrzeba tlenu była ostro wyczuwalna, gdy jej pierś falowała. Całe jej ciało było śliskie od potu, który szybko stawał się lodowaty na jej skórze. W boku poczuła przeszywający ból. Jej buty były prawie w kawałkach. Jej spódnica pokryta była błotem.
Stała, dysząc, po czym odwróciła się, by sprawdzić, gdzie jest.
Posiadłość Malfoyów wydawała się być nieskończona. Otaczały ją szare wzgórza martwej zimowej trawy i ciemne kępy bezlistnych drzew w oddali, a to wszystko wydawało się być nieskończonością na tle szarego nieba.
Wydawało się, że cały kolor został wypłukany ze świata. Oprócz niej. Stała pośród tego, cała w szkarłatnej czerwieni. Nieugięta przeciwko monochromatyczności.
Przycisnęła dłonie do ust, wciąż sapiąc i dysząc.
Kiedy jej klatka piersiowa w końcu przestała falować, stopniowo uświadamiała sobie, jak bardzo robi jej się zimno. Przez cienkie ubranie, które miała na sobie, przebijał się ostry, bezlitosny wiatr. Jej ręce zrobiły się jaskrawo białe. Czuła, jak jej policzki i czubek nosa powoli zaczynają drętwieć. Lodowate uczucie w palcach jej stóp, zaczęło promieniować w górę jej nóg, gdy woda coraz intensywniej wsiąkała w jej buty i pończochy.
Odwróciła się, by spojrzeć w kierunku, z którego przyszła. W oddali majaczyły maleńkie linie żywopłotu.
Przez kilka minut przyciskała lodowate dłonie do oczu. Próbowała pomyśleć.
Jej umysł był pusty. Nic tam nie było.
Nic nowego. Nic więcej nie mogłaby zrobić.
Jej plan pozostał ten sam. Nic się nie zmieniło.
Jej sytuacja była dokładnie taka sama, jak poprzedniego wieczoru. Jedyna różnica polegała na tym, że jej wiedza na ten temat nieco się poszerzyła. Opcje były jednak nadal równie ograniczone. Stawka została po prostu lekko podniesiona.
Powoli się odwróciła.
Wątpiła, żeby Malfoy rzeczywiście zamierzał wysłać za nią psy. Okaleczenie przez stado psów myśliwskich mogłoby potencjalnie ingerować w jej zdolności reprodukcyjne.
Zastanawiała się, czy kajdany pozwoliłyby jej walczyć z atakującym ją zwierzęciem. Gdyby naprawdę desperacko pragnęła umrzeć, być może mogłaby rzucić się przed sam pysk jakiejś śmiercionośnej istoty. Ktoś tak nikczemny jak Malfoy mógłby mieć coś w rodzaju mantykory ukrytej na terenie swojej posiadłości. A może gdyby istniały pułapki dla potencjalnych ratowników, wtedy mogłaby rzucić się w jedną z nich.
Jej zęby zaczęły szczękać, gdy szła alejką w kierunku żywopłotów. Była zbyt zmęczona, żeby znowu biec i próbować się ogrzać.
Objęła się rękami i kontynuowała.
Nie przyszło jej do głowy, że Voldemort opublikuje informacje o wysiłkach związanych z repopulacją. Z perspektywy czasu było to jednak oczywiste. Nie był to sekret, który można było łatwo zachować, skoro surogatki zostały rozdane siedemdziesięciu dwóm z najbardziej znanych rodzin czarodziejów w Wielkiej Brytanii. Lepiej było uczynić to całkowicie jawnym.
Zastanawiała się bezmyślnie, jak Malfoy się czuł będąc połączony z nią publicznie. Szlama, której tak bardzo nienawidził w szkole, teraz mająca być matką jego dzieci. Cały świat o tym wiedział.
Był tak niewolniczo posłuszny temu, czego chciał jego Mistrz, że prawdopodobnie jakoś to zracjonalizował. Prychnęła sama do siebie na tę myśl.
Liczba sposobów, na które Hermiona mogła go nienawidzić, była niemal oszałamiająca. Za każdym razem, gdy go widziała, miała wrażenie, jakby znajdowała w nim zupełnie nowy aspekt, który tylko zwiększał liczbę argumentów, z powodu których zasługiwał on w jej oczach na powolną, okrutną śmierć.
Ostre kamienie na żwirowej ścieżce ostatecznie rozszarpały jej liche buty. Jej stopy zaczęły krwawić, gdy zbliżała się do żywopłotu. Zdjęła bezużyteczne szmaciaki ze stóp i wrzuciła je w krzak cisu, gdzie osiadły na gałęziach. Błotnista czerwień wyraźnie wyróżniała się na tle ciemnych igieł krzewu.
Szła dalej. Drżała.
Kiedy w końcu wróciła do posiadłości i wyszła zza rogu, zauważyła, że Malfoy wciąż tam jest i czyta książkę. Jego gazeta została odrzucona na bok.
Zatrzymała się. Zawahała. Nie chciała wchodzić z nim w jakąkolwiek interakcję, ale była potwornie zmarznięta. Nie wiedziała też, jak inaczej dostać się do środka.
Jej ruch lub też kolor przykuły uwagę Malfoya. Spojrzał ostro w górę, wyglądając na lekko zszokowanego, kiedy przyglądał się jej zaniedbanej postaci. Potem uniósł brew i uśmiechnął się.
- Rozumiem, że traktujesz swój status dość poważnie. Krwawa czerwień i szlam. - Przez chwilę chichotał słabo, zanim jego wyraz twarzy stał się twardy. - Nie powinnaś była gubić płaszcza. Nadal masz... - Zerknął na zegarek. - Dziesięć minut, zanim będzie wolno ci wejść do środka.
Hermiona skurczyła się w niedoli i przeszła na drugą stronę rezydencji. Znalazła miejsce nieco odsłonięte od wiatru i zwinęła się w ciasną kulkę przy ścianie budynku. Próbowała utrzymać resztki ciepła swojego ciała.
Było jej tak zimno.
Jej drżenie ustało i zaczynała czuć się okropnie senna.
To wszystko - jak niejasno zdała sobie sprawę - wskazywało na hipotermię.
Hermiona nigdy nie leczyła prawdziwej hipotermii podczas wojny. Miała styczność jedynie z jej odmianą, którą nieśli ze sobą dementorzy.
Hipotermia nie była czymś, na co zwykle cierpieli czarodzieje. Uroki rozgrzewające były tak łatwe, że większość pierwszoklasistów potrafiła bez problemu je wykonać. Czarodziejska odzież wierzchnia zwykle miała wplecione w siebie tego rodzaju uroki.
Powinna iść i powiedzieć Malfoyowi, że jej temperatura ciała niebezpiecznie spada.
Ale, gdyby poczekała… Może umarłaby z tego powodu.
To rozwiązałoby wszystkie jej problemy.
Przysunęła się bliżej do ściany rezydencji i zamknęła oczy. Oddychała płytko.
Sprawy powoli stawały się pocieszająco niejasne.
- Kreatywnie. - Ostry głos Malfoya przedarł się przez mgłę w jej umyśle.
Coś nieprzyjemnie gorącego uderzyło w całe jej ciało. Zaskoczona Hermiona krzyknęła. Po chwili zdała sobie sprawę, że rzucił na nią urok rozgrzewający. Dramatyczny przeskok temperatury był fizycznie bolesny, gdy magia zaklęcia zderzyła się z jej lodowatą skórą.
Malfoy już się oddalał, kiedy podniosła wzrok.
Okropny drań. Ogrzał ją tylko na tyle, by przeciwdziałać hipotermii, ale nie na tyle, by złagodzić to przejmujące zimno, które wciąż czuła.
Przytuliła się do ściany i próbowała odgadnąć, kiedy minęło te dziesięć minut. Jej stopy i ręce bolały ją od chłodu.
Bardzo żałowała nieznajomości miejsca, w którymkolwiek znajdował się jej płaszcz. Najwyraźniej zostało w niej jeszcze trochę gryfońskiej porywczości. Jednak tylko na tyle, by pozwolić sobie od czasu do czasu na dość głupie posunięcia. Teraz, gdy jej wściekłość i przerażenie nieco osłabły, była w stanie bardziej zdać sobie sprawę ze swojego impulsywnego idiotyzmu.
Próba przyklejenia go Malfoyowi poprzez odmowę opieki, którą miał jej zapewnić, nie raniła nikogo poza nią samą. To było jak odmowa jedzenia. Osłabienie się, by pokazać mu, że wciąż potrafi być uparta, było dokładnym przeciwieństwem tego, co powinna była robić. Malfoy nie miał zamiaru stać się nieostrożny, gdyby pomyślał, że wciąż w środku z nim walczyła.
Robiła na złość babci, odmrażając sobie uszy.
Jęknęła i uderzyła głową o ścianę dworu.
Minutę później jej uwagę zwrócił chrzęst żwiru. Podniosła głowę i zobaczyła, że Malfoy znów się zbliża.
Wyraz jego twarzy był zimny jak owiewający go wiatr.
Wyciągnął rękę i rzucił płaszcz u jej stóp.
- Znalazłeś - powiedziała, spoglądając w dół.
- Magia. Zaklęcie Accio jest całkiem przydatne dla tych z nas, którzy nadal mogą go używać - powiedział z okrutnym uśmiechem. - Masz zamiar wstać, czy mam cię tam zaciągnąć? Mam więcej obowiązków niż tylko pilnowanie ciebie. Tak wielu mugoli wciąż żyje. Jest też kilka skrzatów domowych, których ostatnio nie kopnąłem.
Uśmiechnął się do niej blado.
Hermiona przygryzła swój język. Podniosła płaszcz, wstała i owinęła się nim. On odwrócił się gwałtownie na pięcie i wrócił na werandę. Zatrzymał się przy drzwiach i czekał, aż go dogoni.
Kiedy do niego dotarła, zdała sobie sprawę, że lekko zbladł i wpatrywał się w ziemię za nią. Odwróciła się i zobaczyła, że zostawiła dość wyraźne, krwawe ślady na białym marmurze. Gdy je obserwował, wyraz jego twarzy stał się nieco kontemplacyjny.
- Zaskoczony, zdając sobie sprawę, że nasza krew wygląda tak samo? - zapytała łagodnym tonem.
Prychnął.
- Każda krew wygląda tak samo. Moje psy gończe krwawią tym samym kolorem. Podobnie jak moje skrzaty domowe. Kwestia wyższości odpowiada władzy. Biorąc pod uwagę, że jestem panem psów, skrzatów i ciebie, wierzę, że odpowiedź na to pytanie jest wystarczająco jasna.
- A jednak to ja jestem tą, która da ci spadkobierców - powiedziała Hermiona, napotykając jego spojrzenie z własnym chłodnym wyrazem twarzy.
- To z powodu porażki Astorii, nie mojej - powiedział, lekko wykrzywiając usta. Wyciągnął różdżkę i usunął krew z marmuru. Potem westchnął i przewrócił oczami.
- Przypuszczam, że nie mogę pozwolić, żebyś niszczyła dywany, niezależnie od tego, jak zabawne byłoby pozostawienie cię krwawiącą.
Machnął różdżką w kierunku jej stóp i oczyścił je, po czym rzucił niedbale serię zaklęć leczących. Potem usunął błoto, które zbryliło się na rąbku jej szaty.
- Ufam, że twój mózg nadal funkcjonuje na tyle, byś umiała znaleźć drogę powrotną do swojego pokoju. Jeśli nie, możesz spać gdziekolwiek na podłodze. - Zniknął z trzaskiem.
Hermiona stała samotnie przed drzwiami przez kilka sekund. Marzła, ale…
Podskoczyła i złapała za egzemplarz Proroka Codziennego, który leżał na ziemi. Wślizgnęła się przez drzwi i weszła do korytarza na tyle, by uciec przed przejmującym zimnem, po czym pośpiesznie otworzyła gazetę i zaczęła pochłaniać każdą zawartą w niej informację.
_____
Wszelkie ilustracje do tego opowiadania zostały stworzone przez Avendell.
Przyszedł Pan Łaskawca i pozwolił jej wyjść na zewnątrz… Oh jak dobrze, że kogoś, kto o nią dba, martwi się i jest miły! A nie chwila… Wypchaj się Malfoy! Może i Dołohow jest sukinsynem wymyślając te wszystkie klątwy dla Voldemorta, ale to jak Malfoy ją traktuje… Uciec, ale dokąd? To i tak bez sensu. Ma na sobie kajdany, wszędzie by ją znalazł. W sumie ciekawe co by się stało, gdyby jednak nie wróciła do niego i została tam gdzie była. Cóż, na pewno i tak by wiedział, że zaczęła zamarzać i by się zjawił rzucając na nią urok cieplny. Przecież te kajdanki są jak pieprzony monitor który pokazuje wszystkie funkcje życiowe… jak cholernie to musi być dla niej uwłaczające wiedząc, że nie może używać swojej magii, a on drwi sobie z niej w każdy możliwy sposób. Nie wiem, jak chce powstrzymać te resztki Zakonu przed uratowaniem jej, skoro jest uwięziona. Nie wydostanie się stamtąd. Nie ostrzeże ich… Voldemort jest naprawdę inteligentnym psycholem.
OdpowiedzUsuńPamiętaj, że to były myśli po tym, jak przeczytałam rozdział i sporo rzeczy jeszcze nie wiedziałam xD
A grafiki Avendell są cudowne ❤️
Czy Malfoy zostawił specjalnie gazetę ? 🤔 Malfoy jest bardzo ale to bardzo zły lecz mam nadzieję że szybko się zmieni 😞 cieszę się że Herm mimo wszystkiego jeszcze czasmi zgryźliwie mu odpowie 🥺
OdpowiedzUsuńWtf z tą gazetą? Jakis odruch ludzkich uczuc czy chec torturowania jej tymi bzdurami? Tak do konca nie jestem w stanie uwierzyc, ze zrobil to niechcacy... Co do tego, ze jej laskawie pozwolil wyjsc - to bylo dopiero brutalne 🙄 Dobrze wiedzial, w jakim jest stanie i dopiero co przezwyciezyla pierwszy strach przed opuszczeniem pokoju. Gnój! I bedzie ja psami szczul, kretyn, niech sam na siebie je napusci! I jeszcze jej gadal o uzyciu zaklec, no ku.wa inteligent nowego swiata sie znalazl! Ciekawe, ile on by wytrzymal na jej miejscu...
OdpowiedzUsuńEch, Boze, mam nadzieje, ze nikt sie nie porwie z szalencza misja ratunku Hermiony 😱
Piekna grafika!
Mała