Muzyczna sugestia:

The Handmaid's Tame - Main Theme

Playlista Spotify: “Music to read Manacled to

__________


Gdy Hermiona wróciła do Skrzydła Szpitalnego Hogwartu, łóżko, które zajmowała Hanna, było puste.

Uzdrowicielka Stroud wlała jakiś eliksir do gardła Hermiony, gdy tylko ta została położona w łóżku. Ból w umyśle Hermiony nieznacznie ustąpił. Zamrugała, a tańczące czarne plamy, które przesłaniały jej wizję, w końcu zaczęły zanikać.

Hermionie zrobiło się niedobrze. Jej wnętrzności wiły się i zaciskały, jakby miała w sobie truciznę, której jej ciało nie mogło wydalić. Nadal się trzęsła. Chciała się obrócić na bok i zwinąć w kłębek, ale nie mogła zebrać wystarczająco siły, by temu podołać.

- Chrońcie ją całym swoim życiem. Jeśli ktoś zechce ją dotknąć lub choćby na nią spojrzeć, będzie potrzebował ode mnie pozwolenia - zabrzmiał głos Stroud.

Hermiona odwróciła się i niewyraźnie dostrzegła dwóch dużych mężczyzn stojących za Stroud. Ich oczy były zimne, gdy patrzyli na Hermionę.

Stroud rzuciła kilka osłon monitorujących na Hermionę, które uniosły się, migocząc wokół jej ciała. Po kilku minutach sprawdzania projekcji Stroud odwróciła się i odeszła, a jej szaty uzdrowiciela powiewały za nią.

Hermiona wpatrywała się w sufit, próbując zrozumieć wszystko, co przydarzyło jej się tego dnia.

Czuła, że powinna płakać, ale nie mogła przywołać żadnych łez.

Rezygnacja i beznadziejność splotły się nierozerwalnie z jej duszą w chwili, gdy ujrzała, jak Harry umiera.

Po patrzeniu na cierpienie większości ludzi, których kochała, umierała w agonii i wiedziała, że jej kolej wkrótce nastąpi

Teraz nadeszła.

Śmierć nigdy nie przerażała Hermiony. Jej strach zawsze w jakiś sposób przypominał śmierć. Zawsze rozważała najgorsze możliwe scenariusze.

Śmierć Harry'ego była zabójstwem z litości w porównaniu z torturami, jakim zostali poddani Weasleyowie, Remus i Tonks.

Lucjusz Malfoy stał zaledwie kilka metrów od miejsca, w którym była uwięziona Hermiona, kiedy spojrzał na Rona i warknął „To za moją żonę!”.

Następnie rzucił klątwę, która stopniowo zmieniała krew Rona w stopiony ołów. Hermiona patrzyła, jak klątwa powoli przechodzi przez jego ciało, niszcząc go od wewnątrz. Była bezradna, nie mogąc nic zrobić - bezradna, żeby w jakikolwiek sposób oszczędzić mu cierpienia.

Artur Weasley został trwale naznaczony klątwą podczas wojny. Płakał jak dziecko, nie wiedząc nawet, dlaczego cierpi lub umiera.

Molly zostawili na koniec. Żeby patrzyła, jak wszystkie jej dzieci umierają.

Remus wytrzymał kilka godzin dłużej niż ktokolwiek inny. Jego likantropia leczyła go, dopóki nie zawisł w bezruchu. W końcu ktoś z nudów rzucił w niego Avadą.

Śmierci powtarzały się przed oczami Hermiony tyle razy, że sądziła, że w końcu ból po nich ustąpi.

Tak się nigdy nie stało. 

Za każdym razem był równie ostry. Tak samo świeży.

Rana, która nigdy się nie zagoi.

Pomyślała, że brzemię ocalałego to mugolskie określenie na to. Taki marny opis. Nie umiał uchwycić on nawet ułamka rozpiętości agonii w jej duszy.

Dla Hermiony bycie zapłodnioną przez Śmierciożercę było przeznaczeniem, które nigdy nie przyszło jej do głowy. Bycie zgwałconą - to ryzyko zostało rozważone. To było jak gwałt w zwolnionym tempie. Sytuacja była jednak dużo bardziej złożona. Cokolwiek ukrywała w swoim umyśle, było to coś ważnego. Ważniejsze niż cokolwiek innego. Nie mogła pozwolić, żeby wpadło w ręce Voldemorta.

Nie bała się, że jej zwłoki zgniją na środku Wielkiej Sali. Ten los był niczym w porównaniu z rezygnacją z tego, co chroniła. Albo w porównaniu do gwałtu i zmuszenia do noszenia dziecka, które zostanie jej odebrane w momencie narodzin.

Uświadomiła sobie, że ucieczka była prawdopodobnie luksusem, na który nie mogła sobie pozwolić. Ważną rzeczą byłaby szybka śmierć. Zanim udałoby im się ją zatrzymać i powstrzymać od dalszych prób.

Leżała cicho w łóżku i knuła intrygi.

Dni mijały powoli. Żaden z więźniów przywiezionych do Skrzydła Szpitalnego nie odważył się rozmawiać z Hermioną przy stałej obecności strażników przy jej łóżku.

Uzdrowiciele pojawiali się kilka razy dziennie, aby ją oceniać i leczyć. Zabrali fiolki z krwią i trochę włosów do analizy. Przybył terapeuta, który miał leczyć Hermionę od skutków tortur. Od napadów drgawek.

Ostatecznie większość niekontrolowanych spazmów ustała. Jednak palce Hermiony nadal miały tendencję do drgania przy nieoczekiwanych dźwiękach.

Nie była już przyzwyczajona do hałasu.

Pamiętała, że w przeszłości życie było pełne hałasu, czy to na zajęciach, czy przy posiłkach, czy na oddziale szpitalnym po walkach. Teraz każdy nieoczekiwany dźwięk zaskakiwał ją. Trzask drzwi lub stukot butów - były jak fizyczne doznania na jej ciele.

Wprawiały ją w drżenia.

Nerwowy Uzdrowiciel Umysłu często przychodził ze Stroud, aby zbadać mózg Hermiony i jej stan psychiczny. Pojawiły się obawy co do jej ogólnej stabilności. Rzucali zaklęcia symulacyjne na jej mózg, żeby zobaczyć, jak zareaguje na tłumy, ciasne przestrzenie, kontakt fizyczny, krew. Jeśli miała się załamać psychicznie, chcieli, żeby stało się to w Skrzydle Szpitalnym.

Najwyraźniej pomimo drgań, Hermionę uważano za wystarczająco stabilną. Kiedy najcięższe ataki drgawek ustąpiły po czterech dniach terapii, zdecydowali, że jest gotowa do szkolenia.

Piątego dnia została wypisana ze Skrzydła Szpitalnego. Strażnicy zabrali ją prosto do Wielkiej Sali.

Z przodu sali ustawiono rzędy krzeseł. Na krzesłach siedziały kobiety ubrane w monotonne, szare suknie.

Umbridge stała na platformie przed nimi, przemawiając ze swoją nadzwyczaj cukrową radością. Ubrana była w stonowany odcień różu z dużym wisiorkiem wiszącym u szyi. Jedna z jej dłoni była mocno zabandażowana.

- Zostałyście wybrane, by pomagać budować przyszłość, jaką przewidział nasz Czarny Pan. Otrzymałyście przywilej tworzenia jej - powiedziała i pokpiwała. - Jesteście nielicznymi uznanymi za tego godne.

Umbridge brzmiała wręcz mechanicznie, wpatrując się w dziewczyny oczami błyszczącymi od nienawiści. Fałszywy uśmiech przylgnął mocno do jej twarzy. Jej oczy wciąż nerwowo zwracały się w stronę rogu pokoju.

Hermiona odwróciła się lekko, by spojrzeć i ujrzała dwóch stojących tam zdemaskowanych śmierciożerców: Corbana Yaxleya i Thorfinna Rowle’a. Patrzyli na Umbridge z wyrazem znudzonego rozbawienia.

- Czarny Pan nakazał, abyście zostały przeszkolone, aby móc bezbłędnie wypełniać swoje obowiązki. To wielki zaszczyt, jakim was obdarzył. Nie chcecie go zawieść. Jesteście ważne dla Czarnego Pana. Z tego powodu musicie być chronione zarówno przed innymi, jak i przed wami samymi.

Uśmiech Umbridge nagle wyostrzył się, ukazując jej złowieszcze oblicze. Wskazała na tył, a Yaxley i Rowle podeszli bliżej. Umbridge odwróciła się do strażników więziennych ustawionych wzdłuż ściany.

- Ogłuszcie je wszystkie. Zróbcie to dokładnie.

Kilka siedzących kobiet skuliło się lub próbowało uciec, ale większość z nich ledwo się poruszyła, gdy strażnicy zaczęli je zaklinać. Ciała osuwały się na krzesła lub opadały na ziemię.

Hermiona stała z tyłu. Patrzyła, jak dziewczyny po kolei upadają. Rozpoznała kilka z nich: Hannę Abbott, Parvati Patil, Angelinę Johnson, Katie Bell, Cho Chang i Romildę Vane. Hermiona pomyślała, że niektóre z pozostałych kobiet mogły być w Hogwarcie w starszych i młodszych rocznikach. Było też kilka nieco starszych kobiet, choć żadna nie wyglądała na starszą niż trzydzieści lat. Była ich prawie setka.

Umbridge zobaczyła Hermionę stojącą z tyłu.

- Ją też ogłuszcie - powiedziała Umbridge, spoglądając jadowicie na Hermionę.

Zawahali się.

Uzdrowicielka Stroud pojawiła się na obrzeżach pola widzenia Hermiony.

- No już - powiedziała Umbridge z ostrym skinieniem głowy.

Hermiona została oszołomiona, zanim zdążyła się przygotować.

- Rennervate.

Hermiona usiadła. Przeniesiono ją tak, by znalazła się obok reszty dziewcząt.

Zostały ułożone w rzędach. Niektóre nadal były nieprzytomne, a strażnicy szli wzdłuż linii, wybudzając je. Inne siedziały, wpatrując się w kajdany na nadgarstkach. Hermiona spojrzała na swoje. Magiczne bransoletki wyglądały inaczej. Były nieco szersze, teraz bez zapięcia. Idealnie dopasowany krąg miedzi owinięty wokół każdego z nadgarstków.

Na błyszczącej powierzchni obu jej kajdan wygrawerowano: „Własność Wielkiego Łowcy”.

Większym zmartwieniem Hermiony była chłodna wypukłość pod metalem, którą czuła, lekko naciskającą na wewnętrzną część jej nadgarstków. Kajdany były tak ciasno dopasowane, że nie mogła zajrzeć pod spód, żeby zobaczyć, co to jest. Było jasne - powodem ich oszołomienia była chęć usunięcia i ponownego założenia kajdan. Prawdopodobnie gorszych niż te, które miały już wcześniej.

Zegar na ścianie wskazywał, że minęło kilka godzin od rozpoczęcia oszołomienia. Jakikolwiek był to proces, wymagał sporo czasu.

W Wielkiej Sali pojawił się duży stół, w całości pokryty bronią.

To nie mogło być bardziej oczywistą pułapką.

Wszystkie stały ostrożnie i tylko się gapiły.

- Podejdź - powiedziała Umbridge zachęcającym głosem, przyzywając je zza stołu. - No chodź. Chodź zobacz.

Żadna z nich się nie poruszyła.

Umbridge wyglądała na rozczarowaną. Najwyraźniej miała nadzieję, że któraś byłaby na tyle głupia, żeby rzucić się w stronę stołu i spróbować się uzbroić.

- Ty tam. Chodź tu. - Umbridge machnęła na dziewczynę w tłumie. Hermiona pomyślała, że mogła być ona w jej roczniku. Mafalda, ze Slytherinu.

Dziewczyna posłuchała, podchodząc powoli, kuląc się ze strachu.

- Podnieś coś - rozkazała jej Umbridge.

Mafalda powoli wyciągnęła rękę, ale kiedy jej dłoń znalazła się na kilka centymetrów od noża, gwałtownie cofnęła ją z krzykiem.

Umbridge uśmiechnęła się triumfalnie.

- Teraz wszystkie, chodźcie. Zobaczcie co się stanie.

Wszystkie kobiety niechętnie przesunęły się do przodu. Hermiona podeszła z rosnącym strachem, a jej umysł spekulował. Do kajdan musiał być dodany urok bariery. Coś, co uniemożliwiało im zbliżanie się do pewnych obiektów.

Wyciągnęła rękę ze znacznej odległości i powoli podeszła bliżej. Kiedy jej palce znalazły się w odległości dziesięciu centymetrów od sztyletu leżącego na stole, zaczęło je ogarniać uczucie pieczenia. Gorzko cofnęła rękę. Jej szanse i możliwości, gdyby musiała uciec się do samobójstwa, zostały nagle dramatycznie ograniczone. Przetestowała różne przedmioty: bełty do kuszy, noże, miecze, siekiery, noże kuchenne, otwieracze do listów, a nawet duże stalowe gwoździe. Wydawało się, że zaklęcie, które tworzyło bolesną barierę, było wszechstronne. Dokładnie skatalogowała w umyśle każdy sprawdzony przedmiot.

To nie mogło być wszystko, co robiły nowe kajdany. Umieszczenie zaklęcia bariery było dość prostą magią. W tym nowym zestawie było coś bardziej złożonego.

Hermiona spojrzała w dół i znowu się im przyjrzała.

- Te nowe bransoletki dadzą wam bezpieczeństwo i zapewnią, że gospodarstwa domowe, do których zostaniecie wysłane, będą o was dbać. Głowa każdego domu będzie nosić urok, który pozwoli tej osobie zawsze was znaleźć i wiedzieć, czy kiedykolwiek znajdziecie się w jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Biorąc pod uwagę - Umbridge uśmiechnęła się słodko - niebezpieczną, niestabilną naturę powszechną wśród mugoli, powstrzymają was od popełniania jakichkolwiek aktów przemocy wobec kogokolwiek, łącznie ze sobą. Pomogą wam niezachwianie podążać za wolą Czarnego Pana w tym wspaniałej roli, którą wam dał.

Kilka kobiet głośno szlochało.

- W końcu będziecie służyć tak ważnym czarodziejom. Nie chcemy żadnych błędów ani wypadków, które by im coś utrudniały.

Zaklęcie bariery, prawdopodobnie jakiś rodzaj zaklęcia przymusu, połączone z zaklęciem monitorującym - właśnie to czuła Hermiona pod kajdanami - element zaklęcia monitorującego, śledzący jej fizyczne samopoczucie.

Zaklęcia monitorujące były powszechnie używane na oddziałach psychiatrycznych w szpitalach, aby ostrzegać uzdrowicieli, gdy pacjenci stawali się skłonni by się zranić lub wpaść w szał. Śledziły tętno i hormony, rejestrując ich skoki i spadki. Złożone odmiany tego zaklęcia nawet lekko sięgały do świadomości. Nie chodziło o jej dokładne odczytywanie, ale wywierały one wpływ na stan i skłonności noszącego.

Próba popełnienia samobójstwa lub ucieczki bez jakiejkolwiek broni, będąc uwięzionym pod jakimkolwiek rodzajem zaklęcia przymusu, bez żadnego fizycznego, czy mentalnego wskazania lub nawet niewielkiego skoku tętna - byłaby właściwie niemożliwa.

Hermiona stała niczym zmrożona w Wielkiej Sali, chłonąc to wszystko.

Dni łączyły się ze sobą we mgle pełnej strachu.

Były szkolone.

Umbridge trzymała coś, co wyglądało jak mała latarnia i wydawała instrukcje. Kiedy kończyła mówić, latarnia zaczynała się lekko świecić, a kajdany rozgrzewały się, gdy wnikała w nie magia.

Zaszczepiano w ich umysłach kompulsje.

Robiono to stopniowo. Wydawało się, że każda instrukcja potrzebowała czasu, aby zakorzenić się w ich psychice. By ukształtować ich zachowanie.

Będziesz cicho.

Będziesz posłuszna.

Nikogo nie skrzywdzisz.

Nie będziesz obrażać żon.

Nie będziesz stawiać oporu podczas kopulacji.

Po kopulacji nie będziesz ruszać się przez dziesięć minut.

Zrobisz wszystko, aby szybko zajść w ciążę i urodzić zdrowe dzieci.

Nie będziesz uprawiać seksu z żadnym mężczyzną poza wyznaczonym.

Dni mijały, a z każdym kolejnym Hermiona widziała coraz większy wpływ tych instrukcji na inne kobiety.

Robiły się cichsze i cichsze. Przez kilka pierwszych nocy, w pokojach rozlegały się ciche szepty. Trzeciego dnia pokoje były prawie ciche, nie licząc cichego, stłumionego szlochu.

Hermiona była nieco odseparowana od wszystkich innych. Zawsze był przy niej strażnik.

Umbridge trzymała się z dala od niej, chociaż jej oczy błyszczały triumfalnie w kierunku Hermiony za każdym razem, gdy zaszczepiano w niej nowy przymus.

Jakiejkolwiek Czarnej Magii użyto do uruchomienia zaklęcia przymusu, była ona delikatna. Z każdą kolejną instrukcją uzdrowiciele podchodzili do dziewcząt i przeprowadzali diagnostykę.

Pewnego dnia jedna z dziewcząt nagle pękła i wstała z krzykiem. Chwyciła krzesło i uniosła je w powietrze, po czym uderzyła nim o kobietę obok siebie. Zanim strażnicy zdążyli ogłuszyć krzyczącą dziewczynę i ją odciągnąć, kobieta miała stłuczone ramię.

Być może planowano wobec nich jakieś dalsze instrukcje, ale po tym wydarzeniu Uzdrowicielka Stroud zdecydowała, że to, co zostało im zaprogramowane, jest wystarczające.

Hermiona co noc leżała w ciemności i knuła.

Gdyby nie mogła uciec, jej największą nadzieją byłaby śmierć poniesiona z różdżki Wielkiego Łowcy.

Z tego, co Hermiona zdołała się dowiedzieć, był dość skory do morderstwa. Gdyby mogła go sprowokować do działania bez zastanowienia, mógłby ją zabić, zanim zdążyłby się powstrzymać.

Jeśli by się jej udało, Voldemort mógłby zabić Wielkiego Łowcę. Zdecydowanie uczyniłoby to świat lepszym miejscem.

Musiałaby się z tym pospieszyć. Podejść do tego ze sprytem. Jeśli jest tak dobrym legilimensem, jak twierdzi Snape, Wielki Łowca wyczułby ten zamiar w jej umyśle.

Może nie miałoby to znaczenia.

Ktoś tak przepełniony nienawiścią - prawdopodobnie byłby dużo szybszy w swoich emocjach niż w rozumowaniu. Mogłaby to wykorzystać na swoją korzyść i zaciągnąć pętlę na szyjach ich obojga.

- Rozbierzcie się - powiedziała kilka dni później Umbridge.

Hermiona nie była pewna, czy to przymus, czy po prostu daremny opór, który zmusił ją do automatycznego posłuszeństwa.

Prawdopodobnie jedno i drugie.

Wraz z resztą kobiet, rozpięła szarą sukienkę i zdjęła bieliznę. Stały drżąc w zimnym pomieszczeniu. Zostało ich siedemdziesiąt dwie. Dwadzieścia zostało wycofanych przez Uzdrowicielkę Stroud z obawy, że pękną jak tamta krzycząca dziewczyna.

Wszystkie stały nago, jeśli nie liczyć błyszczących miedzianych bransoletek na ich nadgarstkach, kuląc się, aby ukryć swoje ciała przed pochlebnymi komentarzami strażników.

- Ubierzcie się w to.

Jednym ruchem nadgarstka Umbridge rozwinęła przed nimi duży stos ubrań. Jasne szkarłatne sukienki i szaty. Czerwone jak krew.

Brak bielizny.

Hermiona była na tyle szczupła, że ledwo zauważała brak stanika, ale brak bielizny był bardziej odczuwalny. Jak czuły punkt.

- A to na zimowy chłód - powiedziała Umbridge, uśmiechając się i rozkładając przed nimi kolejny stos ubrań. Wełniane, samonośne pończochy.

Następnie Umbridge dołożyła stos białych czepków i szkarłatnych butów na płaskiej podeszwie.

Hermiona założyła wszystko.

Czepek był ostatni. Jego skrzydła prawie całkowicie zasłaniały jej całą boczną perspektywę. Tłumiły jej słuch.

Widziała tylko na wprost przed siebie. Jeśli chciała spojrzeć na cokolwiek w lewo lub w prawo, musiała otwarcie odwrócić głowę.

Wszystko zostało starannie wykonane, aby wywoływać poczucie wrażliwości.

Ledwo widziały, ledwo słyszały, nie mogły stawiać oporu, nie mogły odmawiać, nie mogły uciec.

Ich dobrobyt miał polegać całkowicie na przywiązaniu do tego, kto je posiadał.

By były uległe.

- Jeśli opuścicie dom, do którego zostałyście przydzielone, musicie nosić te czepki. Nie wolno nikomu na was patrzeć - rozkazała Umbridge. - To już koniec mojego szkolenia. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę wasze dzieci.

Oczy Umbridge utkwiły w twarzy Hermiony, a nienawiść w nich była tak gęsta, że Hermiona prawie czuła, jak szkli się ona na jej skórze. Umbridge uśmiechnęła się zimnym, radosnym uśmiechem, po czym odwróciła się i wyszła.

Ktoś otarł się o ramię Hermiony. Ktoś stojący tak blisko, że nawet odwracając się, nie mogła zobaczyć, kto to był z osłaniającymi jej wzrok skrzydłami czepka.

- Tak mi przykro - szepnęła Angelina. Jej głos załamał się, jakby tłumiła szloch. - Miałaś rację. Powinniśmy byli cię posłuchać.

Hermiona otworzyła usta, by zapytać Angelinę, co ma na myśli. Zanim jednak zdążyła zadać pytanie, twarda dłoń zacisnęła się na jej ramieniu. Została zaciągnięta do małego pokoju.

Uzdrowicielka Stroud siedziała za dużym biurkiem zawalonym papierami. Miała przed sobą otwartą teczkę, w której pojawił się kalendarz. Kwadraty były wypełnione listą zadań do odznaczenia w poszczególne dni.

Hermiona zdała sobie sprawę, że jest połowa listopada 2004 roku. Aż do tego momentu nie zdawała sobie sprawy z obecnej daty.

- Panno Granger - powiedziała Stroud, podnosząc głowę. - Jestem bardzo zadowolona, że mogłam zatrzymać cię w programie.

Hermiona nic nie powiedziała. Patrzyła sztywno na kobietę przed nią.

- Zdaję sobie sprawę, że nie wybrałaś tego, ale biorąc pod uwagę stronę, którą obrałaś na wojnie, z pewnością cieszysz się, że uznano twoje magiczne zdolności. - Stroud przyglądała się Hermionie, jej oczy błyszczały, a wyraz twarzy był dziwnie ciepły. - Po tym wszystkim nie będzie już Nieskalanej Dwudziestki Ósemki. Przyszłe pokolenia będą po prostu magiczne. Jestem pewna, że dostrzegasz w tym korzyści.

Hermiona stała tam, zdumiona wewnętrznie pokręconą logiką, którą kobieta przed nią jej przedstawiała, by oczyścić swoje sumienie.

Kilka sekund zajęło jej uświadomienie sobie, że odpowiedź była wymagana. Sądząc po minie Stroud, wręcz oczekiwana.

- Wysyłasz mnie na zgwałcenie i chcesz, żebym zobaczyła w tym korzyści? - powiedziała w końcu, unosząc brwi.

Oczy Stroud błysnęły przez moment, po czym zrobiły się lodowato zimne.

- Nie odpowiadam za wszystkie decyzje dotyczące bezpieczeństwa. Może cię to zaskoczyć, ale jestem całkowicie zaangażowana w twoje zdrowie i szczęście.

- Nawet gdybym była bezpłodna?

Hermiona spojrzała w dół i przestudiowała odwrócony kalendarz, próbując odczytać liczby i ustalić dokładną datę. Jasny biały papier zamglił się w jej oczach i sprawił, że zabolały.

Stroud przewróciła oczami i westchnęła.

- Najwyraźniej nie masz w sobie krzty rozsądnego rozumowania. Nadal podchodzisz do wszystkiego zbyt emocjonalnie. Być może kiedyś inna czarownica z twoją inteligencją doceni to, co próbuję zrobić.

Hermiona nic nie powiedziała. Zmrużyła oczy i ponownie spróbowała odczytać kalendarz. Jej palce drgnęły.

Stroud położyła teczkę na kalendarzu i wstała. Hermiona podniosła wzrok.

- Czarny Pan pragnie, abyś była pod nadzorem kogoś, kto będzie w stanie monitorować twoje wspomnienia. Poprosiłam o przedłużenie, aby zobaczyć, jak trening na ciebie wpływa, ale za kilka dni osiągniesz swoje okno płodności, a Czarny Pan chce, abyś zaszła w ciążę jak najszybciej. Pomogłabym ci przygotować się fizycznie, ale… chyba nie chcesz mojej pomocy. Wielki Łowca jest żonaty. Jestem pewna, że wie, co robić i nie będzie miał nic przeciwko samodzielnemu wyszkoleniu cię tak, żebyś mu pasowała.

Uzdrowicielka Stroud uśmiechnęła się chłodno, lekko, a Hermiona wzdrygnęła się. Jej żołądek skręcił się boleśnie.

Kobieta sięgnęła do szuflady i wyciągnęła torbę.

- To zabierze cię do posiadłości Wielkiego Łowcy. Oczekują ciebie.

Sięgnęła nią w stronę Hermiony. Hermiona cofnęła się.

Opuściła brodę i spróbowała oddychać. Potrzebowała tylko chwili, żeby się przygotować. Przygotować się na to, z czym miała się zmierzyć - i co miała zamiar zrobić.

- Wyciągnij rękę - powiedziała Stroud, obchodząc biurko i podchodząc w jej stronę. Serce Hermiony waliło boleśnie w piersi, kiedy przygryzła wargę i próbowała przełknąć strach, który wzbił się w niej jak przypływ.

Bezradna. Bezbronna. Posłuszna.

Będziesz posłuszna.

Ręka Hermiony zaczęła się unosić. Moneta spadła na jej dłoń. Natychmiast poczuła szarpnięcie w okolicy pępka, gdy została wciągnięta w wir aportacji.

11 komentarzy:

  1. Cholera, serio to przypomina czasy II Wojny Światowej… Całe to szkolenie, jak być idealną maszynką do płodzenia dzieci, idealną niewolnicą… Przeraża mnie to. Serio chyba wolałabym umrzeć, niż być zabawką Śmierciożercy i jego żonki. Być traktowaną jak popychadło, chodzący inkubator dla nienarodzonego jeszcze dziecka, które zostanie odebrane od razu po porodzie i szkolone na takiego samego sukinsyna i zwyrodnialca jak Voldemort. To według Umbridge jest zaszczyt tak? Brak wolnej woli, bycie pod kontrolą kogoś… W dodatku jak Voldemort już dowie się, co tak naprawdę ukrywa w swoim umyśle, to ją zabije… Jedyny pozytyw (choć pewnie za jakiś czas okaże się, że jednak przekleństwo), to to, że będą wiedzieć co się dzieje z każdą z nich, czy jest w niebezpieczeństwie… Choć nie, zmieniam zdanie. Nawet samobójstwa nie będą mogły popełnić, jeśli zaszłaby taka potrzeba, bo nie byłyby w stanie dłużej wytrzymać tego, przez co będą musiały przejść. Nawet nie chce myśleć o tym, co będzie się działo dalej, bo na samą myśl mi się przewraca w żołądku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak Camille też chyba wolałabym zginąć niż stać się żywym ibkubatorem, niszczonym psychicznie i fizycznie...

      Usuń
  2. To opowoadanie jest tak strasznie mroczne. Pełne bólu, cierpienia, tortur psychicznych i fizycznych. Gdyby nie magia w tle myślałabym, że to jakiś reportaż o wojnie.
    Opowiadanie jest wciągające, jednak z każdym kolejnym zdaniem czuje niepokój, złosć i bezsilność. Podczas czytania jestem w tej histori i patrze na to wszystki z boku.
    Trzynam kciuki za niezawodny umysł Hermiony i wyjdzie z tej sytuacji.
    Miłego dzionka, trzmajcie się cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam takie odczucia!
      I autorka świetnie przeniosła świat podręcznych do magicznego, wszystko składa się w ta koszmarną całość i Vera świetnie nam to przetłumaczyła zachowując ten klimat ❤

      Usuń
  3. Straszne jest to w jaki sposób traktowane są te dziewczyny 😔 tyle cierpienia i śmierci.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja pierdziu... zdecydowanie klimat Opowieści 😁
    To jak opisany jest strój, to co każdy element ma powodować, dodanie zaklęć i szkolenie, które jest tak naprawdę tresurą....
    Koszmar, którym teraz będzie ich życie...
    I ta tajemnica co poszło nie tak z wojną, która decyzja Zakonu skutkowała śmiercią Harry'ego....
    Jest mrocznie, jest przerazająco i to uczucie bezradności, braku światełka w tym odmencie zła...
    Rewelacja 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj Ann, co się będzie działo dalej, to jest dopiero zapowiedź 🙄

      Usuń
  5. Faktycznie, to sie Stroud usprawiedliwila 🙄 Wszystkie jej grzechy zostaly z miejsca wybaczone! Glupie babsko bez sumienia, moglaby sie naprawde wcale nie odzywac 🙄 A caly ten proces "uległości" - mam dreszcze, przysiegam, co za spaczony mózg takie rzeczy wymysla ☹ A te kajdany to jednoczesnie majstersztyk i najwieksza tortura, jak sie zblizaly do tych "broni" to mozg mi stanal dęba 🙄 Ucieszylo mnie jedynie to, ze mimo wszystko niezlomnosc ze zdrowym rozsądkiem jeszcze u Hermiony nie zawodzą. Ciekawa jestem bardzo, co Angelina miala na mysli... I czy te mendy wiedza, ze ona wie? 🤔
    Mała

    OdpowiedzUsuń
  6. Stroud jest w tym wszystkim chyba gorsza od Umbridge. Myśli, że w jakoś sposób im pomaga, że rezultaty jej działań przyniosą coś dobrego. Umbridge jest po prostu złą do szpiku kości s*ką.
    Z perspektywy czasu chyba dobrze, że Snape był zajęty. O ile inaczej by się wszystko potoczyło, gdyby to on został "właścicielem" Hermiony.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przypomina to opowieść podręcznej

    OdpowiedzUsuń
  8. Przypomina to opowieść podręcznej

    OdpowiedzUsuń