Stał na chodniku po drugiej stronie ulicy. Nie był na tyle blisko, by słyszeć, ale przynajmniej widział ich przez duże okno. Kingsley siedział plecami do szyby, Hermiona zwrócona była twarzą do niego.
Nie był nawet pewien, dlaczego ich śledził, naprawdę. Wszystko tego dnia wykraczało poza sferę normalności, a większość jego reakcji w ogóle nie była do niego podobna.
Najpierw wcześnie tego ranka wpadła na spotkanie i uderzyła go na oczach wszystkich. Za kogo, do cholery, ona się miała? To prawda, powiedział o niej kilka paskudnych rzeczy, ale to nie było nic nowego. Poza tym, co miał powiedzieć? Musiał przekonać Kingsleya i pozostałych, że nie mogą ufać Draco Malfoyowi, bez względu na to, co powiedziała, ani na ile twierdziła, że chłopiec jej pomógł. Był śmierciożercą i wiedział, że Snape naprawdę pracuje dla Zakonu. Musiał zostać powstrzymamy, zanim będzie za późno.
Potem zaczęła na niego wrzeszczeć i wiedział, że gdyby nie zadziałał szybko, wszyscy poznaliby prawdę, że byli w coś zamieszani i że to on wymazał jej wspomnienia. Musiał ją uciszyć, ale nie wyglądało na to, żeby miała przerwać tyradę, więc musiał działać, zanim będzie za późno. To prawda, że aportowanie jej świstoklikiem może nie było najlepszym pomysłem, ale co innego mógł zrobić, żeby zmusić ją do milczenia? Nie chciał nawet sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby prawda o nich została odkryta.
Znowu stracił nad nią kontrolę. Tygodnie, które spędził bez niej, wydawały się wieczne, a teraz, kiedy przypomniała sobie wszystko, co się wydarzyło, nie był już w stanie się powstrzymać. Jego postanowienie upadło, a część jego osoby chciała, żeby wszystko było takie jak wcześniej. W tamtych czasach, gdy ją całował, wycofanie się wymagało całej jego determinacji i samokontroli, i musiał sobie przypominać, że robi to dla niej. Niewiele rzeczy w całym jego życiu wystawiło jego samokontrolę na próbę, tak jak ona. Nadal to robiła.
Widział później jej ból i wiedział, że miała rację by winić go za to, co się stało. Jednak zrobił to, co uważał za słuszne w tamtym czasie, dlaczego nie mogła tego zrozumieć? Odebrał te wspomnienia, by ją uratować, dać jej większą szansę na normalne życie. Nie miała pojęcia, ile go to kosztowało, z rodzajem bólu, z jakim musiał się zmierzyć, ponieważ nie mógł przynieść jej martwego ciała swojemu Mistrzowi, tak jak mu kazano. Wszystko byłoby tego warte, gdyby skorzystała z okazji, którą jej proponował, gdyby ruszyła dalej ze swoim życiem. Jednak tego nie zrobiła. Powinien był to przewidzieć.
Był zaskoczony, gdy Kingsley go wezwał, ponieważ mieli spotkanie zaledwie kilka godzin wcześniej, a jeszcze bardziej, gdy Hermiona stanęła przed nim, mówiąc, że to ona była tą, w sprawie której skontaktował się z nim Auror, i że muszą porozmawiać. Po tym, co wydarzyło się wcześniej, pomyślał, że nie będzie chciała go widzieć, przynajmniej przez jakiś czas.
Gdy tylko zaczęła mówić, wiedział, że pójście tam było błędem. Znowu Draco Malfoy. Dlaczego była tak przekonana, że chciała mu pomóc? Chłopiec traktował ją jako swoją szansę. Wiedział, jaki jest, wiedział, jak działa jego umysł. Poprzedniej nocy, po zabiciu Bellatriks, był zbyt zaniepokojony stanem zdrowia Hermiony, by choćby spróbować powstrzymać go przed ucieczką, ale nie pozwoli, żeby to się powtórzyło. Ten chłopiec wiedział za dużo, za dużo zobaczył i mógł z łatwością zrujnować wszystko, na co on pracował przez lata. Następny raz, gdy się spotkają, będzie ostatnim ich spotkaniem.
Potem pokazała mu jeden z horkruksów Czarnego Pana, o którym powiedziała, że Draco zdołał go zdobyć. Czy w chłopcu było coś więcej, niż myślał? Czy to tylko kolejna sztuczka, żeby ją oszukać? Widział, że chłopak się o nią troszczy, a przynajmniej myślał, że tak jest, ale Severus wiedział, że bardziej troszczył się o siebie. Prawdopodobnie nie wiedział, co właśnie wręczył wrogowi, jak ważny był ten prosty puchar. Gdyby Czarny Pan się dowiedział…
Ale dlaczego nie mogła zobaczyć Draco takim, jakim naprawdę był? Dlaczego była tak przekonana, że chciał pomóc światłu? Myślała, że mu na niej zależy, to było raczej oczywiste, ale czy czuła coś do niego? Oczywiście nie miało to dla niego znaczenia. Dlaczego miałby przejmować się tym, czy coś czuła? Dlaczego miałby to robić? Nie miał do niej żadnych roszczeń i nie był pewien, czy w ogóle tego chciał.
Mimo to Severus zrezygnował z niej, ponieważ w ten sposób była bezpieczniejsza, a nie po to, by mogła być z innym Śmierciożercą. Nie z Draco Malfoyem. Jak mogła po prostu zapomnieć o tym, jak chłopak traktował ją od lat i jak okłamywał ją przez ostatnie kilka tygodni? Nie zasługiwał na nią. Była dla niego za dobra.
Próbowanie odzyskania jej było kuszące. Jeśli miałaby skończyć z mężczyzną, który nie był dla niej dobry, to dlaczego nie miałby nim być? Jednak zbyt wiele wydarzyło się między nimi, zbyt wiele tajemnic, zbyt wiele kłamstw. Nigdy by mu tego nie wybaczyła, a on nigdy by jej o to nie poprosił.
Stał za nią, kiedy pokazywała mu puchar i wyjaśniała, co się stało, ale nie było łatwo skoncentrować się mając ją tak blisko. Czuł ciepło jej skóry, mimo że jej nie dotykał. Czuł ten słodki zapach i nie mógł powstrzymać się od przypomnienia sobie, kiedy się przy nim budził.
Poprosiła go wtedy, żeby pomógł Draco ponownie, jakby ten puchar był wystarczającym dowodem na intencje chłopca. Czy zawsze myślała o ludziach najlepiej? To by wyjaśniało, dlaczego zaufała Severusowi, dlaczego wierzyła we wszystko, co powiedział, kiedy wszyscy uważali go za zdrajcę, mordercę. Pomogła mu bez zadawania pytań, po prostu w niego wierzyła. To było niebezpieczne i głupie. Ufanie ludziom w ten sposób doprowadzi ją do śmierci.
Dla niej zgodził się dać chłopcu szansę. Był jej winien dużo więcej. Jej głos był cichy, kiedy mu podziękowała, a jego imię z łatwością wymknęło się jej z ust, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Nie mógł oderwać od niej oczu. Rumieniec na jej policzkach, te czerwone usta poruszające się zmysłowo, wymawiając jego imię, jej oczy błyszczące determinacją. Wyglądała tak pięknie. Nie będąc pewien, co robi ani dlaczego, pochylił się do przodu, żeby ją pocałować, ale odsunęła się, w ostatniej sekundzie zdając sobie sprawę, co się stanie. Wydawało się, że panowanie nad sobą było dla niej prawie tak samo trudne jak dla niego.
Potem wyszła z pokoju, idąc za Kingsleyem, wychodząc „na kilka drinków”. Co on, do diabła, myślał, że robi? Widział, jak Kingsley zachowywał się wokół niej, i doskonale wiedział, czego chce. Po prostu wykorzystywał jej stan, jej wrażliwość. Był dorosłym mężczyzną, głównym aurorem. Powinien mieć więcej rozsądku.
To, co zrobił potem, było dla niej takim samym zaskoczeniem, jak dla niego. Nie wiedział, co chciał przez to osiągnąć. Może po prostu chciał pokazać Kingsleyowi, że nie mógł mieć Hermiony, że była z nim. Ale czy rzeczywiście była? Nie zastanawiał się nad swoimi czynami, aż do momentu, kiedy zobaczył złość na jej twarzy. Bez względu na to, co robił, zawsze ją ranił.
Jednak nie wiedział, jak się zachować, jak zrobić coś inaczej, jak to ulepszyć. Nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej sytuacji, nigdy nie chciał.
Był z innymi kobietami, ale żadna z nich nic dla niego nie znaczyła. A ta, na której mu zależało, ta, której ufał, ta, której nigdy nie miał, wybrała kogoś innego. Zdradził swoją miłość i przyjaźń, kiedy był jeszcze za młody, by to zrozumieć. W tamtym czasie myślał, że jest zakochany. Teraz wiedział lepiej. Nie był pewien, co czuł do Hermiony, nie sądził, że jest zdolny do kochania, nie po wszystkim, co widział, po wszystkim, co zrobił, ale wiedział, że to, co teraz czuł, nie ma nic wspólnego z tym, co on czuł wcześniej. W porównaniu z nią, druga kobieta wyglądała tak nieważnie i błaho, przypominając bardziej młodzieńczą sympatię niż cokolwiek innego, a na pewno nic głębszego.
Nawet kiedy to wiedział, nie miał pojęcia, co powinien z tym zrobić.
On, Severus Snape, zdezorientowany? Ta myśl była śmieszna. Ale była prawdą i to wszystko jej wina, jej zasługa.
Po drugiej stronie ulicy, za oknem, zobaczył, jak jej oczy rozbawione zostały czymś, co powiedział Kingsley, a potem oboje zaczęli się śmiać. Taka wolna, taka szczęśliwa. Taka piękna.
Może nie był dla niej odpowiedni, ale Draco też nie. Kingsley też nie.
Mówiła z ożywieniem, jej ręce poruszały się w wielkich gestach, a on zaczął się zastanawiać, co mówi. Jakaś jego część żałowała, że Kingsley jest tym, z którym tak swobodnie rozmawiała. Po kilku chwilach położyła ręce z powrotem na stole i zobaczył, że auror wyciągnął rękę i położył jedną z jego dłoni na jej. Kontynuowała rozmowę, jakby nic się nie stało, ale odsunęła obie ręce, udając, że poprawia włosy, po czym położyła je na kolanach.
Na jego twarz wpłynął lekki uśmieszek. Może nie musiał się o niego martwić, aż tak bardzo.
Błysk bólu na przedramieniu przywrócił go do rzeczywistości. Mistrz go wzywał.
- Severusie - usłyszał jego głos, gdy tylko wszedł do kwatery głównej. Widział napięcie i wiedział, że coś jest nie tak. - Chodź za mną - syknął Voldemort i poszedł korytarzem, aż dotarł do sali.
- Chciałeś mnie zobaczyć, panie? - powiedział, gdy tylko oboje znaleźli się w środku.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział Voldemort, zatrzaskując drzwi machnięciem różdżki. - Z jakiego innego powodu miałbym cię tu wezwać?
- Oczywiście, Mistrzu - odpowiedział, lekko się kłaniając. Wiedział, że lepiej nie mówić nic więcej, kiedy Voldemort był tak zdenerwowany.
- Gdzie byłeś? - zapytał, a Severus usłyszał gniew w jego głosie. - Powiedziano mi, że wyszedłeś chwilę po powrocie z wczorajszej misji i od tamtej pory nikt cię nie widział.
Severus milczał przez kilka chwil, nie wiedząc, co powiedzieć. To wystarczyło, by jeszcze bardziej rozgniewać Voldemorta. Machnięciem różdżki wysłał go na drugą stronę pokoju. Uderzył głową o ścianę, po czym wylądował na podłodze, tak blisko kominka, że jego rękaw zapalił się i zaczął parzyć ramię. Szybko odepchnął się, drugą ręką ugasił ogień, po czym znów wstał. Wiedział, że lepiej nie próbować się leczyć przed Czarnym Panem, więc po prostu stanął prosto.
- Odpowiedz mi! - Voldemort wrzasnął.
- Zostałem wezwany przez jednego z Aurorów z Zakonu.
- Dlaczego mnie o tym nie poinformowałeś?
- Nie sądziłem, że to ważne - powiedział, kłaniając się lekko, ale to nie wydawało się pomagać w uspokojeniu jego złości. Voldemort podszedł do niego bliżej i kolejnym ruchem różdżki posłał stosy książek leżących na biurku w jego stronę. Severus próbował bronić się ramionami, ale jedna z książek uderzyła go prosto w twarz i poczuł strużkę krwi spływającą ze złamanego nosa. Kolejna książka uderzyła go w czoło, a krew oślepiła jego oczy.
- Decyzja należy do mnie. Wczoraj wieczorem, po twoim odejściu, wysłałem trzech moich Śmierciożerców na misję. Żaden z nich nie wrócił. Czy zdarzyło się coś o czym powinienem wiedzieć?
- Nie, Mistrzu - odpowiedział i patrzył, jak podszedł do miejsca, w którym stał i zatrzymał się przed nim. Jego czarne oczy spotkały się z czerwonymi, a potem poczuł, jak Voldemort napiera na jego umysł, próbując zobaczyć, co ukrywa. Z wyćwiczoną łatwością Severus pokazał mu to, co chciał, żeby zobaczył, i ponownie ukrył prawdę. Wiedział, że oklumencja nie zapewni mu bezpieczeństwa na zawsze. Voldemort prędzej czy później dowie się prawdy.
- Wysłałem innych Śmierciożerców dziś rano, żeby ich poszukali - powiedział, jakby nieco się uspokoił. - Ale znaleźli tylko kilka słabych śladów Magii. Zakładam, że nic o tym nie wiesz.
- Myślisz, że coś im się stało? Czy to możliwe, że byli zbyt tchórzliwi, by pozostać ci wierni, Mistrzu? Że może po prostu uciekli? - zapytał, uważając, by mówić z szacunkiem.
- Nie - odpowiedział sucho Voldemort. - Bellatriks była z nimi. Jeśli jeszcze nie wrócili, to coś musiało się stać.
- Nikt w Zakonie nie wspominał nic o ataku.
- Tego rodzaju informacje zachowaliby w tajemnicy. Chcę wiedzieć, co się stało.
- Zdobyłem ich pełne zaufanie, Mistrzu. Jeśli coś wiedzą, to się dowiem. Może to zasługa Ministerstwa?
- Żaden z moich informatorów nie podał żadnych przydatnych informacji.
- Czy mogę zapytać, dokąd ich wysłano, na czym polegała misja?
- Powiedziałem ci już wszystko, co musisz wiedzieć. Teraz chcę… - zaczął, ale zamilkł, gdy drzwi się otworzyły.
- Mistrzu? - Z drugiej strony dobiegł niepewny głos, kiedy zamaskowany mężczyzna zajrzał do środka.
- Wydaje mi się, że nie pozwoliłem , żebym nam przeszkadzał - syknął ze złością Voldemort, odwracając się do mężczyzny i celując różdżką prosto w jego pierś. Severus w milczeniu obserwował, jak mężczyzna upadł na podłogę, krzyki odbijały się echem po pokoju, gdy jego ciało się trzęsło.
- Przepraszam, Mistrzu - odparł zamaskowany mężczyzna, z trudem łapiąc oddech, a jego głos był zaledwie jękiem. To było haniebne. - Ale myślałem…
Głupi. To było jedyne słowo, które mogło go opisać. Będąc Śmierciożercą, powinien wiedzieć lepiej. Uderzył go kolejny błysk światła i kolejne krzyki dotarły do uszu Severusa.
- Nie obchodzi mnie, co myślisz - splunął ze złością Voldemort, zdejmując klątwę. - Nie wolno mi przerywać.
- Tak, Mistrzu. Przepraszam, Mistrzu - powiedział, próbując jednocześnie wstać i głęboko się ukłonić. Jego nogi nadal były słabe od skutków zaklęcia i dwukrotnie się potknął, zanim zdołał się podnieść.
- Czego chcesz? - Voldemort zapytał go, prawie znudzonym tonem, a złowieszczy uśmieszek pojawił się na jego twarzy, gdy patrzył, jak mężczyzna jąka się, próbując odpowiedzieć, a jednocześnie obawiając się, że zostanie ponownie przeklęty.
- Poszliśmy szukać Malfoyów i Lestrange’a, tak jak nakazałeś, mistrzu.
Voldemort nie odezwał się ani nawet nie skinął na niego, żeby kontynuował, po prostu patrzył w ciszy. Mężczyzna znów zaczął się jąkać.
- Znaleźliśmy Rabastana, M-Mistrzu, ale żona i syn Lucjusza z-zniknęli.
- Zniknęli?
- Nikt ich nie widział, mój panie. Ja… właściwie od kilku dni nikt nie widział syna Lucjusza.
Gniew w oczach Voldemorta powrócił, a Severus milczał, gdy mroczny czarodziej ponownie machnął różdżką, wysyłając Śmierciożercę za drzwi pokoju, sprawiając, że uderzył w ścianę korytarza i upadł nieprzytomny na ziemię. Potem machnął różdżką, a drzwi się zamknęły i ponownie zwrócił się do Severusa.
- Co się dzieje? - zapytał. Severus tylko kilka razy widział go tak wściekłego, a wspomnienia te wciąż były mocno wyryte w jego umyśle.
- Nie wiem, Mistrzu.
- Trudno mi w to uwierzyć, Severusie. Wygląda na to, że wiesz wszystko, co się dzieje.
- Mogę skontaktować się z Zakonem, jeśli chcesz, Mistrzu. Dowiem się, co się stało i czy mieli z tym coś wspólnego.
- Ty i Bellatrix nie byliście w przyjaznych stosunkach, prawda?
- Nie, mój panie. Nie chciała uwierzyć, że jestem wiernym śmierciożercą, mimo że wielokrotnie udowodniłem swoją lojalność.
- Obwiniała cię o to, co stało się z jej mężem i Lucjuszem. Wielokrotnie prosiła mnie, abym cię „odprawił”, a teraz nagle znika z powierzchni ziemi. Bardzo podejrzane, czyż nie?
- Nie zrobiłbym nic, co mogłoby ją skrzywdzić bez twojego pozwolenia, Mistrzu. Jestem ci lojalny ponad wszystko.
Ponownie poczuł, jak Voldemort wkracza do jego umysłu i skoncentrował się na tworzeniu obrazów, które musiał mu pokazać, aby spróbować go przekonać, że nie miał nic wspólnego z jej nagłym zniknięciem. Severus pokazał mu, jak Bellatriks szydzi z niego, prowokując go, a on za każdym razem ją ignoruje. Częściowo było to prawdą, ale większość z nich miała na celu pokazanie, że nadużywa zaufania, które dał jej Voldemort, mocy, którą posiadała i której używała nad innymi Śmierciożercami z powodu łaski ich Mistrza.
- Dowiesz się, co się stało, Severusie - powiedział Voldemort po kilku chwilach. - Chcę, żebyś znalazł również Malfoyów.
- Tak, Mistrzu - odpowiedział, kłaniając się.
- Nie ma czasu do stracenia. Jeśli nie udzielisz mi odpowiedzi dziś wieczorem, będę musiał wysłać kogoś innego, a nie chcesz, aby tak się stało - zagroził.
- Nie zawiodę cię, mój panie - powiedział.
- Na co czekasz? - splunął, ponownie otwierając drzwi. Nie tracąc ani chwili, Severus wyszedł z pokoju, nie zwracając uwagi na innych Śmierciożerców, gdy szedł do wyjścia i opuścił kwaterę główną. Miał dużo do zrobienia, a zostało tylko kilka godzin. Musiał działać szybko.
Pierwszą rzeczą, jaką musiał zrobić, było znalezienie Draco. Był pewien, że to chłopiec był odpowiedzialny za zniknięcie jego matki i musiał wiedzieć, czy naprawdę jest skłonny zmienić stronę, czy też powinien po prostu wydać go Voldemortowi. Musiał też porozmawiać z Zakonem, ale to mogło poczekać.
Mocno owijając palce wokół różdżki, zamknął oczy i skoncentrował się na małej kawiarni, do której Kingsley zabrał Hermionę, ale gdy tylko się tam teleportował, zauważył, że zniknęli. Chociaż jakaś jego część miała nadzieję, że nadal tam będą. Teraz, kiedy miał dobrą wymówkę, by wpaść do środka i zabrać Hermionę, wiedział, że prawdopodobnie nie był to najlepszy pomysł, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego wygląd, posiniaczony i krwawiący. Zdecydował się teleportować do siedziby Zakonu, na wypadek, gdyby tam byli, zanim ucieknie się do czarnej magii i zaklęć śledzących.
Gdy tylko wszedł do domu, zobaczył Kingsleya stojącego w korytarzu, a Molly była tuż obok niego.
- Gdzie ona jest? - zapytał Severus, przerywając im.
- Co? Severusie, co ci się stało? - zapytała zmartwiona Molly, ale jego oczy były utkwione w Kingsleyu, gdy powtarzał pytanie.
- Co się stało? - zapytał Auror, ale Severus po prostu potrząsnął głową. - Nie sądzę, żeby to było coś, o czym musisz z nią rozmawiać - kontynuował, żadne z nich nie zwracało uwagi Molly, która pytała, co się dzieje.
- To nie ty decydujesz. Gdzie ona jest?
- Kto? - zapytała zdezorientowana Molly, a widząc, że Kingsley nie zamierzał odpowiedzieć. Zamiast tego zwrócił się do wiedźmy.
- Panna Granger.
- Hermiona? Po co jej potrzebujesz? Myślę, że powinieneś pójść do uzdrowiciela, Severusie.
- Muszę z nią natychmiast porozmawiać, gdzie ona jest? - upierał się.
- Myślę, że jest w swoim pokoju, powinna wrócić do… Severusie?
Ale już jej nie słuchał ani nie zwracał uwagi na Kingsleya, który próbował go powstrzymać, gdy szedł w stronę schodów. Kiedy Auror stanął przed nim, Severus szybko wyciągnął różdżkę i wycelował w niego groźnie.
- Nie testuj mojej cierpliwości, Shacklebolt - syknął ostrzegawczo, po czym szybko minął go i wszedł po schodach. Gdy tylko dotarł na najwyższe piętro, skierował się do jej sypialni, otworzył drzwi, wszedł do środka i ponownie zamknął je zaklęciem.
Głośne westchnienie sprawiło, że odwrócił się i znalazł się twarzą w twarz z zszokowaną Hermioną. Zajęło mu kilka sekund, zanim zdał sobie sprawę, że miała na sobie tylko bieliznę. Cała jego koncentracja skupiła się na powstrzymaniu jego oczu przed bezwstydnym wędrowaniem po jej odsłoniętym ciele. Po kilku sekundach usłyszał głosy na zewnątrz i ktoś zaczął walić w drzwi. Nie odwracając się, rzucił zaklęcie wyciszające na pokój. To wydawało się przywrócić ją do rzeczywistości.
- Drogi Merlinie, co ci się stało? - zapytała zmartwiona, sięgając po szaty leżące na łóżku i wkładając je, zanim podeszła do niego.
- To nic - powiedział lekceważąco. - Musimy porozmawiać.
- Ale krwawisz - powiedziała, sięgając po różdżkę i odwracając się do niego. - Co się stało?
- Czarny Pan dowiedział się, że Bellatriks zniknęła. Nie był w najlepszym humorze.
- Czy już wie? - zapytała, a on usłyszał strach w jej głosie. Ale czego się bała? Voldemort nigdy się nie dowie, że miała z tym coś wspólnego. Czy to możliwe, że bała się o niego? Potrząsnął głową, zarówno w odpowiedzi na jej pytanie, jak i swoje, i usłyszał jej westchnienie ulgi.
- Siadaj - powiedziała, a kiedy się nie poruszył, sięgnęła po jego dłoń. Syknął z bólu i odsunął oparzone ramię, zaskakując ją. - Och, przepraszam - wydyszała. - Merlinie, co on ci zrobił? - mruknęła do siebie, przyglądając się bliżej jego ramieniu.
- Nic, co zagrażałoby życiu.
- Och, przestań już. Usiądź, żebym mogła wyleczyć te rany - powiedziała, ale nie próbowała ponownie chwycić jego ręki. Z westchnieniem podszedł bliżej łóżka i usiadł.
- Jaki był jego powód tym razem, skoro nie wiedział, że zabiłeś Bellatriks? - zapytała, klękając obok niego na łóżku i zaczynając leczyć rany. Cała sytuacja była tak znajoma. Wielokrotnie pomagała mu w ten sposób, stała u jego boku, zadając pytania z ciekawości, a nie po to, by go oceniać. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo tęsknił za tymi czasami.
- Nie potrzebował powodu. Możesz nie rozumieć, ale jedynym powodem, dla którego nie zabił mnie dzisiaj, jest to, że mi ufa.
- Jak mogłeś kiedykolwiek w niego uwierzyć, być lojalnym wobec takiego potwora? - zapytała, a on zesztywniał.
- Rodzaj mocy, którą posiada, sposób, w jaki sprzedaje swoje pomysły. Jest uwodzicielski. Potrzeba czasu, zanim zrozumie się, o co w tym naprawdę chodzi, a wtedy już jest się zbyt głęboko i nie ma wyjścia.
Milczała przez kilka chwil, kiedy ostrożnie machnęła różdżką i uleczyła jego złamany nos. To było bolesne, ale nie narzekał. Cieszył się, że była tak blisko, i to, że rozmawiali, a nie walczyli.
- Podaj mi ramię - powiedziała po kilku chwilach. - Nie jestem pewna, czy mogę to wyleczyć - powiedziała mu, przyglądając się bliżej, uważając, aby nie dotknąć spalonej skóry.
Nic nie powiedział, po prostu sięgnął po różdżkę i machnął nią przez ramię, sprawiając, że oparzenia zniknęły. Zaskoczona, patrzyła na niego przez chwilę, a potem z powrotem na idealną już skórę na jego ramieniu.
- Będziesz musiał mnie kiedyś tego nauczyć - powiedziała z lekkim uśmiechem, po czym znów wstała. - Więc czy istnieje powód, dla którego wpadłeś do mojej sypialni, jakbyś był jej właścicielem, zamykając wszystkich na zewnątrz? - zapytała, ale bez śladu złości w głosie.
- Jak powiedziałem wcześniej, muszę z tobą porozmawiać - odpowiedział, również wstając.
- Na jaki temat?
- Muszę się zobaczyć z Draco.
- Co?
- Czarny Pan ma wiele pytań i na niektóre z nich tylko Draco może odpowiedzieć.
- Nie ma mowy - powiedziała, potrząsając głową.
- Co proszę?
- Nie, to się nie stanie.
- Nie proszę o pozwolenie, panno Granger - powiedział równie spokojnie jak poprzednio. - Chciałaś, żebym mu pomógł, prawda? Chcesz, żeby przeżył. Muszę z nim porozmawiać i to teraz.
- Czemu? - zapytała, a on przechylił głowę na bok, rozważając pytanie.
- Czarny Pan wysłał Bellatriks i innych Śmierciożerców na misję, a teraz zaginęli. Wie też, że Draco i jego matki nie można znaleźć. Dał mi tylko kilka godzin, aby dowiedzieć się, co się dzieje. Muszę z nim porozmawiać. Teraz.
- Skąd mam wiedzieć, że go po prostu nie wydasz go na śmierć?
- Nie wydam - powiedział. - Jeśli chcesz mojej pomocy, powiesz mi, jak go znaleźć. - Patrzyła na niego przez kilka chwil z zamyślonym wyrazem twarzy. - Prosiłaś mnie, żebym ci zaufał, teraz proszę cię o to samo.
Milczała jeszcze przez chwilę, po czym skinęła głową i odwróciła się. Podeszła do biurka przy oknie, otworzyła górną szufladę i wyciągnęła coś złotego. Potem wróciła do niego i zobaczył, że trzyma w dłoni galeon.
- Co to jest? - zapytał.
Zamiast odpowiedzieć, sięgnęła po różdżkę i stuknęła raz w złotą monetę. Milczała, wpatrywała się w galeon, a po kilku chwilach sięgnęła po jego ramię i położyła monetę na jego otwartej dłoni.
- Co to jest? - powtórzył, przyglądając się dokładniej.
- To świstoklik. Zostanie aktywowany za dwie minuty i zaprowadzi cię do niego.
- Dokąd?
- Nie wiem, ale nie musisz się tym martwić. Nikogo tam nie będzie. Pomożesz mu? - zapytała.
- To będzie zależeć od tego, co powie i jak chętny będzie do współpracy.
Poczuł, jak moneta nagrzewa się na jego dłoni i spojrzał na nią ostatni raz, zanim świstoklik go aportował.
Oj zdecydowanie bym go nie puściła samego na spotkanie z Draco! W życiu! Nie będę tego ukrywać, Snape mnie wkurwia! Roszczy sobie prawa do Hermiony, choć wie, że do tego nie ma prawa. Jest pieprzonym, terytorialnym gnojkiem! Niech sobie wyobrazi, że to jest jej życie! To ona ma prawo sama o sobie decydować, z kim się spotyka i komu ufa! A jemu nic do tego. Sam wpakował siebie w bagno a teraz jeszcze Draco. Po jaką cholere zabił Bellatrix? Co chciał udowodnić? Nie widzi, jakim jest idiotą? Że Voldemort też już zaczyna mieć dość tego, co zaczyna się dziać? Naiwnie myśli, że Tom mu ufa, ale myślę, że tak nie jest. On naprawdę nie jest taki głupi, że nie widzi, że jest oklamywany. Wydaje mi się, że jedynie testuje Snape'a i patrzy, jak daleko się posunie. Serio, narobił więcej problemów, niż pożytku z tą śmiercią Bellatrix. Kto teraz może zostać za nią oskarżony? Oczywiście, że Draco! Bo dlaczego nagle zniknął? Jego matka też. Co innego ma pomyśleć Voldemort, kiedy ten nagle zniknął bez żadnej wieści. Jesteś kretynem Snape! Wystawiasz tylko wszystkich na niebezpieczeństwo.
OdpowiedzUsuńTrzymaj za mnie kciuki z tym niemieckim, bo mam ochotę ryczeć jeszcze bardziej 😭