Ostrzeżenie: ten rozdział zawiera krótki wątek samookaleczenia.

_____

Smakował ognistą whisky.

To był karzący pocałunek. W chwili, gdy ich usta zetknęły się ze sobą, przygniótł jej ciało swoim. Jego dłoń na jej gardle ześlizgnęła się do tyłu, aż do jej karku, wplatając palce w jej włosy, pogłębiając pocałunek. Jego druga ręka sięgnęła w górę. Przez chwilę przytulał jej policzek do swojej dłoni, zanim zsunął ją w dół jej ciała.

Odchylił jej głowę całując ją. Jego język wpychał się w jej usta, zanim się cofnął, przygryzając jej wargę. Wystarczająco mocno, by móc ją zranić, ale nie na tyle by zaczęła krwawić. Gdy próbowała złapać oddech, oderwał lekko usta i przesunął je, zaczynając całować jej szyję.

Hermiona zamarła w szoku. Uległa i oszołomiona w jego zaborczych ramionach.

Szarpał za jej ubranie. Czuła, jak jej zewnętrzna szata zsuwa się na podłogę, a górne guziki sukienki się rozpinają. W jej ciało uderzyło zimne powietrze dworu. Oderwał guziki, odsłaniając ją i badając jej odkrytą skórę.

Przylegał do niej zsuwając sukienkę z jej ramion, aż do pasa.

Zimne powietrze wbijało się w jej skórę niczym setki igieł. Poczuła, jak jej sutki twardnieją z zimna, gdy jego dłonie uniosły się by złapać za jej piersi. Jego usta znajdowały się w zagłębieniu między jej szyją a ramieniem. Całował i skubał jej skórę, gdy nagle dotarł do najwrażliwszego miejsca, a ona… jęknęła.

Oboje zamarli.

Malfoy oderwał się od niej.

Stał i patrzył na nią. Opierała się o ścianę, do połowy rozebrana i… podniecona.

Oczy miał rozszerzone, jakby właśnie stał się świadomy tego, co zrobił. Stał tam przez kilka chwil wyglądając na zszokowanego, zanim znajoma maska ​​nagle powróciła na swoje miejsce. Jego twarz stwardniała, po czym uśmiechnął się.

- Najwyraźniej zaakceptowałaś swoje miejsce - powiedział z uśmiechem.

Potem odwrócił się na pięcie i zniknął w ciemności.

Hermiona została tam w szoku. Poczuła się niczym zmrożona, gdy ogarnęło ją zimne uczucie pustki.

Była - była… uległa. Dla Malfoya.

Jej uległość nie została wymuszona przez kajdany. Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby go odepchnąć. Nie przyszło jej do głowy, żeby nawet spróbować.

Pocałował ją, a ona mu na to pozwoliła. Nie czuła odrazy. Wstrząsnęło to uczuciem samotności i bólu w jej wnętrzu. Dotyk. Ktoś, kto pieścił ją ciepłymi dłońmi. To była tęsknota wpleciona w każde włókno jej ciała.

Uwięziona w rezydencji chwytała się każdego skrawka dobroci, jaki tylko mogła znaleźć.

Ale to nie była życzliwość.

Malfoy nie był miły. Po prostu nie był okrutny. Nie był tak okropny, jak mógłby być. Posiadał najgorsze okruchy przyzwoitości.

Najwyraźniej w jej zszarganym umyśle brak okrucieństwa był wystarczającym pocieszeniem. Dla jej wygłodniałego serca tyle wystarczyło.

Stłumiony szloch wyrwał się jej gardła, gdy otuliła się szatą i uciekła z powrotem do swojego pokoju.

Otworzyła drzwi szafy, wyszarpnęła nowy zestaw szat i zapięła je jak najszybciej. Następnie objęła się ramionami, aby zapewnić sobie dodatkowe, choć znikome poczucie bezpieczeństwa. Przyzwoitości.

Była lepsza niż to.

Nie zamierzała pozwolić sobie, by jej psychologiczny instynkt przetrwania skłonił ją do zakochania się w potworze. By zaczęła pragnąć uwagi osoby odpowiedzialnej za rozpoczęcie wojny. By być otwartą na mężczyznę, który zamordował jej przyjaciół.

Nie mogła pozwolić sobie na racjonalizację tego i zakochanie się w gwałcicielu tylko dlatego, że nie był wobec niej takim potworem, jakim mógłby być.

Nie mogła. Nie.

Nie.

Nie.

Mogła znieść zdradę swojego ciała. Jednak nie pozwoli, by jej umysł również ją zdradził.

Wolałaby go prędzej złamać.

Musiała wydostać się z dworu.

Przycisnęła dłoń do zimnego okna i patrzyła z rozpaczą na posiadłość oświetloną blaskiem księżyca.

Potem cofnęła głowę i uderzyła nią w szybę. Najmocniej, jak tylko potrafiła.

Niezniszczalna szyba nie pękła. Nie mogła.

Ponownie uderzyła w nią głową.

I jeszcze raz.

I jeszcze raz.

Krew napłynęła jej do oczu, ale uderzała dalej.

Jeszcze raz.

I jeszcze raz.

Czyjeś ramię owinęło się wokół jej talii, a dłoń zacisnęła się na obu nadgarstkach, po czym została odciągnięta od szyby.

Walczyła. Próbowała uwolnić ręce. Wbijała palce w słoje drewnianej podłogi, żeby się wyrwać.

Zaczęła szlochać.

- Granger. Nie… nie - głos Malfoya rozbrzmiał blisko jej ucha.

Szarpała się, jednak na próżno. Próbowała się uwolnić. Szlochała i wyła.

Była tak zmęczona bólem i samotnością. Chciała to zakończyć. Będąc zmuszona do istnienia w tym domu, starała się znaleźć pocieszenie. Cokolwiek, oprócz bycia zimną i samotną na wieki wieków.

Chciała być dotykana. Chciała czuć się bezpiecznie, nawet jeśli to była tylko iluzja. Chciała tego…

Ale nie mogła.

Nie zdradziłaby wszystkich w ten sposób. Harry. Ron. Minerwa. Ginny...

Nie mogła zdradzić tak samej siebie.

- Nie mogę… nie mogę… - szlochała, znów próbując się uwolnić.

- Nie rób sobie krzywdy. Granger, to rozkaz. Nie rób sobie krzywdy - rozkazał Malfoy, odciągając ją jeszcze dalej od okna.

Ciągle walczyła.

- Przestań.

Tym razem warknął.

- Przestań próbować fizycznie się zranić - jego głos drżał.

Poczuła, jak kajdany wokół jej nadgarstków stają się gorące, kiedy to nakazywał. Ona jednak walczyła z ich magią.

- Nie-! - szlochała, czując jak magia wzrasta, aż prawie zaczynała dusić jej umysł, a jej ciało zwiotczało.

Oparła się o Malfoya. Puścił jej nadgarstki i mocno owinął ją ramieniem na wysokości ramion jakby obawiał się, że nagle znowu rzuci się na okno.

Po prostu tam stała, drżąc i szlochając cicho w jego ramionach. Krew spływała po jej twarzy, kapiąc z ust i brody wprost na drewnianą podłogę.

- A więc… - powiedział napiętym głosem po kilku minutach. - Widzę, że znalazłaś sposób na obejście kajdan.

Kiedy zwisała przytrzymywana przez jego ramię, zdała sobie sprawę, że rzeczywiście tak było.

W jej umyśle istniały kompulsje. Rozkaz polegał na nie robieniu sobie krzywdy, ale nie określał żadnej różnicy między krzywdą psychiczną a fizyczną. A więc - w stanie dostatecznej psychicznej agonii - była w stanie to ominąć. Tak czy inaczej cierpiała. Nie mogła powstrzymać własnego umysłu od krzywdzenia jej. Przymus kompulsji został zniesiony.

To wszystko cały czas było tylko w jej umyśle.

Zawsze ograniczała ją tylko jej własna interpretacja kompulsji. Nakaz milczenia: zinterpretowała to jako zakaz odzywania się bez uprzedniego pozwolenia Malfoya bo przypuszczała, że ​​będzie względem jej mściwy. Nie była więc w stanie mówić. Gdyby zinterpretowała to jako coś prostszego - może jako nie mówienie zbyt głośno - mogłaby się odezwać, chyba że Malfoy sam by jej wyjaśnił i sprecyzował ten przymus.

Kompulsje zostały zbudowane na zapobieganiu świadomemu nieposłuszeństwu.

Kiedy nie myślała o tym, że była nieposłuszna, kiedy reagowała instynktownie lub mówiła coś bez uprzedniego przemyślenia, zawsze była w stanie ominąć kompulsje. Po prostu tego nie zauważała.

- Chyba tak - powiedziała cicho, odzyskując równowagę i wstając.

Jego ręce odsunęły się od niej. Coś wewnątrz Hermiony wykręciło się z powodu utraty tego kontaktu.

Odwrócił ją lekko i użył zaklęcia, aby usunąć krew z jej twarzy i uleczyć pęknięcie skóry. Jej głowa pulsowała od siły wcześniejszych uderzeń.

- Dlaczego? - zapytał Malfoy twardym głosem. - Skąd ta nagła potrzeba posunięcia się tak daleko?

Spojrzała na niego. Stali zaledwie kilka cali od siebie. Jego stalowe, szare oczy przyglądały się jej uważnie. Wypił eliksir trzeźwości po tym jak ją pocałował. Czuła to w jego oddechu.

- Dlaczego nie? - powiedziała tęsknym głosem. - Zawsze były tylko dwie opcje: ucieczka lub śmierć.

- Ale to pierwszy raz, kiedy miałaś na tyle chęci żeby rzeczywiście to zrobić. Dlaczego dziś wieczorem, a nie wczoraj? Dlaczego nie w dniu, w którym wyjechałem do Francji?

Zauważył, że zaczęła być niechętna w swoich odpowiedziach. Usta Hermiony drgnęły, gdy odwróciła twarz, przyciskając policzek do ramienia.

Nie rozmawiaj z nim. On nie jest twoim przyjacielem.

- Nie wymagam, żebyś mówiła, żebym mógł uzyskać odpowiedź - powiedział po kilku minutach. - Chociaż sądzę, że wolałabyś taką opcję. W końcu i tak mamy zaplanowaną sesję legilimencji.

Hermiona zacisnęła usta, a jej oczy powędrowały do ​​łóżka. Nie chciała znowu leżeć tam przed nim. Gdyby zaatakował jej umysł by uzyskać odpowiedź, ujrzałby jak żałośnie i rozpaczliwie była samotna. Jak znaczący się dla niej stał.

Gdyby odpowiedziała na pytanie, miałaby pewną kontrolę nad narracją.

Otworzyła usta kilka razy walcząc z tym, od czego zacząć. Było jej tak zimno, że piekła ją skóra. Objęła się, powoli pocierając swoje ciało dłońmi.

- Myślę, że zaczynam cierpieć na syndrom sztokholmski - odparła wreszcie cicho. - To mugolska choroba psychiczna. Instynkt przetrwania lub mechanizm radzenia sobie, jak sądzę… Można to tak ująć.

Zamilkła i spojrzała na Malfoya. Jego twarz była bez wyrazu. Najwyraźniej oczekiwał, że zacznie to dalej wyjaśniać. Odwróciła się.

Westchnął z irytacją. 

- Więc robimy to trudniejszym sposobem. Bardzo dobrze. W takim razie legilimencja.

Hermiona zesztywniała i owinęła się ramionami w obronnym geście.

- Czasami zdarza się, że zakładnik może zacząć przywiązywać się do oprawcy… Z powodu zależności od niego - wymusiła z siebie słowa, a jej głos drżał. Nie patrzyła na Malfoya.

Zmusiła się do kontynuowania.

- Niewiele o tym wiem. Nie miałam zbyt wiele czasu na studiowanie psychologii. Ale myślę, że zaczynam racjonalizować twoje zachowanie, że próbuję usprawiedliwić to, co robisz. Brak okrucieństwa staje się życzliwością. To… to mechanizm przetrwania, więc działa poprzez podświadome reakcje i adaptację. Aby spróbować stworzyć autentyczne połączenie emocjonalne, mogę rozwinąć do ciebie uczucia… - jej głos się załamał i ucichł na chwilę.

Nastąpiła pauza.

- Szczerze mówiąc, wolałabym zostać zgwałcona przez twojego ojca, niż żywić do ciebie jakiekolwiek uczucia - powiedziała w końcu, wpatrując się w krew na podłodze.

Zapadła głucha cisza. Dostrzegła, jak dłonie Malfoya u jego boku powoli zaciskają się w pięści.

- Cóż... - powiedział po kilku sekundach. - Przy odrobinie szczęścia możesz być już w ciąży i nie będziesz musiała znosić więcej uwagi żadnego z nas. Zostaniesz sama.

Zaczął się odwracać, żeby wyjść. Bez namysłu wyciągnęła rękę i chwyciła za jego szatę. Zamarł. Szlochała pod nosem, nawet gdy mocniej ścisnęła za materiał, opuściła głowę i oparła ją o jego pierś. Pachniał mchem i cedrem, a ona zatrzęsła się i wbiła w niego. Jego ręce uniosły się i spoczęły na jej ramionach. Poczuła, jak ich ciepło powoli przenika w jej ciało. Jego kciuki lekko muskały jej obojczyki, aż przestała się trząść.

Potem jego ręce się uspokoiły i odepchnął ją gwałtownie. Hermiona zatoczyła się do tyłu i prawie upadła na swoje łóżko, gdy się od niej odsunął. Jego oczy były zimne, a w wyrazie jego twarzy było coś nieznanego. Coś, czego nie potrafiła określić.

Patrzył na nią przez chwilę, a jego szczęka drgała. Po chwili gwałtownie wciągnął powietrze i zaśmiał się miękko, gorzko.

- Nie masz syndromu sztokholmskiego - odparł unosząc brew. - Nie obchodzi cię przetrwanie. Gryfoni zawsze chcą umierać. - Jego usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu przy słowie „Gryfoni”. - W końcu od miesięcy fantazjowałaś o wielkim morderstwo-samobójstwie nas obojga. To, co cię zjada, to nie wola przeżycia. To izolacja. Biedna mała uzdrowicielka nie mająca nikogo, kim mogłaby się zająć. Bez nikogo, kto by cię potrzebował. Albo chciał.

Hermiona patrzyła na niego, gdy kontynuował.

- Nie możesz znieść samotności. Nie wiesz jak w niej funkcjonować. Potrzebujesz kogoś do kochania. Zrobisz wszystko dla ludzi, którzy pozwolą ci się kochać. Tym właśnie była dla ciebie wojna. Chciałaś walczyć, ale byłaś na tyle sprytna by wiedzieć, że kolejny nierozsądny siedemnastoletni wojownik nie zmieni wyniku wojny… A przynajmniej nie tak, jak mógłby zrobić to uzdrowiciel. Nie wydaje mi się, żeby którykolwiek z twoich przyjaciół umiał to docenić, prawda? Że ten wybór był twoim poświęceniem.

Hermiona zbladła.

- Potter i reszta twoich przyjaciół byli zbyt głupi i idealistyczni by docenić wybory, których dokonałaś. Całkiem spore brzemię… Być jedną z niewielu osób na tyle inteligentnych, by zrozumieć co jest konieczne, aby wygrać. Jedną z niewielu chętnych do zapłacenia ceny, jakiej wymaga zwycięstwo. Nigdy tego nie docenili. Pozwoliłaś im cię odesłać. Potem, kiedy wróciłaś, pozwoliłaś im zapracowywać cię na śmierć. Niewiele z wartości ani chwały dla uzdrowicieli - w przeciwieństwie do wojowników. Nawet Ginny zdawała sobie z tego sprawę. Kiedy Creevey umarł, dali Potterowi kilka dni na żałobę tylko dlatego, że był tego świadkiem. Ty byłaś tą, która próbowała uratować chłopca. I co dostałaś? Cztery godziny i oczekiwanie, że wrócisz na swoją zmianę?

- To… to nie… nie… było… tak. - Dłonie Hermiony były zaciśnięte w pięści tak mocno, że bolały ją kości.

- Dokładnie tak było. Możesz się łudzić, ale spędziłem tyle godzin w twoich wspomnieniach, że prawdopodobnie znam je lepiej niż swoje własne. Zrobiłabyś wszystko dla swoich przyjaciół. Podjęłabyś te wszystkie ciężkie wybory i zapłaciłabyś ich cenę bez narzekania.  Sprzedałabyś się za ten wojenny wkład. Ale powiedz mi, bo jestem szczerze ciekaw, co Potter kiedykolwiek zrobił żeby na to zasłużyć?

Spojrzała na niego. 

- Harry był moim przyjacielem. Był moim najlepszym przyjacielem.

Malfoy prychnął. 

- Więc?

Hermiona odwróciła wzrok i wzięła drżący oddech.

- Nie miałam praktycznie żadnych przyjaciół, kiedy dorastałam. Byłam zbyt dziwna, zbyt zaczytana. Pragnęłam ich bardziej niż czegokolwiek, ale nikt nigdy nie chciał być moim przyjacielem. Kiedy dowiedziałam się o Hogwarcie, pomyślałam… Pomyślałam, że tam wszystko będzie inaczej, że bycie czarownicą było powodem, dla którego nigdy nigdzie nie pasowałam. Ale kiedy tam dotarłam… Nadal byłam dziwna i nudna i nikt nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Harry… Harry był pierwszą osobą, która pozwoliła mi być swoim przyjacielem. Zrobiłabym dla niego wszystko. - Wydała z siebie suchy szloch i przełknęła go. - Poza tym… to nie tak, że bez niego nie było dla mnie żadnych szans.

Nastąpiła długa przerwa.

- To najbardziej żałosna rzecz, jaką kiedykolwiek miałem okazję usłyszeć - powiedział w końcu Malfoy, poprawiając szaty. - Więc co? Jestem twoim nowym zastępcą Pottera? - prychnął. - Jeśli ktoś choćby się do ciebie odezwie, nie możesz się powstrzymać od tego, żeby się do niego nie przyczepić? Prostytutki z Śmiertelnego Nokturnu kosztują więcej niż ty.

Szczęka Hermiony drżała, ale Malfoy nie kończył. 

- Powiedzmy sobie jasno, Szlamo. Nie chcę cię. Nigdy cię nie chciałem. Nie jestem twoim przyjacielem. Nic nie przyniesie mi więcej radości, niż zakończenie tej całej sytuacji z tobą.

- Wiem… - powiedziała Hermiona niskim, głuchym tonem.

- Chociaż… - dodał po chwili. - Nie mogę zaprzeczyć, że ostatnio się poprawiłaś. Będę musiał przesłać Stroud moje podziękowania.

Przesunął oczami po jej ciele. Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze i spojrzała na niego.

Potem prychnęła. 

- Naprawdę? Dlatego mnie pocałowałeś? Z powodu eliksiru?

Wzruszył ramionami i spojrzał na nią kpiąco. Jego oczy były zimne jak lód. 

- Co mogę powiedzieć? Gwałt nie jest tak naprawdę moją „rzeczą”. Jednak twoje rosnące przywiązanie jest fascynujące i zabawne. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że zaczniesz fantazjować, że moja obowiązkowa opieka nad tobą wskazywała na jakieś przywiązanie. Nie mogę nawet zacząć domyślać się, jak rozbawiony będzie Czarny Pan widząc to za kilka dni. Szlama Pottera, zakochana w swoim gwałcicielu Śmierciożercy. Ale najwyraźniej w przypadku szlam zawsze istnieje jeszcze głębsze dno.

Odwrócił się, żeby wyjść, ale potem się zatrzymał. 

- Wrócę później, żeby uporać się z twoimi wspomnieniami. Proszę nie zakładać, że nie żyję, bo od czasu do czasu mam lepszy użytek ze swojego czasu niż brodzenie przez twoje tragiczne życie.

Po raz ostatni parsknął szyderczo i wyszedł z jej pokoju.

Kiedy wrócił następnego dnia, Hermiona ledwo się poruszyła. Patrzył na nią przez kilka minut. Nie podniosła wzroku ani nie okazała zauważenia jego obecności.

- Łóżko - rozkazał w końcu.

Hermiona wstała  i bez słowa usiadła na skraju łóżka. Spojrzała w podłogę. Nie potrzebował jej oczu.

Nastąpiła chwila przerwy, zanim wdarł się do jej umysłu.

Większość czasu spędził na badaniu jej wizji ze Snapem. Ledwo przejrzał jej ostatnie wspomnienia. Gdy dogonił i nadrobił teraźniejszość, wycofał się i wyszedł bez słowa.

Hermiona poczuła się… martwa. Gdyby spojrzała w lustro i stwierdziła, że ​​jest duchem, nie byłaby zdziwiona.

Zimna nicość.

Tylko tyle czuła.

Leżała w łóżku i przepraszała swoich przyjaciół za to, że ich zawiodła.

Kiedy Stroud przybyła sześć dni później, Hermiona bez słowa przeszła przez pokój i usiadła na skraju stołu do badań, mechanicznie otwierając usta by spożyć Veritaserum.

- Wyglądasz raczej szaro - powiedziała Stroud, a jej usta wykrzywiły się lekko, gdy się jej przyglądała. - Jak wyglądają efekty starań w tym miesiącu?

- Nie wiem. Czy to nie dlatego tu jesteś? - powiedziała Hermiona gorzkim głosem, wpatrując się w swoje kolana i marszcząc materiał szaty między palcami.

Stroud zaśmiała się chłodno.

- Sprytnie.

Nastąpiła chwila ciszy, kiedy Stroud rzuciła zaklęcie wykrywające ciążę. Potem cisza siałą się jeszcze głębsza.

- Jesteś w ciąży - ton Stroud był triumfalny.

Ręce Hermiony znieruchomiały.

Nie.

Proszę, nie.

Hermiona czuła się tak, jakby została nagle wciągnięta w głąb lodowatej wody. Bez powietrza. Pod naciskiem ostrego ciśnienia. Jakby była miażdżona ze wszystkich stron. Poczuła, jak jej tętno przyspiesza, aż ostry szum krwi w jej uszach był prawie wszystkim, co słyszała.

Stroud zaczęła mówić, ale Hermiona nie mogła zrozumieć jej słów.

Nie mogła oddychać.

Stroud mówiła do niej coraz głośniej. Słowa były przytłumione i niezrozumiałe. Hermiona sapnęła i próbowała wciągnąć tlen, ale jej gardło było zaciśnięte - jakby była duszona.

Jej serce biło tak mocno, że poczuła ostre kłucie w piersi.

Nie. Proszę, nie.

Stroud stała przed nią, wpatrując się w jej twarz. Kobieta wciąż coś powtarzała. Ruch jej ust był taki sam za każdym razem, gdy podchodziła bliżej, gestykulując. Hermiona wciąż nie mogła zrozumieć słów. Wyraz twarzy Stroud stawał się coraz bardziej niecierpliwy, gdy ciągle się powtarzała. Dźwięk po prostu zniekształcał się w nieczytelny ryk.

Hermiona nie mogła oddychać. Jej płuca płonęły, kiedy próbowała. Krawędzie twarzy uzdrowicielki rozmywały się, jakby rozpływała się w otaczającym ją powietrzu.

Wszystko stawało się coraz bardziej rozmyte. Na ramionach i dłoniach Hermiony pojawiło się kłucie setek wyimaginowanych igieł.

Nagle pojawił się przed nią Malfoy, a jego ręce znalazły się na jej ramionach.

- Uspokój się.

Jego twardy głos przebił się przez falujące rozmycie.

- Oddychaj.

Hermiona sapnęła, biorąc urywany oddech. Potem wybuchła płaczem.

Nie, nie, nie mogę być w ciąży. Dajcie mnie Lucjuszowi, pozwólcie mu mnie gwałcić i torturować na śmierć.

Za każdym razem, gdy brała oddech, miała wrażenie, że wzdłuż jej przełyku przesuwa się nóż.

- O Boże… Nie… - w kółko łkała te słowa, trzęsąc się.

- Oddychaj. Oddychaj głęboko - powiedział Malfoy. Wyraz jego twarzy był ściągnięty. Jego szczęka zacisnęła się, gdy patrzył na nią i obserwował, jak próbuje zaczerpnąć oddech.

Minęło kilka minut, zanim przestała wciągać jedynie krótkie, drżące wdechy i stopniowo zaczęła naprzemiennie wdychać i wydychać powietrze. Jego uścisk powoli się rozluźnił, po czym powoli odwrócił się, by spojrzeć na Stroud. W jego oczach szalała wściekłość.

- Wiesz, że jest podatna na ataki paniki. Nie możesz od tak rzucać w nią informacjami - powiedział wściekłym głosem, wciąż trzymając Hermionę mocno za ramiona, gdy ta nadal płakała.

- Myślałam, że panika była spowodowana wyłącznie otwartymi przestrzeniami - Stroud założyła ręce na piersi i uniosła brodę. - Biorąc pod uwagę, jak bardzo jest przerażona twoim ojcem pomyślałam, że poczuje ulgę.

- Może spróbuj myśleć więcej - powiedział lodowato Malfoy. - Zaczynam podejrzewać, że celowo ją traumatyzujesz. Zagroziłaś jej moim ojcem i bez ostrzeżenia zaaplikowałaś jej afrodyzjak. Czy próbujesz doprowadzić ją do załamania psychicznego?

Stroud prychnęła, rzucając zaklęcie diagnostyczne na Hermionę. 

- Nie robię niczego, co mogłoby zagrozić jej wspomnieniom. Nie ma potrzeby się o to martwić. Byłam bardzo zaniepokojona jej zdrowiem odkąd zdałam sobie sprawę, że to ona jest odpowiedzialna za Sussex... - Stroud spojrzała chłodno na Hermionę. - Ciekawa jestem, jak czarownica, która nigdy nie ukończyła Hogwartu, nie posiadająca formalnego szkolenia, samodzielnie skonstruowała bombę zdolną do zabicia wszystkich moich kolegów.

Nastąpiła długa przerwa, przeplatana przerywanym szlochem Hermiony, podczas której Malfoy intensywnie wpatrywał się w Stroud.

- Była terrorystką Ruchu Oporu, szkoloną w całej Europie, by zostać uzdrowicielką specjalizującą się w dekonstrukcji klątw z Sussex, nie wspominając o tym, że osiągnęła mistrzostwo w Eliksirach. Skoro potrafiła rozbroić i zneutralizować klątwę, mogła również jej użyć. Skoro byłaś tak ciekawa, to mogłaś mnie zapytać - powiedział chłodno. - Psychiczne torturowanie jej nie da ci odpowiedzi. Zwłaszcza, że nic z tego nie pamięta. Twój program nie jest okazją do zemsty. Wygląda na to, że zapomniałaś, że nie cierpię głupców którzy przy niej majstrują.

- Nie…

- Robiłaś to. Czarny Pan umieścił ją pod moją opieką. Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo jest niestabilna. Poświęciłem dużo pieniędzy, starając się utrzymać w stabilizacji jej otoczenie. Biorąc pod uwagę, że Czarny Pan nie miał nic przeciwko temu, że zabiłem jednego z jego naznaczonych wyznawców za ingerencję, czy naprawdę myślisz, że mógłby się tobą przejmować?

Stroud śmiertelnie zbladła. 

- Mój program-

- To farsa. - Malfoy prychnął, gdy to powiedział. - Powodem, dla którego nie umarłaś razem ze swoimi 'kolegami' w Sussex, jest to, że twoja propozycja nie została zakwalifikowana jako wystarczająco uzasadniona naukowo, aby załapać się do tamtejszego laboratorium. Gdzie są twoje badania? Może statystyki i dane historyczne? Ten spektakl, który tak chętnie zapewniasz stronom towarzyskim jest finansowany i obsadzony personelem tak, aby z łatwością mógł funkcjonować bez ciebie. - Oczy Malfoya błyszczały wściekle, gdy mówił. - To jedyne ostrzeżenie, jakie ci dam. Nie wolno ci już przebywać z nią sam na sam. Dzisiejsze spotkanie się skończyło. Jeśli masz nowe instrukcje dotyczące opieki nad nią, to podasz je mi. Chwiejka!

Skrzatka pojawiła się z trzaskiem. Malfoy nadal nie odrywał oczu od Stroud.

- Eskortuj Stroud do salonu. Zejdę, kiedy tu skończę.

Stroud sapnęła, ale nadal była blada. Jej ręce trzęsły się, gdy zbierała swoje dokumenty. Kiedy drzwi się zamknęły, Malfoy odwrócił się i spojrzał na Hermionę. Przestała płakać i próbowała spokojnie oddychać.

Westchnął cicho, a następnie podniósł ją na nogi.

- Chodź - powiedział, prowadząc ją przez pokój aż do łóżka. Przyjrzał się jej uważnie, po czym sięgnął do swoich szat i wyciągnął z nich fiolkę Eliksiru Bezsennego Snu. - Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, obawiam się, że nie ufam ci zbyt świadomej i samotnej. Weź to.

Hermiona wyciągnęła swoją zesztywniałą rękę i przyjęła fiolkę, ale potem spojrzała na nią z wahaniem. Jej oddech wciąż się urywał.

- Niektóre eliksiry mogą powodować wady płodu. Nie pamiętam, czy Eliksir Bezsennego Snu jest bezpieczny - powiedziała chwiejnym głosem.

- Jest w porządku.

Spojrzała na Malfoya. Skąd miałby to wiedzieć?

Spojrzał jej w oczy. 

- Obawiałem się, że coś takiego może się wydarzyć jeśli kiedykolwiek zajdziesz w ciążę. Sprawdziłem to.

Wahała się.

- To nie jest prośba. Jeśli odmówisz, zmuszę cię - powiedział twardo.

Hermiona zacisnęła usta i ciężko przełknęła, gdy jej klatka piersiowa nadal szarpana była ostatnimi falami paniki. Drżącymi rękoma otworzyła fiolkę i przyłożyła ją do ust. Gdy tylko przełknęła zawartość, zakrztusiła się i znowu wybuchła płaczem. Fiolka wysunęła się z jej rąk i spadła na podłogę, roztrzaskując się na drobne kawałki.

- O Boże… - zaszlochała w dłonie, gdy siła eliksiru uderzyła w jej organizm i opanowała jej umysł jak czarna fala przypływu. Opadła na łóżko. - O Boże... o Boże... Proszę.

Zamknęła oczy, nadal płacząc. Była niewyraźnie świadoma, że ​​jej nogi zostały uniesione i ułożone na materacu. Pochłonęła ją ciemność.

- Przepraszam, Granger.


5 komentarzy:

  1. Udało się… Zaszła w ciążę. Jedna z najbardziej radosnych nowin okazała się być koszmarem. Zaszła w ciążę i teraz, po dziewięciu miesiącach, po tym jak odzyska swoje wspomnienia zostaje zabita… Bo za dużo wie, bo jest przeszkodą, bo stanie się dla Voldemorta bezużyteczna. Płaczę razem z nią, bo tak cholernie jej współczuję l szczególnie po tym, jak powiedziała, że wolałaby, by to Lucjusz gwałcił ją raz po raz, niż żeby czuć do niego cokolwiek. A on sam… Przestraszył się własnych uczuć. Przestraszył się tego, że ona mogłaby się dowiedzieć, że coś do niej czuje, że nie tylko ona żywi uczucia. Dlatego zareagował w najgorszy możliwy sposób. Zrównał ją z ziemią, wyśmiał za to, jak bardzo potrzebowała bliskości drugiej osoby, namiastki przyjaciela, kogoś, kto byłby dla niej… Skrzywdził ją w jeden z najgorszych możliwych sposobów. Przecież ona tego nie planowała! Nie chciała poczuć czegoś więcej. On sam przecież tego nie planował, więc wie, jakie to uczucie! Dlaczego jednak to robi? Zaprzecza sam sobie. Eliksir Bezsennego Snu… przecież nie dał go jej, bo jej nie ufa. Dał jej go, bo wie, że trudno jej się pogodzić z taką nowiną. Zobaczył, jaka jest załamana i chciał pozwolić jej spędzić noc w spokoju. Rozmowa ze Stroud, tak pełna emocji… Nie zrzuci winy na to, że wykonuje rozkaz, on prawdziwie się o nią martwi. Zależy mu na kimś, co jest dla niego nowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. I jest w ciąży, bardzo źle to przyjęła lecz mimo to chyba lepiej niech będzie z Draco w ciąży niż miałby wrócić Lucek. Malfoy to nie wie czego chce czy ja chronić czy ja krzywdzić ale zawsze jednak ja chroni. Dobrze nagadał tej suce 😤

    OdpowiedzUsuń
  3. to 24 rozdział a mnie nadal zastanawia jak autorce udało się przelać na papier tyle cierpienia, bólu, rozchwiania i przybicia... Przemyślenia Hermiony, ten rozsądek, który tak dobrze znamy i to poplątanie, które ją dopadło pod wpływem tego co przeżyła.
    Pocałunek, to jej załamanie na myśl o tym, że może coś czuć do Malfoya. To, że jej rozum nie jest koniecznie po jej stronie, że żyje jakby po za nią. Nie ma wpływu na niektóre rzeczy.
    I na koniec ciąża... Ten szok i pytanie co dalej.
    I ta bomba? Tyle tajemnic się tam kryje w tych jej zablokowanych wspomnieniach.
    Analiza Draco tak bolesna, ale tak prawdziwa... Faktycznie można tak odebrać jej przyjaźń z chłopakami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mi jest okropnie przykro. Nawet nie wiem, jak mam ten rozdzial komentowac. Okrutny Malfoy, ktory ja pozniej ratuje i przeprasza? Nie moge sobie wyobrazic, ze naprawde cos do niej czuje, chyba, ze ukrywa to przed Voldemortem. Chyba, ze teraz jego zachowanie sie zmieni, skoro ten dziad nie bedzie jej zagladal do glowy przez najblizsze 9 miesiecy. Ten jej atak paniki... Boze, jak ona musi potwornie cierpiec. Te opisy sa piekne w swojej adekwatnosci, chociaz tak bardzo przygnebiajace ☹ Znow sie boje klikac nastepne rozdzialy 😉
    Mała

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciąża... coś czego tak bardzo nie chciała, co teraz stało się realne. Nie mam pojęcia jak autorka oddała wszystkie emocje jak je przelała na papier.
    Malfoy bardzo dobrze nagadał Stroud!

    OdpowiedzUsuń