Hermiona stała w kuchni na Spinner's End. Odwróciła się powoli, patrząc na powierzchnie pokryte notatnikami, przygotowanymi składnikami i bulgoczącymi miksturami.

Hermiona zatrzymała się, gdy zauważyła, że ​​jeden eliksir migotał w rogu. Podeszła i obserwowała, jak spiralna para unosi się na jego powierzchni. Powąchała go ukradkiem. Pikantny, ziemisty zapach dębowego mchu, dymny akcent cedru, przytłumiona woń utleniających się liści i pergaminu - nie. Ponownie pociągnęła nosem. Papirusu.

Odsunęła się gwałtownie i spojrzała na inne otaczające ją kociołki.

- Warzysz tutaj całkiem niezły przekrój mikstur miłosnych - powiedziała, spoglądając na Severusa pochylonego nad bulgoczącym kotłem.

- Nowy projekt dla Czarnego Pana. Nagle zaczął interesować się próbą wykorzystania ich do uzbrojenia - powiedział szyderczo Severus znad mętnego, lśniącego płynu, nad którym pracował.

Hermiona poczuła, że krew w jej żyłach zamarza. 

- Czy istnieje w ogóle taka możliwość?

Severus wzruszył ramionami z bladym uśmiechem.

- Jestem zarówno sceptyczny, jak i pozbawiony motywacji, więc najprawdopodobniej nie. Uważam, że był to bardziej przelotny pogląd niż cokolwiek, czym naprawdę się zainteresował. Przygotowuję obszerny raport, który przedstawię na wypadek, gdyby o to zapytał. Wolę robić to w domu niż w laboratorium, aby nikt nie przedstawił mu przypadkiem żadnych przełomowych pomysłów.

Hermiona rozejrzała się po pokoju. Rozpoznawała dziesięć rodzajów eliksirów miłosnych i kilka afrodyzjaków, a także około piętnastu wyglądających na wywary eksperymentalne.

- Co mogłoby być uważane za uzbrojony eliksir miłości?

- Coś o wyjątkowej mocy, co nie wymaga ponownego dozowania. Myślę, że wyobraził sobie, jak używa tego do przesłuchań.

- To… ohydne - powiedziała w końcu Hermiona.

- W rzeczy samej. Na szczęście, a może niestety wręcz przeciwnie, ma inne sprawy, które uważa za pilniejsze, by się na tym dostatecznie skupić.

Hermiona obudziła się odkrywając, że wciąż leży na zimnej podłodze łazienki. Nie podniosła się. Jeśli jej depresja miała jakiekolwiek pozytywne strony to takie, że ułatwiała spanie. Czuła się tak, jakby jej ciało się poddało. Wściekłość, na kultywowaniu której spędziła miesiące, rozpłynęła się, a ona została sama. Zmęczona i apatyczna. Jakby jej ciało ważyło za dużo, by móc choćby podnieść się z podłogi.

Mogła przespać w stanie rozpaczy większość dnia.

W końcu wstała, poszła do swojego pokoju i weszła pod kołdrę, szczelnie się nią owijając.

Nawet jej mózg był zmęczony i apatyczny. Jakby myślenie kosztowało ją zbyt wiele.

Spojrzała na zegar. Była prawie dziewiąta wieczorem. Obok krzesła stała taca z kolacją, ale Hermiona nie miała apetytu.

Zastanawiała się, dlaczego Malfoy jest we Francji. Przypuszczała, że po to by zabić więcej ludzi.

Czy nadal pozostawał zamaskowany, czy teraz robił to otwarcie? Zastanawiała się, jak wyglądał, kiedy rzucał morderczą klątwę. Twarze większości ludzi wykrzywiały się w odrażającym grymasie, kiedy rzucali to ostateczne zaklęcie. Nawet u Voldemorta. Ale nienawiść i wściekłość Malfoya były tak nadzwyczajnie zimne. Może wyglądał jak wtedy, gdy zabijał Montague’a.

Hermiona zastanawiała się, czy zdemaskowanie go było zamierzone.

Jeśli Malfoy chciał przejąć władzę od Voldemorta, musiał być znany. Znany i przerażający. Ujawnienie jego tożsamości mogło być dokładnie wykalkulowanym ryzykiem. Jeśli sytuacja w Rumunii była tak niestabilna, jak sugerowano, Voldemort nie mógł teraz zabić Malfoya - nawet gdyby chciał. Pozwoliłoby to na powstanie próżni władzy, zdestabilizowanie całej armii śmierciożerców i danie Europie szansy uwolnienia się spod jego jarzma.

W armii Voldemorta nie było żadnych innych postaci, które byłyby choćby niejasno porównywalne. Voldemort miał osobistości wśród władz lokalnych, ale Malfoy był jedyną widoczną osobistością Voldemorta na poziomie kontynentalnym.

Astoria powiedziała, że był najpotężniejszym generałem w armii Czarnego Pana. Generałem od lat - tak powiedział o sobie sam Malfoy.

Hermiona zamarła zdziwiona. Malfoy był generałem podczas wojny?

Nie przypominała sobie, żeby Malfoy był generałem. Po śmierci Dumbledore'a niewiele o nim słyszała. Zakładała, że ​​jego awans w randze nastąpił na koniec wojny, ale być może było to błędne. Pod koniec wojny trudno było uzyskać rzetelne informacje. Hermiona nie była włączana do większości spotkań Zakonu, a już szczególnie tych strategicznych. Musiał być to szczegół, który przegapiła.

W Malfoyu było tak wiele rzeczy, które wydawały się całkowicie niezrozumiałe. Jego moc. Cel jego ambicji. Ironiczny talent do uzdrawiania. Zdolność aportacji.

Rytuał będący karą...

Hermiona przypomniała sobie o tym tajemniczym fakcie.

Prawdopodobnie do tego właśnie odnosił się Voldemort mówiąc, że Malfoy głęboko go rozczarował. Hermiona zastanawiała się, co to mogło być. Rytuały Czarnej Magii były na ogół fizycznie niszczące i bardzo absorbujące psychicznie. Malfoy wydawał się podejrzanie, a nawet nienaturalnie nietknięty.

Kiedy myślała o tym dalej, doszła do wniosku, że Malfoy był niemożliwie rozsądny.

Przy takiej ilości Czarnej Magii na którą był narażony, zarówno od własnego jej użytku jak i Voldemorta, powinien już dawno zostać nią zatruty. O ile nie spędzał całego czasu na rytuałach oczyszczania, jego względne zdrowie wydawało się wręcz niemożliwe.

Hermionie było słabo od samego wejścia do Sali Voldemorta, podczas gdy Malfoy wydawał się pozostać na to całkowicie obojętny. A z pewnością bywał tam nawet kilka razy w tygodniu. Ludzie nie stawali się obojętni wobec Czarnej Magii. Była jak trujący narkotyk. Uzależniająca. Pełna skutków i powikłań.

Śmiertelna.

Mroczni Czarodzieje mieli tendencję do używania coraz potężniejszych, silniejszych i mocniejszych rodzajów Czarnej Magii, dopóki nie ulegali erozji tak, jak Voldemort. Albo ogarniało ich szaleństwo, jak Lucjusza i Bellatriks.

Jednak Malfoy pozostawał nietknięty. Fizycznie i psychicznie był… nieskazitelny.

I potrafił aportować się przez cały kontynent.

Jak to możliwe?

Hermiona ciągle przywracała w myślach to pytanie, aż w końcu się poddała. Miała zbyt mało informacji, by móc cokolwiek odgadnąć.

Przeszła do innego problemu.

Nie mogła zrozumieć, gdzie ona się w to wszystko wpasowywała. Jakikolwiek był plan Malfoya, wydawało się, że musi być w jakiś sposób w niego włączona. Malfoy był zbyt oddany opiece nad nią i utrzymaniu jej przy życiu, by mogło być inaczej. Hermiona myślała, że ​​to dlatego, że postępował zgodnie z rozkazem, ale powoli zaczynały rozkwitać w niej wątpliwości, że jego uwaga wykraczała mocno poza to. Wydawał się być w to wszystko osobiście i emocjonalnie zaangażowany. Sposób, w jaki na nią patrzył… Robił to z pełną intensywnością, co było praktycznie niezaprzeczalne. Była ważna dla niego lub dla jego planów.

Gdzie w tej strategii wpasowywało się zapłodnienie Hermiony?

Nienawidził gwałcenia jej. Czuła, że kompletnie mu się to nie podobało i nawet nie próbował sprawić, by było inaczej. Robiło mu się niedobrze. Więc czemu nie chciał, żeby zaszła w ciążę tak szybko jak to tylko możliwe?

Chyba, że miało to coś wspólnego z jej wspomnieniami. Pomysł, że ciąża odblokuje wspomnienia, był w najlepszym razie mocno teoretyczny. Ale jeśli Malfoy podejrzewał, że w jej pamięci było coś, czego nie chciał odblokować… to prawdopodobnie byłoby w stanie coś wyjaśnić.

Jednak nawet bez ciąży, wspomnienia i tak zaczynały powoli się pojawiać.

Gdyby była w ciąży, dałoby mu to dziewięć miesięcy wyłącznego dostępu do nich. Dopóki w niej nie była, Voldemort mógł odczytać tylko wybiórcze z nich.

Dlaczego co miesiąc, wolał zmuszać ich oboje do pięciu dni traumatycznych przeżyć?

Hermiona nie umiała tego wyjaśnić.

Ponownie zastanowiła się nad pytaniem.

Jedynym dodatkowym elementem o jakim mogła pomyśleć było to, że Malfoy musiał wiedzieć, że wolałaby umrzeć niż zajść w ciążę.

Czy to miałoby dla niego jakiekolwiek znaczenie?

Zastanawiała się nad tym, aż zasnęła.

Cały następny dzień była niespokojna. Stała na emocjonalnej krawędzi. Wierciła się aż poczuła, że może zaraz zacząć zrywać z siebie skórę. Ledwo przejrzała Proroka Codziennego, zanim rozerwała go na kawałki, składając je w każdy możliwy kształt. Nie mogła składać żurawi, ale potrafiła robić samoloty i wszelkiego rodzaju inne kształty geometryczne. Przelewała swoją nerwową energię w origami, aż opuszki jej palców stały się szorstkie.

Ruszyła na spacer przez północne skrzydło, lekko przesuwając palcami po ścianach.

Kiedy nadszedł wieczór, wzięła kąpiel bez uprzedniej instrukcji. Skrzatka się nie pojawiła, ale kolacja tak. Hermiona zignorowała to. Dochodziła dziewiąta, gdy skrzatka nagle aportowała się w pokoju.

Chwiejka odwróciła wzrok, gdy Hermiona spojrzała na nią.

- Mistrz wrócił. Masz się przygotować.

Nastąpiła pauza.

- Już jestem gotowa - powiedziała Hermiona.

Chwiejka skinęła głową i zniknęła.

Hermiona przeszła przez pokój i usiadła w nogach swojego łóżka.

Kiedy Malfoy pojawił się w drzwiach, przez kilka minut patrzyli na siebie.

Żadne z nich nie miało nic do powiedzenia.

Przeszedł przez pokój i wyjął fiolkę Eliksiru Spokoju, którą podał jej bez słowa. Przełknęła zawartość i oddała mu ją.

Podczas gdy on pił swój własny eliksir, Hermiona wślizgnęła się na materac i położyła, z determinacją kierując wzrok na baldachim nad łóżkiem.

Nie wzdrygnęła się gdy poczuła, jak materac się ugina. Nie wydała żadnego dźwięku, kiedy wiedziała, że odsuwa jej szatę i ją odsłania. Jednak kiedy poczuła, jak porusza się między jej nogami, przygryzła wargę, nadal uparcie wpatrując się w baldachim. Kiedy wymamrotał zaklęcie nawilżające, zacisnęła dłonie w pięści.

Kiedy w nią wszedł, westchnęła cicho i z rozpaczą odwróciła twarz w stronę ściany, wijąc się z wewnętrznego bólu.

Jej ciało to przewidziało. Dostrojone i wyczekujące. Było gotowe.

To była tak głęboka zdrada.

Świadomość, że jej podniecenie było fizjologicznie naturalne, nie zmniejszała jednak w żadnym stopniu poczucia winy.

Kiedy gwałt był kliniczny, był znośny. Kiedy gwałt był pod wpływem odurzenia, było to znośne. Ale kiedy to była tylko ona… Kiedy był to jej własny umysł i fizjologia, było to najgorsze. Świadomość wykręcała i rozdzierała coś w jej wnętrzu.

Jestem gwałcona, a moje ciało się tym cieszy - pomyślała z goryczą, chcąc się skulić.

Poczuła, że ​​może zaraz po prostu zwymiotować.

Nie chciała wiedzieć, czy Malfoy potrafił dostrzec różnicę. Czy wiedział.

Patrzyła na ścianę i starała się nie wydawać żadnego kolejnego dźwięku. Kiedy doszedł, natychmiast odsunął się od niej, zarzucił jej szaty z powrotem na ciało, chwycił za swoje własne i aportował się.

Nie odwróciła się żeby zobaczyć jak wyglądał zanim zniknął. Po prostu złączyła razem nogi i leżała tam. Czuła, jak jej łzy pozostawiają zimne ślady na skroniach.

Następne dwa dni były takie same.

Rankiem po piątym dniu nie pojawiło się jednak uczucie ulgi. Hermionie było po prostu zimno.

Pokój i łóżko straciły w jej oczach resztki jakiegokolwiek poczucia komfortu.

Wyjęła z szafy nowy komplet szat i ruszyła korytarzem do łazienki z prysznicem. Następnie usiadła na podłodze prysznica i zwinęła się w ciasną kulkę pod tryskającą wodą.

Nie było sensu temu zaprzeczać. Sytuacja się zmieniła. Nic nie było takie samo. Już nie.

Eliksir był z pewnością znaczącym czynnikiem, ale Hermiona nie mogła zaprzeczyć całej gamie innych elementów.

Malfoy nie był potworem za jakiego go początkowo postrzegała. Po dowiedzeniu się, co działo się z innymi surogatkami, po tym co próbował jej zrobić Montague, po Astorii, po tym, jak przestraszyła się tego, jakie okrucieństwa wymyśliłby Lucjusz Malfoy, jeśli zostałaby przydzielona do niego… To jak postrzegała Malfoya, zmieniło się.

Bycie „uratowaną” przez niego miało wpływ na pewne rzeczy.

Dotykał jej. Nikt jej nie dotykał od tak dawna.

Uzdrawiał ją, i to znacznie bardziej niż tego potrzebowała.

Nie chciał nawet jej gwałcić.

Chociaż upierał się, że jego opiekuńczość wynikała w całości z własnego interesu - ponieważ mu to nakazano - była niemal pewna, że ​​znacznie przekraczał swoimi akcjami to, czego wymagał obowiązek.

Przyczynił się do tego również wpływ kajdan. Zawsze miały na celu kultywowanie posłuszeństwa i zależności. Miały usunąć jej zdolność do stawiania oporu.

Gdyby mogła oprzeć się gwałceniu przez Malfoya, gdyby fizycznie zmuszał ją do czegoś, gdy ją gwałcił, łatwiej byłoby jej przestać stawać się zrezygnowaną i przyzwyczajoną. Spokojne leżenie i przeżywanie. Przewidywanie nieuchronności, której nie potrafiła się oprzeć.

Gdyby sposób, w jaki ją krzywdził, był bardziej dobrowolny i mniej obowiązkowy, łatwiej byłoby jej zobaczyć go takim, jakim jest.

Chociaż nawet wtedy jej umysł okrutnie się przystosowywał. Podświadoma wola przetrwania została wpisana w ludzi głębiej niż cokolwiek innego. Przetrwanie nie wymagało, aby Hermiona była nietknięta. Aby była przyzwoita. Była sobą. Przetrwanie odcięłoby każdą część jej ciała, która utrudniałaby przetrwanie.

To łagodziło psychiczną udrękę. Chwytanie się każdego promienia dobroci. Życie przestawało boleć.

Gdyby nie była ostrożna, skradłoby ono każdy jej kawałek, aż byłaby tak złamana w środku, że w pełni zaakceptowałaby swoją klatkę.

Hermiona zadrżała pod parzącą wodą, która wciąż w nią biła.

Musiała trzymać się z dala od Malfoya.

Nie chciała z nim rozmawiać. Nie mogła pozwalać sobie na zadawanie mu pytań. Gdyby ją o coś zapytał, powinna odpowiadać tak krótko i zwięźle, jak to tylko możliwe. Powinna przestać się z nim kontaktować, przestać próbować go zrozumieć.

Może nie była w stanie kontrolować tego, co robiło jej ciało, ale mogła kontrolować swój umysł. Cokolwiek by od niej chciał, musiałby to z niej wymusić.

Opuściła głowę na kolana. Ogarnęło ją poczucie smutku.

Była tak zmęczona samotnością. Zacisnęła usta walcząc z płaczem.

Nawet jej pamięć była samotną otchłanią. Prawie wszystkie lata wojny były samotne.

Samodzielna nauka w Hogwarcie. Samotne studiowanie uzdrowicielstwa w Europie, gdzie nie było czasu na nic poza relacjami ściśle zawodowymi. Kiedy wróciła, praktycznie mieszkała na oddziale szpitalnym.

Nigdy nie miała czasu na przyjaźnie. Kiedy znajdowała wolny czas, Harry i Ron wyjeżdżali na misje. Kiedy wracali, to było to zwykle po bitwie, kiedy umiejętności Hermiony były najpilniej potrzebne. Miała tak niewiele wspomnień, kiedy przebywała z którymkolwiek z nich w okolicznościach pozazawodowych.

Potem, po ostatecznej bitwie, uwięzienie Hermiony pod Hogwartem było jak niekończący się upadek. Sama. Sama. Sama. Dopóki pamięć Hermiony nie zaczęła się kanibalizować.

Kiedy w końcu wyciągnięto ją i zmuszono do udziału w programie reprodukcyjnym, została całkowicie zredukowana tylko do jednej funkcji. Dla Stroud była macicą. Dla Voldemorta była potencjalnym źródłem informacji wojennych.

Nie była osobą.

Nie dla kogokolwiek oprócz Malfoya.

Traktował ją jak osobę. Odpowiadał na większość jej pytań i patrzył na nią, jakby ją widział. Rozmawiał z nią. Traktował ją tak, jakby osobiście miała dla niego znaczenie. Kiedy ją krzywdził, zawsze wydawał się do tego przymuszony i niechętny.

Wszyscy inni ją krzywdzili, bo mogli.

Nawet skrzaty domowe ledwo na nią patrzyły.

Nie było w Malfoy Manor zajęcia, przy którym mogłaby się zagrzebać. Żadnej niekończącej się pustki, w której mogłaby się zagubić. Była tylko Hermiona. Siedząca, zastanawiająca się i składająca papier. Uwięziona w zimnym domu.

Malfoy był tylko namiastką ciepła, życia lub kontaktu z ludźmi, jakie miała. Czy tego chciał, czy nie, Hermiona przylgnęła do niego w swojej rozpaczliwej izolacji.

Nie mogła.

Zabił wszystkich. Zamordował lub przeprowadził egzekucję ich wszystkich. Chcąc czy nie, gwałcił ją. Była dla niego tylko pionkiem.

Nie zamierzała zdradzić wspomnień wszystkich swoich przyjaciół w tak przerażający sposób. Nie zamierzała zdradzić samej siebie.

Gdyby umarła w Malfoy Manor, zrobiłaby to trzymając się tych resztek samej siebie, które jeszcze pozostały. Podobnie jak sama śmierć, Malfoy ukradł jej wszystko i czekał, by wziąć więcej.

Mogła trzymać się z dala od Malfoya. Mogła odmówić zaangażowania, chyba że zostałaby zmuszona.

Mogła. Zrobiłaby to.

Była przyzwyczajona do samotności.

Resztę dnia spędziła analizując. Przygotowując się. Malfoy miał odbyć kolejną sesję legilimencji. Zawsze wyczekiwał luki w jej okresie płodnym.

Kiedy to zrobi, znajdzie wszystkie te myśli w jej głowie. Prawdopodobnie z niej zakpi.

Nie odpowie mu na to.

Popołudnie spędziła na budowie wieży z kart.

Minął dzień. Przyszła kolacja. Malfoy nie.

Hermiona starała się nie denerwować. Starała się nie spoglądać na zegar. Zignorowała uczucie ucisku w piersi, gdy spodziewała się, że się pojawi.

Prawdopodobnie robił to specjalnie. Może czytał w jej myślach, kiedy analizowała wszystko wcześniej. Celowo ją torturował.

Spodziewała się, że w końcu się pojawi. Oczekiwała go aż do jedenastej, kiedy zwykle udawała się spać. Wreszcie udała się do łóżka.

Nie mogła zasnąć.

Po prostu leżała zastanawiając się, dlaczego nie przyszedł. Może znowu podróżował. Gazeta nic na ten temat nie wspominała, ale może jednak faktycznie tak było. Może był na jakimś wydarzeniu z Astorią, choć Hermiona nie sądziła, żeby wspomniano o czymkolwiek na stronach towarzyskich. Może poszli na obiad. Czy on i Astoria poszli razem na obiad?

Hermiona leżała w łóżku, zastanawiając się. Zegar na ścianie wskazywał drugą w nocy.

Wstała. Zbliżała się pełnia księżyca.

Podeszła do drzwi i wyszła ze swojego pokoju, wędrując oświetlonymi księżycem korytarzami północnego skrzydła. Portret podążał za nią jak blade widmo.

Palce Hermiony muskały ściany, kiedy szła. Nigdy nie dostawała ostrych ataków paniki w rezydencji, ale szorstkość ścian pod jej palcami była uspokajająca.

Światło księżyca rzucało długie, ostre cienie na podłogi i ściany.

Pewna myśl rozbrzmiała nagle w jej umyśle jak dzwon. A jeśli Malfoy umarł? Czy w ogóle by o tym wiedziała? Prawdopodobnie nie. Nie przez kilka dni. Potem przyszłaby Stroud i zabrałaby Hermionę do innych legilimensów. Może Voldemort sprowadziłby Snape'a z Rumunii i rozkazał mu ją zapłodnić.

A jeśli już była w ciąży? Ta myśl sprawiła, że przeszedł ją lodowaty dreszcz. A jeśli była w ciąży, a Malfoy umarł? Czy Voldemort zaczeka, aż urodzi, a potem sam wyciągnie z niej wszystkie wspomnienia? A może zmusi Stroud do aborcji dziecka, żeby Hermiona mogła zostać przeniesiona? Gdyby jednak dotrwała do rozwiązania, co by się z nią stało? Czy Voldemort oddałby dziecko Astorii?

Astoria by je zabiła. Torturowała by je na śmierć. Gdyby wyglądało jak Malfoy i Hermiona, Astoria prawdopodobnie wyrwałby mu oczy i spaliłaby je, zagłodziła na śmierć...

Hermiona sapnęła i zaczęła hiperwentylować się na korytarzu.

Nic nie mogła zrobić. Nic. Nie mogła nic zrobić.

Spędziła miesiące marząc o śmierci Malfoya, ale teraz ta myśl napełniała ją przerażeniem.

A jeśli on nie żyje?

Oddychała coraz szybciej. Jej ręce i ramiona zaczęły boleć, jakby igły muskały jej skórę. Jej klatka piersiowa zacisnęła się, jakby była miażdżona. Nie mogła się uspokoić.

Nagle w półmroku dostrzegła ruch. Zamarła, stłumiła westchnienie i rozejrzała się.

Z ciemności wyłonił się Malfoy. Była pewna, że ​​przed chwilą go tam nie było.

Światło księżyca oświetlało jego blade włosy i skórę. Wyglądał jednocześnie przerażająco i anielsko.

Patrzyła na niego czując, jak jej początkowa panika znika. Nie był martwy ani umierający. Poczuła ulgę, widząc go…

Starała się nad tym nie rozwodzić, przyglądając się mu uważnie.

Było coś w jego twarzy...

Napięcie w jego twardym, zimnym wyrazie twarzy, do którego była tak przyzwyczajona, wydawało się być nieco złagodzone. Wydawał się być jakby na krawędzi załamania.

Podszedł do niej bliżej. Jego oczy wędrowały po niej powoli, gdy ją oceniał.

- Granger.

Słowo wypłynęło z jego ust niczym pomruk. Poczuła, jak przeszedł przez nią dreszcz niepewności. Nigdy nie mówił do niej po nazwisku. Nie użył go ani raz, odkąd przyjechała. Zawsze była Szlamą.

Jej oczy rozszerzyły się.

Był pijany.

Jego kroki pozostały stabilne, a jego głos był niewyraźny, ale… była tego pewna.

Nie poruszyła się.

Zbliżył się, aż zaczęła się cofać. Wciąż się zbliżał. Kroczył dopóki nie została uwięziona pod ścianą, a on znalazł się zaledwie kilka cali od niej.

- Och, Granger - westchnął, wpatrując się w nią. Uniósł dłoń i położył ją na jej gardle, ale nie ścisnął. Po prostu ją tam trzymał. Czuła, jak jego ciepło przesącza się przez jej skórę.

Spojrzała na niego. Nawet pijany miał na twarzy maskę. Nie była pewna, co zamierza dalej zrobić. Przesunął lekko kciukiem po jej szyi, aż przeszły ją ciarki.

Westchnął ponownie.

- Gdybym wiedział ile bólu mi zadasz, nigdy bym cię nie zabrał.

Po prostu stał, trzymając ją za gardło. Czuła, jak tętno pulsuje mu w dłoni. Nie była pewna, co miał na myśli, Czy miała go przeprosić?

Czuła emanującą z jego oddechu woń alkoholu.

- Ale... - powiedział po minucie. - Przypuszczam, że w tym momencie zasługuję by płonąć. Ciekawe, czy ty też zapłoniesz.

Jego twarz znalazła się nagle niebezpiecznie blisko jej. Czuła, jak powietrze jego słów muska jej skórę.

Jego usta zderzyły się z jej.

6 komentarzy:

  1. Już któryś raz mnie wcięło…. Cholera, on coś do niej czuje! Prawdziwego… To dlatego tak się zachowywał? Uciekał od niej po każdym stosunku? Nie chciał patrzeć na to, ile bólu jej sprawił, bo patrzenie na nią sprawiało także ból jemu? Tak cholernie jest mi go w tym momencie szkoda. Wszystko to co dotychczas robił, robił dla niej. Nie pomyliłam się co do prawdziwości jego uczuć. Zastanawiam się jednak, w którym momencie się te uczucia pojawiły. Czy stało się to wcześniej niż widowiskowa śmierć Grahama Montague, czy może to był przełomowy punkt, a może to nie miało z tym nawet nic wspólnego i może kiedyś było coś między nimi więcej? W sumie ona nie pamięta tego, co się działo tych kilkanaście miesięcy temu. Może to wszystko, to tylko była gra z jego strony… Oh, tak bardzo chciałabym go teraz przytulić. Bo on naprawdę nie jest takim złym człowiekiem. A Hermiona chyba jako jedyna w jakiś sposób to w nim dostrzegła. Owszem, cały czas ma go za bezuczuciowego potwora, który zabił jej przyjaciół i innych, których znała, ale dostrzegła w nim dobro po sposobie, w jaki ją traktował. Troszczył się o nią i zauważyła to. Cały czas jednak nie mogę zrozumieć jego motywacji ku temu, by jak najdłużej przeciągać moment jej zajścia w ciążę. Czy jest coś, co chciałby, żeby nie ujrzało światła dziennego? Jeśli faktycznie kiedyś coś mogło między nimi być, to może właśnie tego boi się Draco. Że Voldemort to odkryje… A może po prostu boi się, że po wszystkim ją straci. Ale jeśli się nie uda, zostanie oddana jego ojcu… Błagam, niech ona nie myśli się od niego odsuwać! On jedyny ja widzi i traktuje jak człowieka. Sama to zauważyła, że nawet skrzaty nie chcą na nią patrzeć czy rozmawiać. A on daje jej chociaż tą namiastkę normalności. Błagam, niech się od niego nie odsuwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jednak Herm doszła do tego że Draco nie chcę jej gwałcić i jest to również dla niego trudne. Mimo wszystko zależy jej na nim choć cały czas wmawia sobie co innego. Malfoyowi też zależy i to mocniej niż przypuszczał. Końcówka rozdziały mnie zabiła, on nazwał ją Granger i jeszcze pocałował. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. 😀

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrobiłam 😁 wreszcie 😁
    O matko co tu się działo!
    Mrok tego opowiadania jest zniewalający, ten ból bijący od Hermiony ale i od Draco jest przeszywający na wskroś, jakbym cierpiała te katusze razem z nimi...
    Ta analiza Malfoya, mimo że to tylko jej analiza, nie wiemy co tal naprawdę się wydarzyło, mam w głowie tyle pomysłów, tyle teorii, ale sam fakt ile musiał znieść, a jednak nie zwariował. Mam przeczucie że dla.Voldemorta on sam był eksperymentem. Tak jak i Hermiona teraz...
    Pocałunek! O jejku nie spodziewałam sie tego!
    Wspomnienie z Severusem... tyle tutaj powodów do szoku...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zmrozilo mnie! Co to sie odwala z naszym Panem i Wladca? Czy on faktycznie cos do niej czuje czy to tylko jakies... Nie wiem, przez nia musi z czegos rezygnowac? Musi o nia dbac i przez to sie przywiazuje? A moze juz cos kiedys bylo miedzy nimi, a Hermiona tego nie pamieta przez te luki? Chociaz to by bylo dziwne🤔 Jezu, pocalowal ja, nie wierze 🙈 I co teraz!?
    Ten ich seks nadal mnie przeraza ☹ Czy to sie kiedykolwiek zmieni? 😕
    Mała

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekałam na ten moment <3 Teraz jestem pewna, że coś wcześniej między nimi było! Układanka powoli się układa... Teraz przyszło mi na myśl moment jak radził sobie z zaklęciami leczącymi i zaklęciem diagnozującym, zdziwiło to Hermionę. Jestem ciekawa czy moje myśli znajdą odzwierciedlenie w opowiadaniu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak końcówka.. to jak się do niej zbliżał. Jak wymówił jej nazwisko. To pewne, że kiedyś coś między nimi było. Musiało być i tego się boje

    OdpowiedzUsuń