Uwaga autorki: delikatne przypomnienie, że ujęcie niniejszej akcji nie jest jej pełnym autorskim przedstawieniem. Ograniczony punkt widzenia trzeciej osoby z konieczności wiąże się z pewnymi zniekształceniami akcji i pominiętymi / źle zinterpretowanymi wydarzeniami.

Ostrzeżenie: ten rozdział jest… mocny.

_____

Następnego ranka Hermiona zwlokła się z łóżka i udała do łazienki z prysznicem w sąsiednim pokoju. Ciepła woda, spływająca i tryskająca wokół niej, była rzeczą najbliższą fizycznemu komfortowi, do jakiej miała dostęp.

Zamknęła oczy i stała tam, w końcu opadając na podłogę i obejmując kolana rękami, zaciskając powieki i starając się nie myśleć o poprzedniej nocy.

Skupiała się na prysznicu.

Jednym z najbardziej niedocenianych aspektów magii był niekończący się zapas gorącej wody. Temperatura nigdy się nie wahała, a woda nie kończyła. Po prostu spływała po niej. Nawet gdyby pozostała tam przez cały dzień, woda nadal byłaby gorąca.

Kiedy w końcu zmusiła się do zakręcenia kranu i wyjścia z kabiny, stanęła na środku parującej łazienki, próbując przywołać reszty siły woli by wysuszyć się i ubrać.

Nigdy nie czuła się tak pozbawiona motywacji. Samo istnienie wydawało się być tak niesprawiedliwym żądaniem.

Hermiona oddałaby wszystko za książkę - wszystko do czytania innego niż wiadomości. Miała dość wiadomości.

Może pójdzie na spacer. Nie była na zewnątrz od równonocy. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek uda jej się ponownie zbliżyć do labiryntu, ale może uda jej się przejść jedną z alejek. Mogłaby obejrzeć pąki na drzewach. Policzyć żonkile. Cokolwiek.

Wyszła z łazienki i owinięta ręcznikiem ruszyła lodowatym korytarzem. Gdy znalazłą się w swoim pokoju, podeszła do szafy, by wyciągnąć nowy komplet szat.

Położyła je na łóżku, upuściła ręcznik i przyjrzała się sobie.

Wszystkie blizny powstałe w incydencie z Montague całkowicie wyblakły. Na wewnętrznej stronie jej prawej piersi znajdował się jednak fragment skóry, który nadal był pokryty bliznami.

Hermiona w zamyśleniu przesunęła po nich palcami. Były tak głębokie, że prawdopodobnie powinny wymagać bardziej konkretnego zaklęcia leczącego. Skóra była napięta.

Blizny były na tyle głębokie, że uszkodzona tkanka nie była tylko skórą. Typowe zaklęcia lecznicze przeznaczone były jedynie do ​​naprawy skóry i mięśni. Prawdopodobnie istniało specjalne zaklęcie do naprawy tkanki gruczołu sutkowego, ale Hermiona nie mogła go sobie przypomnieć. Zamknęła oczy i spróbowała wrócić myślami do przeszłości, by zobaczyć, czy pamięta jak się tego nauczyła.

Pamiętała dużą księgę zaklęć leczących. Nosiła ją ze sobą nieprzerwanie przez kilka lat. Skurczoną, żeby mieściła się w kieszeniach, zawsze pod ręką. Poplamioną krwią i eliksirami, które rozlewały się i wsiąkały w strony, kiedy była zbyt zajęta, by oczyścić je na czas. Podzielona na najważniejsze sekcje. Tyle stron z zakładkami. Zapełniona jej notatkami na marginesach.

To była pierwsza rzecz, którą kupiła po śmierci Dumbledore'a. Przypomniała sobie dużą sowę, która wleciała do Wielkiej Sali Hogwartu i upuściła przed nią pakunek.

Wszyscy inni rozmawiali o ponownej reaktywacji Gwardii Dumbledore’a. O kupowaniu książek o magii obronnej. Ale Hermiona przeszła do leczenia. To był początek schizmy, powstawała dystansu, który rósł powoli między nią a wszystkimi członkami Ruchu Oporu w jej wieku.

Podczas gdy oni wertowali zaklęcia tarczy i ogłuszacze, ona poszła do Madame Pomfrey i poprosiła o szkolenie.

Większość dni spędzała z Pomfrey, zapamiętując każde zaklęcie leczące i zaawansowane zaklęcia diagnostyczne, których mogła nauczyć ją szkolna opiekunka. Dowiedziała się, na jakie oznaki i objawy powinna zwracać największą uwagę.

Zaklęcia leczące były bardzo precyzyjne - subtelne. Wymagały umiejętności odfiltrowywania rozproszeń i dużego skupienia, aby kierować magią z niezwykle delikatnymi niuansami. Wymagały doboru odpowiedniej formuły zaklęcia, dopracowania fleksji, a następnie precyzyjnego określenia swoich intencji.

Uzdrowiciele nie używali fizycznych skalpeli, jednak w magicznym znaczeniu, dokładność umysłu i praca z różdżkami były im porównywalne.

Hermiona pamiętała diagram pod schematem anatomii człowieka. Wwiercała się we wszystkie szczegóły, których potrzebowała, by wyszkolić oczy w rozpoznawaniu. W składaniu w całość informacji, które należało zebrać aby określić, co może być nie tak.

Każdego wieczora udawała się do lochów, aby uczyć się eliksirów ze Snape'em.

Kiedy kończyła leczenie i eliksiry, zaszywała się w kącie biblioteki, przeglądając kolejne książki w poszukiwaniu przydatnych zaklęć dla Harry'ego. Siedziała między regałami, dopóki tam nie zasypiała.

Powoli oddalała się od swoich przyjaciół.

Wszyscy byli tak słusznie wściekli, a jednocześnie optymistyczni po śmierci Dumbledore'a. Płonął w nich ogień pewności, że Hermiona nie mogła znaleźć w sobie jego iskry nawet na samym początku. Im więcej się dowiadywała, tym bardziej jej pewność co do wyniku wojny wydawała się słabnąć. Nikt inny nie zdawał się dostrzegać, jak trudno było utrzymać ludzi przy życiu.

Kiedy nie podzielała ich optymizmu, byli tym urażeni. Była przyjaciółką Harry'ego, dlaczego w niego nie wierzyła? Dlaczego była tak zdeterminowana, by wszyscy się bali? Czy uważałą, że ​​jest mądrzejsza od nich? Nie mogła już nawet rzucić patronusa. Może gdyby spędziła więcej czasu na ćwiczeniu zaklęć obronnych, przestałaby być tak chorobliwie obsesyjna.

Nie chodziło o to, że nie traktowali wojny poważnie, ale że ich perspektywa była zawężona. W ich oczach było to Światło kontra Ciemność, Dobro kontra Zło. Światło zawsze wygrywało. Spójrz na historię, spójrz na książki historyczne. Tak, niektórzy ludzie umrą, ale to dla dobra sprawy. Godna śmierć. Nie bali się za to umrzeć.

W końcu Hermiona przestała mówić i wycofała się w cień ze swoimi książkami. Nie było sensu mówić im, że książki historyczne zostały napisane przez zwycięzców. Albo że w mugolskim świecie było wiele wojen, w których ludzkie życie było tylko kolejną formą amunicji. Gdzie bitwy nic nie znaczyły lub dawały nie więcej niż nową listę ofiar. Nowy rząd grobów.

Może oni wierzyli w takie rzeczy, ale Hermiona nie mogła. Musiała się przygotować. Zagrzebała się w uzdrawianiu, miksturach i książkach, dopóki Ministerstwo Magii nie upadło. Wtedy oficjalnie rozpoczęła się wojna.

Szybko została popędzona, by rozpocząć studia uzdrowicielskie we Francji. Potem Albania, kiedy Francja stała się zbyt niebezpieczna. Później Dania. Następnie… Austria? Nie.

Czy było coś jeszcze, zanim wyjechała do Austrii? Miała wrażenie, że w jej wspomnieniach jest jakaś luka. Rozmycie. Hermiona przysunęła się bliżej pustego miejsca w swojej pamięci. Poszła się uczyć gdzieś... gdzieś indziej. Gdzie to mogło być? Dlaczego miałaby o tym zapomnieć? Skierowała swój umysł ku zamgleniu, ale ujrzałą tylko półmrok. Ciepłe, złote światło emanujące z lampy, kurz, zapach starego papieru, suchego i zielonego oraz cienki łańcuszek naszyjnika w jej dłoniach.

Nic więcej. Nacisnęła mocniej, ale wspomnienie rozmyło się w nicość w jej umyśle. Nic więcej nie pamiętała.

Tak samo, jak nie mogła przypomnieć sobie zaklęcia naprawiającego tkankę sutka.

Westchnęła, gdy jej palce odsunęły się od zgrubiałej tkanki.

Słabość jej pamięci była coraz bardziej niepokojąca.

Czasami nie była nawet pewna czy wie, kim była podczas wojny. Zapamiętała siebie jako uzdrowicielkę. Uzdrowicielkę i mistrzynię eliksirów.

W pewnym momencie odeszła od tej osoby. Nie wiedziała jednak jak i kiedy się to stało.

Kiedy stała się kimś, kogo Voldemort opisałby jako niebezpiecznego? Osobą, która zrównała z ziemią pół więzienia. Która paliła dementorów żywym ogniem i dźgała Grahama Montague'a zatrutymi nożami?

Hermiona nie miała najmniejszego pojęcia, skąd mogła pochodzić ta wersja jej osoby. Trudno jej było uwierzyć, że taka osoba kiedykolwiek istniała.

W jakiś sposób ta tajemnicza jej część została pochłonięta przez ciemność lochu pod Hogwartem. Bez relacji z ust Voldemorta, Malfoya i Montague'a nigdy nie dowiedziałaby się, że taka osoba istniała. Gdyby nie miała tylu blizn, których pochodzenia nie potrafiła wyjaśnić, pomyślałaby, że to jakiś rodzaj oszustwa.

Spojrzała w dół na swój lewy nadgarstek, przesunęła palcami po rozrzuconych nieregularnie, srebrzystych bliznach, które pokrywały jej mostek i obojczyki, a następnie prześledziła długą, cienką bliznę między siódmym i ósmym żebrem.

Stroud powiedziała, że fugi w jej umyśle nie są dysocjacją ani wieloma osobowościami, jednak Hermiona w pewien sposób czuła, że ​​tak musi być. Hermiona jaką wiedziała, że ​​jest, nigdy nie zrównałaby z ziemią połowy więzienia i nie zabiłaby niezliczonej ilości ludzi, aby się tam włamać. Nawet dla Ginny. Hermiona nie potraktowałaby śmierci innych ludzi jako skutek uboczny próby ratunkowej. Nie wiedziała, jak wypełnić niebo płonącymi dementorami. Nigdy nie nosiła przy sobie zatrutych noży, a tym bardziej nie uczyła się nimi kogokolwiek dźgać.

W jej ignorancji było coś przepastnego i nie wiedziała jak to pogodzić.

Włożyła szaty, zeszła na dół i przeszła za drzwi werandy. Powietrze było ciepłe i pachniało gliną z lekkimi śladami słodyczy. Ujrzała ogromne rabaty żonkili i irysów, które wyraźnie wyrosły w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Ptaki śpiewały.

To było tak, jakby świat zewnętrzny całkowicie się zmienił, gdy Hermiona leżała w swoim zaciemnionym pokoju. Natura opuściła swój całun i przestała odzwierciedlać chłód i mrok życia Hermiony. Świat znowu ożył, ale ona wciąż była uwięziona w zimnej i śmiertelnej klatce.

Odwróciła się i weszła do środka.

Nie chciała czuć poruszenia wiosny. Ani na swojej skórze ani we krwi. Nie chciała myśleć o ruchu życia. Nie wokół niej. Nie wewnątrz niej.

Skrzatka pojawiła się przed obiadem.

- Masz się przygotować - pisnęła.

To było o godziny wcześniej niż kiedykolwiek. Hermiona nie miała pojęcia, co mogło być przyczyną tej zmiany. Każda dodatkowa nieprzewidywalność tylko pogarszała sprawę. Zastygła ze strachu.

Po chwili poszła do łazienki i wykąpała się. Wycierając swoje ciało trzęsącymi się rękami, przypomniała sobie o eliksirach, które przysłała Stroud. Poprzedniej nocy była tak zdenerwowana, że ​​kompletnie o nich zapomniała.

Ubierając się, podeszła i wyciągnęła jedną z fiolek schowanych w szafce w łazience. To nie był Eliksir Spokoju. Jego kolor i konsystencja były jej nieznane. Powąchała go. Zapach w jej nozdrzach był ostry, delikatnie cytrusowy i pieprzowy. Nałożyła kroplę na czubek palca i spróbowała. Na języku był ciepły i lekko słodki.

Odczekała minutę. Czuła się coraz mniej zmrożona z niepokoju.

Przełknęła całość porcji, po czym poczuła gorąco spływające po jej gardle. Gdy dotarło do żołądka, ciepło zdawało się rozejść po całym jej ciele.

Skóra zaczęła ją mrowić i stała się niemal boleśnie wrażliwa. Hermiona zamarła, sapnęła z przerażenia i rzuciła się do przodu, patrząc szeroko otwartymi oczami w lustro. Jej policzki były zarumienione, a źrenice rozszerzyły się, gdy przyglądała się swojemu odbiciu. Przycisnęła ręce do ust i cofnęła się drżąc.

Stroud dała jej Eliksir Pożądania.

Hermiona miała ochotę wybuchnąć płaczem, próbując się uspokoić i usunąć skutki palącego  w niej wnętrzu eliksiru.

To nie mogło się dziać.

To było po prostu bezgranicznie okrutne.

Ręce Hermiony drżały, kiedy próbowała wymyślić jakieś rozwiązanie. Jakiś sposób, aby to zneutralizować. Chwyciła szklankę stojącą obok zlewu i zaczęła pić wodę. Szklanka za szklanką w nadziei, że wypłucze go z ust. Nie zadziałało. Ciepło w jej ciele wydawało się sunąć w dół, coraz niżej, zaczynając promieniować z podbrzusza.

Weszła do swojego pokoju. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Stroud to zrobiła.

Karanie Malfoya za wszelkie ingerencje jakich dokonał w programie reprodukcyjnym to jedno, ale nakłonienie Hermiony do spożycia Eliksiru Pożądania było zupełnie nowym poziomem bezduszności.

Hermiona niepewnie wdrapała się na łóżko, położyła się i zamknęła oczy. Gdyby tylko się nie ruszała i skupiła, mogłoby być w porządku.

Trzask drzwi sprawił, że się wzdrygnęła.

Otworzyła oczy i ujrzała stojącego tam Malfoya. Był sztywny i spięty, gdy odpinał zewnętrzne szaty i zrzucał je z ramion. Przyglądał się jej, kiedy szedł przez pokój. Ułożył ubranie na krawędzi łóżka i spojrzał na nią.

- Czy chcesz kolejny Eliksir Spokoju? - zapytał.

Możliwe, że Eliksir Spokoju by pomógł. Hermiona uznała, że mógłby on złagodzić fizyczną reakcję, jaka paliła jej ciało. Skinęła ostro głową i usiadła.

Kiedy wyjęła fiolkę z jego dłoni, a gdy ich palce musnęły o siebie, ugryzła się w język, żeby nie westchnąć.

Odkorkowała ją i przełknęła, podczas gdy Malfoy wypił swój własny eliksir.

Eliksir Spokoju tylko pogorszył sprawę. Zamiast złagodzić objawy, jej ciało jeszcze bardziej się odprężyło. Upuściła fiolkę na łóżko, próbując mu ją oddać.

Zakryła usta dłońmi i wybuchła płaczem. Malfoy wpatrywał się w nią przez chwilę.

- Co jest nie tak? - zażądał.

- Uzdrowicielka Stroud wysłała zestaw eliksirów które, jak powiedziała, ‘ułatwią sprawę’ - odparła, ocierając łzy i wpatrując się z determinacją w pościel na łóżku. - Wczoraj o nich zapomniałam, ale wypiłam jedną porcję dziś wieczorem, tuż przed twoim przybyciem. Myślałam, że to na stres. Tak mi się wydawało, kiedy spróbowałam kroplę. To nie tak, że mogłam przeprowadzić jego analizę, ale… - zakrztusiła się lekko. - To był afrodyzjak.

Zapadła oszałamiająca cisza.

- Jesteś idiotką - powiedział w końcu Malfoy. - Czy zawsze po prostu łykasz wszystko bez zadawania jakichkolwiek pytań?

Hermiona wzdrygnęła się.

- Ostatnim razem, gdy prosiłam cię o zidentyfikowanie podanego mi eliksiru, z czystej złośliwości wcisnąłeś mi go do gardła. Czy miałam założyć, że tym razem będzie inaczej?

Malfoy milczał. Emanująca z niego wściekłość była wręcz namacalna. Niczym fale ciepła wokół płomienia, powietrze prawie zdawało się zniekształcać brzegi jego ciała, gdy stał wpatrując się w nią.

- Jesteś idiotką - powiedział ponownie.

Hermiona miała ochotę zwinąć się w kłębek.

Ciepło w jej wnętrzu było rozpraszająco równomierne, a całe jej ciało było zbyt rozgrzane i wrażliwe. Czuła się pusta w środku. Chciała być dotykana. Nikt jej nie dotykał od tak dawna...

Nie. Nie. Nie.

Wzięła głęboki, drżący oddech. 

- Nie możesz poczekać i zrobić to wieczorem? Jestem pewna, że działanie eliksiru minie po kilku godzinach.

- Nie mogę. Zostałem wezwany dziś do Francji. To nagłe. Dlatego przybyłem tu tak wcześnie. Wrócę do rezydencji dopiero późnym wieczorem - powiedział Malfoy.

Hermiona zaszlochała cicho.

- W porządku. - Zakrztusiła się i zmusiła, by położyć się z powrotem na łóżku. - Po prostu to zrób.

Zacisnęła powieki i próbowała skupić się na liczeniu wstecz od tysiąca, podwajając za każdym razem odejmowaną liczbę.

Minus jeden.

Dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć.

Minus dwa.

Dziewięćset dziewięćdziesiąt siedem.

Minus cztery.

Dziewięćset dziewięćdziesiąt trzy.

Minus osiem.

Dziewięćset osiemdziesiąt pięć.

Poczuła, jak Malfoy odsuwa jej szaty i zadrżała.

Minus szesnaście.

Dziewięćset siedemdziesiąt dziewięć.

Minus trzydzieści dwa.

Palce Malfoya w pobliżu jej kręgosłupa gwałtownie nadszarpnęły jej koncentrację i wydała stłumiony jęk, a jej oczy gwałtownie się otworzyły.

Malfoy patrzył na nią szeroko otwartymi, przerażonymi oczami.

Patrzyła na niego. Nigdy wcześniej nie postrzegała go jako kogoś seksualnego. Pomimo pięciu miesięcy, w trakcie których brał ją na stole, jego seksualny aspekt nigdy nie został przez nią tak naprawdę zarejestrowany. Był zimny i groźny. Piękny, ale tylko pod względem estetycznym, jak marmurowy posąg. Nie jak coś gorącego. Nie był to ktoś, od kogo chciała jakiegokolwiek fizycznego kontaktu.

Nigdy, przenigdy nie chciała, żeby dotykał ją w jakikolwiek sposób.

Teraz chciała poczuć jego usta na swoich. Czuć na niej jego ręce. Poczuć co mu ciążyło, że tak desperacko pragnął od niej uciec poprzedniej nocy - chciała to poczuć. Chciała, żeby ją tym przytłoczył. Wcisnął to w nią.

Palenie pełne podniecenia w jej wnętrzu było otępiające. Nigdy wcześniej nie czuła potrzeby, żeby coś w niej było, ale kiedy tak leżała, była gotowa zacząć krzyczeć, gdyby jej nie dotknął.

Nie sądziła, że ​​druga noc może być gorsza niż pierwsza, ale była nawet tysiąc razy gorsza.

Ponownie zmusiła się do zamknięcia oczu, żeby przestać przyglądać się jego twarzy. By przestać przyswajać wszystkie jego szczegóły, na które nigdy wcześniej nie zwracała uwagi. Jego włosy i ostre kości policzkowe, intensywność oczu, cienkie usta i proste białe zęby, precyzyjną linie jego szczęki i bladą szyję znikającą w czarnym kołnierzu koszuli.

- Po prostu się rusz - powiedziała i prawie zaszlochała z wysiłku, jaki wkładała w swoje mięśnie, by tylko się nie ruszyć.

Chwilę później poczuła, jak szturcha i wślizguje się w nią, a ona natychmiast przechyliła biodra do przodu, aby wziąć go głębiej.

Ukryła twarz w dłoniach i dysząc w nie, próbowała odciąć się od wszelkich myśli. Czuła się złamana.

Trzęsła się.

Myślała tylko o tym, jak bardzo chciała, żeby się ruszał. Mocno i szybko.

W jej gardle gromadziły się jęki i nie mogła ich stłumić. Trzymała się tak sztywno, że jej całe ciało drżało, gdy próbowała nie dopuścić do jakiejkolwiek reakcji.

W jej wnętrzu coraz ciaśniej zaciskał się węzeł pożądania. Przygryzła usta. Nie poddawała się.

Musiała tylko wytrzymać. On wkrótce dojdzie i to wszystko się skończy. Wtedy mogłaby poczekać, aż wypoci eliksir ze swojego organizmu. Jego pchnięcia stawały się dłuższe i mocniejsze, tak jak wtedy, gdy docierał do końca. Przyspieszył nieznacznie, a ona mocno przygryzła język próbując wytrzymać.

I wtedy-

Wybuchła rozpaczliwym szlochem.

Całe jej ciało zadrżało wokół niego. Czuła, jak jej mięśnie zaciskają się i drżą, gdy wbił się w nią jeszcze kilka razy, a potem sam zadrżał z jękiem pełnym bólu.

Po chwili szarpnął się, a ona ledwo otworzyła oczy, by zobaczyć, jak porywa swoje szaty z łóżka, a potem aportuje się prosto z jej pokoju. Dostrzegła przelotnie jego twarz, zanim zniknął. Wyglądał szaro, jakby miał zemdleć.

Leżała na łóżku i płakała, gdy jej umysł powoli się oczyszczał. Rzeczywistość gorzka jak trucizna, zaczęła powoli krwawić w jej wnętrzu, gdy absorbowała to co się stało.

Właśnie przeżyła pierwszy orgazm, jaki pamiętała.

Nie wiedziała czy była dziewicą zanim została wysłana do Malfoya. Gdyby nią nie była, utrata dziewictwa musiała być jednym z wielu szczegółów, które zniknęły z jej umysłu. Wybór jakiegokolwiek zabezpieczenia wydawał się jej dziwny i obcy. Najprawdopodobniej nie uprawiała więc seksu podczas wojny.

Wszystko wydawało się obce. Nic nie wskazywało na to, że takie rzeczy były znane jej ciału.

Eliksir pożądania zmienił sytuację. Trwale się bała. Pobudził on jej ciało do nowego aspektu tych fizycznych inwazji, które wcześniej pozostawały uśpione.

Hermiona leżała nieruchomo przez dziesięć minut.

Kiedy wreszcie upłynął wskazany czas, wstała i poszła do łazienki. Wyjęła wszystkie pozostałe fiolki z eliksirem, wylała ich zawartość do zlewu i wrzuciła fiolki do kosza.

Kiedy spojrzała w górę, portret kobiety już tam był. Obserwowała ją w lustrze. Zawsze patrzyła. Zawsze cicho.

Hermiona posłała jej gorzki uśmiech i osunęła się na ziemię.

Blada młoda czarownica spojrzała na Hermionę.

Było jej zimno, jakby była w szoku. Zwinęła się w ciasną kulkę, obejmując rękami kolana i próbując oddychać.

Oszaleje.

Oszaleje.

Nie mogła wytrzymać. Nie wiedziała nawet, dlaczego jeszcze trzyma się życia. Dlaczego po prostu nie pozwoliła sobie odejść, kiedy była zamknięta pod Hogwartem.

Malfoy Manor było gorsze.

Ukryła twarz w dłoniach. Czuła płyny swoje i Malfoya na udach.

Zasnęła na podłodze.

5 komentarzy:

  1. No to faktycznie Hermiona wiele im ułatwiła tym eliksirem… Na pewno jej ciało się odprężyło, ale ona sama… Podejrzewam, że to w sumie było jeszcze gorsze niż ten pierwszy raz. Pragnąć go, nie chcieć jednak go dotknąć, ani nawet jęknąć, a jedynie trzymać to w sobie. Nie powinna ruszać tych eliksirów. Czego ona się spodziewała? Że wyślę jej porcję eliksirów odprężenia? Przecież to by niczego nie ułatwiło, ani nie przyspieszyło. Trzeba się było słuchać Malfoya i brać to, co on jej daje. Cóż, w sumie mogli poczekać do tego późnego wieczora, może wtedy byłoby jakoś łatwiej? Ale czy to może być łatwe? To nigdy nie będzie łatwe. Ale chociaż miała swój "pierwszy" orgazm. Szkoda jednak, że w takich okolicznościach. Jestem ciekawa, jak kolejne ich zbliżenia będą wyglądać po tym, co się stało. Malfoy czuł się chyba z tym jeszcze gorzej niż poprzednio. Ogromnie współczuję im obojgu. Hermiona nie może nawet normalnie funkcjonować, wyjść na zewnątrz, bo czuje w środku pustkę…

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi Herm że jest zamknięta tak naprawdę w swoim umyśle i nie dostrzega innych aspektów. To jak zachowuje się Draco ewidentnie wygląda na to że również nie czuje się z tym dobrze że musi ją "gwałcić".

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tu sie... Slodki Jezu! To najobrzydliwsze, co do tej pory sie wydarzylo, cala sie trzese! To jak podanie zmodyfikowanej pigulki gwaltu, matko kochana 😪 Dziwie sie, ze oboje nie zwymiotowali od razu po 😪 To najgorsze, najgorsze do czego moglo dojsc! Ta pieprzona pseudouzdrowicielka jest gorzej pieprznieta niz Umbridge! Jak mogla cos takiego zrobic! Proponuje, zeby sama wypila taki eliksir, a potem zaprosila Malfoya Seniora na mala sesje, ciekawe, jakby jej naukowy mozg podszedl do tego! Jezu, zabic to naprawde mało!
    Mała

    OdpowiedzUsuń
  4. Było mocno... Jednak widzę w tym drugie dno, jej myśli odnośnie utracenia dziewictwa, traktuję jako wskazówkę... Cały czas czytając mam mega procesy myślowe jak to może się skończyć.

    OdpowiedzUsuń
  5. To było bardzo mocne ... mój mózg zamienił się w paćkę, czytając nie da się nie analizować.
    Ten pieprzony eliksir... Na pewno rozluźnił jej ciało ale na umysł wpłynął milion razy gorzej. I Draco i jego zachowanie.
    Od wczoraj nic nie robie tylko czytam i nie mogę wyjść z podziwu jak przemyślana i dokładna jest ta historia

    OdpowiedzUsuń