Muzyczna sugestia:

Labrinth - Nate Growing Up

Playlista Spotify: "Music to read Manacled to"

__________

Uwaga autorki: delikatne przypomnienie, że ujęcie niniejszej akcji nie jest jej pełnym autorskim przedstawieniem. Ograniczony punkt widzenia trzeciej osoby z konieczności wiąże się z pewnymi zniekształceniami akcji i pominiętymi / źle zinterpretowanymi wydarzeniami.

Ostrzeżenie: rozdział zawiera opis gwałtu.


Hermiona siedziała na stole do badań, drżąc z przerażenia. Zgrzytający, drapiący dźwięk pióra Uzdrowicielki Stroud w aktach Hermiony trwał wraz z niekończącym się, monotonnym tykaniem zegara.

Jej usta były spierzchnięte. Starała się przełknąć. W ustach czuła kwaśny posmak. Próbowała oddychać równo, ale ku swojemu przerażeniu odkryła, że jej gardło zacisnęło się i nie mogła nic z tym zrobić. Pozostawało jej tylko siedzieć sztywno i starać się nie zemdleć na myśl o przekazaniu jej Lucjuszowi Malfoyowi.

Lucjusz Malfoy był szalony, i to o wiele bardziej sama Bellatriks Lestrange. Łamał zasady, przekraczał granice i jakimś cudem zawsze potrafił wykorzystać wrodzoną elokwencję, aby uratować swoją skórę. Był kimś, kto mógł zabić Artura Weasleya, ale zamiast tego zdecydował się przekląć go w taki sposób, aby skraść umysł patriarchy Weasleyów, jednocześnie pozostawiając jego ciało nietknięte, aby jego rodzina mogła się nim opiekować i go opłakiwać. Uczynił z niego bezradny, dziecinny cień cudownego, hojnego i ciepłego ojca. To on przeklął George'a przerażającą odmianą klątwy martwicy, która zmusiła Hermionę do amputacji jego nogi w biodrze, by go uratować, podczas gdy chłopak wciąż był przytomny. To on zabił Rona na oczach Hermiony, śmiejąc się diabolicznie przez cały czas.

Hermiona pomyślała, że ​​może zemdleć lub po prostu pęknąć i zacząć krzyczeć. Jej umysł pulsował, a pokój lekko falował.

Zaczęła się trząść.

- Coś nie tak? - zapytała Stroud.

Hermiona wzdrygnęła się.

- Właśnie zagroziłaś, że oddasz mnie Lucjuszowi Malfoyowi.

- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie - powiedziała Stroud łagodnym tonem.

- A jeśli tak?

- Cóż, możemy to nadzorować, jeśli istnieje zbyt wiele obaw, że Lucjusz przekroczy swoje granice. Szkoda, że ​​nie mogę ponownie podać ci eliksiru płodności w tym miesiącu. Wyślę kilka eliksirów, które powinny przynajmniej załagodzić sytuację i możliwie zwiększyć twoje szanse na sukces.

Hermiona zamilkła i więcej się nie odezwała. Czuła się ze stresu tak źle, że zastanawiała się, czy może ją to zatruć.

Malfoy przybył późnym wieczorem, a ona jedynie patrzyła na niego apatycznie. Wyraz jego twarzy był twardy. Jego szczęka była zaciśnięta, a oczy zimne i pochmurne, choć również zmęczone. Prawdopodobnie wrócił do polowania na ostatniego żywego członka Zakonu. A może martwił się, że jego ojciec przedwcześnie ją zabije.

Przyglądała mu się, próbując odgadnąć z jego miny, dlaczego do licha, zrobiłby cokolwiek, by celowo jej nie zapłodnić. Hermiona nie potrafiła odnaleźć dla tego żadnego wyjaśnienia. Przetwarzała to nieustannie w myślach, ale nie mogła wymyślić niczego, co wydawałoby się prawdopodobne albo w jakikolwiek sposób sensowne.

Przejrzała możliwości.

Mogłoby tak być, gdyby uważał, że pomysł, że zostanie biologiczną matką jego spadkobiercy, budził zastrzeżenia. Jednak Hermiona wątpiła, że ​​to był właściwy problem. Po pierwsze, poza używaniem określenia Szlama tak, jakby to właśnie było jej prawdziwe imię, wydawał się nie przejmować czystością krwi. Nie traktował zwycięstwa Voldemorta, jakby było ono świadectwem wyższości czystej krwi nad resztą. Nie traktował również uwięzienia Hermiony, jakby było spowodowane ono jej brudną krwią. Ilekroć mówił o wojnie, odnosił się do stron, które dzielił przede wszystkim idealizm kontra realizm.

Z doświadczenia Hermiony wynikało, że ​​bigoci mieli obsesję na punkcie swojej bigoterii. Draco Malfoy był w Hogwarcie małą papużką fanatyzmu swojego ojca. Obecny Draco Malfoy… Hermiona nie była pewna, na czego punkcie ten Draco miał obsesję.

Na punkcie Hermiony, jeśli wierzyć Astorii.

Hermiona nie wiedziała już w co wierzyć.

Jego odpowiedzi dotyczące jego zachowania zawsze były gładkie, a wymówki nieodparte.

Dlaczego nie chciałby, żeby była w ciąży? Nie mogła sobie wyobrazić, gdzie strategicznie mogłoby to pasować.

Nie chciała zajść w ciążę, ale teraz wiedziała, jakie kroki są w stanie podjąć Stroud i Voldemort, aby to zapewnić...

Nadal czuła mdłości na myśl o tym, że Malfoy „weźmie” ją w łóżku „z mniejszym dystansem”, o zajściu w ciążę, o nie zajściu w ciążę, a następnie przekazaniu jej Lucjuszowi...

Brak dobrych opcji. Każda gorsza od poprzedniej. Obawiała się, że ​​w końcu po prostu załamie się psychicznie.

Nie mogła przestać o tym myśleć, jednak za każdym razem, gdy ponownie przeglądała w myślach wszelkie dostępne opcje, nagle robiło jej się niedobrze.

Malfoy rzucił na jej oczy zaklęcie diagnostyczne i przyjrzał się odczytowi.

- Ile jesteś w stanie teraz widzieć? - zapytał.

Hermiona zaśmiała się gwałtownie. Niekontrolowanie.

Nie miała pojęcia, kiedy ostatnio się śmiała. Najprawdopodobniej lata temu. Ale pytanie było zabawne. Wręcz niedorzecznie zabawne.

Wszystko w jej życiu było kompletnym i całkowitym horrorem, a największym zmartwieniem Malfoya był jej wzrok. Trzymał ją jak więźnia w tym przerażającym domu, gwałcił ją na rozkaz i martwił się o jej wzrok.

Nie mogła przestać się śmiać. Trwało to i trwało, aż zaczęła brzmieć coraz bardziej histerycznie, aż w końcu śmiech przeistoczył się w płacz. Płakała, płakała i płakała, kołysząc się na skraju łóżka, a Malfoy po prostu stał tam przez cały czas, wpatrując się w nią bez wyrazu.

Minęło dwadzieścia minut, zanim w końcu przestała szlochać. Potem po prostu zastygła nieruchomo, czkała i zasłaniała oczy dłońmi, próbując oddychać. Czuła się tak, jakby była pusta w środku. Jakby szlochała, ale wszystko co z niej zostało, było tylko martwą skorupą.

W końcu ucichła, ale od czasu do czasu wstrzymywała oddech, gdy patrzyła w podłogę, marząc o śmierci.

- Czujesz się lepiej?

Kącik jej ust drgnął, gdy wzruszyła ramionami ze zmęczeniem.

- Lepiej nie będzie - powiedziała. Patrzyła na jego dłonie i zauważyła, że ​​jego palce drgają subtelnie. Spojrzała na niego.

- Za co byłeś torturowany tym razem? - zapytała.

Uśmiechnął się, wsuwając różdżkę do prawego rękawa. 

- Najwyraźniej nie śledziłaś ostatnio wiadomości. Opinia publiczna, dzięki swojej ogromnej zbiorowej inteligencji, w jakiś sposób doszła do wniosku, że to ja jestem Wielkim Łowcą. I to nawet bez potwierdzenia Proroka Codziennego.

Ta informacja wzbudziła jej ciekawość. 

- Z powodu Montague’a?

Wzruszył ramionami.

- Mogło być to powiązane, ale podejrzewam, że miało to więcej wspólnego z moją wizytą w Rumunii zbiegającą się z wizytą Wielkiego Łowcy. Prasa w niektórych krajach europejskich jest kontrolowana znacznie słabiej niż w Wielkiej Brytanii. Kiedy jedna z gazet zacznie coś spekulować, rozprzestrzenienie się informacji nie zajmuje dużo czasu. Jestem teraz publicznie uznawany za protegowanego Czarnego Pana. Poprzednia anonimowość była oczywiście dla mojej ochrony.

- Oczywiście - powiedziała Hermiona. - Ale zostałeś za to ukarany.

- Inni ludzie nie żyją - powiedział z chłodem w oczach. - Zostałem tylko ukarany.

- A więc tylko dwie minuty Cruciatusa? - powiedziała Hermiona zgryźliwym tonem.

- Pięć.

Hermiona zrobiła się blada z przerażenia, gdy spojrzała na niego. Uśmiechnął się słabo.

- Nie martw się o mnie, moja sumienna uzdrowicielko. To było kilka dni temu. Nadal żyję.

Nastąpiła pauza.

- Dlaczego zabiłeś Montague’a? - zapytała. Leżała w łóżku od wielu dni i zastanawiała się nad tym. Jeśli miał zamiar zabić Montague’a, dlaczego nie zrobił tego od razu? Dlaczego publicznie?

Malfoy uśmiechnął się złośliwie.

- Zastanawiałem się, kiedy w końcu zadasz to pytanie. Myślałem, że to oczywiste. Rażąco i celowo ingerował w moje zadanie i podważał je, pomimo wielokrotnych ostrzeżeń, że nie wolno mu w żaden sposób się z tobą kontaktować. Zrobiłbym to bardziej formalnie, ale przez moją podróż miałem niestety dość mało czasu.

- Więc zabiłeś go na środku poczekalni Świętego Munga? - powiedziała, patrząc na niego z powątpiewaniem.

- Cóż, zamierzałem go zabić w jego sali szpitalnej, ale próbował uciec. Improwizowałem. - Wyraz twarzy Malfoya był obojętny. - Jeśli już skończyłaś zasypywać mnie pytaniami… Wydaje mi się, że mamy zaplanowaną sesję legilimencji.

Nie spojrzał jej w oczy. Hermiona nie miała pewności, czy istnieje jakakolwiek literatura uzdrowicielska o używaniu legilimencji po urazie oka, jednak Malfoy najwyraźniej postanowił nie ryzykować i po prostu przebił się przez jej czaszkę.

Bolało trochę bardziej niż zwykle, ale kiedy już się przedarł, ból nieco zelżał. Hermiona żałowała, że ​​nie istnieje jakiś sposób na oddzielenie się od ciała, gdy przeglądał jej umysł, jednak legilimencja ciągnęła ofiarę przez umysł zaraz za legilimensem. W którąkolwiek część jej umysłu wszedł Malfoy, ona również.

Nie miała nowo odblokowanych wspomnień, tylko świeższe powtórzenia starych, zwłaszcza płaczącą Ginny. Czuła, jakby śniła o tym każdej nocy. Zawsze ten sam obraz. Zawsze zatrzymywał się w tym samym punkcie.

Wydawał się prawie wahać, zanim zagłębił się w jej ostatnie wspomnienia. Montague. Astoria. Pytania Stroud przed i po jego przybyciu.

Zanim wyrwał swoją świadomość z jej umysłu, poczuła się tak, jakby zapadła się w sobie. Przeżycie tego wszystkiego ponownie było na tyle traumatyczne, że jej szczęka zacisnęła się. Poczuła, że ​​jej zęby mogą pęknąć, gdy próbowała powstrzymać się od wewnętrznego rozdarcia.

Przewróciła się na bok i zwinęła w ciasną kulkę.

Malfoy westchnął. Dźwięk był ledwo słyszalny, ale nie powiedział ani słowa. Zwlekał jeszcze przez kilka chwil, zanim usłyszała, jak odchodzi.

Leżała w łóżku, starając się nie myśleć. Pragnęła po prostu wyłączyć swój umysł.

Strach ją połykał. Jak chłód ducha, zawisł nieuchronnie wokół niej.

Nie mogła się z niego otrząsnąć. Ledwo próbowała.

Dzień po wizycie Stroud opuściła swój pokój po raz pierwszy od równonocy. Trzymała się północnego skrzydła, błądząc bez celu. Cicho. Dryfując od pokoju do pokoju. Od okna do okna.

W miarę jak jej oko wracało do zdrowia, zaczęła widzieć wystarczająco wyraźnie, by odkryć, że wiosna w końcu wkroczyła na tereny posiadłości. Na zimnej, szarej angielskiej wsi zaczęły pojawiać się słabe przebłyski świeżej zieleni, wystające z czubków gałęzi drzew i wyślizgujące się ostrożnie z ciemnej gleby.

Obserwowanie, jak wraz z wiosną powoli rozkwita życie, wydawało się niemal nadzieją.

Z jednym wyjątkiem - miejsce wewnątrz Hermiony, gdzie kiedyś żyła nadzieja, teraz wydawało się być bezdenną dziurą. Jakby ktoś sięgnął do środka i wyciął coś z jej ciała. Tam, gdzie kiedyś kwitła nadzieja, teraz był jedynie ból i próchno.

Ale mimo to - wiosna była pięknym widokiem.

Odkrycie, że na świecie wciąż istnieją piękne i nieskażone rzeczy, było zaskakujące. Inne.

Nieracjonalne. Hermiona wiedziała, że rządy Voldemorta nie przesłaniały gwiazd na nocnym niebie, nie zniszczyły sekwencji Fibonacciego, ani nie plugawiły pierwszych krokusów wiosny. Ale w jakiś sposób zaskoczyło ją, że wciąż mogła doświadczyć tego piękna.

Pomyślała, że ​​brzydki chłód jej życia wskazywał, że brzydki chłód i okrutne piękno były jedynym, co pozostało w zasięgu jej wzroku.

Kiedy spojrzała na zewnątrz, obserwując posiadłość opływającą w nowe życie, poczuła ucisk w swoim wnętrzu.

Gdyby miała dziecko… byłoby piękne. Nieskażone. Blade, gładkie i różowe. Z ufnymi oczkami, które wiedziałyby, że mogą oczekiwać dobra. Rączkami, które sięgałyby po każdego, kto sięgnąłby do niego. Dziecko byłoby piękne. Czyste jak wiosna. Słodkie jak lato.

A potem zostałoby jej odebrane. Hermiona umrze, a jej dziecko tu zostanie. Będzie trenowane, ranione i niszczone w środku, aż stanie się zimnym, okrutnym potworem, takim jak Malfoy, Astoria i wszyscy Śmierciożercy.

Hermiona oderwała się od okna, przy którym stała, i pospieszyła w kierunku wewnętrznych pomieszczeń północnego skrzydła. Do pokoi bez okien. Nie chciała myśleć o wiośnie, życiu, dzieciach, pięknie czy dobroci.

Nie chciała myśleć o pięknych rzeczach, które kiedyś istniały w jej życiu, ale zostały zniszczone. Albo o pięknie, które wciąż pozostało. To rzucało tylko przerażenie na większą ulgę, aż myślenie, oddychanie i życie sprawiały jej tylko fizyczny ból.

Gdyby tylko dało się umrzeć, jeśli żarliwie się tego pragnęło.

Nie mogła jeść. Ledwo mogła przełknąć wodę. Kiedy przybył zestaw pięciu eliksirów z notatką od Stroud, wepchnęła je do szafki w łazience.

Strach coraz mocniej oplatał się wokół jej serca, dzień po dniu. Wiedziała, że jej następny okres płodny zbliżał się z każdym dniem.

Kiedy Malfoy niespodziewanie wszedł do jej pokoju, prawie wybuchła płaczem.

Wyglądał na wystarczająco spiętego, by móc rozpaść się na kawałki, gdy na nią patrzył.

Zerwała się na równe nogi, jakby została porażona prądem, a potem zamarła.

Nastąpiła pauza, Malfoy wyglądał jakby czuł się jeszcze bardziej nieswojo, niż kiedykolwiek wcześniej.

- Myślałem, że wysłanie informacji z wyprzedzeniem może tylko pogorszyć sprawę - powiedział Malfoy, obserwując ją uważnie.

- Ja się… nie przygotowałam - mruknęła, odwracając od niego wzrok.

- Codziennie rano bierzesz prysznic. Nie wymagam, żebyś była nadmiernie umyta - jego głos był ostry jak ostrze noża.

Portret najwyraźniej nadal obserwował wszystko, co robiła.

Hermiona stała i gapiła się na niego. Czuła się jak pierwszej nocy, kiedy znalazła się w jego pokoju. Starała się nie trząść, zastanawiając się, czy powinna po prostu podejść i położyć się na łóżku.

Czy chciałby, żeby była blisko brzegu czy na środku?

- Weź to - powiedział, wyjmując fiolkę pełną jakiejś mikstury ze swoich szat i wyciągając ją w jej kierunku.

Przyjęła ją, po czym spojrzała na konsystencję i kolor przed wyjęciem korka. Eliksir Spokoju.

Patrzył, jak go przełyka.

Poczuła, że eliksir działa, gdy jej szczęka i ramiona rozluźniły się, a napięcie u podstawy czaszki nieco się zmniejszyło. Węzeł w jej żołądku, który skręcał się coraz mocniej przez ostatnie dwanaście dni, w końcu nieco złagodniał.

Kiedy Hermiona piła Eliksir Spokoju, Malfoy ponownie sięgnął do swojej szaty i wyciągnął drugi eliksir. Zdziwiła się, widząc, jak sam go bierze.

Nie wyglądało to jednak na drugą fiolkę tego samego eliksiru. Jeśli już, Malfoy wydawał się być jeszcze bardziej spięty i zły po jego wypiciu, niż wcześniej.

Eliksir libido? Hermionie nawet nie przyszło do głowy, że mógł go brać. Czy zawsze go brał? Poza pierwszą nocą, nigdy na niego nie patrzyła. Nawet jeśli mógł coś wtedy pić, to za każdym razem była odwrócona do niego plecami.

Dlaczego miałby go potrzebować? Stroud opisała go jako całkowicie męskiego. Wyjątkowego.

Gwałt chyba naprawdę nie był jego ‘sprawą’.

- Czy…? Czy mam…? Powinnam być pośrodku czy na skraju łóżka? - Hermiona zmusiła się, by zapytać.

Patrzył na nią.

- Środek - powiedział w końcu urywanym głosem. - Biorąc pod uwagę, że rozkazano mi być mniej odseparowanym.

Hermiona odwróciła się w stronę swojego łóżka.

Jej łóżka.

Miejsce, w którym spała każdej nocy.

Jedyne miejsce dające jej poczucie jakiegokolwiek ukojenia lub bezpieczeństwa.

Jej łóżko.

Co miała sobie myśleć? Czy to był gwałt, jeśli wolała żeby był to raczej on niż jego ojciec?

Przygryzła wargę i przełknęła ciężko, gdy podeszła bliżej i starała się nie zapłakać.

Usiadła na krawędzi, a potem przesunęła się w kierunku mniej więcej środka materaca, po czym zmusiła swoje ciało do położenia się. Malfoy podszedł chwilę później.

Zdjął zewnętrzne części szaty, mając na sobie tylko koszulę i spodnie.

Gdy tylko się zbliżył, zesztywniała, starając się nie zgrzytać zębami, gdy poczuła, jak zaciska się jej szczęka. Walczyła, by nie zacząć się hiperwentylować, gdy zbliżył się do niej i gdy obserwowała go rozszerzającymi się, przerażonymi oczami.

Jej wygląd zdawał się go pobudzić.

- Po prostu zamknij oczy - syknął. - Nie zamierzam cię skrzywdzić.

Zmusiła się do zamknięcia oczu i próbowała skupić się na wyregulowaniu oddechu, gdy poczuła, jak łóżko się porusza. Czuła go. Gryzący zapach leśnego poszycia nagle uderzył w jej nozdrza, gdy próbowała powstrzymać hiperwentylację.

Nastąpiła przerwa, a potem poczuła, jak zsuwa jej szatę i porusza się między jej nogami.

Między jej nogami. Jak Montague.

Ostre, zimne małe skały.

Zaszlochała przez zęby i wzdrygnęła się. Jej ciało było tak spięte, że zaczęła drżeć. Czuła, jak jej paznokcie równomiernie wbijają się w skórę dłoni, gdy ściskała je coraz mocniej i mocniej.

- Nie zamierzam cię skrzywdzić - wydyszał Malfoy w pobliżu jej lewego ucha.

Skinęła głową w potwierdzeniu. Lepszy niż Lucjusz. Boże - nie mogła nawet o tym myśleć. Szarpnęła się i stłumiła kolejną falę szlochu. Próbowała się choć trochę zrelaksować.

- Po prostu… oddychaj - powiedział.

Usłyszała, jak mamrocze zaklęcie nawilżające na chwilę przed wślizgnięciem się w nią.

Próbowała skupić się na oddychaniu. Zmusić się do zatrzymania się na uczuciu, jak jej klatka piersiowa rozszerza się i kurczy. Albo paznokci w dłoniach.

Czuła na twarzy oddech Malfoya. Jego ubranie pachniało olejkiem cedrowym. Ciężar jego ciała przycisnął się do niej. Czuła jego długość w swoim wnętrzu.

Nie chciała tego czuć. Nie mogła jednak tego nie czuć. Był wszędzie. Otaczał ją. Uczucie jego w niej i ciężaru ciała na niej było nieuchronnie prawdziwe. Nie mogła oderwać się od swoich myśli i uczuć, jak wtedy na stole.

Chciała go błagać, żeby przestał.

Lepszy niż Lucjusz. Lepszy niż Lucjusz.

Chciała tylko, żeby to się skończyło.

Zdała sobie sprawę, że z kącików jej oczu mimowolnie spływały łzy, gdy starała się nie szlochać będąc pod nim.

Wreszcie doszedł z sykiem.

W chwili, gdy to zrobił, oderwał się od niej i zszedł łóżka.

Hermiona otworzyła oczy i próbowała uspokoić oddech. Leżąc, zdała sobie sprawę z odgłosu wymiotów dochodzących z łazienki.

Po chwili, usłyszała spuszczanie wody w toalecie, a potem odgłos wody płynącej z kranu przez kilka minut.

Próbowała się opanować i nie myśleć o tym, że nie mogła się ruszyć. Nie myśleć o fizycznym doświadczeniu tego, co się właśnie wydarzyło.

Był tak delikatny, jak tylko mógł.

To było dziwne. Był zimną, obojętną, morderczą osobą, która potrafiła od niechcenia patroszyć ludzi, ale gwałt przekraczał jego granice.

Czy zawsze potem wymiotował? A może patrzenie na nią tylko pogarszało sytuację?

Może coś stało się komuś, kogo znał. Komuś, na kim mu zależało. Może było to związane z jego umiejętnościami w użyciu Klątwy Zabijającej.

Wyszedł z łazienki. Jego spięty wyraz twarzy wydawał się być wyblakły, jakby nie był w stanie go utrzymać. Był blady i wyczerpany, wyglądał na bardziej przerażonego niż kiedykolwiek.

Nigdy wcześniej nie został po fakcie. Zawsze wychodził, zanim zdołała się odwrócić. Może potem zawsze tak wyglądał.

Wydawał się być o nią… zaniepokojony. Nie żeby o cokolwiek zapytał, ale przyglądał się jej uważnie z drugiego końca pokoju.

- Przepraszam - powiedziała. Zamrugała.

Dlaczego przepraszała Malfoya? To było tak, jakby słowa wymknęły się z jej ust, bez jej własnej woli. Patrzył na nią ze zdziwieniem. Próbowała wyjaśnić.

- Za płacz. Byłeś… - Nie miała pojęcia, jak to opisać. Nie najgorszym gwałcicielem? - To wszystko… po prostu… Przypomniało mi to Montague’a - powiedziała w końcu, odwracając wzrok.

- Miejmy nadzieję, że jutro będzie łatwiej - powiedział twardo. Potem przywołał swoje szaty i bez słowa wyszedł z pokoju.

Hermiona leżała tam, patrząc, jak wskazówki zegara powoli przesuwają się po jego tarczy. Po dziesięciu minutach leżenia nadal się nie ruszała. Może gdyby poczekała dłużej, zaszłaby ciążę, a wtedy nie musiałaby tam leżeć i znosić…

Nie była pewna, jakie było właściwe określenie tego, co zrobił jej Malfoy.

Chociaż ogólna koncepcja i sytuacja były ściśle klasyfikowane jako gwałt, nie czuła, że ​​termin ten w pełni oddawał to, co się wydarzyło. To nie był seks, bzykanie, pieprzenie, rżnięcie, czy nawet „branie”. Kopulacja była prawdopodobnie właściwym terminem na określenie tego wcześniej, na stole. Ale teraz - używanie tak klinicznego terminu wydawało się być zbyt realne, powiązane i nieszczęsne.

Nie było na to słowa.

Chętnie obejdzie się bez dotykania przez mężczyznę tak długo, jak będzie żyła. Nie chciała myśleć o jutrzejszym przybyciu Malfoya, by mógł znów to powtórzyć.

Myśl o kiełkującym w niej życiu przyprawiała ją o mdłości z przerażenia. Myśl o tym, że…

Mogła znieść Malfoya. Nie sądziła, że ​​zniesie Lucjusza.

Przewróciła się na bok i zasnęła na kołdrze.


5 komentarzy:

  1. Pękłam. Przez dwadzieścia rozdziałów trzymałam się w ryzach, ale teraz pękłam. Nie mogłam przebrnąć przez moment, kiedy musieli to zrobić. I Bóg mi świadkiem, że nie wiem komu współczułam bardziej. Hermionie tego że musi zostać wykorzystaną, czy Draco tego, że musi ją wykorzystać. Jaki to paradoks, że Wielki Łowca, ktoś kto zabija i patroszy ludzi bez mrugnięcia okiem tak bardzo przeżywa to, że musi wykorzystać bezbronną dziewczynę. Prawdopodobnie dziewczynę, która wcale nie jest dla niego tylko przykrym obowiązkiem, ale czuję do niej coś więcej. Ogromny plus dla niego za to, że próbował zrobić cokolwiek, żeby jednak poczuła się lepiej w trakcie tego. Zadbał o eliksir spokoju i wgl, ale kiedy powiedział, że nie chce jej zrobić krzywdy, nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy jednak płakać. Choć on faktycznie jej krzywdy zrobić nie chciał. Był tak delikatny i tak troskliwy na ile cała ta sytuacja wgl mi pozwalała. To, że musiał iść zwymiotować najlepiej obrazuje to, że nie czuł się dobrze z tym co zrobił. To w jakim stanie przyszedł do jej pokoju już wskazuję na to, jak ciężkie było to dla niego. Jeśli to może być faktycznie jakimkolwiek pocieszeniem, to chyba naprawdę lepiej, żeby została z Draco. Lucjusz w życiu by się tym nie przejął. Zgwałciłby ją bez mrugnięcia okiem i nawet by nie zwrócił uwagi na to, jak się po wszystkim czuje. Nie zrobiłby tego raz, zrobiłby to kilkukrotnie. Naprawdę Hermiona może się cieszyć, że trafiła jednak na Draco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Draco mimo wszystko dba o Hermionę. Herm tak jak by chciała w to uwierzyć ale ciągle ja coś blokuje przed tym. 🥺

    OdpowiedzUsuń
  3. Boze, plakalam razem z Hermiona i prawie wymiotowalam razem z Draco. Za kazdym razem, kiedy mysle, ze juz bedzie lepiej, robi sie gorzej 😭 Biedna, biedna Hermiona! Moze gdyby nie ten atak pieprzonego Montague'a to lepiej by to zniosla...? Jesli taka... kopulacje w ogole mozna znosic lepiej ☹ Boze, Boze, Boze ☹ I jeszcze ta wizja Lucjusza zamiast Draco... Mdli mnie ☹☹☹

    OdpowiedzUsuń
  4. No i znów, jakim cudem ona pierwsza może się odezwać? Tutaj z przeprosinami, wcześniej też z przeprosinami mruczanymi pod nosem w stronę skrzatów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dotrzesz do końca, a zrozumiesz te 'nieścisłości' ;) Nic tu nie jest bez znaczenia.

      Usuń