- Draco, jakim cudem ty tu jesteś? - sapnęła Astoria, gdy tylko odzyskała przytomność. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła swojego boku, cofając się na krześle.

- Przez ciebie musiałem aportować się przez całą Europę - warknął cicho.

Wściekłość w jego głosie była wręcz namacalna.

Hermiona obserwowała całą scenę. Aportacje międzykontynentalne były, cóż... prawie niemożliwe. Wymagało to albo przeskakiwania tyle razy, że człowiek w końcu wyczerpywał swoją magię i musiał się zatrzymać, albo tak ogromnej koncentracji, że przeżycie praktycznie graniczyło z cudem. Większość ludzi przeskakujących przez więcej niż kilka krajów, padała najczęściej ofiarą rozszczepienia. Gdyby Malfoy rzeczywiście aportował się aż tyle razy, powinien być praktycznie martwy od magicznego wycieńczenia.

W takim razie nic dziwnego, że dwór się zatrząsł. Siła i koncentracja potrzebne do sukcesywnego wykonania takiego przeskoku eksplodowały jak fala uderzeniowa. Prawdopodobnie we dworze znajdowało się teraz pomieszczenie przemienione w niezliczoną ilość drzazg.

- To… to całkowicie niemożliwe - wyjąkała Astoria.

- Nie doceniasz swojego męża, Tori? - powiedział chłodnym, morderczym tonem. - Niezbyt miłe z twojej strony.

- Och, jesteś tu przeze mnie? - ton Astorii był złośliwy. - Nie. Nie, nie dlatego. Jesteś tutaj z powodu tej Szlamy. Przekląłeś mnie. Rzuciłeś mną do ścianę. Zamordowałeś Grahama Montague'a, a to wszystko przez tę Szlamę.

- Tak, jak powiedziałem - odparł Malfoy. - Zrobiłem to wszystko, ponieważ jest ona ostatnim członkiem Zakonu Feniksa, a to oznacza, że ​​w przeciwieństwie do ciebie jest ważna. Wręcz nieskończenie ważniejsza niż ty. Znacznie ważniejsza niż Montague. Czy wiesz, że Czarny Pan regularnie rozkazał mi przyprowadzać ją przed siebie, aby mógł osobiście sprawdzić jej wspomnienia? Oczy są raczej dość przydatne podczas wykonywania legilimencji.

Astoria zbladła, a Malfoy mówił dalej swoim zimnym, śmiercionośnym tonem. 

- Byłem gotów przymknąć oko na twoje nieprzyzwoite zachowanie i drobne ingerencje, ale przypominam sobie, że oprócz bycia elementem dekoracyjnym, jesteś dla mnie całkowicie bezużyteczna. Jeśli kiedykolwiek podejdziesz do niej ponownie, porozmawiasz z nią lub użyjesz swojego statusu pani tego dworu, aby przebić się przez którąkolwiek z moich osłon, zabiję cię. I zrobię to powoli. Być może poświęcę na to nawet jeden lub dwa wieczory. To nie jest groźba. To obietnica. Wynoś się. Wynoś się. Sprzed. Moich. Oczu.

Z gardła Astorii wyrwał się przerażony szloch, po czym uciekła z pokoju.

Malfoy stał, oddychając głęboko przez kilka sekund, zanim odwrócił się z powrotem do Hermiony.

Podszedł do niej powoli, po czym ukląkł i uniósł jej twarz, aby ponownie spojrzeć jej w oczy.

- Źrenice są różnych rozmiarów - powiedział po chwili. - Po zastosowaniu Wyciągu z Dyptamu sprowadzę specjalistę, aby sprawdził, czy coś jeszcze można zrobić.

Hermiona spojrzała na niego.

- Nie potrzebujesz moich oczu, żeby wykonywać legilimencję - odparła drewnianym tonem. - Tak jest po prostu łatwiej. Nie będzie miało to większego znaczenia, jeśli ​​będę ślepa na jedno oko.

Poczuła, jak jego palce na jej twarzy drgają lekko. Zacisnął szczękę.

- Uważam to za kwestię wygody - powiedział po chwili.

Jego kciuk przesunął się lekko po jej kości policzkowej, gdy kontynuował jej badanie.

Spojrzała na niego. Wyglądał mizernie, ale może tylko jej się tak wydawało z powodu dość mocno rozmytego obrazu.

- Jak aportowałeś się z Rumunii? - zapytała.

Uśmiechnął się ze zmęczeniem. 

- Ta zdolność, to zasługa ze strony Czarnego Pana. Chociaż… nie sądzę, żeby miał wtedy o tym jakiekolwiek pojęcie. Pierwotnie miała to być kara.

Hermiona zmarszczyła brwi. Nie miała pojęcia, jaki rodzaj kary mógłby mieć skutek uboczny w postaci umiejętności aportacji międzykontynentalnej. Musiała być to niesamowicie Czarna Magia.

- Jaki rodzaj klątwy…?

- To nie była klątwa, tylko rytuał, i to nie taki, o którym mam ochotę rozmawiać - powiedział, przerywając jej nagle.

- Skąd wiedziałeś, że powinnam znać zaklęcia? - powiedziała, kiedy wciąż się na nią gapił.

- Byłaś uzdrowicielką - odrzekł wzruszając ramionami. - Uznałem, że gdybym aportował cię do Świętego Munga, to ciśnienie najprawdopodobniej rozsadziłoby ci oko. Czas był ważny.

- Gdzie nauczyłeś się leczyć? - spytała, myśląc o wszystkich zaklęciach i diagnostyce, które natychmiast na niej wykonał.

W kącikach jego ust pojawił się uśmieszek.

- Byłem generałem przez lata, po drodze przeżywałem różne rzeczy. Rozwój tych umiejętności był oczywisty.

- Nie dla wszystkich. - Hermiona przy wielu okazjach próbowała nauczyć członków Zakonu czegoś więcej, niż tylko podstawowych zaklęć uzdrawiających przydatnych w sytuacjach awaryjnych. Większość z nich jednak nie wykazywała chęci nauczenia się czegoś innego niż Episkey.

- Tak. Cóż, byłem po zwycięskiej stronie. Z całą pewnością dokonaliśmy lepszych wyborów strategicznych - powiedział zimnym głosem, cofając swoje ręce.

- Zaklęcie diagnostyczne które wykorzystałeś było dość nietypowe - powiedziała Hermiona, ignorując jego komentarz.

- To była długa wojna - odparł, nadal klęcząc przed nią.

Hermiona spoglądała przez chwilę na swoje kolana, po czym ponownie na niego spojrzała. W jej skroniach zaczął pojawiać się ból spowodowany zaburzeniem widzenia.

- Ty… masz naturalny talent do leczenia. W innym życiu mógłbyś być uzdrowicielem - powiedziała.

- Jedna z największych ironii losu - powiedział, odwracając od niej wzrok. Wydawało jej się, że ​​kącik jego ust drgnął lekko, ale może była to tylko kwestia jej uszkodzonego wzroku.

- Przypuszczam, że tak. - Hermiona ponownie spojrzała na swoje dłonie. Jej palce były poplamione krwią. Tak, jak i jego.

Nastąpił charakterystyczny trzask, gdy pojawiła się Chwiejka trzymająca małą fiolkę Wyciągu z Dyptamu, którą podała Malfoyowi.

- Napraw drzwi - rozkazał skrzatce Malfoy, ledwo na nią zerkając, gdy odwrócił się do Hermiony.

Hermiona zaczęła niepewnie podnosić się na nogi.

- Powinnam… powinnam się położyć, żeby nie spływał - powiedziała. Jej równowaga straciła na mocy, a jej ręce i ramiona trzęsły się, nie będąc w stanie utrzymać jej wagi. Opadła z powrotem na podłogę i przygryzła wargę z frustracji. Może po prostu położy się na ziemi.

Jego dłoń zacisnęła się na jej łokciu, a siła uścisku podniosła ją na nogi.

- Nie będziesz leżeć na podłodze - powiedział zimnym głosem Malfoy, prowadząc ją przez pokój, aż do łóżka. - Połóż się tutaj.

Czuła jego posturę za sobą, gdy wślizgnęła się na łóżko. Odsunęła poduszkę na bok i położyła się płasko.

Malfoy pochylił się nad nią z fiolką w dłoni. Jego twarz pojawiała się i znikała za każdym razem, gdy mrugała. Ciemność. Jasność. Ciemność. Jasność.

- Ile kropli? - zapytał.

Hermiona zawahała się. Wyciąg z Dyptamu był drogi. Bardzo drogi. Kiedy była uzdrowicielką, musiała go racjonować i bardzo dokładnie rozważać korzyści w stosunku do jego kosztów.

- Kropla co dwie godziny przez kilka następnych dni byłaby idealna. Ale wystarczy też jedna dawka trzech kropli - powiedziała w końcu.

- Na ile może to pomóc? - zapytał.

- Prawdopodobnie będę w stanie rozróżniać kontury i kolory z odległości kilku stóp - powiedziała.

Malfoy pochylił się do przodu i prawą ręką delikatnie przytrzymał powiekę jej lewego oka, podczas gdy odmierzał do niego porcję Wyciągu. Szczypało. Hermiona natychmiast zamknęła oczy, by powstrzymać się przed mruganiem.

Ręka podtrzymująca jej twarz zniknęła.

- Wrócę za dwie godziny. Dopilnuję, by Astoria trzymała się z daleka.

Usłyszała oddalające się kroki i uniosła rękę, by przytrzymać zamknięte lewe oko i móc patrzeć, jak odchodzi.

Gdy był blisko drzwi, potknął się lekko, jakby się zachwiał.

Hermiona ponownie zamknęła oczy i leżała nieruchomo, starając się nie płakać.

Nie płacz. Nie płacz. Zmarnujesz tylko Dyptam.

Malfoy pojawił się dwie godziny później, sprowadzając ze sobą specjalistę. Był to starszy mężczyzna ubrany w zieloną szatę. Uzdrowiciel wydawał się sceptyczny, ale zdeterminowany, by ukryć swój dyskomfort. Ledwo spojrzał na Hermionę.

- Nakłucia twardówki to dość paskudna sprawa - powiedział uzdrowiciel świszczącym głosem, wyczarowując krzesło obok łóżka i odwracając się w stronę Malfoya. - Nie zawsze można wiele zdziałać. Podstawowe zaklęcia leczące nie służą zachowaniu wzroku. Będziemy musieli sprawdzić, nad czym można popracować. To ona powiedziała ci, jakich zaklęć użyć?

Malfoy skinął krótko głową i oparł się o ścianę.

Uzdrowiciel odwrócił się w stronę Hermiony i rzucił nieznane jej zaklęcie diagnostyczne.

Hermiona patrzyła na kolorowe pasma światła unoszące się nad jej głową i nie wiedziała, jak je odczytać. Uzdrowiciel milczał przez kilka minut, manipulując diagnostyką.

- To… to całkiem wyjątkowa naprawa - powiedział mężczyzna tonem pełnym zdziwienia, po ostatnim szturchnięciu pasm czubkiem różdżki i wysłaniu do nich małych iskier światła. Pasma zamigotały i skręciły się.

- Jakiego zaklęcia kazałaś mu użyć? - zapytał uzdrowiciel, w końcu spoglądając na twarz Hermiony.

- Sclera Sanentur - odpowiedziała.

Jego brwi podskoczyły. 

- Prawdopodobnie straciłabyś wzrok, gdybyś zdecydowała się na użycie bardziej powszechnych zaklęć. Gdzie nauczyłaś się tego rodzaju leczenia? - zapytał zdumiony.

- Austria, Francja, Albania i Dania - powiedziała Hermiona stłumionym głosem. - Przemieszczałam się. Moją specjalnością było leczenie Czarnej Magii i bieżących urazów przez nią spowodowanych.

- Naprawdę? - Lekceważące zachowanie uzdrowiciela wobec Hermiony znikło, gdy przyglądał się jej w zamyśleniu. - Złożyłem swego czasu podanie na studia w Albanii. W 1964 roku. Nie dostałem się jednak, bo moja różdżka nie była wystarczająco precyzyjna. Piękny szpital. Oddział Starej Magii był najlepszym w Europie.

- Tak - powiedziała Hermiona tęsknym głosem.

- Szkoda, że terroryści zniszczyli go podczas wojny - odparł uzdrowiciel. - Z drugiej strony... - Spojrzał na ubranie i nadgarstki Hermiony, wykrzywiając wargi. - Przypuszczam, że byłaś jedną z nich.

- Nie byłam kimś, kto kiedykolwiek zaatakowałby szpital - powiedziała Hermiona.

To była ulubiona taktyka Voldemorta. Uwielbiał atakować miejsca, które powinny pozostać neutralne, po czym wrabiał w to terrorystów Ruchu Oporu. Pomogło mu to sprzymierzyć sobie opinię publiczną i zepchnąć Ruch Oporu do podziemia.

Hermiona przypomniała sobie dzień, w którym dowiedzieli się, że albański szpital został wysadzony w powietrze. Prawie nikt nie przeżył. Wszyscy uzdrowiciele, którzy byli mentorami Hermiony, zostali pogrzebani w jego gruzach.

Wkrótce potem Ruch Oporu całkowicie zaniknął w tamtej części Europy.

Specjalista kontynuował badanie odczytów diagnostycznych Hermiony jeszcze przez kilka minut, zanim usunął je jednym machnięciem różdżki. Rzucił na nią kilka zaklęć, których działanie poczuła. Zrobiło jej się dziwnie zimno w przedniej części mózgu. Następnie uzdrowiciel pochylił się nad nią i dodał kroplę Wyciągu z Dyptamu do jej oka.

- Myślę, że możesz w pełni wyzdrowieć. Przebywaj w jak najsłabszym świetle i stosuj Wyciąg z Dyptamu co dwie godziny w ciągu dnia i dodatkową kroplę tuż przed pójściem spać przez następne dwa tygodnie. Stosuj się do zaleceń, a sądzę, że może okazać się to niewielkim lub nawet tylko krótkotrwałym uszkodzeniem wzroku.

Hermiona przyglądała się mu jednym okiem, gdy wstał i odwrócił się w stronę Malfoya, pompatycznie poprawiając swoje szaty.

- Muszę powiedzieć, że masz tu wyjątkową małą uzdrowicielkę. Kiedy powiedziałeś mi, co się stało, spodziewałem się, że skończy się to całkowita ślepotą. Zaklęcia Sanentur są dość niejasne i specyficzne dla różnych rodzajów obrażeń. To niezwykłe, że miała na tyle przytomny umysł, aby odróżnić, że byłoby to najwłaściwsze do naprawy tego konkretnego rodzaju nakłucia.

- Całkiem fortunnie - powiedział Malfoy mdłym tonem. - Czy jest coś jeszcze, co byś zalecił? Mam ścisłe rozkazy, aby utrzymać ją w dobrym stanie. Nie chcę, żeby cokolwiek zostało przeoczone.

- Cóż… może chłodny kompres. Wyciąg na Dyptamu działa najlepiej, gdy jest stosowany w niskiej temperaturze. I… ach… um. Pożywne jedzenie. Rosół z kurczaka i tym podobne. Aby pomóc ciału cię leczyć. Ona prawdopodobnie o tym wie.

- Bardzo dobrze - powiedział Malfoy, prostując się i wskazując na drzwi do pokoju Hermiony, który zostały wcześniej naprawione przez skrzaty domowe.

Uzdrowiciel ponownie spojrzał na Hermionę.

- Niesamowite - powiedział ponownie zdumionym głosem. - Szkoda. Takie marnotrawstwo talentu.

- Hmm - mruknął niezobowiązująco Malfoy.

- Ty również, sir. Całkiem niezwykłe, że potrafiłeś tak dobrze wykonać te zaklęcia. Bardzo imponujący wyczyn. Sam mógłbyś być uzdrowicielem.

- Ciągle mi to powtarzają - powiedział Malfoy z nieszczerym uśmiechem. - Czy myślisz, że Święty Mungo nadal będzie chciał zatrudnić mnie po tym, jak zamordowałem kogoś na środku ich poczekalni?

Uzdrowiciel zbladł. 

- No… Miałem na myśli to, że…

- Jeśli nie masz do dodania nic innego, odprowadzę cię - przerwał mu Malfoy i wyszedł z pokoju.

Hermiona spędziła większość następnych dni w łóżku. Skrzat domowy pojawiał się co dwie godziny z fiolką Wyciągu z Dyptamu, obserwował ją, jak aplikowała jego dawkę do oka, a potem znikał.

Po czterech dniach odzyskała wzrok na odległość wyciągniętego ramienia, ale poza tym promieniem wszystko stawało się zamazane, a każda próba skupienia się sprawiała jedynie ból.

Malfoy już się nie pojawiał, ale Hermionie wydawało się, że słyszała jego kroki na korytarzu.

Potem przyszła Stroud.

- Słyszałam, że miałaś raczej niefortunny miesiąc - powiedziała Stroud, wyczarowując stół do badań i czekając, aż Hermiona do niego podejdzie

Hermiona nic nie powiedziała, gdy podeszła i usiadła na jego krawędzi. Stroud wyciągnęła fiolkę Veritaserum, a Hermiona otworzyła usta i przyjęła kroplę na wyciągnięty język.

Stroud rzuciła ogólną diagnozę na ciało Hermiony i oboje ją przestudiowały. Oko Hermiony radziło sobie lepiej. Jej poziom sodu był w normie. Jej poziom kortyzolu był jednak niezwykle wysoki.

Zawsze był wysoki, ale teraz zauważyła w jego odczycie wyraźny skok.

Stroud westchnęła i naskrobała coś w aktach Hermiony, po czym rzuciła zaklęcie wykrywające ciążę.

Hermiona już wiedziała, jaki będzie wynik zaklęcia. Patrzyła wymownie na zegar na ścianie. Jej rozmyty wzrok skutkował tym, że nie mogła odczytać liczb ani nawet dojrzeć wskazówek, dopóki nie zamknęła lewego oka.

Zapadła długa cisza. Tak długa, że Hermiona w końcu obejrzała się i zauważyła, że Stroud zaczęła przeglądać jeszcze bardziej szczegółową diagnostykę jej układu rozrodczego.

Hermiona nie mogła uważnie przeanalizować wszystkich wskaźników, ale odczytała je na tyle, by wiedzieć, że nie ma w nich nic niezwykłego. Spojrzała na twarz Uzdrowicielki.

Była zamazana, ale wciąż mogła dostrzec znajome napięcie i irytację wokół ust kobiety, kiedy manipulowała ona różdżką przy diagnostyce.

- Nadal nie jesteś w ciąży - powiedziała stanowczo Stroud.

Słowa były zarówno oskarżeniem, jak i potępieniem.

Hermiona nie wzdrygnęła się ani nawet nie mrugnęła. Stroud kontynuowała: 

- Tylko ty jeszcze nie jesteś w ciąży. A w przypadku pozostałych, dzieje się tak tylko dlatego, że… mają one swoje własne problemy.

Nastąpiła pauza. Wydawało się, że Stroud czeka na jakieś słowa obrony z jej strony.

- Może Wielki Łowca też ma problemy - powiedziała w końcu Hermiona.

- Nie. Osobiście badałam go już kilka razy. Jest doskonale męski i płodny. Nawet wyjątkowo.

Hermiona walczyła, żeby jej usta nie drgnęły z rozbawienia na myśl o Malfoyu badanym przez Stroud. Musi to uwielbiać - pomyślała.

Hermiona milczała. Stroud westchnęła gwałtownie.

- Jak on cię bierze? Czy po akcie pozostajesz w pozycji leżącej? Czy potem się myjesz?

Pytania ociekały podejrzliwością.

Hermiona poczuła rumieniec wpływający na policzki, gdy była zmuszona odpowiedzieć.

- Na ścianie jest zegar. Zawsze odczekuję wyznaczony czas przed jakimkolwiek ruchem. Przestrzegam wszystkich instrukcji. Portret może to zweryfikować.

Oczy Stroud zwęziły się.

- A jak on cię bierze?

Hermiona wpatrywała się uważnie w zamazany zegar, aż jej głowa zaczęła pulsować.

- Na stole.

- Co? - zapytała ostro Stroud.

- On… wyczarowuje stół na środku pokoju. I każe mi się nad nim pochylać.

- Bierze cię od tyłu?

Hermiona poczuła, jak jej policzki i uszy stają się gorące. 

- Tak. Jest bardzo… kliniczny, jeśli o to chodzi.

- Ile razy dziennie?

- Raz dziennie. Przez pięć dni.

Zapadła długa cisza.

- Cóż… - mruknęła w końcu Stroud. Potem pochyliła się i dwukrotnie stuknęła różdżką w metal kajdan na jednym nadgarstków Hermiony. Hermiona poczuła natychmiastowy przypływ ciepła.

Minutę później rozległo się ostre stukanie do drzwi, a do pokoju wszedł Malfoy, wyglądający na zimniejszego niż kiedykolwiek wcześniej. Ledwo mogła rozpoznać jego twarz, gdy szedł w stronę Uzdrowicielki. Zamknęła lewe oko, aby spróbować lepiej widzieć.

- Wzywałaś - powiedział.

- Nadal nie jest w ciąży - oznajmiła Stroud.

Malfoy nie wyglądał na zdziwionego ani rozczarowanego tą wiadomością.

- To niefortunne - powiedział chłodno.

- W rzeczy samej. Zaczyna stawać się to dość anomalne. Nie ma nic, co byłoby w stanie to wytłumaczyć.

Oczy Stroud zwęziły się, gdy patrzyła na Malfoya.

Ciekawość Hermiony została nagle pobudzona. Czy Stroud podejrzewała, że Malfoy próbował uniknąć zapłodnienia Hermiony? Czyżby? Dlaczego miałby to robić? Powinien być zdesperowany, by zaszła w ciążę. Jeśli nie dla spadkobiercy, to przynajmniej z nadziei, że odrębne źródła magii w końcu zaczną ze sobą kolidować i przebiją się przez fugi chroniące wspomnienia Hermiony.

- Czarny Pan może mieć powody do niepokoju, jeśli starania nadal będą bezowocne. Jak wiesz, jego pragnienie jest dwojakie.

- Oczywiście. Jestem tego świadomy - powiedział Malfoy, a jego głos zabrzmiał groźnie.

- W takim razie nie powinieneś mieć żadnych zastrzeżeń, jeśli przedstawię zalecenia, w jaki sposób mógłbyś zwiększyć swoje szanse na sukces.

Malfoy skinął głową. 

- Wszystko w służbie Czarnemu Panu.

- W takim razie nie będzie już stołów - powiedziała Stroud ostrym tonem.

W oczach Malfoya pojawiło się coś nowego. Być może była to irytacja.

- W porządku.

- I bierz ją w pozycji półleżącej - powiedziała Stroud, unosząc podbródek. - Z mniejszym dystansem.

Na ustach Malfoya pojawił się szyderczy uśmieszek, ale zanim cokolwiek odpowiedział, Stroud dodała:

- Magiczna ciąża jest o wiele bardziej złożona niż sam biologiczny proces zapłodnienia. Może wymagać połączenia. Wygody dla każdego.

- Naprawdę? Czy wszystkie inne ciężarne surogatki, które pod sobą masz, przypisują swoje schorzenie związkowi, jaki łączy je z reproduktorami? - wycedził Malfoy.

- Ona jest wyjątkowa w swojej magii, tak jak i ty - powiedziała Stroud ze sztywną miną. - Według niektórych teorii taka moc sprawia, że ​​iskra życia wymaga więcej… perswazji. Chyba że możesz zaoferować jakieś inne wyjaśnienie.

Rzuciła Malfoyowi długie spojrzenie, które odwzajemnił bez mrugnięcia okiem.

Hermiona była pewna, że Stroud podejrzewała Malfoya o coś, co mogłoby w tym przeszkodzić.

- W porządku.

- Doskonale - powiedziała Stroud, a jej usta rozszerzyły się w cienkim uśmiechu. - W końcu Czarny Pan jest bardzo chętny do uzyskania dostępu do jej wspomnień. Jeśli próby poczęcia będą nadal nieudane, możemy być zmuszeni do rozważenia innych opcji „ojców”.

- Miałem wrażenie, że użycie magicznej ciąży do odblokowania wspomnień wymaga, aby ojciec był legilimensem, w przeciwnym razie może dojść do poronienia - powiedział Malfoy lekko ostrym tonem.

- To prawda. Zaznajomienie mago-genetyczne jest ważne. Jednak niekoniecznie musi być to ze strony ojca. Inną opcją może być na przykład przyrodnie rodzeństwo. Słyszałam plotki, że twojego ojca można przywrócić do Wielkiej Brytanii.

Hermiona poczuła, że jej ciało zadrżało, a jej gardło skurczyło się, jakby miała zwymiotować. Wyraz twarzy Malfoya nie zmienił się, ale zbladł on wyraźnie, nawet w rozmazanej wizji Hermiony.

Uzdrowicielka Stroud kontynuowała, a w jej głosie zabrzmiała szydercza nuta. 

- Nie wspominałam o tej opcji Czarnemu Panu. Jednak wiem, jak bardzo zależy mu na postępach. Polecenie tej opcji byłoby dla mnie rozczarowaniem. Jako naukowiec muszę przyznać, że jestem szczególnie ciekawa zobaczenia potomstwa dwóch tak wyjątkowo potężnych jednostek. Ale... największą lojalność żywię wobec Czarnego Pana, więc jeśli ta szczególna para po sześciu miesiącach nadal będzie bezowocna w swoich staraniach, spodziewam się, że nie będę miała innego wyjścia, jak zaoferować alternatywne rozwiązanie.

- Oczywiście - powiedział Malfoy spokojnym tonem, jednak z nutą, którą Hermiona rozpoznała jako zimną furię. - Czy masz coś jeszcze do dodania?

- Nic więcej, Wielki Łowco. Dziękuję za poświęcony czas - powiedziała Stroud.

Malfoy odwrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami.


3 komentarze:

  1. Miałam rację! Hermiona sama potwierdziła, że nie musiała mieć oczu, by można było używać legilimencji! Malfoy zrobił to dla niej! Zrobił to, bo coś do niej czuje. To jak nastraszył Astorie, wezwał do niej magomedyka, nie żałował wyciągu z Dyptamu! To przecież tylko pokazuje, że faktycznie mu na niej zależy. Nawet ten głupi dotyk na jej policzku. Czy naprawdę było to konieczne, by tak ją dotykać? Oh Draco, zaczynasz mi skradać serce coraz bardziej. I pomyśleć, że to właśnie on jest Wielkim Łowcą. Przecież to się do cholery kupy nawet nie chce trzymać. Z jednej strony oschły a z drugiej strony pod tą maską którą nosi jest troskliwy. I czy on naprawdę nie chce, żeby zaszła w ciążę? W sumie od razu mi się nie spodobało to, jak wygląda ich stosunek. Zwykłe pieprzenie a nie staranie się o dziecko. Jak ona ma zajść w ciążę, jeśli on faktycznie się o to nie stara? Nawet głupi eliksir płodności w tym nie pomoże. Ale dlaczego sabotuje sam siebie? Czy boi się, że gdy Hermiona zajdzie w ciążę i urodzi po prostu ją straci? Sama Astoria zauważyła, że Draco po przybyciu się zmienił. Okazał jej zainteresowanie, troskę, wprowadził się do domu! To naprawdę coś musi znaczyć, jemu na niej zależy. Jestem ciekawa, jak teraz będą wyglądać ich zbliżenia. Cholera, w sumie nawet ja się poczułam skrępowana, jak Stroud zaczęła wypytywać Hermionę jak to robią i ile razy dziennie xD Ale rozwaliło mnie, jak opisała Malfoya, tak męski i jurny xD Padłam 🙈

    OdpowiedzUsuń
  2. Od początku mi się wydaje że Draco nie chcę zapłodnić Herm a i Hermiona nie chce zająć w ciążę więc jej ciało może ją słucha. Lecz po groźbach Stroud że może wrócić Lucjusz raczej zdecydują że lepiej niech znajdzie w ciążę. Draco i tak spokojnie potraktował tą idiotkę, choć może jeszcze jej się oberwie.🤔

    OdpowiedzUsuń
  3. Musze przyznac, ze juz niewiele rozumiem - tym bardziej mi sie to podoba! Nadal trzymam sie wersji, ze Draco trzyma sie od niej z daleka, zeby sie przypadkiem nie odkryc przed nia, a wiec i przed Voldkiem. Stad ta dwojakosc zachowania - z jednej strony mowi jej okrutne rzeczy, a za chwile prawie sie wykancza przy miedzynarodowej teleportacji. Nie uwazam, zeby Voldek szczegolnie sie wzruszyl brakiem par oczu u Granger, wiec tym bardziej wzrusza mnie poswiecenie Draco. Mam nadzieje, ze to opowiadanie konczy sie dobrze, bo na razie mam jeden wielki koltun w glowie 😁
    Mała

    OdpowiedzUsuń