Muzyczna sugestia:

Melanie Martinez - Tag You're It

Playlista Spotify: "Music to read Manacled to"

__________

Ostrzeżenie: niniejszy rozdział zawiera bardzo drastyczne opisy oraz wpisuje się częściowo w ‘klimaty gore’. 


Coś było…

Hermiona pomyślała, że coś było nie tak, gdy została pchnięta na żywopłot, a jej sukienka została rozerwana.

Zimno.

Czuła zimne powietrze.

Czyjeś zęby na jej gardle. To bolało.

Nie podobało jej się to.

Próbowała się bronić, ale jej ręce zostały gwałtownie odepchnięte na bok, a potem poczuła zęby na swojej piersi. Wbiły się one w jej ciało.

Mocno.

Płakała, a przynajmniej tak jej się wydawało.

Czuła palce między swoimi nogami. Wbijały się w nią. Rozpychały ją gwałtownie i boleśnie.

Próbowała zacisnąć nogi, ale coś tkwiło między nimi.

Nie mogła.

Nie sądziła...

To nie miało…

Żywopłot ją drapał. Kłuł ją w plecy.

Palce wbijały się w nią, a zęby nadal wgryzały się w jej ramiona i piersi.

Potem znalazła się na ziemi.

Czuła pod dłońmi kłujący ją żwir ścieżki.

Ostre, zimne małe skały.

Coś - czego nie chciała.

Coś miało się stać.

Ona właśnie...

Nie była pewna co.

Czy to miało coś wspólnego z Malfoyem?

Między jej nogami klęczał mężczyzna. Montague.

Spojrzała na niego zaszklonym wzrokiem.

Jej palce drżały, szarpiąc się przez żwir.

Pochylił się w jej stronę.

Jego twarz była tak bardzo blisko jej własnej.

Może zamierzał zdradzić jej sekret.

Coś szarpało się między jej nogami.

Czuła, że ​​powinna wiedzieć co - ale nie mogła sobie przypomnieć.

Coś, co nie miało się wydarzyć.

Sekret.

Od Malfoya.

Ale… nie chciała.

Malfoy by wiedział - gdyby miała sekret.

Zawsze był w jej głowie.

Próbowała powiedzieć to mężczyźnie, ale zamiast tego po prostu płakała.

Wtedy nagle mężczyzna zniknął i rozległ się głośny trzask.

Odwróciła się i ujrzała go wbitego w ścianę dworu.

Malfoy kopał go tak niepohamowanie, że słyszała tylko trzaski.

Usiadła i patrzyła.

Malfoy podniósł mężczyznę za gardło i podciągnął go w górę po ścianie, aż spotkali się oko w oko.

- Jak śmiesz?! Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho, Montague?

- Nie sprawiałeś wrażenia, że nie obchodzi cię to, że ją masz, Malfoy - wychrypiał Montague. - Założyłem, że nie masz nic przeciwko dzieleniu się, patrząc na sposób, w jaki pozwoliłeś zabawiać się Astorii. Szlama miała być moja. Wepchnąłeś się. To ja ją złapałem. Ona była moja.

- Ona nigdy nie będzie twoja - parsknął szyderczo, gwałtownie dźgając Montague'a, przecinając jego koszulę i brzuch.

Bez wahania lub puszczania mężczyzny, Malfoy wepchnął rękę wprost do jego jamy brzusznej, po czym zaczął wyciągać z niej narządy i owijać je wokół swojej pięści.

Montague krzyczał i miotał się w agonii.

Malfoy wyciągnął z niego garść jelit na tyle daleko, że zalśniły w bladym świetle księżyca.

- Jeśli kiedykolwiek cię znowu zobaczę, uduszę cię nimi - powiedział Malfoy śmiertelnie spokojnym tonem.

Wypuścił jelita z uścisku tak, że dyndały z wnętrza Montague’a jak łańcuszki do zegarków. Malfoy oczyścił krew i inne płyny z dłoni, patrząc, jak Montague odsuwa się potykając, skomląc i szlochając, próbując wepchnąć jelita z powrotem do środka.

Malfoy odwrócił się do Hermiony. Jego twarz była śmiertelnie blada.

- Ty idiotko… Dlaczego… Dlaczego wyszłaś dziś wieczorem?

Hermiona siedziała spokojnie na żwirze i patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami.

Pomyślała, że ​​powinna coś powiedzieć. Ale… nie była pewna, czy pamięta, co to było.

Coś o Malfoyu.. To właśnie zamierzała powiedzieć mężczyźnie. Montague.

- Malfoy zawsze po mnie przychodzi - szepnęła.

Gapił się na nią. Jego szczęka drgnęła, a pięści zacisnęły się na kilka sekund, zanim przełknął.

- Co on ci zrobił? - zapytał cicho, klękając obok niej.

Spróbował rzucić na nią kilka zaklęć, gdy jedno z nich nagle zadziałało. Wtedy, niczym lodowata woda, cała rzeczywistość zwaliła się na Hermionę.

Zduszony szloch wyrwał jej się z gardła i objęła się ramionami. Jej szaty były podarte, a na całym swoim ciele czuła ślady ugryzień. Nie mogła przestać się trząść.

Malfoy klęczał obok niej, zupełnie bez wyrazu. Powoli wyciągnął rękę i chwycił ją pod ramię.

- Chodźmy cię umyć.

Z trzaskiem aportowali się w jej pokoju, a on pchnął ją lekko, by usiadła na skraju łóżka, po czym odwrócił się i wszedł do łazienki. Zapadła długa cisza, zanim powrócił kilka minut później, niosąc miskę i mokrą szmatkę, które jej podał. Hermiona przestała szlochać i wciąż czkała, starając się nie płakać ani nie hiperwentylować.

Malfoy odwrócił się i wyjrzał przez okno, podczas gdy ona próbowała zetrzeć żwir i brud przyklejający się do krwi z ugryzień na całym jej ciele. Niektóre z nich okazały się tak głębokie, że były raczej dużymi półksiężycami niż śladami pojedynczych zębów. Czuła, jak krew spływa po jej torsie strumieniami. Jej ręce trzęsły się tak bardzo, że co chwilę upuszczała ściereczkę na kolana.

Usłyszała syk irytacji i ręka Malfoya nagle wyrwała materiał z jej dłoni. Skuliła się w sobie z powrotem.

- Nie zamierzam cię skrzywdzić - powiedział napiętym głosem, siadając obok niej. Wyciągnął powoli rękę i wziął ją za ramiona, odwracając w swoją stronę, by ocenić obrażenia.

Zacisnął szczękę, gdy na nią patrzył.

Poruszając się powoli, jakby była płochliwym zwierzęciem, skierował szmatkę na jej ramiona. Delikatnie ocierał krew, a następnie mamrotał zaklęcia, aby uleczyć rany. Starała się nie wzdrygać za każdym razem, gdy jej dotykał. Przeszedł przez jej ramiona, a potem w górę szyi, zanim zwrócił się ku najgorszym ranom, które skupiały się na jej piersiach.

Jego usta zacisnęły się w prostą linię, gdy zaczął je leczyć. Niektóre były tak głębokie i poszarpane, że naprawienie ich wymagało wielu zaklęć. Kiedy pracował, wyraz jego twarzy był całkowicie pozbawiony emocji, skupiony. Hermiona wpatrywała się w niego, wciąż nie mogąc powstrzymać drżenia.

Do tego czasu ledwo jej dotknął. Poza minimalnym kontaktem, gdy próbował ją zapłodnić, jedynym razem, kiedy w ogóle ją dotykał, był moment powstrzymania ją przed rzuceniem się ze schodów lub podczas aportacji.

Pracował uważnie. Po chwili w końcu odsunął się i odwrócił od niej wzrok.

- Gdzieś jeszcze? - zapytał.

- Nie - powiedziała Hermiona napiętym głosem, zasuwając poszarpane szaty i otulając się nimi.

Patrzył na nią przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy mówi prawdę, czy nie. Potem usunął zaklęciem miskę z krwią i wodą. Wstał.

- Przez cały najbliższy tydzień będziesz otrzymywać ode mnie Eliksir Spokoju i Eliksir Bezsennego Snu - powiedział. - Na pewno słyszałaś, że nie będzie mnie przez kilka następnych dni. Powinnaś zostać w swoim pokoju, dopóki nie wrócę.

Hermiona nic nie powiedziała. Po prostu zacisnęła dłonie na szatach i wpatrywała się w podłogę. Widziała jego buty, gdy stał obok niej. Potem odwrócił się i wyszedł z jej pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Hermiona nadal siedziała zmrożona. Po chwili wstała i poszła do łazienki. Pozwoliła zsunąć się szatom i sukience, patrząc, jak ciepła woda napełnia wannę.

Zostawiła ubranie na podłodze i miała nadzieję, że skrzaty domowe prędzej je spalą, niż naprawią i odeślą.

Woda szybko zrobiła się czerwona od całej pozostałej na jej ciele krwi, więc opróżniła wannę i ponownie ją napełniła, szorując się tak ostro, aż starła cały naskórek.

Wciąż czuła, jak wbijają się w nią zęby Montague’a. Skóra, którą wyleczył Malfoy, była wciąż nowa i bardzo wrażliwa. Walczyła z pokusą, by jej nie drapać.

Siedziała w wannie i płakała, aż woda ostygła, a jej ciało zaczęło się trząść.

Wychodząc z wanny i przyciskając ręcznik do siebie, niepewnie wróciła do pokoju. Na wąskim stoliku nocnym stały dwie fiolki z eliksirem. Opróżniła porcję Eliksiru Bezsennego Snu i wczołgała się pod pościel.

Następnego ranka została w łóżku. Nie miała żadnego powodu, żeby wstawać.

Nie chciała się ruszać. Nie chciała myśleć. Chciała po prostu kolejną dawkę Eliksiru Bezsennego Snu. Choć bardzo się starała, nie mogła już spać. Wypiła Eliksir Spokoju i poczuła, jak węzeł przerażenia w jej żołądku słabnie.

Nie mogła przestać myśleć.

Jej umysł nie mógł się uspokoić. Pochłaniała go karuzela ostrej świadomości, poczucia winy, żałoby, obsesji i zmartwień.

Montague... nie chciała nawet o nim myśleć.

Niewiele wydarzeń poprzedniej nocy nie było przerażających.

W jakiś sposób założyła, że ​​sytuacja wszystkich dziewcząt będących w programie reprodukcyjnym jest taka sama. Że ci, którym je dano, będą traktowali je tak samo, jak traktowano ją. Klinicznie. Przeważnie pozostawiając je samym sobie. Koncepcja ta była całkowicie bezsensowna dla wszystkich stron.

Ale najwyraźniej tak nie było. Z perspektywy czasu stało się dla niej oczywiste, że surogatki nigdy nie miały być tak traktowane. Uzdrowicielka Stroud mogła uważać program reprodukcyjny magów za naukę, ale w rzeczywistości była to czysta rozrywka. Program tworzył to dla Śmierciożerców widowisko, ale był też łapówką. Surogatki były ich seksualnymi niewolnicami.

Hermiona z goryczą zdała sobie sprawę, że była tak pochłonięta własną sytuacją, że nie zastanawiała się, o ile gorsza mogła być ona dla innych.

Najwyraźniej zawsze miało tak być. Brak stanika. Żadnych majtek. Sposób, w jaki guziki ich sukienek odrywały się przy nawet najmniejszym szarpnięciu.

Były dostępne. W każdym tego słowa znaczeniu.

Śmierciożercy byli zobowiązani do gwałcenia ich w czasie ich dni płodnych, ale w instrukcjach nie było wzmianki, by okres płodny był jakimkolwiek ograniczeniem.

W jakiś sposób przyporządkowanie jej Malfoyowi sprawiło, że… miała szczęście?

Wydawał się być czysto formalny, gdy chodziło o jej wykorzystanie.

Może to po prostu dlatego, że Voldemort nie chciał, żeby została zbytnio uszkodzona, dopóki nie odzyskają jej wspomnień. Może nie pozwolono mu jej skrzywdzić ani zgwałcić tak, jakby tego chciał.

Ale… to nie wydawało się właściwe. Nie wydawał się być tym zainteresowany. To nie było tak, że się powstrzymywał. Zawsze wydawał się chętny, by szybko z nią skończyć. Aby uciec od niej. Była dla niego tylko przykrym obowiązkiem.

Czy to możliwe, że Wielki Łowca był najmniej nieludzko okrutną postacią w rządzie Voldemorta?

To też nie wydawało się trafne. Nie po tym, jak widziała, co robił względem Montague’a. Obserwowanie jak spokojnie stał, wyrywając gołymi dłońmi jego narządy wewnętrzne było… przerażające.

Rzeczowe.

Łatwe.

Malfoy miał w sobie mnóstwo okrucieństwa. Dusił je tuż pod powierzchnią, czekając na okazję do wypuszczenia.

Może gwałt nie był dla niego.

Dziwna myśl, ale najbardziej prawdopodobna, jaka przyszła jej do głowy. Nienawidził jej dotykać. Unikał tego jak tylko mógł.

Najwyraźniej Malfoy nie był kompletnym potworem.

To nie miało znaczenia. Nic z tego nie miało znaczenia. Nic z tego nigdy nie miało znaczenia.

To było podobne do świadomości, że Voldemort umiera. Uświadomienie sobie, że inne dziewczyny miały gorzej, nie robiło dla niej żadnej różnicy. Hermiona i tak nie mogła nic zrobić.

Nawet jeśli jakimś cudem znalazłaby sposób na ucieczkę - co samo w sobie było absolutną niemożliwością - nie mogła ocalić kogokolwiek innego. Musiała uciekać. Musiała biec ile sił w nogach. Najlepsze, co mogła zrobić, to spróbować odnaleźć członków Zakonu, którzy jeszcze żyją i sprawdzić, czy mają sposób na uratowanie wszystkich innych. Ale gdyby istniał sposób na zrobienie czegoś takiego, to Zakon z pewnością już by to robił. Zakon nie zostawiłby surogatek na tak długo, jeśli istniałby jakikolwiek sposób, by je uratować.

Hermiona nie potrafiła myśleć o nikim oprócz siebie. Jeśli miała w sobie informacje, o których posiadanie Voldemort i Malfoy zdawali się ją posądzać, to najważniejszą rzeczą, jaką mogła zrobić, było powstrzymanie ich przed uzyskaniem tego od niej.

Musiała uciec.

Kończył jej się czas.

Wydawało się wręcz cudem, że jeszcze nie zaszła w ciążę. Była pewna, że ​​po eliksirze płodności zajdzie w nią niemal natychmiast.

Kiedy już będzie w ciąży…

Hermiona nagle odniosła wrażenie, jakby nie mogła oddychać. Poczuła ucisk w klatce piersiowej i gardle. Zaczęła się trząść, próbując nie płakać.

Jej szanse na ucieczkę były i tak już nieskończenie małe. Gdy zajdzie w ciążę, praktycznie przestaną one istnieć i będą zmniejszać się z każdym kolejnym dniem.

Nie mogła nawet przejść przez pole lub otwartą drogę. Ucieczka z dodatkowymi wyzwaniami, jakie wiązałyby się z ciążą, byłaby... niemożliwa.

Po porodzie, Malfoy wyrwałby dziecko z jej ramion (zakładając, że nawet pozwoliłby jej je potrzymać), a potem zabrałby Hermionę do Voldemorta i zabił ją, a ona zostałaby pożarta przez te nikczemne pytony. Jej dziecko byłoby umieszczone w tym przerażającym domu Malfoya, aby wychowywał je ze swoją okropną żoną...

Klatka piersiowa Hermiony uniosła się i zanim zdążyła się powstrzymać, zaczęła szlochać tak gwałtownie, że się zakrztusiła.

Nawet gdyby uciekła przed Malfoyem, nigdy nie przestałaby jej szukać.

Nie było sposobu na ucieczkę. Każdy pomysł, jaki przychodził jej do głowy, nie miał szans zadziałać. Była jak owad w sieci pająka.

Dwór był nieskazitelną klatką.

Chyba, że jakimś cudem mogłaby przekonać Malfoya, żeby pozwolił jej odejść...

Ale na to po prostu nie było sposobu.

Nie była nawet pewna, czy mógłby pozwolić jej odejść, nawet gdyby chciał. Było coś specyficznego w sposobie, w jaki od czasu do czasu spoglądał na jej kajdany. To sprawiało, że Hermiona wątpiła, czy w ogóle mógłby je usunąć.

Mógł ją tylko zabić. W końcu już zaplanował to zrobić.

Przewróciła się na plecy i z rozpaczą wpatrywała się w baldachim.

Nie było wyjścia.

Nigdy nie ucieknie. Niedługo będzie w ciąży.

I nigdy nie ucieknie.

Fala smutku i przygnębienia sprawiła, że ​​zasnęła.

Hermiona ledwo opuściła łóżko przez kilka następnych dni.

Wyglądała przez okno, gdy drzwi jej pokoju nagle eksplodowały, a do środka wkroczyła Astoria z różdżką w jednej ręce i gazetą w drugiej.

Hermiona szybko wstała, a Astoria zamarła w miejscu. Patrzyły na siebie przez minutę.

Astoria nie zbliżyła się do Hermiony od czasu, kiedy zaprowadziła ją do pokoju Malfoya. Palce Hermiony drgnęły nerwowo. Astoria musiała być tu z powodu Montague’a.

- Chodź tu, Szlamo - rozkazała Astoria ostrym głosem.

Hermiona niechętnie przeszła przez pokój, dopóki nie stanęła zaledwie o stopę od Astorii. Jej serce waliło i miała silne przeczucie, że rozmowa, którą miały odbyć, skończy się źle.

Astoria była blada. Krucha. Nienagannie ubrana i wypielęgnowana, ale sprawiała wrażenie, że coś ją nęka. Kolczyki, które miała na sobie, lekko drżały, a jej oczy zwężały się w szparki, gdy patrzyła na Hermionę.

- Wiem, że wszędzie wścibiasz swój nos. Widziałaś tę historię? - powiedziała Astoria, unosząc gazetę, aby Hermiona mogła zobaczyć zdjęcie na pierwszej stronie.

Hermiona była zbyt przygnębiona, żeby nawet spojrzeć na Proroka Codziennego od czasu równonocy. Jej spojrzenie opadło, by przyjrzeć się zdjęciu, a jej oczy rozszerzyły się.

Na okładce Proroka Codziennego widniało zdjęcie Malfoya, spokojnie patroszącego Grahama Montague'a na środku poczekalni Szpitala Świętego Munga.

Hermiona miała tylko ułamek sekundy, zanim Astoria ruszyła ręką i złożyła gazetę na pół.

- Muszę coś przyznać - powiedziała Astoria nienaturalnie spokojnym głosem. - Kiedy po raz pierwszy usłyszałam wiadomość, że Draco publicznie zabił Grahama, pomyślałam, że to dlatego, że w końcu coś zauważył.

Usta Astorii drgnęły, po czym odwróciła wzrok od Hermiony.

- Próbowałam być idealną żoną, kiedy zostałam wybrana - powiedziała bez wyrazu Astoria. - Żona Draco Malfoya. Naprawdę, nie dało się tego porównywać do czegokolwiek. Najpotężniejszy generał w armii Czarnego Pana. Wszystkie inne dziewczyny były tak zazdrosne. Oczywiście, było to ustalone, ale myślałam, że w końcu zda sobie sprawę, że miałam rację. Że byłam dobrą żoną. Robiłam wszystko. Dołączałam do każdej rady, każdej organizacji charytatywnej. Byłam idealną żoną. Byłam idealna. Ale on nigdy nie zwracał na to uwagi.

Astoria wzruszyła ramionami i beztrosko gestykulowała ręką w której trzymała różdżkę. Jej paznokcie były pomalowane na srebrno i błyszczały w chłodnym świetle dnia.

- Ludzie nie wiedzą, ale on nawet tu nie mieszkał. Pobraliśmy się, a on… zwyczajnie zostawił mnie w tym domu. Nigdy nawet nie oprowadził mnie po posiadłości. W dniu naszego ślubu przywiózł mnie tutaj i zostawił w holu. Nie zawracał sobie głowy skonsumowaniem tego, dopóki nie miałam być płodna. A potem… Kiedy uzdrowiciele stwierdzili, że jestem bezpłodna… Draco całkowicie przestał tu przychodzić. Po prostu… zniknął. Nigdy nie wiedziałam gdzie był. Nie mogłam się z nim skontaktować. Pomyślałam, że może uda mi się zwrócić jego uwagę, gdybym wzbudziła w nim zazdrość, ale on nigdy nie dbał o to, co robię.

Gorycz w głosie Astorii zmieniła wyraz jej twarzy w coś zarówno brzydkiego, jak i przerażającego.

- Ale wtedy pojawiłaś się ty - głos Astorii zadrżał z urazy. - A potem się wprowadził i wywrócił całą posiadłość do góry nogami, żeby cię chronić i upewnić się, że jesteś bezpieczna. Zabierał cię na spacery i oprowadzał po dworze.

Hermiona zaczęła otwierać usta, aby powiedzieć jej, że Malfoyowi nakazano zrobić to wszystko.

- Zamknij się! Nie chcę cię słuchać - powiedziała ostro Astoria, szczerząc zęby.

Zgniotła gazetę zaciskając pięść, a papier zatlił się słabo.

- A potem Graham zaczął zwracać na mnie uwagę - powiedziała Astoria. Jej głos drżał, jakby powstrzymywała łzy. - Był taki sympatyczny i dotrzymywał mi towarzystwa we wszystkich wydarzeniach, na których Draco nigdy się nie pokazywał. Chciał zobaczyć to, co robiłam i zauważył wszystkie rzeczy, które zrobiłam, by zaimponować Draco. Chciał, żebym oprowadzała go po całym dworze, żeby mógł zobaczyć, jak go udekorowałam. Wpadł na pomysł urządzenia przyjęcia sylwestrowego tutaj, w rezydencji. I kolacji. A nawet przyjęcia zrównania dnia z nocą na werandzie w skrzydle północnym. Był bardzo konkretny, mówiąc, że ma być to właśnie północne skrzydło...

Głos Astorii ucichł, a kobieta przez kilka sekund spoglądała przez okno.

- Kiedy usłyszałam, że Draco zabił Grahama, pomyślałam: „Draco w końcu zauważył, że był po prostu zbyt zajęty”. Ale potem... - Astoria drgnęła. - Przyszło mi do głowy, że Graham po raz pierwszy odezwał się do mnie dokładnie tydzień po tym, jak Prorok Codzienny opublikował ten ohydny artykuł o twoim pobycie tutaj. Tak bardzo chciał przyjechać do posiadłości, zamiast iść do hotelu lub do swojej kamienicy. Był dość natarczywy. Musiał zobaczyć posiadłość, dwór. Wszystkie pokoje, nawet jeśli musieliśmy przedrzeć się przez bariery, żeby się tam dostać. Wtedy przyszło mi do głowy, że Graham zawsze znikał: w Nowy Rok, na obiadach i przyjęciach w ogrodzie. On zawsze... znikał.

Astoria zamilkła na kilka sekund. Hermiona wzdrygnęła się, niezdolna mówić, niezdolna do wyjaśnień. Nie wiedziała, czy zrobiłoby to jakąkolwiek różnicę, nawet gdyby była w stanie się odezwać.

- To przez ciebie - powiedziała w końcu Astoria. - Graham przyszedł tu przez ciebie. Draco zabił go przez ciebie. Graham tylko mnie wykorzystywał! Wykorzystywał mnie, żeby się do ciebie dostać!

Astoria rzuciła gazetę na podłogę. Strony rozsypały się na drewnianych deskach, ukazując Malfoya mordującego Grahama Montague’a z zimną krwią w nieprzerwanej, czarno-białej pętli.

Draco Malfoy publicznie zabija innego Śmierciożercę!

- Dlaczego oni tak się tobą interesują? - zażądała Astoria, podchodząc do Hermiony i wbijając czubek swojej różdżki prosto w jej gardło. - Co jest takiego specjalnego w tobie, że Draco przeprowadził się tutaj, do domu, którego wyraźnie nienawidzi? Że Graham spędzał miesiące, wykorzystując mnie, żeby się do ciebie dostać? Dlaczego kogoś obchodzi szlama? Dlaczego wszyscy myślą, że jesteś taka ważna?

Błysk w oczach Astorii był szaleńczy.

Hermiona zaczęła otwierać usta, ale Astoria ostro uderzyła ją w twarz.

- Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień! - warknęła. - Ostrzegałam cię. Mówiłam ci, żebyś nie sprawiała mi problemów.

Astoria gwałtownie wbiła różdżkę w twarz Hermiony zaraz obok jej oka. Klatka piersiowa Hermiony zacisnęła się, gdy starała się odsunąć.

- Wiesz - powiedziała Astoria drżącym, śpiewnym tonem, chwytając Hermionę za podbródek. - Marcus mówi, że ledwo mu staje, gdy patrzy na swoją surogatkę, bo dziura w jej głowie sprawia, że czuje obrzydzenie. Jest przerażony. Może Draco poświęcałby mniej czasu na obsesję na twoim punkcie, gdybyś miała takie dwie.

Hermiona cofnęła się.

- Nie ruszaj się - rozkazała Astoria.

Hermiona zamarła, a Astoria znów się zbliżyła.

Malfoy przyjdzie. Malfoy przyjdzie. Malfoy przyjdzie.

Malfoy był w Rumunii.

Astoria ponownie chwyciła Hermionę za brodę.

- Otwórz szeroko oczy, Szlamo - rozkazała.

Hermiona poczuła, że jej ciało zaczyna się trząść, gdy jej oczy się rozszerzyły.

- Proszę... nie!

- Zamknij się - warknęła chłodno Astoria, przyciągając twarz Hermiony jeszcze bliżej. Przycisnęła czubek różdżki do zewnętrznego kącika lewego oka Hermiony. Zaczęła wbijać końcówkę w oczodół. Uśmiechnęła się szyderczo, prosto w jej twarz. - Mam nadzieję, że będę tam, kiedy Draco zobaczy cię po wszystkim. Nawet jeśli mnie zabije, satysfakcja będzie tego warta.

Hermiona próbowała wyrwać twarz w uścisku, ale Astoria machnęła różdżką, by unieruchomić ją szybkim zaklęciem, zamrażając jej ciało w miejscu, po czym ponownie wbiła różdżkę w kąt jej oka.

Ból w oku Hermiony narastał. Czuła, jak ​​jej gałka oczna znajdowała się już na skraju wypadnięcia z oczodołu. Całe jej ciało się trzęsło i nie mogła się ruszyć.

Dźwięk jej spanikowanego oddechu przebił się przez surrealistyczne zrozumienie, że twarz Astorii Malfoy może być ostatnią rzeczą, jaką kiedykolwiek zobaczy. Słyszała swój zduszony krzyk, gdy poczuła, jak coś w jej oku się przesuwa i jej wzrok staje się jednostronny.

Nagle w oddali rozległ się trzask, tak gwałtowny, że cały dwór zadrżał. Astoria mimo to nie przestała.

- Expelliarmus! - warknął Malfoy, wyłaniając się z powietrza.

Różdżka wbijająca się w oko Hermiony zniknęła, a Astoria została odrzucona przez całą długość pokoju, uderzając w ścianę z obrzydliwym trzaskiem i opadając bezwładnie na podłogę.

Hermiona stała z otwartymi oczami, szlochając histerycznie. Unieruchomiona tam, gdzie zostawiła ją Astoria.

Malfoy rzucił się przed Hermionę, odpierając zaklęcie unieruchamiające. Hermiona upadła na podłogę. Malfoy ukląkł przed nią i przechylił jej głowę w swoją stronę. Jego twarz była blada, zastygła, a wyraz jego oczu wypełniało przerażenie, kiedy na nią patrzył.

Rzucił na nią zaklęcie diagnostyczne. Po minucie przełknął i wziął kilka głębokich oddechów, jakby próbował się uspokoić.

- Twoje oko jest do połowy wyciągnięte z oczodołu i masz głęboką dziurę w twardówce - powiedział w końcu. - Jakie zaklęcia to naprawią?

Hermiona patrzyła na niego oszołomiona. Płakała. Jej twarz była wykrzywiona, gdy trzęsła się pod dotykiem jego dłoni i czuła, jak jej łzy zbierają się na jego palcach. Widziała go tylko jednym okiem, gdy po jej lewej stronie widniała tylko ciemna plama.

Nie mogła przestać płakać i drżeć, patrząc na Malfoya.

Wiedziała, że ​​powinna znać odpowiedź na jego pytanie, ale nie mogła sobie przypomnieć. Jedyne co wypełniało jej umysł to świadomość miejsca, w którym różdżka Astorii przebiła jej oko.

Nie mogła widzieć...

Malfoy wciągnął gwałtownie powietrze, a wyraz jego twarzy stwardniał, gdy wpatrywał się w nią uważnie.

- Musisz się uspokoić, żebyś mogła mi powiedzieć, jak to naprawić - powiedział Malfoy. Napięcie w jego tonie było mocno wyczuwalne.

Hermiona stłumiła szloch i próbowała oddychać. Chciała zamknąć oczy, ale nie mogła, bo Astoria próbowała wyrwać z oczodołu jedno z nich.

Kilka razy gwałtownie wciągnęła powietrze, próbując się opanować. Potem zmusiła się, by spojrzeć na odczyt diagnostyczny wciąż widoczny przy różdżce Malfoya.

Była uzdrowicielką. Ktoś miał ranne oko. Musiała się opanować, jeśli chciała spróbować uratować wzrok pacjenta.

- Na przebitą twardówkę - powiedziała drżącym głosem, przeszukując umysł i próbując przypomnieć sobie zaklęcie, kiedy analizowała odczyt. Malfoy rzucił na nią bardzo szczegółową diagnostykę i widziała, że ​​uszkodzenie było rozległe. - Sclera Sanentur. Musisz to wymawiać rytmicznie, prawie śpiewając, trzymając koniec różdżki przy nakłuciu.

Malfoy powtórzył fleksję i rytm, a ona krótko skinęła głową. Przystąpił do wykonania tego na jej oku. Jęknęła cicho, czując, jak przebicie zaczyna samo się naprawiać.

- A potem… na… wyrwane lewe oko - powiedziała spokojniejszym głosem niż czuła. - To Oculus Sinister Retreho. A ruch różdżki…

Ostrożnie, na wpół ślepo sięgnęła w kierunku lewej dłoni Malfoya, a kiedy nie odskoczył od niej, zamknęła swoje palce na jego i zademonstrowała delikatny spiralny ruch.

- Nie rób tego zbyt szybko, bo przesadzisz - dodała.

Malfoy skinął głową.

Hermiona poczuła, jak jej oko wraca na swoje miejsce w czaszce. Ciemna plama była nieco jaśniejsza, ale nadal przypominała patrzenie przez mocno zaparowane okno.

Malfoy rzucił nowe zaklęcie diagnostyczne.

- I-ile możesz zobaczyć? - zapytał, ponownie przechylając jej twarz w swoją stronę, a jego palce lekko ściskały jej szczękę.

Spojrzała na niego i zakryła dłonią prawe oko. Jego twarz znajdowała się zaledwie kilka cali od jej własnej.

- Jesteś blondynem. Myślę… Mogę stwierdzić, że jesteś blondynem i jeśli spróbuję, rozróżnię twoje oczy i usta… - jej głos urwał się jękiem i zakrztusiła się, gdy znów zaczęła płakać. Jej ręka ześlizgnęła się z prawego oka i zacisnęła ją na ustach, walcząc, by nie szlochać.

- Co jeszcze muszę zrobić? Jak to naprawić? - zapytał.

- Dyptam - powiedziała. - Wyciąg z Dyptamu będzie w stanie naprawić resztę szkód. Ale jest rzadki. Może być trudny do zdobycia... na czas.

- Chwiejka!

Skrzatka natychmiast się pojawiła.

- Przynieś mi Wyciąg z Dyptamu.

Skrzatka zniknęła.

Dłonie Malfoya pozostały na jej twarzy, dopóki jej szloch nie ucichł, a potem powoli je odsunął.

- Zaczekaj tutaj. Muszę zająć się Astorią - powiedział Malfoy.

Hermiona skinęła głową i otarła twarz, zauważając, że płacze krwią. Patrzyła, jak Malfoy podchodzi, lewituje swoją żonę z podłogi i upuszcza ją na krzesło, po czym rzuca na nią zaklęcie diagnostyczne. Brak równowagi w wizji Hermiony sprawiał, że ciężko było jej zobaczyć jakie obrażenia odniosła kobieta. Sądziła jednak, że ​​Astoria może mieć kilka pękniętych żeber i wstrząs mózgu.

Malfoy z wyszkoloną łatwością wyleczył złamania, a następnie przez kilka minut wpatrywał się w Astorię, zanim w końcu ją wybudził.


3 komentarze:

  1. Cóż, chciałabym powiedzieć, że jest mi żal Astorii, że tak bardzo się starała być idealną żoną, że czuła coś do Draco a potem do Grahama, jednak nic dla nich nie znaczyła, ale tego nie zrobię! Za to, co prawie zrobiła Hermionie, to nie czuję wobec niej jakiegokolwiek współczucia! Zasłużyła na to, żeby Draco się nią teraz odpowiednio zajął. Nie jestem za przemocą, ale powinna srogo oberwać za to, że prawie wyłupiła Hermionie oko. Może w rewanżu Draco zrobi jej to samo? Graham Montague! Powinnam być również przerażona tym, co Draco mu zrobił, ale nie jestem. Również sobie zasłużył na to, żeby zginąć w męczarni. Położył łapy na Hermionie, wykorzystał jego żonę, by się do Hermiony zbliżyć i jeszcze zadał jej tyle krzywdy! Owszem, nie była to najprzyjemniejsza śmierć (o ile wgl może taka być), ale zasłużył na nią. Znienawidziłam go w momencie, kiedy się rzucił na Hermionę. A ona sama naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, ile naprawdę miała szczęścia trafiając na Malfoya. Mogła być zwykłą dziwką, która byłaby wykorzystywana w zależności od potrzeby swojego oprawcy, a tak trafiła na Malfoya, który spełnia przykry obowiązek dla nich obojga i nic więcej nie robi. Paradoks, najbardziej bezduszny i okrutny człowiek wcale jednak nie jest taki zły. No i dobrze, że zjawił się na czas. Nawet nie chce myśleć, co by było, gdyby jednak przybył za późno. Na pewno się bał, co by było gdyby Voldemort się dowiedział, co się jej stało. Ale wyczuwam również jego prawdziwą troskę. Czy on naprawdę może coś do niej czuć? Czy nie chce robić jej krzywdy i stara się skończyć jak najszybciej nie dlatego, że się jej brzydzi, tylko dlatego, że jednak coś do niej czuje?

    OdpowiedzUsuń
  2. I dobrze Malfoy zrobił że zabił tego śmiecia . A głupia Astoria też się doigrała głupia suka nie mogła się pogodzić z tym że ktoś może być ważniejszy niż ona. Dobrze że Malfoy pojawił się na czas i uratuje całkowicie oko Hermiony. A z Astoria zrobi pożywienie dla psów 😤

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boze, o Boze, o Boze! Ledwo moge oddychac po tym, co przeczytalam, pieprzona Greengrass, tępa idiotka, ktora nie ma w sobie niczego interesujacego, nawet dla siebie samej! Nawet, jesli bylo mi jej szkoda, tak wlasnie przestalo! Mam nadzieje, ze oberwie! Ku.wa, moze jednak Draco powinien zaczac naprawde trzymac Hermione przy sobie 😒 I jednak ja zaplodnic, zeby Voldek nie mogl znow wnikac w jej mysli... O Boze, co za rozdzial 🙈

    OdpowiedzUsuń