Hermiona znów była płodna.

Stół pojawił się ponownie na środku podłogi. Poczuła się zrezygnowana na sam jego widok. Zaczęło się to wydawać nieuniknione.

Nieuniknione.

Hermiona zdała sobie bez większego entuzjazmu sprawę, że przyzwyczaja się do swojej klatki.

Malfoy zamierzał ją zgwałcić przy stole i ta myśl stawała się dla niej oczywista. Nawet słowo „gwałt” zaczęło wydawać się trochę niedokładne.

Wszystko zaczęło być...

Słabsze.

Fizycznie i psychicznie strach zaczął zanikać, gdy jej umysł zmusił ją do przystosowania się. Nie czuła mdłości. Jej serce nie dudniło boleśnie. Uczucie szarpania w żołądku nie było już tak uciążliwe.

Jej umysł skręcał się z racjonalizacji. Próbowała się dostosować. Żeby przeżyła.

Gdyby jej sytuacja przestała tak boleć, byłaby mniej skłonna do ryzyka ucieczki. Mniej prawdopodobna do sprowokowania Malfoya.

Mogła to zrozumieć naukowo. Z perspektywy uzdrowicielki mogłaby wyjaśnić fizjologię i psychologię tego mechanizmu. Pozostawanie w stanie ciągłego strachu, ciągłego przerażenia, ciągłego stresu było nie do utrzymania. Jej ciało nie mogło przebywać w ciągłym stanie walki lub ucieczki. Albo zostanie zmuszona do przystosowania się, albo się wypali. Eliksir, który podał jej Malfoy, prawdopodobnie pomógł w stępieniu tego buntu.

Zrozumienie naukowe nie poprawiało jednak rzeczywistego faktu zrozumienia. To tylko pogarszało sprawę. Wiedziała, dokąd zmierza jej umysł.

„Aklimatyzowała się w posiadłości”.

Ta myśl wstrząsała nią do głębi.

Patrzyła na stół i nie wiedziała, co z tym zrobić. Przecież nie mogła z nim walczyć. Nie mogła się oprzeć bardziej niż już próbowała.

Nie robił niczego, co by ją bolało. Gdyby zwróciła na to uwagę - przestając odciągać od tego swoją świadomość i myśli - prawdopodobnie pogorszyłaby tylko sytuację.

Musiała uciec. To była jedyna opcja. Musiała uciec. Musiała znaleźć sposób. Musiał być sposób. Żadna klatka nie była idealna. Nikt nie był doskonały. W Malfoyu musiało być coś do wykorzystania. Musiała się tylko dowiedzieć, co to było.

Musiała. Musiała.

Powtarzała sobie to postanowienie, nawet gdy przeszła przez pokój i pochyliła się nad stołem. Stopy rozstawione szeroko.

Nie myśl o tym. Będzie jeszcze gorzej, jeśli pozwolisz sobie na przemyślenia.

- Ucieknę - obiecała sobie. - Pójdę gdzieś, gdzie ludzie są mili i ciepli, a ja będę wolna.

Zacisnęła powieki i raz po raz powtarzała sobie tę obietnicę, aż usłyszała trzask drzwi.

Patrzyła, jak mijają dni stycznia.

Malfoy pojawiał się przez pięć dni. Gdy przybył szóstego dnia, bez słowa przejrzał jej wspomnienia. Wydawał się być zajęty.

Potem została sama.

Składała origami. Badała dwór. Zwiedzała posiadłość. Czytała gazety.

Raporty o akcjach wojennych przenoszone były do ​​mniejszych kolumn. Publiczna fascynacja surogatkami powoli zaczynała połykać strony towarzyskie. Kobiety coraz częściej pojawiały się publicznie. Truchtały przy właścicielach, zabierano je do opery, czy traktowano jak egzotyczne zwierzęta. Pojawiły się zdjęcia ich postaci w czapkach i agresywne plotki: Czy to wybrzuszenie, czy tylko luźność ich szat? Nienazwane źródła podawały sugestywne informacje, takie jak „jest szansa, że ​​Flintowie dodadzą nowe imię do rodzinnego gobelinu do końca roku”.

Uzdrowicielka Stroud utrzymywała bezpośredni kontakt z reporterami, co służyło jedynie jako paliwo do dalszych spekulacji.

Ataki paniki Hermiony wydawały się być niemal przeszłością. Znała swoje ograniczenia i starała się ich nie przekraczać. Kiedy była skupiona i zajęta studiowaniem portretów oraz zwiedzaniem dworu i terenów posiadłości, potrafiła zachować spokój. Kiedy starała się nie myśleć o wojnie i tym, jak wszyscy zginęli.

Stopniowo stawała się tak dobra w utrzymywaniu takiej koncentracji, że chwilowo nawet zapominała, że o tym nie myśli. Oddychała i przeżywała chwile, w których nie czuła się złamana, smutna ani zrozpaczona.

Kiedy miała przed sobą tylko samotność, rozciągającą się u jej stóp.

Poczucie winy, które uderzało w nią chwilę później, było zimne i słone jak woda morska.

Zamierała na chwilę, a potem przełykała gulę przerażenia uformowaną w swoim gardle i odnawiała w myślach przysięgę ucieczki.

Ale nie mogła uciec.

Przeszukała dwór od góry do dołu. Znalazła zestaw czarodziejskich szachów i rozgrywała mecze przeciwko samej sobie. Budowała wieżyczki z kart odkrytych w szufladzie. Odwiedzała konie.

Nie było sposobu na ucieczkę.

Próbowała znaleźć Malfoya, ale nigdy jej się to nie udało. Nie wiedziała, czy w ogóle był w rezydencji. Mógł być poza nią albo znajdować się za drzwiami, których nie mogła otworzyć. Czasami wydawało jej się, jakby czuł się zmuszony jej unikać.

Nie miała pojęcia, jak mogłaby uciec.

Hermiona zaczęła widywać Astorię z coraz większą regularnością. Słysząc znajomy stukot obcasów w oddali, nabrała umiejętności w szybkim znikaniu za zasłoną lub w korytarzu dla służby.

Korytarze dla służby były wypełnione sprytnie ukrytymi wizjerami. Hermiona podejrzewała, że ​​biorąc pod uwagę wykorzystanie skrzatów domowych, kręte małe tunele zawsze były używane głównie do szpiegowania. Dwór został nimi wręcz naszpikowany. Niektóre były oczywiste, a inne wyjątkowo dobrze ukryte. Hermiona znalazła je wszystkie. Za każdym razem, gdy wymiary pomieszczenia wydawały się niejasne, Hermiona zabierała się do pracy, stukając lekko po ścianach, naciskając każdy sęk drewna i obracając każdy kinkiet i śrubę, aż poczuła, że ​​coś ustępuje. Niektóre drzwi wyglądały na magiczne, podczas gdy inne zostały sprytnie zabudowane i otwierane za pomocą kół zębatych i obrotowych mebli.

Kiedy Hermiona ją widziała, Astoria rzadko była sama. Towarzyszył jej ten sam ciemnowłosy, barczysty mężczyzna, którego Hermiona widziała w Nowy Rok. Wkrótce stało się jasne, że albo Astoria, albo jej kochanek mają jakieś uprzedzenia co do łóżek. Kiedy Hermiona spotkała ich po raz pierwszy, Astoria była prawie naga i przyciśnięta do okna salonu.

Wydawało się, że próbują uprawiać seks w każdym pokoju we dworze.

Hermiona starała się ich unikać. Nie podobała jej się myśl, że Malfoy wykorzystałby jej wspomnienia, by patrzeć, jak jego żona zostaje zerżnięta na każdy możliwy sposób. Hermiona pomyślała o oglądaniu tego tylko po to, by go rozzłościć, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Malfoy najwyraźniej nie przejmował się tym, co robiła Astoria, więc prawdopodobnie nie miałoby to na niego żadnego wpływu. Hermiona znalazłaby się po prostu w wyjątkowo niewygodnej sytuacji.

Ilekroć natykała się na Astorię w trakcie stosunku, szybko odwracała wzrok i wymykała się z pomieszczenia.

Przez jakiś czas, uciekała za każdym razem, gdy dostrzegała zakochaną parę przy praktyce ich niedyskretnych amorów, jednak w końcu natknęła się na nich w pełnych ubraniach. Wędrowała po najwyższym piętrze Północnego Skrzydła, kiedy zauważyła ich spacerujących po żwirowej ścieżce biegnącej wzdłuż labiryntu żywopłotów. Astoria mówiła z ożywieniem, a mężczyzna idący obok niej odwrócił się i spojrzał na północne skrzydło. Hermiona mogła przyjrzeć się mu uważniej, w końcu dostrzegając jego twarz.

Graham Montague.

Zszokowana wpatrywała się w dół, kiedy jego oczy dokładnie skanowały dolne okna północnego skrzydła. Kiedy odchylił głowę do tyłu, Hermiona cofnęła się gwałtownie i zniknęła z jego pola widzenia.

Jej serce nagle zaczęło walić.

Graham Montague był kochankiem Astorii. Montague, któremu „przydarzyło się” napotkać Hermionę podczas przyjęcia sylwestrowego. Który spodziewał się, że Hermiona natychmiast go rozpozna.

Miał romans z Astorią. Odwiedzał dwór prawie codziennie. Z wyrazem intensywnej determinacji patrzył w kierunku okien, w których znajdował się pokój Hermiony.

Czy był to zbieg okoliczności? Czy mógł to być zbieg okoliczności?

Hermiona przejrzała wszystkie scenariusze, jakie przyszły jej do głowy.

Co o nim wiedziała?

Ślizgon. Były członek Brygady Inkwizycyjnej. Ciężko zraniony w bitwie przez Freda i George'a. W pewnym momencie wojny Hermiona poznała go i najwyraźniej o tym zapomniała. Miał romans z Astorią. Wydawał się szukać Hermiony.

Czy był śmierciożercą? Nie wiedziała. Gdyby nie pracował w Ministerstwie, musiałby w jakimś charakterze dołączyć do armii Voldemorta. Wydawał się dość zaangażowany społecznie, by być zwykłym porywaczem, ale na przyjęciu noworocznym nie wykazywał zbytniej znajomości z urzędnikami Ministerstwa.

Hermiona odtworzyła wszystko, co pamiętała z tamtej nocy. Była tak pochłonięta obserwowaniem Malfoya i surogatek, których nie rozpoznawała, że ​​Astoria i Montague zaginęli w całym tym zamieszaniu. Kiedy obserwowała go później tego wieczoru, sporadycznie pojawiał się w tłumie, ale wydawał się być najbardziej zaznajomiony z Marcusem Flintem i Adrianem Puceyem.

Pomimo niepewnej pamięci co do wojny, Hermiona była całkiem pewna jednego. ​​Flint i Pucey byli nieoznaczonymi śmierciożercami średniego poziomu.

Zdobycie Mrocznego Znaku uznawano za znaczące wyróżnienie. Było to przyjęcie do najbardziej wyselekcjonowanego wewnętrznego kręgu Voldemorta. Kiedy opanował on Europę, stając się bardziej pewny swojej pozycji, zaczął oznaczać nim coraz mniej zwolenników.

Logiczny wniosek był taki, że Montague był również musiał być śmierciożercą. Oznaczonym lub nie. Tego nie wiedziała.

Ale to nie wyjaśniało, dlaczego miałby w ogóle interesować się Hermioną lub ją znać.

Chyba że....

Czy mógłby…

Hermiona bała się nawet kontemplować ten pomysł. Nie chciała pozwolić tej myśli zaistnieć w jej umyśle tam, gdzie mógłby znaleźć ją Malfoy, ale nie mogła powstrzymać się przed rozważaniem.

Czy Montague mógł być szpiegiem dla Ruchu Oporu? Czy mógł nadal nim być? Czy to mogło być to, co próbował jej przekazać, zanim wyszedł z Malfoyem?

Zaczęła uważnie obserwować Astorię i Grahama, ilekroć nie uprawiali seksu. Szpiegowała ich z tajnych przejść i była coraz bardziej przekonana, że ​​Montague miał ukryte motywy przebywania w posiadłości. Był niezwykle zainteresowany domem, a jego oczy zawsze wędrowały w dziwnych kierunkach, gdy Astoria była rozproszona.

Hermiona rozważała ryzyko próby zbliżenia się do niego. Rzadko był sam. Astoria nigdy nie wydawała się oddalać od niego na więcej niż kilka metrów.

Kiedy kilka razy Hermiona zauważyła go samego, wahała się. Wydawał się być dla niej obcy. Z pewnością poczułaby instynktownie, gdyby był kimś, komu by ufała.

Próbowała sobie to argumentować. Gdyby był członkiem Ruchu Oporu, a ona zbliżyłaby się do niego przedwcześnie, mogłaby go zdemaskować. Jeśli nie miałby sposobu na usunięcie kajdan, wszystko byłoby daremne.

Hermiona postanowiła czekać i kontynuować obserwacje. Lepsze niepotwierdzone podejrzenia niż cokolwiek konkretnego, co mógłby wyczytać w jej myślach Malfoy.

Wciąż się wahała.

Uzdrowicielka Stroud przyszła i stwierdziła, że Hermiona po raz kolejny nie jest w ciąży. Wyraz jej twarzy, gdy przeglądała wynik diagnostyczny, wydawał się być lekko zirytowany. Hermiona wpatrywała się z determinacją w zegar na ścianie.

- Dlaczego masz tak niski poziom sodu? - zapytała Stroud po wykonaniu kilku kolejnych testów na Hermionie.

Hermiona popatrzyła na nią.

- Nie dodają soli do jedzenia.

- Poważnie? - powiedziała Stroud tonem pełnym zdziwienia. - To czym cię karmią?

Hermiona wzruszyła ramionami.

- Gotowanymi rzeczami. Warzywa, mięso i jajka. I chlebem żytnim.

- Dlaczego?

- Zakładam, że tak poinstruowano im, żeby mnie karmić. Nie żebym miała swobodę kwestionowania czegokolwiek - powiedziała chłodno Hermiona.

- Powinnaś mieć zbilansowaną dietę. Obejmuje to sól - powiedziała Stroud z irytacją. Wyciągnęła rękę i czubkiem różdżki stuknęła w kajdany na nadgarstkach Hermiony.

Minutę później do pokoju wszedł Malfoy. Jego twarz przybrała wyraz ostrego grymasu.

- Wzywałaś mnie?

- Tak. Czy jest jakiś powód, dla którego nie podajecie jej soli? - zapytała Stroud.

Malfoy zamrugał.

- Sól?

- Mówi, że jej jedzenie jest zawsze przegotowane i nie zawiera soli. To zaczyna wpływać na jej poziom sodu - powiedziała Stroud, a jej oczy zwęziły się, gdy patrzyła na Malfoya.

Brwi Malfoya uniosły się w widocznym zdziwieniu.

- Dostarczanie jej posiłków polecono skrzatom. Zakładałem, że jadła to, co ja i Astoria - powiedział. Potem jego szczęka lekko się zacisnęła, a oczy się zwęziły. - Astoria jest odpowiedzialna za zatwierdzenie menu. Dowiem się, co się stało.

- Proszę zrób to. Czarny Pan niecierpliwi się z powodu braku postępów. Nie chcemy, aby cokolwiek w tym przeszkadzało.

- W rzeczy samej - odparł chłodno Malfoy, napotykając spojrzenie Stroud. - Teraz, jeśli nie ma nic innego, muszę wrócić do pracy.

- Oczywiście, Wielki Łowco, nie zatrzymuję cię - powiedziała Stroud, rzucając mu ostatnie spojrzenie, po czym odwróciła się do Hermiony.

Tej nocy Hermiona otrzymała pełny posiłek z dodatkami, świeżą sałatką, przyprawami i, co najważniejsze, solniczką.

Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo tęskniła za solą, dopóki w końcu jej nie dostała.

Z perspektywy czasu nie było zaskoczeniem, że Astoria zdecydowała się nakazać skrzatom, by trzymały Hermionę na jakimś... więziennym jadle? Żarciu dla plebsu? Hermiona nie była nawet pewna, co to miało być. Kobieta była… dziwna. Swoje oburzenie na Hermionę zdawała się manifestować w jakikolwiek dziwny sposób, o którym sądziła, że ​​ujdzie jej na sucho.

I uchodziło jej to na sucho przez trzy miesiące. Około dwieście siedemdziesiąt posiłków. Hermiona nigdy więcej nie zamierzała zjeść kolejnego przegotowanego warzywa.

Malfoy wszedł do jej pokoju, kiedy prawie skończyła jeść, i podszedł, aby obejrzeć jedzenie na jej talerzu.

- Najwyraźniej jestem zobowiązany do zapewnienia i sprawdzenia wszystkiego osobiście - powiedział z grymasem na widok resztek posiłku, który najwyraźniej spełnił jego oczekiwania. - Mogłaś o tym wspomnieć.

- Gdybym miała zacząć narzekać, jedzenie nie byłoby pierwszą rzeczą, jaką bym wymieniła - odpowiedziała Hermiona, wściekle dźgając pomidora widelcem.

Posłał jej cienki uśmiech. 

- Nie. Nie sądzę, żeby tak było.

Podszedł do okna i spojrzał na posiadłość, podczas gdy ona kończyła jeść. Celowo nie spieszyła się i recytowała w myślach wszystkie irytujące piosenki, których nauczyła się w szkole podstawowej.

Kiedy skończyła, popatrzyła na niego. Widziała jego profil i zauważyła, że ​​jego spojrzenie na chwilę się rozproszyło. Mam nadzieję, że umrzesz najwolniejszą i najstraszniejszą śmiercią, jaką ktokolwiek kiedykolwiek wymyślił, Malfoy - warknęła ostro w swoim umyśle. Po chwili zamrugał i spojrzał na nią bez wyrazu. Odwzajemniła jego spojrzenie bez skrępowania.

- Zapamiętam - powiedział i wskazał na łóżko.

Hermiona podeszła z rezygnacją i usiadła na krawędzi materaca. Po sekundzie spojrzała na niego, bez mrugnięcia, a jego zimne srebrne oczy zapadły się w jej świadomość.

Zawsze lądowała na plecach, zanim zdążył skończyć przeglądać jej wspomnienia.

Kilka razy przyglądał się jej wspomnieniom o Ginny.

Potem patrzył, jak szpieguje i zastanawia się nad Grahamem Montague. Wycofał się z jej umysłu.

- Montague otrzymał Mroczny Znak po ostatniej bitwie - powiedział, patrząc na nią. - Powiedziano mi, że było w ramach uznania za wyjątkowe usługi, jakie wyświadczył.

Jego głos był szyderczy.

- Czy ty też zapewniłeś wyjątkowe usługi? - spytała patrząc na Malfoya. Nie miała pojęcia, czy okłamywał ją w sprawie Montague’a. Czy w ogóle się tym przejmował?

Spojrzał na nią i posłał jej okrutny, szyderczy uśmiech.

- Bardziej wyjątkowe niż Montague - powiedział. Potem uśmiech zniknął. Patrzył na nią, uważnie przyglądając się jej twarzy, a potem zerkając na resztę jej osoby.

Jego spojrzenie wydawało się być delikatniejsze i mroczniejsze niż zwykle.

Z opóźnieniem zdała sobie sprawę, że leży przed nim na wznak. Poczuła pieczenie na skórze. Usiadła szybko.

Patrzył na nią przez kolejną chwilę, po czym odwrócił wzrok i zaczął wpatrywać się w ścianę za nią.

- Jeśli masz jakiekolwiek nadzieje z nim związane, powinnaś pozwolić im umrzeć - powiedział chłodno. Potem odwrócił się i wyszedł.

Tydzień później Hermionie przyśnił się nowy sen o Ginny.

Hermiona stała w swojej sypialni na Grimmauld Place, kiedy Ginny weszła do środka.

- Wróciłaś wcześniej - powiedziała Ginny.

Hermiona spojrzała na zegarek.

- Szczęśliwy dzień - powiedziała Hermiona.

- Tak - powiedziała Ginny, wyglądając, jakby czuła się nieco niezręcznie. - Um. Chciałam… zapytać cię o coś.

Hermiona czekała.

Ginny szarpała nerwowo za włosy, ale jej twarz była nieskazitelna.

- Ja… cóż… ty oczywiście wiesz o mnie i Harrym - powiedziała Ginny.

Hermiona krótko skinęła głową.

- Chodzi o to, że chcę być ostrożna. Używałam zaklęcia. Ale… jest coś w Prewettach, że oni nie są jak inne rodziny czarodziejów. Po prostu zachodzą w ciążę. Ron i ja oboje byliśmy wpadkami po pojawieniu się bliźniaków. Zastanawiałam się więc, czy uwarzyłabyś mi eliksir antykoncepcyjny. Jeśli masz czas. Zawsze byłam słaba w eliksirach. Jeśli nie możesz, to w porządku. Mogę zapytać Padmę. Wiem, że jesteś strasznie zajęta. Po prostu… Nie chciałam, żebyś myślała, że nie chcę cię o to prosić.

- Oczywiście. I tak będę dziś wieczorem go parzyć. To nie będzie problem, żeby zrobić więcej. Czy wolisz jakiś konkretny smak? Te najbardziej efektywne nie smakują zbyt przyjemnie.

- Nie obchodzi mnie jak smakuje, jeśli zadziała - powiedziała śmiało Ginny.

- Cóż, mam już kilka fiolek jednego rodzaju. Mogę ci je teraz dać, jeśli chcesz.

- Mogłabyś? - Ginny zamrugała i spojrzała na Hermionę podejrzliwie. - Jesteś...?

Widziała, jak Ginny przegląda w myślach listę potencjalnych mężczyzn w życiu Hermiony.

- Nie jesteś… ze Snapem, prawda? - Ginny nagle się zakrztusiła.

Hermiona spojrzała na nią z zaskoczeniem.

- Boże, nie! - wybełkotała. - Jestem uzdrowicielką! Mam wiele rzeczy pod ręką. Dobry Boże! Co… Dlaczego w ogóle…

Ginny wyglądała na lekko zmieszaną.

- Jest jedyną osobą, z którą kiedykolwiek rozmawiałaś przez długi czas. Oprócz Freda, który jest z Angeliną. Wszyscy inni, z którymi rozmawiasz tylko z tobą walczą. I to nie w późniejszym gorącym i niespokojnym, gniewnym seksie.

- To nie znaczy, że go pieprzę - mruknęła Hermiona, czując, że jej twarz staje w płomieniach. - Jest współpracownikiem. Konsultuję się z nim w sprawie eliksirów.

- Po prostu wydajesz się samotna - powiedziała Ginny, rzucając Hermionie długie spojrzenie.

Hermiona drgnęła i spojrzała na Ginny.

- Obecnie z nikim nie rozmawiasz - powiedziała Ginny. - Kiedyś zawsze byłaś z Ronem i Harrym. Ale nawet zanim odeszłaś, aby zostać uzdrowicielką, wydawałaś się coraz bardziej samotna. Pomyślałam… że może masz kogoś. Zgoda, Snape byłby dziwnym wyborem z wielu powodów… Ale to wojna. To zbyt wiele, by ktokolwiek mógł sobie z tym poradzić sam.

- Katharsis w formie pieprzenia to rzecz Rona, nie moja - powiedziała sztywno Hermiona. - Poza tym to nie tak, że z kimś walczę.

Ginny spojrzała na nią w chwilowym zamyśleniu, po czym powiedziała: 

- Myślę, że ten oddział szpitalny jest gorszy niż pole bitwy.

Hermiona odwróciła wzrok. Czasami zastanawiała się, czy rzeczywiście tak może być, ale nigdy nie było to pytanie, które mogłaby zadać każdemu.

Ginny kontynuowała: 

- Myślę o tym za każdym razem, gdy tam jestem. W terenie… Wszystko jest tak skupione. Nawet gdy ktoś jest ranny. Po prostu aportujesz go i wracasz. Trochę wygrywasz. Trochę tracisz. Czasami atakujesz. Trafiasz z powrotem. I masz kilka dni na regenerację, jeśli jest źle lub jeśli twój partner zginie. Ale na oddziale szpitalnym każda bitwa wygląda jak przegrana. Zawsze mam większą traumę po tym, jak tam jestem, niż gdy walczę.

Hermiona milczała.

- I nigdy nie masz wolnego - powiedziała Ginny. - Jesteś na służbie w każdej potyczce. Oni nigdy cię nie oszczędzą, nawet nie pozwolą ci na żałobę. Wiem od Harry'ego i Rona, że ​​wciąż walczysz o Czarną Magię, kiedy idziesz na spotkania Zakonu. Nie zgadzam się z tym, ale rozumiem. Zdaję sobie sprawę, że patrzysz na wojnę z innego punktu widzenia niż reszta z nas. Prawdopodobnie z najgorszego możliwego. Więc… Gdybyś miała kogoś, byłabym naprawdę szczęśliwa z tego powodu. Nawet jeśli byłby to Snape.

Hermiona przewróciła oczami.

- Jeśli nadal chcesz choć trochę tego eliksiru antykoncepcyjnego, to teraz prawdopodobnie powinnaś przestać mówić - powiedziała Hermiona z sugestywnym spojrzeniem.

Hermiona obudziła się w szoku.

Ginny i Harry byli razem.

Ginny i Harry byli razem, a ona tego nie pamiętała. W jej wspomnieniach nie było po tym nawet śladu. Całkowicie o tym zapomniała.

Związek Harry'ego i Ginny był czymś, o czym zapomniała...

Celowo?

Czy to właśnie ukrywała Hermiona?

Ginny wciąż żyła, kiedy Hermiona była uwięziona. Nie brała udziału w ostatniej bitwie. Nie była torturowana na śmierć wraz z resztą Weasleyów.

Hermiona myślała, że ​​Ginny wciąż żyje, dopóki Hanna nie powiedziała jej o Wielkim Łowcy.

Gdyby Voldemort wiedział o wyjątkowym znaczeniu Ginny dla Harry'ego, jej śmierć byłaby przerażająca. O wiele gorsza niż to, co zostało zadane reszcie Weasleyów.

Hermiona zrobiłaby wszystko, by chronić Ginny. Ukryła swoje własne wspomnienia, próbując ją oszczędzić.

Dla Harry'ego.

Dla samej Ginny.

Ginny była jej stałą przyjaciółką podczas wojny. Niezbyt bliską, ale zawsze stałą w swojej przyjaźni, nawet gdy inne relacje Hermiony powoli się rozpadały. Ginny, Luna i Hermiona mieszkały razem na Grimmauld Place, dopóki Luna nie umarła.

Ale Ginny nie żyła. Malfoy wytropił ją i zabił.

Hermiona czuła, że ​​zaraz zwymiotuje.

Czy to naprawdę było bezcelowe? Zamknęła swoją przeszłość, by chronić Ginny, nie wiedząc, że Ginny już umarła? Hermiona została przekazana Malfoyowi i zaciągnięta przed Voldemorta, a wszystko po to, by chronić kogoś, kto już nie żył.

I Snape.

Hermiona bardzo starała się, żeby nie pozwolić sobie na myślenie o Snapie.

Myślała, że ​​był po ich stronie.

Wyszkolił ją na Mistrzynię Eliksirów. Poświęcił na to niezliczone godziny swojego osobistego czasu.

Krótko po tym, jak Dumbledore został zabity, zeszła do lochów do drzwi gabinetu Snape'a i zapytała spokojnym głosem: 

- Jeśli będzie bitwa, jakie eliksiry powinnam umieć zrobić? W jaki sposób będę mogła zdobyć składniki, jeśli nie będzie można ich nigdzie kupić? 

Zamiast prychnąć i trzasnąć jej drzwiami w twarz, zaprosił ją do swojego biura.

Dopóki Hogwart nie został zamknięty, spędzała każdy wieczór w jego gabinecie, przygotowując każdy wymagający i skomplikowany eliksir, jeden po drugim. Kiedy opuszczono Hogwart, nadal uczył ją na Grimmauld Place.

Gdy ten tajemniczy mężczyzna ją trenował, powoli topniał z czystego wyczerpania. Nie miał energii na zniewagi. Był twardy i wymagający, ale hojny w swojej wiedzy. Wydawał się być jednym z niewielu ludzi, którzy również przygotowywali się na długą wojnę.

Wepchnął w jej ramiona stosy swoich osobistych, opatrzonych adnotacjami tekstów na temat eliksirów. Nakazał jej je przeczytać i sporządzić mapy, gdzie szukać składników, jeśli pozostanie niewiele źródeł w których będzie mogła je zakupić. W środku nocy i wczesnym rankiem zabierał ją ze sobą na wycieczki po całej Anglii. Aportował ich z miejsca na miejsce, aby nauczyć ją, jak znajdować rośliny i zbierać je, aby ich moc pozostała wysoka. Nauczył ją, jak budować sidła oraz łapać i humanitarnie zabijać zwierzęta oraz magiczne stworzenia potrzebne do produkcji składników mikstur.

Nie powiedział nawet słowa, kiedy płakała po zabiciu swojego pierwszego szczuroszczeta.

Trenował ją, dopóki nie uzyskała kwalifikacji do mistrzostwa w eliksirach.

Była jego najbardziej zagorzałym obrońcą podczas wojny.

Charlie Weasley zaczął ją nienawidzić za to, że ponad prawie każdym innym, zawsze opowiadała się po stronie Snape'a. Broniła jego metod i wszystkiego, co robił jako Śmierciożerca. Uważała, że było to konieczne. Chroniła go, kiedy Harry i Ron chcieli go usunąć z Zakonu.

Uważała go za kogoś więcej niż tylko kolegę czy mentora. Był kimś, komu bezgranicznie ufała.

To był podstęp. Sprytna sztuczka. Bez Dumbledore'a, który za niego ręczył, obrał dla siebie nowego mistrza. Owinął ją wokół swojego palca, przekazując całą hojną wiedzę. Kupił sobie jej lojalność dzięki mistrzowskiemu opanowaniu sztuki eliksirów.

Potem, raz zwycięski, odrzucił ją. Miał szansę uchronić ją przed włączeniem do programu reprodukcyjnego i odmówił. Wyjechał do Rumunii i zostawił ją na pastwę smutnego losu surogatki.

Na zgwałcenie.

To była tak gorzka i głęboko zakorzeniona osobista zdrada, że ​​ledwo mogła o tym myśleć.

Wstała i zabrała się za czytanie gazety.


3 komentarze:

  1. Kolejne wspomnienie o Ginny… Czemu mam dziwne wrażenie, że eliksir jakimś cudem albo nie zadziałał albo zapomniała go wziąć i jednak zaszła z Harrym w ciążę? Cholera, nie wiem co o tym myśleć. Ale podejrzenia Ginny jakoby Hermiona miała romansować ze Snapem są bardziej niż śmieszne. Snape mi tu nie wygląda na gościa, który się wydaje w romans z nastolatkami. Ale jednak intryguje mnie swoją osobą. Czy na pewno nauczył ją tego wszystkiego, by okręcić ją sobie wokół palca i mieć kogoś, kto stanie za nim murem, gdy reszta będzie chciała się go pozbyć? Nie wydaje mi się, ale nie wiem też co o tym myśleć. Ale czy miał jakiś wybór, by ją uratować od losu który ją teraz spotkał? No może mógłby zaproponować, że weźmie ją do siebie, ale każdy kij ma dwa końce. Wolałby, żeby w takim obrocie sprawy to on ją gwałcił? Voldemort by się nie zgodził na inne rozwiązanie. Za bardzo mu zależy na tym, żeby poznać jej myśli i wspomnienia, a jeśli magiczna ciąża jest jedynym sposobem, to tyle by jej przyszło z tej zamiany co nic. Czułam za to, że Graham jest kochankiem Astorii. Nie bez powodu się nagle pojawił. Może wykorzystuje Astorię, żeby zbliżyć się w ten sposób do Hermiony? No bo. Dlaczego by ciągle szukał jej wzrokiem? Dlaczego wtedy pojawił się w jej pokoju? Nie wydaje mi się jednak, żeby był jednym ze szpiegów Ruchu Oporu. Ma inny motyw i na pewno to nie jest pomoc. Malfoy też mnie wciąż zastanawia. Jest naprawdę dużo milszy dla niej, choć wciąż jest zgryźliwy i chamskie. Nie wiem czemu, ale jak wtedy leżała na łóżku, to miałam wrażenie, że chce ją pocałować, ale nagle się obudził.

    OdpowiedzUsuń
  2. Drażni mnie ten fagas Astorii mimo że dużo nie ma jego osoby. Astoria też jest nieco wkurzająca ale nie wiem czy to jest spowodowane tym że jest zazdrosna czy o co jej chodzi 🤔 Malfoy ma pewnie przebłyski kiedy by chciał coś zrobić dla Herm ale jednak dalej się maskuje. Ginny ona chyba będzie miała dużo do powiedzenia w tych sprawach bo bez przyczyny raczej się nie śni Hermionie. Snape hymmm też zagadka 🤔

    Pozdrawiam ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie to ten Montague jest za bardzo podejrzany, chociaż przemknęło mi przez myśl, że ten eliksir antykoncepcyjny to może niekoniecznie ze względu na Harry'ego, ale może Gin miała romans z tym Grahamem? Ale to by było chyba za bardzo pokręcone, sama już nie wiem. Snape i Malfoy to takie enigmy, że nawet ciężko się ustosunkować do ich zachowania. Z jednej strony Draco zachowuje się jak podły dupek, żeby chwilę później zrobić albo powiedzieć coś, co wydaje się być PRAWIE miłe. I na to wszystko okazuje się, że chyba jednak faktycznie będzie osobistym instruktorem Hermiony i przez swoją bezmyślną żonę, paradoksalnie do jej intencji, będzie musiał sam sprawdzać różne sytuacje, w jakich Granger się znajduje. Hmm...
    Mała.

    OdpowiedzUsuń