Wzięła głęboki oddech i próbowała powstrzymać drżenie rąk, a przynajmniej powstrzymać go przed byciem widoczną. To było surrealistyczne, to nie mogło się dziać. Przygotowywali się do tego od wielu dni, wielu od lat, ale nadal nie mogła uwierzyć, że to rzeczywiście się dzieje. Poczuła, jak Harry delikatnie ściska jej dłoń, a ona cofnęła się.
Był zdenerwowany wcześniej, kiedy pierwsze grupy odeszły, aby zająć pozycje, które wyznaczył im Severus, ale teraz wydawało się, że zaakceptował to, co miało się wydarzyć. Doszedł do punktu, w którym nie bał się już tego, co miało nadejść. Nie myślał o tym, co może się nie udać, o tym, ile mogą stracić. Po prostu skupił się na czekającym go zadaniu.
Ron stał przy drzwiach. Nerwowo chodził tam i z powrotem przez kilka minut, a potem kolejne kilka minut stał nieruchomo. Widziała strach i zdenerwowanie, a także determinację w jego rysach. Jego wyraz twarzy zmieniał się między tymi uczuciami, gdy jego oczy wędrowały po pokoju.
Po chwili ciszy Harry wstał i podszedł do Rona. Prawdopodobnie wyczuwał, że potrzebuje go bardziej niż ona.
Draco siedział po jej drugiej stronie, ale nie tak blisko jak Harry. Wydawał się bledszy niż zwykle i nieco zdenerwowany, chociaż wiedziała, że ktoś, kto nie spędzał z nim tyle czasu, by tego nie zauważył. Dla zwykłego obserwatora wyglądałby na spokojnego, może nawet zrelaksowanego. Odwrócił głowę na bok, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się do niego i przysunęła się bliżej.
- Trudno uwierzyć, że jest tak blisko, prawda? - zapytała, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć, ale wiedząc, że jest jedyną osobą w pokoju, przy której Draco czuł się swobodnie i wiedząc, że prawdopodobnie będzie chciał z kimś porozmawiać.
- Tak - odpowiedział po prostu, ale poczuła, że się rozluźnia, choćby tylko nieznacznie.
- Jak myślisz, co się teraz stanie?
- Kto wie - powiedział, lekko wzruszając ramionami.
- Myślisz, że wszystko będzie dobrze?
- Tak czy inaczej, to się skończy dziś wieczorem. Tylko to się liczy.
Słowa Draco przypomniały jej o Severusie, o tym, co powiedział jej poprzedniej nocy, a ona nie mogła powstrzymać się od spytania go:
- Co ci powiedział Severus?
- Co? - zapytał zdezorientowany.
- Wczoraj w bibliotece. Co ci powiedział?
Znów odwrócił się do niej, jego oczy lekko zwęziły się, jakby próbował zdecydować, co jej powiedzieć.
- Potrzebował, żebym wiedział kilka rzeczy, tak na wszelki wypadek.
- Na wszelki wypadek czego?
- Na wypadek, gdyby mu się nie udało - powiedział, a jego słowa wywołały wszystkie lęki, które próbowała opanować.
- Na przykład co?
- Tylko… rzeczy.
- To nie wszystko, prawda? - zapytała, upewniając się, że utrzymuje cichy głos, żeby Ron i Harry nie słyszeli.
- Poprosił mnie, żebym coś zrobił.
- Co?
- To nic ważnego, ale jeśli nie chciał, aby ktokolwiek inny wiedział, to prawdopodobnie miał dobry powód.
- O co cię prosił, Draco? - nacisnęła. Było coś w jego zachowaniu, co sprawiało, że czuła się nieswojo.
- Już ci mówiłem, to nic - wzruszył ramionami, po czym spiął się, gdy usłyszał dzwonek zegara na ścianie.
- Już czas - powiedział nagle Harry, odwracając się do niej. - Musimy iść.
Wziąwszy głęboki oddech, zmusiła swoje ciało do rozluźnienia się na tyle, by mogła wstać, po czym jeszcze raz spojrzała na Draco. Uśmiechnęła się do niego w sposób, który miała nadzieję, że był uspokajający i podeszła do Rona i Harry'ego.
- Daj nam chwilę, a potem też się tam teleportuj.
- Znam plan, Potter - odpowiedział chłodno Draco, nie ruszając się z miejsca.
- Uważaj - powiedziała do niego i poczekała, aż skinął głową, po czym ujęła ręce Harry'ego i Rona i teleportowali się na polanę, na której wiedziała, że Voldemort będzie czekał. To było dziwne uczucie, dobrowolne wejście do bitwy.
Światło rzucane przez księżyc prawie w pełni przenikało przez otaczające ich drzewa, pozwalając jej widzieć. Puściła Rona i Harry'ego, gdy tylko ich stopy dotknęły ziemi, ale pozostała blisko nich, gdy jej oczy przeszukiwały otaczający ich las. Jej serce biło tak dziko, że była pewna, że każdy śmierciożerca wokół nich będzie mógł to wyraźnie usłyszeć.
Wiedziała, że muszą czekać. Musieli poczekać, aż Śmierciożercy wykonają pierwszy ruch, inaczej to się nie uda. Voldemort musiał uwierzyć, że wpadli w jego pułapkę.
Zacisnęła palce wokół swojej różdżki, po cichu przeglądając każde zaklęcie i klątwę, które miała w swoim umyśle, czekając na atak Voldemorta i wiedząc, że Ron i Harry robią to samo.
Czekała na to, ale dźwięk aportacji wciąż ją zaskakiwał.
- Spóźniłeś się, Malfoy - powiedział Harry, gdy tylko Draco stanął przed nimi.
- Odwal się, Potter - odpowiedział, po czym odwrócił się do niej. - Więc co było tak ważnego, że musieliśmy przybyć aż tutaj, żeby omówić? - zapytał, tak jak się umówili, że to zrobi.
Nie mogli wiedzieć, kiedy Voldemort zaatakuje. Musieli sprawić, by uwierzył, że to, co widział w umyśle Draco o spotkaniu, było prawdziwe, więc zdecydowali się na rozmowę, mając nadzieję, że na pierwszy atak nie będą czekać zbyt długo. Gdyby tylko powtarzali słowa i nie byli zajęci myśleniem o tym, co powiedzieć dalej, byliby w stanie bardziej skupić się na swoim otoczeniu, gotowi do obrony. A przynajmniej mieli taką nadzieję.
- Przedmioty, które obiecałeś, gdzie one są? - spytała, jej wzrok rzucił się na niego na sekundę, po czym wróciła do rozglądania się, by przeszukać otaczające ich lasy.
- Są bezpieczne. Dam ci je, kiedy dasz mi to, na co się umówiliśmy - odparł Draco.
- A co, zastanawiam się, zgodziła się ci dać? - zapytał zimny głos zza pierwszej linii drzew. Cała czwórka odwróciła się do miejsca, z którego dobiegł dźwięk, z różdżkami w pogotowiu, w samą porę, by zobaczyć, jak Voldemort wkracza na polanę. Jego czerwone oczy lśniły w słabym świetle księżyca.
- Co to ma być? - zapytał Harry ze złością, odwracając się na chwilę do Draco, chociaż cały czas trzymał różdżkę wycelowaną w Voldemorta. Im dłużej nie pozwolili mu wydać rozkazów, tym więcej czasu członkowie Zakonu będą mieli na przygotowania.
- O co mnie pytasz? - Draco odparł.
- Więc to jest powód, dla którego zdradziłeś swojego Mistrza, swoje przekonania? - zapytał Voldemort z szyderstwem, gdy zrobił krok bliżej Hermiony. - Wszystko przez tę szlamę?
- Szlama czy nie, ona jest… - zaczął Ron.
- Cisza! - Voldemort syknął, machając ręką w kierunku Rona, sprawiając, że zatoczył się kilka stóp do tyłu. Jego usta nadal się poruszały, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobywał.
- Czy naprawdę myślałeś, że możesz oszukać Lorda Voldemorta, dzieciaku? - syknął do Draco, a jego oczy błyszczały złośliwie. - Czy nie wiesz o mojej mocy?
Gdy tylko słowa opuściły jego usta, wokół nich rozległ się niski syk, dźwięk wiatru poruszającego się między drzewami i pędzącego na nich. Voldemort uśmiechnął się złośliwie, wyraźnie zadowolony z ich zaskoczonych min.
- Wcześniej oszczędziłem ci życie, ale tym razem nie będziesz miał tyle szczęścia. Zapewniam cię, że nie przeżyjesz tej nocy - powiedział chłodno Voldemort. - Ale wcześniej mam inne sprawy do załatwienia - dodał, odwracając się do Harry'ego. - Więc znów się spotykamy, Potter.
- Na to wygląda - odparł Harry równie chłodno.
- I zakładam, że to są ludzie, których przyprowadziłeś tutaj, żeby tym razem za ciebie umarli… zdrajca krwi i szlama - powiedział, zerkając na nią i Rona przez chwilę. - Wydaje się, że to zbyteczne, bo tym razem nikt cię nie oszczędzi, chłopcze.
Zdziwiła się, widząc spokój na twarzy Harry'ego, chłód, z jakim rozmawiał z Voldemortem. Zastanawiała się, czy ich inne spotkania, kiedy Harry znajdował się sam w obliczu najgorszego czarodzieja wszechczasów, były właśnie takie. Ale tym razem nie był sam i nie była to pułapka, jak wtedy po Turnieju Trójmagicznym. Przynajmniej to nie Voldemort zastawił pułapkę. Tym razem byli na niego gotowi, a wynik będzie inny. Cały Zakon Feniksa był tam, aby go wspierać. Tym razem byłby to ostatni raz. Tak musiało być.
- Może masz rację - odparł Harry. - Nie ma potrzeby, aby ich w to mieszać. To jest sprawa między tobą a mną i powinno to zostać rozwiązane w ten sposób.
- Głupi Gryfoni - syknął Voldemort z okrutnym uśmieszkiem - zawsze są gotowi poświęcić się dla innych. Pozwól, że ci coś powiem, chłopcze. To nie jest tego warte. Nigdy nie było. Spójrz na przykład na swoją szlamową matkę. - powiedział, a Hermiona zobaczyła, jak Harry zaciska pięści po bokach, próbując kontrolować swój temperament. - Była tak chętna umrzeć za ciebie, poświęcić się, abyś mógł żyć, i to wszystko na nic. Mogła wtedy oszczędzić ci życie, ale i tak umrzesz z mojej ręki, bez względu na wszystko. Cały ten czas, który ci kupiła, te kilka lat… To twoja dzisiejsza ofiara dla tych… twoich przyjaciół - powiedział, krzywiąc się na słowo przyjaciele - Nic ich nie ominie. Martw się o siebie i zapomnij o innych.
- W porządku - powiedział Harry, jego ton był nadal spokojny, chociaż widziała, jak jest spięty. - Miejmy to już za sobą - powiedział, robiąc krok w stronę Voldemorta i gestem nakazując im zatrzymanie się, kiedy próbowali zrobić to samo.
- Nie tak szybko, chłopcze - syknął Voldemort, a na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmieszek, gdy uniósł obie ręce na boki. Jak jeden, dziesięć odzianych w czarne szaty, zamaskowanych postaci wyszło z cienia na polanę. Wszystkie zatrzymały się w idealnie prostej linii po obu stronach Voldemorta. Wszystkie różdżki były wycelowane w ich czwórkę.
Złapała Harry'ego za rękaw, kiedy zobaczyła, jak porusza się ochronnie przed nią i Ronem, ale nie mogła go odciągnąć. Przez kilka chwil panowała cisza, a potem Harry znów się odezwał.
- To mojej śmierci chcesz, a nie ich. Dlaczego nie odeślesz swoich Śmierciożerców, a my sami to załatwimy raz na zawsze?
- Dlaczego odmawiasz im przyjemności oglądania twojej śmierci? Jestem pewien, że im się to spodoba - wysyczał Voldemort, a kilku Śmierciożerców przytaknęło. - Ale masz rację co do jednej rzeczy, czas to załatwić. Mam nadzieję, że spodoba wam się przedstawienie - dodał, zwracając się do niej i Rona - to będzie ostatnia rzecz, jaką zobaczycie.
Z uśmiechem tak okrutnym, że aż zadrżała, Voldemort zrobił długi krok do przodu, oddalając się od śmierciożerców, a Harry zrobił to samo, odsuwając się od nich.
- Harry, nie rób tego - powiedziała prawie błagalnym tonem, ale on nie słuchał. Skoncentrował się całkowicie na czarodzieju przed nim.
- Widzę, że jesteś odważniejszy, niż ostatnim razem, kiedy się spotkaliśmy - powiedział Voldemort - ale nic ci to nie da. Crucio!
Sapnęła na te słowa, wypowiedziane tak chłodno, i ponownie, kiedy zauważyła, że Harry nawet nie wykonał żadnego ruchu, by to zatrzymać. Ale klątwa go nie dosięgła. Niewidzialna siła zatrzymała ją kilka cali od ciała Harry'ego i odbiła z powrotem w kierunku Voldemorta, który musiał rzucić zaklęcie tarczy, aby ją zablokować.
- Co to jest? - zapytał Voldemort, pozornie bardziej zaintrygowany niż rozgniewany.
- Nie sądziłeś, że to będzie takie łatwe, prawda? - zapytał Harry, jego oczy były przyklejone do Voldemorta, który podszedł do nich o krok bliżej, a jego czerwone oczy szukały źródła ochrony wokół Harry'ego.
- Taka tarcza, to nie jest to, czego ten stary głupiec pozwoliłby uczyć się w Hogwarcie. Czy myślałeś, że ten rodzaj magii da ci szansę? Powiedz, jak głęboko zagłębiłeś się w czarną magię, Potter?
- Wystarczająco - była jedyną odpowiedzią Harry'ego.
- I myślisz, że prosta tarcza mnie powstrzyma, chłopcze? - zapytał Voldemort, a wściekłość w jego głosie była teraz jeszcze wyraźniejsza, gdy uniósł różdżkę i wymamrotał kilka słów pod nosem. Poczuła, jak powietrze wokół nich lekko się trzęsie i wiedziała, że bez względu na to, jakiej magii używał Harry, nie wytrzyma ona długo przeciwko czarodziejowi.
Po kilku sekundach Voldemort zrobił mały krok w ich stronę i wymamrotał jeszcze kilka słów, po czym powtórzył czynność jeszcze dwa razy. Kiedy powietrze wokół nich zgęstniało, wiedziała, że tarcza prawie zniknęła.
- W porządku - wyszeptał Harry obok niej, po czym lekko odwrócił się do Rona i pomógł mu zdjąć zaklęcie, które go uciszyło. - Poradzimy sobie - zapewnił ją, gdy Voldemort przedarł się przez tarczę.
- Uważaj! - wrzasnął Ron, kiedy Voldemort nagle ponownie wycelował różdżkę w Harry'ego i pchnął go na ziemię, a złoty promień światła minął Harry'ego o cale i uderzył rudzielca w ramię.
- Ron - krzyknęła, podbiegając do niego, gdy Harry uniósł różdżkę i powstrzymał kolejną klątwę Voldemorta, próbując wstać. Zobaczyła, jak Draco zbliża się do Harry'ego i wiedziała, że pomoże mu zablokować atak, ale była zbyt zmartwiona o Rona, by zrobić to samo. Mając nadzieję, że obaj będą w stanie samodzielnie zatrzymać Voldemorta przez kilka chwil, uklękła przy Ronie i dotknęła jego twarzy drżącą ręką. Był zimny jak kamień. - Obudź się - zawołała, potrząsając nim lekko, ale nie zareagował. Kiedy ponownie nim potrząsnęła, poczuła coś dziwnego na swojej dłoni. Coś ciepłego i wilgotnego. Kiedy spojrzała w dół, zobaczyła, że ramię Rona obficie krwawi.
Potrząsnęła nim jeszcze raz, desperacja utrudniała jej jasne myślenie i sapnęła z przerażenia, gdy nagle Ron wpadł w konwulsje, kaszląc krwią i trząsł się, a jego oczy zaczęły się obracać. Mocniej ścisnęła różdżkę, wycelowała ją w Rona i przejrzała wszystkie zaklęcia leczące, których się nauczyła, a było ich całkiem sporo. Jednak nie była w stanie powstrzymać konwulsji ani krwawienia bez względu na to, czego próbowała. Potem usłyszała, jak Draco krzyczy coś obok niej, a w następnej sekundzie uderzyła w niego klątwa i odleciał kilka stóp dalej. To wystarczyło, żeby zareagowała. Oczywiście nie mogła nic zrobić dla Rona, ale Draco i Harry potrzebowali jej pomocy, więc mając nadzieję, że wszystko będzie w porządku, że ktoś będzie wiedział, jak go uratować, sięgnęła do jego kieszeni i wyjęła awaryjny świstoklik. Owinęła go wokół nadgarstka chłopca przed odejściem i aktywacją.
Skoczyła na równe nogi, gdy tylko Rona zniknął, zwracając się do Voldemorta, który wydawał się być jedynym, który pojedynkował się z Draco i Harrym. Jego ramię poruszało się tak szybko, że widziała tylko rozmazane ruchy, gdy zarówno odpierał ataki, jak i rzucał na chłopców klątwy. Nigdy nie widziała czegoś podobnego, takiej mocy i kontroli. Zauważyła, że wszyscy Śmierciożercy wycelowali w nich różdżki, ale żaden z nich nie poruszył się od czasu wystrzelenia pierwszej klątwy, najwyraźniej czekając na rozkazy Mistrza.
Decydując, że nie byłoby dobrym pomysłem zaatakowanie jednego z nich i zmuszenie ich do działania, wróciła do walki, rzucając tarczę wokół Draco, gdy upadł, i odbijając klątwę w samą porę. Właśnie wtedy przyszedł jej do głowy dziwny pomysł i upadła na ziemię, celując różdżką w stopy Voldemorta i strzelając, mając nadzieję, że magiczna tarcza, którą właśnie rzucił wokół siebie, nie zakrywa jego stóp.
Miała rację, ale niestety Voldemort zauważył jej atak w ostatniej sekundzie, odsuwając się w bok i unikając jej klątwy o milimetry.
- Zajmijcie się tą dwójką, zostawcie Pottera mnie - wrzasnął nagle Voldemort. Jego głos był zły i rozkazujący, a zamaskowani czarodzieje natychmiast wykonali jego rozkazy.
Wiedząc, że nadszedł czas, by poprosić o pomoc, wycelowała różdżkę w niebo, wystrzeliwując z niej czerwone płomienie i zapalając płomień nad nimi na sekundę. To był sygnał, na który się zgodzili. Wezwanie po wsparcia. Pierwsi członkowie Zakonu weszli na polanę zaledwie po kilku sekundach.
Kiedy zaklęcia i klątwy rozświetliły noc wokół nich, poczuła się zagubiona, zdezorientowana, a kiedy się odwróciła, próbując zrozumieć chaos wokół niej, zobaczyła, jak Śmierciożerca wystrzelił purpurowy promień światła prosto w jej klatkę piersiową. Została zmuszona do upadku na ziemię, aby go uniknąć. Wszystko działo się tak szybko, wszystko było tak chaotyczne, że trudno było wiedzieć, kto jest wokół niej. Trudno było odróżnić przyjaciela od wroga. Mimo to nie było czasu do stracenia i po chwili znów stanęła na nogach, walcząc.
Tylko pięciu członków Zakonu odpowiedziało na pierwsze wezwanie, zgodnie z planem Severusa. Mieli przewagę liczebną, ale nie spodziewano się ich, więc w ciągu pierwszych kilku chwil udało im się trafić wielu Śmierciożerców. Wydawało jej się, że widziała, jak jeden lub dwóch członków Zakonu również zostało trafionych, ale nie była pewna. Była zbyt zajęta unikaniem klątw i rzucaniem ich w tym samym czasie.
Walka była zacięta, ale po kilku chwilach, chociaż nie miała pojęcia, jak długo to naprawdę zajęło, bo wydawało się, że czas nie ma już znaczenia, udało im się otoczyć stojących Śmierciożerców, zmuszając ich do cofnięcia się. Wszyscy stali teraz razem na środku polany. Oczywiście sprawy nie mogły pójść tak łatwo. To było po prostu ich szczęście.
- Mistrzu! - Jeden z zamaskowanych mężczyzn krzyknął i mimo skupienia Voldemorta w pojedynku z Harrym, jakoś go usłyszał.
W ułamku sekundy czarodziej odwrócił się, zrozumiał sytuację i machnął wolną ręką w ich kierunku, a podmuch wiatru uderzył w członków Zakonu otaczających Śmierciożerców, sprawiając, że potykali się o kilka stóp. Powiew rzucił kilku z nich do tyłu, dając Śmierciożercom czas na zmianę szyku.
Osłaniając się przed wiatrem, zerknęła w bok, aby upewnić się, że z Harrym wszystko w porządku. Wtedy zauważyła, że Voldemort na sekundę przesuwa różdżkę na swoje przedramię i wiedziała, że wzywa posiłki. Jak długo zajmie mu uświadomienie sobie, że wszystko zostało ustawione?
Potem walka wokół niej zaczęła się ponownie i zobaczyła, jak kilku członków Zakonu upada. Niektórych z nich znała, innych nie, ale nie mogła się nad tym rozwodzić. Musiała skupić się na walce.
Odwróciła się, by uniknąć klątwy, i wpadła na Śmierciożercę. Jego ramię szybko chwyciło jej rękę, gdy przesunął różdżkę do jej szyi. W takiej chwili spodziewała się, że będzie przerażona, a może zdezorientowana, a jej umysł będzie pusty. Jednak nagle wszystko stało się jasne w jej głowie, a racjonalne myślenie przejęło kontrolę nad instynktem.
- Zobaczmy, co tu mamy - powiedział Śmierciożerca do jej ucha, przyciągając ją bliżej. - Czy nie jesteś małą przyjaciółką Severusa?
Stał zbyt blisko, by mogła spróbować użyć na nim różdżki. trzymał swoją przy jej szyi i pewnie wystrzeliłby pierwszy. Za to mogła zrobić coś nieoczekiwanego. Blokując odgłosy bitwy w swojej głowie i zbierając całą odwagę, jaka pozostała w jej ciele, ruszyła tak szybko, jak mogła, unosząc nogę w górę, gdy przesunęła rękę w bok, i w jakiś sposób udało jej się zmusić Śmierciożercę do uklęknięcia. Przytrzymując ją mocno między nogami i odepchnął różdżkę na bok, gdy próbował ją przekląć. Kiedy patrzyła, jak czarodziej pochyla się z bólu, nie mogła uwierzyć, że to zadziałało. Ale musiała skończyć robotę. Czas, który zyskała, wystarczył, by unieść drugie ramię i przekląć czarodzieja czarno magiczną klątwą. Wiedziała, że szybko się nie obudzi.
Kątem oka dostrzegła ruch, a potem coś podeszło do niej i mocno pchnęło ją na ziemię. Kiedy masywny ciężar spadł na nią, poczuła, jak powietrze wypychane jest z jej płuc. Z trudem łapała oddech, walcząc o uwolnienie.
- Spokojnie - usłyszała głos przy swoim uchu, który natychmiast rozpoznała.
- Draco - szepnęła, ciesząc się, że to on i że wszystko z nim w porządku.
- Muszę być bardziej ostrożny, ta klątwa prawie cię uderzyła - powiedział i widziała zmartwienie w jego oczach, kiedy na nią patrzył, starając się upewnić, że nie została trafiona.
Ktoś krzyknął w pobliżu, a słowa prawie zaginęły w dźwiękach bitwy. Jedynym słowe jakie wyłapała było słowo “zdrajca”, zanim Śmierciożerca zawisł nad nimi i wycelował różdżkę w plecy Draco. Ale on też w jakiś sposób to zauważył i kiedy przetoczył się z niej na bok, uniósł różdżkę na zamaskowanego mężczyznę i wrzasnął: „Avada Kedavra!”. Błysk zielonego światła wystrzelił z jego różdżki i uderzył czarodzieja w pierś, zabijając go natychmiast.
Już miała coś powiedzieć, gdy ich uwagę przykuły głośne krzyki dochodzące spoza polany. Gwałtowny ryk przedarł się przez noc, wyciszając na sekundę wszystkie inne dźwięki, a potem przeleciała nad nimi ciemna postać w masce, padając martwa kilka stóp od miejsca, w którym leżeli. Kiedy jej oczy przeszukiwały ciemność w części lasu, z której wyrzucono martwego czarodzieja, kolejny ryk sprawił, że ziemia zadrżała, a potem pojawił się kolejny i kolejny. Wkrótce na polanę wbiegła niewielka grupa Śmierciożerców, z podartymi szatami, zadrapanymi i krwawiącymi ciałami, ale ich różdżki wciąż były wycelowane w ciemność, z której przybyli, zbyt zmartwieni tym, przed czym uciekają, by zwrócić uwagę na bitwę, w którą wkroczyli.
Potem zobaczyła, przed czym uciekają, i poczuła, jak chłód przebiega przez jej ciało.
Grupa mężczyzn i kobiet, co najmniej dwudziestu z nich, kroczyła za nimi, zatrzymując się tuż przed polaną. Widziała, jak ich oczy błyszczą złotem w ciemności i od razu wiedziała, kim są. Kiedy podeszli bliżej i padło na nich światło księżyca, zobaczyła, w jakim są stanie, i sapnęła. Ich ubrania były podarte, włosy rozczochrane, ciała pokryte czymś, co wyglądało jak błoto. Ich klatki piersiowe falowały w górę i w dół, gdy stali, prawie przykucnięci i gapili się na przerażonych śmierciożerców. Kobiet w grupie było niewiele, ale wyglądały na wysokie i dobrze zbudowane. Mężczyźni byli ogromni. Byli wysocy, mieli szerokie plecy, mocne i umięśnione ciała. A jednak to zaciekłość w ich minach sprawiała, że wyglądali na zagrożenie. Większość z nich trzymała własne różdżki, ale nie wyglądało na to, żeby mieli zamiar ich użyć. Najwyraźniej lubili inny rodzaj walki, bardziej fizyczny, a sądząc po wyglądzie Śmierciożerców, których ścigali, byli w tym bardziej niż biegli.
- Wygląda na to, że mamy więcej wsparcia - usłyszała szept Draco i dopiero wtedy przypomniała sobie, gdzie jest i co się dzieje. Kiedy odwróciła się do niego, zobaczyła coś dziwnego w jego oczach, gdy patrzył na nią w milczeniu. - Muszę już iść - powiedział cichym głosem.
- Co?
- Jest coś, co muszę zrobić - powiedział jej - ale wrócę, obiecuję. Uważaj na siebie - szepnął do niej, zanim pocałował ją lekko w usta. Nie dając jej czasu na reakcję, wstał, mocniej ścisnął swoją różdżkę i aportował się.
***
Gdy tylko stopy Draco dotknęły ziemi, przesunął się za osłonę wysokiego drzewa, czekając kilka sekund, aby upewnić się, że nikt go nie widział, zanim ruszył do przodu.
Podszedł bliżej głównego wejścia i machnął różdżką. Wewnątrz nadal byli czarodzieje. Będzie musiał poczekać.
Żałował, że nie mógł zostać na polanie, w walce, z Hermioną. Chciał się upewnić, że wszystko w porządku, chciał zabrać ją w bezpieczne miejsce, ale wiedział, że ona nigdy na to nie pozwoli. Zamiast tego znajdował się na zewnątrz siedziby Czarnego Pana, czekając na wezwanie do bitwy ostatnich Śmierciożerców, aby mógł wejść do środka i zrobić to, o co go poproszono. To była jedyna rzecz, jaką mógł zrobić, żeby pomóc. Żeby to wszystko się skończyło.
***
Oczy Hermiony nadal były skupione na miejscu, które właśnie opuścił Draco. Nie miała pojęcia, co się właśnie stało, dlaczego odszedł, ale w głębi duszy była pewna, że miał dobry powód. Nie zdezerterował, ani nie uciekł z pola bitwy. Wiedziała, że jeśli odszedł, to z jakiegoś powodu. Z jakiegoś bardzo ważnego powodu.
Usłyszała kolejny ryk i odwróciła się do watahy stojącej przy polanie. Jeden ze Śmierciożerców rzucił na nich klątwę, którą ktoś odbił. Kiedy obserwowała rozwój wydarzeń, była pewna jednego: te wilkołaki nie lubiły, gdy Śmierciożercy próbowali je przeklinać.
Jak wilki ruszyli naprzód, ich oczy błyszczały, a twarze były wściekłe, gdy zbliżali się do drżących czarodziejów. Nie miała pojęcia, co się wydarzyło, zanim dotarli na polanę, ale wiedziała, że musiało być coś strasznego, skoro zdołało ich rozjuszyć w taki sposób.
Gdy pierwszy wilkołak wyskoczył naprzód, Śmierciożercy zaczęli uciekać w różne strony, zdesperowani, by od nich uciec. Ale wtedy inni też do nich podeszli i rozpoczęła się walka, jakiej nigdy nie widziała.
Krzyki były ogłuszające, a ona patrzyła oszołomiona, jak wilkołaki rzucają się na Śmierciożerców. Zamiast różdżek walczyli własnym ciałem. Każdemu błyskowi zębów towarzyszyły kolejne krzyki. I krew. Było tak dużo krwi. Przez chwilę zastanawiała się, jak ktoś może wyrządzić tak wiele szkód własnym ciałem. Wszyscy walczyli jak wilk, używając swojej siły, szarpiąc i tnąc każdą część, do której mogli sięgnąć zębami lub rękami. To było jak horror, tylko prawdziwy. W ciągu zaledwie kilku chwil Śmierciożercy, których śledzili, już nie żyli. Wilkołaku zwróciły się ku pozostałym, którzy wciąż byli na polanie.
Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy może zwrócą się przeciwko Zakonowi, ale potem zobaczyła przelotną znajomą twarz w tłumie, co ja uspokoiło. Remus stał na skraju lasu, a jego oczy były złote, gdy patrzył na to, co zrobiła wataha. Jego ubranie też było podarte, ale nie tak bardzo jak u innych. Miał też podniesioną i gotową różdżkę. Na jego widok uświadomiła sobie, że dopóki tam jest, nie pozwoli, by wataha skrzywdziła Zakon. Zapewniłby im bezpieczeństwo, nawet gdyby wilkołaki straciły kontrolę.
Wtedy krzyk przedarł się przez jej mgłę. Był tak głośny, tak pełen wściekłości, że powietrze wokół niej praktycznie zamarzło. Voldemort właśnie zdał sobie sprawę, co się stało z jego Śmierciożercami. Właśnie był świadkiem, jak wilkołaki odwracają się przeciwko niemu. Kiedy odwróciła się w tamtym kierunku, zobaczyła, jak macha różdżką w stronę Harry'ego, wysyłając go do tyłu, aż jego plecy uderzyły w drzewo tuż za polaną. Zaraz potem zwrócił się w stronę wilkołaków.
- Zapłacicie za swoją zdradę - wrzasnął, celując różdżką w ziemię, na której stali. Jego oczy zabłysły szkarłatem, tak jasno, jakby rzeczywiście wydobywało się z nich światło, a potem, przy niewielkim machnięciu różdżką, ziemia zdawała się eksplodować, wysyłając stado w powietrze. Przez bolesne wycie i latające wokół nich kawałki ziemi i trawy, zobaczyła, jak Voldemort ponownie przesuwa różdżkę na swoje ramię, wzywając resztę swojej armii.
***
Draco poczuł, jak Znak na jego ramieniu płonie i wiedział, że Czarny Pan wzywa do siebie resztę swoich Śmierciożerców. Zastanawiał się przez chwilę, co się dzieje na polanie, ale potem dźwięk zbliżających się głośnych głosów rozproszył go. Cofnął się, szybko znajdując miejsce do ukrycia, gdy pozostali Śmierciożercy wypadli z kwatery głównej z maskami już na twarzach. Szybko odeszli wystarczająco daleko, aby mogli się teleportować.
Odczekał kilka chwil, aby upewnić się, że nikt nie został w tyle, a potem wszedł do kwatery. Severus powiedział mu, że niezwykle ważne jest, aby poczekał, aż wszyscy znikną, zanim spróbuje odzyskać przedmiot, który tam został. Nie mogli ryzykować, że ktoś go z nim zobaczy. Draco nawet nie wiedział, co to jest, wiedział tylko, że będzie potrzebował go, aby odnieść sukces w swojej misji. W tej chwili tylko to się liczyło.
Obiekt, jak powiedział mu Severus, był chroniony przez wiele zabezpieczeń i silne zaklęcie maskujące ustawione przez niego samego. Chociaż Draco nie było łatwo go znaleźć, a następnie przejść przez osłony dookoła, wszystkie informacje, które przekazał mu Severus, znacznie ułatwiły pracę i już po kilku minutach w końcu do niego dotarł, dysząc, gdy zdał sobie sprawę, co to takiego. Widział go kilka razy w gabinecie Dumbledore'a i słyszał kilka plotek o tym, jak był używany wcześniej przez Pottera. Severus wysłał go po sam miecz Godryka Gryffindora.
Wokół niego był starannie zwinięty zwój pergaminu. Instrukcje dla Draco.
Po chwili wahania i niepewnymi ruchami Draco przysunął się bliżej miecza, powoli wyciągając dłoń do przodu. Jakaś część niego zastanawiała się, czy w ogóle byłby w stanie go dotknąć, będąc Ślizgonem. Być może były jakieś zaklęcia lub klątwy ustanowione przez samego Gryffindora, aby powstrzymać każdego czarodzieja, który nie należał do jego domu. Ale dlaczego Severus miałby go wtedy wysłać? Draco wiedział, że czarodziej nie był zadowolony z relacji jego i Hermiony, jednak gdyby chciał jego śmierci, zabiłby go dawno temu. Miał na to więcej niż wystarczająco okazji.
Biorąc głęboki oddech i modląc się do Merlina, żeby nie była to tylko głupia pułapka, Draco chwycił zwój pergaminu, a następnie owinął palce wokół zimnej rękojeści miecza. Westchnienie ulgi opuściło jego usta, gdy nic się nie wydarzyło.
Jego uwaga powróciła do zwoju pergaminu, który trzymał w drugiej ręce. Poprzedniej nocy w bibliotece Severus wyjaśnił Draco, że potrzebuje go do zrobienia czegoś w Kwaterze Głównej Czarnego Pana, ale nie mógł mu powiedzieć, co to było. Nie mógł nawet podać mu żadnych szczegółów. Trochę czasu zajęło Draco zrozumienie rozumowania Severusa, ale w końcu dostrzegł w tym sens. Miał zamiar zmierzyć się z Czarnym Panem z Potterem na samym początku bitwy i jeśli z jakiegoś powodu Voldemort zdecydowałby się ponownie użyć na nim legilimencji, nie byłoby sposobu, aby mógł tego powstrzymać.
Jedynym powodem, dla którego Czarny Pan nie był w stanie swobodnie i łatwo wejść do umysłu Draco ostatnim razem, była starożytna magia Severusa i chociaż zapewnienie jego byłemu profesorowi swobodnego dostępu do jego umysłu nie było wcale przyjemne, Draco wiedział. był to jedyny sposób, by powstrzymać drugiego czarodzieja. Była to jedyna szansa na przeżycie. Dzisiejszej nocy w bitwie Severus nie mógł chronić jego umysłu, a gdyby Draco znał jakiekolwiek szczegóły planu, Voldemort zobaczyłby to wszystko w ułamku sekundy. Żaden z nich nie mógł sobie pozwolić na takie ryzyko.
Wiedząc, że nie ma zbyt wiele czasu i że może być potrzebny w walce. Uważnie przeczytał instrukcje, upewniając się, że nie przegapił ani jednej linii, a następnie włożył je do kieszeni. Zakrył miecz bokiem swojej szaty, na wypadek gdyby ktoś został w kwaterze głównej. Skierował się z powrotem do głównego wejścia i otworzył drzwi, a jego Znak lekko płonął, gdy przechodził przez osłony do centrum kwatery głównej.
Spędziwszy tyle czasu w kwaterze głównej Zakonu, mógł zauważyć wiele różnic między oboma miejscami. Chłód i pustka w tym budynku były tak różne od tego, co widział ostatnio. Wszystko tutaj było ponure, ciemne. Oczywiście pierwsze dni, które spędził z Zakonem, prawie doprowadziły go do szaleństwa, cała przyjaźń, uprzejmości, uściski i grzeczność. To było obrzydliwe. Ale kiedy zaczęli przygotowywać się do wojny, kiedy napięcie w tym miejscu stało się namacalne, zaczął cieszyć się tym wszystkim. To był fajny punkt pomiędzy siedzibą Czarnego Pana a poprzednią atmosferą Zakonu.
Trzymając różdżkę w gotowości, Draco szedł szybko, ale ostrożnie korytarzami, szukając pokoju, do którego nigdy wcześniej nie wszedł. Do prywatnej kwatery Czarnego Pana.
O ile wiedział, nikt poza samym Czarnym Panem nigdy nie wszedł do pokoju. Oczywiście krążyły plotki o nim i o Bellatrix, ale nikt nie śmiał o tym mówić swobodnie, więc nie można było tego wiedzieć na pewno.
Mimo to Severus udzielił mu dokładnych instrukcji, jak znaleźć sypialnię, a Draco podążył za nimi uważnie, upewniając się, że wykonał każdy krok. Gdyby to, co Severus napisał o osłonach chroniących pokój, było prawdą, najmniejszy błąd miałby śmiertelne konsekwencje.
***
- Harry! - wrzasnęła Hermiona, biegnąc do niego przez polanę, bezmyślnie przeskakując nad postaciami leżącymi na ziemi i uchylając się, by uniknąć wystrzeliwanych klątw.
Ciemna postać, poruszająca się szybciej niż ktokolwiek, kogo kiedykolwiek widziała, przebiegła obok niej, przewracając ją na ziemię, gdy rzuciła się na Śmierciożercę, przewracając go i spadając na niego. Wilkołak, ponieważ było jasne, że to nie może być nic innego, zaatakował czarodzieja z okrucieństwem, które ją przerażało, pazurami i zębami wbijając się w ciało, z którego trysnęła krew.
Oderwanie oczu od akcji było prawie tak trudne, jak przekonanie samej siebie, że nie powinna bać się wilkołaka atakującego Śmierciożercę, że nie jest dla niej zagrożeniem. W końcu udało jej się oderwać wzrok od brutalnej sceny i wstała, biegnąc do miejsca, w którym widziała upadek Harry'ego. Walka wokół niej była tak zaciekła, że każdy jej krok stawiał ją na drodze kolejnej klątwy lub zaklęcia, przez co przejście przez polanę było prawie niemożliwe. Bitwa została wznowiona i w miarę upływu minut zaczęły przybywać pierwsze grupy Śmierciożerców, a reszta Zakonu przyłączała się do bitwy. Pomyślała, że tym właśnie jest wojna i to wykraczało poza wszystko, co sobie wyobrażała.
No i jest! Bitwa, na którą czekaliśmy tak długo! Snape naprawdę wszystko dobrze zaplanował, ale i tak czekam, aż się coś spieprzy xD Nigdy nie może wszystko pójść za łatwo prawda? Coś się musi stać. Ale trzeba przyznać, że naprawdę dobrze, że mają wilkołaków po swojej stronie. Dość sprawnie sobie poradzili z pupilkami Voldemorta. On sam widać, że się tego nie spodziewał. Ale to nie znaczy, że nie ma asa w rękawie. Wciąż czekam na Inferiusy! Draco, mój kochany Draco! Jak ja Cię kocham! Uratował życie Hermionie ryzykując własne i to się nazywa bohater! A ja wiem, gdzie on poszedł! Zastanawiałam się właśnie, kto się zajmie Nagini, kiedy oni wszyscy będą walczyć i obstawiam, że to właśnie tam został wysłany Draco przez Severusa. Odbierze chwałę Longbottomowi xD No cóż, mam nadzieję, że sprawnie pójdzie i nic mu się nie stanie, bo chyba bym tego nie przeżyła. Jest cudownym chłopakiem, mimo tego, że dokonał kilku złych wyborów ale z dobrych pobudek, więc jak najbardziej mu to wybaczam. Naprawdę Hermiono, przemyśl jeszcze to, z kim powinnaś być! Za to mam nadzieję, że z Ronem jednak wszystko dobrze. Nie chciałabym, żeby zginął w tak głupi sposób 😔
OdpowiedzUsuńOto i Bitwa. Podoba mi się sam opis bitwy, taki sprawia wrażenie szybkości, że ja też przyspieszam czytając, jest taka dynamika tego wszystkiego. Draco ratujący, Draco, Draco, Draco - uwielbiam go <3 Domyślam się, że jego zadaniem jest pozbycie się Nagini... Oby nic mu nie zrobiła, bo podejrzewam, że w pewnym momencie tej Bitwy coś pieprznie i będzie drama. Pytanie czy to będzie moment z Inferiusami, Nagini, a może ktoś zginie?
OdpowiedzUsuńKwestia Rona, no tak, hmmm, oby mu nic nie było, nikt nie zasługuje na taką śmierć, nawet jeżeli typa nie lubię ;)