Malfoy zaśmiał się słabo.
- Podoba ci się? - zapytał.
Przechyliła głowę na bok. Teraz, gdy nie czuła się przestraszona ani przytłoczona swoją nienawiścią do jego osoby, łatwiej było jej na niego spojrzeć. Miała świadomość, że był niebezpieczny, ale jej ciało nie reagowało fizycznie na ten fakt. Żadnego skręcania w żołądku. Brak trzykrotnie przyspieszonego tętna. Mogłaby równie dobrze być posągiem.
- Czuję się, jakbym nie żyła - powiedziała.
Skinął głową, jakby to stwierdzenie kompletnie go nie zaskoczyło.
- Efekty są tymczasowe. Znikną po dwunastu godzinach. Wtedy w końcu staniesz się odporna. Powinien działać wystarczająco długo, abyś mogła zaaklimatyzować się w dworze i na terenie posiadłości.
Hermiona spojrzała na niego.
- Teraz jesteś wobec mnie inny. Mniej wredny. Dlaczego w ogóle to dla mnie robisz? - powiedziała. Zmarszczyła czoło. Najwyraźniej nadal była lekko zdezorientowana.
Uniósł brew i pochylił się do przodu tak blisko, że jego oddech przebiegł przez jej policzek.
- Nie robię tego dla ciebie, Szlamo - powiedział cicho do jej ucha. - Robię to dla siebie. I tak nie zareagujesz.
Wyprostował się.
- Widzisz? Nic. Brak przyspieszonego pulsu. Żadnego kołaczącego serca. Mógłbym przyprowadzić bogina lub przełożyć cię przez stół, a ty nawet byś nie mrugnęła. Niezbyt fajne.
Hermiona w zamyśleniu skinęła głową. Gdyby chciała popełnić samobójstwo, łatwiej byłoby to zrobić pod wpływem eliksiru. Malfoy może nie być w stanie niczego wykryć, aż będzie za późno.
Twarz Malfoya przybrała kamienny wyraz. Wskazał na drzwi.
- Czy możemy?
Poszła po płaszcz i wyszła za nim na zewnątrz. Zatrzymał się na werandzie i patrzył, jak sama schodzi ze schodów. Śnieg został usunięty z żwirowej ścieżki, ale czuła, jak mróz już zaczyna gryźć ją w palce przez liche buty. Dzień był dość zimny.
Wahała się przez chwilę, próbując zdecydować, gdzie iść. Następnie podeszła do labiryntu z żywopłotu. Podczas wszystkich jej spacerów z Malfoyem nigdy do niego nie wchodzili. Była bardzo ciekawa, czy uda jej się znaleźć drogę.
Wszystko było wielkie. Żywopłot górował nad nią. To sprawiło, że przypomniała sobie labirynt z Turnieju Trójmagicznego. Wątpiła, by żywopłot Malfoya próbował ją pożreć lub skrywał jakieś czarnomagiczne stworzenia. Wędrowała po krętej, zawiłej i pełnej zakamarków ścieżce i myślała o eliksirze, który Malfoy wlał jej do gardła.
Przez chwilę zastanawiała się, czy zażywał go, aby być takim zimnym i podłym draniem, ale po chwili namysłu odrzuciła tę myśl. Klątwa Zabijająca była magią opartą na emocjach. Była zaklęciem niemożliwym do rzucenia w tak oderwanym od emocji stanie.
Chociaż Malfoy wydawał się być przerażająco zdolny do naginania zasad dotyczących tej klątwy.
Odkładając na bok Malfoya i tajemnicę jego bezdennej studni nienawiści, mogła spróbować użyć tego eliksiru. Mogła zrobić znacznie większe postępy w dążeniu do ucieczki pod jego wpływem niż przez ostatni miesiąc. Tak duże, że Malfoy wydawał się być przy tym wszystkim podejrzanie beztroski.
Zatrzymała się, żeby się zastanowić.
Malfoy nie był nieostrożny. Nieważne, jak bardzo nienawidził monitorowania jej osoby. Nie byłby nieostrożny. Musi istnieć jakieś zabezpieczenie przed awarią, które dawało mu pewność siebie na tyle dużą, by dać jej coś tak potężnego. W przeciwnym razie nie zaryzykowałby tego, nawet gdyby uważał, że monitorowanie jej to jakaś forma osobistej tortury.
Skąd mógł być pewien, że nic nie zrobi, skoro jej tętno i puls raczej nie dawały mu teraz żadnych istotnych informacji?
Prawie rzuciła się z balkonu, a on ledwie ją powstrzymał. Wiedział dokładnie, kiedy powinien się pojawić…
Spojrzała na swoje nadgarstki.
Musiał to wyczuwać przez kajdany. Ale skąd wiedział, że powinien przyjść, a jednak nigdy nie zawracał sobie głowy pojawianiem się podczas jej ataków paniki. Zaklęcie monitorujące, nawet ściśle wyspecjalizowane, nie mogło tego dokładnie rozróżnić.
Chyba że…
Malfoy jakimś cudem mógł odczytywać za pomocą kajdan jej myśli…
Gdy tylko ta świadomość do niej dotarła, była pewna, że ma rację. Chociaż nie. Może nie była całkowicie pewna. Jednak była gotowa się o to założyć.
Jak irytujące. Powinna być wściekła, ale nie mogła przywołać do siebie żadnych emocji. Rozpacz powinna była już dawno ją pochłonąć. Jednak jej intelektualne rozdrażnienie było na tyle duże, na jakie tylko mogła się zdobyć.
Jakby jego legilimencja nie była wystarczająco inwazyjna. Przeszukiwał jej umysł, jakby to była jego własna hodowla ostryg. Była pewna, że w jakiś sposób czytał jej w myślach właśnie przez te kajdany.
Nigdy nie przeglądał jej myśli. Zauważyła to. Przypomniała sobie, jak Snape robił to z uczniami. Zanurzał się w ich oczach i natychmiast widział, co było na pierwszym planie. Kiedy nawiązywała kontakt wzrokowy z Malfoyem, nigdy nawet tego nie próbował.
Hermiona odwróciła się. Wyszła z labiryntu i wróciła na werandę, gdzie Malfoy wydawał się być całkowicie pochłonięty książką o alchemii.
Zatrzasnął tom i spojrzał na nią, podczas gdy ona stała, gapiąc się na niego. Ręce ułożyła na biodrach.
Nie mogła nic powiedzieć, ale mogła patrzeć i przeszywać go wzrokiem.
Wydawało się, że zdał sobie sprawę, że nie może nic powiedzieć zanim on pierwszy się nie odezwie. Po prostu uśmiechnął się blado i spojrzał na nią.
- Tak? - powiedział w końcu po prawie minucie.
- Czy czytasz w moich myślach? - zapytała.
Uśmiechnął się szeroko.
- I dopiero po miesiącu zdałaś sobie z tego sprawę - odpowiedział z udawaną pochwałą. - Chociaż muszę przyznać, że byłaś w tym czasie raczej zajęta płaczem, użalaniem się i strachem przed korytarzami i niebem.
Fajną rzeczą w braku emocji było to, że złośliwość Malfoya była po prostu jak wrzucanie kamyków do stawu. Mały, szybki plusk w jej psychicznej nieprzepuszczalności, a potem znowu bezruch i obojętność.
- Jak to możliwe? - zapytała, unosząc sceptycznie brew. Przeciwstawiało się to kilku podstawowym prawom magii
- Bądź pewna, Szlamo, że nie czytam wszystkich twoich myśli. Gdybym musiał poddać się ciągłemu strumieniowi twojej świadomości, prawdopodobnie sam bym rzucił na siebie Avadę. Rejestruję je tylko wtedy, gdy robisz coś... interesującego. Dzięki temu nie muszę pojawiać się tylko dlatego, że sama zejdziesz po schodach.
Nieotumaniona Hermiona zarumieniłaby się ze złości na jego drwiny. Ale Obecna Hermiona tylko zamrugała i rozważyła te informacje.
Więc to nie było coś stałego. Dobrze wiedzieć. Ale kiedy coś zostało przez niego dostatecznie zarejestrowane, był w stanie w jakiś sposób zagłębić się i odczytać jej najważniejsze myśli. To był problem.
Studiowała go. Będzie musiała ukraść cokolwiek, przez co ją obserwował. Umbridge opisała to jako urok noszony przez głowę rodziny. Hermiona nie była pewna, co mogłoby to być. Magiczne amulety były zwykle czymś metalowym, co przewodziło magiczne połączenie. I trzeba było to coś stale ze sobą nosić. Najczęściej wybierano naszyjniki, bransoletki lub pierścionki.
Malfoy najwyraźniej nie nosił biżuterii, nawet obrączki. Jedynym widocznym elementem był czarny pierścień na jego prawej dłoni.
Może to właśnie o to chodziło.
- Nie możesz tego ukraść - wycedził Malfoy.
Spojrzała na niego ostro.
- To nie jest rzecz. To nie to - powiedział i podniósł rękę, żeby pokazać jej pierścień, na który patrzyła. Zsunął go z palca i rzucił w jej kierunku. Chwyciła go odruchowo i przyjrzała mu się uważnie.
To był jakiś rodzaj czarnego metalu. Wydawało się, że nie emituje z siebie żadnego silnego pola magii, jak z pewnością odznaczałoby się coś połączonego z kajdanami. Ale może nadal tak było. Może kłamał. Może próbował ją zmylić.
Zastanawiała się, co by zrobił, gdyby go połknęła.
Wybuchnął śmiechem
- Nie połykaj tego.
Podniosła gwałtownie głowę, a on świadomie uniósł brew. Uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę. Niechętnie upuściła pierścień na jego dłoń, a on wsunął go z powrotem na palec.
- Jak powiedziałem, to nie jest rzecz. Nie możesz ukraść namiaru. Nie tego na tobie. Żeby stworzyć twoje kajdany użyto magii krwi.
Hermiona patrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Jestem w twojej głowie? - powiedziała, jej usta opadły lekko, gdy dotarła do niej pełna świadomość tego faktu.
Zabrali jej krew.
Kiedy była w Hogwarcie, pobrali od niej fiolki z krwią i włosami. Zakładała, że to do testów genetycznych. Nie przyszło jej do głowy, że zostanie ona użyta do wykonania rytuału magii krwi.
Oznaczało to, że siłą swojego życia była przywiązana do świadomości Malfoya. Wyczuwał ją w głębi swojego umysłu. To było jak zaklęcia krwi umieszczane na posiadłościach i zamkach, tworząc podświadome połączenie z ich Panem. Osłony magii krwi pozwalały właścicielowi wykryć, kiedy ktoś wchodził na ich teren lub próbował coś majstrować. Hermiona istniała w umyśle Malfoya w podobny sposób.
Gdyby nie została całkowicie pozbawiona emocji, byłaby zmrożona z przerażenia.
Pokiwał głową.
- Jesteś Szlamą Pottera. Uznano, że konieczne są dodatkowe środki bezpieczeństwa. Więc ustalmy teraz, jak to działa: zawsze będę wiedział, co robisz i zawsze będę w stanie cię znaleźć. Chyba że uda ci się zdjąć te kajdany. - Przyjrzał się im i uśmiechnął się słabo. - Bardzo chciałbym zobaczyć, jak sobie z tym poradzisz.
Zaśmiał się.
- Być może zaczniesz od uwiedzenia mnie - dodał sugestywnie, odchylając się na krześle i patrząc na nią od góry do dołu. - Skradniesz moje serce swoim dowcipem i urokiem.
Hermiona przewróciła oczami.
- Jasne. Może jutro - powiedziała, a jej myśli już wirowały. - Cóż, to wszystko było bardzo pouczające - powiedziała. - Nie będę dalej przeszkadzać ci w czytaniu.
Następnie odwróciła się na pięcie i wróciła do labiryntu z żywopłotu.
Raniła się o gałęzie i miotała w drodze przez labirynt, intensywnie myśląc. Lista jej możliwości jeszcze bardziej się zawęziła. Malfoy najwyraźniej nie spodziewał się, że ucieknie. Nie wydawał się być tym nawet minimalnie zaniepokojony. Nie winiła go. Ona też nie spodziewała się, że będzie mogła uciec.
Nadzieja matką głupich. Teraz to wszystko wydawało się być totalnym idiotyzmem. Westchnęła słabo i patrzyła na chmurę pary wydychaną w lodowatym powietrzu.
Kiedy eliksir przestanie działać, będzie poważnie przygnębiona.
Zbadała cały labirynt. Jej stopy były zdrętwiałe z zimna i przemoczone, gdy ponownie z niego wyszła. Lekko pokuśtykała z powrotem na werandę. Malfoy nic nie powiedział, a ona przeszła obok niego wchodząc z powrotem do rezydencji i sama udała się do swojego pokoju.
Choć była pozbawiona emocji, miło było znów poczuć się bardziej funkcjonującą osobą. Bez żalu. Bez strachu. Bez depresji czy rozpaczy. Nie musiała się martwić, że jej ciało zdradzi ją nagłym atakiem paniki.
Ten eliksir mógłby ją łatwo uzależnić.
Nie żeby Malfoy na to pozwolił. Uzdrowicielka Stroud wspomniała, że eliksiry na stany lękowe mogą przeszkadzać w ciąży, więc prawdopodobnie będzie jej podawać go tylko przez krótki czas.
Hermiona żałowała, że nie wiedziała więcej o magicznej ciąży. To był przeważnie dość pomijany aspekt jej szkolenia jako uzdrowicielki. Mając pergamin i pióro, mogłaby napisać trzydziestocalowy esej o eliksirach niepokoju i ich interakcji z magią leczniczą i czarnomagicznymi klątwami. Jednak ciąża została wykluczona z nauczania leczenia rannych. W czasie wojny prawie nikt nie miał dzieci, a jeśli nawet, to taka osoba przestawała walczyć i udawała się do położnej.
Zastanawiała się, jak powstał eliksir. Była prawie pewna, że zawierał wyciąg z żądła żądlibąka, walerianę i fasolę sopophorusa. Może też śluz mózgowy leniwca. Przypomniała sobie smak i mrowienie, gdy go przełykała. Być może była to reakcja wyciągu żądła żądlibąka w połączeniu z syropem z ciemiernika.
Miło było mieć coś nowego do przemyślenia. Miała wrażenie, że jej mózg podupadł od czasu wojny. Została całkowicie pozbawiona czegokolwiek nowego, czym mogłaby się zająć w swoim umyśle. Był pełen przeszłości. Przeglądała ją w kółko, zastanawiając się, co poszło nie tak.
Jej przeszłość była jak kamień młyński. Nieustannie ciągnąc ją w dół, a następnie ciągnąc ją nieubłaganie z powrotem, gdy raz po raz zastanawiała się, co poszło nie tak.
Czy cokolwiek wiedziała? Czy wiedziała, dlaczego Zakon przegrał wojnę? Czy znała i ukrywała w sobie te informacje? Wybrała torturowanie samej siebie, ukrywając to?
Dlaczego? W końcu - jak powiedział Malfoy - przegrała wojnę. Czemu kłopotałaby się chronieniem czegoś nawet w następstwie tych wydarzeń? Wiedząc, że wszyscy, na których jej zależało, zostali uwięzieni lub od dawna byli martwi?
Podobnie jak śmierć Dumbledore'a, szczegóły związane z końcem wojny wydawały się być dla niej dość mgliste. Nie pamiętała, dlaczego poszli do Hogwartu. Nie pamiętała nawet, jak została schwytana. Pamiętała śmierć Harry'ego. A potem znalazła się w klatce i patrzyła, jak Weasleyowie są torturowani.
Założyła, że straciła przytomność z powodu szoku.
Hermiona zbadała całe skrzydło posiadłości od góry do dołu jeszcze przed zapadnięciem nocy. Strychy, wszystkie szafy, schody i tunele dla służby. Nie przeczesywała pokoi, ale miała nadzieję, że jeśli zapozna się z resztą, to będzie mogła wrócić tam bez paniki lub załamania nerwowego, nawet bez eliksiru.
Zastanawiała się, ile skrzatów domowych mieli Malfoyowie. W najciemniejszych zakamarkach strychu nie było nawet jednej pajęczyny.
Gdy obudziła się następnego ranka, poczuła jakby w jej piersi został umieszczony głaz. Była przyszpilona do łóżka i przytłoczona ciężarem niepohamowanej rozpaczy, której nie mogła doświadczyć poprzedniego dnia. Walczyła o oddech.
Dwunastogodzinne wytchnienie sprawiło, że cały jej emocjonalny ból bolał jeszcze bardziej. Nie zdawała sobie sprawy, jak głęboko wnikały w nią rany żalu i samotności, dopóki na chwilę nie została uwolniona od ich bólu.
Kiedy jego ciężar ponownie na nią spadł, poczuła się, jakby została zmielona na proch. Niemal czuła, jak jej brzegi się rozpadają i pękają. Rozpuszczała się w eterze. Nie zostało z niej prawie nic prócz bólu.
Jej kręgosłup i kark były przegrzane, podczas gdy reszta jej ciała była lepka i lodowato zimna. Jej skóra była wilgotna. Jakby przez nic wypociła całość eliksiru.
Zsunęła się z łóżka i gwałtownie zwymiotowała na podłogę, jeszcze zanim zdążyła rzucić się w kierunku łazienki.
Osunęła się, drżąc. Jej ciało było jak ołów. Ledwo mogła poruszać rękami. Chciała wziąć prysznic. Było jej za gorąco i za zimno jednocześnie.
Była spragniona. Desperacko potrzebowała wody.
Chciała się do kogoś przytulić.
Nowa fala samotności uderzyła w nią z taką gwałtownością, że wybuchła płaczem.
Czując się chora i słaba, znów miałą wrażenie, że jest jak dziecko. Zdesperowana, by mama się nad nią roztrząsała i położyła dłoń na jej czole. Dla ukojenia.
Nawet nie pamiętała swojej mamy, ale mimo to tęskniła za nią. Przypomniała sobie, jak kiedyś leżała w łóżku, a czyjaś dłoń muskała zimnymi palcami jej twarz, odgarniając kosmyk włosów, a następnie spoczywając na policzku.
Kiedy fala mdłości wreszcie minęła, powlokła się do łazienki i po wypiciu kilku szklanek wody rzuciła się do letniej kąpieli.
To było jak kac podczas grypy. Być może tak właśnie wyglądał efekt odstawienia. Jednak o ile pamiętała, nigdy nie doświadczyła uzależnienia od narkotyków.
Oczywiście Malfoy nie ostrzegł jej, że kiedy eliksir przestanie działać, poczuje się jak trup. Przeklinała go ostro w myślach i miała nadzieję, że on to poczuje.
Chciała się utopić.
Kiedy wróciła do swojego pokoju, podłoga została już wyczyszczona.
Nadal miała gorączkę. Ściągnęła koce z łóżka i skuliła się na parapecie otulając nimi, przyciskając policzek do okna.
Była chora przez cały dzień i najwyraźniej Malfoy odczuł to, ponieważ nie pojawił się, oczekując, że wyjdzie na zewnątrz. Następnego popołudnia przybył bez słowa pomimo sztyletujących spojrzeń, które mu rzucała, i wyprowadził ją na werandę. Odkryła, że eliksir nieco ją zaaklimatyzował. Udało jej się zejść z werandy bez jakiegokolwiek ataku paniki. Trzęsła się i musiała walczyć z hiperwentylacją, ale strach jej nie połknął. Najtrudniej było przedrzeć się przez żwirową ścieżkę aż do linii żywopłotu. Ale kiedy znalazła się wśród strzelistych cisów, muskając palcami ich ściany i skupiając się na poruszaniu się po trasie, była w stanie dość równomiernie oddychać.
Kiedy wróciła na werandę, Malfoy zniknął. Najwyraźniej był zadowolony, że nie jest już zobowiązany do ciągłego monitorowania jej ani wyprowadzania na spacer.
Eliksir pojawił się ponownie następnego ranka. Hermiona spędziła kilka godzin, zastanawiając się, czy wypić go ponownie. Sama myśl o spędzeniu kolejnego dnia na przeżywaniu efektu odstawienia przyprawiała ją o mdłości. W końcu zacisnęła zęby i wypiła całość.
Przekradła się przez dwór jak cień i zbadała główne skrzydło. Ciągle była wyczulona na ostry stukot butów Astorii. Nie spotkała jej od nocy, kiedy zaprowadziła ona Hermionę do pokoju Malfoya. Ale Hermiona od czasu do czasu widziała kogoś, kto patrzył z okna, kiedy Malfoy wyprowadzał ją na zewnątrz. Nie była zainteresowana sprawdzaniem, czy wcześniejsze groźby Astorii były szczere.
Tego dnia zbadała większość głównego skrzydła. Było tak wiele zamkniętych drzwi, że zdała sobie sprawę, że Malfoy prawdopodobnie połączył klucze do posiadłości z jej krwią. Uwięził ją za pomocą jej własnej krwi.
Następnego dnia efekt odstawienia eliksiru był jeszcze gorszy.
Trzy dni później eliksir nie pojawił się jednak podczas śniadania. Hermiona podejrzewała, że wie dlaczego i ledwo mogła przełknąć posiłek. Szaleńczo chodziła w kółko po swojej sypialni, a potem przez godzinę siedziała pod strumieniem prysznica w sąsiednim pokoju, próbując przestać się trząść.
Po kolacji pojawił się skrzat domowy, który zabrał naczynia.
- Masz się przygotować na dzisiejszy wieczór - powiedział, zanim zniknął.
Hermiona zamarła na krześle. Przecież była świadoma tej opcji. Jednak jawne potwierdzenie tego było jeszcze gorsze. Miała dodatkowy miesiąc by bać się, że ten horror stanie się jeszcze zimniejszy. Czuła się tak, jakby coś skręcało jej organy w coraz ciaśniejszy węzeł, aż poczuła, że pęka. Jej klatka piersiowa była tak ściśnięta, że ledwo była w stanie wciągać w siebie nawet płytkie oddechy.
Poszła do łazienki i wykąpała się. Kiedy wróciła, zauważyła, że impulsywnie co chwila spogląda na środek pokoju. Była przerażona, że Malfoy może zdecydować się na urozmaicenie tego doświadczenia. Łapała się w nadziei, że stół się pojawi, a on nie zrobi nic nowego.
Nie chciała zostać zgwałcona w nowy sposób.
Prawie załkała z ulgi, kiedy stół pojawił się dokładnie o 7:30.
Chciała się spoliczkować. W jakim świecie horroru kobieta była szczęśliwa, że zostanie zgwałcona w znajomy sposób?
Malfoy przychodził i wychodził przez pięć wieczorów, bez jakiegokolwiek słowa. Dokładnie w taki sam sposób, jak w poprzednim miesiącu.
Każdego wieczoru Hermiona ściskała za brzegi stołu i wyobrażała sobie, jak parzy Eliksir Spokoju. Miała tyle wolnego czasu na rozmyślanie nad rzeczami, że zaczęła próbować w myślach dokładnie go odtworzyć.
Próbowała uczynić to dla siebie tak realnym, jak to tylko możliwe. Próbowała odtworzyć zapachy i doznania. Dbała o szczegóły. Obsesyjnie.
Daleko od kołysania. Od ucisku drewna na jej kościach biodrowych. Od ślizgań w jej wnętrzu, którym nie pozwalała zająć dotrzeć do swojego umysłu.
Nie było jej tam.
Warzyła eliksir.
Wyjęła cynowy kociołek z szafki za pomocą schodkowego stołka. Wyćwiczonym machnięciem różdżki wyczarowała płomień. Poczekała, aż metal osiągnie średnią temperaturę, po czym dodała szlam. Trzymała fiolkę w prawej ręce i przechylała ją. Ostra woń gęstej cieczy łaskotała ją w nos.
Cyna i ciepło powodowały, że lewitujące właściwości szlamu żądlącego wyparowywały po gotowaniu przez dokładnie jedną minutę. Zabutelkowała jego parę, by móc użyć jej jako środka znieczulającego na miejscowe urazy. Przygotowała mózg leniwca, wyjmując go ze słoika i za pomocą długiego noża pokroiła go tak cienko, że plasterki były niemal przezroczyste. Mózg pod jej dłonią byłby gąbczasty i delikatny. Jej dotyk byłby bardzo ostrożny, a ostrze noża jak brzytwa. Po minucie obniżyłaby temperaturę szlamu do spokojnego bulgotania i umieściła plasterki mózgu leniwca na powierzchni, pozwalając by przez dwie minuty szlam żądlący i mózg leniwca połączyły się, powoli zmieniając kolor wywaru w stalowo niebieski o lepkiej konsystencji.
W międzyczasie przygotowałaby fasolki sopophorusa. Użyłaby dwudziestu sztuk. Miażdżąc je pod ostrzem srebrnego sztyletu, zanim wyciągnie z nich sok. Czułaby ucisk w kostce kciuka przy nacisku. Wyobraziła sobie, jak fasolka ustępuje pod naciskiem ostrza. Po dodaniu soku wymieszałaby eliksir dwanaście razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara srebrnym prętem do parzenia, a następnie osiem razy w lewo za pomocą popielnika. Następnie eliksir zostałby przykryty i pozostawiony do zaparzenia w niskiej temperaturze przez siedemdziesiąt trzy godziny. Powolne parzenie było konieczne, aby zniweczyć usypiające właściwości sopoforu. Eliksir zmieniłby w tym czasie kolor na bladozielony. W siedemdziesiątej czwartej godzinie dodałaby mielone czułki szczuroszczeta, zmiażdżoną cebulę, walerianę i sproszkowane skorupki jajek. Doprowadziłaby go do szybkiego wrzenia przez trzydzieści sekund, a następnie użyłaby zaklęcia chłodzącego, aby obniżyć temperaturę do nieco powyżej zera. Eliksir stałby się granatowy o wodnistej konsystencji. Potem skropiłaby jego powierzchnię syropem z ciemiernika. Jedna kropla na dziesięć wolnych obrotów w prawo, a następnie w lewo. Jej ramię lekko by się zmęczyło. Trzydzieści kropli w całości, aż eliksir by zgęstniał i przykleił się do pręta mieszającego. Wymieszałaby go trzykrotnie srebrnym prętem i gotowała na wolnym ogniu przez pięć minut, a następnie zdjęła z ognia i pozwoliła mu opaść do temperatury pokojowej bez użycia magii. Eliksir stałby się ciemnoszary i syropowaty. Cała przygotowana porcja wystarczyłaby na dwadzieścia pięć dawek.
Warzyła go w myślach każdej nocy. Dostosowywała ilości i techniki. Zmieniała kolejność dodanych składników. Piątej nocy była prawie pewna, że przeanalizowała cały przepis.
Szóstego dnia zmusiła się do samotnego wyjścia na zewnątrz w obawie, że w przeciwnym razie pojawi się Malfoy i jej to rozkaże.
Zdecydowała, że przezwyciężenie agorafobii będzie jej priorytetem. Wszelkie plany dotyczące Malfoya będą czekać, aż będzie potrafiła konsekwentnie wychodzić na zewnątrz.
W głębi duszy podejrzewała, że tylko się oszukuje i go unika. Ale nie wiedziała, jak go oszukać, żeby ją zabił, skoro nie mogła nawet z nim porozmawiać bez jego zgody. A jeśli chodzi o uwodzenie go, to zgodnie z jego sugestią, pomysł był tak absurdalny, że aż śmieszny.
Następnego dnia pojawił się w jej pokoju, przyszpilił ją do łóżka i przedarł się przez jej wspomnienia. Ledwo się z nią rozmawiał. Kiedy skończył, po prostu odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Dwa dni później Hermiona śniła, że Alastor Moody stał przed nią przy małej szafie. Jego oko kręciło się podejrzanie. To było tak, jakby znajdowali się pod wodą, a wypowiadane słowa były niezrozumiałe. Patrzył na nią intensywnie, kiedy coś mówił, obserwując jej reakcję. Pamiętała, że była sceptyczna, ale zdeterminowana. Moody powiedział coś jeszcze, a Hermiona potrząsnęła głową. Skinął gwałtownie, a kiedy odwrócił się, by wyjść, miał kamienną twarz. Jednak ruchy jego oka miały w sobie pewne wahanie. Alastor nigdy się nie wahał. Po odejściu Alastora została sama przez kilka minut.
Nie wiedziała, co oznaczał ten sen. Starała się nad tym nie rozwodzić.
Hermiona zbadała główne skrzydło posiadłości. Portretom najwyraźniej surowo zabroniono mówienia do niej. Patrzyły na nią świdrującym okiem, ale żaden nie wypowiedział ani słowa. Eksplorowała labirynt z żywopłotu, aż mogła przejść przez niego z zamkniętymi oczami. Nie mogła poradzić sobie z udaniem się gdziekolwiek indziej na zewnątrz, chyba że przeczołgała się wzdłuż boku dworu.
Otwarte przestrzenie nadal były dla niej bardzo trudne. Nie potrafiła nawet oderwać się od ściany, idąc wzdłuż większych korytarzy. Ledwo mogła wejść i stanąć na środku sali balowej w głównym skrzydle domu.
Po dziesięciu dniach Stroud przybyła ponownie, aby sprawdzić, czy Hermiona jest już w ciąży. Nie była. Hermiona intensywnie ćwiczyła w swoim pokoju, aby rozładować zalewającą ją wściekłość. Stroud była zadowolona z poprawy jej kondycji fizycznej.
Następnego dnia, kiedy Hermiona weszła do swojego pokoju, trzęsąc się po powrocie ze spaceru, zastała tam Malfoya, czekającego na nią w pełnych regaliach Śmierciożerców.
- Masz ochotę na wycieczkę, Szlamo?
Hermiona spojrzała na niego, obserwując to, co miał na sobie. Kiedy podszedł do niej, jego twarz była pozbawioną wyrazu maską.
- Zapomniałaś? - zapytał, a jego srebrne oczy zamigotały. - Dwa miesiące. Żadnej ciąży. Czarny Pan nie może doczekać się spotkania z tobą.
Chwycił ją za ramię, zanim zdążyła się cofnąć i aportował ich oboje.
Czyli jednak wyłączenie emocji było chwilowe. Dwanaście godzin błogości, nie odczuwania czegokolwiek a potem wszystko przyszło ze zdwojoną siłą. No tak, przecież Stroud mówiła, że dostarczy jej coś, co będzie pomocne w aklimatyzacji, ale nie będzie mogło przeszkadzać w zajściu w ciążę, więc nie mogła tego często stosować. No i już wiadomo, skąd Draco wie o każdej jej emocji. Jego umysł jest z nią połączony, a może bardziej z jej kajdanami? A to oznacza, że Hermiona serio jest w czarnej dupie i nie ma sposobu ucieczki. Musi się pogodzić z tym, że naprawdę w końcu będzie musiała zajść w ciążę, urodzić to dziecko i jakoś znieść to wszystko. Nie ma szans na to, by się zabiła. Malfoy o wszystkim będzie wiedział i zjawi się w przeciągu sekund, tak jak wtedy, gdy chciała skoczyć. Ciekawi mnie, jak się z tym wszystkim czuje Astoria. Jakby nie było, minęły już dwa miesiące a ona widziała ją zaledwie dwa razy. Na pewno ona ją bacznie obserwuje. Przecież jest intruzem w jej domu. W dodatku jest surogatką dla dzieci jej męża. Czekam, aż w końcu się uaktywni. No i co ja widzę, wizyta u wujka Voldzia. Na pewno będzie bardzo interesująco.
OdpowiedzUsuńHerm nigdy tak naprawdę nie jest sama, lecz mimo to nawet dobrze to znosi. Tylko czemu nie zachodzi w ciążę może coś ja blokuje albo z Malfoyem coś nie tak 🤔 czekam na swotkanie z Voldemortem i co będzie chciał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ❤️
Na Godryka, to jak przejscie przez najciezszy odwyk, a ona ledwo, hm, dwa razy go wypila? Patrzenie na to, co przechodzi po ustaniu jego dzialania zdecydowanie nie bylo warte tej pozornej ulgi ☹ Wprawdzie pozwolilo jej to na kolejna porcje chlodnej kalkulacji, odwazniejsze wychodzenie i zbadanie kolejnych czesci "jej" posiadlosci, ale nie wiem, czy to moze rekompensowac jej agonie po jego odstawieniu. Jedynym pocieszeniem moze byc to, ze zarozumialy Malfoy poczul tego chociaz namiastke.
OdpowiedzUsuńO rany, to juz 2 miesiace! Kupa czasu! I spotkanie z tym beznosym szczurem, ugh, az sie boje klikac dalej...
Mała