Kiedy ostrożnie zbliżył się do przeciwległego końca polany z Hermioną tuż za sobą, Severus mógł poczuć powietrze gęste od magii. Był to  gniew Czarnego Pana. To musiał być dobry znak.

Ostatnim razem, gdy widział Voldemorta, miał zamiar zabić Hermionę, a kiedy Charlie Weasley przeleciał obok i uratował ją, Severus tylko odczekał wystarczająco długo, by zobaczyć, że Potter nie jest zbyt ranny, by walczyć o siebie, zanim ruszył za smokiem, chcąc się upewnić, że jest naprawdę bezpieczna.

Teraz widział, że Potterowi udało się nie tylko walczyć z Voldemortem, ale także udało mu się przeżyć do teraz. Rzeczywiście zaskakujące. Być może mimo wszystko chłopiec nie był tak przegraną sprawą, jak się obawiał.

Oczywiście Potter miał pomoc, to było jasne z ciał leżących wokół Czarnego Pana. Ilu zginęło, by go uratować? Ilu więcej umrze, zanim w końcu zabije Voldemorta? Czy był w stanie to zrobić? Czy to dziecko było wystarczająco silne, by pokonać najpotężniejszego czarodzieja, jakiego znał świat?

W ciągu godzin, które minęły od rozpoczęcia bitwy, Severus widział więcej śmierci, niż kiedykolwiek wcześniej, nawet podczas pierwszej wojny, a to z pewnością coś mówiło. Zabił tylu Śmierciożerców, że stracił rachubę dużo wcześniej, ale nie miał pojęcia, ilu zwolenników stracił już Zakon.

Jego plan zadziałał w większości, upewnił się o tym, przechodząc od jednej walki do drugiej, pomagając członkom Zakonu oraz polując i zabijając każdego Śmierciożercę, któremu udało się uciec z walki. Ich jedyną szansą na wygraną było zmiażdżenie wszystkich grup wsparcia, na które liczył Czarny Pan, zaskoczenie ich, zanim dotarli do głównej bitwy, trzymanie ich z dala od Pottera, a udawało im się to całkiem nieźle.

Ale teraz wszystko sprowadzało się do jednego chłopca i tego, co mógł lub czego nie mógł zrobić przeciwko samemu Voldemortowi. Kiedy Severus zbliżył się tak blisko polany, jak tylko mógł, nie będąc widzianym, wydawało mu się, że Potter nigdy nie poradzi sobie sam.

Poświęcił chwilę, aby się rozejrzeć, próbując znaleźć miejsce, w którym mogłaby zatrzymać się Hermiona. Potrzebował umieścić ją gdzieś, gdzie byłaby bezpieczna, w miejscu, w którym żaden śmierciożerca by jej nie znalazł. Drzewa były jedyną rzeczą, która dawała jakąkolwiek osłonę, więc udał się z powrotem do lasu, odsuwając się na tyle daleko, żeby nie mogła zobaczyć walki ani martwych członków Zakonu.

- Zostań tutaj - powiedział, kiedy znalazł idealne miejsce, tuż za dużym drzewem.

- Co?

- Zostań tutaj, wrócę.

- Nie zostanę tutaj - powiedziała. Słyszał zmieszanie i złość w jej głosie. - Harry tam jest i potrzebuje mojej pomocy.

- Potter ma całą pomoc, jakiej potrzebuje.

- Nie zostałam tutaj tylko po to, żeby stać bezczynnie z boku i pozwolić innym walczyć, nie będę…

- Nie wiem, kto tam jest, ani co się stało, odkąd odszedłem - przerwał. - Chcę, żebyś tu została, kiedy ja ocenię sytuację. Nie mogę tam być i opiekować się tobą w tym samym czasie.

- Nie potrzebuję, żebyś się mną opiekował - powiedziała ostro. - Umiem o siebie zadbać.

Chciał jej powiedzieć, że to nieprawda, przypomnieć jej o tym, jak Charlie Weasley musiał ją uratować przed Voldemortem lub jak sam ocalił ją przed Lucjuszem, ale wiedział, że to nie pomoże. Gdyby to powiedział, doprowadziłoby to tylko do kłótni, a to była ostatnia rzecz, której oboje potrzebowali.

Kusiło go, by pominąć kłótnie i po prostu odesłać ją z powrotem do kwatery, ale znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że znajdzie sposób, by wrócić. Przynajmniej teraz mógł mieć ją na oku.

Zbliżył się do niej, uniósł rękę i pogłaskał ją po policzku. 

- Prawie straciłem cię już dwa razy dziś wieczorem - powiedział cicho. - Chcę, żebyś tu została, kiedy mnie nie będzie. Wrócę, gdy tylko dowiem się, co się dzieje.

- Severusie, nie mogę…

- Muszę wiedzieć, że będziesz bezpieczna - powiedział błagalnie, uciszając jej protesty.

Mógł grać nieczysto, ale mimo wszystko był Ślizgonem, a kiedy jego oczy spotkały się z jej oczami, wiedział, że to zadziałało.

- Uważaj - powiedziała, zakrywając jego dłoń na chwilę, a potem cofnęła się o krok. - Pośpiesz się.

- Zostań tutaj - powiedział jeszcze raz, po czym odwrócił się i podszedł do skraju polany, uważając, aby pozostać za osłoną drzew.

Voldemort stał blisko miejsca, w którym był Severus, i walczył jednocześnie z Potterem i Moodym. Severus widział, że ta dwójka stawia niezły opór, ale było dla niego jasne, że Czarny Pan wygra. Ci cholerni członkowie Zakonu, tak przekonani i szlachetni, nigdy nie sięgnęliby po magię potrzebną do pokonania czarodzieja takiego jak Lord Voldemort.

Obserwował ich przez kilka chwil, nie wiedząc, co robić. Część jego osoby chciała podjąć działanie, zmierzyć się z samym Voldemortem, tak jak chciał tego od lat, ale słowa Dumbledore'a ponownie odbiły się echem w jego głowie. Czarodziej chciał, aby Potter miał swoją szansę na walkę z Voldemortem. Chciał dać chłopcu szansę na wypełnienie tej fatalnej przepowiedni, wydanej tak wiele lat wcześniej.

Od lat Severus prosił Dumbledore'a, aby pozwolił mu zabić Voldemorta, a za każdym razem, czarodziej kazał mu czekać, mówił mu, że jeszcze nie czas. Severusowi zajęło dużo czasu, zanim dowiedział się o horkruksach i dopiero wtedy dostrzegł powód decyzji Dumbledore'a. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jak niewiele można by wygrać, gdyby próbował zabić Voldemorta przed zniszczeniem wszystkich horkruksów. Ile można było przez to stracić.

Dumbledore wiedział o tym, tak jak wiedział wiele rzeczy i rzadko dzielił się nimi z kimkolwiek. Teraz, gdy obserwował blokowanie Pottera i unikanie klątwy za klątwą, zastanawiał się, czy może istniał też powód, dla którego Dumbledore nalegał, aby właśnie on to zrobił. Żeby to on był chłopcem, który miał pokonać Czarnego Pana. Poprosił Severusa, aby chronił Pottera, aby go uczył, ale wierzył też w to proroctwo, które wyznaczyło go jako jedynego, który może pokonać Lorda Voldemorta.

Bez względu na to, jak stary czarodziej manipulował i wykorzystywał Severusa przez lata, część niego nadal wierzyła w Dumbledore'a. To właśnie dlatego postanowił dać Potterowi szansę na wypełnienie swojego przeznaczenia.

Wciąż nie będąc pewien, czy podjął właściwą decyzję, Severus oderwał oczy od bitwy i skupił się na swoim otoczeniu. Jeśli miał dać chłopcu szansę, to musiał się upewnić, że żaden Śmierciożerca nie dotrze do niego, zanim dokończy to, co powinien. Widział wiele czarownic i czarodziejów walczących na polanie, ale skupił się na najbliższej grupie, tej, która stanowiła największe zagrożenie.

Niedaleko miejsca, w którym stał, zobaczył w kręgu pięciu Śmierciożerców, majaczących nad niektórymi członkami Zakonu. Widział, że Śmierciożercy rozmawiają z członkami Zakonu, chociaż nie słyszał, co mówią. Kiedy zaczął się zbliżać, jeden ze Śmierciożerców zrobił krok do przodu, uniósł różdżkę i rzucił Klątwę Zabijającą. Zanim ciało czarodzieja uderzyło o ziemię, Severus biegł, starając się nie hałasować, gdy się zbliżał, celując różdżką w najbliższego Śmierciożercę i zabijając go natychmiast, przyciągając w tym samym czasie uwagę innych.

- Kto to? - wrzasnął jeden ze Śmierciożerców, gdy wszyscy odwrócili się w kierunku, z którego nadszedł atak, rozglądając się wokół, próbując znaleźć źródło klątwy, ale Severus już biegał wokół grupy, przeklinając innego z nich, zanim go w ogóle zdążyli go zobaczyć, szybko przechodząc do następnego.

Miał teraz lepszy widok na członków Zakonu i widział kilku z nich leżących, chociaż nie mógł stwierdzić, czy byli martwi, czy po prostu nieprzytomni. Z tego, co widział, wszyscy byli nieuzbrojeni.

Kiedy Śmierciożercy odwrócili się i rozproszyli, szukając Severusa, jeden z członków Zakonu podskoczył i zaatakował najbliższego, po czym sięgnął po kamień i uderzył go nim w głowę, ale nagły ruch przyniósł mu śmierć. To zwróciło uwagę Śmierciożerców.

Zanim Severus zdążył zrobić cokolwiek, by ich powstrzymać, jeden ze Śmierciożerców zwrócił się do czarodzieja, wycelował swoją różdżkę i rzucił Zaklęcie Zabijające, a drugi Śmierciożerca stojący obok, również zwrócił się do pozostałych członków Zakonu.

Severus wiedział, że nie byłby w stanie powstrzymać ich obu, więc nie mając czasu na dokonanie lepszego wyboru, wycelował różdżkę w Śmierciożercę najbliżej miejsca, w którym stał i strzelił. W tym samym czasie ktoś obok również wystrzelił klątwę, która uderzyła w  drugiego, zabijając go.

Szybko się odwrócił, próbując zobaczyć, kto rzucił klątwę, i zobaczył Kingsleya biegnącego w ich kierunku, tak szybko, jak jego nogi mogły go unieść. Trzymał różdżkę w gotowości, gdy jego oczy przeszukiwały otoczenie, szukając kolejnego zagrożenia.

Za Kingsleyem biegł inny Śmierciożerca i Severus zdał sobie sprawę, że czarodziej nie zobaczy go na czas. Widział, jak zamaskowany czarodziej uniósł różdżkę, biegnąc, i gdy miał już przeklinać Kingsleya, Severus go zaatakował.

Z odruchem, który go zaskoczył, obserwował, jak Śmierciożerca blokuje jego klątwę, zanim dotarła do niego. Jego uwaga nadal była skupiona na celu, nawet nie szukając tego, który go atakował, gdy biegł. Gdy zbliżył się do Kingsleya, rzucił Zaklęcie Zabijające wyćwiczonym ruchem różdżki.

Severus wiedział, że wciąż jest zbyt daleko od Kingsleya, by usunąć go z drogi wystarczająco szybko, i nie było sposobu, aby zablokować klątwę, więc jednym płynnym ruchem aktywował świstokliki członków Zakonu, wysyłając tych, którzy nadal żyli do siedziby głównej, a potem zwrócił się do Kingsleya.

Używając najpotężniejszego zaklęcia, na jakie się odważył, wycelował różdżkę w stopy aurora i wystrzelił.

Zaklęcie uderzyło w ziemię w samą porę, powodując eksplozję tuż przed Kingsleyem, wysyłając go na kilka stóp w bok, a Klątwa Zabijająca ledwo go minęła.

W chwili, gdy zobaczył, że Kingsley nie został trafiony przez klątwę, jego uwaga powróciła do śmierciożercy, gdy odwrócił się do miejsca, w którym stał. Severus trwał przez chwilę bez ruchu, czekając, co zrobi mężczyzna, zanim sam podejmie działanie.

Śmierciożerca wyglądał jakby wahał się przez chwilę, gdy jego oczy przeszukiwały otoczenie, a potem odwrócił się od niego. Kiedy Severus podnosił różdżkę, gotowy go zabić, czarodziej odwrócił się, wycelował różdżkę dokładnie w miejsce, w którym stał Severus i wystrzelił.

Zaskoczony nagłym atakiem, Severus ledwo zdołał zablokować klątwę, zataczając się kilka stóp do tyłu, a zimny śmiech Śmierciożercy powiedział mu, że właśnie zdradził swoją pozycję.

- Kim jesteś? Pokaż się! - wrzasnął Śmierciożerca i Severus natychmiast rozpoznał głos.

- To ja, Lestrange - odkrzyknął, zdejmując Zaklęcie Kameleona. Gdyby otwarcie zaatakował Rabastana, nie uszedłby z tego cało. Będzie musiał kupić sobie trochę czasu i znaleźć inny sposób na zabicie go.

- Zaklęcia kameleona w deszczu, Snape? Powinieneś wiedzieć lepiej. Zajęło mi tylko sekundę, żeby cię tam dostrzec - powiedział Rabastan, zdejmując maskę.

- Urok był wystarczająco dobry, by ich oszukać - odpowiedział nonszalancko Severus, kiwając głową w kierunku zmarłych członków Zakonu, zauważając, że Rabastan jeszcze nie opuścił różdżki.

- Chcesz wyjaśnić, dlaczego właśnie teraz stanąłeś mi na drodze? - zapytał Rabastan, wskazując na dziurę, którą Severus zostawił w ziemi.

- Pomyślałem, że zrobię ci przysługę - powiedział, lekko wzruszając ramionami.

- Przysługę

- Czy wiesz kto to jest? - zapytał Severus, podchodząc bliżej miejsca, w którym upadł Kingsley, uważając, aby nie odwrócić się plecami do Rabastana, gdy się poruszał.

- Jest członkiem Zakonu -  odpowiedział energicznie Rabastan - dlatego próbuję go zabić.

- Och, ale on nie jest zwykłym członkiem Zakonu - powiedział Severus, zbliżając się do Kingsleya i kopiąc jego różdżkę. - Ten - wyjaśnił - jest także szefem oddziału Aurorów. Reenervante! - powiedział i patrzył, jak oczy Kingsleya powoli się otwierają.

- Czy tak jest? - zapytał Rabastan z nikczemnym błyskiem w oczach, gdy zrobił krok do przodu, górując nad Kingsleyem. - Mimo to nie rozumiem, jak powstrzymanie mnie przed zabiciem go kwalifikuje się jako przysługa.

- Pomyślałem, że może chciałbyś się trochę zabawić, zanim go zabijesz - powiedział, czując na sobie zdezorientowany wzrok Kingsleya. - W końcu to on jest odpowiedzialny za to, co stało się z twoim bratem i jego żoną.

- Interesujące - powiedział w zamyśleniu, ale Severus zobaczył, jak mocniej ściska różdżkę, wciąż wycelowaną w jego klatkę piersiową. - Ciekawe jest to, że ty, Severusie Snape, nigdy nie lubiłeś mojego brata, a pogardzałeś Bellatriks. Dlaczego miałbyś się przejmować tym, co się z nimi stało i dlaczego chciałbyś wyświadczyć mi przysługę?

- Być może nie jesteś jedyną osobą, która z przyjemnością patrzy, jak ktoś cierpi - odparł po chwili, zmieniając taktykę.

- Zechcesz to rozwinąć?

- Bardzo utrudniał mi pracę szpiega w Zakonie.

- Tak? - zapytał, jego wzrok powrócił na chwilę do Kingsleya. - Rzecz w tym, Severusie, że znam cię od wielu lat. Jeśli to, co mi mówisz, było prawdą, pozwoliłbyś mi go zabić i ruszyłbyś dalej, a jednak uratowałeś go przed moją klątwą, więc dlaczego nie zdradzisz mi prawdziwego powodu, dla którego chcesz go żywego?

- Nie chcę, żeby żył, ale też nie chcę, żeby umarł tak łatwo. Jeśli znasz mnie tak dobrze, jak mówisz, to wiedz, że nie doceniam, jak inni biorą to, co moje.

Rabastan przez chwilę patrzył na niego pytająco, a potem odwrócił się do Kingsleya, rozumiejąc, a złośliwy uśmiech pojawił się na jego twarzy.

- Czarownica - powiedział, a Severus tylko skinął głową. - Doszedłem do wniosku, że twój związek z nią był tylko środkiem do celu. Czy nie uwiodłeś jej, żeby móc użyć jej do szpiegowania Zakonu? A może między tobą a tą szlamą jest coś więcej.

- Dziwię się, że nawet rozważyłeś taką możliwość - powiedział Severus, starając się, by brzmiało to jakby był zniesmaczony samym pomysłem. - W ogóle mnie to nie obchodzi, ale nadal nie lubię, jak niektórzy próbują brać to, co moje - dodał, zwracając się do Kingsleya.

- Ty zdradziecki draniu - wrzasnął Kingsley i wydawało się, że właśnie tego potrzebował Rabastan, by mu uwierzyć. - Zabiję cię! - wrzasnął do Severusa i zarówno on, jak i Rabastan się roześmiali.

- Czy teraz rozumiesz, dlaczego chciałem, żeby umierał powoli? - zapytał Severus, robiąc krok bliżej aurora. - Bardzo mi się to spodoba - powiedział, po czym wycelował różdżkę w Kingsleya. "Crucio!"

Rabastan zaśmiał się radośnie, patrząc, jak Kingsley wije się z bólu, a kiedy zdjął klątwę, Śmierciożerca zrobił krok do przodu, kopiąc Kingsleya w żebra, zanim wycelował w niego różdżką.

- Crucio - powiedział między śmiechem, a w tej chwili Severus odwrócił się i wrzasnął: - Avada Kedavra!

Gdy tylko ciało Rabastana uderzyło o ziemię, Severus odwrócił się, próbując upewnić się, że nikt nie widział, jak zabija Śmierciożercę. Słyszał, jak Kingsley dyszy na ziemi, gdy próbował otrząsnąć się z klątwy. Gdy tylko jego oddech zwolnił, Severus zrobił krok do przodu, pochylił się i podał rękę Aurorowi.

Kingsley patrzył na niego przez chwilę z wahaniem, a potem chwycił Severusa za rękę i pozwolił mu pomóc sobie wstać.

- Dzięki. Przez chwilę myślałem, że naprawdę mnie zabijesz - powiedział Kingsley z półuśmiechem, kiedy próbował usunąć błoto ze swoich szat.

- Może przez chwilę - odparł Severus na tyle głośno, by Kingsley go usłyszał. Powstrzymując uśmiech, odwrócił się i zaczął odchodzić.

- Gdzie idziesz?

- Pomóc Potterowi - powiedział, spoglądając na martwych członków Zakonu. - Nie obchodzi mnie, co mówi przepowiednia. Czas to skończyć.

***

Próbowała czekać, tak jak obiecała Severusowi, że to zrobi. Próbowała tam zostać, poczekać, aż wróci, ale to było zbyt trudne. Jak mogła tam po prostu zostać, być „bezpieczna”, skoro wiedziała, że ​​jej przyjaciele tam są, walczą o ich życie. Kiedy wiedziała, że mogłaby coś zrobić, aby im pomóc?

Zrobiła pierwszy krok do przodu, wmawiając sobie, że jeden mały krok nic nie znaczy. Jej oczy przeszukiwały las, podążając w kierunku, w którym zniknął Severus, i zrobiła kolejny krok, potem następny. W końcu jaką różnicę zrobiło kilka kroków? Wciąż tam była, tam, gdzie ją zostawił.

Ta sama wymówka sprawdziła się przy czwartym i piątym kroku, a zanim zrobiła szósty, do jej uszu dotarły pierwsze odgłosy bitwy, słabe, ale wciąż słyszalne. To, co obiecała Severusowi, nie miało już znaczenia. Potrzebowali jej pomocy i nie mogła czekać ani minuty.

Mocniej przytrzymała różdżkę i szła dalej, pozwalając, by dźwięki poprowadziły ją do walki, jednocześnie obserwując otoczenie, nie chcąc, by jakiś śmierciożerca znów przyłapał ją na nieświadomości.

Szła teraz w pośpiechu i już po kilku chwilach dotarła do skraju lasu. Widok przed nią sprawił, że zamarła w miejscu.

Voldemort był po drugiej stronie polany, walcząc z Harrym i Moodym. Jednak to nie zacięta walka przyciągnęła jej uwagę. Były to ciała porozrzucane wokół niej.

Choć bardzo chciała tego uniknąć, nie mogła powstrzymać wzroku od przemieszczania się od jednej postaci do drugiej. Nie mogła rozpoznać żadnej z nich z miejsca, w którym stała.

Jakby z własnej woli, jej stopy uniosły ją do najbliższej postaci, a drżącą ręką wyciągnęła się do przodu, dotykając ramienia ciała na tyle, by odepchnąć je do tyłu i zobaczyć, kto to jest.

Skuliła się, kiedy jej wzrok padł na całkowicie oszpeconą twarz, ale wtedy ramię ofiary przykuło jej uwagę. Rękaw był podarty, a Mroczny Znak wyraźnie widoczny. To nie był członek Zakonu, to był Śmierciożerca.

Ale ulga, którą poczuła, była krótkotrwała. Było tam jeszcze wiele ciał i nie było mowy, żeby wszystkie należały do ​​Śmierciożerców.

Jakby w transie przeszła do ciała obok. Twarz nie wyglądała znajomo, ale martwe oczy wciąż miały w sobie ślad złota. Po wyglądzie dłoni i ramion wilkołaka wydawało się, że to on oszpecił pierwszego Śmierciożercę.

Wszystko wokół niej wydawało się znikać, gdy przechodziła od jednej postaci do drugiej. Nie słyszała już odgłosów bitwy ani nie myślała o niebezpieczeństwach związanych z jej obecnością, po prostu patrzyła na jedną postać, potem na drugą, znajdując bardziej znajome twarze, niż się spodziewała. Byli tam aurorzy, niektórych znała ze szkoleń w kwaterze głównej, innych rozpoznała tylko po ich ubraniach.

Byli tam także cywile, zwykłe czarownice i czarodzieje, którzy wstąpili do Zakonu zaledwie kilka tygodni wcześniej z tą samą głupią nadzieją, która łączyła wszystkich. Nadzieje na możliwość stworzenia lepszego świata, lepszej przyszłości. Teraz wszyscy leżeli tam, na błotnistej ziemi w deszczu, z pustymi oczami i straconą przyszłością.

Część jej była zadowolona, ​​że ​​nie była jedną z nich, że wciąż żyła, wciąż walczyła, ale inna część zastanawiała się, dlaczego została uratowana. Co sprawiło, że była lepsza od któregokolwiek z nich? Dlaczego wciąż żyła, a wszyscy inni nie?

Najcichszy jęk przedarł się przez mgłę w jej umyśle i na sekundę zamarła. Uniosła głowę, tylko na tyle, żeby się rozejrzeć, spodziewając się ujrzeć grupę Śmierciożerców, ale nikogo tam nie było.

Zastanawiała się, czy może to sobie wyobraziła, ale potem znów to usłyszała, dźwięk był nawet słabszy niż wcześniej. To musiało pochodzić od jednej z postaci leżących wokół niej.

Wstała na drżących nogach i wstrzymała oddech, czekając, aż znowu usłyszy dźwięk. Pochodził z jej lewej strony.

Pobiegła w bok, poślizgując się kilka razy, zanim dotarła do grupy czterech ciał.

- Halo? - szepnęła cicho, sięgając po każdą postać po kolei, jej serce waliło w piersi, gdy próbowała znaleźć kogoś żywego. Potem zauważyła, że ​​głowa wiedźmy lekko się poruszyła, ruch był tak mały, że to był cud, że ją zobaczyła.

- Czy mnie słyszysz? - zapytała, czołgając się obok niej. Bok jej twarzy był spalony, a kiedy odepchnęła się do tyłu, zobaczyła głęboką ranę na klatce piersiowej, a krew szybko sączyła się z jej ciała. Skóra kobiety była zimna w dotyku, a bicie serca słabe. Nadal żyła, ale ledwo.

Hermiona nie była pewna, czy wiele mogliby dla niej zrobić w kwaterze głównej, ale musiała spróbować, nie mogła jej tak po prostu zostawić. Sięgnęła do wnętrza szaty czarownicy, gorączkowo szukając świstoklika, ale nigdzie go nie było.

Dźwięk jej imienia, wyszeptany cicho z daleka, rozproszył ją i przestała się ruszać.

- Hermiono - ponownie zawołał głos z bolesnym jękiem. Było jasne, że dźwięk nie pochodzi od wiedźmy u jej boku. - Nie do diabła… - usłyszała następnie, głos był znajomy, ale zbyt cichy i słaby, by można go było rozpoznać.

Usiadła z powrotem na piętach i odwróciła głowę na bok, próbując zobaczyć, kto mówi. Coś w środku powiedziało jej, że to ważne. Następnie przyszedł bolesny jęk, a kiedy próbowała wstać i podążać za dźwiękiem, leżąca obok niej wiedźma coś wyszeptała, jej ramię wystrzeliło do góry, a dłoń zacisnęła ciasno wokół nadgarstka, utrzymując ją w miejscu.

- Pomocy - powiedziała kobieta z bólem, ale Hermiona się nie poruszyła. Zamarła w miejscu. Jej wzrok był przyklejony do trzymającej ją dłoni, do Mrocznego Znaku widocznego teraz na przedramieniu wiedźmy.

Palce zacisnęły się wokół jej nadgarstka, pokazując siłę, do jakiej nie sądziła, by zraniona kobieta była zdolna Paznokcie wbiły się w jej ciało, gdy wiedźma zaczęła opadać, a ona cofnęła się, jakby została poparzona. Kobieta była śmierciożercą.

- Zabij ją. - Szepnął ten sam głos co wcześniej. - Musisz ją z… - Ale zdanie pozostało niedokończone.

Wstała, spojrzała w oczy kobiety i zobaczyła w nich ból i strach. Ale co mogła zrobić?

Część jej krzyczała w myślach, że powinna jej pomóc, że to człowiek i nie może jej zostawić tam na śmierć. Ale kobieta była śmierciożercą, wiedźmą lojalną wobec Voldemorta. Tej nocy poszła do lasu gotowa i chętna do zamordowania jej przyjaciół oraz wszystkich, którzy stanęli jej na drodze. Ile osób już zabiła?

Logiczna część jej mózgu podpowiadała, że gdyby sytuacja się odwróciła, kobieta już by ją zabiła, bez wahania. Ale czy mogła zrobić to samo?

Zanim zdążyła podjąć decyzję, usłyszała, jak ponownie wołano jej imię. Ktokolwiek do niej mówił, znał ją i potrzebował jej pomocy. Nie ryzykowałaby życia kogoś innego, po prostu stojąc tam niezdecydowanie. Znajdzie, kto ją woła, i pomoże. Zdecydowała się na teraz nie robić nic ze Śmierciożerczynią. Nie chciała jej krzywdzić ani jej nie pomagać. Gdyby potem wiedźma nadal żyła, zrobiłaby wszystko, co w jej mocy, by ją uratować, a potem upewnić się, że nikogo innego nie skrzywdzi. To było najlepsze, co mogła zaoferować w tej sytuacji

Podjąwszy decyzję, odsunęła się od niej, nastawiając uszy, próbując ponownie usłyszeć głos, aby dowiedzieć się, skąd się wziął. Ruch przyciągnął jej uwagę i przelotne spojrzenie było więcej niż wystarczające, by mogła stwierdzić jej, kto ją wzywał. Nie rozpoznawała zbyt wielu osób z miejsca, w którym stała, ale nie było wątpliwości co do właścicielki różowych włosów w odcieniu gumy balonowej.

- Tonks! - krzyknęła, zapominając na chwilę o wszystkim innym, gdy podbiegła do wiedźmy i uklękła obok niej. Oczy Tonks były zamknięte, ale słyszała jej ciężki oddech. - Tonks, słyszysz mnie? - Wiedźma lekko skinęła głową.

Hermiona wyciągnęła rękę i dotknęła twarzy kobiety. Jej skóra była tak gorąca, że ​​prawie mogła parzyć rękę. Nie widziała żadnych ran na ciele, przynajmniej nie zewnętrznych, ale istniały dziesiątki zaklęć lub klątw, które mogły wywołać tak wysoką gorączkę.

Spróbowała rzucić zaklęcie chłodzące. Było to pierwsze, co przyszło jej do głowy, i wydawało się, że pomaga. Jej oddech wydawał się zwolnić do bardziej normalnego tempa, a jej oczy otworzyły się powoli.

- Hermiono - wyszeptała, jej głos był nieco silniejszy niż wcześniej. - Ta wiedźma jest śmierciożercą.

- Wiem, widziałam…

- Musisz ją powstrzymać - przerwała.

- W porządku, Tonks. Jest ranna, nigdzie się nie wybiera. - Hermiona próbowała ją uspokoić, ale nie słuchała.

- Zabiła ich - szepnęła. - Zabiła ich wszystkich. - Jej oczy znów zatrzepotały zamknięte, jakby była zbyt zmęczona, by trzymać je otwarte. Zaklęcie Chłodzenia zaczynało słabnąć, a temperatura znowu rosła. - Musisz ją zabić, albo ona cię zabije. - Przez chwilę zerknęła na Śmierciożerczynię, po czym odwróciła się z powrotem do Tonks. Kobieta ponownie otworzyła oczy i odwróciła głowę na bok. Smutek w jej wyrazie twarzy był tak głęboki, że Hermiona przestraszyła się tego, co może zobaczyć. Mimo to podążyła za jej spojrzeniem i sapnęła z przerażenia, a jej twarz natychmiast wypełniła się łzami.

Z miejsca, w którym klęczała, widziała więcej postaci, ułożonych w jakiś kopiec, jakby chcieli trzymać razem swoje ciała. Kilka postaci odwróciło głowy. Był wśród nich wilkołak, w jego martwych oczach wciąż widniała nutka złota. Zaraz obok leżała aurorka, którą znała z sesji treningowych. Zawsze była dla niej miła, zawsze przyjazna, uśmiechnięta. Teraz zostało tylko jego ciało, zmiażdżone przez inne. Mimowolnie odchyliła się na bok, chcąc zobaczyć, kto jeszcze tam był.

Rozpoznała innego mężczyznę, jednego z dwóch, którzy rozpoczęli bójkę kilka dni wcześniej w kwaterze głównej, i jasnowłosego czarodzieja, który nie mógł być o dzień starszy od niej, chociaż nie pamiętała, by widziała go w Hogwarcie. Co on tam robił?

Potem inna postać zwróciła jej uwagę i poczuła, jak jej ręce zaczynają się trząść. Widziała tylko błysk czerwieni z daleka, ale to wystarczyło. Była tylko jedna rodzina z tak rudymi włosami.

Łzy spływały jej po policzkach i mieszały się z lekkim deszczem. Zamrugała szybko, próbując oczyścić swój wzrok, rozdarta między przysunięciem się bliżej, aby zobaczyć, kto to jest, a odwróceniem się, bojąc się tego, co może ujrzeć. Jakby z własnej woli, jej nogi zaczęły się poruszać, popychając ją do góry, próbując podnieść ją na nogi, ale powstrzymała ją ręka obejmująca jej ramię.

- Hermiono - jęknęła Tonks, jej palce zacisnęły się lekko na jej ramieniu, jakby wykorzystywała ostatnią siłę, by ją zatrzymać, a dźwięk wiedźmy desperacko łapiącej oddech sprawił, że w jakiś sposób oderwała oczy od krwawej sceny. Jakiekolwiek przekleństwo na nią rzucili, dławiło ją, zabijało. Musiała coś zrobić.

- Musimy cię stąd wyciągnąć - powiedziała Hermiona, zmuszając obrazy, które właśnie widziała, do zniknięcia, choćby na chwilę. Musiała się teraz skupić na Tonks. Sięgnęła do kieszeni kobiety i poszukała świstoklika. Znalezienie go zajęło jej tylko kilka sekund, więc szybko go wyciągnęła i zarzuciła łańcuszek na nadgarstek. Wstała i cofnęła się o krok.

- Zajmą się tobą w kwaterze głównej, wszystko będzie dobrze - szepnęła, starając się brzmieć uspokajająco. Następnie aktywowała świstoklik.

Tonks dopiero co zniknęła, kiedy uderzyło ją zaklęcie. Nie było wystarczająco silne, by ją zabić, ale nadal bolało jak diabli.

Upadła do tyłu pod wpływem tej siły i przetoczyła się po ziemi, zwracając się do biegnącego w jej kierunku Śmierciożercy w samą porę, by zareagować i zablokować następny atak. Ale czarodziej biegł dalej, gdy strzelał, a ona nie mogła zablokować jego ataków i jednocześnie wstać. Dotarcie do niej zajęło mężczyźnie tylko kilka chwil.

Nachylał się nad nią, rzucając klątwę za klątwą, szybko osłabiając jej Zaklęcie Tarczy, wyczerpując jej siłę. Już miał się przez nie przebić, kiedy uderzyło go zaklęcie i zatoczył się kilka stóp do tyłu.

Zaskoczona Hermiona pozwoliła na chwilę spojrzeć w bok, w kierunku, z którego nadeszło zaklęcie. McGonagall stała kilka metrów od niej, rozpoznawalna nawet z daleka, z gniewem i determinacją na twarzy. Z tego, co widziała, część jej szaty była poszarpana, a bok jej twarzy był pokryty krwią. Mimo to wciąż stała wyprostowana, z różdżką wycelowaną w pierś Śmierciożercy.

Patrzyła, jak czarownica porusza ręką i strzela, a Śmierciożerca zrobił to samo. Jedno ujęcie czerwonego światła, jedno ujęcie zielonego światła, lecące nieodwołalnie ku sobie.

Zaledwie sekundę minęło, zanim klątwy przebyły połowę drogi, po czym ruszyły w kierunku celów. Severus miał rację, Zakon nie miał szans, jeśli nie chcieli używać tych samych klątw co Śmierciożercy, ale teraz było już za późno.

Najpierw padło czerwone światło, potężne zaklęcie oszałamiające, a Śmierciożerca upadł na ziemię. W następnej sekundzie klątwa zabijająca uderzyła w McGonagall i kobieta upadła.

- Nie! - wrzasnęła Hermiona, zrywając się na równe nogi. Ze łzami spływającymi swobodnie po twarzy, gdy zaczęła biec na drugi koniec polany, w stronę kobiety, która była jej nauczycielką, mentorką, kobietą, która właśnie uratowała jej życie i zrezygnowała z własnego.

Udało jej się zrobić tylko kilka kroków, kiedy uderzyło w nią duże ciało, a silne ramię owinęło się wokół jej talii i szarpnęło za plecy. Szarpała się, kopała, robiła wszystko, żeby uciec, biec do niej, ale nie była wystarczająco silna.

- Puść mnie! - wrzasnęła, ale uchwyt tylko się wzmocnił.

Drugie ramię przesunęło się na jej ramię i obróciło ją, po czym została przyciągnięta do mężczyzny, który ją trzymał, obejmując ją ramionami, prawie kołysząc.

- Za późno - szepnął jej głos do ucha, a ramiona zacisnęły się, by powstrzymać walkę. Znała głos, znała trzymające ją ciało. Mimo bólu i zmieszania wiedziała, kto to był, i przestała z nim walczyć. - Nic nie możesz dla niej zrobić - powiedział Severus, a ona oparła się o niego, czując się pokonana. Poczuła, jak jego serce bije dziko przy jej piersi, prawie tak szybko jak jej własne. - Jeśli przekroczysz tę polankę, by się do niej dostać, Czarny Pan cię zobaczy i cię zabije.

- Ona tylko próbowała mi pomóc, a on ją zabił - powiedziała do jego piersi słabym, złamanym głosem.

- Zrobiła to, żeby uratować ci życie. Nie chciała, żebyś zginęła, ale jeśli teraz przekroczysz tę polanę, właśnie to się stanie. Musisz się uspokoić - powiedział, kiedy jego palce przeczesały jej włosy.

- Severus - zawołał ktoś. To była kobieta, a jej głos był jednocześnie słaby i wściekły.

Poczuła, jak Severus nieco zesztywniał i przechyliła głowę na bok, by zobaczyć, że Śmierciożerczyni, którą widziała wcześniej, jakimś cudem zdołała wstać i wycelowała w nich różdżkę. Jej szaty ociekały krwią, a na jej brzuchu było głębokie, duże rozcięcie, ale w jakiś sposób udało jej się stać prawie prosto i stabilnie trzymać różdżkę.

Spodziewała się bólu w jej twarzy, słabości, ale zamiast tego była tylko nienawiść, jakby to była jedyna rzecz, która powstrzymała ją przed upadkiem.

- Ty zdradziecki łajdaku - wrzasnęła wiedźma i poczuła, jak ramię Severusa porusza się wokół niej, a jego ręka zaciska się wokół różdżki. Starał się, aby jego ruchy nie były zbyt oczywiste.

Sama również zacisnęła palce wokół różdżki, gotowa zrobić to, co powinna była zrobić wcześniej. Powinna była zabić kobietę, kiedy miała okazję. Nie była w stanie przeklnąć jej, kiedy była przygnębiona, a teraz oboje mogli z tego powodu umrzeć.

Zdała sobie sprawę, że był to prawdopodobnie jeden z głównych powodów, dla których Śmierciożercy Voldemorta zebrali tak dużo sił w tak krótkim czasie. Byli gotowi robić rzeczy, których nie zrobiłaby żadna inna czarownica lub czarodziej. Nie wahali się zabijać, co dało im wystarczającą przewagę nad resztą czarodziejskiego świata, by pokonać ich wszystkich. To była wojna i nie było miejsca na litość. Nie popełniłaby tego samego błędu dwa razy.

Usta wiedźmy rozchyliły się, a ona jednocześnie odsunęła się od Severusa. Obie różdżki były wycelowane w Śmierciożerczynię, ale zanim którakolwiek z nich zdążyła wystrzelić, z boku nadszedł strzał zielonego światła i trafił w czarownicę. Zanim się zorientowali, co się dzieje, wiedźma była martwa.

Oboje odwrócili się w kierunku, z którego nadeszła śmiertelna klątwa i zobaczyli Kingsleya biegnącego w ich stronę, z różdżką wciąż przed sobą, gdy się poruszał.

- Nadchodzi grupa Śmierciożerców - powiedział, gdy do nich dobiegł. - Mamy tylko chwilę, zanim tu dotrą. - Potem jego oczy zwróciły się na nią, a na jego twarzy malował się niepokój, gdy spojrzał na nią od góry do dołu. Nie chciała nawet wyobrażać sobie, jak mogłaby wyglądać. - Wszystko w porządku? - zapytał. Po prostu skinęła głową w odpowiedzi. 

- Dzięki za pomoc - powiedziała, a on uśmiechnął się do niej.

Głośny huk zaskoczył ich wszystkich i odwrócili się w stronę polany w samą porę, by zobaczyć, jak ziemia wokół Voldemorta eksploduje, a zasłona białego dymu zasłania go na kilka sekund. Kiedy powietrze się oczyściło, zobaczyli Szalonookiego Moody'ego leżącego na ziemi, otoczonego krwią.

Wtedy zobaczyli, że Voldemort odwraca się do Harry'ego i wystrzeliwuje kolejną klątwę. Mogła zobaczyć zaskoczony wyraz Harry'ego nawet z daleka,  ujrzeć, jak unosi ręce nad głowę, jakby próbował się okryć, bez różdżki, bezbronny. Ale klątwa Voldemorta go nie dosięgła. Uderzyła w niewidzialną barierę kilka cali od jego ciała, a magia rozproszyła się, gdy tylko dotarła do chłopca.

Voldemort ryknął ze złości, wysyłając kolejną klątwę, a potem następną. Wszystkie zatrzymały się przy tarczy, podczas gdy Harry szukał swojej różdżki.

Kilka chwil zajęło jej wyczucie otaczającej ją mocy, a ona odwróciła się, zdezorientowana, i zobaczyła, że ​​ramię Severusa jest uniesione. Jego różdżka wycelowana była w Harry'ego, a jego twarz napięła się z wysyłku, by utrzymać ochronę wystarczająco długo.

Zaskoczyły ją głośne głosy i spojrzała na Kingsleya.

- Są tutaj - powiedział, ale nie rozmawiał z nią.

- Czy możesz ich powstrzymać? - zapytał Severus.

- Jest ich zbyt wiele. Nie będę w stanie kupić ci zbyt dużo czasu.

- W takim razie wezwij wsparcie. Po prostu ich powstrzymaj.

- Jeśli to zrobię, Śmierciożercy będą dokładnie wiedzieć, gdzie jesteśmy.

- Zrób to - powiedział Severus. Kingsley zawahał się przez chwilę, po czym z westchnieniem uniósł różdżkę, a czerwone iskry wystrzeliły w burzowe niebo.

Severus patrzył na nią przez chwilę z wahaniem, jakby próbował zdecydować, gdzie będzie bezpieczniejsza, po czym powiedział: 

- Zostań z nim i pomóż mu powstrzymać Śmierciożerców, dopóki nie przybędzie więcej członków Zakonu. Wtedy uciekaj stąd. - Nie dając jej czasu na odpowiedź, przemówił do Kingsleya. - Zatrzymaj ich i chroń ją. Muszę pomóc Potterowi. - Bez kolejnego słowa odwrócił się i wbiegł na polanę.

***

Kiedy Severus biegł, Voldemort zdołał przebić się przez tarczę. Widział, że Potter w końcu znalazł swoją różdżkę i uniósł ją przeciwko Czarnemu Panu, ale nawet z daleka Severus czuł, że walka wyczerpała moc chłopca, podobnie jak i Voldemorta. Czarodziej z nikczemnym błyskiem cofnął się o krok.

Severus przestał biec i zaczął się zbliżać bardziej ostrożnie. Voldemort jeszcze go nie widział, nie było potrzeby przedwcześnie ujawniać swojej obecności i tracić element zaskoczenia.

- Co za sytuacja - powiedział Voldemort, robiąc kolejny mały krok w tył i rzucając niewielką klątwę na Pottera. Widać było, że nie była ona potężna i pozwolił chłopcu sam ją odbić. Czarny Pan bawił się z nim, a kiedy był rozproszony, Severus mógł podejść bliżej.

- Wygląda na to, że teraz jesteśmy tylko ty i ja, Harry - powiedział Voldemort, odpychając połowiczny atak Pottera. Chłopiec wciąż próbował odzyskać część swoich sił. - Mówiłem ci, że do tego dojdzie - powiedział. - Teraz większość twoich przyjaciół nie żyje i to tylko kwestia czasu, zanim reszta z was do nich dołączy. Czy walka ze mną była naprawdę warta tego wszystkiego?

Potter nie odpowiedział, zamiast tego spróbował ponownie zaatakować.

- Jesteś za słaby, żeby mnie skrzywdzić - powiedział Voldemort, brzmiąc na zadowolonego. - Poddaj się teraz, a twoja śmierć będzie szybka.

Potter potrząsnął głową. Oczy Voldemorta błyszczały, jakby to była odpowiedź, na którą liczył.

- Crucio - powiedział niskim, groźnym tonem. Klątwa uderzyła w Pottera, a chłopak krzyknął z bólu.

Severus podszedł bliżej, stojąc tuż za Voldemortem, ale zanim mógł przeszkodzić, klątwa została zdjęta, a Voldemort zrobił krok w bok. Severus poruszył się ponownie, zanim został zauważony. Musiał poczekać na właściwy moment, złapać nieświadomego Czarnego Pana. To była jego jedyna szansa.

Voldemort ponownie wycelował różdżkę w Pottera i chłopiec zamarł w miejscu. Następnie jego ciało zostało uniesione kilka stóp nad ziemią, z szeroko rozstawionymi rękami i nogami. Czarodziej kazał chłopcu unosić się w lewo, a potem szybkim skrętem nadgarstka posłał go do tyłu w stronę lasu. Kilka metrów za Potterem było drzewo, którego gałęzie były szerokie, skierowane we wszystkie strony, i nagle Severus zrozumiał, co Voldemort próbuje zrobić. Gdyby nie zrobił czegoś, co by go powstrzymało, Potter zostałby przebity przez konar.

Tak szybko, jak mógł się poruszać, podbiegł w bok i bliżej chłopca i rzucił w niego własnym zaklęciem, uderzając w niego z innego kąta, przesuwając jego unoszące się ciało lekko w lewo, zanim dotarł do drzewa.

Gdy Voldemort poczuł magię Severusa, puścił chłopca i odwrócił się do niego, rzucając klątwę, gdy się poruszał. Severus zablokował klątwę i odwrócił się do niego. Widział zaskoczenie na twarzy Voldemorta, a także nienawiść, której nigdy wcześniej nie widział.

- Ty - wrzasnął Voldemort. Jego oczy błyszczały rubinem, a powietrze gęstniało od wściekłości. Severus nic nie powiedział. - Po tych wszystkich latach zdradzasz mnie?

- Nie byłem wobec ciebie lojalny przez bardzo długi czas - powiedział, nie odrywając oczu od Voldemorta. Jeszcze nie zaatakuje, będzie czekał, aż czarodziej wykona pierwszy ruch.

- W takim razie to, co mi powiedzieli, było prawdą. Zdradziłeś swojego Mistrza dla Zakonu Feniksa. Ale znam cię, Severusie Snape. Znam cię lepiej niż ty znasz siebie. Jesteś czarodziejem ciemności, zawsze nim byłeś. Jesteś bardziej do mnie podobny, niż sobie wyobrażasz. Co zrobił ci stary czarodziej, żebyś do niego dołączył? Co ci obiecał? - zapytał z nutą ciekawości w głosie.

Severus już miał odpowiedzieć, kiedy usłyszał krzyki dochodzące z lasu i zobaczył kilka czarownic i czarodziejów wyglądających z linii drzew. Pomyślał o Hermionie, zastanawiał się, czy jest bezpieczna, ale potem odepchnął te myśli i ponownie skupił się na Voldemorcie, który poruszał swoją różdżką w serii skomplikowanych zawirowań i ruchów, aż nagle otoczyła ich jasnozielona mgła, tarcza. Izolowała ich od zewnątrz. Magia była tak gęsta, że ​​powstrzymywała nawet deszcz.

- Upewnijmy się, że nikt nam nie przeszkodzi - powiedział Voldemort, ponownie celując różdżką w Severusa. - Więc miałeś mi powiedzieć, co zrobili, że odwróciłeś się ode mnie - powiedział Voldemort prawie rozmową.

- Nic nie zrobili. Sam podjąłem tę decyzję.

- Nawet tego nie próbuj, chłopcze - powiedział nagle Voldemort, nie odrywając wzroku od Severusa, ale jego uwaga była gdzie indziej.

- Boisz się, że mogę użyć brudnej taktyki i zaatakować cię zza twoich pleców? - powiedział Potter, odsuwając się od drzew i podchodząc do nich lekko utykając.

- Och, nie, Zakon Feniksa jest ponad takimi brudnymi taktykami - powiedział Voldemort drwiącym tonem, ale zrobił mały krok w bok, żeby móc obserwować ich obu jednocześnie. - Severus miał właśnie wyjaśnić mi powody swojej zdrady. Mam przeczucie, że będziesz tym równie zainteresowany jak ja, Harry.

- Nie obchodzi mnie, dlaczego cię zdradził, obchodzi mnie tylko, że jest po naszej stronie - powiedział Potter, ale Severus wciąż widział, jak zerknął na niego z ukosa, niepewny, że naprawdę był po ich stronie. Czy nie udowodnił tego wystarczająco dużo razy?

- Powiedziałeś, że nie byłeś mi lojalny przez długi czas. Jak długo, Severusie? - zapytał z ciekawością w głosie.

- Czy to ważne? - zapytał Severus, mocniej ściskając różdżkę. Czarny Pan był potężnym czarodziejem i prawdopodobnie trochę zbyt pewnym siebie, ale wiedział, że Severus będzie niebezpiecznym przeciwnikiem, a Potter udowodnił, że jest w stanie radzić sobie wystarczająco dobrze. Voldemort próbowałby się przeciwstawić i uzyskać nad nimi przewagę. Nigdy nie lubił uczciwych walk i nie ryzykowałby przegranej z ich dwójką.

- Czy to możliwe, że zwróciłeś się do światła na krótko przed moim pierwszym spotkaniem z Harrym, te wszystkie lata temu? - Severus nie odpowiedział, a triumfujący wykrzywił twarz Voldemorta. - Zdradziłeś mnie dla niej, prawda?

- O czym mówisz? - zapytał Harry, ale Voldemort go zignorował.

- Czy Harry wie, że jesteś odpowiedzialny za śmierć jego rodziców? Że zazdrość, którą odczuwałeś wobec jego ojca, jest tym, co skłoniło cię do zwrócenia się do mnie? To informacje, które podałeś, skazały ją na śmierć, po co zwracać się przeciwko mnie z tego powodu?

- Powiedziałeś, że ją oszczędzisz - powiedział Severus, a nienawiść i gniew skrywane od dawna. w końcu dotarły na powierzchnię.

- I być może. Dałem jej nawet szansę na przeżycie tej nocy. Wszystko, co musiała zrobić, to usunąć się z drogi, ale nie zrobiła tego. Jeśli mi nie wierzysz, możesz zapytać Harry'ego. W końcu tam wtedy był.

- Co się dzieje? - zapytał zdezorientowany Potter. Jego różdżka wciąż była wycelowana w Voldemorta, ale jego wzrok wciąż przesuwał się z niego na Severusa.

- Nie wiedziałeś, Harry? Nie wiedziałeś o związku twojej matki z Severusem?

- Co?

- Szlama, Severusie - powiedział Voldemort, robiąc mały krok bliżej nich. Obie różdżki podążyły za jego ruchem. Zatrzymał się z małym uśmiechem. - Jesteś jednym z najpotężniejszych czarodziejów, jakich spotkałem, a to z pewnością coś mówi. Ze mną mógłbyś stać się kimś więcej niż jesteś - powiedział łagodnym tonem, kuszącym obietnicą mocy. Nie zmyliło go to ani na sekundę, a Voldemort to zauważył. - Jest w tobie moc, Severusie, mroczna moc, która może uczynić cię wielkim, a ty wolisz oddać to wszystko dla brudnej szlamy?

Wysiłki Voldemorta nie były już skierowane przeciwko niemu. Drwił z Pottera, próbując go rozproszyć, a nawet zmusić chłopca do zwrócenia się przeciwko niemu. Severus miał nadzieję, że chłopiec wykaże się większą samokontrolą niż zwykle.

- Widzisz, Harry, Severus wyobrażał sobie, że jest zakochany w twojej matce - powiedział Voldemort. - Ale myślał, że ​​jest dla niego zbyt czysta, zbyt dobra. To ironiczne, dlaczego Severus obrócił się przeciwko mnie i dlaczego mnie zdradził.

- Czy twój plan zakłada trzymanie nas tu całą noc? Zamierzasz gadać, dopóki nie zanudzisz nas wszystkich na śmierć? - warknął Potter ze złością.

- Gdzie twoje maniery, chłopcze? Czy twoja matka nie nauczyła cię lepiej? - zapytał, po czym uśmiechnął się. - Nie sądzę.

Potter nie odpowiedział, ale jego gniew był tak potężny, że Severus czuł go w powietrzu. Stali w milczeniu przez kilka chwil. Żaden z nich nie chciał zrobić pierwszego kroku. Słyszał wokół nich hałasy, czuł, jak magia trzeszczy, gdy ktoś próbował przedrzeć się przez otaczającą ich zieloną mgłę. Nikt nie byłby w stanie przez to przejść, jeśli Voldemort by na to nie pozwolił. Byli odizolowani, sami.

- Dobrze wykonałeś swoją pracę, Severusie. Muszę to przyznać - powiedział spokojnie, z pustą twarzą. - Przez długi czas mnie oszukiwałeś. Mimo wszystko zdradzenie mnie to jedno, ale ochrona Harry'ego? Jest żywym przypomnieniem tego, czego nie mogłeś mieć, przypomnieniem wiedźmy, której pragnąłeś, i czarodzieja, którego wybrała.

Severus mocniej ścisnął swoją różdżkę, ale nie odpowiedział. Znał Voldemorta wystarczająco dobrze i nie pozwolił, by jego słowa wpłynęły na niego. Wiedział lepiej.

- A ty pozwoliłeś mu stać u swojego boku - powiedział Voldemort, odwracając się do Harry'ego. - Po tym wszystkim, co zrobił tobie, twojej rodzinie, jesteś gotów walczyć u jego boku? - Potter nie spuszczał wzroku z Voldemorta, ale Severus wiedział, że jego samokontrola się waha. - Po tym, jak sam zobaczyłeś, jak mnie zdradził, dlaczego myślisz, że ciebie też nie zdradzi? - Chłopak zawahał się przez chwilę, jego wzrok padł na niego. Severus nie mógł jednocześnie walczyć z Voldemortem i chronić Pottera. Potrzebował chłopca, żeby sam o siebie zadbał. Jeśli będzie czekał dłużej, Voldemort może go zdezorientować na tyle, że naprawdę się odwróci. Musiał działać szybko.

- Po latach udawania, myślę, że usłyszałem wystarczająco dużo - powiedział Severus, robiąc krok do przodu, przyciągając uwagę Voldemorta do siebie. - Załatwmy to wreszcie.

- Nie możesz mnie zabić, Severusie. Po wszystkich latach spędzonych jako Śmierciożerca, powinieneś o tym wiedzieć. Nawet gdybyś zdołał mnie dzisiaj skrzywdzić, w co wątpię, wyzdrowiałbym. Gdybyś zabił to ciało, nadal bym wrócił. Zapewniłbym sobie nowe ciało, tak jak wcześniej. Jestem ponad śmiercią, Severusie. Nie możesz mnie pokonać - powiedział z pewnością w swoim tonie, przez co Severus prawie się uśmiechnął. - Ty też to wiesz, Harry - powiedział Voldemort, zwracając się do chłopca. - Nie ma sensu walczyć…

- Dziennik - powiedział Severus, przerywając Voldemortowi. - Pierścień, medalion - dodał powoli, patrząc, jak Voldemort się do niego odwraca. - Puchar, diadem - powiedział, a oczy Voldemorta znów zabłysły szkarłatem. Zachował spokojny ton, prawie szydząc. Wydawało się, że działa. - Wszystkie zostały zniszczone.

- Kłamiesz - powiedział Voldemort. Próbował kontrolować swój gniew, wyglądać na pewnego siebie, ale Severus mógł przejrzeć przez jego maskę. Widział w jego słowach niepewność, cień wątpliwości, może nawet strach.

Voldemort patrzył na niego przez kolejną sekundę, po czym nagle odwrócił się, twarzą do Pottera, gotowy do ataku.

- Nagini. - To słowo zostało wypowiedziane cicho, spokojnie, ale spowodowało, że Voldemort zamarł w połowie ruchu.

Kiedy wiesz, że możesz naprawdę umrzeć, jedynym wyjściem jest podjęcie ryzyka. Robisz to, bo jesteś przywiązany do żywych, wiedząc że śmierć oznaczałaby ich utratę.

Oczy Voldemorta na chwilę przeniosły się z niego na Pottera, próbując zdecydować się na najlepszy sposób działania.

- Severusie - powiedział w końcu po chwili - jesteś mrocznym czarodziejem i dobrze o tym wiesz. Przede wszystkim tęsknisz za władzą i mogę ci ją dać. Zabij chłopca teraz, a wybaczę ci twoją zdradę. Będziesz moim zastępcą. Pokażę ci moce, o których nawet nie śniłeś.

Cóż, musiał przyznać, że Czarny Pan był zdecydowanie człowiekiem myślącym praktycznie. Nie mógł walczyć z nimi obojgiem bez podejmowania ryzyka, więc próbował obrócić ich przeciwko sobie.

- Myślę, że nie - powiedział Severus, otwierając swoje szaty i powoli wyciągając długi miecz, który zabrał od Draco wcześniej w lesie, zanim wysłał go do Zakonu. Wzrok Voldemorta rzucił się na miecz, a potem z powrotem na Severusa.

- Wydajesz się bardzo zainteresowany utrzymaniem Harry'ego przy życiu - powiedział. - Jeśli spróbujesz mnie zaatakować, on będzie pierwszy. - Severus tylko wzruszył ramionami.

- O co chodzi, Harry, czy nasza mała rozmowa nadal nie jest dla ciebie wystarczająco interesująca? - zapytał Voldemort. Wzrok Pottera powrócił do nich, ale było już za późno. Voldemort wiedział, że coś innego przykuło jego uwagę.

Czarodziej odwrócił się do miejsca, w które spoglądał Potter, a po chwili triumfalny uśmiech wykrzywił jego usta. Zanim Severus zdążył zrobić cokolwiek, by go powstrzymać, Voldemort uniósł wolną rękę i przez mgłę przeleciało w ich kierunku ciało, tak szybko, że było to niewiele więcej niż plama ruchu.

- A teraz co tu mamy - powiedział Voldemort, zatrzymując latającą postać tuż przed nim. To była Hermiona.

Jej przerażone oczy zwróciły się na Severusa, gdy została umieszczona między nim a Voldemortem. Była zamrożona w miejscu, nie mogąc poruszyć mięśni. Doskonała tarcza.

- Wyglądasz na zmartwionego, Severusie - powiedział Voldemort miękkim jak jedwab głosem. - To nie może być spowodowane nią, prawda?

- Nie mieszaj jej w to - wrzasnął Potter ze złością, ostatecznie przegrywając ze swoją samokontrolą.

- To nie ja ją w to wciągnąłem, Harry. To wszystko zrobił Severus - powiedział, a jego oczy nie opuszczały Severusa. - Wydaje się, że lubisz szlamy. Muszę przyznać, że jestem zaskoczony. Po tym, co stało się z ostatnią szlamą, która wzbudziła twoje zainteresowanie, pomyślałem, że nauczyłeś się swojej lekcji. Muszę jednak powiedzieć, że ruda była z pewnością bardziej atrakcyjna - powiedział, po czym zaśmiał się głośno, gdy zobaczył zdezorientowany wyraz twarzy Harry'ego. - Nie wiedziałeś, chłopcze?

Severus poczuł na sobie wzrok Pottera, ale zignorował to. 

- Co ona ma wspólnego z czymkolwiek? - zapytał, starając się zachować spokojny głos.

- Czy Harry nie wie o tobie i jego małej przyjaciółce? - zapytał Voldemort, zwracając się do Harry'ego. - Mój Severusie, nie możesz zabrać każdej kobiety z jego życia bez jego wiedzy. Severus  uwiódł twoją przyjaciółkę, aby odzyskać zaufanie Zakonu, po zabiciu dla mnie Dumbledore'a.

Severus poczuł na sobie oskarżycielskie spojrzenie Pottera, ale nie odrywał oczu od Hermiony. Jak miał ją stamtąd wydostać w jednym kawałku?

- Ale to nie tylko to, czyż nie, Severusie? - zapytał Voldemort, ale wiedział, że tak naprawdę rozmawia z Potterem. - Tak, wykorzystałeś ją, ale wydaje mi się, że jest tego więcej. - Voldemort obserwował go w ciszy przez kilka sekund, a kiedy znów się odezwał. W jego głosie była ciekawość. - O co chodzi z tobą i szlamami? Możesz mieć każdą czarownicę, którą chcesz, nawet jeśli nie chciałaby cię z powrotem, a mimo to nadal wybierasz plugastwo, ryzykujesz siebie dla szlam. Czy wierzyłeś, że ta jedna zastąpi tą, którą kiedyś przegrałeś? - zapytał. - A może jest w niej coś więcej niż na pierwszy rzut oka - kontynuował, kiedy Severus nie odpowiedział. - Musi być w niej coś wyjątkowego. Nie tylko udało jej się złapać ciebie w pułapkę, ale także sprawiła, że ​​Draco Malfoy mnie zdradził. Może powinienem pozwolić jej żyć i zabrać ją ze sobą, kiedy z tym wszystkim skończę. Chciałbym dowiedzieć się, jaka jest wyjątkowa.

- Nie mieszaj jej w to - odrzekł Severus cichym, spokojnym głosem. Potter wydawał się zbyt zszokowany, by cokolwiek powiedzieć.

- Jak bardzo mnie nienawidzisz, Severusie? Jak bardzo chcesz widzieć mnie martwego? - zapytał, a Severus nie miał pojęcia, dokąd to zmierza.

- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić - powiedział nagle Potter, machając różdżką i strzelając. Voldemort odbił klątwę i wystrzelił jedną ze swoich, odpychając Pottera do tyłu, sprawiając, że upadł na najbliższe drzewo. Jego różdżka poleciała gdzieś między drzewa.

Przez cały czas trzymał Hermionę między nimi, używając jej jako tarczy, a Severus nie mógł zrobić nic, by powstrzymać jego atak na Pottera bez ryzykowania jej życia. To nie pozostało niezauważone przez Voldemorta.

- Niedawno byłeś gotów zaryzykować życie dla tego chłopca - powiedział w zamyśleniu - a jednak nie pomogłeś mu teraz i zmarnowałeś szansę zaatakowania mnie tylko dlatego, że była między nami. Nie sądziłem, że zrobiłbyś coś takiego, Severusie… Zakon Feniksa z pewnością miał na ciebie zły wpływ.

Nie powiedział nic, ale mocniej ścisnął swoją różdżkę. Trzymał ją tak mocno, że jego palce stały się białe. Voldemort miał rację, powinien był zaatakować, kiedy miał szansę, ale nie mógł tego zrobić z Hermioną na swojej drodze. Co się z nim działo? W grę wchodziły ważniejsze sprawy niż ona czy on.

- Mam małą teorię, którą chciałbym przetestować - powiedział zamyślony Voldemort. Zło kapało z każdego słowa.

- Jakę teorię? - zapytał, ledwo ukrywając złość w głosie. Nie chciał wiedzieć, ale to nie powstrzymałoby Voldemorta przed wypowiedzeniem tego, co chciał mu przekazać.

- Zastanawiam się, jak bardzo ci zależy na tej małej wiedźmie. - Severus nic nie mówił, po prostu patrzył na niego, czekając, aż będzie kontynuował. Cokolwiek planował Voldemort, nie mogło być dobre. Słyszał, jak Potter porusza się w pobliżu, szukając swojej różdżki i marzył o tym, by ją po prostu przywołać, ale nie mógł odwrócić się od Voldemorta, nawet na sekundę. Miał tylko nadzieję, że chłopak ją szybko znajdzie.

- Zawsze wydawałeś się cenić swoje życie ponad wszystko inne, Severusie. Zawsze robiłeś wszystko, co musiałeś zrobić, żeby się chronić, by pozostać przy życiu. Pod tym względem jesteśmy do siebie bardzo podobni. Ale teraz sprawiłeś, że zastanawiam się, czy jej życie cenisz bardziej niż własne.

- A jak byś przetestował tę teorię? - zapytał, chociaż miał wrażenie, że znał już odpowiedź.

- Spokojnie, Severusie, sam mi pokażesz. Pozwolę ci wybrać - powiedział. - Dwie klątwy i wystarczająco dużo czasu, by odeprzeć jedną. Która to będzie? - zapytał.

Z szybkością, która nawet go zaskoczyła, Voldemort poruszył różdżką i zrobił dokładnie to, co mu powiedział. Przesunął ciało Hermiony na bok, a następnie rzucił klątwę na każde z nich.

Severus zobaczył, jak oczy Hermiony rozszerzyły się, gdy zniesiono Zaklęcie Zamrażające, ale nie miała wystarczająco dużo czasu, aby zareagować. Miał tylko kilka sekund na podjęcie decyzji, albo oboje zginą. Wiedział, że bez względu na to, co wybierze, będzie to błąd, ale nie będzie żałował. Spojrzał na nią i zobaczył, że patrzy na niego. W jej oczach pojawiły się łzy, gdy potrząsnęła głową, w duchu prosząc go, żeby jej nie ratował. Severus zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Wybrał ją.

***

Hermiona bezradnie patrzyła, jak klątwa leci w jej stronę. Wszystko wydawało się znikać z pola widzenia, gdy klątwa zbliżyła się, a jej światło prawie ją oślepiło. Wiedziała, że ​​w tym samym czasie w stronę Severusa zbliża się kolejna klątwa i jedyne, co mogła zrobić, to mieć nadzieję, że wykorzysta ten krótki czas, jaki miała, by się uratować.

Wiedziała, że ​​skoro Severus żyje, nadal mają szansę pokonać Voldemorta. Nie była wystarczająco dobra, by zrobić to sama. Ale Severus był. Oczywiście to nie był powód, dla którego chciała, żeby żył. Nie do końca. Nawet jeśli stawką było tak wiele, mogła się tylko martwić o niego. Chciała, żeby przeżył, chciała, żeby wreszcie uwolnił się od Voldemorta, mógł żyć własnym życiem, nawet jeśli nie było z nią.

Ale gdy światło już miało ją dosięgnąć, poczuła, jak ściana niewidzialnej magii materializuje się przed nią, tarcza tak potężna, że ​​klątwa Voldemorta uderzyła w nią i zniknęła.

Krzyknęła i upadła na kolana, gdy zdała sobie sprawę z tego, co się właśnie stało, co zrobił Severus, łamiąc jej serce. Jej ciało znów było zamrożone, ale tym razem to nie była magia, która trzymała ją nieruchomo, to był ból. Przez niego nie mogła się zmusić do ruchu.

Jej wzrok powędrował w bok, w miejsce, w którym Severus stał zaledwie kilka sekund wcześniej. Miecz leżał na ziemi obok jego różdżki, ale Severusa już tam nie było. Szlak ognia prowadził do lasu, przez drzewa wyrwane z korzeniami i spalone na ścieżce, na torze której rzucił zaklęcie Severus.

Wtedy śmiech Voldemorta przerwał ciszę i opanowała ją nienawiść głębsza niż kiedykolwiek.

Jednym szybkim ruchem odwróciła się i wstała, wykonując każdy ruch z wściekłością. Pobiegła do Voldemorta, wycelowała w niego różdżkę i strzeliła. Z łatwością odepchnął klątwę, wciąż się śmiejąc. Wystrzeliła ponownie, a on ponownie ją odbił. Ale nie przestawała biec. Zbliżała się w jego stronę i zanim się zorientował, co się dzieje, wpadła na niego tak szybko, jak pozwoliły na to jej nogi. Nie spodziewał się fizycznego ataku, przynajmniej nie od niej, więc zatoczył się do tyłu, zaskoczony, ale kiedy próbowała obrócić różdżkę i ponownie go przekląć, uderzył ją mocno w ramię, zmuszając ją do upuszczenia różdżki.

Ale nie myślała, po prostu grała, a utrata różdżki jej nie powstrzymała. Jej dłonie sięgnęły do ​​jego twarzy, jej paznokcie wbiły się w jego skórę. Był zaskoczony, jego reakcja była o sekundę za wolna. Jęknął z bólu, kiedy jej kolano zetknęło się z jego pachwiną, ale potem jego niewiarygodnie silne palce owinęły się wokół jej szyi, a ona próbowała się od niego odsunąć. Jego zimna dłoń trzymała ją na dystans, trzymając ją poza zasięgiem. Jej stopy zwisały kilka cali nad ziemią, używając własnego ciężaru, by ją udusić.

Jej ręce powędrowały do ​​jego dłoni, próbując oderwać palce od jej szyi, ale jego uścisk był mocny jak żelazo. Świat zaczął wirować wokół niej, jej ciało słabło z powodu braku tlenu. Słyszała tylko jego zimny śmiech, gdy zacieśnił uścisk. Jedyne, co widziała, to jego lśniące, czerwone oczy.

Potem przez mgłę przedarł się głos, dając jej promyk nadziei.

- Accio Miecz - usłyszała krzyk Harry'ego. Jego ręka była wyciągnięta, ale nie trzymał różdżki.

A jednak poczuła otaczającą ją magię, usłyszała świst miecza lecącego w ich kierunku, zobaczyła, jak wbija się w plecy Voldemorta.

Uścisk Voldemorta zacieśnił się na sekundę, jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, a następnie oślepiające światło przebiło przez jego skórę, rozprzestrzeniając się na zewnątrz, pokrywając wszystko wokół niej.

Voldemort wrzasnął z bólu, a dochodzące z niego światło stało się czerwone. Poczuła, jak palce na jej szyi wbijają się w jej skórę i próbowała się uwolnić. Jego uścisk rozluźnił się, tracąc siłę, a ona upadła na ziemię, czołgając się od niego, gdy ciepło w powietrzu groziło spaleniem wszystkiego, czego dotknął.

A potem, z ostatnim bolesnym krzykiem, całe ciało Voldemorta zostało pochłonięte przez światło i eksplozję. Otaczająca ich ziemia zadrżała.

Potem, równie nagle, jak to się zaczęło, zatrzymało się, a wszystko okryła ciemność.

***

Harry klęczał obok, potrząsając jej ramionami. Wołał ją po imieniu, ale jego głos brzmiał tak słabo, tak daleko. Zamrugała kilka razy, pozwalając oczom przyzwyczaić się do przyćmionego światła, a twarz Harry'ego nabrała ostrości.

Mówił do niej, ale nie mogła rozróżniać dźwięków. Wiedziała tylko, że wyglądał na zmartwionego.

Na jej twarzy było coś dziwnego, prawie łaskoczącego. Dopiero po kilku chwilach zrozumiała, co to takiego. Zaczął padać deszcz. Ciepły, oczyszczający deszcz.

Powoli reszta świata wróciła do ostrości, a nowe głosy dotarły do ​​jej uszu. I ból, czuła ból.

Wszystko bolało, a jednocześnie nic. To było coś abstrakcyjnego, jakby ból był tylko jej wyobraźnią. Jakby coś w niej pękło.

Wystąpił również fizyczny ból, uczucie pieczenia nadal utrzymywało się w jej szyi, więc sięgnęła, żeby jej dotknąć, ale Harry ją powstrzymał.

- Nie dotykaj tego - powiedział, jego głos brzmiał bliżej niż wcześniej. Wycelował różdżkę w jej szyję i coś wymamrotał, a ona poczuła, że ​​palenie słabnie, zastąpione dziwnym mrowieniem magii.

- Co się stało?

- Odszedł - powiedział Harry płaskim tonem, jakby nie mógł jeszcze w to uwierzyć.

Próbowała usiąść, ale nie czuła się wystarczająco silna.

- Nie ruszaj się, ja… wyślemy cię z powrotem do kwatery.

Potrząsnęła głową i znowu spróbowała usiąść, a świat znów się kręcił. Co, do diabła, jej się stało?

- Pomóż mi wstać - powiedziała, sięgając do Harry'ego. Zawahał się przez chwilę, po czym ostrożnie podniósł ją na nogi.

Rozejrzała się. Wciąż stała na polanie, chociaż teraz znajdowała się pośrodku kręgu spalonej trawy, który zdawał się ciągnąć kilka metrów dalej. Na ziemi leżały postacie, a między nimi biegli ludzie. Niektóre z otaczających ich drzew płonęły, a tu i ówdzie czarodzieje próbowali ugasić ogień. Bez większego sukcesu.

- Odszedł - powtórzył Harry, wciąż trzymając ją mocno za rękę. - To koniec.

- Co się stało?

- Niewiele widziałem. Po mieczu… - zawahał się. - Po tym, jak to się stało, jego ciało zaczęło świecić, a potem nastąpiła jakaś eksplozja. Większość Śmierciożerców, którzy wciąż tu byli, stanęła w płomieniach, ale nie wszyscy. Ci, którzy się nie spalili, zniknęli. Uciekli tak szybko gdy upadły osłony przeciw aportacji.

- Severus - szepnęła, szukając go na polanie. Niewiele zapisało się w jej umyśle po tym, jak Harry powiedział, że Śmierciożercy spalili się na śmierć. Czy klątwa Voldemorta go zabiła? A jeśli nie, to czy płomienie pochłonęły go żywcem, zabiły w tak okrutny, bolesny sposób? - Gdzie on jest? - mruknęła do siebie, a Harry stał tuż obok niej.

- Co jest? - zapytał z nutą złości w głosie. - Dlaczego ci na nim zależy? - Ale nie słuchała, nie obchodziło jej co mówił. Nic już nie miało dla niej znaczenia. Sama myśl o śmierci Severusa pochłonęła ostatnie resztki siły, które jej pozostały. Nie mogła się ruszyć, nie mogła mówić, nie mogła słyszeć. Tylko wspomnienia z ich wspólnego czasu, obrazy, nieustannie migały w jej głowie.

Poczuła, że ​​ręka Harry'ego puściła jej dłoń. Poczuła, jak odchodzi do innych czarownic i czarodziejów, prawdopodobnie by im pomóc. Wiedziała, że ​​straciła wielu przyjaciół. Widziała, jak wielu z nich umiera na jej oczach, ale te straty były tępym bólem w porównaniu ze stratą Severusa.

Zajęło jej kilka chwil, zanim zdała sobie sprawę, że zaczęła chodzić. Jej stopy oddalały ją od polany i chociaż nie kontrolowała ruchów, wiedziała, dokąd prowadzi ją jej ciało. Podążała w dół ścieżki, którą klątwa Voldemorta rzuciła Severusa. Musiała wiedzieć na pewno, musiała to zobaczyć na własne oczy. Cokolwiek się z nim stało, musiała to wiedzieć.

Trawa na ziemi była spalona w niemal idealnej linii, prowadząc ją w głąb lasu, a ona podążyła za nią, nie oglądając się za siebie.

Po drodze znalazła więcej ciał, ale szybki rzut oka powiedział jej, że żadne z nich nie jest Severusem. Szła dalej.

Nagle usłyszała szelest liści, ktoś się ruszał. Dobiegł do niej cichy, ledwie słyszalny głos. Przyspieszyła kroku. Poczuła mrowienie magii w powietrzu, a potem usłyszała bolesny jęk. Szła szybciej, a jęki stały się wyraźniejsze. Zatrzymała się.

Było tam dwóch czarodziejów. Jeden stał, twarzą do niej i pomagał drugiemu czarodziejowi wstać. Pierwszym z nich był Remus. Drugi był odwrócony do niej plecami. Jego postać była prawie ukryta, gdy słabo opierał się o drzewo. Nie musiała widzieć jego twarzy, żeby go rozpoznać. To był Severus.

Czas jakby się zatrzymał, kiedy tam stała. Remus zobaczył ją pierwszy i zamarł w miejscu, zaskoczony. Potem Severus podążył za wzrokiem Remusa i powoli odwrócił się, a jej kolana ugięły się pod nią, gdy go zobaczyła.

Jego oczy spotkały się z jej oczami i wydawało się, że poczuł ulgę, widząc, że ona żyje, tak jak ona mogąc go znaleźć. Zrobiła krok do przodu, patrząc na niego, gdy się poruszała, aż stanęła kilka cali od niego.

Większość jego szat została spalona, ​​ale skóra pod spodem wyglądała na gładką, nietkniętą. Jej spojrzenie wędrowało po jego ramieniu. Mroczny Znak wciąż tam był, w pewnym sensie. Jednak teraz była to tylko różowa linia. Niczym stara blizna, która nadal miała ten sam kształt co poprzednio.

Wyciągnęła rękę do przodu, przeciągając palcami po linii, a on jej pozwolił. Czuła na sobie jego wzrok, ale nie reagował ani nie mówił. Po prostu ją obserwował.

- Naprawdę odszedł - powiedziała, patrząc mu w oczy.

- To prawda.

- Myślałam, że nie żyjesz.

- Byłbym martwy, gdyby Lupin mnie nie znalazł.

Odwróciła się, ale Remusa już z nimi nie było.

- Nie powinieneś był pozwolić mu się przeklnąć - powiedziała cicho. Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, po czym cofnął się o krok.

- Powinnaś wrócić do swoich przyjaciół.

- Dlaczego?

- Czarny Pan nie żyje. Jestem od niego wolny, ty też. Nie musimy już udawać, że jesteśmy razem. - Powinna była być zła na te słowa, powinna być zraniona, ale coś w jego oczach powstrzymało te uczucia.

- Po tych wszystkich latach w końcu jesteś od niego wolny - powiedziała, jej oczy szukały w jego oczach śladu tego, co naprawdę czuł. - Ty też możesz się ode mnie uwolnić, jeśli tego chcesz.

- Nie powinnaś być ze mną - powiedział. - Masz przed sobą całe życie. Możesz zrobić wszystko, co zechcesz.

- A co jeśli tego właśnie chcę? - zapytała, podchodząc bliżej.

- Nie chcesz tego.

- Odejdę, jeśli zechcesz.

- Śmierciożercy, którzy przeżyli, przyjdą po mnie, będziesz w niebezpieczeństwie - powiedział. Wyglądało na to, że bardzo się starał znaleźć powody, by ją odepchnąć. Nie poddałaby się tak łatwo. - To byłoby…

Nie pozwoliła mu skończyć. Chwyciła przód jego przepalonej szaty i przyciągnęła go do siebie, a on jej nie powstrzymał. Na początku pocałowała go delikatnie, niepewnie, ale potem objął ją ramionami, pogłębiając pocałunek i poczuła, jak jej ciało wtapia się w jego. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, samo bycie w jego ramionach dawało jej poczucie bezpieczeństwa.

Wieczność później, a przynajmniej tak jej się wydawało, odsunął się i jego palce przechyliły jej głowę tak, że patrzyła na niego. Wciąż padał na nich deszcz, zmywając krew, lęki, wątpliwości. Kiedy spojrzała mu w oczy, wiedziała, że ​​podjęła właściwą decyzję. Chciała być z nim. W tamtej chwili, po tym wszystkim, co się wydarzyło, tylko na tym jej zależało.

Bez słowa wyjął jej różdżkę z ręki i użył jej, by przywołać własną różdżkę z polany. Następnie wyjął świstoklik z kieszeni i stuknął w niego różdżką. Przez chwilę zabłysnął jasno i wiedziała, że ​​właśnie zmienił miejsce celu ich podróży.

Wyciągnął do niej rękę, a świstoklik leżał na jego dłoni w milczącej ofercie. Obserwował ją spokojnie, dał jej szansę na zmianę zdania, ale wytrzymała jego spojrzenie i uśmiechnęła się.

Pochyliła się i ponownie go pocałowała, po czym przycisnęła dłoń do jego i pozwoliła świstoklikowi ich zabrać.

Nie wiedziała, dokąd zabierze ich przedmiot, ale nie obchodziło jej to, dopóki on był z nią.


3 komentarze:

  1. Jak kocham długie rozdziały, tak tego wręcz nienawidzę 🙈 Ciągnął się i ciągnął i nie chciał się skończyć. Całe szczęście Voldemort nie żyje! W końcu zginął. Trochę banalnie wyszła tą rozmowa. To jak Snape powiedział, że już dawno temu go zdradził i wgl. Wg mnie najsłabszy punkt tego rozdziału, bo ogólnie bitwa była bardzo interesująca, także autorka trochę zepsuła to ich rozmową. No ale najważniejsze, że to już koniec! Harry przeżył, Draco mam nadzieję jakoś się wyliże i Ron też. To samo inni, którym udało się przeżyć. Bardzo ubolewam nad stratą McGonagall 😔 Zawsze będzie moją ulubioną nauczycielką, dlatego jest mi mega smutno, że nie przeżyła. Oddała życie za Hermionę. Oby teraz to wykorzystała jak należy. Potter sobie trochę posłuchał o swojej matce i Severusie xD Pewnie się zdziwił jak się dowiedział o tym wszystkim. No i Kingsley też przeżył. Byłam ciekawa, czy Snape jednak go zabije czy oszczędzi....

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę, ale końcówka!
    Walka z Voldemortem trochę się ciągnęła, ale warto było dla takiego zakończenia :D
    Wybrał Hermionę, chciał poświęcić siebie dla niej :)
    I ona wybrała jego pomimo wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O jeny, ale w tyle osób ciężko im było pokonać Voldemorta... Ale w końcu! Umarł, a Bitwa się skończyła <3 Żal mi tych wszystkich, którzy umarli... Ciekawe o kim jeszcze nie jest napisane, a dopiero będziemy przeżywać tą stratę. Harrym musiało nieźle wstrząsnąć podczas tej rozmowy o jego matce :D Voldemortem natomiast musiało wstrząsnąć, że Snape go zradził, że wiedział o horkruksach.

    OdpowiedzUsuń