Używając zaklęcia aby znaleźć kierunek odkryła, gdzie znajdowała się główna polana, Hermiona szybko opuściła spalone lasy za sobą. Deszcz osłabł, gdy odleciała, ale nadal utrudniał jej dostrzeżenie pola bitwy. Kiedy dotarła do części lasu pokrytej grubymi drzewami i krzewami, zwróciła miotłę lekko do góry, zyskując na wysokości, aby trzymać się z dala od gałęzi. Czuła, jak jej ręce drżą, gdy widziała ziemię coraz dalej, ale nadal mocno trzymała na miotle.

W całej okolicy były małe polanki, dokładnie takie, jakie widziała na mapie Severusa i na wielu z nich toczyły się bitwy. Zobaczyła też kilka pustych polan, z wyjątkiem postaci leżących nieruchomo na ziemi, i nie wiedziała, który widok jest gorszy. Oderwała wzrok od ziemi, nie chcąc zaakceptować faktu, że wiele z tych postaci, zarówno tych leżących nieruchomo, jak i walczących o życie, było jej przyjaciółmi, ludźmi, których znała i na których jej zależało.

Ruch w lewo przywrócił jej umysł do teraźniejszości. Zwróciła miotłę w odpowiednim kierunku, gdy zobaczyła, jak drzewa się trzęsą, a kilka z nich spada. To było tak, jakby coś ogromnego poruszało się w lesie, wyrywając je po drodze. Potem usłyszała głośny ryk i kiedy trzy kolejne drzewa spadły w bok, zobaczyła czubek głowy, który mógł należeć tylko do olbrzyma zmierzającego na najbliższą polanę, niszcząc wszystko na swojej drodze.

Kiedy zrozumiała, co widzi, co to może znaczyć, poczuła, jak jej serce podskoczyło i zastanawiała się, czy Voldemort sprowadził gigantów, by dla niego walczyli. Czy inferiusy nie były wystarczająco złe? A jeśli skontaktował się z olbrzymami, to jak Severus mógł nie wiedzieć? Ale gdy zaczynała czuć się zdesperowana, zbyt znajomy głos, słyszalny nawet ponad odgłosami trzaśnięcia drzew, przedarł się przez jej ciąg myśli.

- Już, Graupku - usłyszała głęboki głos i nie mogła powstrzymać śmiechu ulgi, który wymknął się jej z ust. Opuściła miotłę na tyle, by upewnić się, że dobrze usłyszała, że ​​to naprawdę Hagrid. Widziała go walczącego ze Śmierciożercami tak zaciekle, jak można by się spodziewać po olbrzymie. Albo w jego przypadku, pół-olbrzymie.

Widząc, że jest w stanie sobie poradzić, poprawiła kurs miotły i skierowała się z powrotem na główne pole bitwy, lecąc niżej, gdy się tam zbliżała.

Dźwięki padającego deszczu i wiatru pędzącego w jej twarz zostały wkrótce zastąpione przez krzyki i klątwy. Otoczyły ją promienie światła wyskakujące z każdej różdżki, niektóre zaginione lub odbite, często trafiające w cel, zarówno w członków Zakonu, jak i w Śmierciożerców.

Odpychając wszystkie utrzymujące się lęki, które przyniosło latanie, mocniej ścisnęła miotłę i pochyliła się do przodu, próbując przyspieszyć. Nie miała pojęcia, ile czasu minęło, odkąd Charlie uratował ją przed klątwą Voldemorta, i mogła tylko mieć nadzieję, że Harry jest nadal bezpieczny, a przynajmniej, że żyje i walczy. Gdyby coś mu się stało, nie wiedziała…

Nagle, gdy opuściła osłonę lasu i wleciała na polanę, z boku zbliżył się do niej błysk ciemnoczerwonego światła i zanim zdążyła zareagować, uderzył w miotłę, powodując, że pękła pod nią na pół.

Ledwo udało jej się utrzymać różdżkę, gdy wyleciała w powietrze i mocno uderzyła w ziemię. Szybko zerwała się na równe nogi, nie zwracając uwagi na ból dochodzący z jej kostki, gdy stała, dziękując Merlinowi, że leciała tak nisko, kiedy miotła została złamana.

Szybko uniosła różdżkę i zatoczyła mały krąg, gotowa do ataku, szukając źródła klątwy. Ale niczego nie widziała, żadnego Śmierciożercy czającego się w cieniu lub szukającego czystego strzału zza drzew. Odwróciła się w stronę środka polany, myśląc, że być może to, co ją uderzyło, było zabłąkanym strzałem wymierzonym w kogoś innego, ale pojedynki czarownic i czarodziejów znajdowały się zbyt daleko od niej, by było to prawdopodobne. Poświęciła kolejną chwilę, by upewnić się, że niczego nie przegapiła, a potem uklękła, żeby wyleczyć kostkę. Szybki rzut oka na miotłę powiedział jej jasno, że ​​lot z powrotem do Harry'ego był teraz wykluczony.

Ponownie wstając, pozwoliła swojemu spojrzeniu wędrować dookoła, obmyślając kilka możliwych działań do wyboru. Musiała dostać się na drugą stronę polany, ale próbowała już przejść przez pole bitwy i prawie zakończyło się to katastrofą. Postanowiła, że ​​przejście przez granicę polany, choć czasochłonne, będzie bezpieczniejsze niż próba jej przekroczenia. Po jeszcze jednym rozejrzeniu się dookoła ruszyła biegiem.

Deszcz nadal padał, sprawiając, że ziemia pod jej stopami była śliska. Potknęła się kilka razy, niemal upadając. Była tak skupiona na szybkim przedostaniu się na drugą stronę i nie spadaniu po drodze, że dojrzała błysk fioletu lecący w jej stronę na kilka sekund, zanim do niej dotarł. Nie chybiając kroku, odwróciła się w bok, rzuciła zaklęcie tarczy, aby odeprzeć klątwę, a następnie wysłała jedną ze swoich do atakującego ją Śmierciożercy. Odczekała jedynie kilka sekund, aby upewnić się, że został trafiony, po czym ruszyła do z przodu.

Jak nie widziała czarodzieja w szacie stojącego tuż przed nią, zanim nie znalazła się zaraz przed nim. Gdy tylko jej spojrzenie padło na niego i przesunęło się do jego twarzy, czas dookoła jakby zamarł. Jej płuca odmówiły przyjęcia kolejnego oddechu, a serce próbowało wybić się z piersi, gdy zatopiła pięty w mokrej ziemi tak mocno, że straciła równowagę i upadła.

Uśmieszek na jego twarzy wydawał się paraliżować jej mózg, gdy zatoczyła się do tyłu. Jej wzrok przyklejony był do jego zimnych oczu, gdy próbowała uciec. Jej ruchy były przyspieszone, zdesperowane, magia całkowicie zapomniana, gdy strach wziął górę.

***

Dopiero gdy był pewien, że Śmierciożerca nie żyje, Draco pozwolił sobie opaść na podłogę, ciężko oddychając, gdy próbował zebrać trochę energii. Utrata krwi sprawiła, że ​​poczuł się zimny i słaby, zmęczony. Prawdopodobnie to tylko ból utrzymywał go przytomnego i żywego.

Mimo to dał sobie tylko kilka sekund, aby dojść do siebie. Nie mógł sobie pozwolić na dłuższe leżenie. Zaciskając zęby, aby powstrzymać bolesny krzyk przed dotarciem do ust, ostrożnie odwrócił się i doczołgał do miejsca, w którym ostatnio widział swoją różdżkę. Pozostawiając za sobą ślad krwi, gdy się poruszał, czuł jak ostatnie strzępki siły opuszczają jego płonące mięśnie.

Różdżka leżała zaledwie kilka stóp dalej, ale wydawało mu się, że musiał pełzać całe mile, aby do niej dosięgnąć. Jego ciało wydawało się poddawać, gdy miał to zrobić. Nigdy wcześniej nie czuł się tak słaby, nigdy nie był tak blisko uratowania i tak blisko utraty wszystkiego w tym samym czasie, co teraz. Ale był tylko wojownikiem i nie pozwoliłby się pokonać po tym wszystkim, co zrobił.

Zaciskając zęby, odciął się od wszystkiego i skupił się tylko na różdżce leżącej kilka cali od jego zakrwawionej dłoni, próbując zmusić nogi do pchnięcia go jeszcze raz, tylko na tyle, by osiągnąć swoje zbawienie. Nawet gdy się koncentrował, nie sądził, że znajdzie siłę, której potrzebował, nie sądził, że zostało jej w nim choćby trochę. Ale potem poczuł słabe łaskotanie w palcach. Najlżejszy ślad magii wywołany desperacją. Nagle różdżka wtoczyła się prosto w jego czekającą dłoń.

Jak we śnie patrzył, gdy jego palce owinęły się wokół różdżki. Z nową siłą, nie mając pojęcia, skąd się wzięła, udało mu się skierować różdżkę do siebie. Zaczął od ran na szyi, tych bardziej zagrażających życiu, a potem przeszedł do innych. Używał Zaklęć Uzdrawiających na tyle, by zamknąć rany. Nie był szczególnie dobry w tego rodzaju magii, ale wiedział wystarczająco dużo, aby uleczyć się dość dobrze, przynajmniej żeby stanąć na nogi. Potrzebował, aby jego ciało było funkcjonalne. Resztą zajmie się później. O ile przeżyje. 

Miał już zbyt dużo szczęścia. Zbyt wiele razy oszczędzono go tej nocy i wiedział, że szczęście wkrótce się skończy. Mimo to, jeśli miał umrzeć na polu bitwy, musiał najpierw zrobić jedną rzecz.

Czuł, jak jego siła i determinacja powoli powracają, gdy rany się goiły. Gdy tylko był w stanie, wstał i wrócił do ciała Hawkinsa. Wyciszając dźwięk chlupotu spowodowany ruchem, wyjął miecz, wyczyścił go i włożył z powrotem do pochwy.

Wciąż lekko kulejąc, wyszedł z kwater Czarnego Pana, przez pokoje i korytarze, aż dotarł do wejścia, a następnie odszedł na tyle daleko, by móc się teleportować.

Mała chatka, ledwo widoczna w słabym świetle księżyca, wyglądała na ciemną, starą i rozpadającą się nawet z daleka i chociaż Draco wiedział, że wewnątrz była w idealnym stanie, nadal była nędzna, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że należała do rodziny Malfoyów. Budynek powstał tylko w jednym celu, jako ostateczność w nagłych wypadkach, i to jego wielkość i stan sprawiały, że był do tego idealny. Nikt, kto szukałby członka swojej rodziny, nie rozważałby możliwości przebywania w takim miejscu, nawet gdyby przejrzeli ich prawdziwe dane państwowe i dowiedzieli się o tej posiadłości. Nie wspominając już o wszystkich otaczających go ochronnych osłonach, ustawianych i ulepszanych z pokolenia na pokolenie Malfoyów.

Poza tym chałupa była również odizolowana, co czyniło ją idealną dla tego, czego Draco potrzebował w tamtym czasie. Znajdowała się wiele mil od cywilizacji, a najbliżsi ludzie wokół niego nadal byli mugolami.

Jeśli miał być ze sobą szczery, wolałby raczej walczyć z Czarnym Panem twarzą w twarz, niż tam, ale były pewne rzeczy, od których nie mógł się odwrócić, a rodzina była jedną z nich.

Bez względu na to, jak bardzo był zły na swojego ojca, jak bardzo był rozczarowany, gdy zdał sobie sprawę, że wszystko, czego kiedykolwiek go nauczono, niekoniecznie było prawdą Kiedy zrozumiał że wielki, dumny i potężny Lucjusz Malfoy, którego zawsze podziwiał, był tylko niewolnikiem Voldemorta, nadal nie mógł maszerować do niemal pewnej śmierci bez uprzedniego upewnienia się, że nie zabierze ze sobą ojca. Draco był jedynym, który wiedział, gdzie jest Lucjusz. Zostawił go tam bez różdżki. odizolowanego od świata. Gdyby miał umrzeć, nikt nigdy nie znalazłby jego ojca, a on umarłby w tym właśnie w szałasie. Bez względu na to, co zrobił Lucjusz, nie mógł na to pozwolić.

Draco mocniej ścisnął swoją różdżkę, robiąc kilka ostatnich kroków, które oddzielały go od szopy. Sięgnął do klamki, wahając się, zanim powoli otworzył drzwi. Zatrzymał się tam na sekundę, a następnie wszedł do środka, dając swoim oczom chwilę na przyzwyczajenie się do ciemności, gdy rozglądał się wokół, szukając Lucjusza.

Prawie spodziewał się, że ojciec rzuci się na niego w chwili, gdy otworzy drzwi, albo zaatakuje go w inny sposób. Spodziewał się, że czarodziej będzie czujny i będzie czekał, gotów zabić Draco. Jednak nigdzie go nie było.

W dniach, odkąd wysłał tam Lucjusza, nie odważył się wejść do chaty ani nawet zbliżyć się do niej. Od dzieciństwa bał się swojego ojca i nie mógł tego po prostu zapomnieć.

Upewnił się, że Lucjusz ma wszystko, czego potrzebował, jedzenie, wodę, ubrania, ale użył magii, aby wysłać to wszystko, bojąc się stawić mu czoła. Teraz, kiedy odwrócił się w stronę małej kuchni, zobaczył, że wszystko, co wysłał, wciąż leży na stole, nietknięte.

- Ojcze? - zawołał Draco z wahaniem, wytężając oczy, by spojrzeć przez ciemność, ale nie otrzymał odpowiedzi. Niepokój przeszedł przez jego ciało, gdy czekał na jakikolwiek dźwięk lub ruch, coś, co dowodziło, że Lucjusz tam był.

Po chwili machnął różdżką w stronę kilku świateł w chacie i przeszukał kuchnię i salon, zaczynając się martwić. Czy jego ojciec został ranny, kiedy go tam wysłał? Był tak skupiony na Hermionie, na jej ranach, że nie sprawdził. Wyciągnął stamtąd Lucjusza, zanim Severus zdążył się uwolnić i go zabić.

Miejsce to było małe i przeszukanie każdego pokoju zajęło Draco tylko kilka chwil, ale nie znalazł ojca. W głębi duszy wiedział, że nie ma go w chacie, wiedział o tym od chwili, gdy wszedł do środka bez ataku, ale mimo to, wrócił do wejścia i mruknął: „Homenum Revelio”, mając nadzieję coś przeoczył.

Zaklęcie niczego nie ujawniło, a jedynym wytłumaczeniem było to, że Lucjusz jakoś zdołał uciec. A Draco musiał go znaleźć. Nie było czasu do stracenia. Jego ojciec za dużo wiedział o nim, o Severusie, o Hermionie. Draco nie mógł pozwolić mu tak po prostu spacerować. Był potężnym czarodziejem, z wieloma koneksjami, a tego rodzaju informacje mogły z łatwością doprowadzić ich troje do śmierci, bez względu na to, kto wygrałby wojnę.

Otwierając ponownie drzwi, rozciął koniuszek palca, po czym dotknął różdżką krwi i wymamrotał słowa najpotężniejszego zaklęcia śledzącego, jakie znał.

***

- Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, zanim znowu do ciebie dotrę - powiedział czarodziej, jego głos był zimny jak lód.

Kontynuowała cofanie się do tyłu, próbując uciec, ale on zbliżał się, górując nad nią, aż jej plecy uderzyły w pień drzewa i nie mogła się już odsunąć.

Nie należała do osób, które uciekają przed niebezpieczeństwem, ale teraz nie mogła się powstrzymać. W obliczu czarodzieja, który wcześniej był tak bliski zabicia jej i to dwa razy, mężczyzny, jeśli można go tak nazwać, który torturował ją dla własnej rozrywki, tego, który uśmiechał się z okrutną przyjemnością, gdy wbił nóż w jej ciało, raz po raz… Nie mogła powstrzymać przerażenia.

- Co się stało, szlamo? Ani przez chwilę nie wyobrażałaś sobie, że nie zobaczysz mnie ponownie, prawda? - zapytał, uśmiechając się do niej. - Powinnaś była wiedzieć, że cię znajdę.

Chciała porozmawiać, zapytać, jak uciekł z miejsca, w którym był. Jednak gdy jej usta się rozchyliły, żaden dźwięk się z nich nie wydobył.

- Zapomniałaś języka w gębie? - drażnił, obracając różdżkę między palcami. - W takim razie ja będę mówić - powiedział, cofając się o krok i przechylając głowę, jakby starając się uzyskać lepszy widok. - Och, tyle razy to sobie wyobrażałem - powiedział, a jego głos brzmiał nagle z zadowoleniem. - Znów jesteś na mojej łasce, zmuszając cię do zapłaty za wszystko, co zrobiłaś.

Deszcz wciąż padał i utrudniał jej widzenie, ale próbując przezwyciężyć strach i jasno myśleć, strząsnęła mokre włosy z oczu i co kilka chwil spoglądała ukradkiem na jego różdżkę, mając nadzieję, że tego nie zrobi. Obserwowała ją, czekając na odpowiedni moment.

Po kilku sekundach, kiedy czubek różdżki zakręcił się niebezpiecznie wokół jego serdecznego palca, wiedziała, że ​​to koniec. Wtedy jeszcze więcej czasu zajmie jej chwycenie różdżki i zareagowanie, nawet jeśli nadal oznaczało to tylko ułamek sekundy. Mimo wszystko szybko uniosłą własną różdżkę, krzycząc: „Expelliarmus!” jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia nagłym atakiem.

Szybkim ruchem zablokował jej zaklęcie, zataczając się kilka stóp do tyłu, a następnie ponownie wycelował w nią różdżką, ale nie wcześniej niż mogła zrobić jedyną inną rzecz, która przyszła jej do głowy. Wezwać pomoc. Szansa, że ​​ktoś w środku bitwy zobaczy jej wezwanie i będzie w stanie do niej podejść, była niewielka, ale i tak była lepsza niż nic.

Kiedy czerwone iskry wystrzeliły z jej różdżki w niebo, zaklął głośno, robiąc dwa długie kroki do przodu i kopiąc jej ramię na bok. Następnie nadepnął na jej nadgarstek i przyszpilił go do błotnistej ziemi, gdy machnął różdżką w powietrzu, usuwając iskry zaledwie sekundę lub dwie po tym, jak zostały rzucone.

- To nie było mądre, szlamo - warknął, przyciskając mocniej jej nadgarstek, aż musiała puścić różdżkę. - Jeśli niektórzy z tych głupców z Zakonu to zobaczyli i przyjdą tutaj, aby ci pomóc, umrą i to przez ciebie - Kiedy mówił, uśmiechnął się głupawo, a groźny błysk pojawił się w jego oczach. Zrobiło jej się niedobrze, widząc, jak ekscytował go pomysł zabicia większej liczby ludzi, zabicia jej przyjaciół.

Mimo to nic nie mogła zrobić, kiedy kopnął jej różdżkę i odwrócił się do niej. Miał rację, gdyby ktoś zginął próbując ją uratować, byłaby to jej wina, ale nadal nie mogła powstrzymać nadziei, że ktoś zobaczył jej wezwanie i przyjdzie. Że będzie to ktoś wystarczająco potężny, by go zabić.

- Więc jak to powinno teraz wyglądać? - zapytał z zamyślonym wyrazem twarzy, gdy spojrzał na nią. - Podobało mi się słuchanie twojego krzyku - powiedział z okrutnym uśmieszkiem - i nie miałbym nic przeciwko usłyszeniu tych cudownych dźwięków jeszcze raz. A może powinienem po prostu cię zabić i iść dalej. Severus. Jak myślisz, co by czuł, gdyby przybył tutaj, by znaleźć cię martwą? - zapytał, podchodząc bliżej i pochylając się tak, że jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jej własnej, kiedy mówił. - Może coś bardziej dramatycznego byłoby lepsze. Mógłbym cię przywiązać do tego drzewa To dałoby mu dużo lepszy widok, kiedy tu dotrze. Chciałbym dokończyć to, co zaczęliśmy ostatnim razem - powiedział, a jego oczy błyszczały na tę myśl. - Wydawało się, że lubisz czuć w sobie zimne ostrze mojego noża.

Strach zatrzymał ją w miejscu, a on patrzył na nią w milczeniu, czekając, aż odpowie. Potem znowu zaczął kręcić różdżką wokół palców, jakby prowokując ją, by spróbowała czegoś jeszcze raz. Jeśli tak bardzo chciał ją zabić, to na co czekał?

- Widzisz, dotarcie tutaj nie było łatwe i musiałem poczekać na właściwy czas. Nie chciałbym, żeby to skończyło się zbyt szybko - powiedział jej, jakby czytał w jej myślach. - To dotyczy nie tylko ciebie i mnie, szlamo. Powinni być tutaj, aby cieszyć się pokazem.

Kiedy mówił, zauważyła coś za nim. Przypominało to cień lub czarny dym, zbliżający się coraz bardziej do niego. Zamknęła na chwilę oczy, mając nadzieję, że to jakaś dziwna klątwa wysłana przez kogoś, kto widział, jak woła o pomoc, ale kiedy ponownie je otworzyła, patrzyła, jak dym zatrzymuje się kilka cali od jego pleców i wystrzeliwuje w niebo.

Prawdopodobnie zauważywszy jej odwrócenie uwagi, Lucjusz odwrócił się w bok, podążając za jej wzrokiem, gdy wzbił się dym. Kiedy ponownie na niego spojrzała, zobaczyła, jak kąciki jego ust wyginają się w uśmiechu.

- Teraz to powinno być interesujące - szepnął, odwracając się w stronę linii drzew.

Nie sekundę później usłyszała szelest liści i zbliżające się kroki. Wkrótce na polanę wszedł wysoki czarodziej z różdżką wycelowaną w Lucjusza.

- Dobrze cię znowu widzieć, synu - powiedział Lucjusz spokojnym tonem, niezaskoczony, gdy spojrzał na Draco. - Zaczynałem się zastanawiać, czy dołączysz do nas dziś wieczorem. Co zajęło ci tyle czasu?

- Co tu robisz, ojcze? Jak uciekłeś z chaty? - zapytał Draco, gdy jego wzrok przeskakiwał między jej ojcem a nią, próbując ocenić sytuację.

- Uciekłem? Nie byłem więźniem, chłopcze - warknął Lucjusz. - Czy myślisz, że możesz mnie uwięzić, biorąc tylko moją różdżkę? Nie znasz mocy, która płynie w moich żyłach? W naszych żyłach? Pochodzimy z jednego z najczystszych rodów i myślisz, że możesz tak łatwo związać moją magię? Znalezienie wyjścia z chaty zajęło mi mniej niż jeden dzień, a kilka godzin później miałem już nową różdżkę. Jeśli myślałeś, że możesz mnie powstrzymać, odprawiając mnie, to jesteś wyraźnie bardziej głupi, niż mogę w to uwierzyć. Gdybym wiedział, jakim rozczarowaniem okazałeś się… 

Lucjusz odwrócił się całkowicie w stronę Draco, gdy mówił, i wykorzystując to rozproszenie, odwróciła się i rzuciła po różdżkę, mając nadzieję, że będzie wystarczająco szybka. Lucjusz potrzebował tylko sekundy, by zareagować, a kiedy zacisnęła palce na różdżce, zrobił krok w jej stronę. Jego but zderzył się z bokiem jej głowy tak mocno, że upadła oślepiona bólem. Wtedy kopnął ją w żebra i poczuła, jak powietrze znika z jej płuc.

- Puść ją, ojcze. To sprawa rodzinna, ona nie ma z tym nic wspólnego.

- Widzę, że spędziłeś już zbyt dużo czasu ze szlamami. Zapomniałeś, czego cię nauczyłem? Oni - powiedział, kopiąc jej różdżkę i szarpiąc ją za włosy, a następnie przesuwając własną różdżkę na jej czoło - nie są warci powietrza, którym oddychają, a ty wybierasz tę brudną dziwkę zamiast własnej rodziny?

Poczuła, jak czubek jego różdżki rozciął jej skórę, gdy przesunął nię po jej czole i policzku, ale nie chciała krzyczeć z bólu. Zaciskając zęby, zamrugała, starając się nie dopuścić do tego, by krew spłynęła jej do oczu, gdy deszcz ją zmywał. Widziała zmartwienie na twarzy Draco, gdy patrzył, jak Lucjusz ją rani.

- Ojcze, przestań - krzyknął po chwili z różdżką wycelowaną w głowę Lucjusza.

- To już drugi raz, kiedy mi grozisz, chłopcze. Swojemu własnemu ojcu - warknął Lucjusz, odsuwając od niej różdżkę i celując w Draco. - Czy nie widzisz, że ta szlama bawi tobą? Jest gorsza, tylko marnuje przestrzeń, a jednak pozwalasz jej manipulować sobą? Jesteś Czystokrwistym, jesteś Malfoyem, a grozisz własnemu ojcu?

- Po prostu ją puść, ojcze.

- Chcesz jej? - Lucjusz zapytał szyderczo, odsuwając się na bok i szarpiąc ją na nogi. - Czy to ona jest powodem, dla którego zwróciłeś się przeciwko mnie?

- Ona? Myślisz, że to przez nią zrobiłem? - Draco prawie krzyczał. - Czy wiesz, co zrobił mi Czarny Pan, kiedy nie udało mi się zabić Dumbledore'a? Czy wiesz, co mi zrobił, kiedy go zawiodłem? Byłbym martwy, gdyby ciotka Bellatrix nie pomyślała, że ​​mogę być przydatny w jej planach.

- Czarny Pan zrobił, co musiał. Dał ci dokładnie to, na co zasłużyłeś! - wrzasnął Lucjusz. - Przez całe życie otrzymywałeś wszystko, o czym marzyłeś. Nigdy niczego ci nie odmawialiśmy. A jednak stałeś się wstydem dla swojej rodziny, wstydem dla twojej krwi i to wszystko przez nią - powiedział, szarpiąc jej włosy mocniej. - Jesteś słaby, Draco. Czas nauczyć się być mężczyzną. Crucio! - wrzasnął, ale zanim klątwa dotarła do Draco, machnął różdżką, rzucając wokół siebie Zaklęcie Tarczy i odpierając atak ojca.

- Czy to wszystko, co umiesz zrobić, chłopcze? - Lucjusz warknął, kiedy Draco nie odpowiedział. - Czy to właśnie ci zdrajcy krwi i szlamy zmienili cię w to? W tchórza? Jeśli grozisz mi swoją różdżką, chłopcze, lepiej bądź gotów jej użyć.

- Nie musi tak być, ojcze.

- Och, tak, to prawda. Ale zróbmy to bardziej interesującym - powiedział, szarpiąc ją na bok, tak że stała tuż obok niego. - To ta brudna szlama, po którą przyszedłeś tu dziś wieczorem, a jest tylko jeden sposób, by ją zdobyć w jednym kawałku.

- Co ty…

- To twoja szansa, chłopcze - przerwał Lucjusz. - Jeśli chcesz ją, będziesz musiał zabić mnie. Żadnego tchórzostwa, żadnych prób zamknięcia mnie w jakiejś odległej chacie. Ona lub ja, szlama lub twój ojciec. Zachowaj się jak mężczyzna, choć raz w swoim życiu.

Draco stał przez chwilę nieruchomo, jego oczy spotkały się z jej oczami. Jego wyraz twarzy był udręczony, gdy próbował podjąć decyzję, a ona nie mogła powstrzymać się od współczucia mu, z powodu pozycji, w jakiej został przez nią postawiony.

Kiedy patrzyła na niego, rozdartego między nią a jego ojcem, chciała krzyczeć na niego o pomoc, błagać go, by zabił Lucjusza, żeby ją uratował, ale nie mogła tego zrobić. Nie mogła poprosić Draco, po tym wszystkim, co dla niej zrobił, aby zamordował własnego ojca. Nie mogła zmienić go w mordercę. To nie był sprawiedliwy wybór, a ona nie chciała go utrudniać, więc milczała, mając nadzieję, że wybierze ją, jednocześnie żałując, że nie będzie musiał.

- Zrób to, chłopcze! - Lucjusz krzyknął, a oczy Draco wróciły do ​​niego, jego różdżka wycelowana była  teraz między nią a jego ojca. - Nie mamy całego dnia. Co wybierasz?

- Nie zrobię tego, ojcze - powiedział w końcu Draco, brzmiąc na pokonanego, z przepraszającym wyrazem twarzy, gdy na nią patrzył. - Nie będę…

Z głośnym, wściekłym warknięciem Lucjusz uniósł rękę, wycelował różdżkę w Draco i wystrzelił, zanim zdążył skończyć mówić. 

- Bezużyteczny tchórz - wrzasnął, gdy klątwa uderzyła Draco w klatkę piersiową, rozrywając jego szatę. Gdy siła go odrzuciła, krew tryskała wszędzie, a Draco został odrzucony do tyłu, za pierwszą linię drzew, głęboko w las.

Nie miała czasu na reakcję, nie miała czasu nawet pomyśleć o tym, co się właśnie stało, gdy strzał światła przeleciał tuż nad ramieniem Lucjusza od tyłu, ledwo go mijając. Mężczyzna odwrócił się, szarpiąc ją za sobą. i przesunął ją tak, aby stała tuż przed nim, chroniąc go przed kolejnym atakiem.

- Och, Severusie, jak dobrze cię widzieć - krzyknął Lucjusz, rozpoznając postać biegnącą w ich kierunku.

To było tak, jakby jego widok przywrócił ją do rzeczywistości. Nagle znów poczuła strach, ból ran i wyczerpanie.

Oczy Severusa zatrzymały się na niej, kiedy się do nich zbliżył, a jej strach się podwoił. Nagle przestała przejmować się tym, co się z nią dzieje. A jeśli Lucjusz zabije Severusa? Chciała do niego krzyczeć, żeby uciekał, zostawił ją tam i udał się w bezpieczne miejsce, ale wiedziała, że ​​nigdy nie posłucha. Tak jak sama by tego nie zrobiła, gdyby sytuacja była odwrotna.

- Puść ją, Lucjuszu - powiedział Severus, unosząc różdżkę, gotowy do ponownego ataku.

- Mam dość tego, stary przyjacielu.

- Co ty tutaj robisz?

- Mieliśmy rachunki do wyrównania. Nie sądziłeś, że zapomnę, prawda? Znasz mnie lepiej.

- Czego chcesz?

- Chcę sprawiedliwości. Chcę, żebyś zginął i chcę jej śmierci. Chcę, żeby Czarny Pan zobaczył prawdę, wiedział, że to ty go zdradziłeś.

- Więc dlaczego nie poszedłeś do niego wcześniej? Po co przechodzić przez te wszystkie kłopoty? - zapytał Severus ze spokojem w tonie, który sprawił, że stał się bardziej groźny.

- Nie popełniłbym dwa razy tego samego błędu, Severusie. Kiedy pójdę do Czarnego Pana, wezmę dowód twojej zdrady. Wtedy otrzymam zaszczyty, na jakie zasługuję.

- Dziś wieczorem Czarny Pan zostanie pokonany, Lucjuszu. Nie będzie już do czego wracać.

- To kłamstwo i dobrze o tym wiesz - warknął Lucjusz, unosząc różdżkę i celując nią z powrotem w Severusa. - Czarny Pan wygra. Szkoda, że ​​nie dożyjesz, aby to zobaczyć.

Uświadomiła sobie, że chciał zaatakować Severusa. Odepchnęła ramię Lucjusza na bok, a klątwa minęła go o cal. Lucjusz z wściekłym warknięciem machnął różdżką w jej kierunku i nagle poczuła się bardziej zmęczona niż kiedykolwiek wcześniej. Całe jej ciało wydawało się ciężkie i gdy miała spaść na ziemię, Lucjusz przesunął ramię do jej talii, trzymając ją między Severusem a sobą. Przez półprzymknięte oczy zobaczyła, jak Lucjusz ponownie celuje różdżką w Severusa i tym razem nie mogła zrobić nic, by mu pomóc. Pierwszy strzał Lucjusza był potężny, ale Severusowi udało się go odbić. Drugi chybił. Trzeci uderzył go w jedną nogę. Próbował się bronić, ale nie atakował.

- Severus! - Hermiona próbowała krzyczeć, ale było to niewiele więcej niż szept. Próbowała zmusić mięśnie do pracy, próbowała walczyć z zaklęciem, którego użył na niej Lucjusz, ale z każdą sekundą było to trudniejsze. - Severusie, zabij go - błagała, wiedząc, że gdyby tego nie zrobił, Lucjusz sam by go zabił, a on zamarł na sekundę z wahaniem, patrząc na nią. Wiedziała, że ​​chciał oddać strzał, zabić Lucjusza, widziała to w jego oczach, ale nie zaatakowałby, gdy stała między nimi. Kolejna klątwa wystrzeliła z różdżki Lucjusza, uderzając w ramię Severusa, prawie sprawiając, że upuścił różdżkę. - Severusie - zawołała, próbując zebrać trochę siły do ​​walki z Lucjuszem. - Severusie, on cię zabije!

- Och, to będzie niezła zabawa - usłyszała przy uchu głos Lucjusza, a potem zaśmiał się głośno, gdy kolejna klątwa trafiła Severusa. Wiedziała, że ​​musi coś zrobić, bo inaczej zabije ich oboje. Severus nie zaatakowałby Lucjusza, gdy stała między nimi, więc musiała jakoś usunąć się z drogi, bo oboje zginą. Gdyby to było takie proste.

Ale potem Severus przesunął swoją różdżkę o ułamek cala w bok, a kiedy ponownie wystrzelił, jego zaklęcie uderzyło ją i nagle znów się obudziła, a wszystkie jej mięśnie zareagowały. Natychmiast zaczęła walczyć z uściskiem Lucjusza, wykręcając się tak mocno, jak tylko mogła, próbując go szturchnąć, kopnąć, cokolwiek, co uniemożliwiłoby czarodziejowi trzymanie jej i celowanie w tym samym czasie. Walczyła z nim tak długo, aż nie mógł jej dłużej trzymać, a gdy tylko jego uścisk się rozluźnił, pochyliła się do przodu, uderzyła go w żebra i mocno ugryzła go w ramię. Ból rozproszył go i bez namysłu odciągnął od niej rękę.

W chwili, gdy była wolna, upadła na ziemię i rzuciła się po swoją różdżkę, odwróciła się i wycelowała w Lucjusza w samą porę, by zobaczyć, jak klątwa Severusa trafiła go prosto w pierś.

Z oczami twardymi jak kamień Severus wystąpił naprzód, ponownie machnął różdżką i nagle Lucjusz wzniósł się w powietrze.

- Powinieneś był trzymać się z daleka, kiedy miałeś okazję - powiedział Severus z ledwie kontrolowanym gniewem, po czym przesunął ramię na bok i Lucjusz uderzył w drzewo tak mocno, że nawet jego bolesny krzyk nie mógł zagłuszyć dźwięku pękania kości. - Powinieneś był podziękować swojemu synowi za uratowanie cię i całkowicie o niej zapomnieć - powiedział, przesuwając ramię na drugą stronę, posyłając Lucjusza na inne drzewo. - Powinieneś był wiedzieć, że lepiej mnie złościć, Lucjuszu.

Kiedy Severus podszedł do Lucjusza, machnął różdżką i na piersi czarodzieja pojawiło się długie cięcie, potem następne i następne, a ona zastanawiała się, jak on wciąż może żyć.

- Mówiłem ci, żebyś trzymał się od niej z daleka, a ty nie słuchałeś - syknął, lekko przekręcając różdżkę, sprawiając, że Lucjusz poczuł podwójny ból. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek widziała Severusa tak wściekłego.

- Zapłacisz za to, co zrobiłeś - powiedział Severus Lucjuszowi, cofając się o krok. Uniósł różdżkę i przekręcił ją, unosząc Lucjusza coraz wyżej, a następnie pozwalając mu głośno upaść kilka stóp od miejsca, w którym była.

Widziała, jak oczy Severusa błyszczą nienawiścią, poczuła, jak powietrze dookoła gęstnieje od jego mocy i po raz pierwszy od tak dawna poczuła cień strachu przed nim. Wiedziała, że ​​nie powinna, że ​​tylko ją chronił, ale okrucieństwo, które okazywał jej Lucjusz, w pełni rywalizowało z tym, które właśnie okazywał czarodziej.

A potem odkryła, że ​​woła jego imię, gotowa błagać go, by przestał. Odwrócił się do niej, a strach, który zobaczył na jej twarzy, przywrócił go do rzeczywistości.

- Masz szczęście, że tu jest - powiedział Severus Lucjuszowi, chociaż nie była pewna, czy czarodziej jeszcze go słyszy. - W przeciwnym razie trwałoby to godzinami - Bez słowa ponownie uniósł różdżkę, a zielone światło klątwy zabijającej uderzyło w Lucjusza. Ciężki oddech i jęki z bólu w końcu ucichły.

Stała nieruchomo, jej oczy utkwiły w zakrwawionej postaci mężczyzny, który przybył tam, by ją zabić. Była tak oszołomiona, że ​​nie mogła nawet usłyszeć głosu Severusa wołającego jej imię.

Bardziej poczuła niż zobaczyła, że ​​Severus klęka obok niej, a potem jego ręce położyły się na jej ramionach, delikatnie podciągając ją na nogi. Zanim się zorientowała, co się dzieje, objęła go ramionami, trzymając go, jakby miało to zapobiec rozpadowi świata wokół niej. Strach, który czuła wcześniej, zniknął, kiedy objął ją ramionami, przyciągając ją do siebie. Sprawił, że czuła się bezpieczna, chroniona i tylko tego potrzebowała w tym momencie.

Trzymał ją tak mocno, jak ona go trzymała, jakby bał się puścić, a ona nie była w stanie opanować szlochu, który z niej uciekał, całego strachu i bólu związanego z tym, co się stało, i ulgi, że on tam był. Wszystkie te emocje mieszały się w środku biorąc nad nią górę.

- Wszystko w porządku, to koniec. On nie żyje, już cię nie skrzywdzi - wyszeptał Severus do jej ucha, próbując ją uspokoić, a ona miała wrażenie, że mówi to zarówno do siebie, jak i do niej. - Już jesteś bezpieczna.

Pozwoliła mu się trzymać, chronić się przez kilka chwil, ale potem zaczęła się uspokajać i rzeczywistość znów się załamywała. Nie było czasu na pocieszenie, na relaks. Wciąż byli w środku bitwy, a jej mózg znów zaczął pracować. Chciałaby tam z nim zostać, trzymać się go do końca życia, czując się bezpieczna. Jednak wiedziała, że ​​nie ma takiej opcji.

- Draco - wymamrotała. Była to pierwsza rzecz, która przyszła jej do głowy, kiedy próbowała uporządkować swoje myśli, a uchwyt Severusa rozluźnił się, gdy odchylił się do tyłu. - Był tutaj - dodała, widząc zdezorientowany wyraz twarzy Severusa. - Lucjusz go zaatakował, muszę mu pomóc, muszę…

- Czy Lucjusz cię skrzywdził? - Severus zapytał ją, a ona powoli pokręciła głową. - A przynajmniej nie bardzo - dodała, kiedy oczy Severusa spoczęły na krwi na jej twarzy.

Severus odsunął się, nie odrywając wzroku od niej, próbując dostrzec w nich prawdę, dowiedzieć się, czy wszystko w porządku, i musiała odwrócić wzrok. Nie mogła sobie pozwolić na bezbronność, już nie.

- Mógł cię zabić - powiedziała, czując, jak jego palce przesuwają się po jej twarzy, lecząc linie, które Lucjusz wyrył na jej skórze.

- Potrafię o siebie zadbać - odpowiedział, cofając się o krok, przesuwając różdżkę w dół jej ciała, szukając kolejnych ran. - Powinienem był go zabić, kiedy miałem szansę - powiedział prawie do siebie, z nutą złości w głosie.

- To już nie ma znaczenia - powiedziała mu i nie mogła powstrzymać się przed spojrzeniem w miejsce, gdzie upadło ciało Lucjusza, potrzebując upewnienia się, że naprawdę nie żyje. Że już jej nie skrzywdzi.

Mocniej chwyciła różdżkę, wzięła ostatni głęboki, uspokajający oddech, a następnie odsunęła się od Severusa, odwracając się i odchodząc.

- Gdzie idziesz? - zapytał Severus, a jego dłoń na jej nadgarstku zatrzymała ją, zanim zdążyła zajść dalej.

- Draco tam jest, muszę mu pomóc.

- Tam mogą być śmierciożercy.

- Nie obchodzi mnie to. Został ranny, próbując mi pomóc, nie zostawię go tam na śmierć.

Severus patrzył na nią przez chwilę w zamyśleniu, próbując zdecydować, co zrobić, ale kiedy próbowała ponownie się odwrócić, zacieśnił uścisk na jej nadgarstku. 

- Gdzie on jest?

- Został odrzucony w las, gdzieś tam - powiedziała mu, wskazując na drzewa poplamione jego krwią.

- Zostań tutaj, pójdę tam.

- Pójdę z tobą - powiedziała, próbując podążać za tym, jak zaczął chodzić.

- Nie, zostaniesz tutaj, a ja pójdę go znaleźć.

- Ale…

- Czy myślisz, że możesz być bardziej pomocna niż ja? - zapytał, a ona potrząsnęła głową. - Jeśli chcesz, żebym mu pomógł, zostaniesz tutaj i zaczekasz. Nie chcę, żebyś wracała do lasu, gdzie może cię znaleźć każdy Śmierciożerca.

Chciała się kłócić, chciała iść z nim zobaczyć Draco, upewnić się, że nadal żyje, ale wiedziała, że ​​Severus mówił poważnie. Naprawdę nie pomógłby mu, gdyby nie zrobiła tego, o co prosił, a każda mijająca minuta mogła być ostatnia dla Draco, więc niechętnie skinęła głową i czekała z różdżką gotową na wypadek, gdyby ktoś ją tam znalazł.

W miarę upływu minut starała się oderwać wzrok od postaci leżącej zaledwie kilka metrów od niej, ale było to prawie niemożliwe. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, po tym wszystkim, co Lucjusz Malfoy jej zrobił, trudno było uwierzyć, że naprawdę nie żyje, że już nigdy nie wróci i nie skrzywdzi jej. Ulga, jaką przyniosła ta wiedza, została przesłonięta przez sposób, w jaki umarł. Bolesne dźwięki, które wydał, kiedy Severus go przeklął, jego krew kapała na ziemię z cięć przecinających jego klatkę piersiową, te chwile zostały wyryte w jej mózgu równie trwale jak te wszystkie rzeczy, które jej zrobił.

Zaskoczył ją dźwięk falujących liści. Obróciła się, unosząc różdżkę i strzelając, zanim nawet zobaczyła, co spowodowało hałas. Severus właśnie wychodził z lasu, a na jego twarzy malowało się zdziwienie, gdy zobaczył jej uniesioną różdżkę i reakcję, ledwo powstrzymując jej atak.

- Przepraszam, ja… wystraszyłeś mnie - powiedziała, próbując uspokoić nerwy, gdy do niego podeszła.

Nie odpowiedział, zamiast tego poczekał, aż do niego dotrze. Zauważyła, że ​​jego wyraz twarzy był ostrożny i zobaczyła, że ​​ma krew w dłoniach.

- Draco - szepnęła. - Czy go znalazłeś? - spytała pilnie, a on skinął głową.

- Klątwa, którą Lucjusz użył przeciwko niemu, była bardzo potężna, a on ledwo żył, kiedy go znalazłem - powiedział i poczuła łzy napływające do jej oczu, gdy czekała, aż powie jej, co się stało. - Uzdrowiłem go na tyle, jak to możliwe, ale niewiele mogłem zrobić bez moich eliksirów. Odesłałem go z powrotem do kwatery głównej, ale nie wiem, czy będą w stanie coś dla niego zrobić w Zakonie. Prawdopodobnie są dziesiątki rannych, a nawet gdyby mogli zwrócić na niego pełną uwagę… 

- Nie - powiedziała, lekko potrząsając głową. - Musi być sposób, musi być coś…

- Może powinnaś również wrócić do Zakonu, upewnić się, że zrobią wszystko, co w ich mocy, by go uratować - powiedział, chociaż widziała w jego oczach, że nie podobał mu się pomysł, by udała się do Draco.

- Nie mogę iść. Nie wyjdę, dopóki to się nie skończy - powiedziała mu. Martwiła się o Draco, ale były rzeczy ważniejsze. Musiała znaleźć Harry'ego, musiała pomóc mu pokonać Voldemorta.

- Tam będziesz bezpieczniejsza.

- Nie muszę być bezpieczna, muszę tu być. Muszę pomóc Zakonowi, pomóc Harry'emu.

- Potter ma całą pomoc, jakiej potrzebuje. Wątpię, czy zostając tutaj, możesz coś zmienić.

- Nie odejdę, Severusie - powiedziała, mając nadzieję, że usłyszy determinację w jej tonie. - Proszę, nie rób tego trudniejszym niż to konieczne.

- To błąd.

- Czy odszedłbyś? Czy zostawiłbyś wszystkich tutaj i poszedł? - zapytała. Wiedziała, że ​​tego nie zrobi i on również o tym wiedział. Rozumiał jej potrzebę walki, widziała to wyraźnie na jego twarzy i nie dała mu czasu na wymyślenie kolejnych argumentów, aby ją odesłać.

Patrzył na nią przez kilka chwil, jakby dając jej kolejną szansę na zmianę zdania, a potem odwrócił się i zaczął iść.

- Zatem chodź. Musimy się spieszyć.


1 komentarz:

  1. Hagrid <3 dopiero jak napisane to pomyślałam, o faktycznie brakowało go, ale myślę, że taką jego rolę dobrego przyjaciela przejął w tym opowiadaniu Lupin.
    W życiu nie spodziewałabym się Lucjusza, myślałam, że jest zamknięty na 100 spustów! Nie mniej... ucieczka zajęła mu powiedzmy jeden dzień, kolejnego miał różdżkę, dlaczego nie wrócił do Voldemorta z informacjami? Bał się o siebie, o to, że wyda rodzinę? Ciekawe.
    Draco został postawiony przed tak ciężkim wyborem, bo jak wybrać ojciec czy kobieta, którą kocha? Ojciec jest kawałem skurczysyna, ale jednak to ojciec, wychowywał go, dawał wszystko, czy mógłby żyć z tym, że go zabił, czy mógłby żyć z poczuciem winy wobec Narcyzy? Mimo wszystko to taka delikatna dusza... <3 Na szczęście Snape pojawił się na czas. Mam nadzieję tylko, że faktycznie uleczył Draco tak jak mówił, cały czas mam takie wrażenie, że Severus aby pozbyć się rywali jest zdolny do wielu rzeczy, nie potrafię mu do końca zaufać, a po tym jak skrzywdził Draco już w ogóle mam z tym problem.

    OdpowiedzUsuń