- Powinienem wrócić do siedziby Czarnego Pana. Będzie chciał wiedzieć, co się stało - powiedział Severus, kończąc się ubierać.

- Ale twoje ramię nie jest jeszcze w pełni wyleczone. Będzie wiedział, że zostałeś przeklęty - odpowiedziała Hermiona, zapinając dżinsy.

Patrzył na swoją dłoń przez kilka chwil, pozornie zamyślony.

- Być może czar zdoła to ukryć - powiedział w końcu, machając różdżką przy ramieniu. Zaklęcie zakryło większość czerni, ale dłoń nadal wyglądała ciemniej niż reszta jego skóry.

- To nie wystarczy. On będzie wiedział - powiedziała, próbując wymyślić wymówkę, żeby zmusić go, by poczekał trochę dłużej, zanim wróci do Voldemorta. - Chciałam o coś zapytać w ciągu ostatnich kilku dni, ale nie znalazłam odpowiedniego momentu.

- Co?

- Moi rodzice. Naprawdę chciałabym ich zobaczyć. Pomyślałam, że może mógłbyś mnie do nich zabrać przed wyjazdem.

- Jest powód, dla którego są daleko i powód, dla którego nie byłaś tam, gdzie są. Wiesz, że nadal są celem.

- Tak, ale w jaki sposób moja podróż tam naraziłaby ich na niebezpieczeństwo? Trudno mi uwierzyć, że ktoś poszedłby za mną, żeby się do nich dostać. Proszę tylko o to, żeby zobaczyć ich raz, a nie codziennie.

- Jeśli ktoś…

- Proszę, Severusie - przerwała. - Tylko ten jeden raz.

- Dobrze - odpowiedział po kilku chwilach. - Zabiorę cię tam, zanim udam się do Czarnego Pana, ale nie możesz długo zostać. Jeśli chcesz narazić ich bezpieczeństwo tylko po to, żebyś mogła ich zobaczyć, nie podejmę już żadnego ryzyka, by ich chronić.

- Nie zrobię tego, obiecuję. Naprawdę doceniam wszystko, co dla nich zrobiłeś.

Poświęcił chwilę, żeby na nią spojrzeć, biorąc jej koszulę, wypalone rękawy i wybrakowane od kolan w dół dżinsy.

- Zaczekaj tutaj - powiedział, kierując się do drzwi. - Przyniosę ci szaty. Nie możesz tak się pokazać.

Przez chwilę zmarszczyła brwi, nie wiedząc, o czym mówi, a potem podążyła za jego wzrokiem. 

- Och, racja - mruknęła, machając różdżką nad koszulą, próbując ją naprawić, ale nie mogła zbyt wiele zrobić w przypadku dżinsów.

Bez słowa wyszedł z laboratorium, a po chwili poszła za nim, kierując się korytarzem do biblioteki, jej oczy skanowały półki, gdy czekała, aż wróci.

- Myślałem, że kazałem ci zaczekać na mnie w laboratorium - powiedział, wchodząc do środka i podając jej szaty.

- Tutaj mi się bardziej podoba - mruknęła, zakładając je i machając nad nimi różdżką, dopasowując do odpowiedniego rozmiaru przed zapięciem na guziki.

- A więc idziemy?

- Tak.

Z małym machnięciem różdżki książka poleciała w ich stronę, lądując równo na dłoni Severusa.

- Portus - usłyszała jego szept, kiedy przesuwał różdżką po książce, sprawiając, że zaświeciła przez sekundę, zanim wróciła do normy. - Zatem chodźmy.

Podeszła do niego bliżej, ponownie poprawiając szaty, gdy się poruszyła, a potem z ostatnim spojrzeniem na niego dotknęła świstoklika. Pokój wokół niej zawirował, gdy byli przenoszeni.

Miała zamknięte oczy, aż jej stopy ponownie dotknęły twardej ziemi, a kiedy je otworzyła, zobaczyła, że ​​stoi kilka stóp od małego, staro wyglądającego domu.

- Są tutaj? - zapytała, kiedy podszedł bliżej drzwi, ale nie odpowiedział. Zamiast tego wycelował różdżkę w wejście i zaczął mamrotać zaklęcie za zaklęciem, podnosząc osłony, aby mogli wejść do środka.

- Pospiesz się - powiedział po kilku chwilach, otwierając przed nią drzwi, gdy jego oczy przeszukiwały otoczenie, próbując zobaczyć, czy ktoś jest w pobliżu, obserwując. Już po kilku chwilach wszedł za nią do środka i zamknął za sobą drzwi, szybko ponownie chroniąc dom.

- Severus, czy to ty? - usłyszała rozmowę matki z innego pokoju i natychmiast odwróciła się do niego, marszcząc brwi. Severus? Czy właśnie nazwała go po imieniu?

- Tak - odparł, wyraźnie unikając jej wzroku, gdy szedł w stronę pokoju, w którym, jak podejrzewała, była jej matka.

- Robię herbatę, chcesz trochę? - zapytała matka, wracając do drzwi, przez które właśnie weszli.

- Nie, dziękuję. Wychodzę za kilka chwil.

- Nie spodziewaliśmy się ciebie… - zaczęła jej matka, odwracając się, ale zatrzymała się, gdy oczy kobiety spoczęły na niej. - Hermiono! prawie wrzasnęła, szybko do niej podchodząc i przytulając ją, jakby nie widziała jej od miesięcy. - Gdzie byłaś? Tak się o ciebie martwiliśmy. Nie…

- W porządku, mamo, naprawdę - powiedziała, delikatnie odpychając matkę, żeby mogła oddychać. - Przepraszam, że nie mogłam was odwiedzić wcześniej, ale to nie było zbyt bezpieczne.

- Hermiono, czy to ty? - zawołał jej ojciec, wchodząc do kuchni i zamykając ją w kolejnym uścisku, gdy tylko udało jej się uwolnić z ramion matki. - Tak się martwiliśmy.

- Wiem, tato, i bardzo mi przykro, ale nie mogłam tu przybyć wcześniej - powiedziała mu, powtarzając to, co przed chwilą powiedziała matce.

- Drogi Merlinie, co tu się dzieje? - inny głos dobiegł jej zza pleców i odwróciła się, zaskoczona, widząc w drzwiach wysoką, chudą blondynkę, nienagannie ubraną i otoczoną atmosferą wyższości, która wydała jej się dziwnie znajoma. - Severusie - powiedziała kobieta, kiwając głową w jego kierunku.

- Narcyzo - odpowiedział po chwili. - Mam nadzieję, że dobrze przystosowujesz się do nowego mieszkania.

- Ledwie. Zostawiłeś mnie tutaj bez różdżki i w otoczeniu mugoli. Jak mam się przystosować do takiego życia? - powiedziała, starając się jednocześnie brzmieć na zdenerwowaną i właściwą. - A kto to może być? - zapytała zaintrygowana, gdy tylko jej oczy spoczęły na Hermionie, stojącej obok Severusa.

- To nasza córka, Hermiona - odpowiedziała jej matka, dość energicznie.

- Hermiona - powtórzyła w zamyśleniu, a potem dostrzegła błysk rozpoznania w oczach kobiety. - Jesteś szlamą Pottera - powiedziała z niesmakiem na twarzy. - Zdaje się, że spotkałyśmy się już wcześniej. Słyszałam, jak mój syn o tobie mówił, brudna mała…

- Narcyzo. - Severus przerwał jej zimnym, ostrzegawczym tonem, zanim Hermiona mogła cokolwiek powiedzieć. - Tyle wystarczy, chyba że zechcesz znaleźć się w gorszej sytuacji niż ta, w której się obecnie znajdujesz. Panna Granger jest jednym z powodów, dla których ci pomagam i dlaczego twój syn wciąż żyje, więc radzę żebyś okazywała lepsze maniery, jeśli wiesz, co jest dla ciebie dobre.

- Rozumiem - odpowiedziała Narcyza z zimnym uśmiechem, z oczy kobiety przeszukiwały jej twarz, zanim wróciła do Severusa. - Mówisz, że mogłam znaleźć się w gorszej sytuacji? - zapytała z pogardą. - Jestem tutaj zakładniczką, nie mogę spotkać się z mężem ani synem, nie wiem nawet, czy jeszcze żyją i nie mam żadnych środków, żeby o siebie zadbać. Nie wierzę, żebym mogła znaleźć się w gorszej sytuacji.

- Może chciałbyś przetestować tę teorię. Jeśli uważasz, że to gorsze niż to, co Czarny Pan zrobiłby tobie i twojej rodzinie, gdyby cię znalazł, to proszę, daj mi znać. Sam cię do niego zabiorę.

- Myślisz, że twoje groźby zadziałają na mnie? Na pewno znasz mnie lepiej, mój drogi Severusie. Nie myśl, że możesz mnie oszukać, żebym uwierzyła, że pomagasz mojemu synowi z dobroci serca. Zawsze robiłeś wszystko, co było najlepsze dla ciebie i tylko dla ciebie - powiedziała, rzucając Hermionie długie spojrzenie, a dziewczyna nie była pewna, jak to zinterpretować. - Na razie zapewniasz mi bezpieczeństwo, bo to jedyny sposób, w jaki Draco zgodzi się ci pomóc i jestem pewna, że masz wiele do stracenia, jeśli coś mi się stanie - kontynuowała cicho Narcyza. - Mimo to powiedziałeś mi, że pomożesz mojemu synowi i spodziewam się, że to zrobisz. W przeciwnym razie poznasz tę stronę mnie, którą niewielu widziało, a znasz mnie wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że jestem czymś więcej niż prawdziwą czystokrwistą gospodynią domową. Miej to na uwadze - powiedziała groźnie i bez słowa wyszła z kuchni.

- Ta kobieta jest matką Draco - powiedziała Hermiona po kilku chwilach ciszy. To nie było pytanie.

- Tak, Narcyza Malfoy.

- Co ona tutaj robi? Z moimi rodzicami?

- Poprosiłaś mnie, żebym pomógł Draco i właśnie to robię. Nie ma potrzeby, żebym wyjaśniał moje działania ani żebyś mnie przesłuchiwała. Jest tutaj, ponieważ trzeba ją było zabrać w bezpieczne miejsce.

- Nie pytałam ciebie - powiedziała cicho, z lekkim uśmiechem na ustach. - Pomyślałam tylko, że jeśli jest podobna do swojego syna, to prawdopodobnie stawia moich rodziców w piekle. - Odwróciła się do rodziców, siedzących przy stole kilka stóp dalej, dyskretnie dając im trochę prywatności.

- Jeśli twoi rodzice są podobni do ciebie, to jestem pewien, że przeżyją - odpowiedział. - Muszę już iść.

- Nie, poczekaj - powiedziała, zanim mógł się ruszyć. - Nie możesz jeszcze do niego wrócić, dlaczego nie zostaniesz tutaj, dopóki nie zostaniesz całkowicie wyleczony? Zapewniam cię, że moja mama robi najlepszą herbatę w Londynie.

Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, a potem na swoją dłoń. Miała rację, skóra była jeszcze dość ciemna, i była pewna, że ​​Voldemort przyjrzy się jej uważnie.

- Proszę - powiedziała cicho, biorąc jego pociemniałą dłoń w swoją.

- Dobrze, ale nie mogę tu zostać długo - zgodził się w końcu, podchodząc z nią do stołu i siadając na jedynym krześle, które stało, między nią a jej matką, która natychmiast wstała i cicho wyciągnęła z szafki jeszcze dwa kubki, nalewając im herbatę, po czym ponownie usiedli.

- Jak się miewacie? - zapytała rodziców, chcąc przerwać dziwną ciszę panującą w pokoju. - Nie rozmawialiśmy zbyt wiele, kiedy was ostatnio widziałam.

- Wszystko w porządku - odpowiedziała jej matka. - Ale co z tobą kochanie? Czujesz się lepiej? Może powinnaś zostać tutaj z nami, dopóki nie będzie bezpiecznie, by wrócić do domu.

- Nie mogę, mamo, ale nie musisz się martwić, wszystko w porządku.

- Czy ty… - jej ojciec zawahał się i zwrócił się do Severusa. - Czy ona…? - zaczął ponownie, stukając palcem w czoło. Dopiero po kilku sekundach zrozumiała, o co prosił.

- Tak, teraz już pamiętam - powiedziała uspokajająco, a jej rodzice odetchnęli z ulgą.

- Tak nas zmartwiłaś, kochanie - powiedziała jej matka cichym głosem, wciąż brzmiąc na zmartwioną. - Co się stało?

- Tak naprawdę to nic takiego. Tylko zaklęcie, które źle zadziałało - skłamała, lekko wzruszając ramionami.

- Te rzeczy mogą być niebezpieczne, musisz być ostrożna - powiedział jej ojciec. - Może nie powinnaś używać magii, przynajmniej dopóki nie poczujesz się lepiej.

- Naprawdę nic mi nie jest - nalegała, zaczynając czuć się zirytowana, chociaż wiedziała, że ​​jej rodzice po prostu się o nią martwili. Czasami mogli być trochę nadopiekuńczy, ale nie mogła ich za to winić. Całe szczęście, że niewiele wiedzieli o jej życiu w czarodziejskim świecie, bo prawdopodobnie zamknęliby ją, żeby tylko była bezpieczna.

- To był po prostu niefortunny wypadek, ale wasza córka jest bardzo zdolną czarownicą, nie musicie się o nią martwić - powiedział Severus, na szczęście przerywając ripostę matki.

- To dobrze, że jesteś tam, żeby się nią zaopiekować, Severusie - powiedziała jej matka z wdzięcznym uśmiechem na ustach, gdy odwróciła się do niego.

- Tak, Severusie, doceniamy wszystko, co dla nas zrobiłeś - dodał jej ojciec.

Jej oczy przez kilka chwil wędrowały między matką a ojcem, zdziwione, że wydawali się czuć tak dobrze w towarzystwie mężczyzny, którego zwykle wszyscy boją się od pierwszego wejrzenia. Wiedziała, że ​​jej matka jest osobą bardzo towarzyską, ale fakt, że nazywała go „Severusem” i rozmawiała z nim tak, jakby byli przyjaciółmi… był co najmniej trochę niepokojący.

- To moja praca - odpowiedział Severus, owijając ręce wokół filiżanki herbaty przed sobą, ale nie pijąc. Widziała, że ​​nie czuje się komfortowo, jest poza swoim żywiołem. Chociaż część jej współczuła mu, że zmusiła go do takiej sytuacji, nalegając, by został, inna część była rozbawiona jego zachowaniem. Miło było go zobaczyć w takim stanie, bo mimo wszystko wyglądał na bardziej zrelaksowanego, niż kiedykolwiek widziała go przy innych, i nie mogła powstrzymać małego uśmiechu, który pojawił się na jej ustach.

Przez chwilę pozostawali w ciszy, a jedynym dźwiękiem w pokoju był dźwięk palców Severusa stukających w małą filiżankę, która wciąż była w jego dłoniach. Zauważyła, że ​​ma piękne dłonie, nie po raz pierwszy. Jego palce były długie i eleganckie, a każdy ich ruch wdzięczny i precyzyjny. Obraz tych samych palców na jej ciele nagle przeszedł przez jej umysł. Wspomnienia niegodziwych rzeczy, które mogli zrobić. Kiedy ich oczy spotkały się sekundę później, szybko odwróciła wzrok, nie chcąc, aby wiedział, o czym myśli, ale jego uniesiona brew upewniła ją, że chyba wiedział.

- Więc Hermiono, nigdy nie pytaliśmy, jak się poznaliście - zapytała jej matka, ponownie przerywając ciszę. Nienawidziła ciszy, zawsze to robiła. Prawdopodobnie był to powód, dla którego tak dużo mówiła.

- On… spotkaliśmy się w Hogwarcie - odpowiedziała z wahaniem.

- Naprawdę? - zapytała jej matka, zwracając się do Severusa. - Czy jesteś nauczycielem?

- Byłem - powiedział. - Mistrz Eliksirów.

- Eliksiry? - zapytała w zamyśleniu jej matka. - Och - sapnęła po chwili. - Jej profesor eliksirów! Tak dużo o tobie mówiła.

- Czyżby? - zapytał rozbawiony, odwracając się do niej, sprawiając, że poczuła się bardziej zdenerwowana niż już była, i szybko odwróciła wzrok. Brzmiało inaczej, kiedy tak to mówili. Tak, był jej nauczycielem, ale nie myślała już o nim w ten sposób.

- Tak - odpowiedziała jej matka. - Ale… myślałem, że nie lubisz swojego profesora eliksirów. To, co mówiłaś...

- Och, naprawdę? Ciekawe - powiedział Severus i poczuła, jak na nią patrzy, więc spojrzała na niego z poważnym wyrazem twarzy, nawet gdy poczuła, jak jej policzki czerwienieją.

- Cóż, wtedy odwalałeś wredną i paskudną robotę i nie możesz temu zaprzeczyć - powiedziała, słysząc, jak matka sapnęła z zaskoczenia na jej słowa. Zobaczyła cień uśmiechu na jego ustach, ale nie była pewna, czy to z tego, co właśnie powiedziała, czy z jakiejś dowcipnej odpowiedzi, którą powstrzymywał. Tak czy inaczej, zdecydowała się nie pytać. - Jednak podobał mi się ten przedmiot - powiedziała, wzruszając ramionami, zanim matka zdążyła powiedzieć cokolwiek, co jeszcze bardziej ją zawstydziło.

- Tak, wspomniała o tym kilka razy - powiedział jej ojciec, po czym szybko zmienił temat. Zawsze mógł wyczuć, kiedy coś ją niepokoiło. - Severusie, chcielibyśmy wiedzieć, jak długo musimy tu zostać.

- Prawdopodobnie niedługo - odparł, wyraźnie się rozluźniając, kiedy rozmowa wróciła na temat, który kontrolował. - Jak tylko będę miał pewność, że nie jesteście już głównym celem, dam wam znać.

- Nie chodzi o to, że nie doceniamy wszystkiego, co dla nas zrobiłeś - powiedziała jej matka. - Po prostu tęsknimy za naszym domem.

- Jestem pewien, że tak, i wiem, że obecność Narcyzy tutaj wcale nie ułatwia sprawy.

- Naprawdę nie jest tak źle - powiedziała jej matka z uśmiechem. - Odkąd przyjechała, opuściła swoją sypialnię tylko trzy razy i rozmawia z nami tylko wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne.

- To i tak całkiem dobrze. Nie jest przyzwyczajona do bycia otoczoną przez mugoli - powiedział Severus.

- Czy spotkałaś ją wcześniej, Hermiono?

- Tak. Widziałam ją kiedyś, jak sądzę, kilka lat temu na Mistrzostwach Świata w Quidditchu, ale znam jej syna - powiedziała. - I jej męża - mruknęła po namyśle.

- Zakładam, po twojej minie, że są tak samo mili jak nasz gość.

- Przeważnie - odpowiedziała, z obrazami Lucjusza Malfoya wirującymi w jej umyśle, wspomnieniem tego, co jej zrobił, jak bardzo ją skrzywdził, uczuciem zimnej stali noża, którym ją dźgnął. Nie chciała o tym myśleć, ale nie była w stanie odeprzeć tych wspomnień.

- Myślę, że nadszedł czas, bym już szedł - Głos Severusa na szczęście przerwał jej myśli i szybko się do niego odwróciła. Patrzył na nią przez chwilę z zatroskaną miną, zanim jej matka przemówiła, a on odwrócił się do niej.

- O nie, Severusie, dlaczego nie zostaniesz na lunchu? - zapytała kobieta.

- Przykro mi, ale mam sprawy, którymi muszę się zająć. Sprawy, które nie mogą czekać - odpowiedział, wstając. - Dziękuję za herbatę, do zobaczenia - powiedział uprzejmie, ale stanowczo, wychodząc z kuchni, nie dając im czasu na naleganie.

- Zaraz wracam - mruknęła Hermiona, szybko za nim. - Severusie - zawołała, patrząc, jak zatrzymuje się, gdy dotarł do drzwi.

- Wszystko w porządku? - zapytał, przyglądając się jej uważnie, prawdopodobnie wiedząc, o czym myślała zaledwie kilka chwil wcześniej.

- Tak - odpowiedziała, chociaż jej głos brzmiał słabo nawet w jej własnych uszach.

- Muszę iść.

- Nie, nie musisz. Możesz tu zostać lub iść do Zakonu. Nie musisz do niego wracać - powiedziała, podchodząc bliżej.

- To nie jest opcja - powiedział jej, wyjmując z kieszeni książkę, której używali, by się tam dostać, i machając nad nią różdżką, ustawiając świstoklik, aby zabrał ją z powrotem do Zakonu. - Został ustawiony tak, by odesłać cię do siedziby Zakonu, gdy tylko go aktywujesz. Nie powinnaś tu długo zostawać, tak jest bezpieczniej.

- Co się stanie, gdy powiesz mu, że diadem zniknął? - zapytała, ignorując książkę, którą jej podawał, i w końcu położył ją na małym stoliku obok nich, zanim odpowiedział.

- Nie będzie szczęśliwy, ale ja się tym zajmę.

- Nie okłamuj mnie - powiedziała cicho. - Ranił cię za drobnostki. Co zrobi ci tym razem?

- To nie ma znaczenia.

- Dla mnie ma znaczenie - powiedziała, a kiedy jej oczy spoczęły na jego oczach, zobaczyła tam zmieszanie, połączone z czymś innym, być może z nadzieją. Nie była pewna, co o tym myśleć.

- Dlaczego?

- Dlaczego co? - zapytała zdezorientowana.

- Dlaczego ma to dla ciebie znaczenie?

- Bo zależy mi na tobie, nie widzisz? - szepnęła słowami, o których nigdy nie sądziła, że je ​​wypowie, patrząc mu w oczy, próbując sprawić, by zobaczył w nich prawdę, próbując przekonać go, by został.

- Trwa wojna, a Zakon potrzebuje informacji, które tylko ja mogę im udzielić. Muszę iść - powiedział, delikatnie wsuwając luźny kosmyk włosów za jej ucho.

- Nie, nie możesz. Niech zrobi to komuś innemu, możemy znaleźć sposób, musi być inne wyjście - powiedziała cichym, prawie błagalnym głosem.

- Wiesz, że to niemożliwe. Muszę wracać. Są rzeczy ważniejsze niż moje samopoczucie.

- Proszę, nie odchodź - nalegała po raz ostatni i zamiast odpowiedzieć, pochylił się bliżej, pochylając głowę i całując ją delikatnie.

Po chwili przerwał pocałunek, rozglądając się szybko po pokoju, aby upewnić się, że nadal są sami, zanim jego oczy ponownie spoczęły na jej.

- Im dłużej czekam, tym gorzej będzie - powiedział po chwili. - Jeśli nie wrócę, upewnij się, że ostatni horkruks zostanie zniszczony, zanim Potter stanie przed...

- Nie mów tak - przerwała jej, a łzy pojawiły się w jej oczach, kiedy przycisnęła palec do jego ust, próbując powstrzymać słowa, których nie chciała usłyszeć. - Proszę, nie mów tak.

- Nie wiem, co się stanie, kiedy ponownie spotkam się z Czarnym Panem i musisz być gotowa, jeśli nie wrócę - powtórzył, zatrzymując ją, kiedy znowu próbowała przerwać. - Upewnij się, że ostatni horkruks zostanie zniszczony. Jeśli potrzebujesz dostępu do siedziby Czarnego Pana lub informacji, skontaktuj się z Draco. Nie ufaj nikomu innemu.

- Draco? Więc mu ufasz? Pomożesz mu?

- Mówiłem ci, że tak - odpowiedział. - Uważaj na siebie - powiedział, ponownie pochylając się do niej po kolejny pocałunek.

- Nie odchodź - szepnęła w jego usta, wiedząc, że nie zrobi to żadnej różnicy.

- Muszę.

- Więc obiecaj mi, że wszystko będzie w porządku, powiedz, że wrócisz.

- Nie mogę tego zrobić - powiedział i poczuła łzy w oczach, gdy zastanawiała się, czy to będzie ostatni raz, kiedy go widzi, kiedy może go dotknąć, pocałować, usłyszeć jego głos.

- Proszę, nie zostawiaj mnie - powiedziała, kiedy stał wyprostowany i cofnął się o krok, trzymając ją za rękę.

- Uważaj na siebie - powiedział jej i ostatnim długim spojrzeniem na nią, jakby chciał zapamiętać ten obraz, puścił jej rękę, odwracając się i otwierając drzwi, aportując się w następnej sekundzie.

Wpatrywała się w miejsce, które opuścił, a jej ciało było pozornie przyklejone do podłogi, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje, nie chcąc nawet wyobrazić sobie możliwości, że nie wróci do niej, że powiedzą jej, że zginął, zabity podczas próby pomocy Zakonowi by zakończyć wojnę. Już tyle oddał, tyle razy poświęcił dla nich swoje zdrowie, swoje życie, a jednak musiał to zrobić ponownie. Nie tylko to. Wiedziała, że ​​jeśli uda mu się tym razem przeżyć, wkrótce potem znajdzie się w takiej samej sytuacji. Wojna musiała się skończyć. Voldemort musiał wkrótce zostać zabity. To nie mogło dłużej czekać, musieli coś zrobić. Ona musiała coś zrobić. Klęska Czarnego Pana była jedyną rzeczą, która zapewniła Severusowi wolność, na którą tak zasługiwał, i zadbałaby o to w każdy możliwy sposób, bez względu na to, ile by ją to kosztowało.

Nie była pewna, jak długo tam stała, wpatrując się w przestrzeń, zamyślona, ​​ale najwyraźniej wystarczyło, by jej rodzice zaczęli jej szukać.

- Hermiono, czy wszystko w porządku? - zapytała cicho jej matka zza pleców, a ona skinęła głową, powstrzymując łzy, które zbierały się w jej oczach, biorąc głęboki, uspokajający oddech, zanim się odwróciła. Fałszywy, obojętny uśmiech mocno zacisnął się na jej ustach.

- Oczywiście - powiedziała, zamykając drzwi, po czym wróciła do kuchni i usiadła przy stole.

- Jesteś pewna, że ​​wszystko w porządku, kochanie? Wyglądasz trochę blado - powiedziała jej matka, nalewając trochę herbaty do jej do połowy napełnionej filiżanki. Czasami zastanawiała się, czy jej matka naprawdę uważa, że ​​herbata jest odpowiedzią na każdy problem.

- Dom wygląda ładnie - powiedziała, rozglądając się przez chwilę.

- Oj, tak, a widoki są niesamowite.

- Zauważyłam - zgodziła się, biorąc kolejny łyk. - Ale nie wyobrażam sobie, żebyście często wychodzili.

- Och, nie. Severus poprosił nas, żebyśmy pozostawali w domu przez cały czas. Powiedział, że wyjście byłoby niebezpieczne.

- Severus - powtórzyła cicho.

- To dobry człowiek, ale już o tym wiesz - powiedziała jej matka z uśmiechem. - Chociaż muszę powiedzieć, że nie jest osobą zbyt towarzyską. Ze wszystkich razy, kiedy tu był, to był pierwszy, kiedy został na herbatę.

- Chociaż twoja matka kilka razy prosiła dość natarczywie - powiedział jej ojciec poważnym tonem, jednak wiedziała, że ​​się drażni. Był cichym mężczyzną i nie rozumiał potrzeby jej matki, by spotykać się z każdym, kogo spotkała.

- Często tu przychodził? - zapytała zaintrygowana, przerywając ripostę matki.

- Może trzy, cztery razy w tygodniu. Głównie po to, żeby upewnić się, że wszystko w porządku i zapytać, czy jest coś, czego potrzebujemy.

- Mieliśmy jedno z tych małych stworzeń, kiedy tu dotarliśmy… Domowe elfy, jak sądzę, tak je nazywał - powiedziała jej matka.

- Skrzaty domowe.

- Racja, skrzaty domowe. Ale został tu tylko kilka dni. Nie mając nic do roboty, denerwowałem się, a wiesz, że lubię sprzątać, to mnie odpręża, więc nie było potrzeby, aby biedak tu pracował, jeśli ja mogłabym to zrobić sama.

- Dobrze - zgodziła się z uśmiechem.

- Więc skoro skrzata już tu nie było, Severus zaczął przychodzić częściej, żeby upewnić się, że mamy wszystko, czego potrzebowaliśmy. Szkoda, że ​​nie mogłaś z nim przyjść.

- Tak, szkoda, że ​​nie mogę przychodzić częściej - powiedziała zgodnie z prawdą.

- Cóż, teraz jesteś tutaj, więc dlaczego nie powiesz nam, co cię tak zajęło?

Przez kilka chwil milczała, rozmyślając. Wiedziała, że ​​jej rodzice są zobowiązani do zadawania pytań i nie była pewna, czy jest w stanie odpowiedzieć na większość z nich, nawet gdyby chciała. Jedyną inną opcją było odejście i chociaż czuła, że ​​powinna jak najszybciej wrócić do kwatery głównej, aby poczekać na wiadomości o Severusie, wiedziała również, że będzie to oznaczać Harry'ego i Rona, czyli nawet więcej pytań. Była zmęczona wszystkimi sekretami, wszystkimi kłamstwami, ale nie była jeszcze gotowa, by powiedzieć komuś prawdę.

- Naprawdę nie ma wiele do powiedzenia. Właściwie jestem raczej głodna i brakowało mi twojego gotowania bardziej, niż możesz sobie wyobrazić, mamo.

- Zostajesz na lunch? - zapytała podekscytowana matka, a ona skinęła głową. - Cóż, przejdźmy więc do tego, co chciałabyś zjeść?

Godziny mijały tak szybko, że była zaskoczona, gdy spojrzała na zegar. Udało jej się odciągnąć rozmowę od delikatnych tematów i niezmiernie smakował jej lunch z rodzicami, ale wiedziała, że ​​czas już iść, nawet jeśli bała się odejść. Pożegnanie z rodzicami i zapewnienie ich, że wróci tak szybko, jak to możliwe, zajęło prawie pół godziny, ale w końcu chwyciła świstoklik, który stworzył dla niej Severus, i aktywowała go, pojawiając się kilka stóp od siedziby Zakonu.

Z westchnieniem rezygnacji otworzyła drzwi i weszła do środka.

W domu panował spokój i domyśliła się, że nie otrzymali jeszcze żadnych wiadomości od Severusa. Nie była pewna, czy to dobrze, czy źle.

Szła korytarzem, zatrzymując się najpierw przy kuchni, a potem w bibliotece, nie znajdując w nich nikogo. Słońce wciąż było wysoko na niebie, wczesne popołudnie było ciepłe i jasne, więc podeszła do dalszych drzwi i otworzyła je, a mieszanina głosów dotarła do jej uszu, gdy tylko weszła do małego ogrodu na tyłach budynku.

- Hermiono, kochanie - Molly jako pierwsza zauważyła, że ​​tam jest. - Gdzie byłaś? Przegapiłaś lunch, czy mam ci coś zrobić?

- Nie, dziękuję, już jadłam.

- Czy Severus nie przyszedł z tobą? - zapytał Kingsley z krzesła obok Molly.

- Nie, miał coś do zrobienia - odpowiedziała, czując się nieswojo pod jego spojrzeniem.

- Hermiono, wróciłaś - powiedział Harry zza jej pleców poważnym tonem, gdy szedł w jej stronę, Ron był kilka kroków za nim. - Czujesz się lepiej?

- Tak dziękuję.

- Czujesz się lepiej? Czy coś ci się stało?

- Nie, Molly, nic się nie stało. Wszystko w porządku. 

O co chodziło z tymi wszystkimi pytaniami?

- Gdzie jest Snape? - zapytał Harry tym samym tonem i zobaczyła, jak Molly zmarszczyła brwi, lekko zdziwiona.

- Nie ma go tutaj.

- Może wejdziemy na chwilę do środka? - powiedział, odwracając się i wracając do domu, nie czekając, aż ona odpowie.

Po chwili wahania poszła za nim, a Ron tuż za nią, zamykając drzwi, kiedy weszli do środka.

- Co się dzieje? - zapytała, kiedy szli.

- Nie tutaj - powiedział Ron. - Reszta Zakonu powinna przybyć lada chwila na spotkanie, najlepiej byłoby, gdyby nam nie przeszkadzano.

Chciała zapytać, co się dzieje, skąd ta cała tajemnica, ale znała już odpowiedź, więc po prostu poszła za nimi po schodach do ich wspólnej sypialni. Zaczekała, aż usłyszała, jak drzwi się za nią zatrzasnęły.

- O co chodzi?

- A jak myślisz? - odpowiedział Harry, a jego ton był chłodniejszy niż wcześniej.

- Jeśli chcesz porozmawiać, to mów - powiedziała energicznie, siadając na najbliższym łóżku. - No dalej, o co chodzi? - nalegała, kiedy się zawahał.

- Snape.

- Co z nim?

- To właśnie chcemy wiedzieć. Co się dzieje między tobą a Snape'em?

- Pracowaliśmy razem, zanim straciłam pamięć, ale już to wiesz.

- Myślałem, że to fretka była tym, z którym pracowałaś - powiedział Ron.

- Z obojgiem.

- To wciąż nie odpowiada na moje pytanie. Co się dzieje między wami?

- Nie wiem, co masz na myśli.

- Jesteśmy przyjaciółmi od lat, Hermiono. W ciągu ostatnich kilku miesięcy nieustannie nas okłamywałaś, ale mimo to nadal ci ufamy. Myślę, że mamy prawo do pewnych odpowiedzi.

- Profesor Snape pomagał mi przy wielu okazjach i nie raz uratował mi życie. Pracuje z Zakonem od lat, ryzykując życiem, aby udzielić nam informacji. Podziwiam go i staram się mu pomóc we wszystkim, jak tylko mogę.

- Byłem tam dziś rano. Kiedy ty i Kingsley próbowaliście go wyleczyć, pamiętasz? Widziałem, jak się z nim zachowywałaś.

- Wszyscy to widzieliśmy - dodał Ron.

- To, jak się zachowałam? On umierał, a ja tylko próbowałam go uratować.

- Nie traktuj mnie jak idioty, Hermiono. Oboje wiemy, że to nieprawda.

- Czyżby?

- Powiedz nam, co się dzieje.

- W porządku - powiedziała z westchnieniem. Nie mogła powiedzieć im prawdy, ale wiedziała, że ​​musi powiedzieć cokolwiek, a nie miała z czego wybierać. - Między mną a profesorem Snape'em nic się nie dzieje - powtórzyła surowo, ale powstrzymała ich, kiedy próbowali przeszkodzić. - Chciałabym, żebyś mi w to uwierzył, ale widzę, że nie. W czasie, który spędziłam z profesorem Snape'em, moje… uczucia do niego mogły się nieco zmienić - powiedziała, rumieniąc się lekko.

- Co? - zapytali jednocześnie Ron i Harry.

- Cóż - powiedziała nerwowo. Nie mogła uwierzyć, że rozmawiała z nimi o tym. - Zawsze go podziwiałam, jest inteligentnym i potężnym czarodziejem, ale spędzając z nim więcej czasu…

- Lubisz go? - zapytał Ron, a jego oczy były szeroko otwarte z niedowierzania.

- Nie, ja… nie wiem, co to jest - westchnęła, w duchu zadowolona, ​​że ​​nie kwestionowali prawdy w jej słowach, tylko jej zdrowie psychiczne. - To nic, naprawdę. Po prostu, nie wiem, to jakieś niewłaściwe uczucia. Nawet nie zdawałam sobie sprawy aż do dzisiejszego ranka.

- Nie możesz mówić poważnie. Snape?

- Cóż, tak, Harry. Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zszokowany.

- To Snape, Hermiono - powiedział Ron, jakby wyjaśniał dziecku, że niebo jest niebieskie. - Snape, nietoperz z lochów. Drań, który zmieniał nasze życie w piekło odkąd go poznaliśmy.

- Wiem, kim on jest, Ronaldzie - powiedziała energicznie. - Nie jest taki zły, wiesz?

- Nie jest taki zły? Myślę, że wszystkie te zaklęcia i mikstury zepsuły ci mózg.

- To nie ma sensu - powiedziała, wstając. - To naprawdę głupie i jestem pewna, że to nie potrwa długo. Ale nie możesz mu powiedzieć, proszę - powiedziała pilnie. - Gdyby wiedział, używałby tego do torturowania mnie przez lata.

- Prawdopodobnie nie uwierzyłby, gdybyśmy mu powiedzieli - powiedział Harry, wciąż patrząc na nią, jakby była szalona. - Ale zachowywał się wokół ciebie dziwnie.

- Niby kiedy? - zapytała, udając ignorancję.

- Sposób, w jaki się zachowywał, kiedy byłaś ranna.

- Cóż, prawie zostałam spalona żywcem - powiedziała, rzucając Ronowi wymowne spojrzenie i zobaczyła, że ​​przełknął i odwrócił wzrok. - Próbował mi tylko pomóc. Prawdopodobnie wiedział, że uzdrowienie mnie sprawi mu mniej kłopotów niż wyjaśnienie Zakonowi, co się stało.

- Jeśli chodzi o to… - powiedział Ron, najwyraźniej chcąc porzucić główny temat. Miała nadzieję, że to wyjaśnienie uciszy ich, przynajmniej na razie. - Naprawdę przepraszam za to, co się stało. Nigdy nie miałem na myśli…

- Wiem, Ron - przerwała. - Ale wiedziałeś, że to niebezpieczna klątwa, i… - Nagle zesztywniała, jej oczy na sekundę spoczęły na drzwiach.

- Hermiono?

- Słyszałeś to? - zapytała szeptem, wszystkie zmysły czujne, gdy podeszła do drzwi i otworzyła je.

- Arthur, Kingsley, ktoś tu przyszedł! - usłyszała krzyk Molly ze schodów. - Proszę, niech ktoś wezwie uzdrowiciela!

Czując dzikie bicie serca w piersi, zaczęła biec korytarzem w kierunku schodów, myśląc tylko o jednym. Severus.


2 komentarze:

  1. O Hermiona znowu sobie przypomniała, że ma rodziców! Gratuluję😁 Nawet Snape bywał i nich częściej niż ona. Mogłaby chociaż im jakiś list wysłać, żeby się nie martwili ale po co?! Była zajęta lataniem za Snapem... No cóż, są rzeczy ważne i ważniejsze jak już kiedyś mówiłam. Zastanawiałam się, dokąd Narcyza została wysłana i przeszło mi przez myśl, że mógł ją umieścić z rodzicami Hermiony. Chociaż ma ją pod ręką. Jak widać tą kruchutka Narcyza którą się wydawała jest wredną francą. Jedynie Draco jest z nich wszystkich normalny jak widać. No a Severus zachwycił przyszłych teściów! Taki uroczy młodzieniec... A chwila... Młodzieńcem to on był dwadzieścia lat temu 🙈 teraz to mógłby być albo jej wujkiem albo ojcem xD I rozumiem, że jej rodzicom to nie przeszkadza? Że akceptują w pełni to, że ich córka jest zakochana w swoim byłym profesorku? Nie uwierzę, że tego nie zauważyli... Za to jestem pełna podziwu dla Harry'ego i Rona, że jednak ogarnęli, że coś się dzieje między Hermioną a Severusem. Lepiej późno niż wcale, ale i tak dało sobie zamydlić oczy, że to jest nic poważnego i tylko z jej strony i ona nie wie, że nietoperek robi do niej maślane oczy

    OdpowiedzUsuń
  2. Harry, Ron jestem pod ogromnym wrażeniem waszej spostrzegawczości 🤣 jednak z drugiej strony mieszanie się w prywatne sprawy tych dwóch osiołków nigdy mi się nie podobało, myślą, że przyjaźń polega na tym, że nie można mieć własnej przestrzeni i prywatności.
    Spotkanie rodziców, właściwie tak dawno nie było o nich mowy, że zapomniałam o nich, ale, Snape bywał tak często, no czuje miętę do Hermiony... Robi to dla niej. Swoją drogą mogłaby wysłać chociaż do nich jakiś list :)
    Voldemort chyba nie był zadowolony, a z Severusa pewnie niewiele zostało, mam nadzieję, że będzie jego perspektywa tego spotkania.

    OdpowiedzUsuń