Muzyczna sugestia

Hozier - In The Woods Somewhere

Playlista Spotify: "Music to read Manacled to"

__________

Malfoy nie odezwał się do niej ponownie przez pozostałą część godziny. Wyciągnął książkę z płaszcza i zabrał się do jej czytania, najwyraźniej niewrażliwy na przenikliwe zimno.

Hermiona zamknęła oczy na kilka minut i próbowała zmusić swoje serce, by nie waliło przy każdym, nawet najmniejszym zerknięciu na niebo.

Miała zamiar to przezwyciężyć.

Nie obchodziło jej, ile będzie ją to kosztować.

Dni zlewały się w jedność.

Malfoy pojawiał się codziennie, zaraz po obiedzie, po czym wyprowadzał ją na werandę. Tam zwykle ją ignorował, czytając Proroka lub jakąś książkę. Hermiona kręciła się po werandzie, próbując znaleźć w sobie odwagę na spacer. Mogła zejść po marmurowych schodach, ale panika paraliżowała ją, zanim zdołała dotrzeć do żwiru.

W przeciwieństwie do korytarza, tego nie mogła pokonać. To był inny rodzaj linii, której nie mogła przekroczyć. Racjonalne części jej mózgu po prostu się zatrzymywały.

Siadała więc na stopniach, zbierała żwir w dłonie i rzucała kamieniami, pojedynczo, tak daleko, jak tylko mogła. Albo układała z nich obrazki lub runy.

Nie miała nic innego do roboty.

Malfoy nigdy do niej nie mówił i z tego powodu ona sama nie mogła do niego mówić. Nie żeby tego chciała, ale poniżenie, że wymagała na to pozwolenia, mówiło samo za siebie.

Fakt, że Malfoyowie nie potrzebowali więcej służby, najwyraźniej oznaczał, że nie oczekiwano od niej, by robiła cokolwiek poza istnieniem. Nie dali jej absolutnie żadnych środków do zajęcia się sobą. Żadnych książek, żadnego papieru, ani nawet kawałka sznurka. W rezydencji była prawie tak samo znudzona, jak w swojej celi w Hogwarcie. Poza tym, że była również obsesyjnie obserwowana przez osądzający portret i wiedziała, że poza jej sypialnią znajduje się cała rezydencja czekająca na zbadanie, jeśli tylko zdoła zebrać do tego odwagę.

Hermiona wielokrotnie przeszukała każdą sypialnię w korytarzu swojego skrzydła. Studiowała labirynt z żywopłotu przez wszystkie okna, aż była prawie pewna, że uda jej się przez niego przejść.

Próbowała znaleźć odwagę, by zejść po schodach i zbadać inne piętra. Prawie dziewięć razy przeszła przez pierwsze piętro z Malfoyem. Jednak nie mogła się zmusić do zrobienia tego sama.

Po ośmiu dniach Malfoy nie pojawił się po obiedzie. Zamiast tego to Uzdrowicielka Stroud weszła przez drzwi do pokoju Hermiony.

Hermiona stała w milczeniu i patrzyła, jak kobieta wyczarowuje na środku pomieszczenia stół do badań.

Wszyscy, których Hermiona nienawidziła, wydawali się kolejno zmuszać ją do wejścia na stoły. Voldemort. Malfoy. Stroud. Hermiona podeszła do przodu, zanim została zmuszona, by usiąść na krawędzi.

- Otwórz usta - rozkazała Stroud.

Usta Hermiony otworzyły się automatycznie, a kobieta uniosła fiolkę z eliksirem i wlała jedną kroplę do ust Hermiony. Kiedy fiolka została zamknięta, Hermiona spojrzała na jej zawartość i zesztywniała. Veritaserum.

Przypuszczała, że to jeden ze sposobów na sprawne przeprowadzanie wizyt lekarskich - zapobieganie kłamstwom badanych pacjentów. Hermiona nie mogła zrozumieć, o co chodzi. Kajdany już i tak sprawiały, że była posłuszna. Stroud mogłaby jej po prostu nakazać, żeby powiedziała prawdę.

Stroud zdawała się zauważyć wyraz twarzy Hermiony.

- To ułatwia sprawę - powiedziała, machając różdżką. - Gdyby Wielki Łowca kazał ci skłamać na jakiś temat, byłabyś skonfliktowana. W ten sposób twoja szczerość nie jest twoją winą.

Hermiona skinęła głową. Przypuszczała, że ma to pewien sens.

- Hmm. Jeszcze nie w ciąży. Przypuszczam, że byłoby to zbyt wiele, by mieć nadzieję, że uda się tak szybko.

Hermiona prawie zachwiała się z ulgi. Potem przypomniała sobie, że to oznaczało, że Malfoy przyjdzie i będzie brał ją przy stole przez kolejnych pięć dni, a cała jej ulga gwałtownie zniknęła.

- Spójrz na mnie, panno Granger - rozkazała Stroud. - Czy ktoś cię skrzywdził, odkąd tu jesteś?

Hermiona wpatrywała się w kobietę spokojnie, podczas gdy jej usta same odpowiedziały na jej pytanie.

- Zostałam zgwałcona fizycznie pięć razy i dwukrotnie zgwałcono mnie psychicznie.

Stroud wyglądała na niewzruszoną, ale też nieco zamyśloną.

- Legilimencja jest bolesna?

- Tak.

- Hmm. Zanotuję to. Żadnych innych krzywd?

- Nie.

- Bardzo dobrze. Co za ulga. Były… Były problemy, z niektórymi innymi.

Hermiona poczuła, jak przerażenie rozkwita w jej wnętrzu.

- Cz-czy wszystko z nimi w porządku? - wychrypiała.

- O tak. Wszystkim się zajęliśmy. Niektórym mężczyznom po prostu trzeba przypomnieć, że dary Czarnego Pana można odebrać, jeśli nie będą się nimi odpowiednio opiekować - powiedziała Stroud. Na jej twarzy nie było ani śladu współczucia czy też poczucia winy, gdy nadal machała różdżką nad Hermioną.

Hermiona miała ochotę sięgnąć i skręcić kobiecie kark. Jej ręce trzęsły się, kiedy starała się to powstrzymać.

Stroud była obojętna na słabo skrywaną wściekłość Hermiony. Rzuciła zaklęcie diagnostyczne wymierzone w jej podbrzusze.

- Brak rozdarcia. Co za ulga. Byłoby to problematyczne. Powinnam była przyjść wcześniej, żeby to sprawdzić, ale byłam dość zajęta. Osobiste nadzorowanie wszystkich miejsc docelowych okazało się bardziej uciążliwe, niż sobie wyobrażałam.

Stroud wydawała się oczekiwać, że Hermiona okaże jej współczucie. Hermiona spojrzała wymownie na zegar i nic nie odpowiedziała.

- Twój stan fizyczny nieco się pogorszył. Czy codziennie wychodzisz na zewnątrz, aby poćwiczyć? - zapytała Stroud z irytacją.

Hermiona zesztywniała. Jej klatka piersiowa zacisnęła się, gdy próbowała oddychać i obojętnie odpowiedzieć na pytanie.

- Ja… nie robiłam tego. Ale Wielki Łowca zaczął o to dbać.

- Czy spacerujesz? Długie spacery są ważne dla organizmu.

- Ja… nie mogę.

Stroud spojrzał na Hermionę.

- Nie możesz?

Hermiona przygryzła wargę i zawahała się.

- Mam ataki paniki. Samo opuszczenie tego pokoju jest trudne. Wielki Łowca zabiera mnie na werandę na godzinę, ale ja… Nie mogę, nie mogę… Nie mogę… To jest tak… tak...

Hermiona zaczęła sapać, próbując to opisać. Nawet przy pomocy Veritaserum ciężko było jej wyrazić strach jakimikolwiek słowami. Walczyła, by powstrzymać fale gniewu i rozpaczy, które odczuwała z powodu tak irracjonalnej przeszkody, której nie była w stanie pokonać samodzielnie.

Zacisnęła usta, ale wykrzywiły się one gwałtownie. Czuła ucisk i kłucie na policzkach i w oczach, starając się nie płakać.

- Ciekawe - powiedziała Stroud, zapisując kilka słów w swoich notatkach. - To prawdopodobnie z powodu twojego uwięzienia. Nie przyszło mi do głowy, że wyjście na zewnątrz będzie problemem. Hmm. Eliksir Spokoju byłby niewystarczający, i nie może też zapewnić ci trwałej ulgi w lęku. Mógłby przeszkodzić w ciąży. Może istnieje coś tymczasowego, co pomoże ci się zaaklimatyzować. Muszę to zbadać.

Hermiona nic nie powiedziała.

- Środki do obsługi twojego cyklu będą dostarczane każdego jego dnia - dodała Stroud, kontynuując pisanie notatek. Wydawało się, że przyszła jej do głowy myśl i spojrzała pytająco na Hermionę. - Jak… jak to się działo, kiedy byłaś w więzieniu?

- Zwyczajnie krwawiłam - powiedziała Hermiona. - Cela była utrzymywana w czystości, ale żadne środki nie były zapewnione.

Stroud potrząsnęła lekko głową z dezaprobatą. Jakby miała jakąś moralną wyższość nad Umbridge w jej sposobie traktowania Hermiony.

- Czy uważasz, że coś jeszcze powinnam wiedzieć? - zapytała Hermionę Stroud.

- Uważam, że jesteś zła i nieludzka - odpowiedziała natychmiast Hermiona.

Nie zdążyła nawet uświadomić sobie, że słowa wychodzą z jej ust. To Veritaserum je stamtąd wyciągnęło.

Twarz Uzdrowicielki Stroud drgnęła przez krótką chwilę.

- Cóż, przypuszczam, że stałam się na to otwarta. Czy myślisz, że jest coś w twoim zdrowiu o czym powinnam wiedzieć?

Hermiona zamyśliła się przez chwilę. 

- Nie.

- W porządku. - Stroud po raz ostatni przejrzała swoje notatki. - O. Prawie zapomniałam. Zdejmij pończochy.

Hermiona posłusznie je ściągnęła. Stroud zerknęła przez chwilę na nogi Hermiony, po czym machnęła różdżką. Na kilka sekund jej skórę ogarnęło ostre pieczenie.

Hermiona syknęła słabo. Zaskoczona. Kiedy pieczenie ustało, spojrzała w dół i zobaczyła, że jej nogi były jaskrawoczerwone i wyglądały na podrażnione.

- Trwały urok usuwający włosy. Kilku mężczyzn na to narzekało. Jeden z nich próbował dodać eliksir do kąpieli, ale złośliwa mała wiedźma zanurzyła głowę i wyszła z niej zupełnie łysa.

Stroud podała Hermionie mały słoik z wyciągiem ze szczuroszczeta.

- Podrażnienie powinno zniknąć w ciągu jednego lub dwóch dni. Porozmawiam z Wielkim Łowcą o twoim stanie.

Stroud włożyła kartotekę Hermiony z powrotem do teczki, a Hermiona zsunęła się ze stołu i wstała niezgrabnie, trzymając w jednej ręce pończochy, a w drugiej słoik z wyciągiem ze szczuroszczeta. Stroud usunęła stół machnięciem różdżki i bez słowa wyszła z pokoju.

Malfoy przybył pół godziny później, wyglądając na bardziej wściekłego niż zwykle.

Hermiona włożyła płaszcz i poszła za nim. Kiedy dotarli do werandy, spojrzał na nią z grymasem.

- Musisz przejść dziś co najmniej pół mili.

Hermiona zamrugała do niego.

- Wysłałbym cię ze skrzatem domowym, ale Stroud obawia się, że samookaleczony mózg może spowodować atak, jeśli znów staniesz się przytłoczona. - Wyglądał na wystarczająco wściekłego, by być w stanie coś zniszczyć. - Teraz sam muszę cię wyprowadzić.

Przez chwilę patrzył na posiadłość, po czym dodał: 

- Jesteś gorsza niż pies.

Zbiegł po schodach, a potem odwrócił się, stając na żwirowej ścieżce.

- Chodź - powiedział zimnym głosem. Jego oczy błyszczały, a usta zacisnęły się w twardą linię, kiedy na nią patrzył.

Hermiona spoglądała na niego z niedowierzaniem. Wcześniej piekło zamarznie, nim obecność Draco Malfoya powstrzyma ją przed atakiem paniki.

Wyuczony przymus pociągnął ją do przodu.

Hermiona wzięła głęboki oddech, schodząc ostrożnie po schodach, a potem, po chwili wahania, stawiając stopy na żwirze. Zrobiła cztery kroki w jego stronę i chciała płakać z wściekłości, kiedy nie zamarła po drodze.

Najwyraźniej był to zimny dzień w piekle.

Malfoy odwrócił się na pięcie i ruszył ścieżką, podczas gdy ona posłusznie poszła za nim.

Uświadomiła sobie po drodze, że to pewnie przez kajdany. Kazał jej podejść, więc podeszła. Kajdany zmuszały ją do uległości podczas gwałtu. Jakiekolwiek kompulsje zadziałały teraz, najwyraźniej były w stanie stłumić jej ataki paniki w taki sam sposób, w jaki były w stanie stłumić jej pragnienie walki z Malfoyem, a następnie zamordowania go w bolesny i długotrwały sposób.

Szedł wzdłuż labiryntu z żywopłotu, aż w całości go minęli, a potem poprowadził ją ścieżkami wśród zimujących róż.


Hermiona zastanawiała się, czy w posiadłości Malfoyów jest coś, co nie wydawałoby się zimne, martwe i sterylne. Żwirowe ścieżki nie posiadały nawet jednego kamienia wybiegającego poza linię. Krzewy róż zostały starannie przycięte na zimę. Ostro zakończone krawędzie żywopłotu wbijały się w niebo z precyzją sztyletu, a ich ściany były przerażająco proste.

Hermiona nigdy specjalnie nie obawiała się formalnych angielskich ogrodów, ale Malfoy Manor mogło posiadać najstraszniejszy, jaki kiedykolwiek widziała. Żywopłoty, biały żwir, bezlistne drzewa i krzewy przycięte w ciągu zaledwie cala ich życia.

Wyobrażała sobie, że wiosną i latem miejsce to wyglądało mniej okropnie, ale w obecnej chwili widziała w swoich myślach parkingi o większej estetycznej przystępności.

Malfoy też nie wydawał się być skłonny doceniać otaczającą go scenerię. 

Po godzinie szturmu żwirowymi ścieżkami Malfoy doprowadził ich z powrotem do posiadłości. Kiedy się zbliżali, Hermionie wydawało się, że widziała ruch zasłon w jednym z okien na piętrze.

Malfoy poszedł do pokoju Hermiony, ale zamiast wyjść, kiedy już tam była, został, wpatrując się w nią.

Hermiona cofnęła się i bawiła zapięciem płaszcza. Może gdyby go zignorowała, odejdzie.

- Łóżko - rozkazał po chwili.

Spojrzała na niego zaskoczona, a on uśmiechnął się złośliwie, gdy podszedł do niej.

- Chyba, że wolisz robić to na podłodze - powiedział.

Hermiona się nie poruszyła. Po prostu patrzyła na niego, oszołomiona z przerażenia. Wyciągnął różdżkę i po ostrym, niewerbalnym machnięciu Hermiona poczuła, jak jego magia chwyta ją i ciągnie do tyłu, aż zderzyła się ze swoim łóżkiem i przewróciła się na nie do tyłu.

Malfoy podszedł, wyglądając na znudzonego. W jego oczach pojawił się słaby błysk.

Hermiona przygryzła wargę, żeby nie zaskomleć i skrzyżowała ramiona na sobie.

Spojrzał na nią, a potem, wciskając nogi między jej uda, pochylił się nad nią.

Hermiona żałowała, że nie mogła zapaść się w łóżko i tam się udusić. Żałowała, że nie może krzyczeć. Żałowała, że nie miała nawet odrobiny swojej magii, by móc z nim walczyć.

Posłuszna. Cicha. Nie będziesz się opierać.

Przycisnęła brodę do ramienia i próbowała się od niego cofnąć tak bardzo, jak tylko mogła.

Jego prawa ręka oparła się o materac przy jej głowie, a potem poczuła końcówkę różdżki pod brodą.

- Spójrz na mnie, Szlamo - rozkazał.

Jej podbródek uniósł się, gdy odwróciła się, by spojrzeć mu w oczy. Były tylko o kilka centymetrów od jej własnych. Jego źrenice były ściągnięte, a szarość tęczówek wyglądała jak burza.

Wbił się w jej umysł.

Sapnęła z zaskoczenia i szoku.

Nawet jego legilimencja była zimna. Jakby została zanurzona w lodowatym jeziorze. Ból był ostry i wyraźny.

W przeciwieństwie do poprzednich okazji, w jej umyśle nie było żadnych urazów ani szoku. Z tego powodu doświadczenie było znacznie bardziej żywe. Przebił się gładko przez jej wspomnienia, zajmując się wszystkimi grupami tych zablokowanych. Próbował się przez nie przedostać, aż w końcu jęk wyrwał się z jej ust.

Poruszał się między nimi szybko. Jakby po prostu sprawdzał, czy żadne z nich nie stało się już może dostępne. Po ich przejrzeniu ruszył do wspomniec teraźniejszości.

Wydawał się być rozbawiony jej rosnącą nienawiścią. Tym, jak bardzo chciała go zabić. Patrzył, jak przeszukuje inne pokoje, biega po posiadłości i nudzi się na schodach werandy. Jak czytała Proroka Codziennego. Jej atak paniki.

Przyjrzał się jej wielokrotnym próbom przypomnienia sobie szczegółów śmierci Dumbledore'a i tego, jak nie mogła sobie przypomnieć czegoś o dłoni tego czarownika. Ten szczegół wzbudził jego zainteresowanie. Próbował znaleźć informacje, ale nie mógł odkryć, gdzie Hermiona ukryła je w swoim umyśle.

Czuła jego irytację, kiedy w końcu przeszedł do spotkania ze Stroud i ich spaceru po posiadłości oraz tego, jak bardzo nie lubiła ogrodów. Kiedy doszedł do momentu jej przerażenia po tym, jak kazał jej podejść do łóżka, w końcu wycofał się z jej umysłu.

Prychnął.

- Bądź pewna, Szlamo, że nie mam żadnej szczególnej ochoty cię dotykać. Samo twoje istnienie w mojej posiadłości uważam za obraźliwe.

- To uczucie jest zdecydowanie odwzajemnione - powiedziała Hermiona suchym głosem. Nie była to szczególnie dobra riposta. Cała jej głowa nieznośnie pulsowała. Czuła się tak, jakby Malfoy włożył cały swój umysł w jej własny i to ją wewnętrznie zraniło.

Malfoy wyprostował się i spojrzał na nią, jakby spodziewał się, że powie coś jeszcze. Uniosła wzrok i skupiła go na nim.

- Czy naprawdę zabiłeś Dumbledore'a?

Uśmiechnął się i oparł o słupek łóżka, skrzyżował ramiona i przechylił głowę na bok.

- Jakoś o tym też zapomniałaś? Czy pamiętasz coś przydatnego? A może zwyczajowo zapominasz o wszystkim, czego nie wyczytałaś z podręcznika? - Przez chwilę spoglądał na swoje paznokcie, a potem ze znudzeniem zaczął polerować nimi o szatę. - Przypuszczam, że tylko w tym byłaś dobra. Nawet nie walczyłaś podczas wojny, prawda? Z pewnością nigdy cię nie widziałem. Nigdy nie byłaś tam z Potterem i Weasleyem. Po prostu się schowałaś. Spędzałaś cały ten czas na oddziałach szpitalnych. Bezskutecznie machając różdżką, ratując ludzi, którym lepiej byłoby dać umrzeć.

Na jego słowa Hermiona poczuła, jak krew odpływa z jej głowy tak gwałtownie, że pokój zawirował jej przed oczami. Sapnęła, jakby uderzył w nią tłuczek.

Za każdym razem, gdy leczyła Rona, Billa, Charliego, George'a i Freda, Tonks, Remusa, Ginny, Hannę, Angelinę, Katie…

Uratowała ich na koniec wojny. Uratowała ich, by byli torturowani na śmierć. Uratowała je, by zostały zniewolone  i gwałcone.

Zacisnęła ręce na ustach i mocno przycisnęła do nich palce, aż poczuła zarys zębów. Całe jej ciało trzęsło się, gdy starała się nie szlochać. Stłumiony jęk przedarł się przez jej palce. W jej oczach pojawiło się kłucie, zanim widok twarzy Malfoya zamglił się od łez. Przewróciła się na bok i zwinęła w kłębek.

- Ponieważ jesteś tak ciekawa. Czarny Pan osobiście poprosił, abym zabił Albusa Dumbledore'a w którymś momencie szóstego roku. Więc pewnego piątku rano, kiedy ten nieudolny idiota minął mnie na korytarzu, przekląłem go prosto w plecy Klątwą Zabijającą. Zatrzymał się, aby porozmawiać z kilkoma pierwszoroczniakami o cytrynowych dropsach lub innymch równie durnych rzeczach. Dość nieostrożnie wystawił się na tak otwarte pole. Ale tacy są po prostu Gryfoni. Nigdy nie spodziewają się, że ktoś zdecyduje się po prostu zabić ich w biały dzień. Jestem prawie pewien, że wiedział nawet, że spróbuję go zabić, ale wciąż odwrócił się do mnie plecami. Może założył, że zabraknie mi odwagi - parsknął lekko z pogardą, po czym westchnął. - To jest jedyna wada używania Klątwy Zabijającej celując nią w czyjeś plecy. Traci się ten ułamek sekundy na obserwowanie, jak orientują się, że zaraz umrą.

Hermiona przygryzła wargę, słuchając przeciągłej recytacji Malfoya. Spodziewała się, że jeśli kiedykolwiek zada to pytanie, to będzie on właśnie tak okropny i zarozumiały. Jednak w jakiś sposób wciąż ją to szokowało, gdy tego słuchała.

- Przypuszczam, że twój Pan był z ciebie całkiem zadowolony - powiedziała, nie patrząc na niego.

- Był, zwłaszcza po tym, jak podarowałem mu różdżkę starego głupca. Tej nocy zjadł kolację ze mną i moją matką, tutaj, w tej posiadłości. Zostałem ogłoszony jego protegowanym.

Jego ton wydawał się być niejasno pusty. Hermiona spojrzała na niego przez ramię. Nie patrzył na nią. Jego oczy utkwione były w oknie i wyglądał na prawie tęsknego i zamyślonego. Jakby jego umysł był kompletnie gdzieś indziej.

Nagle ocknął się i uśmiechnął do niej lekko.

- Chcesz, żebym podał ci jeszcze jakieś szczegóły? - Zadając pytanie, uniósł brew. Wyraz jego twarzy był kamienną maską.

- Nie - powiedziała, spuszczając oczy z jego twarzy. - To wszystko, co chciałam wiedzieć.

- Dobrze. - Poprawił swoje szaty i odwrócił się, by wyjść. - Świat zewnętrzny mnie wzywa. Staraj się nie dostać ataku pod moją nieobecność, Szlamo.

_____

Wszelkie ilustracje do tego opowiadania zostały stworzone przez Avendell.

6 komentarzy:

  1. Już miałam nadzieję, że jednak będę mogła zrezygnować z nazywania Malfoya pieprzonym gnojkiem, ale jednak nie… Muszę przyznać, że byłam trochę naiwna myśląc, że Malfoy tak łatwo zrezygnuje z prób przedarcia się przez zablokowane wspomnienia siłą i to jej ogromnymi pokładami. Cóż trzeba przyznać, że jednak sprawia mu to satysfakcję. W pierwszej chwili jednak myślałam, że znowu ją zgwałci, ale to nie kleiło się kupy. Przecież trzeba poczekać na tych pięć konkretnych dni w miesiącu, aby mógł działać. No i to byłoby zbyt "piękne" dla Voldzia i Stroud, żeby tak szybko zaszła w ciążę. To musi potrwać a to znaczy, że Malfoy jednak dalej będzie musiał ją gwałcić. Znowu robi mi się jej cholernie żal. Jak próbuje to wszystko ogarnąć, przez co przechodziła wcześniej i teraz, w sumie nie wiem co było gorsze. Wtedy była zamknięta, odosobniona, teraz niby ma Malfoya, ale wciąż jest samotna. Nie wolno jej się nawet odezwać, jeśli rozmowa nie zostanie zainicjowana. W dodatku kpi sobie na każdym kroku z niej, gdy skończy używać legilimencji. Ciekawe co będzie teraz, skoro prawdopodobnie gdzieś wyjeżdża. Raczej wątpię, że Astoria będzie z nią wychodzić. Może to skrzat będzie wysyłany z nią na spacer?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Malfoy zniszczyli Cię 😔 lecz mam nadzieję że to jednak jego maska. Może ta lekarka nie będzie taka zła bo nie odnosi się tak brutalnie do Herm 🥺

    OdpowiedzUsuń
  3. W mojej głowie tyle teorii spiskowych... Co jeśli Hermion nie pamięta czegoś o Malfoyu :o Te pojedyncze znaki, błysk w oku. Czasami mam wrażenie, że ta niechęć jest w pewnym stopniu wymuszona :/ a może to mój mózg szuka racjonalnego wytłumaczenia na to wszystko. Bo opowiadanie nie będzie w kółko o tym samym, tego jestem pewna. Szykuje się jakaś intryga :D
    Czekam niecierpliwie !
    Powodzenia i weny - dla opowiadania i magisterki !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy to wplyw innych opowiadań, ale jakos nie mogę zobaczyć Draco jako złego. Wiem, że krzywdzi Hermionę, ale mam w głowie że nie z własnej woli. Tak wiele w jego życiu wydarzyło się nie z jego woli...
    I jest mi go żal, tak bardzo żal jak Hermiony, która zostala ze strzępkami swojego umysłu zastanawiając się do czego to wszystko prowadziło....

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za ch.j! Ma wszystko, cholerny gnój, włacznie z tym, ze nie musi sie specjalnie starac, zeby Hermiona byla mu posluszna bez kiwniecia palcem, a mimo wszystko sie nad nia pastwi! Dlaczego musi sie tak zachowywac, dobrze wie, ze to niczego nie zmieni ☹ Ach, to teraz juz rozumiem, dlaczego teraz musi z nia wychodzic. Hm, ciekawe, czy to jej pomoze czy znow wytworzy jakies "sciany", bez ktorych nie bedzie mogla sie ruszyc... Coraz bardziej intryguje mnie to opowiadanie!
    Mała

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytanie tego drugi raz w kolejności chronologicznej jest o wiele bardziej bolesne, ból jaki muszą przeżywać oboje jest nie do zniesienia

    OdpowiedzUsuń