ROZDZIAŁ 58.

Nie chodziło o to, że Ginny nie czuła się pewna swojej zdolności do bycia podstępną. W końcu dorastała w tym samym domu co Fred i George Weasley.

Pomimo wszelkich starań Molly Weasley, aby utrzymać swoje najmłodsze i jedyne dziecko płci żeńskiej na ścieżce synowskiego posłuszeństwa, niektóre umiejętności można było nabyć za pomocą osmozy.

A może było to genetyczne?

Potrafiła skłamać prosto w oczy z kamienną twarzą (chociaż rzadko musiała to robić) i mogła liczyć na to, że nie rozpadnie się mentalnie na kawałki w przypadku wyskoku.

Ale ta sytuacja nie była żartem ze Sklepu Bliźniaków Weasley, który wymagał trzeciego wspólnika. Nie była to też żadna inna misja, którą wykonywała z powodu lub w imieniu Harry'ego.

To było łamanie prawa, czyste i proste, a gdyby ją odkryto, konsekwencje byłyby katastrofalne.

Ginny przybrała niepewny, ale szczery uśmiech, kiedy wyszła z windy na czwartym piętrze więzienia w Azkabanie. Podeszła do tej samej młodej strażniczki, która wpuściła ją do celi Snape'a, kiedy ostatnio odwiedzała Azkaban z Hermioną.

- Witam panienko - powitała ją strażniczka. Stała już na baczność za biurkiem. - Wróciłaś tak szybko, żeby zobaczyć Snape'a?

- Gówniana sprawa - westchnęła Ginny, próbując dodać do swojego głosu nutę prawdziwej irytacji. Rzuciła ciężką torbę na biurko i udała, że ​​ją przekopuje. - Jak pewnie możesz sobie wyobrazić.

Strażniczka skinęła głową ze współczuciem. Ginny podziękowała swoim szczęśliwym gwiazdom, że dziewczyna jest nowa. Nowe, młode, niedoświadczone i trochę pod wrażeniem Harry'ego. Wkrótce ten podziw został również przeniesiony na Ginny.

- Tragedia, że odwrócił się od wszystkiego w taki sposób - powiedziała mądrze dziewczyna. - Mój tata był w Hogwarcie w tym samym roku, w którym Snape podjął tam swoją pracę nauczyciela. Opowiedział mi wiele historii o tym, co ten tłusty drań robił spóźnialskim…

Ginny przerwała jej. Żałowała, że ​​nie pamiętała imienia strażniczki.

- Jesteś Laura, tak? Naprawdę spieszy mi się tego wieczoru.

Dziewczyna poczerwieniała, a Ginny poczuła wyrzuty sumienia. 

- Constance. - Popchnęła dobrze używane metalowe pudełko po małym biurku. - Znasz zasady z ostatniego razu. Wszystkie magiczne przedmioty, które mają być tu zdeponowane na czas wizyty. Czy zobaczysz się z nim w jego celi?

- Dziś poprosze o pokój przesłuchań. Chcę, żeby podpisał kilka dokumentów. - Ginny już zdjęła płaszcz. Rozpięła górne guziki swetra, wyciągając detektor pogody w postaci medalionu z kroplą deszczu, który dał jej Bill.

Jak robiła to podczas każdej poprzedniej wizyty, wrzuciła medalion i łańcuszek do metalowego pudełka. Obok medalionu pojawiło się pióro sprawdzające pisownię, zeszyt wiecznego pergaminu i prawdziwy pierścień nastroju (który, jak zdała sobie sprawę z opóźnieniem, świecił jasnym szkarłatem). Wszystkie były pomniejszymi magicznymi przedmiotami. Naprawdę nowatorskie lub sentymentalne. Ale zasady były równe wobec wszystkich, czy była córką Ministra czy nie.

- Czy to wszystko, panienko? - zapytała Constance, bardziej jako wypełniacz luki w rozmowie niż cokolwiek innego.

Nie do końca. Naprawdę powinnaś przeszukać mnie detektorem, aby sprawdzić ukryte przedmioty, ale nie zrobisz tego, ponieważ nie zrobiłaś tego ostatnim razem i byłabyś zbyt zawstydzona, by poprosić o zrobienie tego teraz.

Uśmiech Ginny był niczym odciśnięty z gotowej formy. 

- Tak, to wszystko. Mam tylko nadzieję, że mam wystarczająco dużo zwykłego papieru. Skończył mi się ostatnim razem.

Czekała szargając swoje nerwy przez dwadzieścia minut, podczas gdy dziewczyna wezwała dodatkowych strażników, by eskortowali Snape'a do wolnej celi przesłuchań. Kiedy skończyli, Ginny została zabrana do pokoju i powiedziano jej, że dwóch strażników pozostanie na zewnątrz, jeśli potrzebowałaby pomocy.

Jej wizyty u Snape'a nie były niczym nowym, więc wszyscy zaangażowani, w tym jej klient, wykonali swoje rutynowe czynności.

Powiedzieć, że Snape był trudny, to lekceważenie sprawy. Jednym słowem, mężczyzna był całkowicie pogodzony z zamknięciem do końca życia.

Tym razem wsparcie Dumbledore'a nie wystarczyło. Ginny była do tego przyzwyczajona i dawno temu nauczyła się nie brać tego do siebie, kiedy on upierał się, że czyta książkę przez cały czas trwania ich spotkań. Miał mnóstwo książek gotowych do tego zadania, a kiedy nie czytał, w najlepszym przypadku komunikował się z nią monosylabami.

Dziś nie czytał, ponieważ byli z dala od jego celi. Ginny często zastanawiała się, w jaki sposób udało mu się utrzymać w tak nieskazitelnym stanie tunikę i spodnie, które wydano mu w więzieniu. Ubrania nadal zachowały zagniecenia z ostatniego dnia prania. Rozumowała, że ​​niechlujny Mistrz Eliksirów nie jest zbyt dobrym Mistrzem Eliksirów.

A Snape był najlepszy.

- Trochę późno jeśli chodzi o wizytę w interesach, prawda? - zapytał, unosząc brwi. Siedział wyprostowany naprzeciw niej, z łokciami opartymi na metalowym blacie i złożonymi rękami.

Udało mu się skądś zdobyć rzemyk do związania włosów. Wciąż były one czarne jak węgiel.

- Myślałem, że podczas ostatniej wizyty zebrałaś wystarczająco dużo informacji, aby rozpocząć tę całą farsę dotyczącą apelacji?

Ginny westchnęła. To miała być jej pierwsza apelacja bez nadzoru. Snape był jej pierwszą wielką sprawą. Modliła się, żeby nie był jej ostatnią.

- Odwołanie i apelacja nie zadziałają.

- Och? W końcu posłuchałaś mojej rady dotyczącej daremności twoich wysiłków, tak jak są one doceniane - dodał. Jego uprzejmość wciąż była lodowata.

Doszła do rzeczy. 

- Pewien twój nieuchwytny przyjaciel uznał za stosowne podejść do mnie w trakcie wizyty w dziale bielizny w sklepie Harrods w zeszłym tygodniu.

Wyraz twarzy Snape'a był bezcenny. To była pierwsza prawdziwa emocja, jaką u niego zobaczyła od bardzo długiego czasu. 

- Mówisz, przyjaciel? Jesteś pewna, że to był… on?

Ginny skrzyżowała ramiona. 

- Profesorze, nie wiem, ilu ludzi próbowało cię zabić w twoim długim i pełnym wydarzeń życiu, ale ja na pewno nie zapomnę o kimś, kto próbował mi to zrobić, pośrednio czy nie.

Oczy Snape'a rozszerzyły się nieznacznie. 

- Rozumiem. - Zamyślił się, po czym spojrzał na nią. - Głupia dziewczyno. To było bardzo niebezpieczne. Rozumiem, że nie zgłosiłaś tego?

- Rozumujesz poprawnie.

- Czemu?

- Ponieważ wtedy nie byłabym w stanie ci tego dać. - Zerkając na drzwi, aby upewnić się, że są dobrze i naprawdę zamknięte, szybko wsunęła rękę w górę swetra i wyciągnęła złoty klucz, który trzymała na długim, cienkim łańcuszku.

Reakcja Snape'a na widok klucza nie była tym, czego się spodziewała.

Na początku tylko się na nią gapił, a potem odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się. Nie był to niepokojący, maniakalny rechot, jaki czasami słyszało się od więźniów Azkabanu, którzy przebywali tam trochę za długo. To był cichy, rozbawiony, całkowicie rozsądny chichot.

Skrzywiła się do niego. 

- Mam nadzieję, że to oznacza, że ​​wiesz, co z tym zrobić, bo nie sądzę, że otworzy to którykolwiek z tutejszych zamków.

Przestał wyglądać na rozbawionego. 

- Wiem, co z nim zrobić, bo ja go stworzyłem. To właśnie dałem Lucjuszowi, aby pomóc mu w ucieczce z aresztu domowego pięć lat temu.

Ginny żałowała, że ​​nie przyjrzała się dokładniej kluczowi. Hermiona zabiłaby, żeby zdobyć coś takiego dla Departamentu Tajemnic. 

- To jest to tajemnicze urządzenie, o którym im powiedziałeś? Co to dokładnie jest?

Nikt, kto słyszał tę historię, nie wierzył w istnienie magicznego urządzenia, które umożliwiłoby jego użytkownikowi otwarcie jakichkolwiek drzwi. W tym Ginny. Założyła, że ​​to po prostu historia, której Snape będzie się trzymał, na dobre lub na złe.

Kiedy odpowiadał, patrzył na nią niemal wyzywająco. 

- Złoto, brąz, krew i zawód miłosny, wykute w kształt, który tu widzisz. - Krótko obrócił klucz w palcach, po czym zręcznie ułożył go na dłoni. - Otworzy każde drzwi, które powstrzymują cię przed dostępem do ukochanej osoby.

W jego głosie było tyle ironii, że Ginny nie wiedziała, co powiedzieć.

- To działa tylko wtedy, gdy kochasz kogoś po drugiej stronie zamkniętych drzwi, dosłownie? A odległość między tymi dwoma osobami nie ma znaczenia?

- Tak.

- Niesamowite - szepnęła. - Nie miałam pojęcia, że można jakoś zebrać złamane serce.

Wyraz jego twarzy sugerował, że mogłaby odpowiedzieć na własne pytanie, gdyby wystarczająco mocno się zastanawiała. Cóż... była krew. Więc wymyślił komponent „złamanego serca”? Ginny podniosła głowę.

- Masz na myśli łzy? - Ulotny obraz Snape'a płaczącego nad gotującym się kotłem był po prostu zbyt śmieszny, by go utrzymać.

Snape nic nie powiedział.

- Więc ty i Lucjusz… - Wiedziała, że ​​nie zamierza wdawać się w żadne szczegóły.

- Wiesz, że jesteś jedyną osobą, która wciąż nazywa mnie profesorem?

Ginny była niewytłumaczalnie zadowolona ze zmiany tematów. 

- A ty nadal nazywasz mnie dzieckiem.

- Tym właśnie jesteś - odpowiedział. - Dlaczego to robisz?

- Fakt, że to robię, pokazuje, co myślę o wyroku, który na ciebie nałożyli. Zrobiłeś to, co zrobiłeś, tylko dla większego dobra.

- Prawo nie widzi tego w ten sposób, dziecko. Nie z moją przeszłością. Zwłaszcza gdy obecnie jesteśmy w stanie wojny. Już wcześniej to omawialiśmy.

- W takim razie ci z nas, którzy mogą, będą musieli po prostu wymierzyć sobie własną sprawiedliwość. - Podeszła do drzwi i wyjrzała przez małe, kwadratowe okienko. Dwóch strażników nie patrzyło.

- Będziesz musiał mnie znokautować - powiedziała, kiedy odwróciła się, żeby na niego spojrzeć.

Pozostał całkowicie niewzruszony. 

- Będę musiał to zrobić, żeby ten twój idiotyczny plan zadziałał.

Ginny odwróciła się do niego. 

- To nie jest mój idiotyczny plan, to idiotyczny plan Lucjusza Malfoya.

Snape rozważył to. Wstał. Ginny wzdrygnęła się lekko od tego szybkiego ruchu. Klucz wisiał teraz na jego szyi, błyszcząc na tle matowego więziennego mundurzu. 

- Jak to dokładnie działa?

- Pozwoli mi on przejść niezauważonym przez wszelkie drzwi, które staną mi na drodze. W odniesieniu do mojego obecnego położenia oznacza to, że będę mógł wyjść z Azkabanu aż do ostatniej bramy pozostając niezauważonym.

- Wystarczająco dobrze - powiedziała Ginny, pod wrażeniem. - Nie zrań żadnego ze strażników, jeśli zdecydujesz się ukraść różdżkę.

Snape rzucił jej mdłe spojrzenie, które uznała za „nie obrażaj mnie”.

Ginny wzięła głęboki oddech i zmrużyła oczy. 

- Ok. Zrób to teraz. Jestem gotowe.

Nic się nie stało. Nie było żadnego ciosu. Otworzyła oczy. 

- Profesorze, musisz mnie znokautować. Nie mogę tego zrobić sama, bo będą w stanie to stwierdzić.

Spodziewała się, że powie: „Nie, nie ma mowy! To śmieszne!” I że jej nie uderzy. Ale to był Snape. Wiedział, co musi zrobić. Przed aktem nie wyglądał na szczególnie przepraszającego, ani też nie złożył jej żadnych ustnych przeprosin.

- Dałem ci czas na zmianę zdania - powiedział

- Nie zamierzam zmieniać zdania, pospiesz się!

Później pytali ją o ostatnią rzecz, którą zapamiętała. Ponieważ oczywiście należało wszcząć dochodzenie i złożyć raporty na temat tego, jak mogło dojść do tak fatalnego naruszenia zasad bezpieczeństwa.

Nie mieli pojęcia, w jaki sposób Snape zdołał przejść obok każdego punktu kontrolnego, a nawet skorzystać z windy, nie będąc widzianym. Wziął też różdżkę.

Horacy, strażnik pracujący przy kasie na parterze, nawet nie zauważył jego zaginięcia, dopóki nie kazano im tego sprawdzić.

Ostatnią rzeczą, jaką Ginny zapamiętała, był Snape, który powiedział jej, że celowo przyznał jej faul w ostatnich minutach meczu quidditcha, który sędziował na szóstym roku. Ten konkretny faul kosztował Gryffindora mecz i mistrzostwo.

To była jedna z niewielu rzeczy, o które ona i Harry wciąż byli żywili trochę urazy.

- Nie było faulu. Draco się mylił - poinformował ją Snape.

To było precyzyjnie obliczone i wymierzone z jego strony, wciąż w przekonujący sposób kipiała, kiedy ją wyprowadzali.

***

Gdyby mugole stosowali czujniki biometryczne jako część swoich środków bezpieczeństwa, to wynikałoby to z tego, że niektórzy czarodzieje wymyślili alarmy przełamujące osłony, które można by ładnie umieścić w swojej głowie.

Hermiona miała dostęp do tego nowego i fajnego rodzaju zaklęć właśnie dlatego, że pracowała w Departamencie Tajemnic. A wszyscy powszechnie wiedzieli, że Departament Tajemnic zaczynał bawić się najfajniejszymi nowymi zaklęciami, zanim nawet aurorzy zdołali uzyskać do nich dostępy.

To był jeden z tych przypadków.

Więc to był ten zimny, sobotni wieczór, kiedy w głowie Hermiony rozległo się małe „bicie”. I nie miało ono nic wspólnego z minutnikiem w piekarniku, z którego właśnie wyciągnęła beznadziejnie przypaloną lazanię na kolację.

Szła do lodówki, żeby sprawdzić, czy coś nowego i jadalnego pojawiło się w magiczny sposób między teraźniejszością a ostatnim razem, gdy sprawdzała to dwie godziny temu.

Ubrana w flanelową piżamę i kapcie z głowami króliczków mające dni swojej świetności pogrzebane w dalekiej przeszłości, Hermiona zatrzymała się na środku kuchni i zamrugała w skupieniu.

Niewidzialny przewód, który strzegł jej skromnej posiadłości, został uruchomiony przez kogoś, kto niespodziewanie wszedł na teren domostwa. Byłoby naiwnością z jej strony, gdyby zakładała, że ​​Voldemort nigdy nie pomyśli o uczynieniu z niej celu, czy to z powodów informacyjnych, czy po prostu po to, by Harry cierpiał.

Każdy, kto dobrze znał Harry'ego, chodził po okolicy z tym samym odległym, ciemnym, uczuciem, że coś paskudnego prawdopodobnie czai się za następnym rogiem. Rodziło się to z powodu troszczenia się o Harry'ego i sprawiania, że sam opiekował się tobą. Jednak po prostu sobie z tym radziła.

Było naprawdę dość zimno. Kominek huczał nietypowo normalnym płomieniem. Szybka ucieczka nie wchodziła w grę, ponieważ Hermiona tego wieczoru odłączyła się od sieci Fiuu, na wypadek gdyby Nick próbował się z nią skontaktować.

Czy to nie jest to, co normalnie robiło się, kiedy z się kimś zerwało i unikało się tej osoby od kilku dni? Nie miała pojęcia, bo to był pierwszy raz, kiedy musiała z kimkolwiek zakończyć związek. Albo może drugi raz, jeśli liczyć Kruma, czego naprawdę nie powinna uwzględniać, bo była bardziej jednostronna relacja niż cokolwiek innego.

Nick, w typowy dla siebie powściągliwy i zwięzły sposób, powiedział, że ją rozumie. Ale nie sądziła, żeby ​​tak było.

Było to prawdopodobnie spowodowane tym, że zakończyła to wszystko na podstawie niezgodności. Gdyby powiedziała mu, że nadal jest boleśnie zakochana w chłopcu… poprawka, mężczyźnie, którego znała intymnie przez śmieszną ilość czternastu dni i którego nie widziała od pięciu lat, reakcja Nicka mogłaby być zupełnie inna.

Jego spokój w obliczu zerwania był kolejną jaskrawą wskazówką, że nie pasowali do siebie. Hermiona szczyciła się swoją praktycznością, ale rozumiała siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, że każdy mężczyzna, który nie podjął więcej niż krótkiej kłótni w obliczu upadku ich związku, nie był dla niej mężczyzną.

Jej umysł był praktyczny, nawet naukowy, ale jej serce nie. To było szalone i niezdrowe chcieć, żeby Nick rzucił krzesłem i wściekł się, żeby o nią walczył, żeby rzucił jej spojrzenie, które przebiłoby jej mózg na wylot i wyciągnęło z niej prawdę o jej uczuciach.

Ale nic z tego nie zrobił, bo nie był Draco.

Koniec dotychczas udanego związku nie był okazją do nalania sobie herbaty i głębokiej i znaczącej rozmowy o różnych próbach życia. Ale dokładnie to zrobił Nick. Hermiona w rzeczywistości opuściła jego mieszkanie dziwnie radosna, ale w równym stopniu oszołomiona i przerażona, ponieważ odkryła prawdę o sobie, którą starała się zachować ukrytą.

Kiedy wróciła do domu, pomyślała, że ​​jest to czas wieczór poza siecią, że tak to ujęła. Ta myśl teraz się obróciła. Nie istniała szansa na dostatecznie szybkie ponowne połączenie się z siecią Fiuu, aby wezwać pomoc.

Gdyby do czegoś doszło, musiałaby teleportować się w bezpieczne miejsce.

I nie miało do tego dojść, zanim nie zdecyduje się stawić pewnego oporu. Te dranie miały czelność zaatakować jej dom? Upewni się osobiście, że odejdą stąd z mocnym przekazem.

Kuchnia w kształcie litery L była pełna okien, więc wbiegła do salonu, gdzie miała więcej osłony. Schylając się za kanapą, doczołgała się do jednego z frontowych okien, żeby zajrzeć pod ciężkie zasłony.

Szyby były oszronione z zewnątrz, więc nie widziała zbyt wiele poza mroczną ciemnością i słabym dźwiękiem wiatru wiejącego w lesie. Ale ktoś był na podwórku. To było oczywiste.

Hermiona ponownie opadła na podłogę i chwyciła śpiącego Krzywołapa, kosz, dywanik i wszystko inne, i podniosła luźną deskę podłogową, którą stworzyła na takie właśnie sytuacje.

Wrzuciła koszyk do małej skrytki pod domem. Stary kot był zbyt śpiący, by dawał się ruszać bez protestu. Wydał z siebie chrapliwe mruknięcie kiedy odkładała deskę podłogową.

- Cicho, Krzywołap - szepnęła. - To dla twojego własnego dobra. - Z różdżką ściśniętą mocno w dłoni, przylgnęła płasko do frontowych drzwi i policzyła do pięciu.

***

Dwa miesiące regularnych, ciepłych posiłków, wygodne łóżko i dach nad głową nie zdołały stępić ostrych jak brzytwa instynktów Draco. Jeszcze.

Doszedł do wniosku, że prawdopodobnie potrwa to jeszcze kilka lat. Niestety, niektóre cechy były zaprogramowane na stałe.

Śnieg padał teraz ciężko, tak że domek i weranda przed nim rozpłynęły się w mroźną białą plamę.

Dobrze, że wciąż widział, jak frontowe drzwi otwierają się gwałtownie. Nie czekając, by zakwestionować swoją opinię, natychmiast upadł na ziemię, z rękami w rękawiczkach przyciśniętymi płasko do pokrytego śniegiem chodnika. Mniej niż metr nad jego głową magiczne pole rozpostarło się łukiem z ganku.

Słyszał, raczej to widział efekt zaklęcia. Słychać było złowrogie trzaskanie gałązek, odgłosy przypalenia i trzask białego płotu z przodu posesji.

Po tym, jak ta skoncentrowana, opanowana destrukcja ustała, ostrożnie uniósł się na łokciach i stanął twarzą twarz z parą znoszonych, króliczych pantofli. Kapcie szybko zapadały się w śniegu, który tak właściwie zamienił się już w błoto pośniegowe. Widział tylko dwie pary postrzępionych uszu królika i okryte flanelą kostki.

Pozostałości zaklęcia wciąż wirowały po podwórku w rozgrzanej chmurze powietrza.

- Jezu Chryste, Malfoy! - Stała nad nim niedowierzająca Hermiona Granger ze - nie mógł nie zauważyć - świecącym czerwonym czubkiem jej drżącej różdżki, wciąż unoszącej się nad jego twarzą.

Chwycił ją i wycelował koniec w inne miejsce, zanim nieumyślnie spali mu brwi.

- Samo Draco wystarczy - powiedział, siadając. Zauważył, że jego ubranie było już całe przesiąknięte wodą. - Chociaż pochlebia mi, że myślisz, że jestem synem Boga.

Tak, to było niesamowicie kiepskie. Nic nie rozpraszało napięcia, jak zgrany w odpowiednim momencie żart. Hermiona nie była jednak w nastroju, by widzieć jaśniejszą stronę sytuacji. Jej ręka z różdżką wyraźnie się trzęsła, a jej twarz była bladym odbiciem śniegu.

- Ty dupku! Mogłam cię zabić! - Całe jego rozbawienie zniknęło, gdy zdał sobie sprawę, jak bardzo była zdenerwowana.

- W takim razie dobrze dla mnie, że tego nie zrobiłaś - powiedział cicho.

Byłoby całkowicie naturalne, gdyby wystąpił naprzód i wziął ją w ramiona, aby ją uspokoić, ale tego nie zrobił, ponieważ nie pozwolił, by to uczucie się pojawiło.

Hermiona nadal się na niego gapiła, jakby nie do końca wierząc, że rzeczywiście stoi na jej zdziesiątkowanym podwórku. Tupnęła lekko jednym przemoczonym pantoflem i objęła się ramionami. Kolor powrócił na jej policzki - ciemna, czerwona plama pojawiła się na każdym z nich - a wraz z nim wrócił spryt.

Ubrana w zbyt dużą piżamę z podwiniętymi mankietami, z płatkami śniegu topiącymi się w jej ciemnych lokach i plująca na niego brązowym ogniem swych oczu, Draco pomyślał, że jest najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział.

Znajomy, przeklęty ucisk zapadł w jego klatce piersiowej. Bardzo chciał pojawić się tam tego wieczoru. Co on sobie myślał, że się wydarzy?

- Co tu robisz, Malfoy? - zapytała z ostrą miną.

Draco uznał, że uczciwość to najlepszy sposób działania w tym momencie. Zdjął kaptur. 

- Nie jestem pewien. Miałem nadzieję, że możesz mi powiedzieć.

Nagle przyszła mu do głowy myśl. Może miała towarzystwo? Teraz czuł się jak najgorszy idiota, pełen nadziei. Nie czekał, aż przekaże mu tą wiadomość, albo, co gorsza, poprosi go, żeby wyszedł w pośpiechu.

- Przepraszam. Nie przyszedłem tu, żeby robić scenę. - Chwycił miotłę i ruszył z powrotem w stronę zniszczonego ogrodzenia, a mokry śnieg chlupotał pod butami.

- Scena prawdopodobnie wymagałaby czegoś więcej niż tylko mnie, aby być jej świadkiem.

Smutne przyznanie się Hermiony, że czuła się dobrze i naprawdę była sama, sprawiło, że zatrzymał się i odwrócił. Otworzyła mu szerzej drzwi.

- Lepiej wejdź.


5 komentarzy:

  1. A więc to tak działa! Klucz pomaga w przedostaniu się przez wszystkie zamknięte drzwi, w taki sposób, by nie zostać zauważonym. Trzeba przyznać, że Snape jest naprawdę zdolny, jeśli był w stanie wymyślić coś takiego. To byłby świetny patent dla złodziei xD Wchodzisz sobie gdzie chcesz, kiedy chcesz i nikt Cię nie widzi xD Byłam ciekawa, czy Snape się zdecyduje użyć tego podarunku od Lucjusza, czy jednak odpuści i zgodzi się gnić w więzieniu. No ale jednak siedział za niewinność... Też bym wykorzystała taką okazję 🙈
    Hermiona jaka przezorna! Własny system alarmowy, który powiadamia o tym, że ktoś nagle się pojawił xD Bardzo to sprytne i ciekawe. No ale działa! Szkoda tylko, że nie bardziej dokładnie, bo Draco mógł przepłacić tą swoją wizytę życiem xD Dobrze, że w porę się uchylił, bo byłby teraz szczątkami, które trzebaby zbierać z podłogi xD Czyżby się w końcu zapowiadało na wyjaśnienie sytuacji między tą dwójką? Całe szczęście zerwała z tym nudziarzem i już nic nie stoi na przeszkodzie, by znów mogła być z Draco. Niech sobie tylko wszystko wyjaśnią.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę Wesołych Świąt 😘❤️🎄

    OdpowiedzUsuń
  2. Snape mam nadzeje ze użyje tego klucza, ale pytanie kogo on kocha? Ginny jak Harry sie o tym dowie to nie bedzie szcześliwy.
    Ale najważniejsze Hermiona zerwała :) jest zakochana w Draco nadal. Teraz tylko poważna rozmowa i od nowa miłość

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście juz nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ożesz! Jaki wspaniały, choć bardzo przygnębiajacy, wynalazek Snape'a! To naprawdę niesamowite, że dzięki temu może niepostrzeżenie przejść przez wszystkie drzwi, aczkolwiek samo powstanie tego wynalazku... Ech, te złamane serduszka :( Ciekawe, czy teraz się odnajdą i będą razem szczęśliwi...? Bo Draco zbliża się do tego mniej lub bardziej oczywistymi krokami :D I niech się gnom cieszy, że go Hermiona nie zabiła na śmierć na tym podwórku ;P A to jej zarzucał niedyskretne poruszanie się, pf! Jak słoń w składzie porcelany, Malfoy, doprawdy, matka byłaby niepocieszona :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ok, było warto nie spać w nocy :D Ale w pracy mogłam dopiero pozwolić sobie na czytanie :( Tak długo czekać ! :/
    Severus ma głowę na karku, stworzyć taki klucz, inteligentna bestia :) Dobrze, że Ginny pomogła mu uciec, zdecydowanie nie zasłużył na dożywotni pobyt w Azkabanie, a jeżeli Wesley/Minister to poparł, to niżej upaść moim zdaniem nie mógł.
    Draco i Hermiona, teraz kiedy Hermiona zerwała z tym całym Winterem, na przeszkodzie stoi tylko wyjaśnienie wszystkich niewiadomych w układance i mają szansę być razem, szczęśliwi. Całe szczęście, że HErmiona go nie zabiła na tym podwórku, bo mogłaby tego nie przeżyć, ja bym chyba nie przeżyła ;)

    OdpowiedzUsuń