ROZDZIAŁ 55.

- Nie mogę w to uwierzyć… - powiedziała Hermiona, głównie do siebie.

Brakowało jej tchu i marzła, bo nie miała na tyle rozsądku, by zabrać ze sobą płaszcz idąc na balkon. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się improwizowanego biegania po lesie w środku zimy.

Cóż, przynajmniej jej stopy były ciepłe dzięki butom.

Draco wydawał się wiedzieć, dokąd idzie, co było dobre, ponieważ Hermiona czuła, że ​​błądzi bez najmniejszego pojęcia, co jest pod jej stopami. Nie ciągnął jej ze sobą, jak kiedyś miewał w zwyczaju, ale pozwolił jej, by dotrzymywała mu kroku.

Kilka razy musiała chwycić się za jego szaty, aby rzeczywiście móc nadążyć.

Ziemię wokół nich porastały teraz cienkie drzewa. Znajdowali się na ogrodowej ścieżce, którą ledwo mogła dostrzec. Skręcili za róg i nagle, wprost z ciemności, coś małego i włochatego zderzyło się z Draco.

- Ooo! - powiedział wyraźnie kobiecy głos.

Po tym wystrzeliło zaklęcie, którego Hermiona ledwo uniknęła. Włochate ‘coś’ odbiło się od drzewa za nią, po czym z łagodnym „szelestem” uderzyło w płytę chodnikową.

- Dodders? - usłyszała głos Draco. - Odłóż różdżkę, zanim kogoś skrzywdzisz.

To był Tandish Dodders, uczeń Slytherinu znany kiedyś jako „Kijanka”. Na ziemi obok niego leżała bardzo ładna młoda wiedźma o długich, prostych, ciemnych włosach. Była odpowiednio owinięta grubą wełną i futrem.

Hermiona nie rozpoznała jej od razu, chociaż wydawała się niesamowicie znajoma.

- Malfoy, czy to naprawdę ty? - powiedziała zaskoczona wiedźma miękkim, ochrypłym głosem.

Carmen Meliflua - oznajmił mózg Hermiony, mała czwartoklasistka, która towarzyszyła Draco w szkole. Jednak nie była teraz taka mała.

Draco podniósł Carmen na nogi. 

- Co tutaj robicie?

- Rozmawiamy - odparł Dodders.

- Kłócąc się - wyjaśniła Carmen, strzepując martwe liście ze swojego niewątpliwie drogiego płaszcza. Hermiona nie chciała myśleć o tym, ile małych zwierząt zginęło, żeby można było go stworzyć. - Jesteśmy w trzech czwartych drogi. Tandish pracował nad ostatnią ćwiartką, jeśli naprawdę chcesz wiedzieć.

- Nie chcę - warknął Draco. - Widziałeś coś?

- Cóż, usłyszeliśmy ten hałas dochodzący z dworu i wracaliśmy z pomocą - powiedział Dodders.

- Przez „pomoc” ma na myśli chowanie się w krzakach i czekanie, aż niebezpieczeństwo minie - mruknęła Carmen.

- Czy szukają Pottera? - zapytał Dodders.

- Czy nie robią tego zawsze? - odpowiedział sucho Draco.

Hermiona złożyła dłonie i dmuchnęła w nie. Zabawne, pomyśleć, że po ponad dziesięciu latach działań Voldemorta, który chciał wykończyć Harry'ego, każda nowa próba nigdy nie zawodziła, pozostawiając ją wstrząśniętą do głębi. Można by pomyśleć, że już powinna się z tym pogodzić. Harry z pewnością był już z tym pogodzony.

Carmen rzuciła niespokojne spojrzenie w stronę dworu. 

- Jak się tam dostali? Czy te stare domy nie mają prawie niezniszczalnych zabezpieczeń?

- Powinny - odparł ponuro Draco. - Nie jestem pewien, jakiego rodzaju zabezpieczeń używa Pansy w tej chwili.

- Mimo to próbować takiego ataku… - zastanawiał się Dodders. - Jedna trzecia ludzi pracuje dla organów ścigania w Ministerstwie.

Draco odpiął ukryte zapięcia, które trzymały razem jego zewnętrzną szatę. 

- Tym lepiej, żeby mogli ich powstrzymać podczas próby porwania Pottera, nie sądzisz? Włóż to - poinstruował Hermionę.

Ubranie zsunęło się z jego ramienia z cichym szelestem. Pod spodem miał dopasowany czarny sweter. Hermiona chciała odmówić, ale teraz były ważniejsze rzeczy, którymi mogła się martwić.

Poza tym jej palce prawdopodobnie zaczynały robić się sine. Owinęła się materiałem, a lekka wełna nadal utrzymywała ciepło z jego ciała. To coś wpłynęło na jej skupienie, otaczanie się jego zapachem, od początku do końca. Z drżeniem udało jej się otrząsnąć z przytłaczającego uczucia.

- Dobra, to jest to, co zamierzamy zrobić - powiedział Draco. Czekał, aż młodsza para przestanie się martwić i spojrzała prosto na niego. - Wy dwoje musicie aportować się do Ministerstwa, aby powiedzieć im, co się tutaj dzieje - wyjaśnił powoli.

- Co z nią? - Dodders skinął głową w stronę Hermiony. - Ona nie idzie z nami?

- Panna Granger będzie nalegać na pozostanie, więc nie mam zamiaru prosić jej, żeby z wami poszła.

Hermiona była zadowolona, ​​że ​​nie musiała się z nim kłócić. 

- Kiedy spotkacie Nocną Straż, poproście o Rufusa Scrimgeoura. Arthura Weasleya nie będzie o tej porze, a przejście przez kanały Fiuu i rozmowa z nim bezpośrednio zajmie zbyt dużo czasu, ale Scrimgeour jest dziś na wezwanie.

Oczy Doddersa były jak spodki, kiedy mocno ścisnął dłoń Carmen. 

- Scrimgeour. Rozumiem. - Wydawał się być niezwykle zadowolony, gdy poproszono go o opuszczenia tego miejsca z Carmen, ale potem znów się zaniepokoił. - Czekaj, co zamierzasz zrobić?

Równie dobrze mógł zapytać Draco, co planuje na weekend.

- A jak myślisz? Mam zamiar wykopać te pieprzone zwierzęta z mojego domu.

***

Osiemnastu. Nie, raczej dwudziestu.

Dwudziestu ubranych na czarno, zamaskowanych Śmierciożerców stało na warcie wokół około dwustu rozbrojonych gości i kelnerów. Dwudziestka będzie wyzwaniem. Draco oszacował, że byłby w stanie ogłuszyć dziewięć lub dziesięć napastników z rzędu, zanim zostałby odkryty. To pozostawiło Hermionie zbyt wielu, by mogła poradzić sobie z nimi sama.

Fakt, że wszystkich dwustu jeńców zachowywało się tak ulegle, wynikał prawdopodobnie z faktu, że Pottera wśród nich nie było. Możliwe, że uwięzili go jako zakładnika w innym pomieszczeniu, gdy tylko rozpoczął się atak. To mówiło coś o wartości Harry'ego dla społeczności czarodziejów, że sala balowa składająca się głównie z byłych Ślizgonów była na tyle zaniepokojona, że ​​nie próbowali walczyć z porywaczami.

To była albo bardzo dobra, albo bardzo zła wiadomość dla Harry'ego.

Hermiona zmusiła się, by się uspokoić. Dzięki Bogu, Rona nie było na przyjęciu. To oznaczało, że musiała martwić się o jedną osobę mniej.

Draco i Hermiona byli już w suficie. Zakradli się z powrotem do domu przez okno biblioteki. W drugim salonie w dachu znajdowała się klapa. Czołgali się przez wąskie, przesiąknięte pajęczyną korytarze przez kilka minut, zanim w końcu dotarli do czegoś, co Hermiona przypuszczała, że ​​było krokwiami nad salą balową.

Belki zatrzeszczały trochę i Draco raz czy dwa odwrócił się, by ostrzec ją, by była bardzo ostrożna. Dzięki Bogu za materiał pokrywający sufit. Skutecznie ukrywał ich przed wzrokiem zakładników i napastników. Draco przeczołgał się na brzuchu przez środek sali balowej i delikatnie wyciął różdżką dziurę w tkaninie.

- Czy wszyscy są cali? - spytała pilnie Hermiona.

Spojrzał w dół. 

- Tak, chociaż myślę, że Longbottom ma skręconą kostkę czy coś takiego, ponieważ nie wygląda najlepiej krzywiąc się z bólu...

Oceniał sytuację przez mniej więcej minutę, a potem wrócił do niej. W rogu sufitu nie było dość miejsca, by kucnąć. Znaleźli się nos w nos, gdy do niej dotarł.

- Więc co myślisz? - zapytała marszcząc brwi.

Zawahał się przez krótką chwilę. 

- To było dobrze zaplanowane.

- Po czym możesz to stwierdzić?

Na początek, z całkowicie powierzchownego punktu widzenia, Śmierciożercy byli specjalnie ubrani do tej roli. Draco nie widział tak wielu szczegółów dotyczących ich kostiumów i strojów od Mistrzostw Świata w Quidditchu w 1994 roku. To wystarczyło, aby Czarny Pan załzawił się z dumy. Sam rachunek za pranie chemiczne tych szmat byłby oszałamiający. Ich maski wręcz błyszczały od lakieru polerskiego.

Ponadto nie było wśród nich ani jednej tłustej lub tęgiej postaci, co zwykle sugerowało, że była to nowa i ulepszona, młodsza brygada Śmierciożerców, w której pielęgnację Voldemort i Bellatrix włożyli tyle wysiłku przez ostatnie kilka lat.

Pomijając oczywiście hogwarcki dodatek w postaci Blaise'a Zabiniego - przypomniał sobie Draco.

Żaden ze Śmierciożerców w sali balowej nie odpowiadał na pytania jeńców. Byli nieruchomi i milczący z różdżkami trzymanymi w gotowości, wyczekując czy ktoś odważy się wystąpić do przodu i rzucić im wyzwanie.

Draco skrzywił się, gdy Ginny Weasley została w ten sposób zepchnięta na podłogę, żądając ponownego spotkania z Potterem.

- Mogę po prostu to stwierdzić - powiedział Draco.

Ręce Hermiony załamały się na jej spódnicy. Zamyśliła się na chwilę. 

- Czy masz w domu coś, czego możemy użyć?

To pytanie go sfrustrowało. 

- Gdybyś zapytałą mnie o to osiem lat temu, to odpowiedź brzmiałaby: tak. W tej chwili nie mam pojęcia, co Pansy tutaj trzyma.

Puszyste, wypchane słonie były niestety słabym materiałem na broń.

Jednak w domu był ktoś, o kim Draco był pewien, że prawdopodobnie będzie miał mały mroczny arsenał ukryty pod łóżkiem. Oczywiście, jeśli nie został już schwytany.

Sztuczka polegała na przedostaniu się na drugą stronę domu bez bycia zauważonym. Opuścili salę balową i zeszli z sufitu wracając do drugiego salonu.

- Dokąd idziemy? - zapytała Hermiona, gdy Draco cicho lewitował klapę obok siebie.

- Do kuchni.

Musieli znaleźć „Borisa”.

***

Prawie całe światło lamp i świec na korytarzach zgasło. Prawdopodobnie oznaczało to, że dodatkowi Śmierciożercy zostali przydzieleni do patrolowania korytarzy, aby strzegli budynku i zatrzymywali wszystkich natrętnych gości.

Wciąż byli w stanie poruszać się cicho i szybko. Draco miał głęboką wiedzę o rozkładzie swojego domu. Potrafił również korzystać z pomocy portretów rodzinnych.

W skrzydle południowym znajdował się duży obraz przedstawiający jego pradziadka, który okazywał się pomocny tylko wtedy, gdy przesłuchiwano go w języku francuskim. Hermiona rzuciła subtelne Lumos.

Był to portret Aramisa Malfoya pod koniec osiemdziesiątki, przedstawiający męsko wyglądającego, srebrnowłosego dżentelmena siedzącego okrakiem na białym rumaku, na wietrze, jak w rodzinnym standardzie. Trzymał płonący miecz, który od czasu do czasu zapalał sztandar i musiał być ugaszony przez zirytowanego Aramisa.

Był to kolorowy obrazek, chociaż lepszym opisem byłoby prawdopodobnie słowo ‘krzykliwy’.

- Pépé, tu n'as vu personne passer par ici ce soir? - zapytał pośpiesznie Draco.

Aramis zajęty był patrzeniem na Hermionę od stóp do głów, zatrzymując się wzrokiem przy jej piersiach. Założyła ramiona i posłała staruszkowi miażdżące spojrzenie.

- Ach, ça fait plaisir de te voir avec une demoiselle, mon garçon. J'avais peur que tu ne deviennes comme ton père. Tu te prépares pour ton rendez-vous galant, à ce que je vois. Bravo Draco!

Trzeba przyznać, że francuski Hermiony był nie najlepszy, ale rozumiała go na tyle, by zagryźć wargę i spojrzeć na dywan.

Draco miał niezłą cierpliwość. 

- Avez-vous vu des hommes masqués passer par ce hall? C'est très important.

Aramis wyglądał teraz na zaintrygowanego. 

- Tout à fait! Un gars avec un masque est passé plus tôt. L'avait l'air pressé. J'ai pensé que c'était bizarre, le bon, la fille qui s'occupe du lieu a de drôles de tendances.

- Dziękuję - powiedział w końcu Draco.

Hermiona pociągnęła go za rękaw. 

- Nie zrozumiałam tej ostatniej części, czy on kogoś widział, czy nie?

- Tak. Więc miej się na baczności.

Szli dalej, zatrzymując się następnie w pokoju Pansy. Draco zdecydował, że warto byłoby sprawdzić, czy ma tam coś, czego mogliby użyć.

Jego ręka była już prawie na klamce, kiedy między nimi pojawił się Śmierciożerca. Subtelna mgła aportacji na chwilę przesłaniała Hermionie wizję.

Nastąpił błysk jasnozielonego światła i Hermiona natychmiast obawiała się gorszego. Różdżka została gwałtownie wyrwana z jej uścisku. Upadła na podłogę, a potem zapadła kompletna ciemność, ponieważ jej Lumos był jedynym fragmentem światła w długim, wąskim korytarzu.

- Uciekaj! - zawołał Draco i niemal zemdlała z ulgi, słysząc jego głos.

Oczywiście był idiotą, sądząc, że będzie mu posłuszna. Miotając dziko dłońmi po podłodze, w ciągu kilku sekund zlokalizowała swoją różdżkę.

- Lumos!

Trwał pełnoprawny pojedynek, jakiego nie widziała od czasu misji Harry'ego w Ministerstwie na ich piątym roku.

- Zostań tam gdzie jesteś! - rozkazał jej Draco.

Hermiona mogła tylko przykleić się do ściany i zrobić co w jej mocy, aby uniknąć trafienia przez klątwy. To nie był szkolny klub pojedynków. To nie były przyjazne zaklęcia ćwiczebne. Miały okaleczać, jeśli nie zabijać. Wiedziała, że ​​Harry i Ron musieli stawić czoła sytuacjom, w których rzucenie zaklęcia oznaczało faktycznie próbę zabicia wroga, ale widok tego zademonstrowanego przy tak bliskim kontakcie nadal sprawiał, że jej żołądek przewracał się.

A potem nieznany Śmierciożerca rzucił zaklęcie, o którym Hermiona nawet nie słyszała. Nagle straciła poczucie przestrzeni i równowagi. Góra była dołem, a dół był górą. Przylgnęła do ściany, czując, że korytarz zmienił się w wirującą rurę.

Draco stał nienaruszony. Blokował efekt czaru. Hermiona widziała, jak moc zaklęcia odchyla się od niego przez niewidzialne pole z jego różdżki. Następnie rzucił klątwę, która trafiła Śmierciożercę w jego brzuch.

Mężczyzna poleciał do tyłu, uderzając o ścianę. Zaczął kaszleć. Straszne zawroty głowy skończyły się, w samą porę, ponieważ Hermiona była bliska utraty zawartości żołądka.

Draco podszedł do niego, nie spieszył się. Schylił się, aby podnieść różdżkę mężczyzny, a następnie przełamał ją na pół z dramatycznym westchnieniem.

- Zastanawiam się, kto byłby na tyle głupi, by użyć przeciwko mnie jednego z moich własnych zaklęć? Niech zgadnę… - Strząsnął różdżką maskę mężczyzny w pelerynie.

- Cześć Dominic - powiedział konwersacyjnie Draco. Podciągnął mężczyznę. - Minęło trochę czasu. Co robisz tutaj dzisiejszego wieczoru?

Śmierciożerca wypluł łyk krwi. 

- Czarny Pan jest wściekły, Malfoy. Weźmiemy wszystko, co jest ci drogie. - Mówił z silnym rosyjskim akcentem. Hermiona zastanawiała się, czy to on był odnoszącym sukcesy Łowcą Głów z Durmstrangu.

- Więc zaczynasz od Harry'ego Pottera? Nienawidzę tego mówić, Dominic, ale posiadam nawet skarpetek, które byłyby dla mnie droższe niż ten dziwaczny dupek.

Śmierciożerca nic na to nie powiedział.

Draco uśmiechnął się złośliwie. 

- Nie miałeś pojęcia, że ​​będzie tu dziś wieczorem, prawda? Na moim przyjęciu. Boże, jakie to zabawne. Czy zmoczyłeś się w spodnie, kiedy zauważyłeś go w sali balowej?

- Możesz mnie zabić, ale nadal mamy przewagę liczebną. Nie możesz uratować wszystkich swoich przyjaciół, Malfoy.

To było poświęcenie. Śmierciożercy w przeszłości zawsze pozostawiali pole do negocjacji, gdy stawali przed możliwością schwytania lub śmierci. Ten nowy los był męczennikiem.

Draco nienawidził zagorzalców.

- Dobrze, więc mam twoje pozwolenie na zabicie cię. - Odwrócił się do Hermiony dla dramatyczniejszego efektu. - Słyszałaś go, Granger, powiedział, że mogę go zabić.

Mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał obyć się bez walki. Wyciągnął nóż z płaszcza. Wyraz twarzy Hermiony był wszystkim, czego potrzebował Draco. Kopnął Dominica w nadgarstek.

Nóż uderzył o podłogę i zdesperowany Śmierciożerca rzucił się w jego kierunku.

Draco cofnął się o krok, wyciągając różdżkę. Jego cel był jasny, bez względu na to, że mężczyzna był odwrócony plecami.

Hermiona rzuciła się przed niego, skutecznie stając między Draco a Śmierciożercą. Nie zdążył zmienić wyrazu twarzy, zanim na nią spojrzał. W ten sposób została skonfrontowana z wyrazem zamierzonego, morderczego spojrzenia.

Przez kilka sekund Hermiona nie mogła znaleźć w sobie głosu. Draco ją przerażał.

- Nie stawaj przede mną, kiedy wyciągam różdżkę - szepnął.

Równie dobrze mógł na nią ryknąć. Jego ton był jak uderzenie w twarz. Był bardzo, bardzo zły, że kwestionowała jego postępowanie.

Próbowała z nim porozmawiać. 

- Nie możesz zabić tego człowieka z zimną krwią!

Oczy Draco wwiercały się w nią. 

- Odwróć się lub zejdź z drogi - powiedział bardzo spokojnie.

Dominic był świadomy, że jego życie wisi na włosku. Wyglądał, jakby mógł gwałtownie złapać Hermionę, kiedy Draco opuścił różdżkę, by wycelować w niego z nowej perspektywy.

- Umrzyj lub giń w męczarniach - syknął i Dominic cofnął się.

Hermiona stała na swoim miejscu. 

- Po prostu go ogłusz!

Draco był groźny, kiedy mówił dalej. Nie musiał się ruszyć ani o cal, żeby poczuła, że ​​jego spojrzeniem niemal została przykuta do ściany.

- Zdajesz sobie sprawę, że zabiłby nas bez wahania. O ile nie gorzej. Cholera, Hermiono! Mamy szczęście, że pierwszy raz spudłował! Nie wiemy, ilu innych wędruje po tych korytarzach. Ogłuszenie i zostawienie go to ryzykowanie znalezienia go przez jednego z jego przyjaciół, w którym to momencie będzie mógł im powiedzieć kim jesteśmy i ilu jest nas. W tej chwili marnujesz mój czas i tym bardziej ryzykujesz życie Pottera.

Zauważyła, że ​​marnuje jego czas. Nie ich czas. Nie jej. To ona była tą miękką, która chciała oszczędzić życie, przypominał jej to. To on wykonał zadanie. To nie był chłopiec, który tak bardzo się trząsł po nieumyślnym zabiciu śmierciożercy pięć lat temu, że miał problem z trzymaniem różdżki.

W efekcie końcowym związali Dominica i wepchnęli go do schowka na miotły. Jeśli mężczyzna był wdzięczny za oszczędzenie, nie okazał tego.

- Nie rób tego ponownie - powiedział Draco, kiedy to się skończyło.

Nie dała się zastraszyć. 

- Środki ostrożności nie są wystarczającym powodem do morderstwa, Draco.

Odwrócił się tak szybko, by spojrzeć na nią, że wbiegła w jego klatkę piersiową.

- Więc myślisz, że jestem teraz zimnokrwistym zabójcą, prawda? Musiałaś wtedy przeczytać raport z dochodzenia? - szydził.

Odkryła, że ​​jej zła opinia poważnie go niepokoi. Znowu pojawił się ten malutki dreszcz mocy, ale ten dreszcz przeszedł w potrzebę pocieszenia go. Nigdy nie była dobra w celowym okrucieństwie.

- Nie, nie czytałam raportu - powiedziała, nie mogąc spojrzeć mu w oczy.

Jej emocje stawały się coraz gwałtowniejsze. Straszne i ewidentnie błędne założenie musiało wejść mu do głowy, ponieważ nagle wyglądał na ogromnie zranionego. Jego głos zaczął słabnąć.

- Myślisz, że to były pięcioletnie wakacje, prawda? - powiedział, zwężając swoje oszałamiające oczy. - Myślisz, że właśnie tam byłem; użalając się nad sobą w pieprzonych tropikach, jeżdżąc na wielbłądach po pustyni, grając w Aurorskiego Łotrzyka w szczególnie nudne dni. Jakie to szczęście, że spotkałem bardzo skruszoną Bellatriks Lestrange na moim małym urlopie. I niech mnie drażni, jak tęsknię za moją pieprzoną opalenizną

- Przestań! Wiem, że to było piekło! Harry wystarczająco mi powiedział. - Spod jej powieki wymknęła się pojedyncza łza. - Przepraszam, że cierpiałeś - dodała szeptem. - Przepraszam, że jeszcze nie przeczytałam raportu. Nie wiem, dlaczego nie…

To było kłamstwo. Wiedziała, dlaczego nie chce tego przeczytać. Czytanie go oznaczało ryzyko, że jej pełna współczucia strona zacznie racjonalizować, dlaczego zrobił to, co zrobił.

Wyglądał, jakby chciał ją złapać i potrząsnąć. Hermiona oparła się pokusie zrobienia kroku do tyłu. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek widziała Draco tak wściekłego na nią.

Ale potem potrząsnął głową, odszedł, zatrzymał się, odwrócił i wrócił.

- Granger - zaczął. - Myślisz, że tylko dlatego, że cię kocham i dlatego, że jest mi tak bardzo przykro, że cię zraniłem, że jest przełącznik, który możesz przesunąć, aby zmienić mnie w normalnego mężczyznę? Po co próbować? Przecież nawet nie chcesz do mnie wrócić.

- Ja… - zaczęła.

- Przestań płakać - warknął, choć nie do końca nieżyczliwie. Teraz wyglądał po prostu na zmęczonego. Spojrzał na swoje ręce. - Nie płacz, jeśli nie planujesz żałować swoich czynów. - Otrząsnął się chcąc wrócić do działania. - Powinniśmy kontynuować.

- Tak - zgodziła się cicho, chociaż żałowała, że ​​nie zgodziła się na coś więcej niż tylko misję ratunkową.

***

Uwagi końcowe:

Tłumaczenie francusko-angielskie.

- Pépé, tu n'as vu personne passer par ici ce soir?

- Dziadku, czy widziałeś, jak ktoś tu dziś przechodził?

- Ach, ça fait plaisir de te voir avec une demoiselle, mon garçon. J'avais peur que tu ne deviennes comme ton père. Tu te prépares pour ton rendez-vous galant, à ce que je vois. Bravo Draco! 

- Ach, wspaniale jest widzieć, że jesteś z kobietą Draco, bałem się, że okażesz się jak twój ojciec. szykujesz się do właściwego rendez-vous, brawo.

- Avez-vous vu des hommes masqués passer par ce hall? C'est très important.

- Czy widziałeś zamaskowanych mężczyzn przechodzących przez tę salę? Bardzo ważne jest, abym to wiedział.

- Tout à fait! Un gars avec un masque est passé plus tôt. L'avait l'air pressé. J'ai pensé que c'était bizarre, le bon, la fille qui s'occupe du lieu a de drôles de tendances.

- Właściwie to tak, był tu zamaskowany mężczyzna, który minął go nie tak dawno temu, wydawał się spieszyć, wydało mi się to trochę dziwne, ale z tą dziewczyną, która tu była, odrzuciłem tę myśl, myśląc, że to jej wina.


4 komentarze:

  1. Śmierciożercy, tak myślałam, ale nie chciałam się wyrywać z przemyśleniami xD W sumie kto inny mógł to być prawda? Nikt nie jest zadowolony z faktu, że prawa ręka Voldemorta jest teraz w Azkabanie, a Draco sobie chodzi gdzie chce cały w skowronkach po tym, jak dostarczył ją do Ministerstwa. Dwójka naszych dobrych znajomych będzie ratować wszystkich w Malfoy's Manor... No mam nadzieje, że nie spieprzą tak prostej rzeczy, jak dorwanie Rufusa i powiedzenie mu, co się dzieje. Niech tam wbija cały zastęp Aurorów i niech im ratuje dupe. Draco z Hermioną sami nie dadzą rady. No a jak już o byłej pani Malfoy mowa, to chyba nie do końca podoba jej się to, kim stał się jej były mąż. Jest zaskoczona, jak łatwo przyszło mu podjąć decyzję o tym, by zakończyć życie innej osoby. Ale ona nie chce, żeby on jednak stał się zły. Bo przecież to widać, że wciąż go kocha! Tak bardzo jej na nim zależy i coraz bardziej zaczyna się o tym przekonywać. To, że się kłócą pokazuje, że wciąż im na sobie zależy i nie mogą temu zaprzeczać!
    Pozdrawiam cieplutko ❤️😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Oni nie mogą im dać spokoju.. masakra Draco ma teraz problem żeby odzyskać żonę A tu jeszcze coś takiego. Ale widać że Hermiona jeszcze bo kocha

    OdpowiedzUsuń
  3. Boze, jak mnie zirytowal ten rozdzial! Hermiona nie raz udowadniala, ze ma wiecej determinacji i zawsze potrafi utrzymac zimna krew, zeby teraz nie zachowywac sie jak jakas sztywna kujonica, ktora nie wie, jak sie zachowac w chwili zagrozenia! Strasznie rozczarowujacy rozdzial, pomimo swiadomosci tego, ze chwile wczesniej przezyla karuzele emocji i ze Draco ma zdecydowanie wiecej wprawy w rzeczywistych walkach. Nie zgadzam sie na to, zeby sie tak zachowywala, mam nadzieje, ze kolejny rozdzial bedzie lepszy pod tym kątem 😏

    OdpowiedzUsuń
  4. Smierciojady... Masakra, no ale tak Bella w Azkabanie, pupilka Voldemorta, a Draco jest na przyjęciu, własnym. Idealny cel. A Potter to tylko dodatkowa nagroda.
    Dobrze, że Hermiona powstrzymała Draco z tym zabiciem, mogłaby widząc to jakoś mieć traumę związana z Draco.
    Właściwie spodziewałam się tego, że Hermiona z samej ogromnej ciekawości będzie chciała przeczytać te raporty, zdziwiło mnie lekko, że tego nie zrobiła. Draco też ma troszkę racji z tymi wakacjami. Ahhh.... Oboje mają trochę racji, ale czy to jest dobry moment na dyskusje tego rodzaju? Mają bitwę do wygrania.

    OdpowiedzUsuń