ROZDZIAŁ 56.
Dotarcie do kuchni i sąsiednich kwater służby zajęło im piętnaście minut. Było to spowodowane tym, że jeden Śmierciożerca stał u dołu schodów do części służbowej.
Petrificus rzucony z dużej odległości przez Hermionę załatwił sprawę, po czym ukryli mężczyznę w piwnicy z winami. Draco nie narzekał na to, ponieważ jego nastrój poprawił się po znalezieniu butelki cennego merlotu, która wyglądała, jakby została porzucona wkrótce po otwarciu.
- Łajdaki - mruknął. Odkorkował ją, pociągnął długi, zdrowy łyk, zamknął na chwilę oczy i delektował się smakiem.
Hermiona rzuciła mu niedowierzające spojrzenie, na które niewinnie odpowiedział:
- Chcesz trochę?
Odmówiła.
Mając teraz za sobą butelkę wina, weszli z powrotem po schodach za spiżarnią.
- Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego jesteśmy w kuchni? - zapytała Hermiona.
Draco położył palec na ustach i cicho podszedł do małego, sąsiedniego pokoju, gdzie przez szparę pod drzwiami widać było światło świec. Hermiona założyła, że pokój był miejscem zamieszkania skrzata z rezydencji.
Zapukał. Brak odpowiedzi.
- Boris, jeśli tam jesteś, potrzebna jest twoja pomoc w sali balowej - zawołał Draco.
Nastąpiła krótka pauza.
- Malfoy, czy to ty?
- Nie, to Lord Voldemort - warknął Draco. - Dlaczego wszyscy dziś wieczorem o to pytają?
Wydawało się, że to przekonało tego ktokolwiek tam był. Zaklęcia opadły z drzwi, a następnie ręczne zamki zostały po kolei odblokowane. Otworzyły się ze skrzypieniem. Niski, mały, ciemnowłosy mężczyzna stał obok pojedynczego łóżka z różdżką w dłoni. Hermiona rozpoznała w nim służącego, który zabrał płaszcze jej i Nicka na początku wieczoru.
Obok niego była skrzatka domowa Tulipanka, trzymająca świecznik wysoko nad głową.
- Panienko! - krzyknęła Tulipanka. - Dobrze cię znowu widzieć!
- Ciebie też miło widzieć, Tulipanko. - Uśmiechnęła się Hermiona. - Pomimo okoliczności.
Boris patrzył na nich ze zdziwieniem.
- Zakładaliśmy, że będziecie z innymi w sali balowej.
- Mieliśmy szczęście - odparł Draco. Podał wino Borisowi, który odkorkował je i bez słowa pociągnął łyk.
Boris zerknął na wyblakłą etykietę.
- Niezłe. Chociaż mogłeś poczekać z nim jeszcze rok lub dwa.
Draco wyglądał na urażonego.
- To oni je otworzyli.
- Łajdaki - splunął Boris.
Hermiona przesuwała wzrok z jednego mężczyzny na drugiego.
- Dobrze się znacie?
Boris otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale Draco wtrącił się.
- Kiedyś jego rodzina pracowała dla Malfoyów - zapewnił gładko.
Kłamał, ale Hermiona nie naciskała.
- Czy jak skończysz pić, możemy zabrać się do ratowania wszystkich w sali balowej? - Przypomniała Hermiona lekko podniesionym głosem. - Nawet nie wiemy, gdzie jest Harry, na litość boską.
- Potter? Szturchają go kijem w gabinecie Lucjusza - poinformował Boris.
Hermiona zwróciła zatroskane oczy na Draco.
- Musimy po niego iść, teraz.
- I zaryzykować zaalarmowanie dwudziestu Śmierciożerców w sali balowej? Nie sądzę. Będziemy musieli spróbować obu ataków w tym samym czasie.
- Ale mogą go zabić!
Boris szybko pokręcił głową.
- Potterowi grozi niebezpieczeństwo tylko wtedy, gdy wyprowadzą go z Dworu. Teraz jeszcze go nie skrzywdzą. - Wydawał się być tego bardzo pewien. - Te robale wiedzą, że nigdy nie mogą zrobić krzywdy swojej nagrodzie. Tylko Voldemort może to zrobić.
Hermiona spojrzała na niego krzywo.
- Skąd o tym wiesz? Co, czy istnieje jakiś podręcznik Mrocznego Minionka czy coś takiego?
Borys nagle wydał się czuć okropnie nieswojo. Draco odchrząknął.
- On ma rację.
- Dodders i Carmen już powinni dotrzeć do Scrimgeoura. Dlaczego nie zaczekać na nadejście posiłków, zanim cokolwiek spróbujemy?
- To zaryzykowałoby przeniesienie Pottera, gdy tylko zorientują się, że Dwór jest atakowany. W gabinecie mojego ojca jest działający kominek, którego mogliby użyć.
- Jesteśmy do tego przygotowani - zapewnił ją Boris. - A teraz mamy więcej ludzi niż tylko ja i Tulipanka.
Draco nie był jeszcze zbyt podekscytowany.
- O tak? Co macie?
- Kusze, kilka mieczy, sztylety, żyletki, kamienie do strzelania, dwa Bezdenne Doły w słoiku i trucizny…
Boris grzecznie zignorował Hermionę, która patrzyła na niego z niedowierzaniem.
Draco skatalogował te przedmioty w swojej głowie.
- Co jeszcze?
- Jest też pół beczki Proszku Usypiającego.
Kącik ust Draco uniósł się.
- To jest, mój drogi Borisie, plan.
***
- Czy pół beczki wystarczy, żeby znokautować całą salę ludzi? - zapytała Hermiona.
Chodzenie w smolistej ciemności było trudne. Nie mieli zamiaru ryzykować używania nawet słabego Lumosa po uprzednim odkryciu przez Dominica. Szła korytarzem, dotykając ścian po obu stronach.
Wracali do drugiego salonu w przeciwległym skrzydle. Draco niósł na ramieniu szczelnie zapieczętowany worek Proszku Usypiającego. Miał też w kieszeni jeden z dwóch dołów bez dna. Borys miał drugi.
- Prawdopodobnie nie, ale sprawi, że będą wystarczająco senni, by łatwo dać się rozbroić. Jak stoi u ciebie znajomość Zaklęcia Trąby Powietrznej? Jeśli uda nam się utrzymać krążenie pyłu, może to dać nam więcej czasu.
Hermiona uniosła brew.
- Jak myślisz, umiem zaklęcie trąby powietrznej?
To odpowiadało na jego pytanie.
- Dobrze. Zwolnij, zbliżamy się do drugiego piętra. Gabinet mojego ojca jest tuż pod nami.
Nasłuchiwali i rzeczywiście, potrafili rozróżniać przytłumione głosy.
- A co ze strażnikami przetrzymującymi Harry'ego?
- Nie martw się o Pottera. Boris i Tulipanka sobie poradzą.
Żałowała, że nie może być tak pewna siebie jak on. Hermiona podeszła na półpiętro, chcąc posłuchać, co się dzieje poniżej. Miała nadzieję, że Harry był cały.
- Granger, wróć tutaj!
Głosy były teraz głośniejsze. Hermiona mogła rozróżnić dwa różne, oba męskie. A potem usłyszała Harry'ego, głośnego i wściekłego. Na razie był z całą pewnością bez szwanku. Odetchnęła z ulgą.
Stopnie musiały być gdzieś przed nią. Bardzo dobrze pamiętała schody ze swojej pierwszej wizyty w Malfoy Manor. Draco prawie ją pocałował na ostatnim stopniu, przed gabinetem Lucjusza. Trudno było jej zapomnieć o tamtym incydencie.
- Gdzie jesteś? - usłyszała pytanie Draco, wypowiedziane szorstkim szeptem.
- Na schodach - odszepnęła.
Naprawdę powinna była się pospieszyć. Wciąż mocno trzymając poręcz, wyciągnęła stopę.
- Granger, czekaj!
Ale następnego stopnia nie było. A miał tam być! Jej stopa napotkała tylko powietrze, a jej pęd do przodu oznaczał, że przechylała się do przodu w pustą, czarną przestrzeń. Jej różdżka była w zasięgu ręki, ale jej pierwszym odruchem było sięgnięcie po coś, czego mogłaby się chwycić i powstrzymać upadek.
Miała dość rozsądku, żeby nie krzyknąć. Jeśli była na tyle głupia, by dać się zabić, przynajmniej niech to zrobi w ciszy, żeby nie zdradzić pozycji Draco.
Ale upadek nigdy nie nadszedł i pewna część jej wiedziała, że dotrze do niej na czas. Musiałby przeskoczyć przez barierkę, żeby ją dosięgnąć, i właśnie to zrobił.
Jedna ręka złapała ją za lewy nadgarstek. Jej prawa ręka wspięła się na jego lewe ramię, szukając oparcia. Pod palcami czuła, jak jego mięśnie sztywnieją z wysiłku. Uświadomiła sobie, że to jego chora ręka - ta, którą łatwo było zwichnąć.
Jej ręka była spocona. Ślizgała się.
- Hermiono - powiedział bardzo cicho. Najwyższy spokój w jego głosie przeniknął jej gęstą mgłę paniki.
To był nowy, ulepszony Draco - przypomniała sobie - przygodowy model akcji, który nie tracił głowy w tragicznych sytuacjach.
- Mam cię. Przestań się rzucać.
Hermiona nie zdawała sobie sprawy, że tak było i natychmiast znieruchomiała. Znalazł jej drugą machającą rękę i mocno ją chwycił.
- Gdzie twoja różdżka? - zapytał. Mogła teraz dostrzec napięcie w jego głosie.
- W mojej sukience - wydyszała. Byli o włos od odkrycia.
- Ok, w porządku - powiedział, choć brzmiał na trochę rozczarowanego. - Teraz cię trochę podniosę. Musisz użyć mnie, żeby wspiąć się na schodek, bo jeśli się jeszcze trochę pochylę, oboje upadniemy. Rozumiesz?
- Tak.
Zrozumiała, że upadek prawdopodobnie dobiegnie końca, zanim którekolwiek z nich zdąży rzucić zaklęcie, by się uratować, albo przed twardym marmurem podłogi na dole, albo przed Śmierciożercami w gabinecie Lucjusza.
Jej prawa ręka nadal wyślizgiwała się z jego uścisku, a ból w jej ramionach stawał się potworny.
Powoli uniósł ją, używając przedramion. Gdy tylko była w stanie, mocno chwyciła go za ramiona. Chwytając się pięściami jego swetra, wspięła się na niego, wspomagana rękami w talii.
Wreszcie znaleźli się z powrotem na wyłożonym dywanem podeście. Odsunął ich od przepaści. Hermiona poczuła zbytnią ulgę, by zrobić coś więcej poza osunięciem się na niego. Jego ramię nadal było owinięte wokół jej talii.
Przez coś, co wydawało się wiecznością, po prostu oddychali.
A potem szepnął:
- Zapomniałem, że masz problemy ze schodami.
Miał oczywiście na myśli jej wypadek na schodach prowadzących do sowiarni, gdzie przed laty przeprowadzili tajne spotkanie.
Był kompletnym dupkiem, dając się rozbawić w takich chwilach.
- Nie mam trudności ze schodami! To nie moja wina, że twój głupi dom ma podest, który po prostu prowadzi do pustej przestrzeni.
Pomyślała, że chłopak może próbować się nie śmiać.
- Zwykle nie jest to puste miejsce. To skrzydło ma ograniczony dostęp. Schody zostały zdemontowane przez wasze Ministerstwo.
To także twoje Ministerstwo - chciała go poprawić. Dlaczego zawsze nalegał na zaliczanie się do zupełnie innej kategorii?
Wciąż ją trzymał. Próbowała na niego spojrzeć, a jej nos uderzył w jego podbródek, który był gładki. Musiał się ogolić przed przyjęciem.
Pochylił głowę w dół, żeby jej to ułatwić.
Żeby ułatwić sobie co? - zapytał jej mózg, ale to pytanie było głównie retoryczne. Wiedziała dokładnie, co się dzieje.
A potem nastąpiła cisza, ponieważ cisza była tym, co się otrzymało się, gdy dwoje ludzi w kompletnej ciemności postanowiło wstrzymać oddech.
Nie widziała niczego w ciemności, ale jakoś wiedziała, że jego usta rozchyliły się tylko po to, by mogła włożyć swoje między nie. Przez ułamek sekundy było tylko powietrze, intymne dzielenie się oddechem, a potem to cudownie miękkie uczucie.
Objął jej usta swoimi, jakby nie był pewien, co dalej. Był szalenie delikatny, niczym szept. Od kiedy to Draco Malfoy był kiedykolwiek mniej niż całkowicie pewien siebie?
Kręciło jej się w głowie, a krew w jej ciele zdawała się uderzać prosto w twarz, sprawiając, że jej usta były jeszcze bardziej uwrażliwione.
Wydał z siebie cichy dźwięk, który był niesamowicie podniecający, ponieważ brzmiał tak niepewnie. Poczuła, jak koniuszek jego języka przesuwa się po jej dolnej wardze, rozgrzany, mokry, by delikatnie ją posmakować. Poczuła głęboki oddech, który od niej wziął. Jej usta otworzyły się, aby pogłębić pocałunek i umożliwić mu większy dostęp, ale wycofał się.
Zanim otworzyła oczy, ta chwila dobiegła końca. Wstał i pomógł jej wstać. Nie widziała jego twarzy, ale czuła jego grymas. Nagle poczuła się nieszczęśliwa z powodu tego, co się właśnie wydarzyło. Naprawdę, kiedy Draco się martwił, wydawało się, że nie ma kontroli nad własnym ciałem.
- Winter czeka na ciebie w sali balowej - powiedział, tonem tak chłodnym, że zmroziłby on nawet rozgrzane do czerwoności żelazo.
***
Przed gabinetem Lucjusza stało trzech Śmierciożerców. Goyle'owi udało się zaskoczyć pierwszych dwóch z pomocą dobrze wycelowanego dołu bez dna.
Pomimo swojej nazwy, Bezdenne Doły nie były w rzeczywistości bezdenne. To były dość długie krople przestrzeni. Magia utrzymywała przestrzeń w miejscu, dopóki ktoś cię z niej nie wyciągnął. A przynajmniej można było mieć nadzieję, że ktoś cię wyciągnie
Ale zanim odkryto jego kryjówkę, trzeci Śmierciożerca okazał się coś zauważyć. Kamienie wybuchowe były w kieszeni Goyle’a, ale wahał się, czy rzucić jednym, zanim Draco i Hermiona rozpoczną atak na salę balową.
Nie warto było alarmować innych Śmierciożerców, zanim zdążą rozbić barierę ochronną wokół sali balowej.
Miał właśnie zamiar zaatakować Śmierciożercę ogniem różdżki, kiedy Tulipanka uniosła nad głową mężczyzny duży wazon wypełniony świeżymi kwiatami. Upuściła go na niego z głośnym westchnieniem.
- Pannie Pansy by się to nie podobało - lamentowała.
- Panna Pansy zrozumie, chodź!
Kiedy Goyle w końcu kopnięciem wyważył drzwi do gabinetu, znaleźli w środku spoconego i dyszącego Harry'ego trzymającego kominkowy pogrzebacz i dwie różdżki. Brakowało mu okularów, a na czole miał rozcięcie i ciemniejącego siniaka.
Na podłodze leżał nieprzytomny Śmierciożerca, wyglądający znacznie gorzej niż Harry.
Tulipanka wyjrzała zza nogi Goyle'a.
- Cześć - zaczął Goyle nieco niepewnie. - Jestem, hm, Boris, służący panny Parkinson.
Harry zamarł, kiedy ich zobaczył. Z głuchym łoskotem upuścił pogrzebacz na podłogę wyłożoną wykładziną.
- Czy wszyscy są w porządku? - Kuśtykał do przodu chwiejnym krokiem kogoś, kto niedawno został trafiony zaklęciem wiążącym ciało.
Goyle znał wyraz oczu Harry'ego. Cholera, czuł to spojrzenie.
Pansy była więźniem tak samo jak Ginny Weasley. Spojrzenie mówiło, że cały wszechświat Harry'ego mógłby zostać zniszczony, gdyby Goyle dostarczył jakieś inne wiadomości poza tym, co powiedział później.
- O ile wiem, nikt nie został skrzywdzony.
Harry wypuścił z ulgą powietrze. A potem był zajęty gapieniem się na framugę drzwi, która krzywo zwisała z zawiasów. Spojrzał na Tulipankę, a potem na Borisa.
- To był niezły kop, stary - powiedział pod wrażeniem Harry. - Myślę, że musisz rozważyć pracę dla nas.
„Boris” przeszedł od napompowanej adrenaliny do potulnej i skromnej postawy w ciągu jednego uderzenia serca.
- Zapewniam cię, że to był tylko impulsywny moment… - powiedział. - Czy mogę teraz zabrać pana do sali balowej, panie Potter? Trwa tam teraz próba ratunkowa i może zechciałby pan pomóc?
***
Proszek Usypiający robił to, co powinien, chociaż niektórzy ludzie reagowali na jego działanie lepiej niż inni. Najtrudniejszą częścią było przełamanie bariery, która otaczała salę balową, bez robienia zbyt dużego hałasu lub wysadzania złożonych zaklęć w ich twarze.
Próby Draco nie przyniosły skutku. Nieco smutno przekazał zadanie Hermionie. Udało się jej za czwartą próbą. Przy opuszczonej barierze mroźne zimowe powietrze było praktycznie zasysane do pokoju przez wybite okna.
Zaalarmowany o wyłomie, zespół Śmierciożerców ustawił się przy drzwiach wejściowych. Byli niewątpliwie zaskoczeni atakiem z góry.
Hermiona skupiła się na swoim Zaklęciu Trąby Powietrznej z kryjówki w suficie nad salą balową. To była wielka trąba powietrzna jak na dużą przestrzeń i wymagała więcej koncentracji aby utrzymać zaklęcie, niż by się spodziewała.
Neville Longbottom padł pod wpływem proszku jak tona cegieł, co było naprawdę niefortunne, ponieważ był raczej dobry w ogłuszaniu. Z drugiej strony Proszek prawie nie poruszył Ginny i przy pomocy oszołomionego Nicholasa obiła najbliższego Śmierciożercę srebrną tacą do serwowania.
Do walki przyłączyli się inni goście, chociaż wszyscy wydawali się chybotać i poruszać się w zwolnionym tempie.
Wicher wykonał swoją pracę. Hermiona zakończyła zaklęcie i deszcz purpurowego pyłu spadł na podłogę.
Draco opadł na posadzkę pokoju, lądując cicho w przykucniętej pozycji. Był w stanie ogłuszyć dwunastu Śmierciożerców, zanim zorientowali się, co się dzieje. Hermiona widziała go tylko przez chwilę. Był czarną plamą, która zniknęła w bardziej kolorowym, wolno poruszającym się tłumie. Zaczął oszałamiać Śmierciożerców z szybkością i precyzją wojskowego snajpera.
Ku uldze Hermiony, Harry i Boris przybyli dokładnie wtedy, kiedy planowali, wchodząc przez główne wejście. Kurz zaczynał tracić na swojej mocy i zgodnie z tym ilość zaklęć rzucanych w sali balowej zaczynała się nasilać.
Ponieważ Harry nie był już zakładnikiem, szanse nie były już po stronie śmierciożerców, zwłaszcza gdy goście zaczęli odzyskiwać swoje różdżki.
To była kwestia liczb. Dwustu przeciwko dwudziestu. To nie była trudna walka.
Od tego momentu atak na Malfoy Manor zakończył się w mniej niż dziesięć minut.
***
Hermiona stała obok Harry'ego, prowadząc go za łokieć, gdy kulał. Ginny przejęła ten obowiązek, gdy tylko złożyła deszcz pocałunków na jego twarzy, podczas gdy on powiedział: “Oł”.
Neville wciąż spał, chociaż ktoś był na tyle uprzejmy, by wsunąć mu kurtkę pod głowę jako poduszkę. Profesor Sprout uśmiechała się i piła szampana prosto z butelki z jednym z kelnerów.
Boris i Pansy pokazywali nowo przybyłym posiłkom z Ministerstwa miejsce, w którym była piwnica z winami, ponieważ tam trzymali jeńców Śmierciożerców.
Hermiona wciąż w lekkim oszołomieniu pozostała na swoim miejscu, uśmiechając się i kiwając głową do każdego, kto podszedł do niej z pytaniem, czy wszystko w porządku.
W końcu podszedł do niej Nick. Podniósł ją i mocno przytulił.
To była piekielna noc. Około tuzina gości wymagało pomocy lekarskiej, ale żadne z odniesionych przed nich obrażeń nie zagrażało życiu.
Draco stał na środku sali balowej, a czubek jego różdżki wciąż świecił na czerwono od intensywnego użycia. Ludzie śmiali się i przytulali. Chodzili wokół niego, aby dostać się do innych. Tulipanka wyjął już szufelkę do kurzu i stukała w roztrzaskane okna.
Założył, że wyszedł z sali balowej, aby porozmawiać z Rufusem Scrimgeourem zupełnie niezauważony, ale Hermiona patrzyła ponad ramieniem Nicholasa jak odchodził.
Pocałowali się! Pocałowali się! Matulu, jak ja na to czekałam! Nie mogłam już z tych nerwów wytrzymać, kiedy czytałam ten rozdział i nagle pojawił się moment, jak byli tak blisko siebie i nagle ich usta się połączyły! Tak się ucieszyłam, a tu nagle JEB... Draco postanowił przypomnieć Hermionie, że Nick na nią czeka... Serio Draco?! Serio?! Jak ty mogłeś przerwać tak magiczny moment! Pięć lat nie trzymałeś jej w ramionach i nie całowałeś i nagle wyskakujesz z tekstem, że inny facet na nią czeka! Ale skoro się pocałowali a ona tak bacznie go obserwowała, to może jednak zdecyduje się mu wybaczyć? 🙈 No ile się jeszcze będzie na niego gniewać? Niech się zejdą, a najwyżej w ramach kary za to, że przepadł bez wieści na pięć lat niech nie dostanie seksu przez tydzień xD Wystarczająca kara, nie ma co gnębić go dalej 🙈 Boris jaki dream team z Tulipanką stworzył xD No ja nie wierzę xD Grunt, że poszło wszystko zgodnie z planem i uratowali Pottera.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko 😘❤️
O Tak pocałunek 🥰😍❤😘🔥🔥 chciałabym żeby się na nią rzucił ale Draco po 5 latach jest dojrzały. Teraz Hermiona bardzo proszę pozbyć się tego swojego niby chłopaka i to Ty masz Wy w rzucić na Draco 😈😘😍🥰
OdpowiedzUsuńJuż tak mało rozdziałów ale mam nadzieję że do końca tygodnia poznany zakończenie 🥰😍❤
OdpowiedzUsuńOj, biedny Draco, tak mu bliskość Hermiony zawróciła w głowie, że dopiero po chwili od nieśmiałego (! matko, nie sądziłam, że tego doczekamy) pocałunku sobie przypomniał ich wcześniejszą rozmowę i, cóż, obecnego chłopaka Hermiony. Słodko-gorzki całus, ale może chociaż da coś Granger do myślenia? Może naprawdę powinna przeczytać ten raport, uczciwie rozstać się z Panem Plastrem i zastanowić się, czy uczciwie chce być z Draco, inaczej to nie ma sensu. Ech, dobrze, że chociaż atak się udał, a Śmierciożercy zostali schwytani :) Brawo Draco, Boris, Hermiona i Tulipanka! :D
OdpowiedzUsuńMała.
Nieśmiały pocałunek w ich wykonaniu to coś nowego, takiego... Niewinnego? Niedoświadczonego? Dziwnego? Niespodziewanego? Fantastycznego? Fenomenalnego? Obezwladniajacego? Wspaniałego? Nie wiem których słów uzyc😍 ale. No właśnie, ale zaraz czar musiał prysnąć 😐 Nick czeka? Nie wierzę... Ale Hermiona już wie. Wie, że Draco to jest mężczyzna którego potrzebuje. Żal mmi Draco na samym końcu, Nick przytula Hermione, a on odchodzi. Smutne prawda? Żyje tylko happy endem ♥️
OdpowiedzUsuńSam pomysł przeprowadzenie ataku - po mistrzowsku, szybko i boleśnie dla śmierciożerców 💪