ROZDZIAŁ 53.
Wystarczyło trochę wysiłku, by Draco udało się opuścić Grimmauld Place niezauważonym następnego ranka po tym, jak dochodzenie przekazało swoje ustalenia. Mimo, że do tej pory udało im się utrzymać powrót Draco w tajemnicy, wieści były już teraz wszystkim dobrze znane.
Reporterzy nie musieli długo czekać.
Ucieczka Lucjusza i zniknięcie Draco w dogodnym czasie wciąż od czasu do czasu trafiały do wiadomości. „Obserwacje Malfoyów” były powszechne, zwłaszcza latem, kiedy ludzie wyjeżdżali na wakacje, wypijali o jeden koktajl za dużo podczas serii popołudniowych koktajli i po prostu przysięgali, że widzieli ojca, syna lub oboje na plaży na Majorce lub na bazarze w Marakeszu.
Harry porównał to do obserwacji Elvisa, a następnie spędził dziesięć minut wyjaśniając, kim był Elvis Presley, przeważnie bezinteresownemu Draco.
Draco nie przybył z dużym bagażem. Harry rzucił okiem na worek oblepiony piaskiem, lekko pachnący wielbłądzim moczem, który przyniósł do domu, i natychmiast kazał mu go spalić i zakopać.
Draco nie zajęło długo wrzucenie swoich kilku wytartych rzeczy do plecaka i dołączenie do Harry'ego na dole na ostatnie śniadanie, zanim Harry miał wyjść do pracy tego ranka.
Harry na to niestety nalegał.
Malfoy Manor znajdowało się godzinę lotu na miotle z Londynu. Pansy Parkinson, obecna upoważniona przez Ministerstwo opiekunka posiadłości Malfoyów, była obecnie na miejscu. Harry potwierdził to Draco.
Mężczyzna znany jako Chłopiec Który Przeżył, zerknął za ciężkie aksamitne zasłony w oknach salonu na Grimmauld Place i natychmiast został oślepiony jaskrawym białym błyskiem tuzina reporterów z aparatami.
- Przyszli dość wcześnie - zauważył wciąż zaspany Harry. - Nie widziałem ich w takiej ilości, odkąd się tu wprowadziłem.
Niezrażony Draco włożył swoje świeżo naprawione buty.
- Nie martw się o to swoją śliczną czarną głową, Potter. Wyjdę tylnym wejściem.
- To by zadziałało, gdybyśmy mieli tylne wejście - poinformował Harry, trochę zbyt wesoło.
Draco stał i patrzył na niego.
- Mówisz mi, że ten stary dom nie ma tylnych drzwi?
- Planowałem w przyszłości je dopiero zamontować - powiedział Harry. - Nie rozumiem, dlaczego po prostu nie chcesz dostać się tam przez Fiuu?
Draco nie chciał użyć Fiuu ani aportować się wprost do domu, ponieważ nikt po prostu nie „wpadał” do domu przodków, w którym nie widziano go od pięciu lat. To byłby zwykły brak szacunku. Musiał podejść do frontowych drzwi i zapukać, żeby móc wejść.
- Powiedziałem ci, żebyś się tym nie przejmował. Wymknę im się, kiedy znajdę się w powietrzu.
Harry wyglądał na rozbawionego.
- Najwyraźniej nie spotkałeś jeszcze nowej rasy reporterów Proroka.
Zirytowany Draco podszedł do okien i zerknął przez zasłony. Chociaż, żeby być uczciwym, nie tyle „zajrzał”, ile podszedł do okna i odsunął zasłony, by skrzywić się na reporterów.
- Kto to jest z przodu? Wygląda na dwa i pół Colina Creeveya…
- To zapewne jest Colin Creevey. Trochę przybrał na masie przez ostatnie lata. Dużo ćwiczył.
Najwyraźniej Colin także właśnie zauważył Draco przy oknie. Miganie aparatu przez chwilę nasiliło się.
- Czy Pansy oczekuje cię we Dworze? - zapytał Harry.
- Nie.
Harry nie naciskał na tą kwestię. To była standardowa odpowiedź na wiele bardziej osobistych pytań Harry'ego. Harry'emu przeszkadzało to, że nie mógł powiedzieć, czy on i Draco byli przyjaciółmi, czy nie. Przyjaciele byliby bardziej skłonni do sondowania. Co więcej, przeszkadzało to Ginny, która wciąż namawiała Harry'ego, by wyciągnął z Draco jakąś deklarację koleżeństwa.
Uznała to za konieczny krok, zanim pozwoliłaby Draco ponownie ubiegać się o Hermionę.
Harry bardzo kochał Ginny, ale pomyślał, że była trochę naiwna, zakładając, że Draco należał do tych, którzy czekają, aż ktoś „pozwoli” im ubiegać się o cokolwiek, a tym bardziej o Hermionę.
Malfoy zrobi, co zechce. Ten aspekt jego osoby pozostał niezmieniony.
Nie można było stwierdzić, o czym myśli Draco. Jeśli można było określić go jako zamkniętego, gdy był nastolatkiem, to teraz był wręcz niemym zakonnikiem w kwestii swoich uczuć. Harry myślał, że może być szczęśliwy i odetchnąć z ulgą, odkąd Komitet Inkwizycyjny oczyścił go z wszelkich podejrzeń, ale tak naprawdę, kto mógł to do cholery stwierdzić?
Harry'emu naprawdę przeszkadzało to, że Draco wydawał się żyć na krawędzi brzytwy, nawet po sześciu tygodniach przebywania w jego domu, jedzenia, ubierania się i przeprowadzania z nim nudnych wielogodzinnych rozmów w większość wieczorów.
W Draco była czujność, którą Harry uznawał za niepokojącą. To bardzo go irytowało, ponieważ ta czujność okazała się być zaraźliwa, a Harry nie lubił czuć się zdenerwowany w swoim własnym domu.
To nie była paranoja, co, szczerze mówiąc, byłoby bardziej zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, przez co ostatnio przeszedł Draco. Był to raczej naturalny stan istnienia Malfoya.
Wydawało się nieprawdopodobnym, by jakiś zagorzały fanatyk Voldemorta w jakikolwiek sposób mógł włamać się do jego domu i zabić ich we śnie. Jednak to nie powstrzymało Draco przed podjęciem narzuconej sobie warty w nocy, sprawdzając drzwi, okna i osłony . Kiedykolwiek musieli stawić się w Ministerstwie, Harry czuł się, jakby miał swój własny, jednoosobowy sztab strażniczy.
Więc czy byli przyjaciółmi?
Harry nie był skłonny tak myśleć. Przyjaciele sobie ufali. Draco nie ufał nikomu.
Harry domyślił się, że jest tylko jedna osoba na planecie, która będzie miała łatwy dostęp do złożonych wewnętrznych mechanizmów Draco. Jedyną rzeczą było to, że ta osoba najwyraźniej nie chciała mieć w tym momencie z chłopakiem nic wspólnego. Hermiona dawała to jasno do zrozumienia za każdym razem, gdy w jej obecności poruszano temat Draco.
Czujność Draco nigdy nie ustąpiła, nawet we względnym bezpieczeństwie i prywatności Grimmauld Place. To nie było zamierzone z jego strony, Harry to rozumiał. Raczej było to najprawdopodobniej efektem życia w stresie przez tak długi czas. Harry pomyślał, że to musiało być wyczerpujące psychicznie, żeby nigdy nie czuć się wystarczająco bezpiecznym, by móc odpocząć chociaż przez minutę.
Harry nie mógł nic zrobić, aby Draco czuł się naprawdę bezpiecznie, ale mógł przynajmniej pomóc w części „domowej”. Ten rodzaj powrotu do domu powinien być sprawą prywatną. Przeniesienie Draco do Malfoy Manor bez połowy niezwykle upartych brytyjskich czarodziejskich mediów siedzących mu na ogonie będzie trudne.
Nie zdawał sobie sprawy, że przygląda się Draco uważniej niż zwykle, dopóki ten ostatni nie wycedził na niego:
- Twoje nagłe zainteresowanie moimi spodniami jest niepokojące, Potter. Mów.
- Hmm. - było wszystkim, co powiedział Harry, a zaraz po nim nastąpiło równie niepokojące. - czy mógłbyś powtórzyć mi jeszcze raz jaki nosisz rozmiar?
***
Colin Creevey miał zły dzień. Jemu i jego niewzruszonej młodszej asystentce, Jessice, udało się do tej pory zgromadzić zbiór fotografii przedstawiających cegły domu na Grimmauld Place, liczne ujęcia okien pierwszego piętra i kilka zbliżeń czyjegoś nosa wystającego przez małą szczelinę między zasłonami.
Nikt nie zamierzał płacić za zdjęcia anonimowego nosa.
Na razie nie mieli nic o ich temacie dnia, Draco Malfoyu, który musiał uciekać spod bacznego oka Harry'ego Pottera teraz, gdy został oficjalnie oczyszczony przez Ministerstwo.
Informator Colina z Wydziału Magicznego Transportu potwierdził dotychczas, że tego ranka nie odbył on żadnej podróży przez Fiuu z Grimmauld Place. To było sprytne ze strony Malfoya. Można było śledzić podróż przez Fiuu. Lotu na miotle się nie dało.
Cóż, chyba że było się przygotowanym na pościg, co z pewnością już obmyślili.
Nikt nawet nie wiedział, czy Harry nadal był w domu tego ranka, ale Malfoy na pewno był. Właśnie go widzieli.
Trzy godziny czekania w przejmującym mrozie opłaciły się, gdy Draco w końcu wykonał swój ruch. Jessica, która chciała zostać awansowana, jako pierwsza go zauważyła.
- Tam jest! - wrzasnęła, a jej głos był szorstki od zimna.
Nędzni ci, którzy odkładając na bok wszelkie myśli o kolegialnej rywalizacji, zebrali się razem, szukając ciepła. Wszyscy nie tyle wskoczyli do akcji, co wślizgnęli się w nią.
Ktoś z Czarownicy jęknął, że dobrze jest znowu poczuć swoje stopy.
To był Malfoy. Wszyscy rozpoznali wyblakłe brązowe spodnie i grubą, czarną wełnianą kurtkę, którą przed chwilą miał na sobie stojąc przy oknie. Podciągnął kaptur kurtki i owinął szalikiem dolną połowę twarzy.
Spojrzał na nich przelotnie - Colin mógł przez chwilę rozpoznać w nich pogardę. Musiała to być pogarda. A potem Malfoy znalazł się na swojej miotle i wzniósł się w powietrze z zawrotną prędkością.
Czas zarobić na czynsz - zdecydował Colin, wsiadając wraz ze swoją asystentką na miotłę.
***
Draco odczekał, aż upłynie ustalone dwadzieścia minut, zanim niezauważony opuścił Grimmauld Place. W zasięgu wzroku nie było żadnego reportera.
Potter był świetnym lotnikiem, Draco musiał to przyznać. O wiele lepszym niż wtedy, gdy byli dziećmi.
Potter też się mylił.
Nie nosili dokładnie tego samego rozmiaru, sądząc po fakcie, że lotnicze szaty Pottera były trochę za krótkie.
***
Powrót do domu nie powinien tak wyglądać - pomyślał Draco. Zwłaszcza nie wracając do jego domu. Merlinie, był naprawdę zdenerwowany.
Unosił się przez chwilę, zginając nerwowo dłonie w rękawiczkach. Draco nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz miał spocone ręce. I to pomimo piekielnie zimnego wiejskiego powietrza. Leciał nisko nad graniczącą z posiadłością wioską Thimble Creek, pod osłoną cienistego szronu i mgły, i zachwycał się czymś, co wyglądało na dziesięciokrotny wzrost jego wcześniej niewielkiej populacji.
Po odejściu Lucjusza, społeczności przywrócono magię, a jej mieszkańcy mogli teraz znowu zarabiać dzięki niej na życie. Starzy mieszkańcy musieli wrócić. Albo to, albo nowi czarodzieje zdecydowali się tam osiedlić.
Była tam zupełnie nowa wioska i kilka domów kupieckich. Draco mógł dostrzec nowe domki na obrzeżach. Wszędzie, gdzie spojrzał, byli ludzie zaczynający pracę tego dnia.
Były też dzieci. Draco ledwo pamiętał, kiedy ostatnio widział dzieci w Thimble Creek. Lecąc, czuł się jak intruz, jak część mrocznej i przygnębiającej przeszłości posiadłości.
Powrót był prawie niewłaściwy.
Przez chwilę coś młodego i przestraszonego na chwilę zaiskrzyło w nim, przez co prawie zawrócił. Ale nie miał dokąd zawracać.
Potem, ponad wierzchołkami drzew, dostrzegł Malfoy Manor i bardzo łatwo zdusił tę starą chęć. Wylądował w milczeniu tuż za główną, żelazną bramą i przez chwilę obserwował posiadłość.
Mimo że była zima, było zielono. Drzewa były nagie, ale bliźniaczy rząd wypielęgnowanych krzewów, który graniczył z długą ścieżką prowadzącą do podzielonych na pół stopni frontowych domu, był żywy i zdrowy. Draco delektował się tym widokiem, jak tylko mógł, po spędzeniu takiej ilości czasu na jałowej pustyni.
Pansy z pewnością świetnie utrzymywała dom.
Wyjął różdżkę i dotknął nią bramy. Wrota otworzyły się płynnie i cicho. Rdza i korozja były teraz częścią historii. Zarzucił miotłę na ramię i zaczął iść, a ostry żwir skrzypiał pod jego butami.
Sam dwór otrzymał świeżą warstwę farby. Draco nie mógł się powstrzymać od rozbawienia faktem, że nawet industrialne przemalowanie na biało nie wystarczyło, aby usunąć gotycki i opresyjny charakter tego miejsca. Dom nadal miał swój własny charakter. Ramy dachowe i okienne zostały naprawione, a szyby wyszorowane z brudu.
Kiedy dotarł do centralnego wejścia, które było otoczone grubymi, białymi filarami, zobaczył, że marmur został wypolerowany i odnowiony, a olbrzymie mosiężne kołatki w kształcie smoków na frontowych drzwiach błyszczały.
Poczuł mocne uderzenie deja-vu. Przypomniał sobie, jak ostatni raz stał na tym samym progu, czując dyskomfort na myśl o poinformowaniu ojca o swoim niefortunnym małżeństwie z Hermioną.
Hermiona stała u jego boku, przestraszona, odważna, rozczochrana, czarująca. Wytrzymała w obliczu ich kłopotliwego położenia i była na tyle naiwna, by wierzyć, że sama obecność Draco ochroni ją przed wszelkiego rodzaju złem czy Lucjuszem Malfoyem.
Naprawdę powinien był trzymać ją za rękę.
Draco użył kołatki i czekał. Nie trwało to długo. Za drzwiami rozległo się tupanie, a potem zostały one gwałtownie otwarte. Stała tam Pansy, ubrana w nieskazitelne ciemnofioletowe szaty.
Nie wyglądała na zdziwioną, widząc go tam.
- Najwyższy czas - powiedziała Pansy, a potem rzuciła się w jego ramiona.
***
- Ekhem.
Draco spojrzał ponad czubkiem ciemnej głowy Pansy i zauważył chudego, ciemnowłosego młodzieńca, który patrzył na nich gniewnie stojąc u stóp schodów. Dzierżył w dłoni miotełkę z piór, chociaż wnioskując z nastroju sytuacji mogła to być równie dobrze maczeta.
Pociągająca nosem Pansy wydostała się z lekkiego uścisku Draco i uśmiechnęła się do niego wilgotnymi, niebieskimi oczami.
A potem mocno uderzyła go w ramię.
- Mogłabym cię zabić za wszystkie zmartwienia, na które mnie naraziłeś!
- Oh już spokojnie - mruknął Draco, pocierając biceps. - Kto to jest? - Skinął brodą w stronę wciąż gniewnego młodzieńca, który wydawał się być świadkiem tego, co Pansy wolałaby uznać za chwilę prywatną.
- O. - Pansy zarumieniła się i poprawiła włosy, mimo że nie wymagały poprawiania. - Draco, to jest Boris, mój służący.
Borys stuknął obcasami na powitanie. Opuścił trzymaną miotełkę, ale grymas pozostał.
Było coś w sposobie jego podejścia, co wymagało dalszej uwagi, ale w tej chwili Draco był zajęty zwracaniem uwagi na całą pracę, jaką Pansy włożyła w odbudowę Dworu.
To miejsce zostało dokładnie poddane lekkiemu rokokowemu odświeżeniu. Większość eleganckich i ozdobnych elementów wyposażenia, które nabyła Narcyza, została odzyskana z magazynu Dworu, wypolerowana na drobny połysk i użyta.
- Pansy, wykonałaś niezwykłą robotę w tym miejscu - powiedział jej, będąc pod szczerym wrażeniem.
Na brzmienie tego komplementu na małej twarzy Pansy malowała się przyjemność.
- Pamiętaj, że się do tego urodziłam, Draco.
Pochylił głowę w jej stronę.
- Wiem, ciągle mi to powtarzałaś - mruknął. - Nie sądzę, żebym kiedykolwiek w pełni docenił, ile pracy wymaga utrzymanie tego wszystkiego.
Pansy trochę spoważniała.
- Twoja matka wykonała świetną robotę, niech spoczywa w pokoju. Po prostu naprawiłam, co mogłam. - Chwyciła go pod ramię. - Chodź, oprowadzę cię trochę zanim cię przesłucham. Boris, czy mógłbyś podać nam herbatę w salonie?
Pansy mogła być najzdolniejszą Panią Dworu, ale jej sługa nie był posłusznym skrzatem domowym. Na jego szorstkiej twarzy malował się buntowniczy wyraz.
- Proszę? - dodała ostro, zwężając oczy na Borisa.
Chłopak wymamrotał coś niespójnego i odszedł. Jego chód był dziwnie ospały dla tak drobnej osoby.
Draco uniósł na to brew, na co odpowiedziała przewracając oczami.
- Nie martw się, wezmę go ze sobą, kiedy odejdę.
Wycieczka rozpoczęła się od biblioteki, która została wyposażona w nowy, ogromny perski dywan i całkowicie kamienny kominek. Draco rozpoznał duże pozłacane lustro, które stało nad paleniskiem. Wcześniej znajdowało się ono w jednym z pokoi gościnnych. Pomiędzy mahoniowymi regałami na książki znajdowała się oprawiona w ramkę antyczna mapa Wysp Brytyjskich, oczywiście magiczna. Co jakiś czas z południowego wybrzeża wypływał malutki, atramentowy żaglowiec, kierujący się w stronę Francji.
Pansy prowadziła do dalej, przez sypialnie, z których większość pozostała nietknięta, z wyjątkiem świeżej warstwy farby w starej sypialni Draco i nowych zasłon z bogatej brązowo-złotej satyny. Prawie jak kolory Gryffindoru - pomyślał Draco.
W starej sypialni jego matki były świeże kwiaty i Draco zauważył, że Pansy powiesiła tu kilka jej portretów, które zostały wcześniej zdjęte przez Lucjusza. Zatrzymał się przy jedynym z nich, na którym była ich trójka - on i jego rodzice. To był ich ostatni stworzony portret, zanim Narcyza opuściła Dwór.
Pansy podeszła do niego. Zapach jej perfum był mocno wyczuwalny w zamkniętej przestrzeni.
- Zawsze mi się podobało - powiedziała. - Ile miałeś lat?
- Dwanaście - odparł Draco. Jego głos brzmiał odlegle.
Obraz wyglądał jakby pochodził z innego życia. Obserwował swoje dwunastoletnie ja, ubolewając trochę nad trudnym nachyleniem szczęki i śmieszną szatą z falbankowym krawatem, którą kazała mu nosić matka. Ciągle za niego ciągnął na obrazie. Był też pasujący kapelusz, z którym stanowczo odmówił mieć cokolwiek wspólnego. Narcyza siedziała na krześle z bladymi, eleganckimi rękami skromnie złożonymi na kolanach. Nie poruszyła się zbytnio, tylko powoli zamrugała, jakby nadal siedziała do portretu.
Nie było uśmiechu. Narcyza nigdy nie uśmiechała się na portretach, ponieważ uważała, że to ją postarza. Draco nie mógł zrozumieć, jak to działa. Uśmiechy były ponadczasowe.
Lucjusz stał niemal niedbale za Narcyzą, z jednym przedramieniem przerzuconym przez oparcie krzesła i skrzyżowanymi nogami w wysokich butach. To było oczywiście przed jego skazaniem, cztery lata przed odebraniem mu różdżki. W jego wyrazie twarzy nie było krzty porażki. Jego przystojna twarz promieniowała mistrzostwem wszystkiego, co oglądał, łącznie z obserwatorem.
Pansy zajmowała sypialnię gościnną we wschodnim skrzydle. Trudno było nie zauważyć, bo różowy był tu wyraźnie dominującym kolorem wystroju. Jednak tym, co naprawdę zwróciło uwagę Draco, było łóżko. A raczej cały asortyment pluszowych słoni, które piętrzyły się, szukając miejsca na jedwabnej narzucie.
Było to stado puchatych słoni różnej wielkości, ułożonych w równych rzędach. Było ich więcej niż wcześniej, był tego pewien. Pośrodku tego wszystkiego siedziało, o czym Draco wiedział, że było najstarsze z całej parceli - duży, futrzany żółty słoń, którego uszy wyglądały, jakby potrzebowały małego szycia.
Odwrócił się, by spojrzeć na Pansy z niedowierzaniem, ale była całkowicie zajęta wyjaśnianiem mu składu zasłon łóżka.
Draco ledwo utrzymał język za zębami.
Istniała szansa, że przyjął bardzo błędne założenie, ale szczerze w to wątpił.
Następnie odwiedzili gabinet jego ojca. A raczej zatrzymali się przy drzwiach. Stali dokładnie w tym miejscu, w którym prawie pocałował Hermionę w dniu, w którym odwiedzili razem Dwór.
Pansy źle zrozumiała jego wahanie.
- Czy potrzebujesz chwilę samotności?
Wygrzebał odpowiednią odpowiedź.
- Nie, wszystko w porządku. Myślę, że na razie pominę ten pokój. Mam mnóstwo czasu na ponowne zapoznanie się z nim później.
Skinęła głową, wzięła go za rękę i zaprowadziła do pobliskiego salonu.
- I tak nie było tam zbyt wiele do roboty. Tulipanka utrzymywała to miejsce w nieskazitelnym stanie nawet po odejściu twojego ojca. Powiedziała, że właśnie tego chciał.
- Nawiasem mówiąc, gdzie jest Tulipanka? Nie wysłałaś jej na emeryturę, prawda?
- Tę skrzatkę? - Pansy prychnęła. - Miałbym więcej szczęścia, próbując uwieść Harry'ego Pottera. Jest w wiosce i załatwia sprawy.
- Skoro mowa o Thimble Creek. Ta zmiana jest niezwykła - zauważył Draco.
Pansy uśmiechnęła się.
- To prawda? To wszystko przez graby. Poleciłam wieśniakom je sadzić. Niemożliwe byłoby utrzymanie tego miejsca za tę śmieszną kwotę, jaką Ministerstwo przeznaczyło mi na pobyt tutaj. Musiałam znaleźć inny sposób na generowanie dochodu. Gleba na twojej posiadłości jest najwyraźniej najlepsza w kraju. Zajęło nam trochę czasu, zanim wymyśliliśmy, jak przetworzyć drewno, ale kiedy już to zrobiliśmy, zaczęliśmy sprzedawać je bezpośrednio wytwórcom różdżek i kilku aptekarzom. Wieś skorzystała z zysków, o czym sam się już przekonałeś.
Weszli do salonu i usiedli na przeciwległych, satynowych kanapach w paski obok kominka. Pansy podsyciła ogień, podczas gdy Draco zdjął rękawiczki i włożył je do kieszeni.
- Są ładne - powiedziała Pansy, podziwiając wyściełaną kaszmirem skórę. Było oczywiste, że drogie rękawiczki nie pasowały do reszty dość podstawowego stroju Draco. Pansy zwracała uwagę na szczegóły.
- Są Pottera. Razem ze wszystkim, co mam na sobie w tej chwili - przyznał z pewną rezygnacją. - Grożono mi ścięciem głowy, zwłaszcza jeśli nie zwrócę rękawiczek.
Pansy wygładziła spódnicę i przez chwilę wpatrywała się w niego oczami wielkimi ze zdumienia.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty siedzisz tu naprzeciwko mnie.
Draco spojrzał na nią czule.
- Czy tak strasznie się zestarzałem?
Zaśmiała się. To był ten sam śmiech ze szkoły, dziewczęcy z odrobiną protekcjonalności.
- Draco, kochanie, nawet z tą fryzurą, którą nosisz, będziesz piękny, gdy będziesz mieć sto osiem lat. - Spoważniała. - Ale czy to było tak okropne, jak sugerują gazety? Mówią, że byłeś w Afryce przez jakiś czas. Czy to prawda?
- Wylądowałem w Egipcie - potwierdził Draco. - Wcześniej spędziłem dwa lata w Europie.
- Co się stało w Egipcie?
Przez chwilę wyglądało na to, że nie zamierza wdawać się w szczegóły, ale potem powiedział:
- Wyśledziłem Bellatriks do Kairu, a potem uciekła do Kenii. Skończyło się na tym, że złapałem ją w Nairobi i przywiozłem z powrotem do Kairu. Potem przyjechaliśmy tutaj. Krótko mówiąc.
- Tak - powiedziała Pansy, drżąc. Jej oczy były rozszerzone. - I założę się, że wszystkie te fragmenty akcji pomiędzy przyniosłyby mi koszmary. Powiedz mi coś? Czy można by to zrobić, gdybyś wrócił do Ministerstwa z informacjami, których potrzebowali, aby ją znaleźć?
Komitet oczywiście zajął się tą kwestią ze wszystkich stron. Powiedział jej to samo, co im.
- Możliwe - przyznał Draco. - Ale myślę, że udało mi się tylko dlatego, że mogłem zanurzyć się w jej operacjach, że tak powiem. Podejście wystarczająco blisko bez jej wiedzy zajęło bardzo dużo czasu. Ciężko mi opisać jaka była paranoiczna pod koniec.
- I wydaje się, że nie bez powodu - domyśliła się Pansy.
Odpowiedzią był jego sardoniczny uśmiech.
- Czy nadal czujesz coś do Granger? - zapytała z niemal okrutną obojętnością. - Jesteś tu od ponad godziny i ani razu nie wspomniałeś jej imienia. Trudno zapomnieć o okolicznościach, w których odszedłeś - zauważyła Pansy. - Albo spekulować, dlaczego wróciłeś, jeśli o to chodzi.
- Moje uczucia w tym względzie pozostają niezmienione - powiedział równo Draco.
- Będzie ciężko sprawić, żeby znów ci zaufała. Nigdy bym ci nie wybaczyła, nawet biorąc pod uwagę fakt, że przyniosłeś Bellatriks Lestrange w prezencie przeprosinowym.
- Dziękuję, Pansy.
Posłała mu lekko przepraszające spojrzenie.
- Przepraszam, że jestem taka pesymistyczna. Cztery miesiące temu August Winthrop zginął podczas misji w wiosce w Devonshire. On i Millicenta byli małżeństwem dopiero od dwóch tygodni, kiedy to się stało.
- Do diabła - syknął Draco. - Co się stało?
- Co dziwne, ktoś twierdził, że cię tam widział. Ministerstwo wysłało dwoje ludzi do sprawdzenia, co zwykle robią, gdy widzi się Malfoya, czy to ciebie, czy twojego ojca. Nikt nie spodziewał się, że wejdą wprost w obozowisko Śmierciożerców. To nie byli aurorzy wysłani przez Ministerstwo. Winthrop był Administratorem, na litość Merlina. Od tamtej pory Millicenta jest absolutnie niepocieszona. Miłość jest okropnym brzemieniem, Draco - powiedziała trochę zbyt ostro. - To czyni cię podatnym na wszelkiego rodzaju ból, ale jestem pewna, że już to wiesz.
- Dlatego oczywiście pozostajesz szczęśliwą singielką? - Draco obserwował ją uważnie.
Zamrugała, gdy znalazła się w centrum zmiany tematu.
- Dokładnie tak, dokładnie.
Draco zarzucił rękę na zagłówek kanapy i wyciągnął szyję w kierunku drzwi.
- Wygląda na to, że twojemu Borisowi zajmuje trochę czasu ta herbata.
Jakby na zawołanie rozległ się odległy odgłos zamykających się drzwi szafki, a następnie odgłos pęknięcia czegoś kruchego i kosztownego.
Pansy przez chwilę wyglądała na zaskoczoną, ale szybko odzyskała świadomość posyłając mu uśmiech.
- Kuchnia jest w pewnej odległości stąd.
Draco ukrył swoje rozbawienie.
- Tak pamiętam.
Uśmiech Pansy stał się napięty. Wstała.
- Zobaczę tylko, co go wstrzymało, dobrze?
Po chwili namysłu Draco wyjął cenne rękawiczki Harry'ego z kieszeni i celowo zostawił je na siedzeniu obok siebie.
***
Został na trzy godziny. Przynajmniej Pansy zrobiła mu o wiele lepszą filiżankę herbaty niż Potter. Postanowiła, że za dwa tygodnie urządzi wieczór, aby ponownie oficjalnie otworzyć dwór i powitać z powrotem prawowitego właściciela. Draco wiedział, że lepiej nie odmawiać. To było nie tylko powitanie jego, ale i pożegnanie dla Pansy i nie mógł jej tego żałować.
Draco nalegał, by została i nadzorowała wyraźnie udany interes grabowy, który prowadziła z mieszkańcami Thimble Creek, ale zapewniła, że w wiosce jest już zdolny zastępczy menedżer. Musiał trochę ją podopytywać, by w końcu ujawniła, że przeprowadzi się na południe Włoch, aby zamieszkać w skromnym wiejskim domu, który kupiła i prawie skończyła remont.
Boris, o którym Pansy powiedziała, że jest praktycznie bezrobotny, miałby jej towarzyszyć.
Z litości, jak twierdziła.
Pansy miała wiele cech, ale Draco nigdy nie uważał, żeby była delikatna i litościwa.
Draco miał pozostać w wiejskiej gospodzie aż do oficjalnego przekazania mu dworu za dwa tygodnie, pomimo jej protestów, żeby natychmiast przeniósł się do swojego starego pokoju. Po sześciu tygodniach spędzonych z Potterem Draco był bardziej niż gotowy na chwilę wytchnienia.
Był już w połowie drogi do bram z kutego żelaza z przodu posiadłości, zanim zdyszany Borys dogonił go.
- Panie Malfoy, zapomniał pan o tym! - zawołał, trzymając w górze rękawiczki Harry'ego.
Draco odwrócił się do niego, wyglądając na zniecierpliwionego. Chwycił rękawiczki.
- Na piersi Merlina, Goyle, zajęło ci to niesamowicie dużo czasu. Gdybym szedł wolniej, stałbym nieruchomo.
Goyle otworzył usta. Przez około pół minuty wyglądał jak złota rybka.
- Co… ty… wiesz!
- Tak, wiem - warknął Draco. - Gdyby ten ponadprzeciętny przejaw zaborczości w holu nie wystarczył, by mnie przekonać, to wielokolorowe safari na łóżku Pansy z pewnością by załatwiło sprawę.
Otwarte usta zamknęły się.
- Tak, cóż, ona lubi słonie - mruknął Goyle.
- Więc rozumiem. - Draco westchnął. - Dlaczego, do diabła, tu jesteś? Jeśli cię złapią, będziesz do końca życia mieszkać w Azkabanie! Nie wspominając o tym, co by jej zrobili!
- Nie złapią mnie. Jestem Boris, pamiętasz?
- To prowadzi nas do pytania, gdzie jest prawdziwy Boris? - Draco zmrużył oczy. - A może nie chcę wiedzieć?
- Jest urzędnikiem pracującym w Ułan Bator w Mongolii. Nie ma pojęcia o tym wszystkim i tak się złożyło, że mamy dość jego włosów, by zrobić kolejny rok zapasów Eliksiru Wielosokowego i… tak ok, nie chcesz wiedzieć.
Draco zmarszczył brwi.
- Cóż, do cholery, lepiej miej nadzieję, że nikt nie wróci z wakacji stamtąd i zacznie zastanawiać się, dlaczego jakiś urzędnik z obcej wioski, którego dopiero co widzieli za granicą, poleruje wyroby z mosiądzu dla Pansy Parkinson w Wiltshire!
- Kto, do diabła, jeździ na wakacje do Ułan Bator w Mongolii?
Draco zamyślił się przez chwilę.
- Słuszna uwaga - przyznał.
Goyle szurał nogami, a potem miał czelność uśmiechnąć się do niego.
- Swoją drogą, dobrze cię widzieć. Nawet jeśli naprawdę wyglądasz jak diabli.
Draco zastanawiał się, czy jest skazany na słuchanie o swoim wyblakłym wyglądzie, w nieskończoność.
- Jak długo jesteś Borisem Służącym?
- Dwa lata.
Znowu był zły.
- Kurwa, Goyle! Myślałem, że do tej pory oboje z was wdrożyłoby się w każdy półobrotowy plan, jaki wymyśliliście!
- Tak, cóż, miło było mieszkać tu w zgodzie z nią po tym, co musiałem zrobić… cóż, spodziewałem się, że wiesz o tym wszystko. To cud, że nawet mnie przyjęła! Nie możesz winić nas za chęć na trochę stabilności.
- Powinieneś był mi powiedzieć! Obraża mnie, że ani ty, ani Pansy nie myślicie, że można mi zaufać.
- Malfoy, z całym szacunkiem, dowiedzieliśmy się, że żyjesz niecałe dwa miesiące temu. Nie wiedzieliśmy, co myśleć, dopóki cię ponownie nie zobaczyliśmy. Z tego, co wiedzieliśmy, mogłeś zostać wysłany, aby mnie wyśledzić, uciekającego przed Śmierciożercami.
- A co teraz myślisz?
Goyle rozważył pytanie.
- Myślę, że wróciłeś z tych samych powodów, dla których ja wróciłem. I myślę, że jest coś, o czym Pansy zapomniała wspomnieć…
Draco spojrzał na niego zaciekawiony.
- Tak?
Goyle wciąż się wahał.
- Cóż, zgaduję tylko, że Pansy ci nie powiedziała, ponieważ w tej chwili nie wyglądasz, jakbyś chciał kogokolwiek zabić ...
- Wiem o Snape'ie - przerwał Draco. - Jestem w stanie coś z tym zrobić teraz, kiedy odzyskałem swoją tożsamość.
Goyle szybko skinął głową.
- Oczywiście, że to obrzydliwe, co mu się przydarzyło. Dostał wyrok za uwolnienie Lucjusza, ale popełnił też nieautoryzowane użycie Veritaserum na Pansy, kiedy przesłuchiwał ją ostatniej nocy w Hogwarcie. Napisała nawet list, w którym napisała, że go o to nie oskarża, ale to nic nie dało. Dumbledore zrobił wszystko, by nie wpuścić go do więzienia, ale historia Snape'a nie działała na jego korzyść.
- Jeśli nie chodzi o Snape'a, to co Pansy powinna była mi powiedzieć?
Goyle wyglądał teraz niesamowicie nieswojo.
- Nicholas Winter - powiedział w pośpiechu. - Jest mugolakiem, pracuje w dziale Granger. August Winthrop i Winter byli dobrymi przyjaciółmi. Pansy zawsze gościła Augusta i Millicentę na obiedzie i cóż… Wiele słyszałem, będąc posłusznym, unoszącym się w powietrzu służącym, którym jestem.
- Nicholas Winter? - powiedział Draco, a jego wyraz twarzy pociemniał.
- On jest szefem Granger. Cóż, nie szefem, tak właściwie. Bardziej przełożonym. Może nawet nie. Myślę, że może być po prostu kolegą. Mogę się mylić. August zawsze opowiadał, jak Nick praktycznie kierował tym działem.
Draco niecierpliwie uniósł dłoń.
- Greg, kim do cholery jest Nicholas Winter i dlaczego nagle czuję tę morderczą wściekłość, o której mówiłeś wcześniej.
Goyle posłał swojemu staremu przyjacielowi współczujące spojrzenie.
- To chłopak Granger.
No tak, powrót dziedzica Malfoyów, nie może obejść się bez zainteresowania mediów. W końcu nie było go pięć lat i nikt nie wiedział, co się z nim działo i gdzie był. Także wcale się nie dziwię, że teraz stado dziennikarzy koczuje pod domem Pottera i chce uchwycić Draco na zdjęciu. A Draco chyba nie jest gotowy na tak szybki powrót do domu, dlatego pewnie tak przeciąga tym lotem na miotle. Na pewno wspomenia z domu wciąż mają na niego wpływ i nie chcę tak szybkiej konfrontacji. Pansy trzeba przyznać, że naprawdę dobrze zajęła się jego domem. Odzyskał dawną świetność, a nawet wygląda jeszcze lepiej. Boris to Goyle! W życiu bym się nie domyśliła, jednak Draco nic nie umknie. Zwróciłam uwagę na to, że wydawał się być zazdrosny, gdy Pansy i Draco się przywitali, ale nie spodziewałam się, że jest z Pansy. Pomysł chłopaków muszę przyznać, że bardzo przebiegły. Harry znowu mi pomógł, choć powinien go pogonić przecież xD A jednak zapewnił Draco swobodę w tym, by mógł opuścić Grimmauld Place swobodnie. Biedni dziennikarze, którzy nabrali się na tą drobną mistyfikacje xD Hermiona ma chłopaka?! I nikt nie raczył o tym poinformować Draco?! Czyżby wiedzieli, że i tak nic z tego nie będzie, bo ona jest zajęta ale postanowili mu okazać trochę dobrego serca mimo wszystko? No teraz, to się wkurzyłam. Cholera, no niby ogarniam, że on zniknął, nie było go, ich małżeństwo zostało rozwiązane w chwili "śmierci" Hermiony, no ale... No ale przecież oni się kochają! Ona na pewno wciąż go kocha 😞 Hermiona no... Zrozum, że on musiał to zrobić i wybacz mu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ❤️😘
Chłopak Granger??? Draco będzie miał konkurenta.... już nie mogę się doczekać ich spotkania😁😁😁
OdpowiedzUsuńPansy i Greg razem w domu Malfoya 😂😈🔥
A takie pytanko czy autorka DB napisała jeszcze jakieś dramione?
OdpowiedzUsuńJednak udalo im sie wspolnie wypracowac dobry sposob na wyjscia niezauwazonym 😁 Brawo, chlopcy 😁 I, oczywiscie, klaniam sie w pas Pansy, ktora tak swietnie zadbala o Malfoy Manor, chociaz "zadbala" to za male slowo - wspaniale je rozwinela! Pomysl z grabem na rozdzki genialny! Mam nadzieje, ze w tych Wloszech zagrzeja sobie miejsce i uwija ladne gniazdko z Borisem-Goylem, o ile rzeczywiscie tam trafia 😊
OdpowiedzUsuńGranger ma chlopaka... a to ciekawe, ze nikt mu o tym wczesniej nie wspomnial 😁 Wsciekly? A czego sie spodziewales, padalcu? Ugh, co za ograniczona rasa 😁😁😁
Mała
Boris to Goyle - padłam, biedny musiał się męczyć z herbatka 🤣
OdpowiedzUsuńMiło, że Pansy zajęła się dworem, doprowadziła go do użytku, ale to, że razem z Goylem mu nie zaufali. Twierdzili, że został wysłany żeby wyśledzić Goyla i ojca? Po tym jak zaryzykował swoje życie, żeby go ratować, słabe odpłacenie.
Hermiona ma chłopaka? I my nic o tym nie wiemy? 😲 Nikt nie raczył poinformować Draco? 😲 Hmm, cóż Winter, nie masz szans chłopie, ona nadal go kocha...