ROZDZIAŁ 52.
Wizengamot był skacowany. A przynajmniej jego młodsza połowa. Starsza połowa („starsza” zwykle oznaczała sto lat lub więcej) miała zauważalną sprężystość kroków i nosiła czapki w kolorze śliwki ułożone pod żartobliwym kątem.
Zachariasz Smith był wyjątkiem w tej zabawie, ale tylko dlatego, że jego rola skryby na sali sądowej wymagała szczególnej uwagi do zapisywania wszystkiego. Bycie obecnym umysłowo było ściśle zapisane w charakterystyce jego pracy. Eksperymentowali w poprzednim roku z Samonotującym Piórem, ale nie poszło to zbyt dobrze, gdyż skłonność Pióra do zbyt obszernego opisywania i nadinterpretacji skutkowała bardzo podkoloryzowanym efektem.
Dzień po aresztowaniu Bellatriks doszło do masowego przejścia na emeryturę wielu wyższych urzędników Ministerstwa. Ci, którzy pozostali, by realizować swoje kontrakty, byli w nastroju zdecydowanie świątecznym, a raczej post-celebracyjnym. Gdyby obecny nastrój Ministerstwa można było opisać kolorami, wybranoby ciepły i krzykliwy żółty, który od wielu lat był napięty i kruchy.
Przez Ministerstwo wiał nowy, pełen nadziei wiatr, który wlatywał prosto pod spódnice Czarnego Pana.
Harry wyłonił się z Sali Sądowej nr 8, gdzie zbierała się komisja śledcza, i wrócił do siedzenia na ławce na zewnątrz, obok Draco. To był bardzo długi poranek.
- Są dopiero na dziewięćdziesiątej siódmej stronie twojego zeznania - powiedział Harry lekko oskarżycielskim tonem.
Draco wydał niezobowiązujący dźwięk i przewrócił stronę w Proroku Codziennym, który czytał. Od czasu swojego powrotu starał się nadrobić zaległości w bieżących wydarzeniach.
- Przypuszczam, że danie im skróconej wersji było zbyt trudne?
- To jest skrócona wersja - odparł Draco, wciąż nie podnosząc wzroku.
Zapadła krótka cisza, podczas której Harry wpatrywał się w czarne sznurowane buty Draco. To były buty Harry'ego, podobnie jak (co prawda tani), ciemnoszary mugolski garnitur, który Draco miał na sobie tego ranka. Nie zadał sobie trudu, by użyć na nim żadnych naglących zaklęć. To, co było nieco irytujące, to fakt, że nawet okazyjna mikrofibra znaleziona w piwnicy wyglądałaby na chudej postaci Draco jak najnowsza moda wprost z wybiegu.
Zamiast wyglądać przed Winzengamotem na zaniedbanego i lekceważącego, Draco wyglądał na spokojnego i zrelaksowanego. W przeciwieństwie do Harry'ego, który spędził bezsenną noc przed przesłuchaniem rzucając się i miotając w łóżku. Stresował się tak bardzo, że Ginny wyrzuciła go z sypialni, żeby mogła się choć trochę przespać tego ranka przed pracą.
Rozkojarzony Harry wszedł do jadalni, ponownie przeglądając sto siedemdziesiąt pięć stron oświadczenia Draco, jakby tajemnice spokojnego snu leżały na jego stronach.
Czuł się źle, że takie wstrząsające, niepokojące doświadczenia można było przelać na papier tak precyzyjnym, eleganckim i zdecydowanie schludnym pismem. To było trochę niczym oglądanie, jak ktoś zostaje okradziony i pobity w rytm symfonii Czajkowskiego.
Draco nie wydawał się być wcale zmartwiony perspektywą, że Komitet uzna jego działalność w ciągu ostatnich pięciu lat za wystarczająco podejrzaną, by nakazać dalsze dochodzenie lub zażądać tymczasowego aresztowania w Azkabanie na czas obrad.
Minęło już sześć tygodni od jego powrotu, a śledczy z Ministerstwa właśnie przedstawili swój raport, czy obszerna relacja Draco jest faktem czy fikcją.
Oświadczenie zawierało więcej niż kilka incydentów podnoszących brwi. Harry był zaskoczony, że niektóre z bardziej piekielnych doświadczeń Draco nie pozostawiły niezatartego śladu na mężczyźnie. Choć może tak, ale ciężko zdobyte doświadczenie oznaczało, że Draco był w stanie lepiej to ukryć. Merlin wiedział, że nigdy nie był otwartą księgą. Hermiona z pewnością uznała go za interesującą lekturę.
Potrzeba było trochę siły woli ze strony Harry'ego, żeby znów spojrzeć Draco w oczy, nie pozwalając, by pojawiło się w nich zbyt wiele emocji. To nie była litość, troska, szacunek czy podziw, które Harry odczuwał najsilniej, chociaż czuł wszystkie te rzeczy.
Przede wszystkim była to zazdrość.
Zazdrość, że Draco był w stanie zrobić to, do czego Harry nie mógł się zmusić - zostawić za sobą tych, których kochał i wyruszyć na własną misję, w której jedynym zagrożonym życiem byłoby jego własne. To była ciągła, podstępna pokusa.
Harry wiedział wszystko o destrukcyjnej potrzebie zemsty i był aż nazbyt świadomy tego, że pomimo bólu, jaki powodowała, to większe dobro wymagało pozostania tam, gdzie był. Ostatnio jednak Większe Dobro zaczęło wyglądać trochę pulchnie i było zadowolone z siebie.
To, że Voldemort wydawał się upaść dość nisko, nie oznaczało, że ich społeczność mogłaby otrzeć zbiorowo swoje spocone czoło i wznowić życie, tak jakby nigdy nic niezwykłego się nie stało. To był w końcu ich problem, kiedy Voldemort zniknął po raz ostatni.
Ale taka była między nimi różnica, prawda? Draco zrobił, co chciał, a Harry zrobił to, czego chcieli wszyscy inni. Harry pochwaliłby odwagę drugiego mężczyzny, gdyby nie fakt, że działania Draco bezpośrednio doprowadziły do złamania serca Hermiony.
Samolubny lub bezinteresowny, o tym powinien decydować Komitet.
Po chwili drzwi komnaty otworzyły się i stanął w nich lekko poplamiony atramentem Zachariasz. Zawzięcie masował skurcz prawej dłoni.
- W porządku, możesz teraz wrócić.
Harry i Draco wstali.
- Tym razem tylko Malfoy - powiedział Zachariasz, patrząc nieco ostrożnie w kierunku Harry'ego. - Zaraz podejmą decyzję.
Harry usiadł i bez słowa chwycił gazetę, którą Draco starannie złożył i mu wręczył.
***
- Ta… misja, którą sobie wyznaczyłeś. Nazwałbyś to zemstą? - zapytał Dumbledore z balkonu sędziów.
Draco nie przejmował się zbytnio oficjalnym tonem głosu swojego byłego dyrektora, który wydawał się tak nie pasujący do Dumbledore'a, ale przypuszczał, że mężczyzna miał do spełnienia rolę w Komitecie.
- Tak, długa, przeciągająca się, często źle zaplanowana zemsta.
Kolejny głos zabrał inny Inkwizytor, siwowłosa kobieta w średnim wieku, która była uderzająco podobna do Terry’ego Boot’a.
- To z pewnością nie jest lekka lektura, panie Malfoy - powiedziała z powagą. - To, co przeżyłeś… - Machnęła ręką nad przedłożoną przed nią kopią raportu. - … Bliski głodu, w chorobie, która doprowadziła cię o włos od śmierci, te okresy spędzone w okropnych miejscach, a potem w jeszcze gorszych... Ośmielam się twierdzić, że twoje szczególne wychowanie nie mogło cię na to wszystko przygotować. A wszystko to po to, by schwytać Bellatriks Lestrange i postawić ją przed sądem za kierowanie zabójstwem twojej matki?
Szczęka Draco nieco się zacisnęła, ale wyraz jego oczu był po prostu chłodny.
- Nic tak nie buduje charakteru, jak dobra dawka głodu - powiedział lekko.
Horacy Coon, siedzący na najwyższym poziomie Inkwizytorów, wydał zniecierpliwiony dźwięk. Przez większość czasu był zaskakująco cichy.
- To nie jest żart! - ostrzegł.
Draco z rozbawieniem zauważył, że niedawno awansowany Coon nie był już łysy, zamiast tego zdecydował się na bezwładnie wyglądający tupetcik w jasnej blond głowie. Z pewnością mężczyznę stać było na coś lepszego. Tupecik dość źle kolidował ze standardowym, fioletowym nakryciem głowy członków Wizengamotu.
- Zapewniam, że nie trzeba też żywić się chrząszczami gnojowymi - odparł Draco, który nie zauważył lekkiego skrzywienia na ustach Dumbledore'a.
- Czy masz jakieś informacje dotyczące miejsca pobytu twojego ojca, Lucjusza Malfoya lub niejakiego Gregory'ego Alexandra Goyle'a? - zapytał Dumbledore.
To, jak domyślił się Draco, było powodem, dla którego zdecydowali się wezwać go na przesłuchanie, zamiast po prostu oczyścić go z jakichkolwiek zarzutów. Ginny Weasley miała rację. W ciągu sześciu tygodni od powrotu Draco podejrzewał, że najprawdopodobniej zostałby przesłuchany z większą siłą, gdyby nie Potter.
- Nie.
- Przez pięć lat ukrywałeś się przed oczami Ministerstwa i spodziewasz się, że uwierzymy, że nie próbowałeś skontaktować się ze swoim ojcem, dla którego tak się złożyło, że wygodnie zaginął? - zażądał Coon.
- Tak, dokładnie tak.
Coon prychnął z pogardą. To było przerażająco podobne do Umbridge.
- Szczerze mówiąc, nie przekonuje mnie pan, panie Malfoy.
Draco skinął głową ze współczuciem.
- To samo spostrzeżenie mam odnośnie pańskich włosów, panie Coon.
Zachariasz Smith pośpiesznie ukrył swój śmiech pod pozorem nagłego, nieoczekiwanego ataku kaszlu, ale hałas odbił się już echem w dużej komorze. Trzeba przyznać, że jako wyćwiczonemu skrybie jego pióro ani na sekundę się nie zatrzymało.
Mamrocząc pod nosem, Coon patrzył na niego z góry, a jego cera pasowała do jego stroju.
Dumbledore odchrząknął i mamrotanie ustało. Draco nie mógł zrozumieć jego miny, ale pomyślał, że Dumbledore wygląda dość „błyskotliwie”.
- Podjęliśmy decyzję godzinę temu - poinformował w sposób, który sprawiał wrażenie, jakby byli sami, rozmawiając w biurze Dumbledore'a w Hogwarcie.
Ach, to wyjaśniało, dlaczego Coon dopiero teraz wpadł w taką obsesję.
- Po przedłożeniu raportu głównego śledczego w tym tygodniu i po intensywnych rozważaniach, komisja Inkwizycyjna ustanowiła, że tym samym zostałeś oczyszczony z wszelkich podejrzeń dotyczących ucieczki twojego ojca Lucjusza Malfoya i zniknięcia Gregory'ego Goyle'a.
Draco westchnął. Z pewnością zajęło im to wystarczająco dużo czasu.
Dumbledore uśmiechnął się.
- Witaj w domu, Draco.
***
- Odwaliłaś niezłą robotę w unikaniu Malfoya.
- Dziękuję - powiedziała Hermiona, zmuszając się aby krzyczeć przez wiatr. - Ciężko nad tym pracowałam.
Ginny westchnęła, ale tylko dlatego, że Hermiona z pewnością by tego nie usłyszała. Stały przed głównymi bramami Azkabanu, wyszły właśnie z punktu bezpieczeństwa, który sam w sobie był zagrożony zdmuchnięciem.
Z maleńkiej wartowni odpadło kilka ciemnych gontów, wirując na wietrze jak spanikowane wrony złapane przez wicher. Dobrze, że tego ranka postanowiła założyć spodnie i gruby płaszcz zamiast zwykłych biznesowych szat. Lekkie szaty nie poradziłyby sobie dobrze podczas ostrej burzy, szalejącej na północno-wschodnim wybrzeżu.
Młody strażnik, który ich eskortował, przekręcał teraz duży klucz przy szerokich drzwiach. Wolną ręką trzymał kapelusz na głowie.
- Cóż, nie może trwać w nieskończoność - dodała Ginny. - Poza tym myślę, że on zaczyna przyrastać do Harry’ego.
- Co? Masz na myśli, jak pleśń?
Hermiona zatęskniła za rozbawionym spojrzeniem Ginny, gdy bramy Azkabanu otworzyły się, wspomagane wiatrem. Obie kobiety przywitało bardzo spokojne, wilgotne powietrze. W środku nie było jednak cieplej niż na zewnątrz, a na pewno znacznie ciemniej pomimo zapalonych pochodni przymocowanych do ścian w trzymetrowych odstępach. Hermiona mocniej owinęła się płaszczem w kolorze zielonego groszku.
Żałowała, że nie zabrała ze sobą grubszego szalika. Ten, który miała na sobie, był bardzo reprezentacyjny, ale coś z bezdennej szafy dziewiarskiej Molly Weasley o wiele lepiej powstrzymywałoby to przeszywające zimno. Na zewnątrz nadal wył wiatr, a jego dźwięk odbijał się echem w przepastnych korytarzach.
Podszedł kolejny strażnik. Posłał Hermionie szeroki, przyjazny uśmiech.
- Panno Granger. Już wróciłaś? Oczywiście nie mamy nic przeciwko. Niewielu gości tutaj ostatnio przybywa.
- Cześć Horacy. Jak noga?
- Dużo lepiej, dziękuję, że pytasz. - Strażnik zwrócił się ku Ginny, teraz wyglądając nieco mniej przyjaźnie. - Czy mogłabyś się wpisać? - wskazał na duży rejestr z psimi uszami, który wisiał w rogu.
Do książki przywiązane było roztrzęsione pióro, które od czasu do czasu próbowało uciec. Ginny podeszła, aby wpisac się rejestr, i otrzymała żółtą przepustkę dla gości.
- Dacie sobie radę? - zapytał Horacy Hermionę.
- Poradzimy sobie. Sama do niej pójdę.
- Widzę, że nadal się do mnie nie przekonał - zauważyła Ginny, gdy Horacy wyszedł, by ponownie zająć swoje stanowisko.
- Tak jest ze wszystkimi prawnikami - poinformowała Hermiona. - Fakt, że jesteś córką Ministra i przypadkiem reprezentujesz Snape'a, oczywiście nie pomaga.
Dwie kobiety podeszły do wind. Hermiona nacisnęła guzik i rozległ się głośny metaliczny jęk.
- Fakt, że reprezentuję Snape'a czy fakt, że dobrze go reprezentuję?
- Och? A zatem apelacja idzie dobrze? - zapytała Hermiona.
Zwykle pełne usta Ginny ściągnęły się do cienkiej linii.
- Raczej nie, ale jakakolwiek redukcja inna od dożywocia jest lepsza.
Hermiona zgodziła się.
- Rozmawiałam o tym z twoim ojcem, ale mówi, że ufa procesowi.
- Fakt, że złapaliśmy Zabiniego tylko dlatego, że Snape uwolnił Lucjusza, nie pomógł niestety tak bardzo jak myślałam.
Ginny westchnęła, po czym dodała:
- Jest też inna, drobna sprawa… Ministerstwo uważa, że Lucjusz Malfoy jest większym złem niż Blaise Zabini.
Hermiona pomyślała o Lucjuszu, takim jak ostatnio widziała go w jego gabinecie w Malfoy Manor: imponującym, przerażającym, pozornie nieskruszonym jego złym traktowaniem Draco.
- Jestem skłonna się zgodzić - powiedziała cicho.
Trudno było pogodzić ten obraz z Lucjuszem, który ryzykował życiem, aby uwolnić Draco z kryjówki Łowcy Głów w Walii. To była dość odważna akcja ratunkowa, kiedy pomyślało się, że Lucjusz był poszukiwany przez obie strony walki: martwy przez Ciemność i żywy przez Światło
- Więc czy planujesz unikać Malfoya w nieskończoność?
Hermiona wzruszyła ramionami. Ponownie wcisnęła przycisk, ponieważ winda wydawała się nie spieszyć.
- Wróci do Malfoy Manor, gdy Komitet oczyści go z zarzutów, co nastąpi wkrótce. Domyślam się, że będzie zajęty ponownym zapoznaniem się ze swoim domem i pieniędzmi.
- Naprawdę wierzysz, że wrócił tylko po to, by zobaczyć dwór i swoje dziedzictwo? - zapytała Ginny, brzmiąc na zaintrygowaną.
- Majątek rodzinny i status społeczny zawsze były dla niego najważniejsze. Zawsze określał to dość jasno.
- A co z zemstą? - Ginny szturchnęła ją lekko. - Poświęcenie całego czasu i energii na polowanie na osobę odpowiedzialną za śmierć jego matki nie jest samolubnym aktem.
Hermiona uniosła brew.
- Czyżby?
- Mówię tylko, że myślę, że może mieć inne ambicje niż zamawianie nowych zasłon do swojego domu i liczenie stosów pieniędzy. Trudno mi uwierzyć, że nie darzysz go nadal uczuciem.
- To było dawno temu. Byłam bardzo młoda - przypomniała jej Hermiona. Marszcząc brwi, ponownie wcisnęła przycisk windy, tym razem mocniej.
- W przeciwieństwie do bycia teraz bardzo starą, och niesamowicie starą dwudziestotrzylatką? - odpowiedziała sucho Ginny.
Winda przyjechała.
Hermiona spojrzała na przyjaciółkę z rozbawieniem, gdy weszły do środka.
- Byłam młodsza. Pamiętasz naszą młodość, prawda?
Ginny prychnęła.
- Jak przez mgłę.
- Popełniłam błąd. Bóg jeden wie, że wystarczająco dużo razy próbował mnie ostrzec. Nie rozumiałam aluzji, wiesz? Dlaczego tak bardzo chcesz go nagle bronić? Z pewnością nie śpiewałaś pochwał na jego cześć kilka lat temu. I czy Harry wie, że macie wspólne sesje strzyżenia włosów późną nocą? - zapytała Hermiona, zakładając za ucho krótki lok w kolorze kawy.
- Z pewnością nigdy nie śpiewałam pochwał dla Draco Malfoya - odpowiedziała chłodno Ginny. - I nie proszę, żebyś mu wybaczyła, ale po prostu… Ty go nie widziałaś, Hermiono. On… cóż, wiem, że to zabrzmi banalnie, ale on się zmienił. Cierpienie zmienia człowieka.
Dotarły na czwarte piętro, oznaczone jako „Maksymalnie chronione” na tarczy wewnątrz windy. Hermiona wyciągnęła dłoń, wypuszczając Ginny jako pierwszą.
- Jeśli cierpiał, to był jego własny wybór. Nie kazałam mu odejść, Ginny. Pamiętaj o tym. Sam opuścił tą łódź.
- Może czuł, że nie miał wyboru? Tak naprawdę wszyscy byliśmy jeszcze dziećmi. To mogła być zła decyzja, ale czasami możemy podejmować takie decyzje tylko w oparciu o nasze ograniczone zrozumienie rzeczy. I jakoś nie sądzę, żeby Malfoy miał duże doświadczenie w relacjach z ludźmi, którzy troszczyliby się o niego bezwarunkowo. To, co wydarzyło się ostatniego dnia w szkole, zryłoby psychikę chyba każdemu.
- Nie zostawiasz ludzi, których kochasz - powiedziała Hermiona, gdy były w połowie korytarza. - To najprostsza zasada, jaka tylko może być. Harry to rozumie.
Twarz Ginny nieco pociemniała.
- Czasami się nad tym zastanawiam…
Hermiona odwróciła się, by spojrzeć na Ginny z niedowierzaniem.
- Harry nigdy by cię nie zostawił!
- Nie żebym o tym nie myślała! - Ginny wydawała się zaskoczona tym, jak gwałtownie zabrzmiała.
- Harry ma czasami różne głupie myśli - zgodziła się ze współczuciem Hermiona. - Ale jest przede wszystkim godny zaufania.
Dotarły do kolejnej bramy, obok której przy małym biurku siedziała młoda strażniczka. Drzemała, ale szybko stanęła na baczność, gdy podeszły bliżej.
Ginny i Hermiona bez słowa oddały jej swoje różdżki i wszelkie inne magiczne przedmioty, które nosiły przy sobie. W przypadku Ginny był to medalion przepowiadający pogodę, który Bill dał jej na dwudzieste urodziny.
Hermiona wyjęła mały pakunek, po czym rozwinęła pergamin z wnętrza płaszcza i pokazała go strażniczce.
- Muszę to ze sobą zabrać.
Strażniczka skinęła głową, będąc już poinformowana wcześniej o przedmiocie.
- Możesz spędzić dziś ze Snape'em dwadzieścia minut - powiedziała do Ginny.
- Mogę spędzić z klientem tyle czasu, ile potrzebuję, bardzo dziękuję - odparła Ginny, brzmiąc na zirytowaną.
Młoda kobieta pokręciła głową.
- Dwadzieścia minut, panno Weasley. Tylko dlatego, że o dziesiątej trzydzieści ma być przesłuchany przez Ministerstwo.
- W jakiej sprawie? - zapytała Hermiona, marszcząc brwi.
- Wszystko, co mi powiedziano, to że to przez powrót spadkobiercy Malfoyów. Rutynowe przesłuchanie w celu zakończenia sprawy. - Młoda strażniczka pochyliła się bliżej Hermiony. - Mówi się, że Snape wystraszył się, kiedy usłyszał, że Malfoy wrócił. Może myślał, że to ten drugi Malfoy, wiesz, ojciec.
Tym należałoby się martwić - pomyślała Hermiona.
- Poważnie wątpię, że Severus Snape mógłby „wystraszyć się”, nawet gdyby spróbował - podsumowała.
- Chyba skończę na długo przed tobą - westchnęła Ginny. - Nie czekaj na mnie.
- Chcesz się zamienić? - Hermiona zamyśliła się.
Ginny zadrżała.
- Za Bellatriks? Dzięki, ale nie, dziękuję. Te rzeczy, które robisz dla Departamentu Tajemnic... Wolałabym przekładać szuflą smocze łajno do botanicznej menażerii Neville'a.
Hermiona spojrzała w ciemność. Korytarz wydawał się ciągnąć w nieskończoność i nie było to spowodowane magią. Azkaban po prostu był przerażający i ponury.
- Ostatnia cela po prawej, prawda? - zapytała strażniczki.
- Tak, panno Granger.
Ginny życzyła jej powodzenia i szybko ruszyła w przeciwnym kierunku, aby spędzić ten krótki czas tego ranka ze swoim trudnym klientem.
***
Cela Bellatriks Lestrange była identyczna jak każda inna cela w Azkabanie. Miała pięć na sześć stóp kamienia wzdłuż trzech ścian, a czwartą ścianę stanowiły metalowe pręty z magicznego żelaza. W jedną kamienną ścianę wbudowano wąskie łóżeczko, a w przeciwległej ścianie umieszczono wnękę łazienkową.
Każda cela była również otoczona strażnikami. Pod nieobecność dementorów było to konieczne, biorąc pod uwagę, jak trudno było utrzymać wiedźmę lub czarodzieja w miejscu, w którym nie chcieli być. Z różdżką lub bez.
Status więźnia niezmiennie determinował siłę i rodzaj stosowanych oddziałów strażniczych. Można by powiedzieć, że komórka Bellatriks została dosłownie oblana zaklęciami, do tego stopnia, że emanowała słabym blaskiem. Być może nie pomagało to zbytnio w zmniejszeniu ogólnej mroczności tego miejsca, ale przynajmniej zapewniło dodatkowe oświetlenie.
Tak się złożyło, że obecnie w Azkabanie nie było innych więźniarek. To jednak wystarczało, by Hermiona była zmuszona czuć się zakłopotana w imieniu całej swojej płci.
- Witaj, Bellatriks.
Więźniarka podniosła się płynnym ruchem z miejsca, w którym siedziała na łóżku. Bellatriks była cieniem dawnej siebie, pokryta zwiotczałą skórą, wystającymi kośćmi i dziko zmierzwionymi, siwiejącymi włosami. Jej oczy były dzikie, głębokie i piekielnie niebieskie. Wyglądały nie na miejscu w jej wychudzonej twarzy. Mimo tego jak bardzo była zmarnowana, wciąż biło od niej echo wielkiego piękna. Nawet wdzięku. Nie można zaprzeczyć, że ród Blacków miał w sobie taką cechę.
- Co my tu mamy. Mała szlama Pottera przyszła do mnie. Czemu zawdzięczam tę przyjemność?
Jak na tak słabo wyglądającą istotę, jej głos był głęboki i dźwięczny. To pasowało do jej oczu - pomyślała Hermiona. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby głos Bellatriks brzmiał tak rozkazująco, ale przypuszczała, że jedynym razem, kiedy słyszała tę kobietę, było wtedy, gdy Bellatriks szaleńczo chichotała na Harry'ego i innych w Ministerstwie na piątym roku.
Nie było to przyjemne wspomnienie.
Bellatriks przesunęła palcami po kratach swojej celi, obserwując gościa, wyglądając na zaciekawioną. Osłony zatrzeszczały na ten kontakt.
Dali jej do noszenia standardową azkabańską tunikę i spodnie w czarne paski. Nie można było zaprzeczyć, że nosiła ten strój po królewsku, jakby był to jedwab i brokat, a nie szorstka samodziałowa bawełna pokrywająca jej szkielet.
Hermiona rozwinęła magiczny pergamin. Potrzebowała tylko chwili, by skopiować Mroczny Znak Bellatriks i naprawdę nie miała zamiaru spędzać więcej czasu w obecności kobiety, niż było to ściśle wymagane.
- Jestem tu, żeby zrobić odcisk twojego Znaku. Przełóż rękę przez kraty.
To nie była prośba.
Bellatriks wpatrywała się przez chwilę w papier, a potem uniosła szydercze oczy w stronę Hermiony.
- Nie mogłaś sprowadzić tu prawdziwego aurora, żeby rozpocząć moje przesłuchanie? Co wy robicie od dwóch miesięcy? A może od trzech? - Jej łatwa bezczelność bardzo przypominała Syriusza. Odwróciła się do ściany za nią, z pewnym roztargnieniem oblizując usta. - Nie widzę księżyca…
- Nie jestem tu dzisiaj w roki przesłuchującego, ale bądź pewna, że nie zapomnieli o tobie - odpowiedziała Hermiona, chociaż Bellatriks najwyraźniej nie chciała słuchać.
- W końcu to nie auror mnie sprowadził, prawda? Twoi ludzie nie mogli wykonać tej roboty. Chłopak Lucjusza w końcu mnie dopadł. Masz na niego ochotę? Przypuszczam, że to ma słodki sens…
Hermiona nie mogła nic na to poradzić. Oczywiście zdała sobie sprawę, że nie byłaby w stanie temu zapobiec w chwili, gdy otrzymała zadanie. Scrimgeour będzie wkurzony na nią za rozmowę z więźniem, zanim przesłuchujący wykonają swoją pracę. Następne słowa z jej ust nie były dla niej zaskoczeniem.
- Zamordowałaś jego matkę.
Mięsień na zmęczonej twarzy Bellatriks drgnął. Zamrugała i ponownie oblizała usta
- Nie, nie ja to zrobiłam. Chłopiec, Zabini. On to zrobił
- Zgodnie z twoimi rozkazami - przypomniała jej beznamiętnie Hermiona.
- Cyzia była słaba - syknęła Bellatriks, a w kącikach jej ust zebrała się ślina. - Zawsze była słaba. Może i Andromeda była pieprzoną zdrajczynią krwi. Mugolska kurwa, ale przynajmniej… przynajmniej nasza droga, obłąkana Andromeda miała hart ducha Blacków. - Zaczęła chodzić po swojej małej celi, miotając rękami. - Domyśliłabym się, że mój siostrzeniec pójdzie tą samą drogą, co jego matka; słaby umysł, słaba wola. Jak bardzo się myliłam. Przypuszczam, że jest w nim więcej z ojca, niż ktokolwiek by przypuszczał. Patrząc na Draco, jestem pewna . Malfoyowie zawsze byli wytrwałymi stworzeniami.
Wyraz jej twarzy nieco złagodniał. Jednak nadal wyglądała na szaloną.
- Ach, mój piękny siostrzeniec. Ten chłopak przeszedł przez piekło, żeby się do mnie dostać, wiesz? Wiem. O tak, tak, tak, wiem. W końcu to piekło było wytworem mojego własnego projektu. Jak długo był na moim tropie? Słyszałam, że…
- Pięć lat - powiedziała Hermiona z roztargnieniem, nagle czując się chłodniej.
Brew Bellatriks uniosła się. Przez chwilę wyglądała na zamyśloną.
- Pięć lat? Naprawdę? Wstyd. Z takim poświęceniem powinno się służyć Czarnemu Panu. - Jej oczy zwęziły się na Hermionie. Jej umysł wydawał się ponownie skupić, w połowie przemówienia.
- On marnuje się dla ciebie, szlamo - oznajmiła z wyrazem czystej wrogości. - Wy owce. Kto by pomyślał, że nasz Draco tak się zmieni? W końcu nie jest tchórzem, ale nawet jeśli, to byłoby lepiej. Powinien umrzeć sam ze wstydu. Jak Cyzia - powiedziała Bellatriks, kiwając dziko głową. - Umarła, ponieważ odważyła się kontemplować inne życie dla siebie i swojego syna. Biedna, oszukana, zakochana Narcyza myślała, że ucieknie od przeznaczenia.
I znowu wracamy do tego zasranego przeznaczenia - pomyślała Hermiona. Miała już tego dość przez Draco.
- Wszyscy mamy wybór, Bellatriks.
- A twoja skażona krew determinuje wybory, których dokonujesz, szlamo. W twoim przypadku nie można temu zaradzić - powiedziała Bellatriks głosem cuchnącym niezachwianym przekonaniem.
Hermiona zdała sobie sprawę, że wpatruje się w szaloną kobietę, ale nadal odczuwała przemożną chęć popełnienia przemocy względem Bellatriks. Byłaby to sprawiedliwość za wszystkie niewinne życia, które odebrała, a nawet za więcej zrujnowanych żyć i rodzin, z powodu całej tej toksycznej trucizny, którą rozprzestrzeniła za swojego życia.
Jednak wymierzanie sprawiedliwości nie było jej zadaniem.
Pomimo niedociągnięć Ministerstwa, pomimo wątpliwej taktyki, Artur Weasley w końcu miał rację. Taki był proces.
I pomimo niesprawiedliwości wszystkiego, co Ministerstwo zrobiło Draco pięć lat temu, pomimo straty, jaką doznał, w jakiś sposób wciąż na tyle wierzył w ten proces, by nie dokonać ostatecznej zemsty na Bellatriks. Merlin wiedział, że miał niejedną okazję by ją zabić.
Hermiona poczuła ból w klatce piersiowej, kiedy o tym pomyślała. Prawdziwy czy wyimaginowany, nie potrafiła powiedzieć. Jednak rzeczywistość była prawdziwa. Mogło to wynikać z ukrycia jej złości i wstrętu przed Bellatriks. A może była to po prostu jej skrajna niechęć do pracy, którą przydzielono jej tego ranka.
Ale wiedziała, że to prawdopodobnie z pęknięcia, które rozprzestrzeniało się wzdłuż twardej jak kamień obudowy, w której trzymała swoje serce. Nie było to do końca złe uczucie, ale z pewnością przerażające.
Poddając się nieco swojej złości, Hermiona podeszła do krat celi Bellatriks i powiedziała bardzo spokojnym i precyzyjnym tonem:
- Kiedy z tobą skończymy, znajdziemy Toma Riddle'a i wtedy go powstrzymamy. Na zawsze.
Bellatriks wyszczerzyła zęby w dzikim warknięciu. Hermiona nie skończyła.
- Daj mi ramię albo każę tu wprowadzić dwóch wielkich czarodziejów mugolaków, rozebrać cię do naga tylko dlatego, że sprawiłoby mi przyjemność, zobaczyć cię poniżoną. A wtedy moja droga Bellatriks, spokojnie zrobię odcisk twojego Mrocznego Znaku.
Bellatriks nagrodziła Hermionę wyrazem czystej złośliwości, po czym włożyła cienką patyczakowatą, prawą rękę między dwa pręty. Jej blada skóra była luźna i papierowa. Mroczny Znak był rozciągnięty i wyblakły na wewnętrznej stronie jej przedramienia. Hermiona bardzo uważała, żeby nie dotykać go bezpośrednio, kładąc papier na zainfekowanym ciele. Kiedy odsunęła pergamin, kopia została przeniesiona na papier. Idealna replika do studiowania.
Przez jej wizję przetańczyły ulotne, upiorne obrazy niemożliwie czarnej pary skrzydeł. Hermiona zamrugała i niechciane wspomnienie zniknęło.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOczyszoony ze wszystkich zarzutów! Aż mi się przypomniała scena z Zakonu Feniksa, kiedy to Harry stał przed Wizengamotem. Czego innego się spodziewali? Że Draco sobie urządzał imprezy razem z Lucjuszem i Goylem? Że tych pięć lat spędzili razem, a cały ten ponad 170 stronny raport został zmyślony, kiedy Bellatrix wpadła na nich przez przypadek? Cóż, to już zostawię bez komentarza... Ale w pełni rozumiem jego motywy, bo zrozumiałe jest to, że chciał dopaść osobę odpowiedzialną, za śmierć jego matki.
UsuńZdziwiła mnie za to wizyta Hermiony u Belli, zastanawiałam się, po co tam poszła, po co im jest kopia Mrocznego Znaku. Pewnie wkrótce się dowiemy. Mam wrażenie, czy serio jednak ta rozmowa z Bellą coś Hermionie uświadomiła? Może jednak okaże więcej wyrozumiałości w stosunku do Draco. Powinna go zrozumieć, że to nie było również dla niego łatwe. Gdyby mu na niej nie zależało, to by nie wrócił. Zabiłby Bellatrix i zaszył się na drugim końcu świata. A jednak wrócił. I jak wspominałam wcześniej, niby wszyscy przeciwko Draco, ale jednak każdy go przed Hermioną chce pokazać w dobrym świetle i mu pomaga xD
Pozdrawiam cieplutko ❤️😘
Jak ja czekam na spotkanie Hermiony i Draco, czy będę jeszcze długo czekać?
OdpowiedzUsuńTo im Draco zafundował "lekką" lekturę, nie ma co ;) Pod względem rozpiętości jak i treści - ale przez pięć lat z pewnością się tego trochę nazbierało. Bardzo mnie ciekawi, od czego zaczął swoje poszukiwania, jak trafiał na trop i jak to się stało, że ją w końcu odnalazł i - cóż - przeżył! Bo Bella, pomijając oczywiste wymizernienie, raczej nie brzmi jak ktoś, kto się dobrowolnie poddał. I jak ktoś bliski obłędu, jeśli odrzucimy jej ewidentne, chyba nawet wrodzone, wariactwo ;D Uwolniony Draco i bardzo oziębła, wręcz szatnażująca (?) Hermiona to dla mnie miód na serce :D
OdpowiedzUsuńTak jak myślałam, Hermiona zbudowała mur wokół serca... Teraz będzie się musiał Malfoy nagimnastykować aby go zburzyć i zdobyć zaufanie. Cóż zaufanie można dostać na próbę, ale kiedy się je straci... To ciężko je odzyskać.
OdpowiedzUsuńPoniekąd, Hermionie może pomóc rozmawia z Lestrange, bo jednak sama przyznała, że zgotowała Draco piekło. Zacznie ja nurtować tą prawda, której nie zna, a Hermiona przecież jest niesamowicie ciekawska.
Oczuszczony ze wszelkich zarzutów ♥️ nie mogło być inaczej.
Jeszcze rąk do poprzedniego rozdziału, Harry i jego zazdrość. Właściwie to nie taki gryfon odważny jak się go pisze. Faktycznie Harry jest po prostu za słaby, aby zrobić coś co uważałby za słuszne. Draco nie miał tego problemu, wiedział co musi zrobić, wiedział też na pewno co poświęca, ale bez tego nie mógłby prawdopodobnie prowadzić normalnego życia. No tak to się ułożyło w mojej głowie.
A no i oczywiście Hermiona i jej mówienie, że Draco liczy znów na status społeczny, na pieniądze, na dwór. Po 5 latach? Mógł to mieć od razu. Ojciec uciekł. Dwór był jego. Pieniądze na pewno dostał w końcu że spadku. Nie rezygnowałby z tego gdyby mu na tym zależało. Krzywdzące słowa, kompletnie bez pokrycia.
OdpowiedzUsuń