ROZDZIAŁ 45.
Draco wepchnął Hermionę za siebie, gdy tylko zorientowali się, że wejście do lochów ma się otworzyć.
Poświęciła kilka sekund na eksklamację przewidywalnego protestu, zanim zrobiła to, co jej kazał. Choć była uparta, była również świadoma, że to on trzymał ich jedyną różdżkę, ich jedyny środek obrony.
- Draco - szepnęła zmartwiona, gdy drzwi zaczęły się otwierać.
- Bądź gotowa - odpowiedział, popychając ją jeszcze bardziej do tyłu.
Poczuł jej napięty oddech na swoim nagim ramieniu. Ciężkie, otwierane drzwi połączyły się z ciałem Traversa, co spowodowało dość nieprzyjemną, krwawą plamę, gdy ciało zostało podniesione przez pęd wrót i zepchnięte na ścianę.
Draco uniósł różdżkę z Drętwotą zawieszoną na ustach.
Zaklęcie już miało opuścić jego gardło, kiedy nie zobaczył Blaise'a, Bellatrix lub gorzej, Voldemorta, ale Goyle'a. Za nim stała Tonks, która wyglądała, jakby miała tyle samo problemu co Hermiona, próbując ostrożnie czekać na linii bocznej.
- DZIĘKI CI MERLINIE! - Tonks praktycznie zepchnęła Goyle'a ze swojej drogi, co było nie lada wyczynem.
Już miała zamknąć Hermionę w uścisku, kiedy zatrzymała się na widok absorbującej ilości krwi na młodszej dziewczynie.
- Nie jest moja - pospieszyła Hermiona, informując Tonks i kończąc uścisk. - Nic mi nie jest. Dzięki Draco.
Tonks odsunęła się, by spojrzeć na Draco ze zdumieniem.
- Kuzynie, ten ratunek to twoja sprawka?
Draco wpatrywał się w Goyle'a, jak w coś gwałtownego.
- Nie pierwotnie, ale teraz już tak.
- Zakładam, że to twoja krew. Tonks sięgnęła, żeby przyjrzeć się rozcięciu na czole Draco.
Uchylił się, unikając jej wyciągniętej ręki.
- Niestety tak.
- On potrzebuje leczenia - powiedziała Hermiona bardziej natarczywie. Jej oczy wydawały się być ogromne na tle jej popielatej twarzy.
Goyle odchrząknął.
- Ehem. Przepraszam, że przerywam to szczęśliwe spotkanie, ale część ratunkowa tego wieczoru jeszcze się nie skończyła. Wy troje musicie odejść - wpatrywał się w Tonks, Hermionę i Draco. - Teraz.
Draco spojrzał na niego.
- To cztery, ty dupku. Włączając ciebie.
Tonks westchnęła.
- Oszczędzaj oddech. Już tego próbowałam. On nie gryzie.
- Czy straciłeś rozum, Greg? - zapytał Draco. Wyraz jego twarzy mówił, że to przesądzony wniosek.
Goyle poczerwieniał.
- Zostaw mnie. To nie podlega dyskusji. Wiem, co robię, dobrze?
- To przez Pansy, prawda? - Draco zaśmiał się gorzko. - I to ze wszystkich głupich, na wpół zuchwałych powodów, by zostać Śmierciożercą! Masz złudzenia co do adekwatności, przyjacielu.
Mina Gregory'ego Goyle'a była niezłym widokiem. Przy całej swojej masie nie był osobą agresywną, chyba że na żądanie lub przez skrajną prowokację. Hermiona oczywiście była tego świadkiem już wcześniej, zwykle podczas gorących kłótni z przeciwnymi graczami Quidditcha po meczu. Nigdy przeciwko Draco. Nie zawsze.
Poruszył się zaskakująco szybko jak na tak dużego chłopca, a może po prostu Draco nie wykonał żadnego ruchu, by się oprzeć. Draco został przyparty do ściany, podczas gdy Goyle wepchnął swoje potężne przedramię pod brodę blondyna.
Obaj chłopcy spojrzeli na siebie z niechęcią.
- Teraz spokojnie - ostrzegła Tonks, ale nie poruszyła się, by interweniować, a nawet wyciągnęła rękę, gdy Hermiona wystąpiła do przodu.
- A co, jeśli robię to wszystko dla Pansy? Powiedz mi, czego mam oczekiwać po Hogwarcie, Draco. Żadnych pieniędzy, kontaktów, perspektyw. Żadnej przyszłości.
- Zabierz ze mnie te ręce - powiedział Draco cicho. - Przyszedłem tu po ciebie, ty niewdzięczny draniu.
Coś zamigotało w ciemnych oczach Goyle'a. Opuścił go z hukiem, pozostawiając w spokoju bardzo zmęczonego młodzieńca.
- Dziękuję. To było bardzo głupie z twojej strony, ale mimo wszystko dziękuję. - Puścił Draco i odwrócił się, by spojrzeć na Tonks i Hermionę. - A teraz, jeśli pozwolisz mi spłacić ten dobry uczynek, chciałbym, żebyście wszyscy troje bezpiecznie wrócili do domu.
***
Ruszyli w kierunku schodów, prowadzeni przez Goyle'a. Draco odmówił pomocy od Goyle'a, mimo że miał problemy z chodzeniem. Utrzymał jednak mocny uścisk dłoni Hermiony.
Goyle powiedział im, żeby zaczekali u stóp schodów, podczas gdy on poszedł na górę, aby sprawdzić, czy korytarz na parterze jest pusty.
- Kto, do diabła, za tym stoi? - zażądała Tonks.
Odpowiedział jej Draco.
- Blaise Zabini. Jest Łowcą Głów. Tak się składa, że ten mały palant jest również metamorfomagiem.
Zdumienie Tonks było widoczne.
- Zabini! Nigdy bym nie zgadła!
- Myślę, że to jest ogólny problem.
Następnie Tonks zwróciła się do Hermiony.
- Co ty tu robisz? Przybyłaś z Malfoyem?
Hermiona potrząsnęła głową.
- Blaise mnie tu sprowadził. - Zerknęła znacząco na męża.
- Jeśli sugerujesz, że złamałem daną ci obietnicę, nie sugeruj tego więcej. To nie ma nic wspólnego z moją matką. Przybyłem tu po Goyle’a, pamiętasz? - Powiedział Draco.
- Przybyłeś tutaj z misją, nie mówiąc mi o tym. Prawie nie widzę różnicy!
- To coś zupełnie innego - syknął w odpowiedzi.
Hermiona zastanawiała się, w którym momencie obie jego ręce przylgnęły do jej bioder. Skrzywiła się do niego.
- Nie bądź celowo głupi, Malfoy. Nie wygląda to na tobie dobrze.
- W przeciwieństwie do bycia głupim przez przypadek narodzin? Och, mogę powiedzieć, że to zdziałało cuda dla Weasleya.
Tonks gapiła się na nich ze spekulacyjnym wyrazem twarzy.
- Wy dwoje jesteście gorsi niż Lupin i Snape. A Draco, o co, na miłość boską, chodzi z twoją matką?
- Chodzi o to, że nie żyje. Blaise zabił ją trzy miesiące temu na rozkaz Bellatriks Lestrange. - Głos Draco był pozbawiony emocji.
- Nie - sapnęła Tonks. - To niemożliwe.
- Jasne, że to możliwe - zadrwił Draco. - Poznałaś nasze rodziny, prawda?
- Więc ostatecznie okazało się, że to Blaise. - Podsumowała ponuro Hermiona. Sprytny, sumienny chłopak, z którym zaprzyjaźniła się rok temu, nie istniał. Nigdy nim nie był. Wciągnęła wzmacniający oddech i spojrzała na Tonks.
- Musimy powiadomić władze, zanim zniknie na dobre.
Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się ogolonej głowy Goyle'a na szczycie schodów.
- Jest czysto! Chodźcie, szybko!
Tonks weszła pierwsza, zatrzymując się w połowie pierwszego piętra. Draco miał trudności z podnoszeniem zranionej nogi.
Ból był wyraźnie widoczny na jego twarzy, gdy podciągnął się za pomocą skrzypiącej poręczy. Poręcz wygięła się i przez chwilę wszyscy myśleli, że cała konstrukcja wyrwie się ze ściany i spadnie.
- Cholera - powiedział, zaciskając oczy. Jego głos był napięty. Prawa nogawka jego czarnych spodni była poplamiona krwią. - Granger, daj mi chwilę. Idź dalej.
Hermiona czując się wciąż winna kłótni z nim kilka chwil wcześniej, posłała błagalne spojrzenie do Tonks.
- Nie możemy czegoś zrobić?
Goyle nadal wisiał nad balustradą.
- Musimy się natychmiast ruszyć!
Podejmując decyzję wykonawczą, Tonks schyliła się, by złapać Draco za przedramię. Z pomocą Hermiony wniosły go po schodach. Tonks ciągnęła, a Hermiona pchała.
- Daj mi to - powiedziała Tonks, chwytając różdżkę, którą trzymał Draco. Odcięła kawałek materiału ze swojego więźniarskiego stroju i stworzyła opaskę uciskową.
- Mogę teraz użyć zaklęcia zszywania, ale sprawi ono, że twoja noga stanie się bezużyteczna na co najmniej dziesięć minut, w zależności od tego, jak głęboka jest ta rana.
Draco zacisnął zęby, gdy Tonks mocno zawiązała pasek materiału.
- Zrobisz to później.
- Przed czy po twoim wykrwawieniu się na śmierć? - zapytała sucho Tonks.
- Ukryjcie się! Ktoś nadchodzi - ostrzegł nagle Goyle.
Cała czwórka rozpłaszczyła się przy ścianie klatki schodowej, ukryta w cieniu. Na korytarzu rozległy się szybkie, naglące kroki. Zbliżali się. Nie mieli wiele czasu na zmianę pozycji czy też kryjówki. Tonks przycupnęła u stóp Goyle'a, podczas gdy Draco przyciągnął Hermionę do swojej piersi. Była ciepła, drżąca i na całe szczęście, żywa.
Trzymanie jej blisko siebie czyniło cuda dla jego zdrowia. Trzymał ją z uznaniem i westchnieniem, a następnie osunął rękę z jej talii, by lekko ścisnąć jej tyłek.
Hermiona lekko drgnęła i uniosła wzrok, by spojrzeć na niego z niedowierzaniem. Będąc już na wpół martwym z powodu utraty krwi i zagrożonym śmiercią, tylko Draco pomyślałby, żeby ją obmacywać.
- Jesteś walnięty, wiesz o tym?
Udało mu się słabo się uśmiechnąć.
- Tylko odkąd cię poślubiłem.
Hermiona spojrzała na Tonks i zobaczyła, że położyła ona palec na ustach. Tonks uniosła różdżkę i bezgłośnie rzuciła zaklęcie. Chwilę zajęło Hermionie zorientowanie się, że zostali otoczeni przez czar maskujący. Wydawało się, że opadła na nich chmura ciepłego powietrza.
Kiedy spojrzała na Draco, zauważyła, że szorstki, szary obraz ściany za nimi wydawał się marszczyć na jego twarzy jak płynny koc.
Pozostali absolutnie spokojni.
Ktokolwiek minął ich w biegu, wchodząc po schodach na wyższe piętra, nie zdawał sobie sprawy, że tam są. Goyle ostrożnie odczekał chwilę, zanim wyszedł spod czaru. Po jego ruchu ciepło rozproszyło się i powietrze znów stało się chłodne.
- Niezłe - powiedział do Tonks.
- Niesamowite, czego może cię nauczyć Akademia Aurorów, prawda? - powiedziała mu. Niestety, aluzja do niego nie dotarła.
- Tam jest wyjście na zachód - powiedział, wskazując na lewo od korytarza. - Trzymajcie się linii drzew, kiedy już wyjdziecie.
Dźwięki na zewnątrz stawały się coraz głośniejsze. Wyglądało na to, że gdzieś tam toczy się pełnoprawna bitwa. Rozległy się wybuchy, krzyki i większe, oraz drobniejsze eksplozje. Ratunek najwyraźniej się zbliżał.
- Co się tu dzieje dzisiejszego wieczoru? - Draco zapytał Goyle'a z nowym zainteresowaniem. - To znaczy, dlaczego w pierwszej kolejności to Bellatriks odwiedza to miejsce?
Dwaj przyjaciele spojrzeli na siebie poważnie.
- Z tego samego powodu, dla którego ja tu jestem. Bellatrix wybiera spośród rekrutów nowych Śmierciożerców.
- Rekruci? Wszyscy są teraz tutaj?
Goyle zawahał się, zanim skinął głową.
- Tak. Na tym piętrze.
Śliczne oczy Draco zwęziły się.
- Pokaż mi.
Hermiona potrząsnęła głową.
- Nie mamy na to czasu. - Popatrzyła na Tonks z prośbą o wsparcie. Niestety nie znalazła żadnego.
Tonks miała podobny, ostry wyraz oczu.
- Przepraszam Hermiono, ale osobiście chciałbym zobaczyć, co myśli Voldemort o wygranej dla niego wojnie. Ty, prowadź - powiedziała do Goyle'a. To był bardziej rozkaz niż prośba. - Szybko!
Goyle posłał jej spojrzenie pełne cierpienia. Hermiona nie miała innego wyboru, jak tylko pójść za nim, pomimo swoich zastrzeżeń.
Pokój, o którym mowa, znajdował się w jednej trzeciej korytarza i był otwarty. Zastanawiała się, dlaczego młodzi mężczyźni wydają się być zadowoleni z pozostania w środku, ale wtedy Goyle odpowiedział na jej pytanie.
- Zabrano im różdżki - wyjaśnił Goyle, nie kłopocząc się ukrywaniem pogardy.
Gdyby już wcześniej nie zdobył przychylności Blaise'a, on również byłby zmuszony czekać w pokoju, aż Bellatrix rozpocznie swoje wywiady. W jakimkolwiek kontekście, o jakim mógłbyś pomyśleć, pozwolenie na odebranie ci różdżki nie było dobrym znakiem. To albo sugerowało ukryte zaufanie, albo inną rzecz, której Voldemort używał do trzymania ludzi w ryzach - strach.
- Głupi i bezradni. - westchnął tęsknie Draco. - Bellatrix będzie taka zadowolona.
Draco skinął na pozostałych, aby zaczekali z boku. Hermiona patrzyła w pełnej dezaprobaty ciszy, gdy wziął różdżkę od Tonks i magicznym ruchem otworzył drzwi ruchem nadgarstka do wewnątrz.
Inni nie widzieli tego, co widział Draco, ale byli świadkami niezwykłej zmiany, jaka zaszła w nim, gdy stanął w progu. Przyjął pogodną, wręcz nadętą minę, a następnie otworzył drzwi zdrową nogą. Hermiona ruszyła do przodu, żeby się przyjrzeć, ale Draco przygwoździł ją w miejscu.
W pokoju było ośmiu młodych mężczyzn, wszyscy ubrani w szaty śmierciożerców, każda stworzona według własnego, niekompetentnego projektu. Draco przypuszczał, że to właśnie uchodziło za entuzjazm. Albo raczej nadmierną pewność siebie.
Czterech lub pięciu z nich miało mroczny, nastrojowy wygląd rodem z Durmstrangu, gdzie zgubienie się w drodze do łazienki oznaczało czasem, że dozorca znajdował twoje zmarznięte, wychudzone ciało w przeklętym schowku na miotły sześć miesięcy później. Ci chłopcy milczeli.
Kolejna dwójka wyglądała na całkiem zaniepokojoną zmieniającą się sytuacją na zewnątrz fortecy i cicho sprzeczali się w szybkiej francuskiej mowie, kiedy Draco otworzył drzwi na oścież.
- Bien le bonjour - oznajmił Draco spokojnie.
Hermiona, Tonks i Goyle patrzyli, stojąc niezauważeni z boku. Goyle wyglądał na mniej więcej dwie sekundy od paniki z powodu podejmowanego ryzyka, podczas gdy Tonks pozostała dziwnie wyczekująca.
Zebrani w pokoju rekruci z wielkim niepokojem przyjęli zakrwawiony i poobijany stan Draco. Jeden z chłopców z Beauxbatons, wysoki młodzieniec z tytanowymi włosami, wystąpił naprzód. Był cały wyniosły i podejrzliwy, z łatwością nieoficjalny przywódca grupy.
- Excusez-moi ... qui êtes-vous? - zapytał z delikatną zmarszczką malującą się na czole.
- Draco Malfoy, à votre service - odpowiedział Draco, lekko pochylając głowę. Mógłby się przewrócić od ataku zawrotów głowy, które ogarnęły jego umysł spowodowane tym prostym ruchem, ale jedna pewna ręka na framudze załatwiła sprawę.
Oczy chłopca rozszerzyły się znacznie. Odwrócił się na chwilę do swojego towarzysza, po czym ponownie zwrócił się do Draco.
- Malfoy! Alors vous êtes probablement, vous aussi, un nouvel adhérent ici?
Odpowiedzią Draco był pozbawiony humoru uśmieszek czystej złośliwości Malfoya. Miło było być znanym.
- Nie w twoim życiu, galijski palancie.
Najwyraźniej nikt w pokoju tego nie rozumiał, ale jeden z chłopców z Durmstrangu szybciej niż pozostali wyczuł, że coś jest nie tak. Ruszył on biegiem do drzwi.
- Witamy w Anglii - dokończył Draco. I po tym zatrzasnął drzwi i zamknął je zaklęciem.
Ostre bóle przeszywały zranioną nogę. Walenie po drugiej stronie drzwi zaczęło się na dobre. Goyle wyglądał na dość zrezygnowanego, gdy owinął ramię Draco wokół swoich ramion, aby zapewnić swojemu przyjacielowi trochę wsparcia. Na to, Draco pozwolił.
- Technicznie rzecz biorąc, jesteśmy w Walii - powiedział Goyle. - Dobrze wiedzieć. - Wymusił z siebie Draco, sycząc. Odwrócił się do Tonks. - Prezent dla Moody'ego, kiedy zacznie szturmować to miejsce.
Tonks uśmiechnęła się.
- Och, pokocha to.
- Kilka europejskich wiosek będzie tęsknić za swoimi idiotami, ale myślę, że przeżyją.
Hermiona wydała z siebie sfrustrowany dźwięk. Może brakowało jej zamiłowania do genu niebezpieczeństwa, ale robiło się to głupie.
- W porządku, zamknęliśmy głupców. Czy możemy już wyjść?
***
Klątwa przeleciała zaledwie kilka centymetrów nad ich głowami. Powodem, dla którego Harry to wiedział, było to, że otarła się o czubek jego głowy.
Upadł do tyłu, jedną ręką przeczesując włosy.
- Co do… - powiedział, czując zesztywniały szczyt włosów w miejscu, w którym powinno teraz brakować mu skrawka skóry głowy. Albo gorzej. Część jego włosów była sztywna, stercząca prosto w powietrze. Nie żeby było to niespotykane zdarzenie, jeśli chodziło o włosy Harry'ego. Tym bardziej, że włosy były sztywno zaklęte.
- Wszystko w porządku? - zawołał pilnie Ron.
Harry zamrugał, szturchając sztywne włosy na czubku głowy.
- Tak.
- Więc nie przestawaj strzelać! Moody powiedział nam, żebyśmy się nie poddawali!
Harry miał zakłopotany wyraz twarzy.
- Ron, kiedy ostatnio widziałeś Śmierciożercę używającego tylko Petrificusa w walce na śmierć i życie?
Ron patrzył teraz na pionową grzywkę Harry'ego.
- Um….
- Poczekaj chwilę - powiedział Harry po dalszej refleksji.
- Co ty wyprawiasz, wracaj! - syknął Ron, ale Harry przeczołgał się obok Rona, przez krzaki i drzewa, które były ich jedyną osłoną. Usiadł na piętach i przyjrzał się polanie, która oddzielała ich od koszar wroga.
Wciąż było bardzo ciemno. Wschód słońca miał nie nadejść jeszcze przez co najmniej godzinę.
Harry złożył dłonie i ryknął długo:
- OY!
Dźwięk rozniósł się po polu.
Kilka ptaków wzbiło się w powietrze. Nie było ich widać, ale można było usłyszeć odległe skrzeczenie i trzepot skrzydeł.
Cały atak z różdżki z przeciwnego krańca polany został nagle wstrzymany.
- HARRY?! - Jakieś dziesięć sekund później rozległ się wrzask odpowiedzi.
Harry zerwał się ze swojej kryjówki. Poznałby ten głos wszędzie.
- Hermiono!
Dziewczyna wyskoczyła z pomiędzy głazów. Hermiona niepewnie weszła na trawiaste pole, z różdżką wciąż trzymaną ostrożnie. Spacer zmienił się w trucht, a potem w bieg, kiedy go rozpoznała. Rzuciła się na niego z taką siłą, że musiał się cofnąć, żeby się nie przewrócić.
Harry przytulił ją mocno i zaśmiał się.
- Miło cię tu widzieć! Myślałem, że… - Nagle cały dobry humor uciekł z jego twarzy, gdy zauważył jej poplamione krwią ubranie. Jego usta lekko się otworzyły.
- Nic mi nie jest, Harry - przerwała mu z pewnym siebie uśmiechem. - Jestem tylko trochę wstrząśnięta, ale poza tym jest całkowicie w porządku.
Nie do końca przekonany, Harry ostrożnie ją obejrzał, po czym spojrzał w dal. Z mroku powoli wyłaniała się kolejna postać.
- Z kim tutaj jesteś?
- Zobaczysz. - Rozpromieniła się. - Och, Harry, nie mogę uwierzyć, że tu jesteś!
- A gdzie indziej miałbym być, jeśli nie liczyć jakiejś niebezpiecznej misji ratunkowej?
- Halo? Jestem na tej samej misji, kiedy ostatnio sprawdzałem. - To był Ron. Zatrzymał się za Harrym i wyglądał na szczęśliwego, ale niezadowolonego. Hermiona też próbowała przyciągnąć go do siebie, żeby go przytulić.
Zrobił minę i dobrze - naturalnie wskazał, że Harry najwyraźniej nie skończył jeszcze swojej kolejki.
- Oczywiście, że oboje jesteście idiotami, ale spodziewałam się nie mniej - powiedziała im bez tchu.
- Dla ciebie wszystko - zadrwił Ron. Jego oczy rozszerzyły się, gdy zbliżający się do nich ciemny kształt okazał się być Tonks.
- TONKS!
Tonks usuwała ze swojej osoby dowody licznych Reducto wystrzelonych Rona.
- Więc to wy do nas strzelaliście? - zapytała uprzejmie. - Weasley, to musiał być najbardziej nieprzyjazny ogień, z jakim się kiedykolwiek spotkałam.
Ron i Harry byli podekscytowani jej widokiem. Harry uderzył ją mocno w plecy.
- Ty, panno Auror, jesteś najwyraźniej niezniszczalna.
Mrugnęła do niego.
- To popularna teoria. Gdzie Moody i reszta? I gdzie, do diabła, jest Remus!
- Są w środku. Wszyscy.
- Moody zostawił was tutaj samych? - zapytała Hermiona z niedowierzaniem.
Harry źle zrozumiał pytanie.
- Wiem!
Hermiona poklepała go po ramieniu.
- Jestem pewna, że miał ku temu powody.
- Jakie powody? Po zadaniu sobie trudu przyprowadzenia nas tutaj, powiedziano nam, że mamy czekać na nich na zewnątrz? - powiedział Harry.
- Trzy - poprawiła.
- Harry - dodał Ron z westchnieniem - to symboliczna robota, ponieważ najwyraźniej nikt poza tą dwójką nie opuścił budynku.
- Trzy - powtórzyła Hermiona.
- Trzy co? - zapytał Ron, a potem nagle wyglądał na chorego. - Hermiono! Czy to… czy to krew?
Harry przerwał jej odpowiedź, unosząc rękę z wyciągniętą różdżką.
- Cofnąć się!
Draco był przyczyną tej nowej paniki. Chłopak właśnie szedł w ich kierunku.
- Zamierzasz strzelać, zanim zacznę zapuszczać korzenie, Potter? - wycedził Drac. Noga wystawała mu pod dziwnym kątem i nawet w ciemności widać było, że jego skóra miała śmiertelny odcień bieli.
Różdżka Harry'ego drgnęła.
- Harry, nie! - Hermiona złapała go za nadgarstek. To było jak trzymanie się małpiego baru. Nie drgnął. Zaczekała, aż na nią spojrzy, zanim do niego przemówiła. - On jest z nami - oznajmiła.
- Co?
- Zabił śmierciożercę, żeby mnie uwolnić - dodała miękko, z oczami ciemniejszymi niż ich zwykły brązowy odcień.
- To prawda, Harry - potwierdziła Tonks. Delikatnie położyła palec wskazujący na końcówce różdżki Harry'ego i delikatnie ją opuściła. - Jest przyjacielem. Więc przyjmiemy go do domu i zatrzymamy.
Co zaskakujące, Ron zaakceptował to szybciej niż Harry. Podbiegł do Draco, żeby podać mu rękę. Za swoje uprzejme wysiłki otrzymał jedynie szyderstwo.
- Wow - wykrzyknął Harry, szeroko otwierając oczy, gdy przyglądał się Draco od stóp do głów. - Wyglądasz, jakbyś przeszedł przez piekło, stary.
- Ciebie też dobrze widzieć, Potter - wysapał Draco. Pokuśtykał do drzewa i oparł się o nie.
- Musimy zabrać go do skrzydła szpitalnego albo do Świętego Munga, żeby wyleczyli jego nogę - powiedziała Harry'emu pod nosem Hermiona.
Harry ścisnął ją uspokajająco za rękę i zauważył, że Draco patrzył na ten gest radośnie.
- Zabierz ze sobą Tonks. Ron i ja zostajemy. Moody dał nam zadanie, głupie czy nie, zamierzamy je zakończyć.
- Już wiem, że zostajesz - zaintonowała Hermiona. - Zauważ, że nie pytałam cię, czy wracasz z nami.
Harry spojrzał na nią.
- Robisz się bezczelna, Hermiono.
- To mój wewnętrzny Draco - ubolewała, po czym posłała mu czuły uśmiech. - Opiekuj się Ronem, proszę.
- Dobrze - zgodził się Harry, myśląc o poprzednio oślepiająco białych butach Rona. - Będzie tego potrzebował.
- Odwal się, słyszę cię - mruknął Ron.
Tonks przewróciła oczami.
- Jakbym zostawiała was dwoje samych - powiedziała Ronowi i Harry'emu. - Zostaję. Choćby po to, żeby zobaczyć twarz Moody'ego, kiedy mu powiem, że jestem wolna z dzięki gestii Lucjusza Malfoya.
- CO? - Ron gapił się z niedowierzaniem.
Tonks wymieniła krótkie spojrzenia z Draco. Została poinformowana o ucieczce Lucjusza i uratowaniu przez niego syna. Dla ochrony Goyle'a nie zamierzali ujawniać jego udziału w ratowaniu Tonks. Lepiej zrzucić to wszystko na tajemniczo zreformowanego Lucjusza.
Hermiona nie zgodziła się z planem oszukania władz, ale prawda oznaczała, że życie Goyle'a będzie zagrożone.
- Są cztery rzeczy, o których powinieneś wiedzieć - zaczęła rzeczowo. Z grubsza zebrała splątane włosy do tyłu i rozpostartymi palcami, zaplotła je w luźny warkocz.
- Jeśli to fakt, że Bellatriks Lestrange jest tutaj, skreśl go z listy - powiedział Harry.
- W porządku. Blaise Zabini jest Łowcą Głów Voldemorta w Hogwarcie. To on mnie tu sprowadził. Jest tam pokój pełen prawdopodobnie bardzo złych potencjalnych Śmierciożerców, których udało nam się zamknąć, i wreszcie, tak, Lucjusz Malfoy jest odpowiedzialny za przekazanie nam tej różdżki - uniosła wspomnianą różdżkę. - Jest wolny i prawdopodobnie znajduje się już sto mil stąd. Czy możesz przekazać to Moody'emu, kiedy go zobaczysz?
Mięsień zadrgał na szczęce Harry'ego. Oczy za jego okularami znowu wypełnione były szaleństwem.
- Zabini, tak?
- Tak.
- A Lucjusz Malfoy grasuje na wolności? - Wyglądało na to, że Ron nadal miał trudności z przyswojeniem tej szczególnej informacji.
- To on uratował Draco i dał mu różdżkę. Miał też zaplanowane jakieś odwrócenie uwagi.
Podniosła się głowa Rona.
- Wybuch!
- Odwrócenie uwagi przez twojego ojca musiało być rzeczywiście bardzo rozpraszające - powiedziała sucho Tonks do Draco. - Wydaje się, że jesteśmy tu jedyni.
Ron kiwał głową. Wskazał na kłębiący się szary dym wydobywający się ze wschodniej strony fortecy.
- Cóż, powiedzmy, że wysadził całe skrzydło budynku - poinformował. - Moody i reszta zespołu przeszli przez ogromną dziurę, którą zrobił. Wydali nam rozkaz ostrzeliwania każdego, kto wyjdzie ze środka od zachodniej strony.
- To bylibyśmy my - rozpromieniła się Tonks.
- Gdzie jest drugi Auror? Czy nie zaginęła was dwójka? - zapytał Ron. W jego głosie wyczuwalna była ostrożna nuta.
Uśmiech Tonks zniknął. Potarła czoło wierzchem dłoni, a potem spojrzała na nich z żalem.
- Bligh nie żyje.
- Jak to? - zażądał Harry.
- To wydarzyło się w Hogwarcie. Jakiś świstoklik, który wysłał go do jakiegoś nieprzyjemnego miejsca, jak sądzę. - Tonks zgięła palce prawej dłoni. - Ile bym teraz dała za moją różdżkę…
- Lepiej idźcie - powiedział Harry do Draco i Hermiony. - Później się z wami spotkamy.
- Bądź bezpieczny, Harry.
- Idźcie już - odpowiedział z półuśmiechem, machając ręką Hermionie. Następnie zwrócił się do Draco, mówiąc cichym głosem. - Jeśli cokolwiek jej się stanie, zginiesz.
Draco nie miał na to mądrej odpowiedzi.
- W końcu w czymś się zgadzamy.
***
Uwagi końcowe:
Tłumaczenie z francuskiego na angielski (dla dialogu Draco z rekrutami Beauxbatons).
Draco: Cześć, jak się masz?
Uczeń: Przepraszam, kim jesteś?
Draco: Draco Malfoy, do usług.
Uczeń: Malfoy? W takim razie jesteś tutaj, aby również dołączyć?
Dobrze, że się nie rzucili od razu na siebie z zaklęciami, tylko poczekali by się dowiedzieć, kto jest kim xD Szkoda mi Goyle'a, uparł się, że musi stać się tym cholernym Śmierciożercą, bo to postawi go w lepszej sytuacji i w świetle przed ojcem Pansy... A jeśli on kiedyś umrze, a Greg narobi sobie przez to problemów i trafi do Azkabanu? Miłość, to najgorszy doradca. Choć tą miłość między Draco a Hermioną ich uratowała, choć stała się też źródłem problemów, ale i tak uwielbiam to zaklęcie. Byłam ciekawa, co zrobią z grupą tych rekrutów. Chyba najlepsze wyjście zostało zastosowane w tym przypadku. Nie ich wina tak do końca, że są słabi i chcą doliczyć do szaleńca. No i dobrze, że Hermiona rozpoznała Pottera, bo też mogłoby się skończyć źle. Choć Harry i tak pewnie by użył Expelliarmus, bo dla niego to recepta na wszystko xD Oby tylko się im nic nie stało, bo to jednak dwie sierotki są, dobrze, że Tonks z nimi została. I to zdziwienie, że Draco jest dobry... Kuźwa, przestańcie każdego oceniać po pozorach i jego przeszłości!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ❤️
No właśnie, Draco tutaj jest serio mega dobrym Draco :D
UsuńHarry i Expelliarmus, zabiło mnie to XD
Draco tutaj walczy z Theo w TNMŻ i tym z BM/BS xD I nie wiem, kogo kocham bardziej w tym momencie xD
UsuńO nie, hahahaha, aż się posmarkałam ze śmiechu XD To jest takie prawdziwe!
UsuńSuper 😍 Draco jaki poliglota ❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńNieważne co by się działo ale musi siebie pomacac żonę 😂😂 A ten tekst na koniec porostu cudowny
Pytanie kiedy kolejna część?
OdpowiedzUsuńI czy będą jakieś spoilery? 🙏🏼🙏🏼
Kolejna część jutro ;)
UsuńW tym opowiadaniu nie daję spojlerów, bo ich nie przygotowałam :/
Jeśli chcesz jakieś dalsze spojlerki to odezwij się do mnie na FB - chętnie pozdradzam co nieco ;)
Super historia nie mogłam się od niej oderwać czekam z niecierpliwością na kolejną część 😌 pomysł na ich małżeństwo jest bardzo dobry, plus to jak na siebie oddziaływali ta chemia to pożądanie. Świetne opowiadanie ♥️ szkoda Zabiniego że musi grać czarny charakter ale ktoś musi 🤭 Draco bohater 😌
OdpowiedzUsuńKurka! Myślałam, że Snape poinformuje resztę o tym, że to Blaise jest Łowcą, a nie Draco, skoro raczył to siłą wyciągać z Parkinson... Cholera. Ale nic, na całe szczęście ani starcie Tonks/Goyle i Hermiona/Draco, ani kolejne, z Harrym i Ronem, nie przyniosło ofiar tylko rzuciło światło na całą sprawę :) Swoją drogą celne spostrzeżenie Pottera, że Śmierciożerca raczej nie używałby zaklęć oszałamiających, chociaż raz chłop wyciągnął odpowiednie wnioski odpowiednio wszystko :D
OdpowiedzUsuńNie lubię takiego czytania na raty, bo mega mnie wciągnęło. W ogóle zauważyłam od kilku rozdziałów taka... Jakby lepsza budowę zdań, na prawdę Vera jesteś niesamowita w tłumaczeniu ♥️
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że na tej polanie się nie pozabijali, tylko jednak skumali kto jest kim, jeszcze tego by brakowało 😅
Goyle, z nim mam problem, niby rozumiem dlaczego to robi, ale z drugiej strony, ojciec Pansy mógłby się nie zgodzić na ich ślub, bo nie chciałby dla córki smierciozercy i nadal dupa. W tym przypadku miłość byłaby dobrym doradca, gdyby po prostu byli razem wbrew wszystkiemu, razem zawsze da się radę, trzeba tylko chcieć. Cóż biorąc przykład z Hermiony i Draco - oni są razem wbrew wszystkiemu i jestem pewna, że będą mieli przyszłość, pominąwszy, że tak jakby dosłownie rozdzieli ich tylko śmierć 😅
Jestem ciekawa co z Blaisem, czy Go złapali, zdecydowanie skazuje go na pocałunek dementora.
Harry i Ron - oni serio byli niezadowoleni, że zostali, przecież to logiczne, że wszystko by popsuli.
Moody z autorami troszkę jakby przepadł, 14 pokoi i lochy to jakby nie dużo żeby na siebie nie wpaść nie? 😅
Harry i Draco w czymś się zgadzają, piękne że kobieta i chęć jej chronienia łączy ludzi 😊
Nie mogę nie wspomnieć o idealnym Draco, jak wyobraziłam sobie jego francuski... To mógłby do mnie tak mówić podczas wiadomych scen🙈🤣 macanko w obliczu śmierci 😍 kocham ♥️ jaki on wytrwały, znosił ból, ale nie poddał się, ah ideal♥️ i to trzymanie mocno ręki Hermiony ♥️
Tortury, które wreszcie uświadomily mu uczucie, ale to jest prawda, że w takich ciężkich momentach człowiek docenia co ma i odkrywa w sobie jakieś nieznane instynkty i uczucia ♥️