ROZDZIAŁ 36.
Snape o mały włos nie pozbawił Draco głowy. Przez krótką, przerażającą chwilę Mistrz Eliksirów był przekonany, że widzi Lucjusza, kroczącego w jego kierunku przez hogwarckie błonia. Draco chodził w taki sam sposób jak jego ojciec, a jasne włosy chłopaka połyskiwały w świetle porannej zorzy dokładnie tak samo jak włosy Lucjusza. Snape instynktownie gotował się do ataku, zanim do jego świadomości nie dotarły subtelne różnice. Draco był wciąż o wiele szczuplejszy od ojca i stąpał lżejszym krokiem. Poza tym Lucjusz wolałby umrzeć, niż zostać przyłapanym przez postronne osoby w koszulce i starych trampkach.
- Witamy z powrotem - rzekł Snape, sięgając do kieszeni i wyjmując srebrny zegarek. - Panie Malfoy, spóźnił się pan około pięciu godzin. Powinien pan wrócić o jedenastej wieczorem, przed zamknięciem bramy. Czyżby zapomniał pan, jak się sprawdza, która jest godzina? - zapytał Snape sarkastycznie. Nauczyciel doskonale ukrywał panikę, jaka zaczęła ogarniać jego i McGonagall, gdy skonstatowali, że z trojga uczniów, którzy poprzedniego dnia otrzymali pozwolenia na opuszczenie zamku, tylko Blaise Zabini powrócił o czasie. Na wieść o spóźnieniu Draco opiekunka Gryffindoru tylko przewróciła oczami. Co jednak zatrzymało Prefekt Naczelną?
Draco zawsze wolał przechodzić od razu do sedna sprawy. Jego matka, dopóki mogła, wkładała wielki wysiłek, by nauczyć go drobnych uprzejmości, jednak bez skutku.
- Wracam właśnie z Nokturnu. Wystrzelono tam Mroczny Znak - rzekł chłopak bez ogródek.
Snape wyglądał na zaniepokojonego, lecz nie przerażonego. Zamknąwszy zegarek z wyraźnym kliknięciem, wsunął go do kieszeni.
- Dopiero co doszła do nas ta wiadomość. Po mojej zmianie wartę obejmuje profesor Lupin. Ja natomiast chciałbym rozmówić się z tobą i z panną Granger, zanim udacie się do swoich dormitoriów.
Draco spodziewał się werbalnej chłosty, srogich spojrzeń i groźby szlabanów, których nie byłby w stanie odrobić przed dwudziestym rokiem życia. Snape jednak zachowywał się całkiem normalnie. Co więcej, w jego głosie pobrzmiewała nigdy niespotykana łagodność. Draco nie zauważył jej, bo był zszokowany postawą nauczyciela. Najbardziej zaś wstrząsnął nim sposób, w jaki Snape wspomniał o Hermionie.
- Wiesz o nas.
- Owszem, wiem - odrzekł Snape z irytacją. - Przekonanie Minerwy McGonagall, żeby nie wysyłała sowy do rodziców panny Granger, zabrało wiele czasu. A tak w ogóle to gdzie dziewczyna? Wróciła z tobą?
Draco był urażony.
- Oczywiście, że tak. Jest tam, w krzakach - wyjaśnił, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, że Hermiona Granger czai się w zaroślach o czwartej rano.
Snape pogardliwym spojrzeniem obrzucił krzaki, z których dochodził wyraźny szelest.
- Panno Granger - zawołał.
Hermiona z zażenowaną miną niechętnie wynurzyła się spośród liści.
- Dzień dobry, panie Profesorze.
- Wcale nie jest dobry - warknął Snape. - Oboje macie zaraz iść do mojej kwatery. Natychmiast.
***
- Jestem tu po raz pierwszy - wyszeptała Hermiona, zerkając na ogromną biblioteczkę. Przeczytawszy kilka tytułów, musiała założyć ręce na plecy. Pokusa, by sięgnąć po książki, była prawie nie odparcia.
- No chyba. Przecież to jego prywatna kwatera - mruknął Draco.
Hermiona spojrzała na niego przez ramię. Draco usadowił się w fotelu przed kominkiem, założywszy nogę na nogę. Palcami bębnił w podłokietnik i patrzył na nią takim wzrokiem, jakby chciał zapytać: "No i co teraz powiesz?" Najwyraźniej czuł się w tym miejscu jak w domu i Hermiona z łatwością wyobraziła sobie, jak siedział tutaj, słuchając upomnień Snape'a.
Dziewczyna czuła się bardzo dziwnie ze świadomością, że znalazła się w samym sercu Slytherinu.
Prefekci mieli dostęp do każdego z pomieszczeń na zamku, jednak Hermiona nigdy nie potrzebowała zaglądać do pokoju wspólnego Ślizgonów, nie mówiąc już o kwaterze Snape'a. Tym zajmował się Blaise. Owszem, Harry bywał tu niejednokrotnie podczas lekcji oklumencji, lecz nie był najlepszym źródłem informacji, ponieważ głównie narzekał na złośliwość Snape'a.
Kwatera Mistrza Eliksirów składała się z trzech pomieszczeń. Z korytarza wchodziło się do pokoju, który był połączeniem salonu z gabinetem, a stamtąd dwoje drzwi prowadziło do, jak Hermiona przypuszczała, sypialni i prywatnej pracowni Snape'a.
Wszystko urządzone w bardzo męskim stylu - pomyślała Hermiona. Kwatera było umeblowana skąpo, lecz już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć naukowe zainteresowania gospodarza. Wzdłuż dwóch ścian ciągnęły się hebanowe regały z książkami, obciążone do granic możliwości. Wszystkie inne meble również były hebanowe z wyjątkiem pięknego biurka z drewna różanego inkrustowanego macicą perłową, z nogami w kształcie lwich łap. Biurko niezbyt pasowało do reszty umeblowania, jednak miejsce, w którym je ustawiono, oraz staranne utrzymanie świadczyło, że właściciel był do niego bardzo przywiązany.
Hermiona usiadła wreszcie w fotelu obitym zielonym adamaszkiem i ziewnęła. Łatwo zapominała, jak niewiele zaznała snu w ciągu ostatnich paru tygodni, ale organizm nie dawał się oszukać.
- Jak to możliwe, że Snape dowiedział się o naszych problemach z Fida Mia?
Siedzący naprzeciw Hermiony Draco wzruszył ramionami, najwyraźniej zirytowany.
- A jak się dowiaduje o różnych rzeczach? Nie wiem. Pewnie ktoś mu powiedział. Postaram się to z niego wyciągnąć.
Hermiona przyjrzała się swojemu mężowi i stwierdziła, że kiepsko wyglądał. Podpierał czoło na dłoni, jakby głowa mu ciążyła, i był bardziej blady niż zwykle, wręcz szary na twarzy. Ponieważ Hermiona całkiem niedawno oglądała całe jego ciało, uznała, że jest w stanie zauważyć podobne różnice bez żadnej omyłki.
- Malfoy, dobrze się czujesz?
Draco ścisnął grzbiet nosa palcami.
- Głowa mnie tak cholernie boli - przyznał, ale jakimś cudem zdołał posłać jej spod rzęs pożądliwe spojrzenie. - Jestem wyssany do cna. Oto, co mi jest.
Hermiona nie sądziła, by to był dobry moment na podobnego rodzaju komentarze. Tylko Malfoy mógł się tak zachowywać w czasie, gdy nieznani sprawcy porywali aurorów, wystrzelali Mroczne Znaki, i nie wiadomo co jeszcze mieli w zanadrzu.
- Cicho. Twój ojciec chrzestny może tu wejść w każdej chwili.
- Nigdy nie zapomnę twojej miny, gdy się dowiedziałaś - rzekł nieobecnie. - Byłem przekonany, że do tej pory co najmniej połowa szkoły odgadła, że Snape jest moim ojcem chrzestnym.
- Ponieważ jak dotąd poznawałam cię głównie w sytuacjach w których nie miałeś na sobie ubrania, jest bardzo prawdopodobne, że niewiele o tobie wiem poza tym, co lubisz w łóżku - odparła Hermiona uprzejmie.
Malfoy roześmiał się. Wyprostował się w fotelu, opierając się wygodnie, i ciepło spojrzał na Hermionę. Pewnie był zbyt zmęczony, by silić się na poczucie wyższości. Ku zdziwieniu Hermiony czułość w jego wzroku nie wyglądała na udawaną.
- Nie ma obawy, że kiedykolwiek będziesz źle poinformowana.
Za drzwiami słychać było kroki. Hermiona zerknęła w tamtym kierunku.
- Ktoś nadchodzi.
Drzwi odchyliły się na zawiasach bez najsłabszego nawet skrzypnięcia - rzecz w Hogwarcie niespotykana. Snape wkroczył do pokoju i zerknąwszy przelotnie na swoich gości, rzekł:
- Usiądźcie.
Przecież już siedzieli.
- Zrobione.
- Panie Malfoy, pana żart był nie na miejscu.
- Przepraszam.
- Panie profesorze, czy są jakieś wieści o Nimfadorze Tonks albo tym drugim aurorze, który zaginął? - zapytała Hermiona. Czuła się winna, że nie pomyślała o tym wcześniej.
- Nawet gdyby takowe nadeszły, panno Granger, nie sądzę, by była pani uprawniona do posiadania tych informacji - odparł Snape chłodno.
Hermiona najeżyła się. Doprawdy, Snape pozwalał sobie na zbyt wiele! Przecież Hermiona była w Zakonie tak samo jak on!
Ach. Za to Draco nie był w Zakonie. Snape pamiętał o tym, nawet jeśli ona zapomniała. Hermiona jakoś wcześniej nie pomyślała o tym, że miała przed swoim mężem kilka tajemnic. Tymczasem Draco przyglądał się jej z dziwną miną. Dziewczyna potarła nos palcem i wlepiła wzrok w Snape'a.
- Kiepsko to wygląda, prawda? - zapytał Draco i Hermiona przypomniała sobie, że mówili o jego kuzynce. Poczuła się przez to jeszcze gorzej.
- Dyrektor traktuje bardzo osobiście fakt, że dwóch członków Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów zaginęło na terenie szkoły. Pomaga Alastorowi Moody'emu w prowadzeniu śledztwa - odparł Snape.
- Czy Dumbledore o nas wie? - dopytywała Hermiona. Byłoby to tak samo straszne, gdyby Ron i Harry dowiedzieli się prawdy o niej i Malfoyu.
- Nie - odrzekł Snape i spojrzał na Draco. - Po waszej wizycie w Malfoy Manor skontaktował się ze mną twój ojciec.
- Rozmawialiście przez Fiuu? - zdziwił się Draco. - Nie miałem pojęcia, że pozwolono mu na ten luksus.
- To luksus dla niego, lecz nie dla mnie - odparł Snape i Hermiona stwierdziła, że był tym rozbawiony.
Niemożliwe. Na pewno jej się wydawało.
- Kto jeszcze o nas wie? - zapytał Draco, marszcząc brwi. Hermiona zamierzała właśnie zadać to samo pytanie.
- Profesor Lupin - odrzekł Snape bez chwili wahania. - Jak oboje wiecie, jego zmysły są znacznie bardziej wyostrzone niż zmysły przeciętnego czarodzieja. Podczas lekcji w ostatnią środę był w stanie wykryć działanie zaklęcia.
Niepokojące, że Lupin był w stanie to wywęszyć, i to dosłownie.
- Czy ktokolwiek inny jest w stanie zrobić coś takiego?
- Panno Granger, wątpię w to.
- Proszę pana, to był głupi błąd - tłumaczyła się Hermiona. - Proszę mi wierzyć, w normalnych okolicznościach...
Snape błyskawicznym ruchem podniósł dłoń do góry.
- Nie wymagam i nie życzę sobie żadnych wyjaśnień. Nie dlatego chciałem z wami rozmawiać. Oboje od dawna wykazujecie pogardę dla obowiązujących reguł. Wasze postępowanie daje do zrozumienia, że uznaliście, iż jesteście na tyle dorośli, by mogła was spotkać śmierć. Merlin jeden wie, jacy z was głupcy. Martwi mnie tylko to, że zazwyczaj pozwalaliście sobie na różne wyskoki, będąc w szkole. Tymczasem podczas waszego ostatniego pobytu w Londynie miało miejsce morderstwo.
Draco zaklął. Snape nie skomentował tego.
- Mroczny Znak na Nokturnie. Czy tym razem rzeczywiście kogoś zabito?
- Tak, panie Malfoy - odparł Snape bez odrobiny jadu. - Chyba że zna pan inny sposób, by popełnić morderstwo?
- Kogo?
- Dokładna tożsamość ofiary nie jest jeszcze znana. A jak wasze spotkanie z ekspertem od Fida Mia?
Zarówno Draco jak i Hermiona byli zaskoczeni tą zmianą tematu. Draco sposępniał, a Hermiona zarumieniła się. Snape nie musiał wiedzieć już nic więcej.
- Rozumiem. Cóż za szkoda - westchnął Snape, skrzyżował ręce na piersi i westchnął ponownie. - Jest jeszcze coś... Coś, o czym musicie się dowiedzieć.
Draco z Hermioną czekali na ciąg dalszy, ale ten nie następował. Draco poczuł, że opadła mu szczęka. Jeszcze nigdy nie widział, by Snape'owi zabrakło słów. Chłopak zerknął na Hermionę i zauważył, że gapiła się na nauczyciela z taką miną, jakby oznajmił właśnie, że zaczął lubić różowy kolor .
- Draco, chodzi o twoją matkę - odezwał się Snape.
- Co z nią? - zapytał Ślizgon, czując, jak żołądek zamienia mu się w bryłę lodu.
- Wczoraj pisali o tym na pierwszej w stronie w "Proroku", lecz jak sądzę nie miałeś jeszcze okazji, by go przeczytać? Nie. Z pewnością nie - rzekł Snape i urwał.
- Proszę pana?
- Draco, bardzo mi przykro, że właśnie ode mnie się tego dowiadujesz. Jest mi bardziej przykro, niż byłbym w stanie powiedzieć.
- Czego?
- Twoja matka nie żyje - oznajmił Snape beznamiętnym tonem. - Zmarła około trzech miesięcy temu. Początkowo stwierdzono, że to samobójstwo. Ze względu na dobro śledztwa nie pozwolono nikomu podawać szczegółów.
Hermiona zakryła usta ręką. Szok sprawił, że na chwilę przestała w ogóle myśleć. Poczuła ucisk w piersi, tak silny, że uniemożliwiał oddychanie. Doświadczyła już czegoś podobnego wtedy, gdy Draco oberwał tłuczkiem podczas ratowania Doddersa. Tylko że tym razem nie odczuwała dziwnej pustki. Zamiast tego ogarniały ją emocje tak silne, że prawie traciła panowanie nad sobą. Ból, wściekłość i rozpacz sprawiły, że zrobiło jej się ciemno przed oczami.
Draco jednak nawet się nie poruszył. Po prostu siedział w milczeniu, wpatrując się w dywanik przed kominkiem. Hermiona chciała podejść do niego i wziąć go za rękę, ale intensywność płynących od niego uczuć przytłaczała ją do tego stopnia, że dziewczyna nie była w stanie wstać z fotela.
Snape zmarszczył brwi.
- Draco, słyszałeś mnie?
- Tak. A co chciałbyś, żebym powiedział? Wyjechała z kraju bez słowa pożegnania i myślałem, że już nigdy jej nie zobaczę. Teraz wiem to na pewno. Co to za różnica?
- To ogromna różnica!
- Jak zginęła? - wyszeptała Hermiona.
Snape wlepił w nią swoje czarne oczy.
- Przedawkowanie opium, jednakże...
- Czy mój ojciec już się dowiedział? - wtrącił Draco.
Snape wyglądał, jakby odczuwał silny ból.
- Draco, twój ojciec wiedział prawie od początku, lecz nie był w stanie ci tego powiedzieć.
Hermiona nie mogła w to uwierzyć.
- A już się wydawało, że Lucjusz Malfoy nie może niżej upaść - syknęła.
Draco podniósł głowę.
- Przecież co miesiąc przychodziły na moje konto w Gringotcie pieniądze - oznajmił z nadzieją. - Myślałem, że były od ma... od Narcyzy. Jak to możliwe?
Snape zawahał się.
- Pieniądze dostawałeś ode mnie. Obawiam się, że tak jak twój ojciec znałem prawdę. Planowaliśmy poinformować cię we właściwym czasie.
- Teraz jest ten "właściwy czas"? Teraz, gdy wieści o jej śmierci pojawiły się na pierwszej stronie "Proroka"? - zaszydziła Hermiona. Mówiła zarówno w swoim imieniu, jak i w imieniu Draco. Wyraźnie czuła jego narastającą wściekłość, która niemal wyparła wszystkie inne uczucia. - Raczej okoliczności zmusiły was, byście powiedzieli mu, zanim dowiedziałby się sam, i to w najgorszy możliwy sposób!
Draco zerwał się na nogi, choć widać było, że drżą pod nim kolana.
- Planowaliście? - wypluł. - Ty i Lucjusz, tak? Czyli wiedziałeś. Obaj wiedzieliście przez cały czas, że moja matka nie żyje, i żaden z was nie raczył pisnąć ani słówka! - Głos chłopaka załamał się. - Pisałem do niej listy przez trzy miesiące i przez cały czas sądziłem, że była po prostu zbyt leniwa, by odpisać!
- Biorę za to pełną odpowiedzialność - odparł Snape, bo i co więcej mógł powiedzieć. - Popełniłem błąd, nie mówiąc ci o tym wcześniej. Teraz jednak mam ci coś więcej do powiedzenia i oboje macie mnie wysłuchać. Jesteście w niebezpieczeństwie. Musicie być wyjątkowo czujni. Śledztwo wykazało, że Narcyza nie popełniła samobójstwa, jak początkowo sądziliśmy. Została zamordowana. Draco, z jakichś powodów śmierciożercy postanowili ukarać twoją rodzinę dla przykładu. Uwierz, że chodziło mi tylko o twoje dobro, kiedy podjąłem decyzję, by nie zdradzać ci prawdy o śmierci Narcyzy.
- Zamordowana? - wyszeptał Draco chrapliwym głosem i przymrużył oczy. - Moja matka została zamordowana?
Przez chwilę szok zniknął z jego twarzy. Zamiast tego pojawił się na niej ból i przerażenie. Po chwili i one zniknęły i twarz Draco była jak czysta tablica.
Chłopak potrząsnął głową i przełknął głośno ślinę.
- Panie Profesorze, proszę mi wybaczyć - rzekł lodowato - jednak nie wydaje mi się, by kiedykolwiek ta szkoła, Ministerstwo i mój ojciec troszczyli się o moje dobro. Oczywiście zażądam odpowiedzi na kilka pytań, lecz nie od pana. A teraz, jeśli pan pozwoli, chciałbym położyć się do łóżka.
Draco zrobił krok i nogi się pod nim ugięły. Wyciągnął rękę w stronę Hermiony. Ujrzawszy w jego oczach niemą prośbę o pomoc, dziewczyna zerwała się z fotela i podbiegła do niego, zanim się przewrócił.
Snape zmarszczył brwi i wstał.
- Panno Granger, będzie pani potrzebowała mojej pomocy.
Dojmujące poczucie niesprawiedliwości sprawiło, że Hermiona miała ochotę kogoś uderzyć. Posłała Snape'owi wrogie spojrzenie, w którym zawarły się wszystkie najgorsze myśli, jakie kiedykolwiek miała na jego temat. Objęła ramieniem wąską talię Draco i oboje ruszyli w kierunku drzwi.
- Dziękuję, panie Profesorze, ale nie trzeba. Poradzę sobie.
Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Snape stał w tym samym miejscu przez dobre kilka minut. Zerknął na swoją rękę i z westchnieniem spostrzegł, że się trzęsła. Zacisnął dłoń w pięść i drżenie ustąpiło.
Najbardziej bolała go myśl, że w ostatecznym rozrachunku nie okazał się lepszy od Lucjusza. Miał tyle różnych okazji, żeby usiąść razem z Draco i przekazać mu fatalne nowiny. Nigdy jednak tego nie zrobił.
Życie nałożyło na niego wiele obowiązków i wymagało odpowiedzialności w różnych dziedzinach, ale jedynym obowiązkiem, jaki kiedykolwiek wypełniał z prawdziwą radością, była opieka nad niesfornym synem chrzestnym.
Przyglądanie się, jak z chłopca wyrósł młody mężczyzna, sprawiało Snape'owi zarówno radość, jak i ból. Mistrz Eliksirów nie uważał, by był dobrym kandydatem na ojca chrzestnego. Był stary, nieczuły i zgorzkniały. Jako były śmierciożerca i były szpieg miał wielu wrogów. Inna sprawa, że Lucjusz też nie nadawał się na ojca. Jaka szkoda, że dzieci nie mogły wybierać, w jakich rodzinach przychodzą na świat.
Co z tego, że Snape troszczył się o Draco, skoro zawiódł go tak strasznie, i to dwa razy. Pierwszy raz miał miejsce w gabinecie dyrektora. Snape nie interweniował, gdy Minister nałożył na Draco niedorzeczne zadanie szpiegowania Ślizgonów. Za drugim razem Snape, kierując się starym sentymentem do Lucjusza, ukrywał przed Draco prawdę o śmierci Narcyzy.
Hermiona Granger była teraz bardzo potrzebna, bo Draco nie miał się już na kim oprzeć. I dziewczyna pomogła mu z takim spokojem i pewnością siebie, że Snape byłby ją pochwalił, gdyby okoliczności nie były tak tragiczne.
Snape przypomniał sobie słowa Draco, które padły w gabinecie Dumbledore'a. Chłopak miał rację. Ministerstwo nie nagradzało swoich bohaterów, tylko bezlitośnie ich wykorzystywało. To ono nie miało żadnych obiekcji, by obciążyć jedenastoletnie dziecko odpowiedzialnością za losy czarodziejskiego świata. Właśnie w ten sposób Harry Potter został powitany wśród swoich. Dumbledore był temu winien tak samo jak zwykli czarodzieje na ulicach. Cała społeczność równie szybko piętnowała tych, którzy w jakikolwiek sposób wzbudzili podejrzenia.
Draco był wolny od tej hipokryzji. Wiedział doskonale, że poza czernią i bielą istniała jeszcze cała gama szarości. Snape w młodości również miał tego świadomość, lecz postąpił inaczej niż Draco. Zamiast sprzeciwić się temu, czego po nim oczekiwano, Snape wybrał jedną ze stron i do chwili obecnej ponosił tego konsekwencje.
Poddając się wewnętrznemu nakazowi, Snape postanowił zrobić w sprawie Draco tyle, ile tylko było możliwe. Zamierzał odbyć długą rozmowę z Dumbledorem i Arturem Weasleyem. Niech się bawią w demiurgów, manipulując Harrym Potterem jak pionkiem na planszy. Snape zdecydował, że nie pozwoli im, by robili to samo z jego synem chrzestnym.
***
Okazało się, że Snape miał jednak rację. Draco czuł się bardzo kiepsko i Hermiona potrzebowała pomocy.
Ślizgon zatrzymał się nagle i bezwładnie oparł o ścianę. Oddychał płytko i bardzo szybko. Przycisnął dłoń do czoła, na którym perliły się krople potu.
Hermiona wystraszyła się, że Draco zemdleje wskutek hiperwentylacji. Złapała go za ręce, owinęła je wokół swojej szyi i rozkazała, by się na niej oparł. Zrobił to w milczeniu. Od chwili, gdy opuścili kwaterę Snape'a, nie odezwał się ani słowem. Przylgnąwszy do Hermiony, Draco wtulił twarz w jej włosy. Jego oddech stopniowo wracał do normy.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła Hermiona, zaciskając zęby, żeby się nie rozpłakać. - Nic ci się nie stanie.
Narcyza była matką Draco. Niezależnie od tego, co sądzili o niej ludzie, Hermiona była pewna, że Narcyza kochała swojego syna.
Draco wciąż cierpiał katusze. Mimo że Hermiona odczuwała jego żal niejako z drugiej ręki, to wystarczyło, by jej serce zaciskało się boleśnie.
- Wszystko, czego tylko dotknę, rozpada się w pył - wyszeptał Draco. Rozpacz w jego głosie sprawiła, że Hermiona na chwilę straciła oddech. - Wszystko, co się liczy. Moje życie jest przegrane. Moja rodzina jest przeklęta.
Hermiona pokręciła głową i odsunęła się, by spojrzeć mu w oczy.
- Draco, to nieprawda.
Patrzył na nią pustym wzrokiem, wyczerpany i całkowicie pokonany. Przerażało ją to. Draco wsunął zabłąkany kosmyk włosów za jej ucho i spojrzał na nią ponuro. Hermiona była pewna, że w innej sytuacji potrząsnąłby nią za ramiona.
- Hermiono, to nie zabawa. Nie możesz ze mną zostać. Snape miał rację, to niebezpieczne. Tamta rozmowa w gabinecie Dumbledore'a dotyczyła pewnego zadania. Ministerstwo żąda, bym szpiegował Ślizgonów. Chcą, bym robił to latem. Jestem pewien, że na tym się nie skończy.
Szpiegowanie! Teraz Hermiona dowiedziała się wreszcie, czego minister chciał od Draco. Trzymali nad jego głową topór, udając, że to marchewka!
- Jak mogą tego od ciebie żądać, zwłaszcza teraz?
- Żądają tyle samo od Pottera - odparł Draco, najwyraźniej nieprzekonany. - W Slytherinie ktoś rekrutuje uczniów dla Voldemorta i jeśli się nie mylę, ostatnie wydarzenia dowodzą, że ktoś chce przesłać mi jednoznaczną wiadomość.
Wziął Hermionę za rękę i palce ich dłoni splotły się. Spoglądał na nią w taki sposób, że Hermiona z trudem powstrzymywała płacz.
- Nie mogę pilnować cię przez cały czas, zwłaszcza przez najbliższe dwa miesiące. Proszę, zostań u Wiewióra. Tam będziesz bezpieczna.
- Nie zamierzam tego słuchać - odparła Hermiona buntowniczo. - Zmusili cię do czegoś niezgodnego z prawem! Nie wolno ci się na to zgodzić. Może i życie twojego ojca leży w ich rękach, ale nie mogą tego samego zrobić tobie!
- Własnoręcznie podpisałem dokument. To zgodne z prawem i nie mogę się wycofać. - Draco oparł się całym ciężarem o ścianę i przymknął oczy. - Granger, muszę się położyć. Głowa boli mnie tak, jakby ktoś rozłupywał ją na pół.
Hermiona przeraziła się. Malfoy wcale nie żartował. Był zielony na twarzy i musiał czuć się naprawdę fatalnie, skoro wspomniał o tym na głos. Hermiona przypomniała sobie, że przecież zaledwie dwa dni wcześniej leżał w łóżku, dochodząc do siebie po wstrząśnieniu mózgu.
- Którędy do twojego pokoju? - wyszeptała. Było jej głupio, że nie znała takich szczegółów o jego życiu. Akurat to powinna wiedzieć.
Draco nie odpowiedział na pytanie. Oblizał wargi i sprawiał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Hermiona musnęła palcami jego policzek.
- Draco?
- Tędy - odezwał się jakiś przyciszony głos. - Zaprowadzę cię.
Hermiona obejrzała się i zobaczyła Pansy. Ślizgonka wyłoniła się z ciemności, trzymając w ręku zapaloną różdżkę. Hermiona zauważyła, że Pansy była w białej satynowej piżamie i pikowanych kapciach z tego samego materiału.
- Snape już mu powiedział? - zapytała Pansy i kiwnęła głową, zanim Hermiona odpowiedziała. - Wczoraj przeczytaliśmy o tym w gazetach.
Hermiona ucieszyła się, widząc Pansy, która znacznie lepiej od niej orientowała się na terytorium Slytherinu.
- On się źle czuje - rzekła, ocierając oczy wierzchem dłoni. - Chyba musimy wezwać panią Pomfrey.
Gdyby Draco teraz zemdlał, nie było mowy, by były w stanie go unieść bez używania Wingardium Leviosa. Teoretycznie mogły zwrócić się o pomoc do Snape'a, ale Hermiona wiedziała, że Draco nie byłby z tego zadowolony. Parkinson pojawiła się akurat w samą porę.
Pansy pokręciła głową. W jej oczach błyszczały łzy.
- Ja pomogę. Nie będziemy wołać pielęgniarki.
Podeszła do Draco, złapała go za ramię i powoli odciągnęła od ściany. Draco skrzywił się, jakby go uderzyła. Hermiona zaczęła martwić się tak bardzo, że o mały włos nie pobiegła po panią Pomfrey. Wtedy jednak Draco się odezwał.
- Pansik - wymamrotał. - Moja mama nie żyje.
Hermiona nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek przemówił do niej takim tonem. Draco i Pansy byli w końcu przyjaciółmi od wielu lat. Hermiona poczuła ukłucie zazdrości, lecz stłumiła je, zawstydzona własnym egoizmem.
- Wiem, kochanie.
- Pansy, wszystko jest takie popierdolone.
- Wiem. A teraz cichutko. Zabieramy cię do łóżka.
Hermiona czułaby się w tej sytuacji nieswojo, gdyby nie fakt, że okoliczności były tak tragiczne. Draco pozwolił, by dziewczyny objęły go w pasie, i położył im dłonie na ramionach. Obie były tego samego wzrostu, więc łatwiej dały radę dojść do dormitorium Draco, które, jak się okazało, było całkiem niedaleko.
Hermiona zdawała sobie sprawę, że Pansy mogłaby tam trafić po ciemku. Była wdzięczna, że Ślizgonka mimo to nie zgasiła różdżki.
Drzwi do pokoju Draco były zamknięte i chwilę potrwało, zanim Pansy je otworzyła. Rzuciwszy Alohomorę, Ślizgonka podała kilka haseł i jednocześnie naciskała klamkę. Wreszcie drzwi się otworzyły. Widząc minę Hermiony, Pansy wyjaśniła:
- Draco ma świra na punkcie bezpieczeństwa.
Kiedy we trójkę znaleźli się w środku, zapłonęły świece umieszczone w ściennych lichtarzach. Hermiona stwierdziła, że jej pokój był tej samej wielkości, może odrobinę większy. W pokoju nie było okna, a łóżko Draco stało przy ścianie naprzeciw drzwi. Po lewej stronie znajdowało się biurko, a obok kufer.
Zaskakujące, ale w pokoju panował doskonały porządek. Na biurku Hermiona zauważyła nowy zestaw do konserwowania mioteł. Na kilkunastu hakach wystających ze ścian wisiały stroje do quidditcha i różne gadżety związane z tym sportem, z pewnością warte fortunę.
Noga za nogą, dziewczyny zawlokły Draco do łóżka. Runął na nie jak kłoda, zasłonił oczy przedramieniem, jakby przeszkadzało mu światło, i przewrócił się na bok. Hermiona zdmuchnęła większość świec i usiadła na łóżku, by zdjąć chłopakowi buty. Po chwili wstała i podeszła do kufra, chcąc wyciągnąć piżamę. Pansy powstrzymała ją.
- Daj sobie spokój. Draco chodzi spać w ubraniu albo nago.
Hermiona nie wiedziała, co na to rzec, więc pominęła uwagę Pansy milczeniem. Chciała usiąść na krześle, znajdującym się obok biurka, ale Pansy wyciągnęła rękę.
- Granger, nie możesz tu zostać. Nikomu nie wolno tego robić.
Pansy miała zapewne na myśli innych Ślizgonów.
- Nic mnie to nie obchodzi - warknęła Hermiona.
Pansy pokręciła głową.
- Mówię poważnie. Do pewnych spraw nie należy się wtrącać. Tego się po prostu nie robi. Draco sobie tego nie wybaczy, jeśli któraś z nas zostanie, żeby go niańczyć.
Hermiona pociągnęła nosem. Miała już serdecznie dość borykania się z upartymi Ślizgonami, jednak intuicja podpowiadała jej, że Pansy mówiła szczerze. Zapewne Ślizgoni mieli swoje niepisane zasady postępowania, takie jak: "Nie będziesz płakał w obecności innych osób" albo "Nie będziesz chodził na randki z Puchonami". Takie tam.
- Nie mówię tego, żeby zrobić ci na złość. Wiem, że Draco wolałby, abyśmy zostawiły go w spokoju. Przyjdę do niego przed śniadaniem, żeby zobaczyć, jak się czuje. Potem będziesz go miała tylko dla siebie.
Zrezygnowana, Hermiona pogłaskała Draco po głowie, odsuwając mu z czoła zabłąkane kosmyki. Nie przejmowała się wcale tym, że Pansy na nich patrzy. Draco spał głęboko i Hermiona była zadowolona z tego powodu, głównie dlatego, że nie wiedziałaby, jak mu inaczej pomóc, gdyby był przytomny. Czuła się tak strasznie bezradna.
- Jak tylko się obudzę, przyjdę tu na dół do ciebie - oznajmiła i głos jej się załamał. - Obiecuję.
Nie była to do końca prawda, ponieważ Hermiona zamierzała najpierw porozmawiać z Harrym i opracować plan działania.
- Chodź, odprowadzę cię do wyjścia - odezwała się Pansy łagodnie.
Wysiłkiem woli Hermiona oderwała wzrok od swojego śpiącego męża i opuściła pokój razem z Pansy. Drzwi zamknęły się za nimi z cichym trzaśnięciem.
- Granger, musimy przestać wpadać na siebie w takich okolicznościach - zauważyła Pansy sucho. Biorąc pod uwagę całą sytuację, był to chyba jedyny stosowny żart.
Obie poszły szybko wzdłuż korytarza i dotarły do pokoju wspólnego. Pansy otworzyła drzwi i Hermiona zatrzymała się na chwilę, wpatrując się w nieprzeniknione ciemności, wypełniające lochy. W gardle czuła rosnącą gulę, skutek tego, że nie mogła porządnie się wypłakać. Pansy zaś można było stawiać za wzór panowania nad sobą. Hermiona wiedziała oczywiście, że wcześniej Ślizgonka była bliska łez, jednak teraz nie miała nawet zaczerwienionego nosa.
- Od jak dawna go kochasz? - zapytała Hermiona.
- Od kiedy skończyłam dziesięć lat - odparła Pansy spokojnie. - Granger, nie patrz tak na mnie. Wiem doskonale, kim jest Draco i jak się zachowuje przez większość czasu. Czasami za to jest taki, że nie ma na co narzekać, o czym z pewnością dobrze wiesz. Pasowalibyśmy do siebie.
Hermiona prawie była gotowa się z tym zgodzić.
Pansy westchnęła cicho.
- Narcyza była suką i fatalną matką, ale miała coś w sobie. - Dziewczyna powiodła palcem wzdłuż klamki. - Swoją grację Draco odziedziczył właśnie po niej. No i te kości policzkowe.
- Pansy, dziękuję - rzekła Hermiona. Nie mogła odejść bez wypowiedzenia tych słów.
Ślizgonka wzruszyła ramionami.
- Nie rób takiej smętnej miny. W szkole zostało już niewielu uczniów i jutro wszyscy wyjeżdżamy stąd na dobre. Wątpliwe, by mogło się zdarzyć coś jeszcze gorszego.
***
Wracając do swojego pokoju, Pansy pomyślała, że będzie go jej brakowało. Znajdował się w dobrym miejscu, blisko pokoju wspólnego. Jego położenie i akustyka lochów sprawiały, że Pansy mogła słyszeć, o czym ludzie rozmawiają w pokoju wspólnym. Rzecz jasna nigdy specjalnie się nie przysłuchiwała, ale...
Dziewczyna dotarła do drzwi i miała właśnie złapać za klamkę, gdy drzwi otworzyły się od wewnątrz. Zaskoczona, Pansy aż podskoczyła.
- No i co, wrócił? Co mu powiedziałaś? A Granger? Mówiła coś? - dopytywał Goyle niecierpliwie. Oboje czekali na powrót Draco przez całą noc. Miał wrócić o jedenastej wieczorem, a gdy się nie pojawił, zaczęli się coraz bardziej denerwować. W miejscu, w którym Goyle siedział na materacu, widniało spore wgłębienie.
Pansy zmarszczyła brwi, przepchnęła się obok przyjaciela i zamknęła drzwi.
- Mów ciszej! Owszem, wrócili. Oboje. Nie musiałam przekazywać mu tej strasznej wiadomości. Sam profesor Snape to zrobił.
Goyle przestąpił z nogi na nogę.
- A jak Draco?
- Mogłoby być z nim lepiej - westchnęła Pansy. - W tej chwili kiepsko się czuje i trudno mu się dziwić.
Zdjęła kapcie i usiadła na łóżku. Pomiędzy dwoma kremowymi poduszkami z brokatową lamówką leżał pluszowy żółty słoń. Pansy wzięła go i przycisnęła do piersi. Widząc to, Goyle nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
- Skoro wszystko się wyjaśniło, mogłabyś się trochę przespać. Słońce już wzeszło.
Pansy gniotła ucho słonia między palcami.
- Widziałeś się dzisiaj z Blaisem? - spytała wreszcie, nie patrząc na Goyle'a.
- Nie.
- Czy jest jakaś nadzieja, że zrobił krok w złym kierunku, spadł z klifu i zginął? - zapytała beznamiętnie.
- Pansy...
- Goyle, jesteś idiotą, jeśli sądzisz, że pozwolą ci tak po prostu odejść po kilku latach. Śmierciożercą jest się do końca życia.
Goyle pokręcił głową.
- Nie pójdę w ślady mojego taty. Zaufaj mi. Znajdę jakiś sposób, żeby odejść, i pomogę twojej rodzinie. Nie musisz się o nic martwić. Po prostu na mnie czekaj. Tylko o to proszę.
Pansy wpatrywała się w niego przez chwilę, pozwalając, by całe gorzkie rozczarowanie, jakie czuła, odzwierciedliło się na jej twarzy.
- W całej historii śmierciożerców jesteś chyba jedynym, który chce się przyłączyć, bo zamierza tam być tylko parę lat.
Nie była to do końca prawda. Czarodzieje zostawali śmierciożercami z innych równie bezsensownych powodów. Niektórzy pragnęli sławy, inni majątku, a jeszcze inni lubowali się w zadawaniu bólu.
Goyle planował dołączyć do śmierciożerców, bo ojciec Pansy nie pozwolił mu poprosić o jej rękę. Utracjusz zażądał, by Goyle zebrał w ciągu kilku lat duży majątek. Dopiero wtedy zamierzał pozwolić córce ożenić się z nim. Rodzina Goyle'a nigdy nie należała do najbogatszych, a większość pieniędzy, które mieli, utracili w ten sam sposób co Malfoyowie.
Blaise, który nie wiadomo dlaczego nagle zapadł się pod ziemię, w trakcie rekrutacji Goyle'a obiecał mu dużo pieniędzy. Szaleńcy podążający za Voldemortem potrzebowali funduszy, żeby przeprowadzać akcje. Zresztą Czarny Pan musiał przecież gdzieś mieszkać, a plotki głosiły, że miał ekstrawagancki gust i szczególne upodobanie do gotyku. Słudzy Voldemorta prowadzili różne nielegalne interesy. Przede wszystkim sprowadzali i sprzedawali zabronione substancje i magiczne artefakty. Blaise wspominał także o nowo założonych laboratoriach, których celem była produkcja narkotyków na rynek mugolski.
Podczas gdy starsi śmierciożercy bardziej interesowali się zemstą i wprowadzeniem nowego porządku do świata czarodziejów, młodsi, tacy jak Blaise, widzieli w poczynaniach Voldemorta okazję do czegoś więcej. Natomiast zarówno jedni jak i drudzy potrzebowali osiłków do ochrony, wsparcia w walce i zastraszania wrogów. Goyle nie należał do najbardziej pojętnych uczniów, ale na tym znał się doskonale. W końcu robił to przez całe życie.
Wśród śmierciożerców można było zdobyć wielkie wpływy i osiągnąć bogactwo, lecz Goyle nie tego pragnął. Potrzebował zdobyć tylko tyle, by mieć jakikolwiek start. Raczej nie mógłby tego dokonać w żaden inny sposób. Ukończył szkołę z bardzo kiepskimi wynikami, a nazwisko, które nosił, gwarantowało, że większość drzwi zostanie przed nim zamknięta.
- Gdyby sprawy ułożyły się inaczej, Draco też by się przyłączył - zauważył Goyle, przekonany, że zapatrzona w Draco Pansy powinna o tym wiedzieć.
- Pewnie tak, ale ty nie jesteś Draco - zirytowała się Pansy. - Kiedy do nich dołączysz, będziesz mógł liczyć tylko na siebie. Jego tam nie będzie, żeby cię pilnować.
- Nie potrzebuję go, żeby mnie pilnował! - odparł Goyle, może trochę zbyt głośno. Pansy spojrzała na niego wielkimi oczami.
Goyle był tak zły na siebie, że chciał walnąć w coś pięścią. Przed opuszczeniem Hogwartu planował porozmawiać z Draco, powiedzieć mu kilka słów od serca i oczywiście złożyć kondolencje. Potem chciał pożegnać się z Pansy. Myślał też o napisaniu listu do Milicenty, jednak Pansy mu to odradziła. Właściwie to dobrze. Goyle nie był najlepszy w pisaniu listów.
Niestety potrafił chyba spieprzyć też inne rzeczy poza pisaniem listów. Z ciężkim sercem ruszył w kierunku drzwi. O krok od nich zatrzymał się, odwrócił i posłał Pansy rozzłoszczone spojrzenie.
- Idę - oznajmił, wyraźnie akcentując każdą sylabę.
Pansy miętosiła uszy słonia tak gwałtownie, że o mało ich nie urwała.
- W porządku. Idź.
Goyle warknął z frustracją.
- Pewnie się nie zobaczymy przez następny rok albo dłużej.
- No cóż, trudno się mówi.
Pansy była po prostu niemożliwa. Goyle zastanawiał się, dlaczego właściwie tak ją kocha.
- Na Merlina, Pansy! Pożegnasz się ze mną czy nie?
Pansy cisnęła słonia na łóżko i wstała, zadzierając nos.
- Do widzenia, Gregory. Mam nadzieję, że kiedy umrzesz, co z pewnością spotka cię za miesiąc lub dwa, twoja śmierć będzie w miarę szybka i bezbolesna.
Goyle wpatrywał się w dziewczynę z niedowierzaniem.
- W miarę szybka i bezbolesna?
Pansy pomachała mu dłonią.
- Poddałam się. Wystarczająco długo namawiałam cię, byś zmienił zdanie. Jesteś głupcem. No dalej, idź do nich dołączyć. Zostań śmierciożercą. Za tydzień i tak już nie będę o tobie pamiętała.
Goyle zrobił dwa kroki i chwycił Pansy w ramiona. Przycisnął ją do siebie i wpił się ustami w jej wargi. Pocałował ją tak, jak marzył o tym przez ostatnie trzy lata. Pansy próbowała się wyrwać i uderzyła go w ramię, ale prawie tego nie zauważył. Być może utrata kontroli nad sobą była błędem, lecz Goyle miał już bardzo mało do stracenia. Ta myśl dodała mu odwagi, której mu dotąd brakowało, by wyznać Pansy, co do niej czuje.
Upłynęła minuta, gdy Goyle uwolnił Pansy ze swoich objęć. Była zdyszana, a jej policzki się zaróżowiły. Goyle posadził ją na łóżku i Pansy instynktownie sięgnęła po swojego słonia.
- Tego nie zapomnisz - rzekł ochrypłym głosem i wyszedł z jej dormitorium.
Następne dwie godziny Pansy przepłakała, a jej łzy wsiąkały w żółtego słonia. Słonia, którego dostała od Gregory'ego na dwunaste urodziny.
Jestem cała rozdygotana wewnętrznie po tym rozdziale, o słodki Godryku, ileż tutaj jest emocji! Całe szczęście, że Pansy pojawia się (prawie) zawsze w odpowiednim momencie - lubię ją! I tak mi szkoda Goyle'a, żegnać to on się umie jak nie wiem kto ;P Ale chociaż zdobył się na męski krok i ucałował ukochaną ;)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Draco wstrząśnie. Właściwie wobec Severusa obrali podobny kierunek, a takie sprawy w pewien sposób łączą. Dobrze, że HErmiona nie została, Draco to nie typ lubiący litość.
OdpowiedzUsuńBlaise mam nadzieję, że zapłaci za swoje postępowanie. Omamianie pieniędzmi, władzą? Kto w to wierzy...? Iść taką drogą, zostawiać ukochaną, liczyć na to, że może się przeżyje, okropne. Pansy wie kto rekrutuje uczniów, ciekawe dlaczego nie dała tej informacji Draco, przecież widzi co się dzieje, chociażby wrobienie Draco w te tłuczki...