ROZDZIAŁ 35.

Hermiona i Malfoy zmierzali do wyjścia z Cobblestone. Nie spodziewali się, że na zewnątrz rozpętało się pandemonium.

Koło nich przebiegł właściciel hotelu, przeklinając głośno i wymachując różdżką. Był ubrany w purpurową damską koszulę nocną o dwa rozmiary za małą. Z przodu miała naszyte aplikacje w kształcie różyczek. Hotelarz złapał stojący na ladzie kałamarz i cisnął nim w starszego czarodzieja z krzywymi nogami, który wybiegł z hotelu na ulicę.

- Staruchu, wisisz mi za trzy dni pobytu! - wrzasnął hotelarz, wygrażając pięścią.

Atrament z kałamarza chlusnął na bruk, pozostawiając na nim ślad w kształcie wielkiego, czarnego wykrzyknika.

Draco z Hermioną zauważyli, że ludzie na ulicy wrzeszczą i biegają we wszystkie strony.

- Co się dzieje? - zapytał Draco.

- To się dzieje, że ludzie pozwalają sobie nie zapłacić rachunku z powodu popisów śmierciożerców! - wykrzyknął zdenerwowany hotelarz, obciągając koszulę, która odsłaniała parę bladych, chudych nóg. - Niech lepiej śmierciożercy zastanowią się dwa razy, zanim znowu zaczną tutaj rozrabiać! To szkodzi interesom!

We trójkę wyszli na ulicę i obserwowali, jak panika wśród tłumu narasta. Podnieśli głowy i zobaczyli Mroczny Znak. Zdawało się, że chmura zielonej mgły w kształcie czaszki wisi tuż nad nimi. Przyjrzawszy się uważnie, mogli jednak rozpoznać, że Znak został wystrzelony gdzieś dalej.

Hermiona wpatrywała się weń szeroko rozwartymi oczami.

- To nie do wiary! Jak mogliśmy to przespać?

Draco, blady jak ściana, stał nieruchomo ze wzrokiem wlepionym w Mroczny Znak.

- Nie wiem, ale spadamy stąd, i to szybko.

Nie musiał jej tego powtarzać. Hermiona złapała go za rękę i ruszyli w kierunku ulicy Pokątnej. Inni czarodzieje biegli w tym samym kierunku. Nagle wpadła na nich grupka młodych mężczyzn, sprawiających wrażenie, jakby właśnie wytoczyli się z pubu. Hermiona straciła Malfoya z oczu i zdała sobie sprawę, że tłum niesie ją w stronę miejsca, z którego wystrzelono znak. Widocznie niektórzy ludzie chcieli przyjrzeć mu się dokładniej. Hermiona poszła w tym samym kierunku, czekając na chwilę, w której gromada ludzi zwolniłaby na tyle, by Gryfonka mogła odsunąć się na bok. O mało co nie wpadła przy tym do rynsztoka Nie udało się jej niestety uniknąć bolesnego zderzenia z ceglaną ścianą, ale była wolna. Obok niej jakieś dziecko, może trzy lub czteroletnie, z całych sił obejmowało latarnię rękami i nogami, płacząc głośno. Nagle przez tłum przedarła się jego matka i wzięła go w ramiona.

Hermiona pomyślała, że Voldemort specjalizował się w wywoływaniu właśnie takiego zamętu w społeczności czarodziejów. To samo zdarzyło się przedtem na Mistrzostwach Świata w Quidditcha. Teraz chaos dotarł do najważniejszej czarodziejskiej ulicy w Anglii.

Draco wykrzykiwał jej imię tak głośno, że ludzie wokół odwracali głowy.

- Tutaj! - odwrzasnęła Hermiona, ale na próżno. Wydawało się, że w ciągu pięciu minut ilość ludzi na ulicy podwoiła się.

Na szczęście Draco jakimś cudem ją usłyszał. Przedarł się do niej w kilka sekund i złapał ją za rękę, ciągnąc ją za sobą. Hermiona nie mogła się opanować i co chwila odwracała się, by zerknąć na złowieszczą czaszkę, unoszącą się nad dachami.

Skręcili w pierwszą boczną ulicę, gdzie kotłowało się od czarodziejów, przygotowujących się do deportacji.

- Możesz się teleportować czy potrzebujesz użyć Fiuu? - zapytał Draco z naciskiem. No tak, można by się spodziewać, że człowiek w takiej sytuacji tracił głowę, jednak Hermiona spotykała się już wcześniej z zagrożeniem. Była wstrząśnięta, ale nie wpłynęło to na jej koncentrację aż tak, by groziło jej rozszczepienie.

- Dzięki, nic mi nie będzie.

Chłopak kiwnął głową i uniósł różdżkę.

- Pamiętasz tę małą polanę niedaleko stacji Hogsmeade, gdzie uczniowie robią pikniki?

Owszem, pamiętała. Wszyscy uczniowie, którym pozwolono na odwiedzanie Hogsmeade, znali to miejsce koło jeziora, gdzie gałęzie rzadko rosnących drzew przesiewały światło słońca.

- Na trzy - wyszeptała.

Po chwili stali już na polanie. Czekał ich teraz spacer do zamku, ponieważ kawałek dalej zaczynała się bariera antyaportacyjna. Hermiona odruchowo podniosła głowę, jednak niebo było ciemne. Tylko stado jakichś ptaków kierowało się w stronę jeziora.

Cisza panująca wokół była dziwna i niepokojąca, zważywszy na chaos, jakiego jeszcze przed chwilą byli świadkami. Od jeziora ciągnął chłód i Hermiona zaczęła pocierać ramiona, by ogrzać się choć trochę. Wpatrywała się w zamek, który był dla niej przystanią bezpieczeństwa. Chyba nawet w rodzinnym domu nie czuła się tak bezpiecznie jak tutaj.

Zerknąwszy na twarz Draco, Hermiona od razu odgadła, że nie myślał tylko o znaku. Odsunął włosy z twarzy, wyprostował się i ruszył w kierunku zamku.

- Coś jest nie tak - rzekła Hermiona.

- Poza tym, że widzimy Mroczny Znak po raz drugi w odstępie dwóch tygodni? - zapytał Malfoy kpiąco. - Zgadza się, coś jest bardzo nie tak.

Hermiona podniosła ręce do góry, żeby spiąć włosy, ale nie dała rady. Dłonie jej drżały i kok, który zrobiła, wyglądał, jakby zaraz miał się rozsypać. Draco obserwował odkryty kark dziewczyny. Na linii włosów wyrastały małe, ciasno skręcone loczki, przylegające do skóry, a nad bluzką widniała ciemna smużka popiołu lub ziemi. A może był to po prostu brud wszechobecny na Nokturnie.

Cokolwiek to było, Draco chciał się tego pozbyć. Zwilżył językiem opuszek kciuka i starł ciemny ślad.

Hermiona przystanęła i spojrzała na niego ze zdumieniem.

- Czy ty naprawdę to zrobiłeś?

Ślizgon sprawiał wrażenie zaskoczonego i patrzył na swój palec, jakby ten go zapytał, jaka jest pogoda.

- Na to wygląda.

Malfoy stracił chyba na moment swoją zwykłą czujność. Hermiona postanowiła to wykorzystać.

- Musisz mi powiedzieć, czy te dwa znaki mają cokolwiek wspólnego z tym, o czym rozmawiał z tobą Dumbledore. Nie wierzę w przypadki.

Draco prychnął z rozbawieniem.

- To dobrze, bo przypadki nie istnieją. Powinnaś przyzwyczaić się do tego. Wydarzenia dzieją się, bo nie mają innego wyjścia.

- Doprawdy? - zapytała prowokująco. Z pewnością Malfoy zamierzał wygłosić jej jakiś mały wykład.

- Wiesz, że byłem pierwszym uczniem, jakiego Potter spotkał, zanim znalazł się w Hogwarcie? Nie miałem wtedy pojęcia, że to on. Po raz drugi rozmawialiśmy w pociągu, pewnie jeszcze zanim go poznałaś. Zaproponowałem, byśmy zostali przyjaciółmi. Wiesz, co mi powiedział?

Oczywiście, że nie wiedziała. Pokręciła głową, ciekawa, do czego dążył Draco.

- Powiedział, że sam potrafi ocenić, z kim warto się przyjaźnić. Spojrzał na mnie, jakbym był szlamem, który oblepił mu podeszwy.

W głosie chłopaka pobrzmiewała gorycz. Hermiona była zaskoczona, że Draco tak dokładnie zapamiętał tamto spotkanie.

- Pewnie zachowywałeś się jak dupek - odparła Hermiona po chwili milczenia, wzruszając ramionami.

- Nie o to mi chodzi - odparł Draco, kiwając palcem. - To nie był przypadek, tylko przeznaczenie. Nie bez powodu Potter spotkał mnie pierwszego. Dzięki temu wiedział, po której stronie chce się znaleźć. Ludzie lubią skrajności, bo są bezpieczne. Ustalają standardy i granice. Potter z pewnością wbił sobie do głowy, że nie chce się znaleźć po tej samej stronie co ja. Ustawił się na drugim końcu skali i jest z tego zadowolony, podobnie jak Voldemort.

Z jakiegoś powodu Hermiona nie była ucieszona tym, co właśnie usłyszała. Zawsze uważała, że Malfoy jest bardziej typem osoby, która powiedziałaby: "Pieprzyć to, sam jestem kowalem swojego losu". Od kiedy stał się takim fatalistą?

Może miał jasnowidzów wśród przodków. Tacy ludzie byli najbardziej przygnębiający, oczywiście za wyjątkiem Sybilli Trelawney. Ta akurat była najzwyczajniej w świecie szalona.

- Nie zgadzam się - odrzekła Hermiona.

- Nie musisz.

- Harry nigdy nie był do nikogo uprzedzony.

Zabawne. W chwili, w której Hermiona wypowiedziała te słowa, zdała sobie sprawę, jak bardzo są dalekie od prawdy.

- Jeśli wolisz w to wierzyć, to proszę bardzo - odparł Draco beznamiętnie.

- Dlaczego tak go nie lubisz?

- Dlaczego tak go bronisz? - warknął takim tonem, że zbił Hermionę z tropu. Dziewczyna już miała coś odpowiedzieć, ale przyszło jej na myśl, że faktycznie zawsze brała Harry'ego w obronę. Zresztą Malfoy miał w tym swój udział. Sam przecież sprawiał wrażenie, że traktuje znieważanie jej przyjaciół przy każdej nadarzającej się okazji jak osobistą misję.

Draco spojrzał na nią z ukosa. Miał minę, jakby doznał olśnienia.

- Czujesz coś do niego.

Było oczywiste, że wcale nie był z tego zadowolony.

- Pewnie, że tak. Przyjaźnimy się, od kiedy mieliśmy po jedenaście lat!

Malfoy parsknął pogardliwie.

- To twoje zauroczenie jest bez sensu. Potter widzi w tobie tylko przyjaciółkę - oznajmił takim tonem, jak gdyby dawał Hermionie najważniejszą radę w jej życiu.

Dziewczyna zamrugała. Dopiero po chwili pojęła, o czym gadał. Rety, czasami zachowywał się jak ostatni głupek.

- Chwila. Chyba nie mówimy o tym samym. Idioto, nie jestem zakochana w Harrym.

Malfoy bez słowa ruszył w kierunku zamku. To był szczyt grubiaństwa z jego strony. Hermiona nie znosiła, kiedy ją tak ignorował.

- Nienawidzę cię, gdy tak robisz - mruknęła cicho, bardziej do siebie niż do niego, jednak usłyszał jej buntownicze słowa.

- Kobieta zmienną jest - rzekł, zakładając ramiona na piersi. - Granger, zdecyduj się w końcu, czy mnie nienawidzisz, czy kochasz? Jakieś pół godziny temu krzyczałaś to drugie prosto do mojego ucha.

Hermiona nie zamierzała pozwolić, by jego dogadywanie wyprowadziło ją z równowagi. Z chłodnym spokojem zmierzyła go wzrokiem.

- Draconie Malfoyu, czasami zachowujesz się jak ostatni fiut.

- Przy tobie nie taki ostatni - odparł lubieżnie. Zbliżył się do niej i wziął ją w ramiona. Podejrzewała, że chciał ją w ten sposób przeprosić za swoje zachowanie.

- Puść mnie.

Draco uśmiechnął się.

- Nie ma mowy.

Podparł jej podbródek kostkami palców tak, że uniosła głowę do góry. Wtedy dotknął ustami jej ust w najdelikatniejszym, najbardziej leniwym pocałunku, jakim kiedykolwiek ją obdarzył. To było coś zupełnie nowego. Łagodne, czułe muśnięcia nie były w jego stylu. Zazwyczaj całował ją tak, jakby chciał zostawić ślady na jej ciele i duszy.

Odmiana była bardzo przyjemna i Hermiony nie trzeba było dwa razy prosić, by poddała się pieszczocie. Język Malfoya dotykał jej własnego delikatnie jak piórko i dziewczyna zadrżała. Jego wargi igrały z jej ustami, muskając i skubiąc. Hermiona wsunęła mu dłoń za koszulę i przycisnęła do jego lędźwi, a Draco jęknął głucho.

Zakończywszy pocałunek, Hermiona przytuliła policzek do piersi Draco i z zadowoleniem usłyszała szalone bicie jego serca. Nie spodziewała się, że ich krótka kłótnia zakończy się tak romantycznie i, można by rzec, spokojnie. Nie spodziewała się też, że Draco rozepnie spodnie i wepchnie jej dłoń w rozporek.

Cóż, to by było na tyle, jeśli chodzi o romantyzm.

Ten facet naprawdę nie miał wstydu. Hermiona pomyślała, że nie powinna pozwalać, by traktował ją tak bezceremonialnie. Mniejsza o to. Czuła, że zaczyna szybciej oddychać i przycisnęła się do niego całym ciałem.

Malfoy udzielił jej krótkiej, ale intensywnej lekcji. Teraz już wiedziała, w jaki sposób go dotykać, by doprowadzić go na sam skraj rozkoszy. Uczyła się szybko i już niebawem Malfoy oparł głowę o jej czoło, jęcząc.

Hermiona wciąż się nie przyzwyczaiła, że byli już na tym etapie intymności. Malfoy wprawdzie nie miał w sobie ani odrobiny nieśmiałości i nigdy nie był zażenowany, ale Hermiona tak. Właściwie to jej nieśmiałości starczało na nich dwoje, więc może lepiej, że jej nieokrzesany mąż był taki, jaki był.

Przerażała ją myśl, jak bardzo jej na nim zależało. Teraz wiedziała, że nie powinna polegać na pierwszy wrażeniu, gdy chodziło o Draco. Żeby go dobrze poznać, potrzeba było cierpliwości i wytrwałości.

Przydawała się też butelka mocnego alkoholu.

Drzwi - pomyślała. Oto, z czego składała się jego psychika. Dziesiątki drzwi, z których każde uwalniały inne uczucie lub ukazywały inną część. W ten sposób radził sobie ze światem - pilnował, by wszystkie drzwi były zamknięte, gdy tego chciał. Hermiona wiedziała, że kiedyś się otworzą, jeśli będzie wystarczająco wytrwała, by stać za nimi i nie odejść. Inne drzwi się wtedy zamkną, a ona będzie się rozkoszowała autentycznym kontaktem.

- Przestań - syknął Draco i odsunął jej dłoń. Przez jego ciało przebiegł dreszcz i Hermiona wiedziała, że był blisko orgazmu.

Zadarła głowę, by zobaczyć jego twarz. Miał półprzymknięte oczy.

- Jak to się dzieje, że pozwalasz sobie zadawać mi najbardziej osobiste pytania, ale kiedy tylko ja chcę się do ciebie trochę bardziej zbliżyć, to od razu mnie atakujesz?

Draco westchnął. Widziała w jego oczach, że jakieś drzwi uchyliły się odrobinę.

- Jestem zazdrosny o Pottera. I o Weasleya. Kurde, pewnie będę zazdrosny o Krzywołapa, kiedy będzie ci siedział na kolanach. Przepraszam, że jestem taki okropny, jednak to się powtórzy jeszcze nie raz.

Co za gówniane przeprosiny - pomyślała Hermiona i przewróciła oczami.

- Przez osiemdziesiąt procent czasu jesteś okropny.

- A pozostałe dwadzieścia procent? - zapytał, otulając wargami jej usta.

- Jesteś napalony - odparła i Malfoy wybuchnął nieopanowanym śmiechem. Śmiał się szczerze, z głębi serca, i Hermiona cieszyła się tą chwilą, wiedząc, że za moment metaforyczne drzwi znowu się zamkną.

Tak właściwie to jak do tego doszło? Dziesięć minut temu dyskutowali o przypadkach i przeznaczeniu.

- Pytaj, o co chcesz. Obiecuję, że nie będę cię atakował - rzekł Malfoy niskim głosem.

- Zapomniałeś, że możemy być w niebezpieczeństwie? - zapytała z lekką irytacją. - Musimy biec do zamku, by wszystkich powiadomić.

A nie stać tutaj i rozmawiać w taki sposób, że równie dobrze moglibyśmy uprawiać seks.

Malfoy przycisnął krocze do jej brzucha tak, że poczuła gorąco przez kilka warstw materiału.

- Uniknęliśmy niebezpieczeństwa, gdy udało mi się na czas odsunąć twoją małą, ciasną piąstkę.

- Draco...

- Zapomnij na pięć minut o Hogwarcie. Pytaj.

Hermiona westchnęła.

- Jaki jest twój ulubiony kolor?

- Nie mam takiego.

- Ulubiona potrawa?

- Ty - odrzekł i przygryzł płatek jej ucha.

- Czy spałeś z Pansy Parkinson?

Tym pytaniem zburzyła sielski nastrój. Malfoy gapił się na nią w sposób, który przeważnie widuje się w komediach. Hermiona z trudem powstrzymywała śmiech.

- Co takiego? Przecież mówiłem ci, że nie. Na Boga, nie!

- A chciałeś? - dopytywała, mrużąc oczy.

Zastanowił się przez chwilę.

- Może nie jakoś szczególnie, ale wiesz... Są takie momenty posuchy w życiu mężczyzny, że uwzględnia się każdą dostępną opcję.

Był bezczelny i uszczypnęła go za to w ramię.

- Co minister chciał od ciebie w gabinecie Dumbledore'a? Za każdym razem, gdy odmawiasz odpowiedzi na to pytanie, wyobrażam sobie coś najgorszego... - powiedziała Hermiona ponuro.

Draco patrzył na nią w milczeniu. Planował okłamać ją dla jej dobra, ale nie był w stanie. To go zaskoczyło. Wiedział, że ma na podorędziu co najmniej jedno dobre wyjaśnienie, lecz nie potrafił ubrać go w słowa. Co miał jej powiedzieć, do cholery? Nie mogę wyznać ci, że szpieguję Ślizgonów dla Ministerstwa, bo będziesz uważała, że jestem chciwy i samolubny?

Niestety taka była prawda. Postanowił zdradzić swoich współdomowników, by Ministerstwo nie odebrało mu majątku.

Cóż za ironia losu. Teraz, kiedy zapragnął, by Hermiona została przy nim, zdał sobie sprawę, że nie potrafi jej zatrzymać. Obawiał się jej poczucia sprawiedliwości tak samo jak tego, że znalazłaby się w niebezpieczeństwie, gdyby poznała tajne informacje. Był pewien, że wtedy by go zostawiła. Jej zdrowy rozsądek doszedłby wreszcie do głosu. Wolałby nie widzieć, jak znika ciepłe spojrzenie, którym go obdarzała. Pozostałoby tylko współczucie, odbijające się w jej łagodnych, brązowych oczach.

Stało się coś dziwnego, że się w nim zakochała. Cokolwiek to było, nie mogło trwać wiecznie. Draco bał się, że wyznanie prawdy o tym, jaki był naprawdę, przypieczętowałoby los ich związku. Dlatego nie rzekł nic.

Hermiona czuła się zraniona tym, że Ślizgon nie miał do niej zaufania. Szorstko odsunęła ręce, którymi obejmował ją w talii, i ruszyła w stronę Hogwartu.

- Mniejsza o to - mruknęła. - Więcej cię o to nie zapytam.

Draco chciał ją zawołać. Mógłby powiedzieć coś kojącego, coś na granicy przeprosin. Powstrzymał się jednak, gdy usłyszał znajomy odgłos. Pomiędzy skałami zobaczył wielki egzemplarz splątorośla. Zwierzak miał szczęście, że uczniowie przeoczyli go na lekcji z Lupinem. Teraz splątorośle syczało i na dodatek zaczęło uderzać mackami w ziemię, najwyraźniej podrażnione przez odgłos kroków Hermiony.

Draco zaczął się nad czymś zastanawiać.

- Granger, jak uważasz, skąd wystrzelono znak? Chyba gdzieś na południe od szklarni, co? Szliśmy wtedy na południowy wschód.

Hermiona obejrzała się.

- Owszem. Dokładnie to powiedziałam Dumbledore'owi.

Draco zamyślił się.

- Weasley i Milicenta byli wtedy z nami. Pozostali trzymali się blisko szklarni, bo było za gorąco, by chciało im się coś robić.

- A czy przypadkiem Harry i Blaise nie poszli w kierunku Bijącej Wierzby?

Draco uniósł brew.

- I co? Święty Potter nie miał nic do powiedzenia?

- Jeśli Harry by coś zobaczył, powiedziałby dyrektorowi - odparła Hermiona, marszcząc brwi. - Tak samo Blaise. Widziałeś jego twarz. Był w takim szoku, że ledwo trzymał się na nogach.

- Czy obaj trzymali się razem przez cały czas?

Hermiona zerknęła na niego podejrzliwie.

- Chyba tak. Mogę zapytać o to Harry'ego. Albo ty zapytaj Blaise'a.

- Uhm - mruknął tylko.

Ścieżka się skończyła i oboje ruszyli przez polanę zarośniętą paprociami. Niebo nad Hogwartem przybrało odcień lawendy. Widok zamku i przypomnienie czekających obowiązków sprawiło, że żołądek Hermiony zacisnął się. Zastanawiała się, ilu ludzi dowiedziało się już o pojawieniu się Mrocznego Znaku.

- Malfoy, poczekaj chwilę.

Mieli dużo rzeczy do zrobienia, ale to było na szczycie listy.

Hermiona wyciągnęła różdżkę i Malfoy przyglądał się jej ze zdziwieniem.

- My nie... Eee, ja niczego nie zażyłam ani nic nie zrobiłam... wcześniej.

Chłopakowi od razu ulżyło. Hermiona widziała to na jego twarzy. Jak dobrze, że potrafił się domyślić, o co jej chodziło, gdyż wyjaśnienie, które wydukała, było raczej zagadkowe.

- Chodzi ci o antykoncepcję? Czemu tego od razu nie powiedziałaś, eee? - zażartował. - Chodź tutaj do mnie.

Hermiona pacnęła ręką w jego wyciągniętą dłoń.

- Sama potrafię to zrobić. Chciałam tylko zająć się tym teraz, zanim dojdziemy do zamku.

Nie miała ochoty robić tego w środku, nie mówiąc już o dormitorium. Czułaby się zupełnie, jakby bawiła się prezerwatywą w domu rodziców.

Zaklęcie samo w sobie nie było bardzo trudne, ale wiązało się z tematem ewentualnej ciąży, a to było dla niej emocjonalnie poruszające. Hermiona nie chciała jednak przyznawać się do tego. Malfoy pomyślałby sobie, że jest głupia.

- Pozwól mi. Robiłem to już wcześniej.

Hermiona uniosła dłoń.

- Nie chcę znać szczegółów. Pewnie chciałeś mi powiedzieć, że jesteś takim znawcą, że niebawem będziesz w stanie rzucać to zaklęcie bez różdżki.

- Niezupełnie - odparł Draco, uśmiechając się lekko. - Nie musisz się zaraz obrażać. Stój spokojnie.

Zanim Hermiona zdążyła zaprotestować, Draco powiódł różdżką wokół jej brzucha i wypowiedział zaklęcie. W jego głosie brzmiał szacunek, za który była wdzięczna, choć nie mogła rzec, że jej to nie zaskoczyło.

Poczuła w podbrzuszu chłód. Było to nieprzyjemne uczucie, ale zdecydowanie lepsze niż gorzki eliksir, który dostała w dworze Malfoyów. Zaklęcie było też bardziej dyskretne. Po eliksir Hermiona musiałaby się zgłosić do pani Pomfrey, a to... Cóż, delikatnie mówiąc, nie był to najlepszy pomysł.

- To już wszystko? - zapytała, zdziwiona, gdy uczucie zimna minęło.

- Zaklęcie antykoncepcji dla mężczyzn jest bardziej skomplikowane - rzekł Draco, a Hermiona uniosła brew.

- Jasne, faceci zawsze tak mówią. To jak mamy dostać się do zamku i nie obudzić kogokolwiek? Drzwi otwierają się dopiero o szóstej.

Chyba nie mieli innego wyjścia jak poczekać. Niebo na wschodzie już się rozjaśniało, lecz paprocie stanowiły doskonałą kryjówkę. Draco wlepił wzrok w rzednącą ciemność, niespecjalnie przejęty sytuacją, w której się znaleźli.

- Patrz, tam. Przy wejściu.

Hermiona wspięła się na palce, żeby spojrzeć mu przez ramię. Zasłaniał jej widok, a wszędzie wokół były zarośla. Oto, co stało się z jej życiem. Zaczęła chować się po krzakach z Draco Malfoyem.

- To Snape! - wykrzyknęła cicho, od razu rozpoznając sztywną postać mężczyzny i jego czarne szaty.

- Wiedziałeś, że o tej godzinie sprawdza wejście?

Malfoy ruszył do przodu i Hermiona wyciągnęła rękę, ale nie zdążyła go złapać.

- Hej! Malfoy! Co ty wyprawiasz? - syknęła, wiedząc, że Snape z pewnością zobaczy w paprociach ruch.

Odpowiedź Draco niezbyt ją uspokoiła.

- Zostań tutaj. Powiem ojcu chrzestnemu "Dzień dobry".

2 komentarze:

  1. Ze dwa razy musiałam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem :D Pomimo widma Śmierciożerców to rozdział całkiem przyjemny :) Pomijając jego zbereźną, makfoyową część ;P
    I nie sądziłam, że Draco aż tak pielęgnuje w sobie wspomnienie pierwszego spotkania z Harrym - cóż, może nie wszystko stracone i jeszcze zostaną przynajmniej dobrymi znajomymi :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie nigdy głębiej nie zastanawiałam się nad tym pierwszym spotkaniem Harrego i MAlfoya, chyba czas wrócić do książek i jeszcze raz je przeczytać i może pewne kwestie przemyśleć i bardziej się skupić.
    Początek rozdziału dość mroczny z tym znakiem, myślałam, że wydarzy się coś z Zabinim, na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Pierwszy delikatny pocałunek, delicje <3

    OdpowiedzUsuń