ROZDZIAŁ 20.
Wnętrze łazienki było niemal całkowicie zaparowane. Draco z łatwością mógłby sobie wyobrazić, że znalazł się we wnętrzu ciepłej, pachnącej chmury. Przypominało mu to łaźnie tureckie, w których bywał z matką podczas wakacji w Stambule.
Chłopak machnął ręką, spodziewając się niemal, że rozedrze w ten sposób zasłonę gęstej pary. Wyczuwał w powietrzu cierpką nutę leczniczych ziół. Biorąc pod uwagę, po co tam przyszedł, zioła były jak najbardziej wskazane.
Ależ będzie na mnie wściekła...
Gdzieś w klatce piersiowej poczuł dziwny ucisk. Uczucie pojawiło się dopiero wtedy, gdy nieproszony wszedł do łazienki. Jednak było trochę za słabe, by mógł wziąć je za poczucie winy, ale także za bardzo nieprzyjemne, by kojarzyć je z podekscytowanym wyczekiwaniem. Czymkolwiek było, chciał się go pozbyć. Wkurzało go.
Przez woal pary zobaczył wreszcie Granger. Tkwiła w basenie, zanurzona aż po brodę. Wyglądało na to, że usiadła na jednym ze stopni, znajdujących się w basenie po przeciwnej stronie od wejścia. Miała zamknięte oczy i sprawiała wrażenie tak kompletnie rozluźnionej, że poczuł ukłucie zazdrości. To on powinien tutaj siedzieć i relaksować się. Przecież tak bardzo potrzebował chwili wytchnienia od wymagań ludzi i świata.
Właściwie to nie powinien się nawet dziwić, że to akurat Granger pokrzyżowała jego plany.
Draco rozejrzał się wokół. Zauważył, że ubrania Gryfonki były starannie poskładane i przewieszone przez podgrzewane uchwyty do ręczników, a buty stały zaraz obok. Jak zawsze zadbała o każdy najmniejszy szczegół - pomyślał, przewracając oczami.
Tym niemniej pamiętnego, szalonego wieczoru w mugolskim hotelu Granger nie była wcale dokładna ani drobiazgowa, gdy się rozbierała. Draco był pewien, że, zdzierając z siebie ubrania, zostawili na dywanie co najmniej kilka guzików. Zresztą nawet zamek błyskawiczny w jego spodniach był uszkodzony i na drugi dzień Draco przez cały czas chodził z rozpiętym rozporkiem.
Podczas pobytu w jego rodzinnym dworze Tulipanka uprała spodnie i wszyła w nie nowy zamek. Dobrze, że, idąc na bal, nie założył spodni z rozporkiem zapinanym na guziki. Oboje z Granger byli rozgorączkowani po zakończeniu tatuowania, prawie oszaleli z pragnienia, by się dotykać, i każda kolejna sekunda zwłoki, w trakcie której nie mogli tego pragnienia zaspokoić, powodowała niemal fizyczny ból.
Guziki przy rozporku sfrustrowałyby Granger jeszcze bardziej. Draco pamiętał, że ledwo była w stanie chodzić, a co dopiero mówić o tak precyzyjnej czynności, jak rozpinanie guzików. Początkowo musiał podtrzymywać ją za ramię, a kiedy już weszli do hotelu, prawie ją niósł. Pijana, Granger stawała się kompletnie nieporadna i niezręczna, ale za to upijała się na wesoło. Była rozmowna, a śmiała się częściej niż kiedykolwiek przedtem.
Draco był pewien, że jeśli kiedykolwiek miałby tego pecha i spłodził potomków, to nie omieszkałby surowo ich przestrzec przed babraniem się w magii, o której nic nie wiedzą. Już sobie wyobrażał, jak raczy ich opowieścią o swoim krótkim i cholernie kłopotliwym małżeństwie z pewną denerwującą szlamą, do którego doszło, kiedy postanowił zabawić się w eksperymentatora i poddał się działaniu ryzykownych, starożytnych praktyk okultystycznych.
Tę opowieść musiałby rzecz jasna ocenzurować. Fragment zawierający wspomnienia nocy pełnej chyba najlepszego seksu, jakiego doświadczył w życiu, zdecydowanie nie nadawał się do rozpowszechniania wśród dzieci i wnuków. Nie mówiąc już o tym, że seks z wyżej wspomnianą, denerwującą szlamą okazał się być tak fantastyczny, iż Draco czasami myślał sobie, że nawet gdyby mógł cofnąć czas, to i tak nie chciałby nic zmienić.
Tatuaż, dowód jego lekkomyślności, miał niebawem zniknąć bezpowrotnie. Ślizgon zachował jednak z tamtej nocy inną pamiątkę. Ukryte bezpiecznie w jego kufrze, wciśnięte między wyprane skarpetki, tkwiły figi Granger. Draco czasami łapał się na tym, że kiedy sięgał do kufra po świeżą parę, zaczynał się na nie gapić. Wsadził je pomiędzy zwinięte w kłębek cienkie bambusowe skarpety i drugą parę - żółte i puchate okropieństwa, które dostał od Milicenty na Gwiazdkę kilka lat wcześniej i których nigdy jeszcze nie założył.
Brzoskwiniowe majtki Granger zdawały się czasem do niego mówić. Tak, wciąż tu jesteśmy i nie znikniemy, dopóki czegoś z nami nie zrobisz! Był w tym pewien interesujący podtekst, lecz Draco wolał o tym nie myśleć. Poza małżeństwem z Granger miał w życiu dość problemów. Teraz postanowił, że musi się wreszcie od niej uwolnić, jeśli ma efektywnie wypełnić zadanie, które postawiło przed nim Ministerstwo. Szpiegowanie innych Ślizgonów wymagało precyzji, chłodnej logiki i ekstremalnej koncentracji. Draco nie dysponował jak na razie żadną z tych rzeczy w stopniu potrzebnym do osiągnięcia celu. Jego umysł był bowiem przepełniony wizjami zgrabnych palców u nóg, pięknie wymodelowanych łydek, łagodnie wygiętych lędźwi...
Malfoy powtarzał sobie, że jedynym sposobem na okiełznanie jego rozszalałego libido był szybki, niezobowiązujący seks z Granger. Już od jakiegoś czasu bowiem zaczął zdawać sobie sprawę, że ich całonocna sesja w mugolskim hotelu nie do końca zaspokoiła jego pragnienia. Potrzebował jeszcze czegoś, żeby móc zakończyć całą awanturkę i pozbyć się tego wkurzającego poczucia nienasycenia. Miał nadzieję, że ten ostatni raz pozwoli mu wreszcie przestać o niej myśleć.
Właściwie to był tego pewien.
Draco podszedł powoli do marmurowego siedziska znajdującego się w kącie łazienki. Usiadł i przez chwilę deliberował z samym sobą, jak ściągnąć rękawice. Lewa ręka nie za bardzo chciała go słuchać, więc musiał użyć zębów. Kiedy rękawice były już zdjęte, z premedytacją rzucił je na podłogę. Utwardzona skóra uderzyła o marmur z głośnym plaśnięciem, aż od ścian odbiło się echo.
Granger tak się wystraszyła, że prawie rozbiła sobie głowę o krawędź basenu. Ześlizgnęła się pod wodę i po chwili wynurzyła z powrotem, kaszląc i prychając. Draco nie był zaskoczony, że Panna Chodząca Skromność szybko zakryła dłońmi swoje niepokaźne krągłości, po czym skryła się w pianie tak, że prawie nie było widać jej twarzy, a jej głowa przypominała włochatą żabę, spoczywającą na liściu.
Kiedy Draco pomachał do niej ręką, o mało nie utopiła się po raz drugi.
- Malfoy! - wrzasnęła i rozkaszlała się. Płyn do kąpieli z pewnością niezbyt jej smakował. - Co ty tu, do cholery, robisz? - dokończyła, odgarniając mokre włosy z twarzy.
Draco tymczasem walczył z butami do quidditcha. W takich sytuacjach zawsze żałował, że w konkursie zaplątywania sznurowadeł w supły, których nie dało się rozwiązać, zająłby pierwsze miejsce.
- Czyż to nie oczywiste? Zaraz będę się kąpał.
Pewnie byłoby lepiej, gdyby nie brzmiał na tak zadowolonego z siebie, ale nie mógł się powstrzymać. Drażnienie się z Granger sprawiało mu wielką przyjemność.
Wreszcie udało mu się ściągnąć jeden but. Zerknął na Gryfonkę i zobaczył, że oczy wyszły jej na wierzch, jakby się dusiła.
- Kąpał? - powtórzyła, wyglądając zupełnie jak skonfundowany Weasley. Włosy na skroni miała zlepione warstwą piany, a jej różowe policzki ciemniały z każdą chwilą. Draco zauważył, że miała fantastyczne kości policzkowe. Delikatne w zarysie, wciąż jednak znamionowały wewnętrzną siłę. Dzięki temu Granger nigdy nie wyglądała żałośnie, nawet gdy drżał jej podbródek czy wargi.
Draco uwolnił się od drugiego buta i ściągnął szare, wełniane skarpety.
- Tak, Granger. Wiesz, co to jest kąpiel? Czynność, którą wykonuje się przy użyciu wody, mydła, wanny i, jeśli ktoś ma wystarczająco dużo szczęścia - tutaj Ślizgon urwał dla lepszego efektu - uczestniczy w niej druga osoba.
Gryfonka oblizała wargi. Zmieszanie zniknęło z jej twarzy. Najwyraźniej zaczynała rozumieć i, co było do przewidzenia, była wściekła. Co więcej, wściekła na tyle, że zapomniała zasłaniać się rękami. Zanurzyła je pod wodą i z pewnością zacisnęła dłonie w pięści, posyłając Malfoyowi miażdżące spojrzenie. Draco musiał przyznać, że była w tym coraz lepsza. Przypuszczalnie to wpływ Blaise'a. Merlin świadkiem, że ten to umiał zabić człowieka wzrokiem.
Z jakiegoś powodu ta myśl wywołała u Draco głębokie niezadowolenie. Jeśli już Granger miała się uczyć, jak być wredną, od przystojnych Ślizgonów płci męskiej, to chciał, by uczyła się od niego. Jego charakter był przecież wystarczająco paskudny. Tak czy siak, z tą zimną wściekłością było Gryfonce do twarzy, podobnie jak z nagością, osłoniętą tylko cienką warstwą piany.
Nieważne, co reszta szkoły o niej myślała. Była cholernie atrakcyjną harpią. Zarozumiałą, lecz śliczną.
Draco musiał w końcu przyznać sam przed sobą, że mu się podobała. Cokolwiek jeszcze czekało go w życiu, to wiedział, że od tej pory już zawsze pierwszeństwo będą miały u niego szczupłe, długonogie szatynki z szopą włosów na głowie i wielkimi oczami, niewyszkolone w sztuce konwersacji.
Kolejna rzecz to jej inteligencja. Do czasu feralnej przygody z Granger Draco wielbił zawsze biuściaste barmanki o nordyckim typie urody, które uważały, że "system metryczny" to inna nazwa londyńskiego metra. Teraz wiedział, że już nigdy na nie nie spojrzy.
Ramię wciąż go bolało, ale jego fiut wcale się tym nie przejmował. Wręcz przeciwnie, reagował na obecność Gryfonki z taką intensywnością, że Draco pomyślał, iż musi zdjąć spodnie tak, by Granger nie zauważyła, co się święci. Inaczej faktycznie mogłaby rzucić na niego jakąś paskudną klątwę. Potter i Weasley dowiedzieliby się całej prawdy szybciej, niż Draco zdążyłby mrugnąć, i przed obiadem musiałby uciekać przed znacznie większą ilością złowrogich zaklęć.
Granger zaczęła coś mówić. Draco był pod wrażeniem, jak lodowaty potrafiła przybrać ton, gdy naprawdę tego chciała. Z reguły jej głos był łagodny, choć paradoksalnie nie przeszkadzało jej to w ciągłym rozkazywaniu i rozstawianiu wszystkich po kątach.
- Malfoy, w razie jakbyś nie zauważył, łazienka jest zajęta! Poczekaj na swoją kolej, zboczeńcu! Wynoś się w tej chwili, bo inaczej...
- Bo inaczej co zrobisz? Złożysz skargę? Wypełnisz druk z informacjami zwrotnymi od uczniów i wrzucisz go do skrzynki? Będziesz krzyczeć? Przecież nikt cię nie usłyszy.
Gryfonka warknęła. Warknęła jak rozzłoszczony pies. To było doprawdy słodkie.
- Malfoy, nie zamierzam brać udziału w twoich gierkach! Przecież się na coś umówiliśmy!
Była tak wściekła, że uderzyła pięściami w wodę. Strzępy piany poleciały na wszystkie strony i piersi dziewczyny były już prawie całkiem widoczne. Na trzodę Merlina. Jak to możliwe, że faceci z tej szkoły nigdy nie zauważyli, że ich prefekt naczelna była tak fantastycznie wyposażona przez naturę? Owszem, miała małe piersi, ale ich proporcje w stosunku do reszty ciała były idealne. Dwa miękkie wzgórki były zakończone małymi, twardymi sutkami, które żywo reagowały na dotyk jego palców i języka, i rumieniły się pod wpływem podniecenia tak samo ponętnie, jak jej twarz.
Granger miała figurę chłopczycy, lecz niewielkie krągłości znajdowały się wszędzie tam, gdzie powinny być. Jej wszystkie największe atuty pozostawały zawsze starannie ukryte. W zimie chowała je pod grubymi, bezkształtnymi swetrami, a latem - pod rozciągniętymi koszulkami lub za dużymi bluzami. Zresztą może tak było lepiej. Jeszcze zaczęłaby zbyt wiele myśleć o pewnych sprawach, gdyby każdy facet ze szkoły zapominał języka w gębie, gapiąc się na nią. Wystarczająco denerwujące było, że robił to Ron Weasley.
Draco nadal niewiele pamiętał z igraszek w mugolskim hotelu, ale nie przejmował się tym tak bardzo, jak na samym początku. Może nie wiedział, co się konkretnie działo, lecz wiedział doskonale, jak się wtedy czuł. Przypominał sobie, jak dotykał Granger i jak jej piersi doskonale pasowały do jego dłoni, jak jędrna i miękka była jej skóra, jak jej ramiona pokrywały się gęsią skórką pod dotykiem jego warg.
Kiedy ją pieścił, nie pozostawała mu dłużna. Odwzajemniała jego dotyk ze swoją zwykłą pewnością siebie, dodatkowo wspomaganą przez stan alkoholowego upojenia. Jeśli byliby w stałym związku, to zakazałby jej używać jakichkolwiek trunków do końca życia. Jeszcze tego brakowało, by jakiś wyrachowany łajdak wykorzystał jej słabość tak, jak on to zrobił.
Granger miała w sobie coś, co Crabbe zwykł określać "wrodzoną pożądliwością", choć używał tego terminu, opisując swoją rozwiązłą dziewczynę z Beauxbatons. Ta cecha w dziwny sposób koegzystowała w osobowości Gryfonki z niewinnością i Draco uświadomił sobie, że był nieskończenie zafascynowany tym paradoksem. Zupełnie, jakby jego oczom dane było ujrzeć barwę, której nigdy wcześniej nie widział.
Granger pochlapała go wodą, ale nie przejął się tym ani trochę. Odsunął mokre włosy z twarzy, wyczyścił okolice ust i nosa z zaschniętej krwi i spojrzał na nią z naganą.
- Granger, uspokój się - doradził poważnym tonem. - Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
- To ja ci zrobię krzywdę, jeśli zaraz nie wyjdziesz! - wypluła, rozglądając się wokół desperacko. W zasięgu ręki nie miała żadnej broni poza wodą i mydlinami. Jej różdżka leżała razem z ubraniami... ale za to kawałek bliżej znajdowała się taca wypełniona kostkami mydła, pojemnikami z solą do kąpieli, olejkami i gąbkami.
Jedno po drugim, kolorowe pachnące mydła leciały w jego kierunku, a Draco robił uniki. Potem przyszła kolej na szklany pojemnik z solą, który roztrzaskał się o marmurową ławę. Na koniec Granger dysponowała tylko mokrą gąbką. Rzuciła ją, ale i ten pocisk chybił celu, rozpłaszczając się na ścianie z mlaszczącym odgłosem. Po chwili gąbka zsunęła się na podłogę, pozostawiając za sobą wilgotny ślad.
- Ty ohydna, oślizgła żmijo! - wrzasnęła dziewczyna i sięgnęła po tacę, lecz ta okazała się być przymocowana na stałe. Nagle Granger zdała sobie sprawę, że jej piersi od dłuższej chwili były na widoku. Prędko zanurzyła się w wodzie i w milczeniu sztyletowała Ślizgona wzrokiem.
Draco miał ochotę się roześmiać, wiedział jednak, że Granger wpadłaby wtedy w prawdziwą furię i mogłaby zrobić sobie krzywdę. Dlatego zagryzł wargi i odsunął się o kilka kroków od odłamków szkła, zagrażających jego bosym stopom. Nucąc pod nosem, zaczął rozpinać ochronną kamizelkę. Jego stoicyzm z pewnością jeszcze bardziej wkurzył Granger, ale jeśli chciała wziąć swoją różdżkę i zmusić go do opuszczenia łazienki, musiała najpierw opuścić swoją kryjówkę w basenie. Dopóki tego nie robiła, mogła się złościć, ile tylko chciała.
- Malfoy, przysięgam, że jeśli zaraz nie wyjdziesz, opowiem wszystko Dumbledore'owi.
Ślizgon czekał właśnie na te słowa. Granger chciała się przekonać, ile był gotów zaryzykować. Draco wiedział, że blefowała. Przyznając się dyrektorowi do tego, co zrobiła, udowodniłaby tym samym, że nie jest taka porządna, jak wszyscy myśleli.
A poza tym Draco wiedział, że Granger go lubiła. Choć bardzo możliwe, że podjął próbę wykorzystania jej uczuć do niego trochę za wcześnie i w zbyt bezpośredni sposób...
W dupę z tym. Czyż nie po to właśnie była młodość - by popełniać możliwie najgłupsze błędy i uczyć się na nich? Draco zamierzał przetestować, na ile Granger miała zamiar spełnić swoje groźby. Nawet jeśli mieli właśnie zrobić coś głupiego, to niech to przynajmniej będzie przyjemne.
Kamizelka była rozpięta. Draco zrzucił ją z siebie i zaczął zdejmować przesiąkniętą wodą bluzę. Jęknął cicho, gdy obolała lewa ręka wreszcie uwolniła się z mokrego rękawa, i rzucił bluzę na ławę. Ból sprawił, że pociemniało mu przed oczami i musiał zamrugać kilka razy, żeby odzyskać ostrość wzroku. Lepiej, żeby tu teraz nie zemdlał. Jeszcze Granger by go utopiła.
Odwróciwszy się w stronę ściany, zaczął rozpinać spodnie.
***
- MALFOY, NIE ŚCIĄGAJ TYCH PIEPRZONYCH SPODNI!
Hermiona zupełnie nie wiedziała, co robić. Z jakiegoś powodu Malfoy kompletnie zlekceważył fakt, że łazienka była zajęta, i bezczelnie wtargnął do środka. Cóż, może "wtargnął" nie było do końca odpowiednim słowem, gdyż drań zachowywał się bardzo cicho. Po prostu... wszedł sobie do środka, jakby nigdy nic, i oczekiwał od niej, że przyjmie to jako rzecz normalną.
Bez wątpienia wytłumaczył sobie, że ma do tego prawo z powodu zaszłości między nimi. Nieważne. Hermiona nie uważała jego wtargnięcia za rzecz normalną. Właśnie takiego zachowania mogła się po nim spodziewać i miała zarazem nadzieję, że jej to nie spotka. Możliwe, że inne dziewczyny uważały jego nieprzewidywalne zachowanie za atrakcyjne, ale nie ona. Nienawidziła go za to, że przy nim czuła się jak żałosna cnotka, jak ostatnia nudziara.
Przypomniała sobie teraz jego złośliwe komentarze tamtego Najokropniejszego Poranka Jej Życia.
- Jak tam twój nos?
- Mój nos?
- Już nigdy go tak wysoko nie zadrzesz, co?
Czy taka właśnie jest prawda? - zastanawiała się Hermiona. - Czy jestem tak nadęta i poważna, że aż śmiertelnie nudna? Czy faktycznie nie umiem się bawić? Właściwie to czemu by nie dać sobie trochę luzu i nie wykorzystać możliwości, jakie daje to zaklęcie, dopóki nikt go nie zdejmie? Przecież w noc balu na zakończenie szkoły postanowiłam pójść w tę właśnie stronę!
Hermiona wiedziała, że inni prefekci przyprowadzali czasami swoich partnerów do łazienki i kąpali się wspólnie. Czyżby ona potrzebowała ogromnych ilości alkoholu, żeby dowiedzieć się, jaka jest naprawdę? A tak w ogóle, to czy mogła w końcu powiedzieć, że raz na zawsze dowiedziała się, jaka jest naprawdę, tam w środku?
Oboje z Malfoyem mieli ukończone siedemnaście lat. Jeśliby się zgodziła... Tylko na co? Na to, żeby ją seksualnie molestował i jej groził? Żeby bawił się nią i potem odrzucił bez skrupułów, gdy mu się już znudzi? Romans z Draco Malfoyem był jedną z tych rzeczy, w które żadna kobieta, mugolka czy czarownica, nie powinna się wplątywać.
Niestety, Hermiona wciąż nie potrafiła rozróżnić, gdzie kończyły się skutki zaklęcia, a gdzie zaczynały jej prawdziwe uczucia do Ślizgona. Może coś było z nią nie tak. Bardzo nie tak. Może gdzieś w głębi duszy lubiła jego nieobliczalne zachowanie. Raz był wobec niej dobry, opiekuńczy, szczerze zaangażowany, a za chwilę zimny, bezduszny, okrutny.
To było głupie. Ona była głupia. Czuła się jak naiwna nastolatka, która straciła swoje marzenia, gdy chłopak, który jej się podobał, okazał się być dokładnie takim dupkiem, jakim od początku obawiała się, że się okaże.
Jedno było pewne - gdyby doprowadził ją teraz do łez, nigdy by mu nie wybaczyła.
Nagle poczuła ogarniającą jej ciało falę ciepła, zupełnie jakby znajdowała się w saunie i ktoś polał wodą rozgrzane kamienie. Hermiona dostała gęsiej skórki i wbrew temu, co podpowiadała jej logika, podniosła wzrok na Malfoya. Chciała przekonać się, co drań jeszcze planował zrobić, lecz jej myśli rozleciały się na wszystkie strony jak stado spłoszonych ptaków, gdy Gryfonka ujrzała jego nagie plecy i tatuaż.
Skrzydła - symbol tego, co stanowiło połowę ich fatalnego problemu - były tak samo doskonałe jak wtedy, gdy pierwszy raz je ujrzała. Piękne ponad wszelkie wyobrażenie, czarne i połyskliwe, wyglądały jeszcze cudowniej teraz, gdy skóra Malfoya błyszczała od wody i potu. Ruch mięśni pod skórą sprawiał, że tatuaż wyglądał jak żywy, i Hermiona nie mogła oderwać od niego wzroku. Ślizgon wyglądał jak poturbowany, posiniaczony anioł, który, wyczerpany lataniem, dopiero co opadł na ziemię. Cóż, ta ostatnia część nie była nawet bardzo daleka od prawdy.
W miejscu, gdzie skrzydło po lewej stronie pleców Malfoya było załamane, Hermiona zauważyła coś jeszcze.
- Boże, czy to Bligh...? - wykrzyknęła, wlepiając wzrok w okropny, wielki siniec, rozlewający się purpurowo-niebieską plamą aż na bark i ramię Ślizgona. Wszyscy widzieli, jak auror go sfaulował, ale z trybun nie wyglądało to aż tak poważnie.
Malfoy spojrzał na nią przez ramię, zerknął na siniak i wzruszył ramionami.
- Zapłaci mi za to.
Mógł sobie wzruszać ramionami do woli. Hermiona była pewna, że ból od takiego urazu musiał być potworny. Cóż, Harry zachowywał się tak samo, gdy chodziło o quidditcha i związane z nim zranienia. Chłopcy tacy właśnie byli. Głupi.
- Pomfrey dała mi maść. Miałem nadzieję, że pomożesz mi ją wetrzeć - dodał Malfoy.
Współczucie Hermiony od razu wyparowało. Tak bardzo chciała rzucić w niego czymś jeszcze. Dupek wiedział, że nie życzyła sobie jego towarzystwa, ale wciąż tu tkwił, i to w połowie rozebrany. Na dodatek zamierzał wejść nieproszony do niej do wanny, żeby Hermiona mogła się zabawić w lubieżną siostrę miłosierdzia.
Nadal jednak miał na sobie spodnie. Hermiona modliła się, by stan ten trwał jak najdłużej.
- W takim razie miałeś nadzieję na cud - odparła zimno. - Chrzań się. Idź z tym do Pansy albo jakiejś innej twojej zdobyczy.
Chłopak zrobił zirytowaną minę.
- Pansy nigdy nie była moją zdobyczą - oznajmił, trochę zmieszany. - Czemu wszyscy tak uważają?
Może dlatego, że wszyscy mają cię za szmatę, palancie - pomyślała Hermiona, lecz dobre maniery nie pozwoliły jej powiedzieć tego głośno. Nie widziała powodu, by przestać ich używać, nawet jeśli on był ich najwyraźniej kompletnie pozbawiony. Odwróciła się do niego plecami i skrzyżowała ramiona na piersi. Może sobie pójdzie, jeśli będzie go ignorowała.
Jej nadzieje były płonne. Malfoy wcale sobie nie poszedł - a nawet jeszcze gorzej.
- Granger, widziałem wszystko, co masz do pokazania, i to z bliska. A ty widziałaś mnie. Pamiętasz? - zapytał, po czym zaczął ściągać spodnie. Rozpinał rozporek tak powoli, że Hermiona była pewna, że chciał ją rozjuszyć jeszcze bardziej.
- Niestety pamiętam - mruknęła i zorientowała się z przerażeniem, że rumieniec dosięgał już jej klatki piersiowej. Zerknęła na ręczniki i szlafroki leżące grzecznie poza zasięgiem jej rąk. Przy sobie miała tylko ręczniczek do obmywania ciała. Czemu nigdy nie starała się opanować bezróżdżkowego Accio? Harry to umiał!
- Ty ohydna świnio, liczę do pięciu - rzekła Hermiona twardo. Wiedziała, że musi sprawić, by groźba zabrzmiała poważnie. Inaczej Malfoy by ją zlekceważył. - Lepiej wyjdź, zanim cię poważnie okaleczę. Jeden... dwa...
- Jesteś taka piękna - powiedział Malfoy cicho. Z jego głosu znikł jakikolwiek sarkazm. Z pewnością był teraz całkiem nagi. Nawet sposób, w jaki mówił, o tym świadczył. - Chyba nigdy ci o tym nie powiedziałem. Kiedy tylko sobie ciebie wyobrażam, od razu mi staje.
Hermiona oblizała usta i bezskutecznie spróbowała przełknąć ślinę. Malfoy zawsze obniżał ton głosu, gdy mówił o tym, o czym nie powinno się mówić. Potrafił czasami wypowiadać takie rzeczy, że Hermiona była zupełnie pewna, iż nawet gdyby byli przez trzydzieści lat małżeństwem, i tak potrafiłby ją kompletnie zaskoczyć i zbić z tropu.
- Jesteś kłamcą i łajdakiem, a ja byłam idiotką, że się z tobą przespałam. Trzy.
- Miejże serce! - odparł, wchodząc do basenu. Hermiona zachłysnęła się, gdy usłyszała cichy plusk i poczuła fale na wodzie.
- Miejże chociaż trochę przyzwoitości! CZTERY!
Dziewczyna zerknęła przez ramię i zobaczyła, że Ślizgon stał przez cały czas po drugiej stronie basenu, opierając się o krawędź z przymkniętymi oczami. Nawet z tej odległości widziała jego mokre rzęsy. Pod nosem i wokół ust miał resztki zakrzepłej krwi, a wzdłuż szczęki miał paskudne zadrapanie, które z pewnością piekło.
Był poraniony i poobijany, i pomimo że był wcieleniem jakiegoś wyjątkowo wstrętnego demona, nie mogła nic poradzić na to, że było jej go szkoda.
Upłynęło kilkadziesiąt sekund. Upewniwszy się, że Malfoy nie rusza się ze swojego miejsca, Hermiona zaczęła wychodzić z basenu. Pewnie będzie się na nią gapił, ale w tej chwili było jej już wszystko jedno.
- A ty dokąd? - zapytał.
Gryfonka prychnęła pod nosem.
- Idę tam, gdzie ciebie nie ma. Możesz się kąpać. Masz całą łazienkę dla siebie.
- Zostań - powiedział cicho, a w tonie jego głosu zabrzmiało coś... Hermiona pomyślała, że to niemożliwe. Draco Malfoy prędzej zjadłby własny język, niż kogokolwiek o coś poprosił.
- Draco, wiesz, że zwariowałeś? - zapytała, kręcąc głową. Może facet po prostu nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Zostań - powtórzył, ale tym razem twardszym, bardziej bezwzględnym tonem. Jego zachowanie przypomniało jej wizytę w Malfoy Manor, kiedy Draco zdybał ją w korytarzu. Teraz też miał minę, jakby wiedział dokładnie, czego chce, i był pewien, że to dostanie. - Zostań, albo opowiem Potterowi i Weasleyowi ze szczegółami o tym, jak pieprzyliśmy się w mugolskim hotelu i że nikt nigdy nie zrobił mi loda lepiej niż ty.
Drań musiał się zorientować, że Hermiona chciała chronić swoją reputację za wszelką cenę.
- Nie zrobisz tego - zaprotestowała, blednąc. - Masz tyle samo do stracenia, co ja.
- Naprawdę? - zapytał, wzruszając ramionami.
Hermiona zauważyła, że jego oczy zmieniły kolor. W łazience było ciemnawo i tęczówki Malfoya, srebrzystoszare w dziennym świetle, tutaj przybrały barwę starego żelaza.
Ślizgon przeszedł wzdłuż basenu i złapał ją za nadgarstek, po czym wrócił na swoje miejsce, ciągnąc ją za sobą. Hermiona nie opierała się, więc Malfoy rozluźnił uścisk i zaczął powoli głaskać jej rękę.
- Potter i Weasley pewnie będą się starali złoić mi skórę, ale dam sobie radę - oznajmił, przesuwając palcami po jej ręce. Hermiona czuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie. - Mój ojciec jakoś się z tym pogodzi. Jestem mu potrzebny. Wie, że chcę go zastąpić, kiedy przyjdzie czas. A nawet jeśli będzie próbował kombinować coś przy swoim układzie z Ministerstwem, zwrócę się do profesora Snape'a o pomoc.
Hermiona miała wielką ochotę potrząsnąć go porządnie za ramiona i uwolnić jego zdrowy rozsądek.
- Przecież tydzień temu byłeś zniesmaczony tym wszystkim tak samo, jak ja! - wykrzyknęła.
- Podsumowałem sobie wszystkie złe i dobre strony. To, że cię uwiodłem, tylko poprawi moją reputację. - Malfoy nagle się uśmiechnął. - Jesteś białym słoniem dla mojego Ahaba.
- To był biały wieloryb, ty nadęty dupku.
Najwyraźniej Ślizgon nie miał pojęcia, jak się skończył "Moby Dick". Może powinna mu powiedzieć, że Ahab przypadkiem wbił sobie w nogę włócznię i przez tydzień się wykrwawiał na swoim głupim statku, zanim wreszcie zabrała go śmierć?
Hermiona trzęsła się ze złości. Czuła też coś jeszcze. Rozczarowanie? Nie, to zbyt powierzchowne. Gryfonka stwierdziła, że to chyba jednak smutek.
- Czyli mnie szantażujesz, tak?
Po cichu przeklinała fakt, że jej głos się załamał. Spróbowała wyrwać nadgarstek z jego uścisku. On wciąż go trzymał. Oboje milczeli i tylko patrzyli na siebie. Hermiona była zdumiona, że Malfoy był w stanie spojrzeć jej w oczy po wszystkim, co przed chwilą mówił.
- Po prostu weź tę maść i posmaruj mi bark - warknął Ślizgon niecierpliwie i wziął jej dłoń w swoją, pozwalając, by ich palce się splotły. - Proszę. Nie chcę od ciebie nic więcej.
- Dlaczego?
- Bo umieram z bólu - odrzekł sucho. Sięgnął ręką do tyłu, chwycił pojemniczek i odkręcił nakrętkę. Hermiona patrzyła, jak Malfoy wyjął dużą grudkę maści i rozgniótł ją na jej dłoni. Przysunął dziewczynę do siebie tak blisko, że na brzuchu czuła dotyk jego sterczącego przyrodzenia. Skrzyżował kostki nóg za jej łydkami, żeby nie mogła się odsunąć. Hermiona czuła zawroty głowy i serce zaczęło jej walić jak szalone. Tymczasem Malfoy nawet się nie zarumienił. Doprawdy, facet był pozbawiony jakiejkolwiek wrodzonej skromności.
- Widzisz, nie mam przed tobą żadnych tajemnic - szepnął, odgarniając mokry kosmyk włosów z jej twarzy. Chciał założyć jej włosy za ucho, ale kosmyk okręcił mu się wokół palca i nie chciał puścić. Malfoy zrobił rozbawioną minę, a Hermiona miała ochotę zgrzytnąć zębami. Zdradzieckie włosy. Niech tylko poczekają do wakacji. Obetnie je przy samej skórze.
- Jasne - prychnęła Hermiona, nie rozumiejąc, czemu była tak wkurzona faktem, że prawie nic o nim nie wiedziała. - A o czym rozmawiałeś z Dumbledore'em w środę u niego w gabinecie? Co jest nie tak z twoim ramieniem, że pani Pomfrey nie może tego wyleczyć? Co Snape ma wspólnego z nastrojami twojego ojca? Starzy kumple z letniego obozu dla śmierciożerców czy co?
Malfoy uniósł brew.
- Czy coś. Ile tych pytań. Zacznij mnie smarować, to może ci powiem.
Hermiona wiedziała, że nie powinna tego robić. Była świadoma, co należy powiedzieć, jak się zachować... ale ta wiedza nie chciała się przełożyć na praktykę. Po prostu jestem ciekawa - tłumaczyła sobie. Roztarła maść w palcach i zaczęła wcierać ją w skórę Ślizgona. Wokół nich uniósł się zapach eukaliptusa i innych olejków eterycznych, których używał Snape przy warzeniu leczniczych eliksirów. Hermiona nie była delikatna i Malfoy stękał cicho, gdy jej palce wbijały się w napięte mięśnie.
Właściwie to ucieszyła ją myśl, że drań będzie cierpiał wskutek zakwasów jeszcze przez ładnych parę dni. Malfoy nie skarżył się jednak, nawet gdy starała się zmiażdżyć mu ramię palcami. W milczeniu gapił się na nią, pożerając wzrokiem jej zaczerwienione policzki, spuszczone oczy, zaciśnięte usta. Jego wzrok był tak intensywny, że Hermiona zapragnęła nagle zasłonić sobie twarz włosami.
- Granger, gorąco bije z twojej twarzy jak z pieca. Czy przypadkiem ktoś z rodzeństwa ci nie choruje? Albo twój zwierzak?
Hermiona kontynuowała masaż, próbując zachować spokój.
- Krzywołap nie choruje. I jestem jedynaczką. Czy wy, śmierciożercy, nie zdobywacie takich informacji?
- Pewnie śmierciożerców to interesuje, ale skąd ja mam o tym wiedzieć? Nie jestem jednym z nich - odrzekł Malfoy cierpko. Pewnie miał już dosyć takich podejrzeń. - Nigdy bym nie zgadł, że nie masz rodzeństwa - dodał, zamyślony. - Nie zachowujesz się jak typowa jedynaczka.
Ślizgon podniósł dłoń i opuszkami palców musnął jej ucho. Obrysował jego kształt, a potem kostkami palców przesunął wzdłuż jej szczęki, w górę i w dół.
- A jak się zachowuję? - zapytała, gładząc miejsce, gdzie siniak był najciemniejszy. Malfoy skrzywił się, mimo że starała się robić to delikatniej.
- Jak mamusia. Wydaje się, że przez całe życie opiekowałaś się bezradnymi, głupszymi od ciebie ludźmi i zwierzętami.
Hermiona prychnęła.
- Harry i Ron byliby tym doprawdy zachwyceni.
- Harry ma kompleks ofiary, jest fatalistą na skraju depresji i lekceważy autorytety tylko dlatego, że w głębi duszy naprawdę wierzy, że jest lepszy od całej reszty świata. Z kolei Ron ma objawy syndromu Wszystko Z Drugiej Ręki. Podejrzewam, że jest o wiele bardziej utalentowany, niż pokazuje. Tak się przyzwyczaił do tego, że zawsze zajmuje drugie miejsce, że zaczął się czuć z tym bezpiecznie. Zwycięstwo o własnych siłach przeraża go, dlatego w quidditchu nie stać go na więcej niż na grę lekko powyżej przeciętnej. Ma do Pottera urazę, lecz podziwia go na tyle, by nie dawać jej ujścia. A w tobie jest zakochany, ale już dawno temu zrezygnował z myśli, że mógłby cię mieć. - Przy ostatnich słowach Ślizgon dotknął palcem czubka jej nosa, zostawiając tam kroplę wody.
Hermiona podniosła wzrok i wpatrywała się w niego, wstrząśnięta. W tych kilku zwięzłych zdaniach zamknął wszystkie najgorsze, najpaskudniejsze, najstaranniej ukrywane myśli, jakie miała o swoich przyjaciołach od chwili, gdy ich poznała.
- Nie tylko ty obserwujesz i się uczysz - rzekł Malfoy i objął ją ramionami. Nie dość, że była zszokowana jego słowami, to jeszcze poczuła go tuż przy sobie. To było już zbyt wiele i przez chwilę jej przeciążone ciało i umysł odmówiły posłuszeństwa. Zaraz jednak odczuła działanie zaklęcia, które potęgowało w dwójnasób i trójnasób najdrobniejsze poruszenie jej emocji. Lęk i nienawiść były tak silne, że niemal ją dusiły, zaś jej inne, bardziej złożone uczucia względem Malfoya też zaczynały szaleć. Jej żołądek wywijał jednego koziołka po drugim, a serce waliło tak mocno, że czuła pulsowanie w całym ciele.
To było okropne, wręcz obrzydliwe, ale Hermiona nie mogła dłużej ukrywać przed sobą, że pragnęła tylko przytulić się do Ślizgona i pozostać tak, dopóki całe zło nie zniknie ze świata. Również dlatego, iż wiedziała, że wiele z tego zła Malfoy nosił w sobie.
- Powinieneś był zostać w skrzydle szpitalnym - rzekła, świadoma tego, że mógł wyczytać zbyt wiele z jej spojrzenia. Jednak nagle przestało ją to obchodzić.
- Tak, wiem - odparł, śmiertelnie poważny. Wyglądał, jakby zaczął się czymś martwić, i patrzył na nią tak, jakby chciał ją pocałować. Dokładnie taką samą minę miał zaraz przed tym, kiedy pocałował ją w Zakazanym Lesie.
- Proszę, przestań mnie już dotykać - wyszeptała, drżąc.
- Staram się ze wszystkich sił - odparł cicho, ochryple.
Boże Boże Boże... To tylko chłopak. Zwyczajny chłopak. Chyba mogę sobie z nim poradzić?
- Granger, do cholery, po prostu pozwól na to. Przyrzekam, że nie zrobię ci krzywdy.
Kłamca - pomyślała ze smutkiem i pocałowała go.
O matulu, mam niekonczace sie dreszcze! Wspanialy rozdzial, feeria emocji, az mi samej serducho wali, jak szalone! ❤ Nawet nie wiem, co napisac wiecej ponad to, ze ciesze sie, ze Draco nie oberwal sloikiem z sola prosto w glowe oraz ze Hermiona nie utopila sie z wrazenia w basenie 😁 Nie moge sie powstrzymac i klikam kolejny rozdzial 😁
OdpowiedzUsuńMała
Ahhhh ♥️ uwielbiam rozdziały z taką ilością emocji, przyciągania i wzajemnego podniecenia 😍
OdpowiedzUsuń