ROZDZIAŁ 21.
Pocałunek był jak powódź. Jak tsunami, które rozpoczynało się tąpnięciem, niedostrzegalnym na powierzchni wody, a kończyło falą, zmiatającą wszystko na swojej drodze.
Granger oplotła jego biodra nogami, a on złapał ją za tyłek, żeby ją podtrzymać. Dotyk jej miękkiej skóry na jego ciele był fantastyczny. Właściwie to Draco czuł się zaskoczony, że gorąco emanujące z ich tatuaży nie podgrzało jeszcze wody do temperatury wrzenia. Może nie stało się tak dlatego, że nie było to gorąco w sensie fizycznym. Chodziło raczej o sposób, w jaki ich ciała ocierały się o siebie.
Draco czuł, że koniuszki jego palców stały się tak wrażliwe, jakby pojawiły się w nich dodatkowe zakończenia nerwowe. Przez głowę przebiegła mu jeszcze ostatnia jasna myśl, że zbyt długo zwlekał z oddaniem do biblioteki pewnej książki, którą niechcący upuścił do kałuży, za co pani Pince z pewnością go zamorduje. Szajba mi odbija - pomyślał i stwierdził, że zupełnie się tym nie przejmuje.
Musiał przyznać, że pocałunki Hermiony odzwierciedlały jej osobowość. Koncentrowała się na nich tak, jak sumienna, pilna uczennica, przystępująca do nauki. Zwracała uwagę na każdy szczegół. Zdawało się, że pragnie się rozkoszować wszystkim, czym tylko była w stanie - dotykiem, smakiem, zapachem.
Może później zrobi sobie z tego test.
Malfoy uśmiechnął się na tę myśl, nie przerywając pocałunku, od którego ogarniało go dziwne uczucie - coś jakby mieszanka leniwego zadowolenia i żądzy przypominającej żar pieca hutniczego.
Pieszczoty Hermiony nie były w żaden sposób podobne do nadmiernie entuzjastycznych awansów niektórych dziewczyn, które sądziły, że najlepsza technika to zatykanie partnerowi gardła językiem i nadprodukcja śliny. Gryfonka wciąż była bardzo delikatna. Draco podejrzewał, że to z powodu jego skaleczeń i siniaków. Właściwie to mu się podobało i pozwolił Hermionie przejąć inicjatywę, godząc się na to, by pieściła go w sposób, jaki odpowiadał jej najbardziej. Owszem, może i powiedziałby jej, że nie musiała się z nim tak cackać, ale nie był w stanie ani na sekundę oderwać ust od jej warg. Całe napięcie, ból, na wpół uformowane plany dosypania Blighowi proszku na przeczyszczenie do obiadu - to wszystko gdzieś uleciało.
Draco uwolnił jedną rękę i zaczął nią wodzić po piersiach Hermiony. Nie było to zbyt wyrafinowane. Po prostu chciał jej dotykać wszędzie naraz. Różnica między stwardniałymi odciskami od gry w quidditcha, jakie miał na palcach, i jej niewyobrażalnie miękką skórą, była fenomenalna.
W którymś momencie jej subtelne pieszczoty przestały mu wystarczać. Oderwał dłoń od jej piersi i złapał ją za podbródek, przekrzywiając jej głowę tak, że mógł pogłębić pocałunek. Hermiona nagrodziła go pożądliwym westchnieniem. Położyła mu ręce na ramionach, potem objęła za szyję i wreszcie wplotła palce w jego włosy. Czuł dotyk jej sutków na swojej skórze i tak cholernie chciał wziąć je w usta, ale musiałby ją najpierw odsunąć, a tego zwyczajnie nie był w stanie zrobić. Za to Hermiona cofnęła się, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję. Przedtem wspięła się na niego, oplatając go nogami, lecz co chwila się zapominała i ześlizgiwała w dół, gdy tylko rozluźniła uścisk na jego ramionach. Kiedy teraz się odsunęła, szybko zerknął na jej twarz. Chciał się upewnić, czy ktoś jej przypadkiem nie podmienił i zamiast niej w basenie nie znalazł się ciemnowłosy, zarozumiały sukkub.
Ale nie. To była Hermiona. Ta sama dziewczyna, co wtedy w mugolskim hotelu. Odczuwał promieniującą od niej czułość i pożądanie, i wiedział, że teraz też pragnęła właśnie jego. Nikogo innego.
Draco znowu poczuł znajome wrażenie ściskania w klatce piersiowej. Właściwie to chciał zabrać Hermionę do domu, zamknąć w szafie i wypuszczać tylko przy specjalnych okazjach.
Draco nigdy zbytnio nie przejmował się religią, jednak pamiętał, co opowiadała mu któraś z jego niań. Mówiła, że Bóg stwarzał ludzi parami i zaplanował, że będą się w te pary łączyć. Każda osoba miała swojego przeznaczonego partnera. Kto wie? Może w jakimś szerszym porządku rzeczy Granger była przeznaczona jemu.
Kiedy wiadomo, że robi się naprawdę niebezpiecznie? - odezwał się jakiś nieproszony, szorstki głos w jego głowie. - Gdy dziewczyna sprawia, że zaczynasz myśleć o swoim stwórcy.
Draco pochylił głowę i przysunął usta do szyi Hermiony. Zaraz pod jej uchem było miejsce, które chciał pocałować. Musnął je wargami, a potem zrobił dziewczynie malinkę. Wspaniale było czuć jej gorącą krew, pulsującą zaraz pod skórą. Draco odsunął głowę i obserwował nabrzmiewający siniak. Niczego tak nie pragnął w tej chwili, jak pokryć takimi znakami ją całą, a potem na drugi dzień oglądać ją, idącą szkolnymi korytarzami i podciągającą do góry kołnierzyk, żeby ukryć ślady ich igraszek.
Hermiona odsunęła się ponownie, łapiąc gwałtownie powietrze. Wzięła urywany wdech, który zdradzał jej niepokój, ale po chwili się uspokoiła, więc Draco nie widział powodu, by przerywać. Spojrzał dziewczynie w oczy i zauważył, że jej brązowe tęczówki zmieniły się w cienkie paseczki, obramowujące czarne, przepastne źrenice. Hermiona sprawiała wrażenie, jakby miała gorączkę i na dodatek ktoś ją skonfundował. Musnęła wargami kącik jego ust, policzek, czubek nosa, i oblizała kropelkę wody, wiszącą na jego rzęsach.
Draco wymamrotał coś pod nosem, ale sam nie wiedział, co. Miał tylko niejasne wrażenie, że było to coś nieprzyzwoitego. Na koniec zaś dodał chyba: "O Boże".
Znowu Bóg. A zatem katastrofa była blisko.
Chłopak zsunął rękę na biodro Hermiony. W wyobraźni widział niemal elektryczne iskry, przeskakujące z jego palców na jej skórę, zanim jeszcze jej dotknął.
Wreszcie Ślizgon musnął opuszkami palców tatuaż Hermiony. Draco zakręciło się w głowie, a Hermiona była bliska omdlenia z szoku. Rzucony na nich czar może i był czymś niematerialnym, lecz jego skutki były jak najbardziej namacalne. Draco z trudem trzymał się na nogach, a Hermiona, nie wiedząc właściwie, co się stało, mogła tylko poddać się impulsowi. Oparła głowę na ramieniu Ślizgona z dziwnym uczuciem, że znajduje się w stanie nieważkości.
Draco nie zamierzał przerywać. Zaklęcie domagało się kontynuacji. Chłopak czuł, że jego zdrowy rozsądek kompletnie zdezerterował, a należne mu miejsce zajęło rozbuchane, nastoletnie libido, najnowszy przywódca fanklubu zaklęcia Fida Mia.
Teraz Draco pragnął tylko jednego - zakończyć to, co zaczęli. Przytrzymał Hermionę jedną ręką i wziął swojego fiuta w dłoń. Nie było to łatwe, bo dziewczyna nie dość, że była od niego niższa, to jeszcze na dodatek cała śliska od piany. Wreszcie jednak otarł się o jej cipkę i wsunął się w nią odrobinę, zamykając oczy i szepcząc ochryple:
- Hermiono...
Dziewczyna poruszyła się niespokojnie, jakby wystraszona, ale on przestał zwracać na to uwagę. Nie byłby w stanie przestać, nawet gdyby zamek miał zwalić mu się na głowę i pogrzebać go pod gruzami. Chciał więcej. Teraz. Natychmiast.
Zrobimy to jeszcze nie raz - powtarzał sobie, całując miękką skórę na jej czole. Postanowił, że zaspokoi ją na tuzin różnych sposób... ale kiedy indziej.
Tym razem chciał tylko pieprzyć ją, dopóki sam nie eksploduje. Mniejsza o wyrzuty sumienia.
Chciał wejść w nią do końca, ale chyba czekał zbyt długo, gdyż Hermiona otworzyła oczy. Draco nie spodobało się to, co w nich zobaczył. Owszem, dostrzegał tam wyczekiwanie i obawę... Troszkę strachu rodziło napięcie, które powinno stanowić przyjemny dodatek do spontanicznego seksu, tyle że z każdą chwilą strach w spojrzeniu Gryfonki narastał, a chęć na pieprzenie się z nim w oczywisty sposób się zmniejszała.
Draco wsunął się w nią o cal głębiej i kolana pod nim zadrżały, gdy pokonał ciasne wejście i wreszcie znalazł się w raju jedwabistego, miękkiego gorąca. Mogło się wydawać, że woda w basenie jest ciepła, lecz cipka Granger była tak gorąca, że niemal go parzyła.
- Czekaj. Poczekaj chwilę - wyrzuciła z siebie Hermiona, marszcząc boleśnie brwi, jakby zamiast przyjemności odczuwała tylko silny dyskomfort. Wprawdzie nie kazała mu przestać, ale nie pozwalała też posunąć się dalej.
Po chwili zdecydowanie odsunęła się od niego.
Ożeż kurwa. Czy ta wariatka naprawdę chciała mu powiedzieć, że na tym koniec?
Chyba tak. Jej dłonie, jeszcze przed chwilą kurczowo wplecione w jego włosy, teraz opierały się o jego klatkę piersiową, próbując go odepchnąć.
- Ja wcale nie chcę tego robić - wyszeptała Hermiona bez tchu, przerażona. Jej oczy zaszkliły się i Draco był pewien, że nie była to tylko gra świateł.
Musiał chyba wyglądać dość głupio, gapiąc się na nią z opadniętą szczęką. Na dodatek sapał tak, jakby w ciągu kilkunastu minut przebiegł dystans z Hogwartu do Miodowego Królestwa.
Jakim cudem potrafiła zignorować fakt, że już prawie całkowicie w nią wszedł?
Od tej chwili definicja słowa "tortura" zyskała nowy aspekt. Torturą było, kiedy Hermiona Granger nagle dostawała bzika i zmieniała zdanie.
Draco nie miał innego wyjścia, jak ją puścić. Wyglądała jak zaszczute zwierzę i to wystarczyło, by znowu poczuł to znienawidzone ściskanie w klatce piersiowej. Nagle zdał sobie sprawę, że jest wściekły, i to bardzo. Cała zabawa w kotka i myszkę miała sens tylko wtedy, gdy na koniec mógł zdobyć to, czego pragnął. Nigdy jeszcze mu się nie zdarzyło, żeby musiał obyć się smakiem. Nigdy.
Co z nim było nie tak, do cholery, że Granger nie miała ochoty na małe bzykanko? Nie był brzydki, nie śmierdział, był dobrze wyposażony, i to w każdym znaczeniu tego słowa. Ba, nawet nie ustępował jej inteligencją.
No i był synem śmierciożercy. Zbrodniarza.
Ha, spróbuj tylko zmyć tę hańbę. Do tego trzeba czegoś więcej niż piany i wody.
Jednak to nie moralne wątpliwości dotknęły go najbardziej, a jej zachowanie. Granger skurczyła się w sobie, gdy wyciągnął dłoń w jej stronę, jak gdyby nagle zaczął budzić w niej odrazę.
- Czy mama nigdy ci nie mówiła, że to brzydko tak się droczyć? - syknął bardziej zjadliwie, niż zamierzał. Z ledwością panował nad swoim głosem, zupełnie jakby nie używał go od wielu dni. Nie był też w nastroju, by zajmować się oziębłą dziewczyną o rygorystycznych zasadach moralnych, przez którą czuł się, jakby jechał kolejką górską w mugolskim wesołym miasteczku. Jego samopoczucie pogarszał fakt, że ramię znowu go rozbolało, nie mówiąc już o jego niezaspokojonym kutasie.
Hermiona patrzyła na niego tak spokojnie, że zaczęło go to wkurzać. Wolałby, żeby się rozzłościła.
- Mama uczyła mnie, że to ważne, bym była uczciwa i trzymała się pewnych zasad - odrzekła Gryfonka cicho. - Twoja mama chyba nie przerobiła z tobą tej lekcji - dodała łagodnie.
Hermiona wiedziała, że czasami nie było innego wyjścia, niż potrząsnąć Malfoyem, oczywiście w sensie przenośnym. Musiała sprawić, by pojął, że nie mogliby dalej żyć z tym, co prawie zrobili. To byłaby katastrofa.
Co gorsza, katastrofa nie do końca zażegnana.
Hermiona była pewna, że gdyby uprawiali seks, to później załamałaby się nerwowo. Może i była egoistką, ale w tym momencie uważała, że jej priorytetem numer jeden powinno być jej zdrowie psychiczne.
- Nauczyła mnie wystarczająco dużo - odparł Draco szyderczo. - Umiała wiele pożytecznych rzeczy.
Było oczywiste, że w domu Malfoyów przestrzeganie zasad moralnych stanowiło sprawę minimalnej wagi.
- Dziwne, że znalazła dość czasu, by się tobą w ogóle zajmować, nie mówiąc już o uczeniu cię czegokolwiek. Przecież gdy tylko wyczuła nadchodzące kłopoty, spakowała do kufra czystą bieliznę i rodowe srebra Malfoyów, i wsiadła na pierwszy statek, który odpływał na kontynent. Nie nazwałabym jej wzorowym rodzicem - odparła Hermiona. Słowa były okrutne, lecz Malfoy nawet nie mrugnął okiem.
- Granger, zaczynasz się do mnie upodabniać - oznajmił tak łagodnym tonem, że zabrzmiało to przerażająco. - A teraz mnie przeproś.
Hermiona parsknęła lekceważąco.
- Wypchaj się! Najpierw ty mnie przeproś.
- No, wreszcie wyszliśmy z tego impasu - rzekł Malfoy i złapał ją za ramiona, przypierając ją do brzegu basenu. Woda chlusnęła do góry, rozchlapując się na marmurowej posadzce. - Myślisz, że brak mi dobrych manier, tak? - szepnął Gryfonce do ucha. - Uważasz, że jestem brutalny? Jesteś dla mnie za dobra, tak?
Hermiona próbowała kopnąć go w krocze, ale zacisnął jej kolana między swoimi nogami tak, że nie mogła nimi poruszyć. Mogła się tylko szarpać, jednak to nic nie dawało. Zupełnie jak wtedy, w motelu. Teraz działo się prawie to samo i Hermiona nie mogła się nadziwić, jakim cudem potrafiła doprowadzić Malfoya do takiej furii. Przecież był znany z tego, że bardzo rzadko tracił panowanie nad sobą. Gdy chciał komuś dokopać, to używał podstępu.
- Czyny mówią więcej niż słowa - rzekła, robiąc dobrą minę do złej gry. Głos jej drżał, ale starała się nie pokazywać po sobie strachu. Niestety skończyło się na tym, że zrobiła zarozumiałą minę. Na dodatek miała wrażenie, że przeklęty smok na jej biodrze płonie żywym ogniem. Może barwnik pod jej skórą był jakimś rodzajem powoli uwalniającej się toksyny, która zatruwała jej umysł i odbierała zdolność logicznego myślenia.
- Owszem, tak faktycznie jest - odparł Malfoy. - Zaraz ci to udowodnię.
O Boże. Hermiona posłała tęskne spojrzenie w kierunku drzwi wyjściowych.
- Matka zawsze powtarzała mi, że to ważne, bym skończył to, co zacząłem - ciągnął Malfoy. Na skroni pulsowała mu żyła. - Byłem nad wiek rozwiniętym dzieckiem i zawsze się wszystkim interesowałem, nawet tym, czym nie powinienem. Pewnie też taka byłaś. - Wsunął rękę między jej plecy i brzeg basenu w miejscu, gdzie twarda krawędź wrzynała jej się w ciało. - A teraz ty, panno Granger, skończysz, co zaczęłaś.
Co ona zaczęła? No, doprawdy! Malfoy chyba stracił kontakt z rzeczywistością. Chyba że miał na myśli bal na zakończenie szkoły i to, że wtedy podeszła do niego pierwsza. Czyżby o to mu chodziło?
- Pierdol się - odparła.
Uśmiechnął się słodko, rozluźniając uścisk.
- Mógłbym, ale wolę to robić z kimś.
Hermiona wyszarpnęła lewą rękę i położyła ją na jego uszkodzonym barku, rozstawiając szeroko palce. Malfoy nawet się nie wzdrygnął. Nie próbował też jej powstrzymać, choć wiedział doskonale, co planowała zrobić. Oboje byli świadomi, czym by to się skończyło, gdyby Gryfonka zacisnęła palce z całej siły.
Hermiona nie potrafiła powiedzieć, co było bardziej niepokojące - to, że była gotowa zadać mu fizyczny ból, czy to, że Malfoy w ogóle się przed tym nie bronił.
- No dalej - ponaglił ją. Sądząc po tonie jego głosu, był zarazem zniecierpliwiony, zrezygnowany i wyczekujący.
Hermiona wybałuszyła oczy.
- Jesteś tak samo szalony, jak twój ojciec - rzekła.
- Zrób to - syknął, zaciskając palce na jej prawym nadgarstku tak, że czuła paznokcie wbijające się w jej skórę.
Chrzanić to. Jeśli chciał bólu, to czemu miałaby mu go nie zadać?
Nie mogąc powstrzymać drżenia dłoni, Hermiona lekko zacisnęła palce na ramieniu Malfoya, po czym od razu puściła. Po jego reakcji poznała, że był gotów na więcej. Jego całe ciało było napięte, a wargi zaciśnięte. Dziewczyna spojrzała na swoje palce i zauważyła, że ich bladość okropnie kontrastuje z purpurowym sińcem.
Wtedy ją olśniło. Boże, to było potworne. Jej dłoń opadła bezwładnie w obliczu tego czegoś, co zatamowało jej oddech w piersi.
- Co z tobą? - warknął Malfoy, sztyletując ją wzrokiem. Sprawiał wrażenie, że dopiero teraz wpadł w prawdziwą furię. - Ty oziębła suko, zrób, co chciałaś zrobić! NO JUŻ!
Hermiona próbowała się odwrócić i ukryć twarz, żeby nie zobaczył jej miny.
- Hermiono! - wykrzyknął i złapał ją za podbródek, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy.
- Nie mogę... - odparła, nienawidząc samej siebie. Nie chciała być taka żałosna i słaba, ale kiedy chodziło o niego, taka właśnie była. - Nie mogę!
- Dlaczego? - zapytał, nachylając się nad nią i wpatrując się w jej twarz, jak człowiek szukający odpowiedzi na najbardziej zasadnicze pytanie. Zaszokowało ją, gdy zdała sobie sprawę, że to, co chciał od niej usłyszeć, było zarazem tym, co najbardziej by go rozwścieczyło, gdyby powiedziała to na głos.
- Bo nie chcę robić ci krzywdy! Czy tak trudno w to uwierzyć? - krzyknęła.
Chyba rzeczywiście nie był w stanie w to uwierzyć. Hermiona nigdy nie sądziła, że Malfoy byłby w stanie przybrać tak lodowatą minę. Jej słowa spowodowały taką zmianę, że można by rzec, że stał przed nią inny człowiek. Gniew momentalnie zniknął z jego twarzy, lecz to, co pozostało, było chyba znacznie gorsze.
Ślizgon pokręcił głową, jakby szukał ochrony w zaprzeczeniu.
- To był błąd, że wszedłem do łazienki. Ja... przepraszam.
Hermiona wytrzeszczyła oczy. Malfoy kontynuował.
- Nie ma powodu, byśmy spotykali się po raz kolejny przed wyjazdem do Londynu - oznajmił rzeczowo. - Dam ci znać, kiedy dokładnie trzeba będzie wyjechać. Upewnij się, że masz jakąś dobrą wymówkę.
Zupełnie jakby kończył spotkanie w interesach.
Puścił ją tak nagle, że straciła równowagę i przechyliła się do tyłu, uderzając plecami o brzeg basenu. Malfoy zignorował to i wyszedł z wody. Szybko założył ubranie, nie wycierając się, i wybiegł z łazienki, jakby sam Voldemort deptał mu po piętach.
Och, co tu sie wydarzylo... Zupelnie zapomnialam, ze to, co sie zaczelo rozdzial temu ma tak fatalny final ☹ Chociaz patrzac z prespektywy Hermiony to zareagowala adekwatnie do sytuacji, nawet, jesli Draco to superseksowny... ugh, mąż. Faceci to czasami takie glupki... 🙄
OdpowiedzUsuńMała
Ale, że jak?! To nie takmialo być!
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to skomentować, właściwie chyba liczyłam na finał z happy endem i że od tego momentu jakoś przyznają się przed sobą, że są dla siebie ważni. Nie chodzi mi o wielkie wyznanie miłości, ale o to, że jednak zaczynają czuć do siebie coś więcej. W pierwszej chwili gdy Hermiona przestała to pierwsze co miałam w myślach, że Draco się załamie, bo wbrew zaklęciu przestała i że pomyśli, że tak bardzo go nienawidzi... Brak spotkań? Smutno mi... Faceci to nieraz takie głąby...
OdpowiedzUsuń